Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Untitled Part 1


Życie w szkole nastolatka można było porównać ze spokojną łanią. Codziennie je trawę, liście, a ludzie uwielbiają ją oglądać. Zwłaszcza na talerzu.
Szkoła to jest polana, na którą wbiega łania, podekscytowana tym, że wreszcie znajdzie jedzenie.
Niestety zdaje sobie sprawę z obecności wilków i kłósowników kiedy jest już martwa.

12th May

-Ophelia Russell! O czym ty myślisz?!

Wrzask z samego rana na korytarzu gimnazjum wzbudził wiele znudzonych rutyną spojrzeń do zerknięcia w stronę hałasu. Od dawna nikt w tej mało znanej szkole nie krzyknął. Jedynie nauczyciele mieli do tego prawo i używali go najczęściej jak się dało. W końcu trzeba było pokazać uczniom na co ich stać, co im wolno , a młodszym nie.

Dlatego właśnie uczniowie przeglądający podręczniki by przygotować się na następną lekcję, lub ci, którzy cicho rozmawiali po kątach popatrzyli się ze zdziwieniem na najdziwniejszą od miesiąca sytuację.

Bo to właśnie miesiąc temu Richard Fox, a raczej jego głowa, została brutalnie spuszczona w męskiej toalecie.  Był to czarnoskóry, krągły chłopak, z wielkimi ustami, takimi, których nienawidzili brytyjscy chłopcy. Często prześladowany, przyzwyczaił się do tego. Boleśnie, aczkolwiek przyzwyczaił.

Chłopak z pierwszego roku nie przejmował się wyzwiskami rzucanymi w jego stronę, ani zniszczonymi paroma podręcznikami. Ale kiedy doszło do tego okropnego zdarzenia, jego wcześniej przedstawiona przyjaciółka, Ophelia Russell poszła na naganę do dyrektora placówki. Mężczyzna nie robiłby z tego nie wiadomo jakiej szopki, gdyby do sprawy nie dołączyła się szalona matka Richarda. Nie tylko okrzyczała bez umiaru Daniela Reida i jego przyjaciół, którzy byli winni zbrodni, ale pobiła dotkliwie chłopaka.

Następnego dnia Richard nie pojawił się w szkole, jak i każdego kolejnego.

Ale takie rzeczy w brew pozorom nie działy się często. Po mimo kilku takich incydentów, szkoła w Elcester City uważana była za jedną z najspokojniejszych w Anglii. Przynajmniej tak sądzili rodzice, nauczyciele i połowa uczniów w tejże szkole. Ale przecież nikt nie widział co kryło się w najciemniejszych cieniach rzucanych przez budynek.

Do tych nieświadomych osób, do ostatniego miesiąca należała również Ophelia Russell. Wcześniej nie zażyła gorzkich smaków świata, po którym stąpała. Nikt nigdy nie mówił o niej źle, była ulubioną córką dyrektora, miała kochającą matkę i pochodziła z dobrego domu. Uczyła się wyśmienicie, a jej wygląd nie miał niczego do zarzucenia. Była wysoką, krótkowłosą blondynką, noszącą szkła kontaktowe, o których wiedzieli tylko najbliżsi. Chodziła w niewyzywających spódnicach i błękitnych sweterkach, które przyprawiały niektórych uczniów o mdłości. Jej krok był zawsze równy, nigdy się nie zataczała się, poruszała się wręcz z gracją. Na prywatnym blogu, nazywanym szkolnym, gdzie aż roiło się od plotek nie było o niej żadnej wzmianki, chyba, że drwiny z jej ubioru. Poza tym, Ophelia Russell nigdy, ale to przenigdy nie była na żadnej imprezie, a zwłaszcza nie spożyła ani kropelki alkoholu. To wszystko czyniło ją nietykalną, jedną z niewielu.

Dlatego dzisiejszy poranek wzbudził tyle emocji w Elcester school. Bo to właśnie dziewczyna zawieszonego w prawach ucznia Daniela Reida, Rebecca Parker, pochodząca z sierocińca , wysoka brunetka, popchnęła idącą korytarzem Ophelię. Zamiast jej przeprosić, Rebecca bezczelnie się na nią wydarła, ale Russell, niczym najtwardsza skała, pozbierała swoje rzeczy i ruszyła z zamiarem odejścia.

Parker nie tylko wyrzuciła jej książki i piórnik z rąk, ale także wytarła podłogę jej lśniącymi włosami, podkładając jej nogę. Dziewczyna zaliczyła najboleśniejszy psychicznie upadek w jej całym czternastoletnim życiu. Nie była na to gotowa, dlatego z jej oczu poleciało kilka niewinnych łez, które skutecznie zasłoniła grzywka. Jednak blondynka nie chciała zasłoniętej twarzy, ale jej bielizny, która została na dosłownie chwilę odsłonięta. Równie szybko jak spódnica się podniosła, została opuszczona przez zdyszaną piętnastoletnią przyjaciółkę Ophelii, Cornelię Jackson. 

-Przepraszam za spóźnienie- wydyszała cicho do ucha nastolatki. Blondynka szybko wytarła cieknące łzy i poszła chwiejnym krokiem, który zupełnie do niej nie pasował,  a po chwili zniknęła w korytarzu prowadzącym do toalety.

Cornelia postanowiła pozamiatać po młodszej koleżance. Jej czarne włosy były spięte w wysuwającego się powoli kucyka, ciemno zielone oczy błyszczały agresywnością, a wąskie usta wykrzywione były w grymasie złości. Gdyby się nie spóźniła tego dnia rano, zdążyłaby zasłonić Russell swoim ciałem i odejść z nią na lekcje.

Praktycznie każdy w Elcester school uwierzył w to, że nagle po incydencie z Richardem, Cornelia zaprzyjaźniła się z blondynką, ale nieliczni wiedzieli, że było to jedynie ustawione. Ojciec Ophelii i tym samym dyrektor placówki, doskonale znał się na dzieciach, a zwłaszcza wzburzonych nastolatkach. Sam wychował troje, zatem znał się na temacie. Ciężko jednak było mu przyznać, że Ophelia będzie miała kłopoty dotąd, dokąd dwie najstarsze klasy nie odejdą ze szkoły. Co jednak później, kiedy w okolicy jest tylko jedno liceum? O tym miał pomyśleć później, nie miał na to siły w tym roku. Za bardzo martwiłby się o córkę gdyby pozostawałaby bez ochrony na terenie szkoły. Dlatego podjął najtrudniejszą decyzję z jaką mógł się zmierzyć w kwietniu i poprosił do siebie pewną uczennicę.

Jakie było zaskoczenie Cornelii, kiedy jej imię zostało wywołane przez dyrektora na cały budynek. Od razu rzuciły jej się na myśl jakie okropne rzeczy zrobiła przez ten tydzień. Na pewno odpyskowała wstrętnej nauczycielce od geografii przekleństwem, no ale po to by jej nie wzywali. Spała na lekcji matematyki i rzuciła gumą do kosza, nieszczęśliwie trafiając we włosy jednej z różowych blondynek z jej klasy. Do ani jednej z tych rzeczy nie przyznała się przed nikim, nawet jak pytał. Osoby, które rzekomo miały być świadkami zdarzeń, zawsze dziwnie mówiły, że niczego nie widziały. Ale czemu się tu dziwić? Już od drugiej klasy Jackson była postrachem szkoły.

Od momentu rozmowy z dyrektorem Russellem, Cornelia była prywatnym ochroniarzem Ophelii. Udawała dobrą znajomą. W zamian za to, mogła robić wszystko co się jej żywnie podobało. Oczywiście z umiarem.

Dlatego stała rano przed Rebeką Parker i patrzyła się jej groźnie w oczy. Brunetka wiedziała, że przegrała na starcie, więc próbowała się lekko wycofać, oczywiście tak, żeby nikt nie pomyślał, że się boi. Ależ przecież ona się nie bała! Ona tylko... konsekwentnie porównywała swoje umiejętności.

Kiedy jednak zobaczyła szybującą ku jej wymalowanej twarzy pięść Jackson, osłoniła się tak, jak uczyli ją chłopaki z drużyny futbolowej. Już miała się zamachnąć w brzuch zielonookiej, kiedy jej ręka została brutalnie zepchnięta z toru, a ona sama w następnej sekundzie leżała na brudnej podłodze z podciętymi nogami. Tak, zdecydowanie czuła się przegrana. Czuła się nisko.

-Uważaj do kogo startujesz...- i w tym momencie Cornelia na chwilę się zacięła. Przecież nawet nie wiedziała jak się nazywa! Od informacji o danej osobie miała Judy, która akurat nie była przy niej. Minęła sekunda, później druga i Jackson w końcu wydusiła- laska! A zwłaszcza patrz, kogo ma przy sobie.

Lepszego tekstu w tamtej chwili dziewczyna nie mogła wymyślić, ale chwaliła sama siebie, jak gładko wyszła z ciężkiej sytuacji. Wtedy usłyszała kolejny krzyk dzisiaj, a dokładnie biegnącego w ich stronę faceta od historii.

- Cornelia! Ty łobuzie, wracaj tutaj!- krzyknął do oddalającej się już nastolatki. Wcale nie miał w planach łapania jej a tym bardziej karania, ale ważne było, że uczniowie tak myśleli.

Kiedy w końcu Jackson złapała oddech w następnym korytarzu, pobiegła w stronę łazienki dziewcząt. Już przed otworzeniem drzwi usłyszała głośny szloch. Otworzyła drzwi do jednej z kabin, gdzie zobaczyła opuchniętą na twarzy Ophelię. Westchnęła cicho i zamknęła drzwiczki, tym samym będąc w małej przestrzeni wraz z delikatną blondynką.

-Słuchaj, nie jestem dobra w pocieszaniu- zaczęła przerywając głośną ciszę- A nawet jeśli byłabym dobra, to bym cię nie pocieszyła, bo nie jesteś dla mnie nikim ważnym. Cała ta sytuacja daje mi wiele korzyści.
Jak zadzwoni dzwonek na pierwszą lekcję, pójdziemy do gabinetu twojego ojca, gdzie się ogarniesz, a ja niestety pójdę na lekcje.

Następnego dnia nie była dla niej nikim ważnym, kiedy znalazła jej martwe, powieszone ciało w tej samej kabinie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro