Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

BirdFlash


 Batman stał w Strażnicy i pracował nad czymś w pocie czoła przy komputerze Ligii. Była już dość późna godzina. A może wczesno-poranna? W każdym razie – to nie istotne. Na ekranie bez zapowiedzi wyskoczyło okno wideo-konwersacji, a na nim ujrzał Robina, siedemnastoletniego Damiana, syna Bruce'a, który ze względu na stan swojego zdrowia, oddał rolę Batmana Dickowi.

- Co się dzieje, Robinie? - za plecami chłopaka widział budynki, które zdecydowanie nie znajdowały się w Gotham. No tak. Przecież Damian pojechał na weekend do Jump City. Gdzieś z otoczenia nastolatka dobiegały dziwne hałasy i krzyki.

- Mamy tu malutki problem z wyznawcami Jokera. - zameldował – Sami we dwójkę ze Speedy nie dajemy sobie rady. Mógłbyś... Mógłbyś kogoś przysłać? - ostatnie zdanie z trudem przeszło mu przez gardło. Za jego plecami śmignęło coś czerwonego, co za pewne było samą Speedy, która dzielnie walczyła, kiedy Robin wdawał się w pogawędki z mentorem.

- We dwójkę? - zdziwił się – A co z reszty Tytanów? - zapytał, nie rozumiejąc. Twarz młodego Wayne'a przez chwilę wykrzywił grymas i już miał odpowiedzieć, kiedy za jego plecami wyrosła uczennica Green Arrowa.

- To najgorsza randka, na jaką mogłeś mnie zabrać, idioto. - burknęła, całkowicie ignorując fakt, że Dick tam, tak jakby, był i wszystko słyszał.

- Zamknij się, Harper!

- Bo co mi zrobisz? - odburknęła – Dasz szlaban na se- sam-wiesz-co? To byłaby bardziej kara dla ciebie, niż dla mnie. - szybko zmieniła swoją wypowiedź, jakby przypominając sobie o Dicku. Ale Dick nie był idiotą i doskonale wiedział, co miała na myśli. Zamarł w bezruchu. Jego mały braciszek... Z małą córeczką Roya... Ja-jak?

Po drugiej stronie, u dzieciaków coś zaczęło się dziać. Jakaś czerwona smuga zaczęła latać w tę i z powrotem za ich plecami, rozkładając gang młodego następcy Jokera. Mimo że Grayson nie powinien tego mówić, to musiał przyznać, że ten nowy to jakaś porażka. Zero stylu i klasy starego Jokera. Aż za nim tęsknił.

Na ekranie pojawiła się trzecia osoba. Mężczyzna w czerwonym stroju ze srebrnymi wstawkami i falującymi rudymi włosami, oparł się na ramionach nastolatków szczerząc się jak głupi do sera. Batman również się lekko uśmiechnął na jego widok.

- Sytuacja opanowana, Batmanie! - oznajmił, wykonując gest saluto podobny – A, i sprawdziłem ich pokoje w wieży Tytanów – zabezpieczają się, więc nie jest tak źle. - puścił mu oczko.

Szczęka Mrocznego Rycerza opadła niemal do ziemi. Nie jest... tak źle? Chyba Wally nie zdaje sobie sprawy z tego, że kiedy to się wyda wojna na linii Bruce Wayne – Oliver Queen będzie pewnikiem. O to, jak dwójka nastolatków wywołała trzecią wojnę światową...

- Ej! - warknął Robin, kiedy Flash uciekł gdzieś. Oboje wyglądali, jakby chcieli coś jeszcze powiedzieć Batmanowi, ale ten bez słowa rozłączył się z zamiarem rozmówienia się z nimi później. Teraz miał ważniejsze sprawy do zrobienia.

Poczuł silny podmuch wiatru, a następnie dłonie na swoich biodrach. Nie patrząc na niego, ponownie się uśmiechnął i uniósł rękę z zamiarem dotknięcia jego policzka. Tymczasem natknął się na coś. Obrócił głowę i zobaczył uśmiechającego się Flasha, który trzymał w zębach saszetkę z prezerwatywą.

- Jesteś okropny, Flash. - wymruczał, obracając się do niego przodem, jednocześnie opierając o konsole.

Rudzielec poruszył uwodzicielsko brwiami, powoli zsuwając mu maskę z twarzy.

- Ja pierdolę, jesteście zdrowo chorzy. - obrócili głowy w kierunku drzwi, gdzie stał Szmaragdowy Łucznik gładzący się po swojej rudej brodzie,

- Cześć Roy. - przywitał się z nim brunet.

- Sześć. - mruknął, dalej trzymając w zębach prezerwatywę, Wally.

- Wiesz, że nie możemy być jednocześnie „zdrowi" i „chorzy", prawda? - zażartował Dick, udając, że rudzielec wcale ich na niczym nie przyłapał.

- A ty wiesz, że Batman się nie uśmiecha?

- A ty wiesz, że twoja broda jest głupia? - odparował Wally już nie trzymając niczego w ustach.

- Staram się tylko upodobnić do oryginału. - odrzekł – Nie to, co niektórzy...

- Wally. - szepnął Dick tak, aby rudzielec ich nie usłyszał. West obrócił w jego stronę głowę – Przynieś skrzynkę piwa. Oryginał i ten „nowy model" mają ten sam defekt. - zaśmiał się pod nosem – A potem dokończymy naszą rozmowę. - puścił mu oczko, uśmiechając uroczo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro