Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31 - "Nie bój się Alexandro. Nic takiego się nie stanie, a nawet jeśli..."

Ponieważ dla mnie i Aberfotha jesteś jak córka. Chciałabyś spędzić ze mną i z Aberfothem święta? - zapytał - Pan Riddle z tego co wiem, będzie wyjeżdżał do Pana Malfoya za parę dni.

Alexa zamyśliła się. Rzeczywiście Tom chciał pojechać do Abraxasa. Alex też dostała zaproszenie, ale jakoś nie widziało jej się, spędzanie świąt z arystokratami. Z Dumbledorem też nie, ale chciała zobaczyć jak to jest.

- Niech będzie.

_________________

Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do kufra i pomniejszyła go. Tom był już u Malfoy'ów. Trochę dziwnie się czuła z tym, że święta ma spędzić z osobą, której nawet nie lubiła przez te parę lat i jego bratem, którego nie znała.

Kiedy myślała o tym dłużej, zaczęła mieć paranoję. Co jeśli profesor wymyślił tę historię, żeby zwabić ją i zabić, bo jest potomkiem Grindelwalda? Może uważa ją za zagrożenie?

Nie, dość! Alex powróciła ja ziemię.

- Przecież te myśli to głupota - powiedziała sama do siebie.

Dyrektor zapewne wie, gdzie ona będzie, więc w razie gdyby znikła, to by się oberwało Dumbledore'owi. Tak! Dokładnie tak będzie!

Niespodziewanie ktoś zapukał w drzwi.

Był to Dumbledore. Przyjrzała mu się chwilę. Ciemne włosy i lekki zarost sprawiały wrażenie sympatycznego człowieka. Niestety oczy potrafiły przeszywać ludzi na wskroś.

- Spakowałaś się? - zapytał przyjaznym tonem.

Alexandra jedynie pokiwała głową. Wciąż czuła się niepewnie.

Wyszli z Hogwartu i deportowali się gdzieś.

Walkson dalej była niepewna tego wszystkiego, ale nie dawała po sobie poznać.

Szli kawałek i ujrzeli dom. Nie była to willa, czy zamek, tak jak sobie wyobrażała. Był to zwykły dom, a nawet domek. Wyglądał na przytulny.

- Witaj w domu Dumbledore'ów. - powiedział.

Walkson zamyśliła się.

- M-może ja jednak wrócę do Hogwartu? - zapytała i już miała odchodzić w nieznane, kiedy zatrzymał ją obcy głos.

- Witaj Albusie. Oh, Alexandro... Dawno cię nie widziałem - odezwał się nieznajomy.

Odwróciła się w stronę drzwi i ujrzała mężczyznę, odrobinę podobnego do Dumbledore'a.

- Uhm, dzień dobry? - bardziej zapytała, niż odpowiedziała.

Nieznajomy zaczął podchodzić.

- Cieszę się, że cię widzę. Wyrosłaś - uśmiechnął się do niej sympatyczny mężczyzna z nieco krótszym zarostem od Albusa - Jestem Aberforth, brat Albusa.

- Miło mi... Poznać? - podali sobie ręce.

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale może wejdziemy do środka? Jest strasznie zimno, a ja zimna nie lubię - odezwał się Albus.

Takim oto sposobem, trójka czarodziejów siedziała w fotelach przy kominku.

- Jak tam w Hogwarcie, Alexandro? - zapytał Aberforth.

- Chyba dobrze - odezwała się niepewnie.

Albus poszedł zrobić herbaty.

- Nie bój się. Nikt ci tutaj nic nie zrobi. Gellert może i jest naszym wrogiem, ale nie ty, Alexandro. A to, że również masz na nazwisko Grindelwald, nic nie znaczy - powiedział i uśmiechnął się do niej szczerze.

Alexandra po raz pierwszy poczuła dziwne ciepło wewnątrz. To było naprawdę miłe.

- Dziękuję - odezwała się cicho.

Po paru minutach przyszedł Albus z herbatą i dał ją każdemu.

Oczywiście nie zabrakło cytrynowych dropsów i ciastek.

W taki sposób trójka czarodziei rozmawiała wesoło, jedząc słodycze.

W międzyczasie Gellert Grindelwald chodził niezwykle zdenerwowany. Jak mógł dopuścić tego, że jego idealny plan się psuje?!

Zdenerwowany zdemolował pół pokoju w którym dziewczyna mieszkała przez chwilę.

Przeklęci Dumbledore'owie, przeklęty Hogwart, przeklęty Riddle i przeklęte dziecko, zwane Grindelwald!

Miał nadzieję, że każdy, kto polubi Alexandrę, będzie odczuwał ból.

Niech cierpią... A kiedy on będzie już na szczycie góry, zepchnie ich w przepaść. Zepchnie ich wszystkich i zostanie on sam na szczycie.

Tylko władza mu została.

_______

Tom za to zastanawiał się nad minionymi dniami. Postąpił pochopnie, używając zaklęcia, łączącego dusze, ale nie chciał, żeby Alexandra umarła. Żadne eliksiry, czy zaklęcia, nie pomogłyby jej w tamtym momencie.

Tak, dobrze zrobił. Dzięki temu, odczuwa dziwne emocje, których dotąd nie odczuwał.

Bardzo możliwe, że są to uczucia i emocje Alexandry. Tak, zdecydowanie tak było.

Kiedy dostał zaproszenie od Abraxasa, przyjął je bez wahania. Musiał odpocząć od tego wszystkiego. Imperio, śmierciożercy, Alexandra... Wszystko to wyczerpało go na tyle, że musiał odpocząć.

Rodzice Abraxasa są niezwykle mili, lecz posiadają wizję wyższości nad kimś, kto nie jest czystej krwi. Na szczęście do niego nic nie mają, gdyż jest potomkiem Salazara Slytherina.

Młody Riddle położył się na łóżku.

Czego chciał Grindelwald? Dlaczego bawił się nimi? Jaki miał w tym udział?

Może chciał mieć córkę przy sobie, ale tą teorię Riddle może odrzucić, bo skoro chciałby się nią opiekować, to prawie by jej nie zabił.

O tym samym rozmyślała Alexandra.

Skoro w to wszystko jest zamieszany Albus Dumbledore, to może chciał się nią posłużyć, aby się go pozbyć? Może to, że polubiła Dumbledore'a, popsuło jego idealny plan? Dlatego chciał się jej pozbyć, gdyż Albus teraz zyskał kogoś, kto może pomóc mu w pozbyciu się Grindelwald'a?

Może to wszystko jest tylko manipulacją? Co jeśli ona jest tylko pionkiem w ich chorej grze? Nie chciała nikogo z nich zabijać, na polecenie tego drugiego.

Alex zaczęła panikować. Co jeśli naprawdę tak jest?! Jeśli oni wszyscy chcą ją tylko wykorzystać? Nie mogła złapać oddechu. Była w pokoju gościnnym, na dodatek wszyscy spali, więc nikt by jej nie usłyszał, więc zeszła szybko na dół i nalała sobie wody do szklanki, dalej się dusząc.

Wypiła całą zawartość i zaczęła się uspokajać.

Duszności ustały, tak samo myśli. Nagle poczuła dłoń na plecach. Przerażona odwróciła się i już miała rzucić szklanką w intruza, ale zauważyła, że był to Aberforth.

- Usłyszałem, jak wybiegasz z pokoju i trochę się zaniepokoiłem, jak widać słusznie. Co się dzieje? - zapytał pełen troski.

Alexandra nie wiedziała co powiedzieć. Gdzieś z tyłu dalej krążyły jej myśli. Spojrzała na Aberforth'a z załzawionymi oczami.

Jakiś impuls kazał mu ją przytulić, tak więc zrobił. Przytulił ją. Widział ją jedynie jako dziecko, ale pokochał ją jak rodzinę.

Podobnie było z Alexandrą. Zaufała mu najszybciej, niż komukolwiek innemu.

- Czy to nie jest jedna wielka gra? - zapytała cicho.

Dumbledore spojrzał na nią. O co jej chodziło?

- Nie rozumiem?

- Czy czasem Grindelwald nie chciał mnie wykorzystać do... Zabicia twojego brata? - zapytała ocierając łzy.

Aberforth zamyślił się.

- Mogło tak być, ale...

- A czy teraz czasem nie jest na odwrót? Czy profesor Dumbledore, nie chce użyć mnie jako broń przeciwko Grindelwald'owi? - zapytała i znów zaczynała się dusić.

Na szczęście Aberforth szybko zaczął ją uspokajać.

- Nie bój się Alexandro. Nic takiego się nie stanie, a nawet jeśli, to cię ochronię...


________
Dzisiaj trochę dłuższy rozdział. Myślę że będę się starała wrzucać wam codziennie lub co dwa dni rozdziały.

Co sądzicie o tym rozdziale?

~ Pozdrawiam <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro