Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVIII

Odsunęłam się powoli od chłopaka i ponownie westchnęłam.

— Wracam do domu — powiedziałam, ruszając w stronę drzwi. Wakatoshi złapał mnie za ramię.

— Poczekaj chwilę — powiedział. — Jesteś roztrzęsiona. Nie puszczę się samej.

— Nie przesadzaj — westchnęłam, uwalniając nadgarstek. Spojrzałam na chłopaka i ponownie chwyciłam go za dłoń, tym razem jednak splatając nasze palce. Uśmiechnęłam się smutno.

— Mogę cię odprowadzić? — zapytał. Podeszłam do niego i objęłam go w pasie, opierając policzek o jego tors.

— Muszę pobyć sama — wyjaśniłam. Chłopak pocałował mnie w czoło i pogładził po plecach.

— Napisz, gdy dotrzesz do domu — powiedział jeszcze i puścił mnie.

— Dobrze — mruknęłam i wyszłam z domu na chłodne jesienne powietrze. Westchnęłam ciężko i poczułam łzę na policzku.

***

KOTORI

— Nie możesz się o to złościć, Tori-chan — mruknął chłopak. Z westchnieniem przełożyłam telefon z ręki do ręki i przekręciłam się na drugi bok.

— Właśnie że mogę — warknęłam. — Moja najlepsza przyjaciółka z moim bratem...

— A Ushijima? Jego największy wróg i jego siostra — odparł szatyn. — Hm?

— To nie to samo — mruknęłam.

— Ukrywasz to dłużej od nich — zauważył. Westchnęłam cicho.

— Już nie ukrywam — mruknęłam.

— Że co? — zapytał zdziwiony.

— Powiedziałam im. Wtedy. Przepraszam, Tōru. Powinnam to z tobą przedyskutować, ale zrobiłam to pod wpływem emocji. Przepraszam!

Szatyn jęknął cicho.

— Nic się nie stało, Tori-chan. Ale twój brat mnie zabije.

— Nie pozwolę mu na to — zapewniłam. — Nie masz się o co bać.

— Nie boję się go — prychnął szatyn. — Ja po prostu unikam kłopotów.

— Ty i unikanie kłopotów? — zaśmiałam się. W słuchawce zapadła cisza. Słyszałam tylko przejeżdżający za oknem samochód i szczekanie psa.

— Powinnaś ich przeprosić — powiedział po chwili szatyn. — A zwłaszcza Asami. Nie możesz być hipokrytką, Tori-chan.

— Skąd znasz takie trudne słowa? — mruknęłam z delikatną kpiną, chociaż tak naprawdę nie miałam siły na droczenie się z szatynem.

— Kocham cię — powiedział. — I dobrze ci radzę. Nie strać jedynej przyjaciółki tylko przez nienawiść do brata.

Zacisnęłam usta i przełknęłam ślinę.

— Dobrze.

***

Wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę sypialni brata. Zatrzymałam się przed drzwiami i uniosłam pięść. Westchnęłam cicho, zbierając się na odwagę. Zagryzłam wargę, przerzucając w głowie możliwe scenariusze rozmowy, po czym opuściłam dłoń i oparłam czoło o zimne drewno z cichym jękiem.

Żebym nie wiem jak bardzo chciała, wiem, że nie nie dam rady się z nim pogodzić. Nie byłam gotowa, by podkulić ogon i schować dumę do kieszeni. Ciężko jest od tak wyrzucić coś, co pielęgnowało się tak długi czas. Nie jestem dumna z tego, że w moim przypadku była to nienawiść, ale tak było i już nic tego nie zmieni. W tamtym momencie liczył się tylko fakt, że nie potrafię.

Jeszcze raz zerknęłam na klamkę z nadzieją, za jakaś cząstka mnie uderzy do mózgu z rozkazem działania, albo że drzwi otworzą się od wewnątrz i nie będzie już możliwości odwrotu.
Nic takiego się jednak nie stało, a ja już po chwili odwróciłam się i wróciłam do pokoju, by rzucić się na łóżko i użalać się nad swoim upartym charakterem do końca dnia.

***

ASAMI

— Co się znowu stało, ma chérie? — zapytał Natsuo, klękając obok mojego łóżka.

— Nic — mruknęłam, zasłaniając twarz przedramieniem. — Jestem osłabiona i niedożywiona, przez co moja flora bakteryjna w żołądku czy coś tam jest bardziej narażona na coś tam i dlatego ciągle źle się czuję. Tak przynajmniej twierdzi Hajime — mruknęłam.

— Pytałaś brata o poradę lekarską? — zapytał.

— To nic wielkiego, a leki są drogie — westchnęłam. — Poza tym Hajime ma zamiar studiować medycynę, więc trochę już wie.

Je comprends — mruknął chłopak.

— Mów do mnie po japońsku — poprosiłam z uśmiechem.

— A tak, pardon — zaśmiał się. — Mam dla ciebie notatki, ma jolie.

— A nie wziąłeś przypadkiem słownika? — zapytałam. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym parsknął śmiechem.

— Przepraszam.

Podniosłam się z łóżka i przeciągnęłam.

— Dzięki, że przyszedłeś — powiedziałam. — Kochany jesteś.

C'est vrai — uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał. — Martwię się o ciebie, mademoiselle.

— Niepotrzebnie — zapewniłam, kładąc mu dłoń na ramieniu. Natsuo pokręcił głową. — Wszystko gra.

— Tego nie wiemy — mruknął. Zmarszczyłam brwi.

— O czym ty mówisz?

— Mam coś dla ciebie — powiedział. Sięgnął do torby i wyjął z niej podłużne pudełeczko, po czym podał mi je.

— Co to jest? — zapytałam automatycznie, jednak zaraz zamarłam już rozumiejąc. Natsuo uśmiechnął się smutno.

— Test ciążowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro