VIII
— Kotori nie ma w domu — powiedział licealista, jedną rękę trzymając na klamce, a drugą opierając się o framugę.
— Oh — wykrztusiłam tylko i poprawiłam starą torbę przewieszoną przez ramię. Udało mi się dostać dzień wolny w pracy. Miałam zamiar zrobić niespodziankę przyjaciółce i spędzić z nią cały dzień, jednak...
— Powinna za chwilę być — mruknął jeszcze chłopak, patrząc w ciemniejące od chmur niebo. Odsunął się lekko i stanął bokiem do wejścia. — Możesz poczekać w środku — powiedział.
— Dziękuję — mruknęłam i weszłam do holu. Automatycznie zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku na ścianie. Zrzuciłam buty, po czym ułożyłam je równo obok wyjściowych butów Ushijimy, najpewniej w jakimś kosmicznie wielkim rozmiarze, i ruszyłam za nim do kuchni. Chłopak usiadł na wysokim stołku przy blacie kuchennym, krzyżując nogi w kostkach i sięgając po zeszyt. Przysunął go do siebie i postukał ołówkiem w kartkę.
Podeszłam do blatu i oparłam się o niego plecami.
— Wiem, że to zabrzmi nieodpowiednio z ust gospodarza, ale nie zrobiłabyś mi kawy? — zapytał, podnosząc wzrok znad notatek. — Twoja kawa jest jedną z lepszych jakie piłem.
— Nie ma sprawy — uśmiechnęłam się i wyjęłam z szafki dwie filiżanki. Spośród kilku rodzajów wybrałam odpowiednie ziarna, po czym zajrzałam do szuflady w poszukiwaniu młynka i filtrów.
— Spieniacz do mleka — mruknęłam do siebie, przerzucając sztućce i inne narzędzia.
— Druga szuflada od dołu — powiedział Wakatoshi.
— Dziękuję — mruknęłam i wyjęłam pożądany obiekt z wyznaczonego miejsca.
Kiedy wszystko było przygotowane, a woda jeszcze nie zagotowana, ponownie oparłam się o blat i spojrzałam na siatkarza.
— Mogę zapytać co robisz? — mruknęłam, zerkając na zeszyt. "Jest leworęczny" pomyślałam, widząc szybkie ruchy ołówka w lewej dłoni chłopaka.
— Rozszerzona matematyka — powiedział. Jęknęłam.
— Przedmioty ścisłe nigdy nie były moją mocną stroną. Zwłaszcza teraz... Shiratorizawa to zupełnie inny poziom — mruknęłam, bawiąc się bransoletką.
— Gdzie chodziłaś do gimnazjum? — zapytał. Chwyciłam dzbanek z wodą i zalałam obie kawy, kreśląc literę A na wysypanych na filtrze zmielonych ziarnach.
— Kitagawa Daichi — odparłam, ruchem głowy wskazując torbę na krześle.
— "Iwaizumi Hajime"?— zapytał chłopak, zerkając na plakietkę z boku torby.
— To brata — wyjaśniłam. — Poza tym to sportowa torba. Ja nie grałam.
— Iwaizumi to ten z Seijou — mruknął. — Wicekapitan.
— Zgadza się — odparłam, stawiając przed nim filiżankę czarnej kawy. Chłopak nie odpowiedział. Ponownie wlepił wzrok w zeszyt.
Przystawiłam do ust swoją filiżankę i upiłam łyk. Odstawiłam ją na blat z cichym stuknięciem. Wakatoshi podniósł głowę na ten dźwięk i spojrzał na mnie, jakby obudził się z odrętwienia.
— Dziękuję za kawę — mruknął i zmarszczył brwi, ponownie pochylając się nad zeszytem.
— Nie ma za co — mruknęłam, ogrzewając dłonie na filiżance. Odłożyłam naczynie i podeszłam do torby, z której wyjęłam cienki tomik w twardej oprawie. — Przyniosłam ci książkę — uśmiechnęłam się, wyciągając dłoń w jego stronę. Chłopak zerknął na lekturę i wziął ją ode mnie. Wstał z miejsca i ruszył w stronę piwnicy.
— Chodź — polecił. Pobiegłam za nim i przeszłam przez dom, aż do wspaniałej biblioteki. Chłopak odłożył książkę na półkę i spojrzał na mnie swoim obojętnym wzrokiem. — Wybierz sobie co chcesz — mruknął i przeniósł spojrzenie na książki na wysokości swojego wzroku.
— Masz coś jeszcze Murakami? — zapytałam, mając na myśli ulubionego autora.
— Wszystko — odparł chłopak. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. — Czytałaś "Po zmierzchu"?
— Nie — odparłam, przebiegając wzrokiem po tytułach.
— Możesz ją przeczytać, jeśli znajdziesz — powiedział. — Nie pamiętam gdzie leży — mruknął, przesuwając palcem wskazującym po kolejnych grzbietach. Rozejrzał się, szukając nazwiska autora. Po chwili dostrzegłam lekturę na jednej z wyższych półek. Stanęłam na palcach i spróbowałam jej dosięgnąć. Nic z tego.
— Ugh... Ushijima-senpai — powiedziałam cicho. Chłopak zerknął na mnie kątem oka i podszedł do mnie. Spojrzał na moją wyciągniętą dłoń i stanął za mną. Nie musiał nawet wspinać się na palce. Bez problemu dosięgnął do wyższej półki. Skuliłam się, onieśmielona jego bliskością. Czułam na plecach jego umięśnioną klatkę piersiową i równy oddech.
— Trzymaj — powiedział, podając mi tom. Przycisnęłam książkę do piersi i uśmiechnęłam się grzecznie.
— Dziękuję.
— I nie mów mi senpai — mruknął. — Wakatoshi — dodał i odwrócił wzrok. Kiwnęłam głową i uświadomiłam sobie, że nie mógł tego widzieć.
— W takim razie... Asami — uśmiechnęłam się, gdy na mnie spojrzał.
— Widzę, że świetnie się bawicie — usłyszałam głos Kotori i odwróciłam się. Dziewczyna stała w wejściu do biblioteki cała przemoczona i ze wściekłym wyrazem twarzy. Pokręciła głową z niedowierzaniem i wyszła.
— Kotori-chan! — zawołałam, ruszając za nią, kiedy poczułam dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku. Odwróciłam się i spojrzałam ze zdziwieniem na chłopaka.
— Zostaw ją chwilę samą — powiedział. — Jak jest wściekła, w ogóle nad sobą nie panuje.
— Wiem — mruknęłam, uwalniając nadgarstek z wielkiej dłoni licealisty. — W końcu się przyjaźnimy. Znam ją. I muszę z nią pogadać.
— Za pięć minut — naciskał chłopak. — Zaufaj mi. Tak będzie lepiej.
Zacisnęłam wargi i uśmiechnęłam się smutno.
— Dobrze... W końcu... Nie wypiliśmy kawy.
***
— O co poszło? — zapytałam, gładząc kciukiem ucho filiżanki. Wakatoshi spojrzał na mnie obojętnie i odstawił filiżankę na blat. Podparł brodę ręką, częściowo zasłaniając usta. — To znaczy... Między tobą i Kotori...
— Jesteś pewna, że chcesz usłyszeć to ode mnie? — mruknął. Pokiwałam głową.
— Zawsze lepiej jest usłyszeć dwie wersje — powiedziałam i upiłam łyk. — Tak dla porównania.
— Według mnie o nic istotnego — westchnął chłopak, stukając palcami w blat. — Po pierwsze, wściekła się po odejściu naszej matki. Obwinia o to ojca i mnie, bo stoję po jego stronie.
Pokiwałam głową. Wiedziałam, że mama Kotori mieszka obecnie w Australii i nie zamierza wrócić do rodziny. Nie wiedziałam jednak o co poszło i jaki to miało wpływ na relację dziewczyny z resztą rodziny. Nie pytałam. Chyba beznadziejna ze mnie przyjaciółka...
— Po drugie, ma mi za złe, że nie popierałem i nie popieram jej pójścia do Seijou — mruknął. — Shiratorizawa to najlepszy wybór i cieszę się, że chociaż ty jesteś inteligentna i umiesz dokonywać dobrych wyborów.
— Dzięki — mruknęłam, wsuwając dłonie między kolana. To chyba był komplement... Był?
— I zapewne ma jeszcze kilka błahych powodów by mnie nienawidzić. Musisz ją o to zapytać sama.
— Ugh... Dziękuję, Wakatoshi-kun.
— Nie ma za co — zapewnił i upił łyk kawy. — Myślałaś nad kółkiem literackim? — zapytał. — Shiratorizawa ma sporo do zaoferowania. Jesteś już w jakimś klubie?
— Nie mam czasu — westchnęłam. — Ciągle pracuję, ale... Chciałam chodzić na fotografię.
— Interesujesz się fotografią? — zapytał. Czy mi się zdaje, czy on się jakoś rozgadał?
— Tak — uśmiechnęłam się. — A myślisz, że kto robi Kotori te wszystkie zdjęcia na bloga, instagrama i inne takie — zaśmiałam się.
— W takim razie są naprawdę dobre — mruknął. — Kotori ma zdecydowanie za dużo pieniędzy. Myślałem, że wynajmowała profesjonalnego fotografa.
— Nie — uśmiechnęłam się. — To byłam ja. Od początku.
— W takim razie dobra robota, Asami-san — mruknął. Wyszczerzyłam zęby i schowałam uśmiech za filiżanką.
— Wiesz... Znudziło mi się już fotografowanie różnych wcieleń Kotori — powiedziałam. — Nie narzekam, ale... Przydałaby się czasem jakaś odmiana.
— Sugerujesz coś? — zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Spuściłam wzrok onieśmielona jego bezpośrednim pytaniem.
— Nie — odparłam. — Pomyślałam tylko, że...
— Przykro mi, Asami-san, ale nie robię za modela — powiedział wstając. — Dziękuję za kawę. Minęło już pięć minut, możesz z nią porozmawiać — dodał i wyszedł z pomieszczenia. Postukałam palcem w filiżankę ze smutnym uśmiechem i odłożyłam ją na blat obok zlewu. Westchnęłam cicho i ruszyłam w stronę pokoju Kotori. Zapukałam cicho i weszłam, mimo że nie usłyszałam pozwolenia. Brunetka leżała rozwalona na łóżku. Na nosie miała jedne za swoim okularów zerówek, w dłoni ściskała czerwoną perukę. Rzuciła nią o lustro w kącie i westchnęła, podnosząc się do pozycji siedzącej.
— Coś się stało? — zapytałam. Wątpiłam żeby aż tak bardzo wkurzyła się tylko dlatego, że siedziałam w bibliotece razem z jej bratem. Spojrzała na mnie kątem oka i wlepiła spojrzenie w punkt przed sobą.
— Byłam na randce z Oikawą.
Potrzebuję motywacji... Pomóżcie, proszę...
Kocham
~Beth
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro