Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII

— Kotori nie ma w domu — powiedział licealista, jedną rękę trzymając na klamce, a drugą opierając się o framugę.

— Oh — wykrztusiłam tylko i poprawiłam starą torbę przewieszoną przez ramię. Udało mi się dostać dzień wolny w pracy. Miałam zamiar zrobić niespodziankę przyjaciółce i spędzić z nią cały dzień, jednak...

— Powinna za chwilę być — mruknął jeszcze chłopak, patrząc w ciemniejące od chmur niebo. Odsunął się lekko i stanął bokiem do wejścia. — Możesz poczekać w środku — powiedział.

— Dziękuję — mruknęłam i weszłam do holu. Automatycznie zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku na ścianie. Zrzuciłam buty, po czym ułożyłam je równo obok wyjściowych butów Ushijimy, najpewniej w jakimś kosmicznie wielkim rozmiarze, i ruszyłam za nim do kuchni. Chłopak usiadł na wysokim stołku przy blacie kuchennym, krzyżując nogi w kostkach i sięgając po zeszyt. Przysunął go do siebie i postukał ołówkiem w kartkę.
Podeszłam do blatu i oparłam się o niego plecami.

— Wiem, że to zabrzmi nieodpowiednio z ust gospodarza, ale nie zrobiłabyś mi kawy? — zapytał, podnosząc wzrok znad notatek. — Twoja kawa jest jedną z lepszych jakie piłem.

— Nie ma sprawy — uśmiechnęłam się i wyjęłam z szafki dwie filiżanki. Spośród kilku rodzajów wybrałam odpowiednie ziarna, po czym zajrzałam do szuflady w poszukiwaniu młynka i filtrów.

— Spieniacz do mleka — mruknęłam do siebie, przerzucając sztućce i inne narzędzia.

— Druga szuflada od dołu — powiedział Wakatoshi.

— Dziękuję — mruknęłam i wyjęłam pożądany obiekt z wyznaczonego miejsca.

Kiedy wszystko było przygotowane, a woda jeszcze nie zagotowana, ponownie oparłam się o blat i spojrzałam na siatkarza.

— Mogę zapytać co robisz? — mruknęłam, zerkając na zeszyt. "Jest leworęczny" pomyślałam, widząc szybkie ruchy ołówka w lewej dłoni chłopaka.

— Rozszerzona matematyka — powiedział. Jęknęłam.

— Przedmioty ścisłe nigdy nie były moją mocną stroną. Zwłaszcza teraz... Shiratorizawa to zupełnie inny poziom — mruknęłam, bawiąc się bransoletką.

— Gdzie chodziłaś do gimnazjum? — zapytał. Chwyciłam dzbanek z wodą i zalałam obie kawy, kreśląc literę A na wysypanych na filtrze zmielonych ziarnach.

— Kitagawa Daichi — odparłam, ruchem głowy wskazując torbę na krześle.

— "Iwaizumi Hajime"?— zapytał chłopak, zerkając na plakietkę z boku torby.

— To brata — wyjaśniłam. — Poza tym to sportowa torba. Ja nie grałam.

— Iwaizumi to ten z Seijou — mruknął. — Wicekapitan.

— Zgadza się — odparłam, stawiając przed nim filiżankę czarnej kawy. Chłopak nie odpowiedział. Ponownie wlepił wzrok w zeszyt.
Przystawiłam do ust swoją filiżankę i upiłam łyk. Odstawiłam ją na blat z cichym stuknięciem. Wakatoshi podniósł głowę na ten dźwięk i spojrzał na mnie, jakby obudził się z odrętwienia.

— Dziękuję za kawę — mruknął i zmarszczył brwi, ponownie pochylając się nad zeszytem.

— Nie ma za co — mruknęłam, ogrzewając dłonie na filiżance. Odłożyłam naczynie i podeszłam do torby, z której wyjęłam cienki tomik w twardej oprawie. — Przyniosłam ci książkę — uśmiechnęłam się, wyciągając dłoń w jego stronę. Chłopak zerknął na lekturę i wziął ją ode mnie. Wstał z miejsca i ruszył w stronę piwnicy.

— Chodź — polecił. Pobiegłam za nim i przeszłam przez dom, aż do wspaniałej biblioteki. Chłopak odłożył książkę na półkę i spojrzał na mnie swoim obojętnym wzrokiem. — Wybierz sobie co chcesz — mruknął i przeniósł spojrzenie na książki na wysokości swojego wzroku.

— Masz coś jeszcze Murakami? — zapytałam, mając na myśli ulubionego autora.

— Wszystko — odparł chłopak. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. — Czytałaś "Po zmierzchu"?

— Nie — odparłam, przebiegając wzrokiem po tytułach.

— Możesz ją przeczytać, jeśli znajdziesz — powiedział. — Nie pamiętam gdzie leży — mruknął, przesuwając palcem wskazującym po kolejnych grzbietach. Rozejrzał się, szukając nazwiska autora. Po chwili dostrzegłam lekturę na jednej z wyższych półek. Stanęłam na palcach i spróbowałam jej dosięgnąć. Nic z tego.

— Ugh... Ushijima-senpai — powiedziałam cicho. Chłopak zerknął na mnie kątem oka i podszedł do mnie. Spojrzał na moją wyciągniętą dłoń i stanął za mną. Nie musiał nawet wspinać się na palce. Bez problemu dosięgnął do wyższej półki. Skuliłam się, onieśmielona jego bliskością. Czułam na plecach jego umięśnioną klatkę piersiową i równy oddech.

— Trzymaj — powiedział, podając mi tom. Przycisnęłam książkę do piersi i uśmiechnęłam się grzecznie.

— Dziękuję.

— I nie mów mi senpai — mruknął. — Wakatoshi — dodał i odwrócił wzrok. Kiwnęłam głową i uświadomiłam sobie, że nie mógł tego widzieć.

— W takim razie... Asami — uśmiechnęłam się, gdy na mnie spojrzał.

— Widzę, że świetnie się bawicie — usłyszałam głos Kotori i odwróciłam się. Dziewczyna stała w wejściu do biblioteki cała przemoczona i ze wściekłym wyrazem twarzy. Pokręciła głową z niedowierzaniem i wyszła.

— Kotori-chan! — zawołałam, ruszając za nią, kiedy poczułam dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku. Odwróciłam się i spojrzałam ze zdziwieniem na chłopaka.

— Zostaw ją chwilę samą — powiedział. — Jak jest wściekła, w ogóle nad sobą nie panuje.

— Wiem — mruknęłam, uwalniając nadgarstek z wielkiej dłoni licealisty. — W końcu się przyjaźnimy. Znam ją. I muszę z nią pogadać.

— Za pięć minut — naciskał chłopak. — Zaufaj mi. Tak będzie lepiej.

Zacisnęłam wargi i uśmiechnęłam się smutno.

— Dobrze... W końcu... Nie wypiliśmy kawy.

***

— O co poszło? — zapytałam, gładząc kciukiem ucho filiżanki. Wakatoshi spojrzał na mnie obojętnie i odstawił filiżankę na blat. Podparł brodę ręką, częściowo zasłaniając usta. — To znaczy... Między tobą i Kotori...

— Jesteś pewna, że chcesz usłyszeć to ode mnie? — mruknął. Pokiwałam głową.

— Zawsze lepiej jest usłyszeć dwie wersje — powiedziałam i upiłam łyk. — Tak dla porównania.

— Według mnie o nic istotnego — westchnął chłopak, stukając palcami w blat. — Po pierwsze, wściekła się po odejściu naszej matki. Obwinia o to ojca i mnie, bo stoję po jego stronie.

Pokiwałam głową. Wiedziałam, że mama Kotori mieszka obecnie w Australii i nie zamierza wrócić do rodziny. Nie wiedziałam jednak o co poszło i jaki to miało wpływ na relację dziewczyny z resztą rodziny. Nie pytałam. Chyba beznadziejna ze mnie przyjaciółka...

— Po drugie, ma mi za złe, że nie popierałem i nie popieram jej pójścia do Seijou — mruknął. — Shiratorizawa to najlepszy wybór i cieszę się, że chociaż ty jesteś inteligentna i umiesz dokonywać dobrych wyborów.

— Dzięki — mruknęłam, wsuwając dłonie między kolana. To chyba był komplement... Był?

— I zapewne ma jeszcze kilka błahych powodów by mnie nienawidzić. Musisz ją o to zapytać sama.

— Ugh... Dziękuję, Wakatoshi-kun.

— Nie ma za co — zapewnił i upił łyk kawy. — Myślałaś nad kółkiem literackim? — zapytał. — Shiratorizawa ma sporo do zaoferowania. Jesteś już w jakimś klubie?

— Nie mam czasu — westchnęłam. — Ciągle pracuję, ale... Chciałam chodzić na fotografię.

— Interesujesz się fotografią? — zapytał. Czy mi się zdaje, czy on się jakoś rozgadał?

— Tak — uśmiechnęłam się. — A myślisz, że kto robi Kotori te wszystkie zdjęcia na bloga, instagrama i inne takie — zaśmiałam się.

— W takim razie są naprawdę dobre — mruknął. — Kotori ma zdecydowanie za dużo pieniędzy. Myślałem, że wynajmowała profesjonalnego fotografa.

— Nie — uśmiechnęłam się. — To byłam ja. Od początku.

— W takim razie dobra robota, Asami-san — mruknął. Wyszczerzyłam zęby i schowałam uśmiech za filiżanką.

— Wiesz... Znudziło mi się już fotografowanie różnych wcieleń Kotori — powiedziałam. — Nie narzekam, ale... Przydałaby się czasem jakaś odmiana.

— Sugerujesz coś? — zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Spuściłam wzrok onieśmielona jego bezpośrednim pytaniem.

— Nie — odparłam. — Pomyślałam tylko, że...

— Przykro mi, Asami-san, ale nie robię za modela — powiedział wstając. — Dziękuję za kawę. Minęło już pięć minut, możesz z nią porozmawiać — dodał i wyszedł z pomieszczenia. Postukałam palcem w filiżankę ze smutnym uśmiechem i odłożyłam ją na blat obok zlewu. Westchnęłam cicho i ruszyłam w stronę pokoju Kotori. Zapukałam cicho i weszłam, mimo że nie usłyszałam pozwolenia. Brunetka leżała rozwalona na łóżku. Na nosie miała jedne za swoim okularów zerówek, w dłoni ściskała czerwoną perukę. Rzuciła nią o lustro w kącie i westchnęła, podnosząc się do pozycji siedzącej.

— Coś się stało? — zapytałam. Wątpiłam żeby aż tak bardzo wkurzyła się tylko dlatego, że siedziałam w bibliotece razem z jej bratem. Spojrzała na mnie kątem oka i wlepiła spojrzenie w punkt przed sobą.

— Byłam na randce z Oikawą.


Potrzebuję motywacji... Pomóżcie, proszę...

Kocham
~Beth

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro