Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX

— Byłam na randce z Oikawą.

— Co? — zapytałam tępo, nie wierząc w to co usłyszałam. — Jak?

— Podszedł do mnie na przerwie i zapytał czy mam czas po szkole — mruknęła, chwytając poduszkę i przyciskając ją do piersi z naburmuszoną miną. — Powiedziałam, że mam, więc zaprosił mnie na spacer i postawił mi obiad.

— I co? — spytałam, siadając obok niej. — Było aż tak źle?

— Nie, nie było — westchnęła. — Było zajebiście.

— Miałaś nie przeklinać — upomniałam ją i westchnęłam cicho. — No to o co chodzi?

— Pamiętasz moje postanowienie noworoczne z zeszłego roku? — zapytała, odwracając się w moją stronę.

— Tak — odparłam po namyśle. — Żadnych chłopaków aż do końca szkoły.

— No właśnie! — zawołała, wyrzucając ręce w górę w geście poddania. — Jesteśmy dopiero w pierwszej klasie liceum, a ja już zaczynam kręcić z trzecioklasistą! — jęknęła i zmierzyła mnie morderczy spojrzeniem. — I nie tylko ja — warknęła i z okrzykiem frustracji zasłoniła twarz poduszką.

— Z nikim nie kręcę — mruknęłam i przeczesałam włosy palcami. — No i co z tym Oikawą?

— Co co? — Gówno! — warknęła i mruknęła coś pod nosem.

— Hm?

— Chodzimy ze sobą — powtórzyła, przyciągając poduszkę do piersi.

— Że co?! — wrzasnęłam. Dziewczyna rzuciła się w moją stronę i złapała mnie za koszulkę.

— Wakatoshi nie może się o tym dowiedzieć, czaisz? Oikawa też!

— Zaraz... Co?

— Wmówiłam mu, że jestem jedynaczką — mruknęła, chowając twarz w dłonie. — Oni się nienawidzą, Sami. Ja umrę...

— Ładnie się wkopałaś — przyznałam. — Zobaczymy ile uda ci się ich okłamywać.

— No w końcu im powiem — mruknęła. — Myślę, że jednym z powodów dla których powiedziałam dzisiaj Oikawie "tak", zresztą niejednokrotnie, był fakt, że cholernie mocno chce wkurzyć Wakatoshiego.

— No nieźle...

— Ale to nie tak, że chodzę z Oikawą tylko ze względu na brata. No proszę cię... Przecież on sam w sobie jest cudny. To najprzystojniejszy licealista jakiego widziałam. A poza tym, rozumie mnie jak nikt inny, z wyjątkiem ciebie, Sami. Ślicznie pachnie, jest wysoki, utalentowany i ma taki milusi głos. Mówi do mnie Tori-chan, ogarniasz?! Tōru i Tori, czy to nie urocze?

— Rozgadałaś się — mruknęłam. — Ale tak, masz rację, urocze. Kibicuję wam — zapewniłam, opadając na łóżko.

— Teraz gadaj, co robiłaś sama z moim bratem w jednym pomieszczeniu? — powiedziała, krzyżując ramiona na piersi.

— Przyszłam do ciebie — wyjaśniłam. — Mam dzisiaj wolne i pomyślałam, że zrobię ci niespodziankę. A ty sobie poszłaś na randkę — westchnęłam. — Wakatoshi chciał mi tylko pożyczyć kolejną książkę — mruknęłam i obróciłam się plecami do dziewczyny.

— Spoko — warknęła. — Nie myśl, że jestem głupia, Sami. Rób co chcesz, ale nie przychodź potem do mnie z płaczem, jak ten debil da ci kosza, jasne?

Zacisnęłam wargi, powstrzymując się od komentarza.

— Dziękuję, że przyszłaś — powiedziała już łagodniej. Uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam twarz w miękki koc.

***

— Pójdziemy na spacer, mademoiselle? — Natsuo wyszczerzył zęby, patrząc na mnie błyszczącymi oczami.

Zamyśliłam się chwilę.

— Mam dwie godziny wolnego przed pracą — powiedziałam. — Możemy iść.

Brunet uśmiechnął się i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.

— Jesteś jakaś smutna, ma chérie? — zapytał. Pokręciłam głową.

— Nie wyspałam się — wyjaśniłam. Chłopak przysunął się bliżej mnie i dotknął moich włosów, by po chwili ułożyć moją głowę na swoim ramieniu.

— Śpij, belle — powiedział. — Masz jeszcze kilka minut do nikczemnego dzwonka.

— Yhym — mruknęłam, przymykając oczy.

— Mam do ciebie pytanie — powiedział po chwili przyciszonym głosem. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem. Chłopak przygryzł wargę i odwrócił wzrok z uśmiechem. — Nieważne — powiedział wesoło. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, jednak nie zapytałam. Nigdy nie pytam. I zawsze tego żałuję.

***

KOTORI

— Tori-chan! — usłyszałam i odwróciłam się. Uśmiechnęłam się na widok szatyna. Chłopak podbiegł do mnie i przytulił do siebie. — Ohayō — wyszeptał, całując mnie w czoło.

— Ohayō, Tōru — powiedziałam, splatając nasze dłonie. Usłyszałam pełne zawodu westchnięcie stojącej nieopodal grupki dziewcząt.

— Może mógłbym dzisiaj do ciebie przyjść, co ty na to? — zapytał. Mój uśmiech natychmiast zbladł. Spojrzałam na niego z przerażeniem.

— Dzisiaj odpada — westchnęłam. — Przyjeżdża do nas dalsza rodzina, nie będę mieć czasu, wybacz — powiedziałam szybko i wtuliłam się w niego, by ukryć zakłopotanie. Szatyn cmoknął z niezadowoleniem.

— No trudno — westchnął i pocałował mnie w policzek. — Idę na lekcje. Na razie, Tori-chan!

— Część — mruknęłam i pomachałam chłopakowi.

— Szmata — usłyszałam za sobą i zacisnęłam zęby. Spojrzałam na mijający mnie dziewczyny i odwróciłam dumny wzrok.
"Sama się na to zgodziłaś, Kotori. Wiedziałaś, że tak będzie. Spokojnie... To cena chodzenia z Oikawą Tōru. Jeśli ci na nim zależy, dasz radę..." pomyślałam i ruszyłam w stronę sali lekcyjnej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro