Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

ASAMI

Kotori weszła do kuchni i rozejrzała się. Uniosła dłoń w geście triumfu.

— Nie ma go! — zawołała radośnie.

— Wakatoshiego? — zapytałam, częstując się ciastkiem z talerza na stole. Niewiele wiedziałam o bracie przyjaciółki i tak naprawdę nigdy go nie widziałam. Jakoś zawsze się mijaliśmy, a Kotori za każdym razem gdy przychodziłam, wyganiała go z domu. Pech chciał, że jej rodzice nie preferowali wieszanie zdjęć dzieci na ścianie, więc mogłam jedynie wyobrażać sobie, jak wygląda Wakatoshi Ushijima.

— Idziemy na górę — powiedziała Kotori, biorąc do ręki jedno z ciastek, po czym ruszyła w stronę schodów. Zatrzymała się gwałtownie, słysząc dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.

— Tato? — zawołała.

— To tylko ja — odpowiedział jej męski głos, a moim oczom ukazał się wysoki jak cholera, zielonowłosy licealista. Spojrzałam na niego zszokowana i zaniemówiłam. Chłopak zaś nie wydawał się zaskoczony moim widokiem.

— Uhm...

— Część — mruknął tylko. — Spotkaliśmy się w kawiarni, prawda? — zapytał. Kotori obrzuciła nas zdziwionym spojrzeniem. Kiwnęłam głową, krzyżując ramiona na piersi.

— Jeszcze raz dzięki za książkę — mruknęłam nagle onieśmielona.

— Dzięki za kawę — odparł i wszedł do kuchni. — Chcecie coś? — zapytał, nastawiając wodę.

— Kawę — mruknęła Kotori, sięgając po drugie ciastko.— Miało cię tu nie być.

Chłopak zignorował drugą część wypowiedzi siostry.

— Może powinnaś poprosić... — spojrzał na mnie pytająco.

— Uhm... Iwaizumi Asami — przedstawiłam się.

— Może powinnaś poprosić Iwaizumi-san? — dokończył. — Jestem pewien, że zrobi to lepiej.

Uśmiechnęłam się.

— Akurat kawę mogę zrobić — powiedziałam, spuszczając głowę.

— Kotori, ojciec prosił żebyś posprzątała jego łazienkę — powiedział Wakatoshi.

— Boże... — jęknęła dziewczyna. — Zostawisz sztuczną krew na umywalce i już się czepiają! — szatynka uniosła dłonie w geście rezygnacji i wyszła z pomieszczenia. Parsknęłam śmiechem i poczułam na sobie wzrok chłopaka. W duchu podziękowałam światu, że brunetki się nie rumienią.

— Dasz mi zaparzacz do kawy? — zapytałam cicho. Chłopak sięgnął do szafki nad blatem i wyciągnął z niego urządzenie oraz trzy filiżanki. Kawę wzięłam sama. Dobrze wiedziałam gdzie leży.

Przygotowując kawę jak zawsze nieświadomie zaczęłam nucić. Wakatoshi oparł się o blat ze skrzyżowanymi ramionami, najwyraźniej nie chcąc mi przeszkadzać.

— Chodzicie razem do szkoły? — zapytał nagle. Podniosłam głowę znad filiżanki i spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

— Hm?

— Ty i Kotori — wyjaśnił. — Aoba Johsai? — mruknął z wyraźną niechęcią. Odłożyłam zaparzacz i również oparłam się o blat. Pokręciłam głową.

— Nie... Shiratorizawa — odparłam. Odwróciłam wzrok, widząc dziwny błysk w oku licealisty i zaczęłam bawić się bransoletką.

— Pierwsza klasa? — upewnił się, domyślając się zapewne, że jestem w wieku Kotori. Skinęłam głową.

— To dlatego nigdy cię nie widziałem — mruknął. — Mamy zajęcia w innych częściach szkoły.

— No... — mruknęłam, sięgając po jedną z filiżanek. Przystawiłam naczynie do ust i upiłam łyk. — Całkiem dobra — dodałam, uśmiechając się lekko i zerkając na siedemnastolatka kątem oka.

— Kto by pomyślałam, że tak ciężko zmyć sztuczną krew — westchnęła Kotori, wchodząc do pomieszczenia. Wzięła do ręki jedną z filiżanek i upiła łyk. — Świetna jak zwykle — uśmiechnęła się.

— Dzięki — mruknęłam, przystawiając naczynie do ust.

— Zaraz przyjedzie kurier z moim zamówieniem — powiedziała szatynka, odkładając kawę, po czym złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła do wyjścia. — Dzwonił przed chwilą. Sporo tego jest, musisz mi pomóc — ciągnęła.

— Kawa... — jęknęłam.

— To zajmie chwilę — zapewniła i wyszła przed gigantyczny, nowoczesny dom. Skrzyżowała ramiona na piersi i oparła się o ścianę. — Nie flirtuj z nim — powiedziała.

— Co?!

— Nie chcesz z nim być — mruknęła. — To gnojek. A poza tym ja też bym tego nie chciała.

— Kotori daj spokój... Ja nic nie...

— Tak, Sami — warknęła. — Bo przecież znamy się od wczoraj, nie?

Odwróciłam wzrok od zdenerwowanej dziewczyny i spostrzegłam nadjeżdżający samochód. Niebieski van zatrzymał się przed domem Kotori, po czym wysiadł z niego niski, młody mężczyzna i podszedł do nas z uśmiechem. Kotori podpisała jakiś świstek i wzięła jedno z pudełek, zostawionych przez mężczyznę.

— Bierz to większe — jęknęła i weszła do budynku. Z westchnieniem podniosłam paczkę i zacisnęłam zęby. Ruszyłam za dziewczyną i powoli zaczęłam wspinać się po schodach. Pudełko dość mocno ograniczało moje pole widzenia, przez co musiałam stawiać kroki na ślepo. Modliłam się w duchu, żeby się nie potknąć.
W pewnym momencie poczułam jak pudełko dosłownie wylatuje z moich rąk. Spojrzałam z wdzięcznością na chłopaka i uśmiechnęłam się.

— Dziękuję — powiedziałam i podążyłam za siedemnastolatkiem do "gabinetu" Kotori.

— Wypad — powiedziała szatynka, gdy tylko Wakatoshi odstawił pudełko na podłogę. Chłopak spojrzał na nią obojętnie, po czym wyminął mnie i zniknął w drzwiach. Zamknęłam je za chłopakiem, po czym sięgnęłam po nożyczki leżące na stole obok maszyny do szycia i uklęknęłam obok pudełka. Przerwałam sklejającą je taśmę.

— Nie przesadzasz trochę? — zaczęłam, wyjmując zamówione przez Kotori peruki.

— Co? — zapytała obojętnie, przeglądając wyjęte ze swojego pudełka materiały.

— No bo... On jest całkiem miły — powiedziałam, mając ma myśli Wakatoshiego. — Dlaczego tak bardzo go nienawidzisz?

Kotori odłożyła trzymaną w dłoniach tkaninę i spojrzała na mnie z irytacją.

— To zbyt skomplikowane żeby ci to teraz wyjaśniać. Skupmy się na robicie i tyle, okay? Nie chce o nim gadać. Szkoda mi życia.

Westchnęłam i zaczęłam nakładać peruki na ustawione na jednej z szaf styropianowe głowy.

— Gdybyś tylko chciała... Myślę że moglibyście mieć taką relację jak ja i Hajime — powiedziałam, wyrzucając folię do śmietnika obok stołu. Kotori zacisnęła zęby.

— Nie, Asami. Nie ma takiej opcji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro