Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

ASAMI

Nucąc pod nose, schowałam buty do szafki i zdjęłam z szyi fioletową kokardę. Rozpięłam, lekko za małą, białą koszulę i przerzuciłam jasną marynarkę przez przedramię. Zarzuciłam na ramię starą torbę treningową brata i wyszłam ze szkoły. Prawie od razu sięgnęłam po słuchawki i puściłam ulubioną playlistę. Spojrzałam na rozbity ekran telefonu, sprawdzając godzinę, po czym wsunęłam go do kieszeni torby i ruszyłam w stronę metra.
Czekając na swoją stację, przeskakiwałam między ulubionymi utworami, dopóki nie dostałam wiadomości od przyjaciółki.

Kotori-chan<3: Nie uwierzysz co ten debil zrobił

Uśmiechnęłam się, myśląc o starszym bracie dziewczyny, którego tak de facto nigdy nie widziałam. Wiedziałam tylko tyle, że chodzi ze mną do szkoły, a że Akademia Shiratorizawa jest naprawdę rozległym kompleksem budynków, możliwe, że nawet go nie minęłam.

Ja: Uwierzę, uwierzę :")) Pogadamy wieczorem, jak wrócę z pracy, zgoda?

Kotori-chan<3: Jasne, kelnereczko XD

Podniosłam głowę i podeszłam do drzwi. Wysiadłam na stacji w centrum i skierowałam się do znajdującej się niedaleko kawiarni. Przeczesałam czarne włosy palcami i weszłam do lokalu tylnymi drzwiami. Podeszłam do swojej szafki i nieśpiesznie zmieniłam szkolny mundurek na białą koszulę i czarną spódnicę. Związałam włosy w kucyka i zawiązałam w pasie ciemny fartuch. Wsunęłam w jego kieszeń mały notatnik i czarny długopis, po czym wyszłam na salę, po drodze witając się z szefową. Wiedziałam, że ta niska kobieta o groźnym spojrzeniu nie przepada za mną i podejrzewałam, że już dawno by mnie zwolniła dla własnej satysfakcji, gdyby nie fakt, że potrzebowałam pieniędzy, a ona dobrze o tym wiedziała. W głębi duszy, dziękowałam za jej miłosierdzie. Podeszłam do pierwszego klienta i uśmiechnęłam się wesoło.

— Co podać?

***

Ciemnowłosy chłopak wszedł do kawiarni i usiadł przy wolnym stoliku pod oknem. Założyłam za ucho pasmo luźnych włosów i podeszłam do niego z uśmiechem.

— Co dla pana? — zapytałam uprzejmie. Chłopak westchnął i przetarł twarz dłonią.

— Głupie pytanie.

— Zrobić ci kawę? — zapytałam. — Latte z syropem karmelowym?

— Nie mam pieniędzy — westchnął. Wzruszyłam ramionami.

— Ale ja mam.

— Asami...

— Odejmę sobie z pensji — powiedziałam i nie czekając na odpowiedź chłopaka wróciłam za ladę. Kątem oka patrzyłam jak brunet wyciąga zeszyt z torby i przygryza długopis, zastanawiając się zapewne nad jakimś zadaniem z rozszerzonego angielskiego. Nalałam syropu do kubka, po czym zawinęłam w serwetkę jedno ciastko i podeszłam do stolika, by postawić przed nastolatkiem "zamówienie".

— Dziękuję — powiedział i chwycił za kubek, po czym przystawił go do ust i przymknął oczy, rozkoszując się słodkim smakiem. — Uwielbiam ją. A zwłaszcza jak ty ją robisz.

— Wiem — odparłam. — Kończę za dwadzieścia minut — poinformowałam chłopaka i skierowałam się do pobliskiego stolika, w celu zabrania pustych kubków. Wytarłam powierzchnię blatu ścierką i westchnęłam cicho, czując lekkie pulsowanie w czaszce. Zaczęłam zastanawiać się czy nie mam ze sobą jakiś leków przeciwbólowych, gdy do kawiarni weszła grupka licealistów. Uśmiechnęłam się uprzejmie i podeszłam do nastolatków.

***

Brunet przerzucił sobie przez ramię moją torbę, tak że jej pasek krzyżował się na piersi chłopaka z paskiem jego własnej miętowo-białej torby. Licealista zerknął na dwukrotnie zszywany brzeg i cmoknął z niezadowoleniem.

— Trzeba by ci kupić nową — powiedział. Westchnęłam cicho i pokręciłam głową.

— Są rzeczy ważniejsze — odparłam. — Ta jest jeszcze dobra.

— Pomijając fakt, że masz ją po starszym bracie — mruknął, i wsunął ręce w kieszenie miętowo-białego dresu.

— Jak trening? — zapytałam. Chłopak wzruszył ramionami.

— Jak zwykle — odparł. — Pracujesz jutro?

— Nie — odpowiedziałam. — Mam dzień wolny. Pójdę do parku, porobić zdjęcia.

— Rzuć to — powiedział, nie patrząc na mnie.

— Fotografię? — zapytałam.

— Dobrze wiesz o czym mówię — powiedział. Spuściłam głowę.

— Dobrze wiesz, że nie mogę — mruknęłam.

— Znajdę coś — westchnął. — Nie mogę pogodzić się z tym, że ty tak harujesz kiedy ja nic nie robię. To ja powinienem zarabiać na dom.

— Znowu zaczynasz? — westchnęłam. — A co z siatkówką?

— To tylko siatkówka — brunet wzruszył ramionami.

— Hajime...

— Ty jesteś ważniejsza — powiedział. — Rodzice też.

— Nie ma mowy — odparłam kategorycznie. — A jak już będziesz grał w reprezentacji, to wtedy pogadamy o tym, kto kogo utrzymuje.

Brunet pokręcił głową z dezaprobatą.

— Już o tym rozmawialiśmy, Hajime — powiedziałam. — Ja pracuję, ty grasz. Koniec rozmowy.

— A pamiętasz jak chciałaś chodzić na to kółko fotograficzne w czwartki, ale nie możesz, bo masz zmianę?

— Nie wiem o czym mówisz — odparłam. Chłopak prychnął i wyciągnął klucz z kieszeni. Podszedł do drzwi domu i otworzył je, po czym wpuścił mnie do środka. Zdjęłam marynarkę i przerzuciłam ją przez ramię.

— Co jemy? — zapytałam, gdy Hajime wszedł za mną do kuchni.

— A mamy cokolwiek? — westchnął i zajrzał do lodówki.

— Powinny zostać jakieś resztki z wczoraj — powiedziałam, podchodząc do brata. Brunet przejrzał niewielką zawartość zamrażarki i wyjął z niej paczkę mrożonych warzyw. Pokazał mi ją, unosząc pytająco brew.

— Może być — odparłam i usiadłam przy stoliku. Wyjęłam z torby zeszyty i przejrzałam je w poszukiwaniu zapisków dotyczących pracy domowej. Przekartkowałam podręcznik do angielskiego, szukając odpowiedniej strony i skupiłam myśli na zadaniu. Przygryzłam ołówek, myśląc nad trzecim przykładem, kiedy zobaczyłam jak brunet stuka palcem w poprzednie zdanie.

— Tu będzie Past Perfect Continuous — powiedział. Zerknęłam na przykład i westchnęłam, przyznając bratu rację.

— Dziękuję — odparłam cicho. Brunet wrócił do pilnowania smażących się warzyw.

— Nie ma problemu, jakbyś potrzebowała pomocy to jestem — odpowiedział. Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do pracy domowej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro