Rozdział 60
Cześć, moje kochane Laleciątka!
ZANIM PRZEJDZIECIE DO ROZDZIAŁU, PRZECZYTAJCIE PROSZĘ TĄ INFORMACJĘ! TO BARDZO WAŻNE!!
Z przykrością muszę was poinformować, że z racji: zbliżającej się wielkimi krokami sesji, braku weny oraz czasu na pisanie, nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, nie będzie to jednak później, niż koniec lutego lub początek marca. Tak więc jakieś półtorej miesiąca będziecie musieli przeżyć bez rozdziału.
Bardzo was za to przepraszam, jednak w obecnej sytuacji nie mam innego wyjścia, niż po prostu zrobienie sobie dłuższej przerwy od opowiadania.
Dziękuję wam za wszystkie komentarze pod poprzednimi rozdziałami, bardzo mnie one cieszą i tym bardziej boli mnie serce, że zostawiam was bez rozdziału na tak długi czas. Mam jednak nadzieję, że to zrozumiecie.
Jako że wena mi nie dopisuje, ten rozdział był pisany tak trochę na siłę i nie jestem z niego do końca zadowolona. Tak tylko lojalnie uprzedzam. Przepraszam też za wszystkie ewentualne błędy w postaci złączonych wyrazów. Ostatnio coś wattpad robi mi takiego psikusa, czego nie zauważyłam w poprzednim rozdziale, ale teraz starałam się w miarę możliwości to poprawiać.
Jeszcze raz bardzo was przepraszam i liczę na wyrozumiałość.
A teraz zapraszam do lektury.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Co robisz?- spytała Daphne, podchodząc do mnie w pokoju wspólnym.
Oderwałam na chwilę wzrok od kilkunastu kartek, aby spojrzeć na blondynkę.Oparłam się wygodniej o fotel i uśmiechnęłam delikatnie, kiedy dziewczyna siadała na kanapie.
-To?-wskazałam na papiery.- Ostatnie wytyczne dla początkujących, informacje dla osób, które może zwerbujecie, ogólny plan oraz spis tego, co polecam przejrzeć i takie tam. Będę musiała jeszcze powypisywać indywidualne zadania dla niektórych osób... W sumie staram się wszystko dopracować.
Dziewczyna spojrzała na mnie z dziwną miną. Wyglądała, jakby była naraz nieco zmartwiona, zatroskana, ale też jakby spodziewała się podobnej odpowiedzi. W końcu westchnęła i pokręciła głową z rozbawieniem albo niedowierzaniem. Albo jednym i drugim? Chwyciła za pierwszą lepszą kartkę, przejrzała zawarte na niej informacje, po czym odłożyła ją z powrotem na stolik.
-Mam nadzieję, że się nie przemęczasz.- powiedziała w końcu.
-Nie.-odpowiedziałam z rozbawieniem.- Wymaga to ode mnie skupienia, ale nie zamierzam spędzić nad tym nie wiadomo jak długiego czasu. A ty? Co tu robisz? Nie powinnaś być na zajęciach?
-Wagaruję.-pokazała mi język.- A przy okazji sprawdzam jak się czujesz.
-W porządku.- wzruszyłam ramionami.- W sumie na nic nie narzekam. Chociaż nie... Jako prefekt powinnam narzekać na to, że podopieczna mojego domu nie jest na zajęciach i zmusić ją, żeby tam wróciła. W końcu mam trochę czasu wolnego od stałego obserwowania i pilnowania, a tu przychodzi taka jedna i zaburza ten spokój!
Słysząc to, dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Bardzo przepraszam, o królowo!- powiedziała teatralnie, kłaniając się.-Nie wrócę jednak na zajęcia, bo mnie nudzą. Jedna nieobecność krzywdy mi nie zrobi. Aż tak cię męczy to, że chłopcy nie chcą,aby coś ci się stało?
-To nie tak.- mruknęłam, opierając brodę na dłoni.- Wiem, że się martwią i nie winię ich za to, ale ta ciągła obserwacja sprawia, że czuję się jak w klatce. Przyznaję, że nie chciałabym sama chodzić po zamku, zwłaszcza teraz, kiedy jestem bezbronna, ale chociaż tutaj, czy w Komnacie Tajemnic chciałabym przestać być ciągle monitorowana.
-Potrzebujesz czasu dla siebie.- skinęła głową, rozumiejąc.- W sumie rozumiem i ciebie i chłopaków. Kiedy zostałaś zaatakowana... Eh, pędzili jak szaleni, aby cię znaleźć i ci pomóc.
- Podejrzewam.- westchnęłam.-W ogóle skąd wiedzieli, że coś mi zagraża? Wcześniej jakoś niemiałam czasu o tym pomyśleć.
-Nie wiem.- przyznała Daphne.-Po prostu w pewnym momencie zerwali się na równe nogi z sykiem,patrząc w niezrozumieniu na swoje ręce, wymienili spojrzenia i wybiegli stąd nim ktokolwiek zdążył chociażby zapytać o to, co się stało.
W zamyśleniu spojrzałam na swoje dłonie. Prawie niewidoczne na nich blizny teraz strasznie rzucały mi się w oczy, jakby chciały dać mi znać, że to one sprowadziły dla mnie pomoc. Widocznie to Hogwart musiał prowadzić chłopców. Ten zamek chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Zacisnęłam pięści i odetchnęłam głęboko.
-Coś się stało?- zaniepokoiła się ślizgonka.
-Nie.- pokręciłam głową.- Po prostu Salazar to wredna menda, która chyba nigdy nie mówi wszystkiego.
-Przepraszam?!- oburzył się mężczyzna.- Czy to moja wina, że po tysiącleciu mogę wszystkiego nie pamiętać?! Albo, że nie wszystko wychodzi ot, tak sobie?!
-Jesteś obrazem, Salazarze.- wytknęłam z rozbawieniem, na oburzoną minę mężczyzny.- Obraz może mieć sklerozę? Poza tym, o takich rzeczach raczej powinieneś wspomnieć!
-Jestem MAGICZNYM obrazem!- naprostował mężczyzna.- Tak jak żywi mogę oczymś zapomnieć. I wydaje mi się, że Rovena mówiła,że jesteś od tamtego moment z chłopacami związana silną więzią.
-Myślałam, że odnosi się to tylko do walki przeciwko sobie.- mruknęłam.- No już, nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.
Mężczyzna prychnął i zniknął z ram obrazu. Wzruszyłam ramionami i powróciłam do kartek.
-Jak chcesz, możesz mi pomóc.- zwróciłam się do Daphne.-Trzeba zrobić kopie tych kartek po lewej. Zrób ich tyle, ile uważasz za słuszne. Później poproszę chłopców, aby obłożyli je zaklęciami prywatności.
***
-Świetnie!-pochwaliłam będące w Komnacie Tajemnic osoby, opierając się oposąg.- Jestem z was naprawdę dumna. Wiecie, co macie robić, jak mnie nie będzie. Ob...
-Obserwować, zdobywać informacje, rekrutować, rzucać Dropsowi kłody pod nogi i nie dać się złapać.- przerwało mi kilka osób z rozbawieniem.
-Dokładnie.-uśmiechnęłam się szeroko.- Jeśli będziecie potrzebowali jakichś wskazówek albo wytycznych wiecie do kogo się zgłaszać. Zawsze też możecie do mnie napisać. Jeśli ktoś będzie chciał wykonać jakąś robotę, dajcie mi znać, pogadam z Caleb'em,albo od razu przekieruję listę zleceń od niego do chłopaków i będzie ona u nich do wglądu. Ktoś ma jakąś sprawę do mnie? Jak nie, to będę się zbierać.
Przez chwilę obserwowałam wszystkich, ale widocznie wszystko było jasne. Zresztą, nie miałam czemu się dziwić. Wszyscy doskonale wiedzieli, co robili. Tak więc pożegnałam się z nimi i razem z Blais'emruszyliśmy w kierunku wyjścia.
-Lale, Hermiona chciałaz tobą porozmawiać przed wyjazdem. Będzie na ciebie czekała w Sali Wejściowej.- powiedział Neville,po czym pożegnał się i zniknął w ukrytym korytarzu, zmierzając zapewne w kieruku szklarni.
Patrzyłam przez chwilę w plecy odchodzącego chłopaka, a kiedy zniknął, my również opuściliśmy Komnatę Tajemnic. Wybraliśmy przejście znajdujące się najbliżej wyjścia z zamku. Musieliśmy pokonać, aby jeszcze jedne schody, zakręt i wielkie wrota były tylko kilka metrów od nas. Tak jak powiedział chłopak, gryfonka już tam czekała.
-Cześć.-przywitałam się.- Neville mówił,że chcesz ze mną porozmawiać. Odprowadzisz nas do bramy? Nie chcę kazać czekać mojemu transportowi.
-Cześć.-odpowiedziała dziewczyna, wyglądała na zestresowaną.- Ja... Tak. Jasne.
Wyszliśmy z zamku i skierowaliśmy się w stronę bramy. Podejrzewałam, że szef już na mnie czeka, a nie chciałam, żeby był za długo poza Londynem. Ostatnio miał kilka problemów w branży i z tego, co wiem, to nie wszystko jeszcze udało się rozwiązać. W ogóle zdziwiłam się, kiedy powiedział, że sam mnie odbierze, zamiast kogoś po prostu po mnie wysłać.
-Nie bierzesz żadnych rzeczy?- zdziwiła się dziewczyna.
-Mam jej kufer w kieszeni.- poinformował Blaise.- To o co chodzi? Skoro chciałaś porozmawiać z Lale przed wyjazdem, to musi być to coś ważnego.
- Um...Ja... Znaczy...- wzięła głęboki oddech, po czym kontynuowała już płynniej, choć nadal wyglądała na zdenerwowaną.- Mam wrażenie,że wiecie, co się dzieje w Hogwarcie.
-A co się dzieje?- spytałam zdziwiona, odczuwając dziwne rozbawienie,ale też i niepewność.
Hermiona zmierzyła mnie zdecydowanym, pełnym samozaparcia spojrzeniem. A więc zgrywaniegłupa nie wchodziło w grę. Zresztą, po niej nie można się było spodziewać niczego innego. Była inteligentna i potrafiła to wykorzystać.
-Wiecie,co. Wyniki sporej części uczniów skoczyły w ostatnich latach znacznie w górę, prawie połowa hogwartczyków nagminnie gdzieś znika. Widać, że ich umiejętności znacznie się poprawiły, wiedza znacznie się zwiększyła. A ty, Lale, wydajesz się w centrum tego. Ty, razem z twoją wiedzą i księgami nieznanego pochodzenia. Chcę wiedzieć, co się dzieje... nie, ja to wiem!
-Tak?-spytałam, opierając się o Blaise'a.
Dziewczyna przełknęła ślinę, przyglądając się nam. Staraliśmy się wyglądać na zupełnie spokojnych. W sumie rozwiązania tej sytuacji były trzy i tylko jedno mi się bardzo nie podobało. Miałam nadzieję, że wszystko nie potoczy się tym scenariuszem.
-Uczycie się... a może raczej szkolicie.- powiedziała pewnie, na co razem z chłopakiem, wymieniliśmy spojrzenia nie przerywając marszu.- Ale nie wiem po co.
-Bo trwa wojna, Granger.- powiedział Blaise.
-Dokładnie.-przytaknęłam.- A jeśli chcesz wiedzieć więcej, to możesz iść z Blaise'em. Wszystko ci wyjaśni.
Dziewczyna widocznie chciała drążyć temat, ale właśnie dotarliśmy do bramy, gdzie czekał już na mnie szef.
-Dzień dobry Lale, Blaise. Miło mi, że w końcu sobie o mnie przypomnieliście! Jest cholernie zimno!- powiedział Gabriell, opatulając się mocniej szalikiem.- Przedstawicie mi koleżankę?
-Nazywam się Hermiona Granger, proszę pana.- przedstawiła się dziewczyna, niepewnie wyciągając rękę w jego stronę.
- Gabriell de Luca.- odpowiedział i zamiast uścisnąć jej dłoń, pocałował jej wierzch, uśmiechając się przy tym, po czym przeniósł wzrokna mnie i Blaise'a.- Lale, gdzie twój bagaż? Tylko mi nie mów, że będę musiał tu kwitnąć jeszcze dłużej!
-Trzeba się było cieplej ubrać szefie, a nie!- przewróciłam oczami.- Blaise ma mój kufer.
Chłopak wyciągnął z kieszeni zmniejszony bagaż i podał go mężczyźnie, który od razu schował go do kieszeni trzęsącą się od zimna ręką.
-Dzięki. A ty, Lale, nie czepiaj się mojego stroju! Mam ważne spotkanie za chwilę! Zresztą sama nie jesteś lepsza! Gdzie twoja kurtka, co?!
-Blaise rzucił na moje ubrania zaklęcie ogrzewające.- wzruszyłam ramionami.- No dobra, skoro masz jakieś spotkanie, to będziemy się zbierać.
Odwróciłam się w stronę Blaise'a i pocałowałam go. Powiedziałam, aby na siebie uważał i się o mnie nie martwił. Pożegnałam się krótko z Hermioną, która widocznie była niezadowolona z tego, że nie będzie jej dane dalej pociągnąć rozmowy, po czym poczekałam aż szef pożegna się z zostającą w szkole dwójką. Kiedy wyciągnął w moją stronę ramię, od razu je chwyciłam i pozwoliłam się teleportować.
Kiedy znaleźliśmy się w miejscu docelowym, w pierwszej chwili zakręciło mi się w głowie i zrobiło niedobrze. Teleportacja nie była chyba dobrym pomysłem. Odetchnęłam kilka razy głęboko, zaciskając mocno powieki. Kiedy do moich uszu zaczęły docierać jakiekolwiek inne dźwięki poza szumem, rozejrzałam się zaskoczona.
Byłam przekonana, że szef odstawi mnie do domu, a ten przeniósł mnie do klubu! Będące na piętrze osoby uśmiechały się do mnie przyjaźnie. Nie był to jakiś wielki tłum, głównie osoby, z którymi najwięcej rozmawiałam. Angie, Andy, Bibi, Twisty z Syriuszem, kilku moich podopiecznych i jeszcze kilka innych osób.
-Em...Cześć?- przywitałam się.- Fajnie was wszystkich widzieć, ale czy ja nie powinnam być w domu?
-Później cię tam odstawimy.- uśmiechnęła się Twisty, przytulając mnie na powitanie.- Teraz siedzisz tutaj z nami, bo podejrzewam, że sama byś raczej nie wpadła w najbliższym czasie!
-Właśnie!-poparła ją Angie, również wieszając się na mojej szyi.- A teraz przynajmniej nam nie uciekniesz!
***
-Hej, Bibi?- zaczęłam, po kilku godzinach siedzenia w klubie, kiedy większość osób musiała wracać do przerwanych zajęć, tudzież pracy.- Zawiózłbyś mnie w jedno miejsce?
-Pewnie!-uśmiechnął się chłopak.- A co zapomniałaś, jak się prowadzi twoje ukochane autko?
-Nie bądź wredny!- parsknęłam, uderzając go z pięści w ramię.- Poprostu wolę nie wsiadać za kółko, kiedy zdarzają mi się zawroty głowy.
-Ciężarówka korzysta ze swoich przywilejów.- zaśmiał się Andy, zabierając moją pustą szklankę po soku.- Widzę, że załatwiłaś sobie szofera!
-Ja ci dam ciężarówkę!- wykrzyknęłam, rzucając w mężczyznę skórką pomarańczy.- Jeszcze nie jestem ciężarówką!
-Dobrze powiedziane: jeszcze!- zaśmiał się Bibi.- Dobra, chodź! Gdzie jedziemy?
-Na Pokątną. Muszę odwiedzić jedno miejsce.
***
Spojrzałam na szyld należącego do mnie budynku. Całe miejsce wyglądało zachęcająco, przez okno widziałam kilka osób siedzących przy stolikach i jedzących coś. Z jednej strony nie chciałam tam wchodzić, ale z drugiej musiałam to zrobić. Dowiedzieć się, naczym stoję i jak wszystko później rozegrać.
Razem z Bastien'em poczekaliśmy trochę. Zbliżał się czas zamknięcia i ludzie powoli wychodzili. Kiedy lokal był praktycznie pusty, weszliśmy do środka. Dzwonek nad naszymi głowami dał znać o kolejnych klientach, a będąca na zapleczu kobieta, weszła na główną salę.
-Przepraszam, już zamyka...my.- powiedziała, wycierając dłonie w ręcznik, a kiedy mnie zobaczyła, widocznie zbladła i straciła pewność siebie.
-To dobrze, że przychodzimy teraz. Chcę porozmawiać, Molly.-powiedziałam, zachowując spokój i neutralny ton.
Kobieta zacisnęła usta, jej oczy zaszkliły się. Machnęła różdżką, zmieniając tabliczkę na drzwiach na „zamknięte" i wskazała nam jeden ze stolików. Razem z Bibi'm usiedliśmy po jednej stronie, a ona po drugiej. Uważnie obserwowała mojego towarzysza, jakby zastanawiała się, kim jest i czego może się po nim spodziewać.
-O co chodzi?- spytała, a chłód w jej głosie dał mi znać, że to nie potoczy się optymistycznym scenariuszem.
-Winisz mnie za śmierć twojej córki.- to nie było pytanie, a stwierdzenie.
Kobieta jeszcze bardziej zacisnęła usta i zgromiła mnie wzrokiem.
-Moja jedyna córka nie żyje!- warknęła.- Moja mała córeczka...! Wszyscy mówią, że to był wypadek, że się broniłaś, ale docholery! Mogłaś zapanować nad swoją magią! Moje dziecko zostało rozszarpane na strzępy, nie mogliśmy jej nawet normalnie pochować! Nie masz pojęcia, co czuje matka, widząc, że z jego dziecka prawie nic nie zostało! Tego nie idzie zapomnieć, czy wybaczyć!
Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, wzięłam głęboki oddech. W sumie czego mogłam się spodziewać? Dla Molly rodzina była wszystkim. Jej dzieci były dla niej najważniejsze. Utrata każdego z nich byłaby dla niej bardzo bolesna. A to jeszcze była jej jedyna córka.
Spokojnie znosiłam te krzyki. Kobieta miała prawo być rozżalona, może wściekła. Pewnie, gdybym nie rozmawiała tyle ze wszystkimi, pomyślałabym, że miała rację, winiąc mnie za to, co spotkało jej córkę. Ale wiele osób stało za mną, wiedzieli, że gdyby mnie nie zaatakowała, to nic by się jej nie stało. Wiedzieli, że nie mogłam zapanować nad reakcją magii.
-Nie chciałam wierzyć- kontynuowała kobieta.- kiedy Dumbledore mówił, że jesteś niebezpieczna, Fred i George tak dobrze o tobie mówili! Nawet moi starsi synowie...! Tylko Ron i Ginny mieli rację! Powinnam była wcześniej ich posłuchać, uwierzyć Albusowi! Może wtedy moja córeczka by żyła! A tak, nawet większość jej braci nie pojawiła się na jej pogrzebie!
Nim zorientowałam się, co robię, trzasnęłam pięścią w stół, a głośny huk uciszył kobietę. W tym samym momencie drzwi do jadłodajni otworzyły się, jednak kompletnie to zignorowałam. Jeśli byłby to ktoś niebezpieczny, Bibi by zareagował.
Cała moja uwaga była poświęcona siedzącej przede mną kobiecie. Mogłam znieść naprawdę wiele: krzyki, obwinianie, wyzywanie od najgorszych. Mogłam znieść żal, wściekłość i nienawiść tej kobiety. Ale wspominanie o tym przeklętym starcu, w dodatku w kontekście jakby był kimś świętym, nieomylnym, dobrym do bólu, sprawiała, że robiło mi się niedobrze i nie mogłam powstrzymać wściekłości.
-Lale, co...- usłyszałam gdzieś z boku, ale kompletnie to zignorowałam.
-Myślisz,że Dumbledore jest taki święty?!- warknęłam do kobiety, nie mogąc opanować emocji.- Nie rozśmieszaj mnie! Wyglądasz, jakbyś zapomniała o tym wszystkim, do czego namawiał twoje dzieciaki! Podrobienie wspomnień Ronalda, żeby mnie pogrążyć, na przykład! Ale to nie wszystko! Chcesz znać prawdę, zarówno o tym przeklętym starcu, jak i o twoich bachorach?! Mogę cię oświecić!
-Lale, usp...-znowu ktoś próbował mi przerwać, jednak byłam w takim amoku, że nawet nie potrafiłam zidentyfikować, kim ta osoba była.
-Pragnęcię poinformować, że twoja kochana córeczka kilka lat temu zleciła zabójstwo Draco Malfoy'a! Nie wiem, kto dał jej na to kasę, ale taki jest fakt! Twoja córka miała nawet podstępem rozkochać w sobie Harry'ego, aby odciągnąć go od Draco i nas wszystkich! Twój syn miał szpiegować mnie i moich przyjaciół! Wiesz, że mogłabym wymieniać tak w nieskończoność?! A Dumbledore...!-parsknęłam z niedowierzaniem.- Spróbuj zgadnąć, przez kogo jestem sierotą?! No jak...
-LALE, DO CHOLERY!
Zamilkłam i spojrzałam zaskoczona w bok. Obok Bibi'ego stał Percy. Oboje patrzyli na mnie ze zmartwieniem i niepokojem. Kiedy dostrzegli, że mają moją uwagę, odetchnęli z ulgą. Nieco się uspokoili, nawet nie zwracając uwagi na moje skołowanie.
Rudzielec przeniósł wzrok na matkę, a ja podążyłam za jego wzrokiem. Kobieta siedziała wmurowana na krześle. Była blada, z jej szeroko otwartych z szoku i niedowierzania oczu płynęły łzy, które spadały zapewne na fartuch na jej nogach.
Kiedy odzyskałam jasność myślenia, miałam ochotę palnąć sobie w łeb. Jak mogłam dać się tak ponieść?! Wiem, że obecnie nie jestem w stanie w pełni siebie kontrolować, ale powiedziałam o wiele za dużo! Powinnam dać sobie na wstrzymanie! Teraz nawet nie mogę rzucić na nią żadnego zaklęcia, aby nie wygadała tego,czego ja nie powinnam była mówić!
Kiedy o tym pomyślałam, w kobietę uderzył biały promień. Spojrzałam zaskoczona na chłopaków. Percy właśnie chował różdżkę do kieszeni.
-Myślę, że to powinno wystarczyć.- westchnął.- Lale, co ty tu robisz?
-Mogłabym...zapytać o to samo.- odpowiedziałam.
Opadłam na krzesło, wpatrując się ciągle w Percy'ego i Bibi'ego. Nawet nie zauważyłam, kiedy zerwałam się na nogi, tak musiało mnie ponieść.
-Przechodziłem i zobaczyłem jak siedzisz u mamy w pracy. Miałem złe przeczycie i wszedłem. I chyba dobrze zrobiłem.
-Tak, dzięki. Przepraszam, poniosło mnie.
-Percy!-wykrzyknęła Molly, patrząc z niedowierzaniem na syna.- Czemu ty...?! Przecież ona...! Ginny...! Co to było za zaklęcie?!
-Nie pozwoli ci wydać informacji, których nie powinnaś znać.-stwierdził chłodno chłopak.- W porządku, Lale? Chyba powinnaś wracać już do domu. Jak chcesz, to cię tam odstawię.
-Percy Ignacjuszu Weasley!Co to ma znaczyć?! Ona zabiła twoją siostrę! I czemu potraktowałeś mnie tym dziwnym zaklęciem?!
Chłopak omiótł ją pozbawionym emocji spojrzeniem.
-Gdyby Ginny podjęła inny wybór, nie zginęłaby. To był wypadek. Lub raczej samoobrona, jeśli chcesz wiedzieć. Może to zabrzmieć okrutnie, ale Ginny sama była sobie winna. Mogła po prostu odpuścić. A ja po prostu podjąłem decyzję, podobnie jak Fred i George.
-Wybrałeś ją, zamiast własnej rodziny?!- wydarła się Molly.- Nie tak cię wychowałam! Nie chcę cię więcej widzieć!
-Wybrałem część rodziny, jeśli tak bardzo cię to interesuje. Tę część, która samodzielnie myśli i nie jest niczym zaślepiona.-odpowiedział spokojnie, kierując się w stronę drzwi razem ze mną i Bibi'm.
-Warunki pracy pozostają takie, jakie ustaliłyśmy na początku, Molly.-powiedziałam chłodno, zatrzymując się jeszcze na chwilę przydrzwiach.- Chyba że chcesz zrezygnować z pracy. Co prawd pogrzeb musiał być kosztowny... No cóż, decyzja należy do ciebie.
-Nie uważasz, że to było podłe?- spytał Bibi, kiedy zostawiliśmy kobietę samą w jadłodajni.
-Może i było.- westchnęłam, pocierając nasadę nosa.- Ale nie mam siłymyśleć teraz nad grzecznościami. Zależało mi tylko na postawieniu sprawy jasno. Jeśli chce mieć ze mną spółkę, w porządku. Jeśli nie, nie będę trzymała jej na siłę. Proszę, możesz odwieźć mnie do domu? Nie czuję się najlepiej.
-Jak chcesz, to mogę cię teleportować.- zaproponował Percy, kiedy weszliśmy do Dziurawego Kotła.
-Dzięki, ale źle znoszę teleportację.- uśmiechnęłam się przepraszająco.- I dziękuję, że się za mną wstawiłeś. Nie musiałeś tego robić.
-Poprostu podjąłem decyzję.- wzruszył ramionami, kiedy zatrzymaliśmysię przy aucie.- Wiem, że nie muszę tego mówić, ale uważaj na siebie, Lale.
-Będę. Trzymaj się Percy.
***
Siedziałam w bibliotece i przygotowywałam dokumenty i plany dla Toma. Teraz był odpowiedni moment na wykonanie ruchu i głupotą byłoby z tego nie skorzystać. W końcu zbliżały się święta, niewiele osób będzie w Ministerstwie i zanim chociaż zorientują się o atakach, nasi ludzie będą już w połowie roboty. Przy dobrych układach nawet mogą minąć się z aurorami i ludźmi Dropsa.
Odłożyłam opisany fragment mapy kolejnego miasta i przeciągnęłam się. Chyba czas na przerwę. Wstałam od biurka i przeniosłam się nakanapę, chwytając pierwszą lepszą księgę z poustawianych na podłodze stosów. Chyba powinnam znowu zrobić porządek w książkach. Albo powiększyć bibliotekę.
Zdążyłam przeczytać tylko pół rozdziału, kiedy w pomieszczeniu pojawiła się Alstremeria.
-Panienko, masz gości.
-Kogo?- zdziwiłam się, bo nikogo się nie spodziewałam.
-Pan O'Hara i pan Campbell. Przyprowadzić ich tutaj?
-Nie.- powiedziałam wstając.-Zaprowadź ich do jadalni i przygotuj poczęstunek. Zaraz przyjdę.
Skrzatka skłoniła sięi zniknęła. Westchnęłam i poinformowałam zwiniętą podstolikiem Sirr o tym, że idę do jadalni. Odkąd wróciłam do domu, ta gadzina nie odstępowała mnie na krok. Za punkt honoru wzięła sobie pilnowanie, aby nic mi się nie stało. Na szczęście Gariad stwierdziła, że w domu jestem bezpieczna i widywałam ją raz na jakiś czas.
Kiedy powiedziałam Sirr ogościach, ta uniosła łeb i już chciała wstawać, ale widząc moją minę, chyba stwierdziła, że tym razem mi odpuści ipowróciła do drzemki. Uśmiechnęłam się pod nosem i skierowałam do jadalni. Kiedy tam dotarłam, chłopacy już na mnie czekali.
-O'Hara, Campbell! Miło was widzieć!- przywitałam się.
Oboje z uśmiechami przytulili mnie na powitanie.
-Ciebie też, Lale.- uśmiechnął się O'Hara.- Wiesz, nie wierzyłem, kiedy dobiegły mnie słuchy o tym, że ty i Blaise wpadliście! A tutaj widać, że brzuch rośnie!
-W szkole też byłeś taki wredny, czy to teraz zaczęło z ciebie wychodzić?- uniosłam brew, siadając przy stole.
-Też był.- zaśmiał się Campbell.- Ale starał się tego nie pokazywać. Słyszeliśmy, co się stało, ale tak patrząc na ciebie, chyba nie mamy się o co martwić. Wyglądasz całkiem dobrze.
-Dzięki.-posłałam im uśmiech, sięgając po grilowane banany.-Proszę, częstujcie się. Co was do mnie sprowadza?
Chłopacy wymienili spojrzenia.
-Mamy dla ciebie kilka ciekawych informacji z ministerstwa. No i liczymy na to, że coś się niedługo będzie dziać, bo trochę nam się nudzi.
-Macie świetne wyczucie czasu.- parsknęłam śmiechem, odbierając teczkę i odkładając ją na bok.- Właśnie planowałam kolejne ataki i może nawet będę miała coś dla was. Ale musicie dać mi skończyć wszystko rozpisywać. Najpóźniej do końca tygodnia wyślę wam informacje.
Ledwie skończyłam zdanie, a w okno jadalni coś zaczęło stukać. Kirana próbował dostać się do środka, niosąc gruby plik listów. Z westchnięciem wstałam z krzesła i wpuściłam kruka do środka. Od razu usiadł na moim ramieniu, pozwalając odebrać sobie korespondencję. Kiedy zostałod niej uwolniony, zakołował nad stołem i nie widząc niczego dla siebie zaskrzeczał obrażony, po czym wyleciał z pomieszczenia.
Usiadłam na swoim miejscu i pobieżnie przejrzałam korespondencję. Wszystkie listy były z Hogwartu, większość miała dopisek „I" na samym dole, co oznaczało informacje a niektóre miały jeszcze wykrzyknik, co oznaczało, że są naprawdę ważne.
-Pozwolicie, że to przejrzę?- spytałam gości, wskazując na kilka kopert, których nadawcy byli tak zdeterminowani, aby coś mi przekazać, że dopisali nawet kilka wykrzykników.
Chłopacy skinęli głowami i popijając kawę prowadzili cichą rozmowę. Ja w tym czasie zabrałam się za czytanie listów. Z każdą kolejną linijką, z każdą kolejną otwartą kopertą, moje oczy coraz bardziej rozszerzały się w szoku. Z niedowierzania i ciekawości otwarłam nawet te koperty, na których nie było wykrzyknika. W większości listów przewijało się to samo.
-Chłopaki,myślę, że mam do was zadanie!
***
CZY ALBUS DUMBLEDORE, DYREKTOR SZKOŁY MAGII I CZARODZIEJSTWA W HOGWARCIE CHCE, ABY NASZE DZIECI BRAŁY CZYNNY UDZIAŁ W WOJNIE?!
W ostatnim czasie mamy do czynienia ze wzmożoną aktywnością śmierciożerców w porównaniu do ostatnich kilku lat. Mimo iż ataki przeprowadzane przez zwolenników Sami-Wiecie-Kogo, są o wiele rzadsze niż podczaspoprzedniej wojny, są przeprowadzane one na o wiele większą skalę oraz zdają się być planowane w najmniejszym szczególe! Wpływać może na to współpraca Tego,Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać z niezidentyfikowaną dotąd osobą oraz jej ludźmi.
Obecnie magiczna Anglia nie jest przez to bezpiecznym miejscem, ale czy to powód, aby angażować do walki nieletnich, dzieci, które nadal uczą się w Hogwarcie? Wczorajszego wieczora wpłynęły do nas dziesiątki listów informujących o tym, że Albus Dumbledore za pośrednictwem kilku uczniów próbował przekonać inne dzieci, aby dołączyły do organizowanych zajęć dodatkowych właśnie praktycznego używania zaklęć na polu walki. Zajęcia te miały być prowadzone przez „zaufane osoby", jak to zostało określone.
Nadawcy listów byli zaniepokojeni zarówno faktem namawiania ich do walki, jak i tego, że po odbytej rozmowie zostały na nichnałożone zaklęcia, aby nie mogli nikomu powiedzieć o propozycji, jaką wystosował do nich Albus Dumbledore. Jak to ujęła jednak z anonimowych uczennic: „Gdybym wcześniej nie przykładała się do nauki na egzaminy oraz sama nie zadbała oto, aby być bezpieczną w obecnych czasach, prawdopodobnie nie mogłabym przełamać tego zaklęcia i poinformować o tym, co siędzieje w Hogwarcie.Zaczynam się poważnie bać tej placówki i rozważam poproszenie rodziców o zabranie mnie stąd". Podobnego zdania są pozostali nadawcy listów. Jedni samodzielnie przełamali zaklęcia zmuszające do utrzymania sekretu, inni skorzystali z pomocy przyjaciół. Kolejny z anonimowych nadawców pisze: „Gdybym w ostatnich latach nie korzystał z pomocy Lale G. w nauce, prawdopodobnie w chwili pisania tego listu zostałbym pozbawiony magii albo życia. Lale nigdy nie miała łatwo z dyrektorem, odniosłem wrażenie, że nienawidzi on jej z jakiegoś powodu i musiała ona zawsze na siebie uważać. W dodatku, kiedy powrócili śmierciożercy, Lale nie chciała, abyśmy pozostawali bezbronni. Nie mogła wiele zrobić, ale chociaż wspólnie nauczyliśmy się podstawowych zasad przełamywania niektórych zaklęć. To mnie uratowało i pozwoliło pomóc innym, których widziałem z osobami namawiającymi mnie do walki".
Sytuacja w Hogwarcie odpewnego czasu niepokoi pracowników Ministerstwa Magii, a wszystko to jeszcze zostało podsycone przez niedawny pozew Lady Gaunt. Niektórzy pracownicy ministerstwa uważają, że uczniowie mogą z jakiegoś powodu chcieć jeszcze bardziej zaszkodzić dyrektorowi placówki i doprowadzić do jego zwolnienia, dlatego postanowiliśmy zapytać o sytuację panującą w szkole, absolwentów Hogwartu.
„Co ja mogę powiedzieć? Dyrektor Dumbledore zawsze miał jasno określone podejście do wszystkiego. Wszystko było białe albo czarne. Albo był się dobrym gryfonem, albo złym ślizgonem. Choć wszystkim wmawiał, że trzeba zarzegnać konflikt między domami, grał dobrego, wierzącego we wszystkich staruszka, nic w rzeczywistości nie robił, aby zarzegnać międzydomową wojnę. W rzeczywistości nawet podsycał wzajemną wrogość, faworyzując wychowanków domu Gryffindor'a. Nie jestem zaskoczony, że kiedy Sami-Wiecie-Kto powrócił, postanowił znowu stanąć po określonej stronie barykady. Nie mnie oceniać czy tej dobrej, czy złej. Chcę pozostać neutralnym, wierząc, że nie wszystko jest czarno-białe, ale również szare. Bo po prostu nie mogę uznać za „dobre" namawianie dzieci do walki. Rozumiem, gdyby chodziło o nauczenie ich obrony i zaproponowano to wszystkim, ale to, z czym mamy do czynienia wygląda raczej na zbieranie prywatnej armii i nie powinno mieć miejsca" mówi jeden z absolwentów, Anthony C., który w tym roku rozpoczął pracę w ministerstwie. Wiele osób, które w ostatnich kilku latach ukończyło szkołę, popiera opinię owego absolwenta.
Informacje o zdarzeniach w Hogwarcie wpłynęły już do Rady Nadzorczej Hogwartu oraz Departamentu Przestrzegania Prawa. Osoby sprawujące nadzór nad Albusem Dumbledore'em, zgodnie z orzeczeniem sądu, badają już sprawę i w ciągu czterdziestu ośmiu godzin powinni ogłosić wstępne ustalenia, jak sami zapowiedzieli.
Z niecierpliwością czekamy na informacje oraz wyjaśnienie tej niepokojącej sytuacji.
Rita Skeeter
***
-No mówcie!- namawiała od progu Euphemia,patrząc wyczekująco na mnie i Blaise'a.- Blaise nie chciał mi powiedzieć, czy będę miała wnuka, czy wnuczkę! Lale, powiedz! Jaka jest płeć dziecka?
-Właśnie!-poparła Illiyana, podrzucając Selenę na kolanach.
-Nie ma szans!- zaśmiał się Harry.- Nawet nam tego nie powiedzieli!
-Co jest strasznie nieprzemyślane, bo nie wiem, czy powinienem kupić prezent dla chłopca, czy dziewczynki!- dodał Draco.-Jak mam być ukochanym wujkiem, kiedy nie znam płci dziecka?!
Słysząc to, parsknęłam śmiechem. Z Blaise'em postanowiliśmy, że jednak nikomu nie powiemy, czy będziemy mieć syna, czy córkę. Nawet jeśli wszystkie znajome mi kobiety miałyby zacząć wróżyć z mojego brzucha! Po prostu postanowiliśmy przetrzymać wszystkich w niepewności i mieć ubaw z ich niedoczekania i chęci wiedzy.
-Tak właściwie, to co tutaj wszyscy robicie?- spytałam, unosząc brew i starając się ukryć rozbawienie.- Rozumiem, że są święta, ale nie przypominam sobie, żebym was wszystkich zapraszała! W dodatku na ten sam dzień! Nie wiecie, że potrzebuję spokoju?
-Ostatnio jakoś goście ci nie przeszkadzali.- prychnęła Bella.
-Lale, nie bądź taka!- zawyła Angie, opierając się o Freda.- Chcę wiedzieć, czy mam kupić niebieskie, czy różowe śpioszki!
-Zielone.- odpowiedziałam jak najbardziej poważnie.
- To to będzie kosmita?- zdziwił się George.- Albo jakiś gnom?
-Sam jesteś gnom i kosmita!- odparowałam.- Uspokójcie się! I tak wam nie powiemy!
-No to czas na tradycyjne sposoby.- westchnęła Narcyza.- Bella, jesteś całkiem dobra we wróżeniu z kształtu brzucha. Mi i Euphi bez problemu wywróżyłaś synów.
Moja matka chrzestna z zastanowieniem przyjrzała się mojemu brzuchowi i milczała przez dłuższą chwilę. Starałam się nie wybuchnąć śmiechem, patrząc jak wszyscy w wyczekiwaniu wpatrują się w kobietę. Wkońcu jednak brunetka westchnęła ciężko.
-Nie wiem. Kilka cech jest typowych dla syna, ale kilka jest typowych dla córki.
-To może bliźniaki.- podsunął Syriusz.
-Salazarze, uchowaj!- wykrzyknęłam.- Na szczęście tylko jedno dziecko! I w sumie ma już nawet wybrane imiona.
Wszyscy uważniej nadstawili uszu, jakbym tak prosto miała zdradzić płeć dziecka, poprzez zdradzenie imion.
-W skrócie będzie to L. B. Gaunt-Zabini.- oświadczył z uśmiechem Blaise.
-Moglibyście powiedzieć coś więcej.- westchnął Fenrir.- Selena, może ty przekonasz ciocię?
Dziewczynka spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczkami i robiąc najbardziej uroczą i proszącą minę, słodko wypowiedziała „Ciociu, proszę,powiedz". Bardzo ciężko było nie powiedzieć.
-Będziesz miała niespodziankę, skarbie.
-No to teraz jedyna nadzieja w Remusie.- westchnęła Twisty.- Jeszcze tylko on was nie pytał.
-I raczej nieprędko zapyta.- wzruszyłam ramionami.- Jest zajęty przekonywaniem auror Tonks. Może w końcu mu się uda. A wy musicie przeżyć do porodu. Do maja chyba jakoś przeżyjecie, nie?
***
ALBUS DUMBLEDORE ZWOLNIONY ZE STANOWISKA! ZARZUTY OKAZAŁY SIĘ BYĆ PRAWDĄ! MINERVA MCGONAGALL TYMCZASOWYM DYREKTOREM SZKOŁY MAGII I CZARODZIEJSTWA W HOGWARCIE!
Informujemy, że dochodzenie przeprowadzone przez członków nadzoru obserwującego Albusa Dumbledore'a z polecenia sądu, to jest: Lorda Lucjusza Malfoy'a, Lorda Syriusza Black'a i Panią Aurorę Levi-Strauss, potwierdziło, jakoby dotychczasowy dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie- Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore, faktycznie namawiał swoich podopiecznych do przejścia kursu walki pod okiem niezidentyfikowanych osób.
Wczorajszego wieczora wpłynęło do urzędu oświadczenie od członków nadzorus prawującego pieczę nad Panem Dumbledore'em i zostało one rozpatrzone w zaledwie kilka godzin. Decyzją wyższej instancji, Albus Dumbledore został w tempie natychmiastowym zwolniony ze stanowiska. Obecnie miejsce jego pobytu jest nieznane, opuścił on Hogwart jeszcze przed przybyciem wysłanników ministerstwa przy pomocy swojego feniksa.
Tymczasowo stanowisko dyrektora magicznej placówki kształcącej nasze dzieci przejęła pełniąca do tej pory funkcję wicedyrektora profesor transmutacji- Minerwa McGonagall. Będzie ona piastować ten urząd aż do wakacji, kiedy to Rada Pedagogiczna w porozumieniu z Radą Nadzorczą wybiorą osobę na stałe mającą pełnić obowiązki dyrektora. Wszystko wskazuje jednak na to, że Profesor McGonagall zostanie dyrektorem na dłużej.
Postaramy się informować naszych czytelników o wszystkim na bieżąco.
Rita Skeeter
Kiedy przeczytałam ten krótki artykuł, uśmiechnęłam się szeroko. To był chyba jeden z najlepszych prezentów świątecznych, jakie mogłam dostać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro