Rozdział 59
Witam was, moje kochane Laleciątka w nowym roku!
Tak, zdaję sobie sprawę, że robię to nieco późno, ale jak to się mówi, lepiej późno niż wcale! Z okazji nowego roku chciałabym wam więc życzyć wszystkiego co najlepsze i żeby rok 2019 był lepszy od 2018!
Zapraszam do czytania!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie wiem, który dzień leżałam już w skrzydle szpitalnym i szczerzepowiedziawszy, niewiele mnie to interesowało. Cały czas w mojejgłowie kołatały się myśli o tym, co stało się tamtegowieczora. Mogłam stracić dziecko. Nadal mogę je stracić. Samamogłam zginąć. Prawdopodobnie obie te rzeczy by się stały, gdybynie szybka interwencja chłopców. Zawiodłam na całej linii.Powinnam była wcześniej dać się zbadać, być bardziej uważna.Nie powinnam wychodzić tamtego wieczora! Co ja sobie myślałam!Przecież wiedziałam, że coś jest nie tak! Ale nie myślałam...!
Przekręciłamsię na drugi bok, powstrzymując łzy. Cholera! Jestem w ciąży...Przecież ja nie dam sobie rady! Zwłaszcza teraz, kiedy jest takniebezpiecznie! Do zakończenia wojny jeszcze daleko, a dla dziecka,zwłaszcza mojego dziecka jest ona praktycznie zabójcza! Jużwcześniej byłam na celowniku Dropsa, a teraz... Jeśli jegozainteresowanie przeniesie się na to maleństwo... Wiedziałam, żenie jestem gotowa na rolę matki, myślałam, że ten etap życiabędzie dopiero daleko przede mną. To było tak bardzo nie w czas!
No ijeszcze śmierć tej całej Weasley. Może i nie odczuwałam wyrzutówsumienia, nie było mi nawet przykro z powodu jej śmierci, ale jakmiałam teraz spojrzeć w oczy Fredowi i George'owi, Percy'emu czyBill'owi albo Charliemu? Najbardziej bałam się konfrontacji zbliźniakami. Przecież mimo wszystko to była ich siostra. Czy mniewinili? Czy mieli do mnie żal? Czy się ode mnie odwrócą?
Możei Fred zachowywał się względnie normalnie, kiedy się obudziłam,ale... Czy mnie teraz znienawidzą? Fred nie wyglądał, jakby miałcoś takiego zrobić, zanim wyjechał do Włoch, ale dalej siębałam. No i George... nie widziałam go odkąd odzyskałamprzytomność, właściwie nikogo za bardzo nie chciałam widzieć,nie mogłam spojrzeć im w oczy. Podobno George przybył tego samegowieczora, którego... Dorea mówiła, że był bardzo przejęty,siedział kilka godzin pod skrzydłem, ale w końcu musiał wracaćdo pracy.
Niezareagowałam na otwierające się drzwi do skrzydła szpitalnego.Nigdy nie reagowałam, zazwyczaj to po prostu ignorowałam, zajętabitwą z myślami. Zresztą, jedynymi osobami, które mogły tuprzyjść byli Blaise i Dorea. Chłopak, jako najbliższa mi osobaoraz ojciec dziecka, a dziewczyna jako mój medyk. Odmówiłam byciapod opieką Pomfrey. Nie miałam zamiaru dopuszczać do siebie osobybędącej pod władzą Dropsa. Stara pielęgniarka tylko mnienadzorowała, abym nie zrobiła niczego głupiego. No i jeszcze mogliprzyjść aurorzy, aby przesłuchać mnie w sprawie tego zdarzenia,jednak mieli z tym poczekać, aż będę w lepszej kondycjipsychicznej.
–Skarbie.- westchnęła Dorea, siadając na skraju łóżka ichwytając mnie za rękę.- Jak się czujesz?
–A jak mam się czuć?- odpowiedziałam pytaniem, nawet na nią niepatrząc.
Blondynkaponownie westchnęła i przysiadła się bliżej, po czym przytuliłamnie.
–Lale, musisz wziąć się w garść.- powiedziała stanowczo,zmuszając mnie, abym na nią spojrzała.- Musisz być silna. Wpierwszej kolejności dla siebie i dziecka. Twoja ciąża jestzagrożona, a stan, w jaki się wprowadzasz, nie jest zdrowy. Żebystan twój i twojego dziecka się poprawił, musisz się ogarnąć.Swoim obecnym zachowaniem martwisz innych. I to dla nich musisz byćsilna w następnej kolejności. Dla Blaise'a, Draco, Harry'ego,Freda, George'a, mnie i Axela, reszty swoich przyjaciół i dlaswoich ludzi. Nawet nie wiesz, ile osób się o ciebie martwi i chcecię odwiedzić, ale nie mogą tego zrobić, ponieważ jesteś wdołku. Piszą listy, ale nawet ich nie przyjmujesz! Dziewczyno, ty itwoje dziecko żyjecie! Jesteście w kiepskim stanie, ale żyjecie.Jako medyk dołożę wszelkich starań, aby tak pozostało, alenajważniejsze jest teraz, abyś przestała pogrążać się wdepresji, bo to od ciebie zależy, czy wasz stan zacznie siępoprawiać.
–Jak mam spojrzeć im w oczy?- spytałam przez zaciśnięte gardło,starając się powstrzymywać łzy.
–Normalnie, kochana. Nikt cię z nic nie wini. Nawet Fred i George.-dodała, kiedy chciałam się odezwać.- Wiedzą, że to nie twojawina. Poza tym zdają sobie sprawę z tego, co mogłoby się stać,gdyby stanęli przeciwko niej podczas walki. Byliby gotowi to zrobić,bo wybrali ciebie. Nie pojawili się nawet na jej pogrzebie. Imartwią się tym, że nie jesteś w najlepszej kondycji. Lale,wszyscy, którzy się o ciebie martwią, robią to szczerze. Jesteśważna dla wielu osób i osiągnęłaś to właśnie swoimzachowaniem, swoim charakterem. Wszyscy liczą na to, że Lale sięnie podda, że zwalczy to nieprzyjemne zdarzenie i będzie silna.Taka, jak jest zawsze. Pokładają w tobie wielką wiarę, więc i tyto zrób. Uwierz, że będzie dobrze. Wiem, że to może być trudne,ale jeśli każdego ranka nie uśmiechniesz się do siebie w lustrze,nie będziesz wierzyła, że dasz radę, to po prostu tak nie będzie.A musi być. Dla ciebie i dla innych.
Niemrawoskinęłam głową. Wiedziałam, co kuzynka chciała mi przekazać iwiedziałam też, że ma rację. Ale to, co chciała, żebym zrobiławydawało mi się w tym momencie niewykonalne, albo przynajmniejbardzo trudne.
–Chociaż spróbuj.- poprosiła, widząc moją minę.
–Spróbuję.- skapitulowałam, wzdychając ciężko.- Ale niczego nieobiecuję.
–Nie liczyłam na to.- uniosła kącik ust, po czym wyciągnęłaróżdżkę i zaczęła mnie badać.- To jak się czujesz?
–Fizycznie jest w porządku.- mruknęłam, czując jak fale jej magiiprzepływają przeze mnie.- Pomijając objawy ciąży. Do senności inudności już się przyzwyczaiłam. Nieco boli mnie brzuch. Apsychicznie sama wiesz. Boję się, że nie podołam jako matka, żetemu dziecku może się coś stać. Zwłaszcza że pewne osoby mogąchcieć się go pozbyć.
–Nie czujesz się tutaj bezpiecznie?- spytała.
–Nie.- pokręciłam głową, po czym dodałam z nagłym olśnieniem.-Ale chyba wiem, jak to rozwiązać. Madame Pomfrey!
Słysząc,jak ją wołam, kobieta opuściła swój gabinet i w dość szybkimtempie znalazła się przy moim łóżku. Wymieniła krótkie „dzieńdobry" z Doreą i spojrzała z troską na mnie. Nie lubiłam tegospojrzenia. Przez nie czułam się bezbronna.
–Coś się stało, panno Gaunt? Źle się pani czuje?
–Nie, proszę pani.- pokręciłam głową.- Właściwie, to trochę milepiej. Chciałabym porozmawiać z profesor McGonagall najszybciejjak się da. To bardzo ważne.
–Profesor McGonagall za dziesięć minut kończy zajęcia.-powiedziała pielęgniarka.- Wtedy ją poproszę, aby tu przyszła.Panno May, jaki jest stan pacjentki?
–Całkiem dobry, patrząc na to, co przeszła i jak zachowywała sięw ciągu ostatnich kilku dni.- stwierdziła moja kuzynka, chowającróżdżkę.- Płód nie wykazuje żadnych cech, które mogłybyświadczyć o zagrożeniu, oboje mieli naprawdę dużo szczęścia,jednak radziłabym uważać i dalej uznawać ciążę za zagrożoną.Następstwa zajścia mogą być widoczne nawet dopiero za kilkatygodni lub miesięcy. Stan psychiczny Lale raczej się poprawia,postanowiła spróbować się nie zadręczać. Za jakieś dwa-trzy tygodnie, chciałabym przeprowadzić pierwsze magiczne USG.
–Potrafi pani to zrobić?- spytała pielęgniarka.
Blondynkaprzytaknęła ruchem głowy.
–Nauczyłam się tego, kiedy robiłam kursy medyczne, aby móc,chociaż w podstawowym stopniu leczyć. Poza tym przydało się,kiedy ciotka Monique była w ciąży. To niesamowite uczucie, mócpokazać matce jej dziecko i samemu przy tym być.
–Nie wiedziałam, że ciotka Monique ma dzieci.- mruknęłam marszczącbrwi.
–Trójkę.- uśmiechnęła się Francuzka.- Najstarsze ma tylko siedemlat, dlatego razem z wujem nie wzięli ich na twoje urodziny.
Niemoskinęłam głową, w pamięci odnotowując sobie, abym napisała dociotki i wuja w sprawie kuzynostwa, o którym nic mi nie napomknęli.
–Jeśli nie miałyby panie nic przeciwko, chciałabym być przy tymUSG. Chcę mieć pewność, że płód rozwija się prawidłowo.
–Jestem pewna zdolności Dorei.- poinformowałam nieco chłodno.- Alejeśli to panią uspokoi, to niech tak będzie. Ale będzie pani podstałym nadzorem. Nie pozwolę, aby ktokolwiek skrzywdził mojedziecko.
–Panno Gaunt!- fuknęła kobieta, na co zaskoczona podskoczyłam ispojrzałam na nią zdziwiona.- Rozumiem, dlaczego odsunęła mniepani od opieki nad sobą i dzieckiem, jednak pragnę paniprzypomnieć, że jestem pielęgniarką! W pierwszej kolejnościliczy się dla mnie zdrowie pacjentów. Moi zwierzchnicy są dopieropóźniej, a i tak ważniejsza jest dla mnie komisja magomedycyny,aniżeli dyrekcja Hogwartu!
–No dobrze.- powiedziałam, dalej nie mogąc uwierzyć w dostanieopieprzu od szkolnej pielęgniarki.- Przepraszam?
–Nic się nie stało. Jak mówiłam, rozumiem, czemu podjęła panitaką decyzję. Nie dziwię się też, że jest pani pod ciągłymstresem.- westchnęła Pomfrey.- Panno May, proszę iść po profesorMcGonagall, jak życzyła sobie pani kuzynka. Ja w tym czasie upewnięsię, że panna Gaunt została zaznajomiona z wszystkimi następstwamimagicznej ciąży.
Doreaskinęła głową, przez chwilę przyglądając się uważniepielęgniarce, po czym posłała mi pokrzepiający uśmiech i wstałaz łóżka. Zabrała swoją torbę i ruszyła w stronę drzwi. Kiedyprzy nich była, poprosiłam ją, aby przysłała do mnie równieżBlaise'a i chłopców, na co uśmiechnęła się szeroko.
Kiedymoja kuzynka zniknęła, Pomfrey usiadła na krześle obok łóżka iprzywołała skrzata, u którego zamówiła kawę oraz letnią wodęz cytryną, którą to dała mi, kiedy stworzenie zrealizowałozamówienie. Jednym ruchem różdżki przywołała cienką książkę,którą położyła na stolik przy łóżku.
–Chciałabym, aby przeczytała pani tę książkę.- powiedziała,popijając kawę.- Zawiera ona informacje o wpływie ciąży naposzczególne, poznane zdolności czarodziejów, a także podstawoweinformacje co robić, a czego nie w poszczególnych trymestrach oraztygodniach. Z tego, co wiem, zbliża się pani siódmy tydzień. Wtym okresie mogą się już pojawić u pani wahania nastrojów,nasili się senność i nudności. W zależności od pani nastroju iopanowania mogą się również zwiększyć lub zmniejszyć wybuchymagii. Im dalej jednak tym będzie pani miała nad nią mniejsząwładzę. Około czwartego-piątego, może szóstego miesiąca niebędzie pani zdolna do jej używania aż do rozwiązania oraz kilkudni lub tygodni po nim.
–Rozumiem.- westchnęłam, kładąc się na łóżku i wpatrując wsufit.- Kiedy aurorzy przyjdą mnie przesłuchać?
–Pani medyk prowadzący uznała, że pani stan się poprawia, co muszęzgłosić. Jeśli wyrazi pani taką zgodę, przybędą jeszcze w tymtygodniu. Jeśli nie, muszą poczekać tydzień od wpłynięciainformacji o poprawie, w razie by się coś zmieniło. Oczywiścieprzesłuchanie będzie odbywało się w obecności biegłegopsychologa oraz pani prawników, jeśli zażyczy sobie pani ichobecności.
–Oczywiście, że sobie zażyczę.- mruknęłam kręcąc głową, niechcąc znów zacząć się zamartwiać.- Pytanie, tylko, czy zostanąwpuszczeni na teren szkoły.
–Muszą zostać.- poinformowała pielęgniarka.
Skinęłamgłową, myśląc nad tym wszystkim. Im szybciej będę miała to zgłowy, tym będę miała więcej spokoju i nie będę musiała siętym przejmować. Nie wiedziałam jednak, czy dam radę zachowaćspokój na przesłuchaniu. Potrzebowałabym prawników, którzydopilnowaliby tego za mnie. Bardzo szybko wpadłam na pomysł, ktomógłby to być.
–Proszę przekazać aurorom, że mogą przyjść za trzy dni. Do tegoczasu zdążę skontaktować się z moimi prawnikami. I dziękuję zaksiążkę. Na pewno się z nią zapoznam.
–Jakby pani czegoś potrzebowała, to proszę wołać.- powiedziałakobieta z delikatnym uśmiechem.- I proszę wypić wodę. Pomaga nanudności.
Skinęłamgłową i kiedy Pomfrey zniknęła w swoim gabinecie, wypiłam wodę.Miałam zaufanie do skrzatów i wiedziałam, że żaden z nich bymnie nie skrzywdził. Chciałam przeczytać, chociaż kilkapierwszych stron książki, kiedy do skrzydła szpitalnego wpadładobrze mi znana trójka. Chłopcy bardzo szybko znaleźli się przymoim łóżku.
Muszęprzyznać, że wyglądali okropnie. Pobladła skóra, podkrążoneoczy i ten wyraz zmartwienia w nich. Widocznie się nie wysypiali icały czas przejmowali moim stanem. Odnosiłam również wrażenie,że nieco schudli. Dorea miała rację. Muszę być silna nie tylkodla siebie, ale też dla nich.
Kiedytylko byli wystarczająco blisko, wyciągnęłam ręce do Blaise'a zniepewnym wyrazem twarzy. Wiedziałam, że nabroiłam. Chłopakjednak jakby się tym w ogóle nie przejmował, podobnie, jak nieprzejmował się moimi ostatnimi dniami pełnymi milczenia iignorowania całego świata. Od razu mnie przytulił i delikatniepocałował, po czym pozwolił, aby Draco i Harry również się zemną przywitali.
–Jak się czujesz?- zainteresował się Harry, razem z Draco siadającna krzesłach, podczas gdy Blaise usiadł na łóżku.
–Lepiej.- przyznałam.- Fizycznie dalej kiepsko: senność, nudności;ale teraz będzie to normalne, a psychicznie... Dorea dała mi kopa wdupę i kazała przestać się zamartwiać, więc chociaż próbujęto robić. Nie jest to łatwe, ale jeśli tego nie zrobię, to nigdymi się nie poprawi. Widzę za to, że wy wyglądacie jak siedemnieszczęść. Przepraszam, że przeze mnie się tyle martwiliście.
–Ważne, że już ci lepiej.- westchnął Blaise, chwytając mnie zadłoń i uśmiechając się ze zmęczeniem.
–Dokładnie.- poparł go Draco.- Ale na przyszłość nie rób namczegoś takiego! Przez to całe zamartwianie się wyglądam, jakbymmiał zaraz umrzeć!
Zato stwierdzenie Harry wbił swojemu chłopakowi łokieć w bok, na coblondyn zgiął się dość mocno i spiorunował go spojrzeniem. Niemogłam się powstrzymać i mimowolnie się uśmiechnęłam zrozbawieniem. Naprawdę mi ich brakowało. A przecież chłopcybyliby najlepszym lekarstwem na depresję. Szkoda, że wcześniej taknie myślałam.
–Mimo wszystko, Draco ma rację.- mruknął Blaise, zaciskającbardziej dłoń na mojej dłoni.- Nie rób nam więcej czegośtakiego. Wiem, że to była dla ciebie trudna i bolesna sytuacja,Dorea i Daphne wystarczająco mnie o tym uświadomiły, ale docholery, jestem twoim chłopakiem! Jak...
–Blaise!- przerwałam mu, nieco unosząc głos, nie mogąc nad sobązapanować i odsuwając się delikatnie od niego.- Wiem, że jesteśmoim chłopakiem, kocham cię i ufam ci! Ale nie potrafiępowiedzieć, dlaczego zachowałam się tak, a nie inaczej! Myślałam,że to wszystko moja wina, że mnie za to winicie i macie do mnieżal! Może gdzieś tam majaczyła mi myśl, że tak nie jest, ale tocałe zamartwianie się i poczucie winy skutecznie ją maskowały!Bałam się, byłam skołowana, nie wiedziałam co się dzieje i comam robić! Byłam zbyt zajęta myśleniem o tym, co zrobiłam i żemogłam stracić dziecko, że...
–No już!- uspokoił mnie Harry, kiedy mówiłam coraz szybciej, amoje oczy zaczynały się szklić.- Tylko się nie zapowietrzaj i niepłacz. Miałaś się nie zamartwiać, tak? Więc się uspokój. Nicsię przecież złego nie dzieje! Blaise, ty też się uspokój!
Razemz chłopakiem westchnęłam ciężko, po czym oparłam delikatniegłowę o ramię Blaise'a, nie wiedząc, czy mogę to zrobić, czymoże jest na mnie zły i ją strąci. Na szczęście nie strącił,co mnie trochę uspokoiło. Dziękowałam za tak spokojną iopanowaną osobę, jaką był Harry. Jedyny, który zachował zimnąkrew i chociaż dozę spokoju.
–Racja. Przepraszam, Lale.- westchnął Blaise.
–Ja też.- uśmiechnęłam się słabo.- Niestety będziecie musielisię do tego przyzwyczajać. Powoli zaczynają mi się wahanianastroju.
–Jakbyś wcześniej ich nie miała.- prychnął Draco.
–Oż ty wredny!- zaśmiałam się, rzucając w niego poduszką, którązgrabnie uniknął, szybko jednak nieco spoważniałam.- Słuchajcie,miałabym do was sprawę.
Słyszącto, chłopcy od razu nadstawili uszu. Harry szybko wyciszył obszarwokół łóżka i dał mi znak, że mogę mówić.
–W ciągu najbliższych miesięcy zniknę ze szkoły. Nie czuję siętutaj bezpiecznie, zwłaszcza będąc w zagrożonej ciąży i mającświadomość tego, że za jakiś czas moja magia przestaniepoprawnie działać.- powiedziałam, splatając palce z palcamiBlaise'a.- Chcę w tym czasie zdać wcześniej wszystkie egzaminy izaszyć się gdzieś. Może w Kwiatowym Dworze, a może gdzieśwyjadę, tego jeszcze nie wiem. Chciałabym, abyście dopilnowaliwszystkiego tutaj, szkolili ludzi, zdobywali informacje i tak dalej.Będę potrzebowała czasu i spokoju, zrobię tyle ile będę mogła,ale z tego, co mówiły Daphne i Dorea, stres i przemęczenie mogąbardzo źle wpłynąć na ciążę. Nie chcę tak ryzykować.
–W końcu.- westchnął Blaise, przytulając mnie.- Ale żebyśmusiała zachodzić w ciążę, żeby przestać się przemęczać?
Prychnęłam,wbijając palce w bok chłopaka, na co skrzywił się, ale zarazpocałował mnie w czubek głowy. Chyba nie był zły.
–Wszystkim się zajmiemy, a ty odpocznij.- polecił blondyn.- W raziebyś nas potrzebowała, wiesz, gdzie jesteśmy. Rodzice nie będąmieli nic przeciwko, aby zwolnić mnie na jakiś czas z zajęć,żebym ci pomagał.
–Powiedz raczej, że liczysz na nieco wolnego.- uniosłam kącikiust.- To wszystko, dopiero kiedy zdam egzaminy, ale już teraz niebędę mogła robić wielu rzeczy. Chciałabym, abyście wysłali odemnie kilka listów i to jak najszybciej. Za trzy dni przychodzą domnie aurorzy i chciałabym do tego czasu mieć umówionych prawników.No i możecie powiedzieć ludziom, że można mnie odwiedzać, alenie chcę niewiarygodnie wielkich pielgrzymek.
–A podobno nie chcesz się przemęczać.- westchnął Blaise.- Dobra.Ale będziesz pod stałym nadzorem medyków. Jeśli stwierdzą, żedość, to dość.
Skinęłamgłową, zgadzając się na to ultimatum. Zawsze bezpieczniej byćpod nadzorem medyków. Naprawdę zależało mi na tym dziecku.Pojawiło się może i nagle i niespodziewanie, ale było moje. Mojei Blaise'a. Poza tym nie chciałam się kłócić z chłopakiem.Zwłaszcza kiedy nad sobą nie panowałam.
Jużchciałam coś dodać, kiedy do skrzydła weszła McGonagall. Widzącopiekunkę swojego domu, Harry niezauważalnie zdjął zaklęcia.Kobieta podeszła do nas i spojrzała na mnie na pierwszy rzut okanormalnie, a jednak gdzieś w jej aurze można było dostrzec troskęi zmartwienie.
–Już się czuje pani lepiej, panno Gaunt?
–Tak.- wymusiłam uśmiech.- Zresztą, Dorea chyba panią o tympoinformowała. Miałabym do pani profesor pewną sprawę.
–Oczywiście, słucham.- powiedziała wicedyrektorka, siadając nawyczarowanym przez Draco krześle.
–Chciałabym zdać w ciągu kilku miesięcy wszystkie egzaminy. OWTM-yrównież.- powiedziałam, na co kobieta zamrugała zaskoczona.-Wiem, że rozmawiałyśmy o tym w zeszłym roku i nie chciałam tegorobić, ale...
–Sytuacja się zmieniła.- Szkotka skinęła głową.- Oczywiście,wystosuję odpowiednie pismo do Ministerstwa, ale zanim przystąpipani do OWTM-ów, musi pani zaliczyć wszystkie przedmioty uprofesorów, aby uzyskać zgodę na podejście do egzaminów.
–Liczyłam się z tym.- westchnęłam.- Jeśli mogłaby paniporozmawiać z nauczycielami, aby pozwolili zrobić mi to w jaknajszybszym terminie, byłabym bardzo wdzięczna. Nie wiem, kiedymoja magia kompletnie przestanie działać, a do tego czasuchciałabym zdać już OWTM-y, więc liczy się dla mnie każdachwila.
Kobietaskinęła głową.
–Oczywiście mogę to zrobić, ale nie byłoy lepiej, gdyby udała siępani z tym do opiekuna domu?
–Gdyby to chodziło o profesora Snape'a, to pewnie bym tak zrobiła.-przytaknęłam.- Ale teraz jest to profesor Slughorn. Nie wiem, czegomogę się po nim spodziewać. Poza tym, jeśli prośba wpłynie odwicedyrektor placówki, nauczyciele na pewno przychylniej na niąspojrzą.
–Rozumiem.- kobieta skinęła głową.- Oczywiście, dołożęwszelkich starań, aby mogła pani jak najszybciej przystąpić doegzaminów, ale proszę się nie przemęczać podczas nauki. Terazmoże być to dla pani szczególnie szkodliwe.
–Pani profesor, dopilnujemy, aby wszystko z Lale i dzieckiem było wjak najlepszym porządku.- powiedział Blaise, uśmiechając siękącikiem ust.
–Wierzę, że zostawiam pannę Gaunt w dobrych rękach.- powiedziałanauczycielka transmutacji wstając z krzesła i patrząc pochłopcach, którzy uśmiechnęli się do niej.- Proszę odpoczywać,panno Gaunt.
***
Skończyłamwłaśnie wiązać buty i miałam wychodzić ze skrzydłaszpitalnego, kiedy do środka weszły dwie osoby. Jedną z nich byłaPansy, która miała mnie odebrać ze skrzydła, bo inni byli jeszczena zajęciach, drugą natomiast był Neville, którego się tutajkompletnie nie spodziewałam.
–Gotowa?- spytała Pansy, chcąc wziąć torbę z moimi rzeczami,jednak ubiegł ją w tym gryfon.
–Tak.- przytaknęłam.- Odmelduję się jeszcze, aby Pomfrey i możemyiść. Mam już dość tego miejsca.
Obojeskinęli głowami i czekali przy drzwiach, kiedy zniknęłam nachwilę w gabinecie pielęgniarki, aby podziękować jej za opiekę iksiążkę, która nieco przybliżyła mi to, co mnie czeka, a takżeza to, że razem z moimi prawnikami wyrzuciła aurorów, kiedy zabardzo zaczęli mnie męczyć. Kiedy już to zrobiłam i nasłuchałamsię zaleceń, razem z odbierającymi mnie osobami opuściłamskrzydło szpitalne.
–Nie spodziewałam się ciebie, Neville.- powiedziałam, aleuśmiechnęłam się do chłopaka.
–Spotkałem Parkinson po drodze i dowiedziałem się, że wychodzisz.Postanowiłem, że pomogę z bagażami. Poza tym chciałem pogadać.Jak się czujesz?
–W porządku.- powiedziałam, schodząc po schodach.- Odkąd pijęspecjalne mieszanki, senność już mi za bardzo nie dokucza inudności są bardziej znośne. Już też się tak wszystkim niezadręczam. To niezdrowe dla dziecka. A co u ciebie?
–Moi rodzice wyzdrowieli.- oznajmił, widoczni ucieszony, na corównież się uśmiechnęłam, po czym spojrzał niepewnie na Pansy.
–Możesz mówić.- machnęłam ręką, zatrzymując się przedkolejnymi schodami, aby nieco odpocząć.- Pansy jest godna zaufania.
Chłopakskinął głową, po czym kontynuował.
–Chciałem ci za to podziękować i zapytać, jak mogę sięodwdzięczyć.
Bezsłowa odbiłam się od ściany, o którą się opierałam i skinęłamna pozostałą dwójkę ręką. Ślizgonka doskonale wiedziała,gdzie ich prowadzę, co chwilę uważnie spoglądając na gryfona,który wyglądał na niepewnego i czujnego, jednak nie wycofał się.
Kiedyznaleźliśmy się w odpowiednim miejscu nieużywanego korytarza,razem z Pansy sprawdziłyśmy, czy nikogo nie ma w pobliżu iwprowadziłyśmy chłopaka do ukrytego przejścia, po czym zaczęliśmyiść w dół po schodach.
–Jedyne, czego od ciebie chcę, to pomoc i zachowanie wszystkiego wtajemnicy. Możesz mi to obiecać, a mogę dołożyć starań, abyśmusiał to zrobić. Decyzja zależy od ciebie, ale pamiętaj, żezgadzałeś się na wszystko.
–Pamiętam i mam zamiar dotrzymać obietnicy.- oznajmił pewnie.-Dotrzymuję złożonych obietnic.
–Cieszy mnie to.
Szliśmyjeszcze przez kilka minut w ciszy. W końcu dotarliśmy do KomnatyTajemnic, gdzie pomimo wciąż trwających zajęć było kilka osób,które ćwiczyły ze sobą. Schyliłam się, kiedy nad moją głowąprzeleciała jaskółka.
–Świetnie, Annie! Gratuluję!
Jaskółkazniżyła lot i zmieniła się w dziewczynę, która z uśmiechempodeszła do nas.
–Dzięki!- powiedziała.- Dobrze cię widzieć, Lale. Mam nadzieję,że nie wracasz już do skrzydła szpitalnego?
–Też mam taką nadzieję. Widzę, że całkiem sobie radzicie.
Dziewczynaspojrzała na ćwiczące za jej plecami osoby, które nawet niezauważyły naszego przybycia i skinęła głową. Widocznie byłarównie zadowolona co ja.
–Dajemy z siebie wszystko. A ty nie powinnaś przypadkiem wracać dopokoju wspólnego? Pansy, jak ty ją pilnujesz?
–Ej, mnie się nie czepiaj!- wykrzyknęła brunetka.- Wszystko przezgryfona winnego jej przysługę!
Anniespojrzała na Neville'a i wzruszyła ramionami.
–Róbcie jak chcecie, ale w razie czego nie chcę dostać opieprzu odprzyszłego ojca.
–Nie dostaniesz.- powiedziałam.- Pokażę, aby Neville'owi, czym masię zająć i wracam do siebie.
–Dobra, ale uważaj na...
–Severusa?- podsunęłam, widząc mężczyznę za jej plecami.
Puchonkawestchnęła i skinęła głową, po czym zniknęła MistrzowiEliksirów z pola widzenia. Kiedy to zrobiła, mężczyzna wbił wnas ostre spojrzenie i milczał przez dobrą chwilę, a następnieodezwał się ostro.
–Powinnaś odpoczywać.
–Zaraz to będę robić.- westchnęłam.- Daj mi, aby oprowadzićNeville'a.
Byłynauczyciel zgromił bladego chłopaka wzrokiem po czym wrócił doswojego królestwa.
–Dobra, co tu się dzieje?!- spytał Neville, z trudem starając sięnie podnosić głosu, kiedy zaczęliśmy kierować się w stronęukrytych pomieszczeń.- Co oni robią?! Gdzie jesteśmy?! I czy Snapenie odszedł ze szkoły?!
–Tak w skrócie, to tutaj szykujemy się do walki i to właśnie robiąosoby, które widziałeś oraz inne, które obecnie są na zajęciach.Nie zamierzamy być bezczynni, wierzymy w Lale i jej cele. Obecniejesteśmy w Komnacie Tajemnic, a Snape nie odszedł tylko zostałwylany i Lale ukryła go tutaj, aby mógł być przydatny.-powiedziała Pansy, kiedy stanęliśmy przed drzwiami do szklarni.- Ato twoje zadanie.
Otworzyładrzwi i wprowadziła chłopaka do środka. Staliśmy na podwyższeniui wpatrywaliśmy się w rzędy różnych roślin: drzew, krzewów,kwiatów i ziół, a także innych przedstawicieli flory. Nevillewpatrywał się w to szeroko otwartymi oczami. Widać było, że ażgo świerzbi, aby tam wskoczyć i zacząć zajmować się roślinami.
–Nie mamy pojęcia, co to za rośliny. Przynajmniej większość.Niektóre są bardzo rzadkie.- powiedziałam, opierając się obarierkę.- Obecnie trzymane są pod zaklęciami, które chronią jeprzed upływem czasu, ale szukamy kogoś, kto byłby w stanie jerozpracować i się nimi zająć. Wierzę, że tą osobą jesteś ty.
–Przecież to...- zaczął chłopak z niedowierzaniem wypisanym natwarzy.- O niektórych tych roślinach pisała moja daleka babka!Myślałem, że nie istnieją, albo przestały istnieć!
–No to masz okazję sprawdzić swoje zdolności.- powiedziałam.-Zostawiam cię w rękach Pansy. Wyjaśni ci ona wszystko i upewnisię, że nas nie wydasz. Wybacz, ale od tego zależy nie tylko mojebezpieczeństwo. Jeśli później będziesz miał pytania, możesz jezadać mi albo Lunie. Inni mają raczej ograniczone zasoby czasu.
Chłopakskinął głową, zgadzając się na to.
***
SzanownaPani
LadyLale Sophie Gaunt
Pozapoznaniu się z okolicznościami zajścia, wskutek któregoponiosła śmierć Panna Ginevra Molly Weasley, Rada Wizengamotu orazsąd uznają Panią za niewinną popełnienia zabójstwa PannyWeasley, uznając, iż Pani magia chroniła Panią przed atakiemwyżej wspomnianej osoby, co czyni z zarzutu popełnionego czynupodlegającego karze zesłania do Azkabanu na okres od kilku lat dodożywocia zarzut nieważny, a pani udział w sprawie zostajeokreślony jako samoobrona konieczna z brakiem wpływu na własnąmagię chroniącą czarodzieja.
Zostajepani uniewinniona od zarzutu popełnienia morderstwa, a śledztwo wtej sprawie zostaje uznane za zakończone.
Zwyrazami szacunku
AmeliaBones
PrzewodniczącaDepartamentu Przestrzegania Prawa
BrytyjskiegoMinisterstwa Magii
***
–Lale, McGonagall wzywa cię do gabinetu dyrektora.- powiedziałaAstoria, wchodząc z Theo i Milicentą do pokoju wspólnego.
–Co chce?- spytałam, odkładając dokumenty na stół i zerkając nadziewczynę.
–Nie powiedziała. Kazała tylko przekazać, że chodzi o twojeegzaminy.
–Dobra, dzięki.- powiedziałam, wstając z fotela.- Blaise, idzieszze mną? I tak później mieliśmy iść do skrzydła szpitalnego naUSG.
–Już.- mruknął chłopak, dokańczając pisanie referatu i wstającz kanapy.
Opuściliśmypokój wspólny i ruszyliśmy korytarzami lochów na wyższe piętrazamku. Kiedy opuściliśmy lochy i zmieszaliśmy się z innymiuczniami, chłopak zaczął zachowywać się, jakby miał oczydookoła głowy. W sumie nie dziwiłam mu się. Weasley jużkilkakrotnie próbował się na mnie rzucić, chcąc pomścić śmierćswojej siostry, a od kiedy mój brzuch zaczął robić się widoczny,stał się jeszcze bardziej natarczywy, a w jego oczach zaczęłomigać coś dziwnego.
Zaczynałamsię go powoli bać, bo moja magia już kompletnie wysiadła. Dzieckokompletnie ją wypompowało, a to była dopiero połowa czwartegomiesiąca. Myślałam, że pociągnę trochę dłużej. Wszyscyzrobili się tak przewrażliwieni, że nigdzie już nie chodziłamsama. Z jednej strony nie dziwiło mnie to, ale z drugiej zaczynałopowoli denerwować.
Odkądszef dowiedział się o mojej ciąży (czyli kiedy wylądowałam wskrzydła szpitalnym) zabronił mi wykonywać jakiekolwiek zlecenia irazem z chłopcami przechwytywał nawet te, które przychodziłyprosto do mnie. Również Tom zabronił mi jakkolwiek angażować sięw wojnę, pozostawiając w moich rękach pełno papierkowej roboty itłumacząc to tym, że mam zadbać o to, aby potomek Salazara byłsilny i zdrowy. Ostatnie akcje kontrolowałam z klubu, razem z Angiei kilkoma innymi osobami nadzorując wszystko. Jedyne, co mogłamrobić to obserwować, planować i rozdawać akcje. Do tegooddzielania mnie od roboty przyłączył się nawet Caleb, umyślnieprosząc o konkretne osoby a nie wysyłając zleceń z prośbą odopasowanie kogoś jak to robił zazwyczaj!
Nie,żebym narzekała, bo dzięki temu odpoczywam, tak jak chciałam, alezaczęłam czuć się niepotrzebna. Musiałam jednak przełknąćzmianę sytuacji i priorytetów. Nie byłam już sama, o czym staleprzypominał mi zaokrąglony brzuszek i szereg towarzyszących ciążydodatkom, które na szczęście dzikiej diecie nie były zbytuciążliwe.
Powolidoczłapaliśmy się z Blaise'em pod kamienną chimerę, która nanasz widok odskoczyła, ukazując schody. Już po chwili byliśmyprzed drzwiami dyrektorskiego gabinetu, w które zapukałam i kiedyusłyszeliśmy zaproszenie, weszliśmy do środka. Oprócz dyrektorai McGonagall, w pomieszczeniu był również Slughorn i osoba, którejnie znałam.
–Dzień dobry.- przywitałam się, z pomocą Blaise'a siadając nawolnym fotelu.
–Dzień dobry, panno Gaunt.- odpowiedziała McGonagall.- Właśnieotrzymaliśmy wyniki pani egzaminów i musimy przyznać, że jesteśmytym zdumieni.
–Dlaczego?- zdziwiłam się.
–Proszę mi wyjaśnić, panno Gaunt, jakim sposobem osiągnęła panitak wysokie wyniki OWTM-ów?- spytał Dumbledore.
–A jak pan myśli, dyrektorze?- odpowiedziałam pytaniem.- Oczywiście,że dzięki własnej wiedzy i nauce. Jak pan chce, może panzasięgnąć opinii grona nauczycielskiego, jeśli chodzi o mojezdolności.
–Panno Gaunt, żadna siła nie przekona mnie do uwierzenia w to, żeszóstoklasistka zdała OWTM-y na prawie sto procent i że zewszystkich przedmiotów uzyskała wybitne.
Zamrugałamzaskoczona i spojrzałam na jedyną osobę, której nie znałam, aktóra zapewne była wysłannikiem ministerstwa. Mężczyzna podałmi kopertę, a kiedy ją otworzyłam, zobaczyłam wyniki moichegzaminów. Bez większych emocji przebiegłam przez nie wzrokiem.
–Pan wybaczy, dyrektorze Dumbledore, ale z tego, co widzę, dostałampowyżej oczekiwań z teorii z numerologii oraz praktyki z opieki nadmagicznymi stworzeniami.
–Jednak pani wyniki były bliskie wybitnych z tych przedmiotów izastanawia mnie, jak to jest możliwe. Nie ukrywam, że podejrzewam,iż mogło dojść do przestępstwa.
–Rozumiem, że podejrzewa mnie pan o przekupstwo, szantaż albo innetego typu przekręty.- stwierdziłam chłodno, a Blaise zacisnąłdelikatnie dłonie na moich ramionach.- Muszę pana rozczarować, alekomisja, która oceniała moje egzaminy była niezawisła i zapewnewysłannik ministerstwa może to potwierdzić.
- Owszem.- powiedział mężczyzna.- Każdy z egzaminatorów składaprzysięgi, że nie pozwoli w żaden sposób wpłynąć na wynikiegzaminów, oraz że sam ich nie sfałszuje. Przestępstwo w tejkwestii jest niemożliwe.
–A wcześniejsze zdobycie pytań egzaminacyjnych?
Drążeniastarca zaczynały mnie drażnić. Miałam ochotę krzyczeć, rzucaćczymś, płakać, byleby tylko dał mi święty spokój.Nienawidziłam tej burzy hormonalnej, strasznie ciężko było mi nadsobą panować.
Widaćbyło, że Drops na siłę chce mnie pogrążyć, korzystając zostatnich możliwych w obecnym momencie środków. Jeśli opuściłabymszkołę, znalazłabym się poza jego zasięgiem, a jak wiadomo,przyjaciół trzeba trzymać blisko a wrogów jeszcze bliżej. Jakzniknę mu z radaru, wszystko może wymknąć się z jego palców.
–To również niemożliwe. Koperty z pytaniami są zabezpieczonespecjalnymi zaklęciami. Nie da się ich otworzyć przed wyznaczonymczasem, a jeśli ktoś próbowałby to zrobić, skutki tej próbybyłyby bolesne i na pewno widoczne. Poza tym same pytania uległybyzniszczeniu. Jeśli to wszystko, to jestem zmuszony państwa pożegnaći wrócić do pracy.
–Oczywiście. Dziękujemy za poświęcony nam czas.- powiedziałSlughorn, uśmiechając się do urzędnika, a kiedy ten zniknął wkominku, przeniósł wzrok na Dumbledore'a.- Widzisz, mówiłem ci,Albusie, że panna Gaunt jest niezwykle błyskotliwą uczennicą. Niebyło tu mowy o żadnym przestępstwie!
–Chyba miałeś rację, Horacy.- mruknął Drops, nie spuszczając zemnie wzroku.
–Panno Gaunt, jakie ma pani plany na przyszłość?- spytała wyraźniezainteresowana McGonagall.
–Opuszczę szkołę i wrócę do domu albo zrobię sobie wakacje. Wmiędzyczasie będę może robiła jakieś kursy, a kiedy dzieckobędzie wystarczająco duże, abym mogła je na dłużej zostawić zopiekunką lub pod opieką skrzatów, podejmę się pracy.Bezczynność nie leży w mojej naturze.
–Jakie kursy zamierza pani robić?- podpytał nowy opiekun mojegodomu.
–Dydaktyczne. Na pewno w kierunku transmutacji, zaklęć oraz obronyprzed czarną magią. Chciałabym później robić studium w którymśz tych kierunków, może kilku, ale w pierwszej kolejnościchciałabym się zająć dzieckiem. Teraz ono jest dla mnienajważniejsze.
–Rozumiem, że pan Zabini będzie pani pomagał?- zapytałaMcGonagall.
–Najbardziej jak mogę.- uśmiechnął się chłopak, pocierając mojeramiona.- Zamierzam wystosować wniosek o pozwolenie na przebywaniepoza placówką w czasie pozalekcyjnym, aby pomagać w wychowaniudziecka i spędzać czas z nim oraz Lale. Po osiągnięciupełnoletności chciałbym wcześniej zdać egzaminy i zająć sięrodziną.
–Rozumiem, że planujecie ślub?- ucieszył się Slughorn.
Wymieniłamz Blaise'em rozbawione spojrzenia.
–Może kiedyś.- uśmiechnęłam się, niekontrolowanie zerkając napierścień przyrzeczenia.- Chciałabym najpierw nacieszyć sięnarzeczeństwem, ale do niego oboje musimy być pełnoletni. W sumiemałżeństwo nie jest nam potrzebne do szczęścia.
–To nie jest rozmowa, którą trzeba przeprowadzać w moim gabinecie.-lód w głosie Dumbledore'a był idealnie wyczuwalny.- Proszękontynuować ją gdzieś indziej. Panno Gaunt, ma pani tydzień naopuszczenie Hogwartu i ani dnia dłużej.
Zzadowoleniem opuściłam gabinet. Im krócej przebywałam w otoczeniustarca i im mniej na niego patrzyłam, tym byłam w lepszym nastroju.No, chyba że mogłam obserwować jego porażkę. Ale teraz i takchciałam, jak najszybciej stamtąd wyjść. Pomfrey i Dorea czekałyna nas w skrzydle szpitalnym i już byliśmy spóźnieni na USG.
–Jak myślisz, poznamy płeć?- spytał Blaise, podtrzymując mnie wtalii i delikatnie głaszcząc mój bok.
–Mam nadzieję. Jeśli do świąt nie będziemy jej znać, to przecieżnie przeżyjemy tych świąt!- zaśmiałam się.- Nie chciałabym,żeby ciocia Euphi razem z pozostałymi kobietami zebrały się wokółmnie i zaczęły wróżyć z kształtu brzucha!
–To mogłoby być zabawne.- roześmiał się chłopak, na co wbiłammu łokieć w bok, otwierając drzwi do skrzydła szpitalnego.- Czas to sprawdzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro