Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 57

Kiedy wróciłam do domu, opadłam ciężko na kanapę wzdychając głośno. Nie miałam najweselszej miny i to chyba zaniepokoiło mały tłumek, jaki się u mnie zebrał, chcąc poznać wynik rozprawy. Nie odważyli się jednak o nic zapytać do momentu, aż w salonie nie pojawili się ludzie, którzy towarzyszyli mi w sądzie.

- Nie udało się?- spytał niepewnie Remus.- Nie wyglądasz na najszczęśliwszą.

- Rozprawa została przełożona.- oznajmiłam, kładąc głowę na kolanach Blaise'a i przymykając oczy.- Drops wykopał spod ziemi moją byłą opiekunkę z sierocińca, która powiedziała, że zabiłam kilka dzieci. Obie zostałyśmy zmuszone do przedstawienia wspomnień z tamtego dnia. Obecnie są one badane przez specjalistów w ministerstwie.

- No dobra, a pozostała część rozprawy? Jakie masz szanse na wygraną?- dopytał Rabastan.

- Prawie całkowite.- odezwał się głos od strony kominka, a ja rozpoznałam w nim Rubina.- Drops, zamiast skupiać się na obronie skupił się na udowodnieniu tego, że Hexe jest niebezpieczna, ale nasza mała wiedźma zbyt dobrze się pilnuje, aby miał na to jakiekolwiek dowody. Mocne dowody. I nawet po wypłynięciu tego zdarzenia z przeszłości młodej jego szanse zbytnio nie rosną, bo to była samoobrona.

- Nie powinieneś teraz zdobywać policyjnych akt?- spytałam, nadal wylegując się na nogach swojego chłopaka.- Mógłbyś zająć się czymś produktywnym, a nie kłapiesz dziobem na prawo i lewo.

- Ej! Nie mam dziobu!- obruszył się mężczyzna.- I obecnie pracuję!

- Aktualnie nie masz dziobu, walnięty metamorfomagu.- poprawiłam.- I niby jak pracujesz? Miałeś razem z Onyxem i Topazem zdobyć te cholerne akta i ogarnąć, kto się zajmuje wspomnieniami.

- Aktami zajmuje się Topaz. Onyx ogarnia speców. A ja mam dla ciebie informację od szefa, że zgadza się na dopuszczenie kilku twoich świeżaków do roboty.

- Kiedy?- spytałam, podnosząc się do siadu.- I kto?

- Jak tylko skończysz się sądzić z Dropsem. Amore, Toxic i Astra.

Skinęłam głową, bardziej skupiając się na tym, co mówi mężczyzna. Byłam pewna zdolności tych osób, byli naprawdę dobrzy, ale pamiętałam swoją pierwszą robotę. Pierwsze morderstwo zawsze jest trudne. Miałam nadzieję, że sobie poradzą.

- Dostali już akta?- zapytałam, wiedząc ile przygotowanie znaczy w tym fachu.

- Już tydzień temu.

Ponownie skinęłam głową, przywołując skrzata.

- Chcesz coś do picia? Czy idziesz wkurzać swoich świeżaków?

- Jestem z nimi umówiony dopiero na dwudziestą pierwszą. Poza tym chyba nawet się spóźnię, bo jak Magenta dowiedziała się, że jestem metamorfomagiem, tak ciągle zmusza mnie do noszenia zwierzęcych uszu i ciągle mnie głaszcze jakbym był jakimś zwierzakiem.

- A ty nie potrafisz jej się postawić.- przewróciłam oczami.- Pantoflarz. I nie protestuj, taka prawda. À propos metamorfomagów... Remus, jak wygląda sprawa auror Tonks?

Mężczyzna westchnął. Nie wiedziałam, czy było to spowodowane moim pytaniem, czy tym, że Selena właśnie zaczęła mu pleść warkoczyki, ale skłaniałam się raczej ku pierwszej opcji.

- Słabo.- oznajmił.- Cały czas z nią rozmawiam, próbuję jakoś przekonać i jedyne co na razie osiągnąłem, to to, że nie wrzeszczy na mnie, kiedy do niej przychodzę i niczym nie rzuca. No i może trochę... Nie sądzę, aby „łagodniej" było odpowiednim słowem, ale żadne inne mi teraz nie przychodzi do głowy... Może trochę łagodniej podchodzi do nas. Ciągle się jednak upiera, że została aurorem, aby łapać czarnoksiężników, a nie do nich przystawać i że nie ważne w jak piękne słówka to ubierzemy, nasze działania i tak są złe.

- Puchoni zawsze byli tacy uparci?- posłał pytanie w przestrzeń Syriusz.

- Nie wiem. Zapytaj swojej narzeczonej.- mruknęłam, sięgając po przyniesiony przez skrzaty poczęstunek, chwytając za talerzyk z kawałkami ananasa.- Harry, następnym razem pójdziesz z Remusem, ok? Myślę, że będziesz umieć dotrzeć do Tonks i razem z Remusem w końcu uda wam się coś osiągnąć w sprawie tej kobiety.

- Ciocia, dostanę lody?- spytała Selena, prawie wchodząc na głowę Remusa, przykrywając go toną falbanek, na co parsknęłam śmiechem, podobnie jak kilka innych osób.

- Truskawkowo-waniliowe z polewą i wiórkami czekoladowymi oraz jagodami?- spytałam, dobrze wiedząc, jakie lody moja chrześnica uwielbia.

- TAK!- wykrzyknęła uradowana dziewczynka.

Przechylała się niebezpiecznie nad Remusem, w pewnej chwili zaczynając z niego spadać, co dla większości było raczej oczywistym następstwem jej zachowania. Gdyby nie refleks mężczyzny, mała wylądowałaby na podłodze, a tak tylko, piszcząc i chichotając, została posadzona na nogach Illiyany, która bardziej dopilnuje córki niż opiekunka czy ojciec.

Przywołałam skrzata i zamówiłam małej deser. Kiedy go dostała, ziewnęłam, zasłaniając usta dłonią i przeciągnęłam się.

- Jak chcecie, to siedźcie. Ja lecę spać. Padam na pysk.- Wstałam, chwytając Blaise za rękę i ciągnąc za sobą.- Poduszka, idziesz ze mną.

Kątem oka zobaczyłam jak chłopak przewraca oczami, po czym z delikatnym uśmiechem zrównał ze mną krok.

***

- Zgodnie z ustaleniami biegłych, wspomnienia Lady Gaunt są autentyczne.- oznajmiła Amelia Bones, kartkując dokumenty.- Natomiast wspomnienia pani Horris zostały poddane modyfikacji, co dyskwalifikuje ją jako wiarygodnego świadka. Proszę aurorów o odprowadzenie pani Horris do specjalistów. Równocześnie po zapoznaniu się z realiami zajścia, uniewinniam Lady Gaunt od zarzutu popełnienia morderstwa, przyjmują, iż działała ona w samoobronie, w dodatku nieświadomie.

Dwójka mężczyzn podeszła do starszej, zszokowanej kobiety i grzecznie wskazało jej drzwi, po czym jeden z nich zniknął z nią za nimi. Odprowadziłam byłą opiekunkę kątem oka, większość uwagi skupiając na Dumbledore'rze. Nie wydawał się zadowolony, ale również nie denerwował się jakoś szczególnie.

- Co jest?- spytał Topaz, nachylając się do mnie.

- Drops jest zbyt zadowolony jak na stracenie świadka. Nie mam wątpliwości, że to on zmienił jej wspomnienia, ale widocznie jakoś zabezpieczył te dowody.

Mężczyzna skinął głową, widocznie się ze mną zgadzając i przekazał moje słowa pozostałej dwójce. W tym czasie sędzina kontynuowała.

- Magiczna sygnatura osoby wpływającej na wspomnienia pani Horris jest niespójna, co uniemożliwia poznanie tożsamości sprawcy, dlatego też żadna ze stron nie zostanie obarczona za ten czyn, który mógłby podważyć ich wiarygodność.- kobieta stuknęła plikiem dokumentów o blat, przyjrzała się mi i Dropsowi, po czym dokończyła.- Proszę strony o stanowiska końcowe.

Stara adwokatka Trzmiela wstała ze swojego miejsca, gromiąc mnie wzrokiem.

- Wysoki sądzie, członkowie Wizengamotu. Ludzie zawsze robią rzeczy, które uznają za słuszne. Robią to, aby bronić bliskich, słabszych, czy tych, za których ponoszą odpowiedzialność. I tak też zrobił mój klient. W trosce o nasze dzieci, nad którymi sprawuje opiekę jak dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, pragnął przedstawić prawdziwe oblicze Lady Gaunt. Oblicze osoby okrutnej, wyrachowanej i zdolnej do morderstwa dzieci. Osoby, która powinna zostać zamknięta w Azkabanie z wyrokiem na dożywocie. Osoby, która nie powinna mieć najmniejszego do czynienia z naszymi dziećmi. Nie ukrywa, że środki, jakie ku temu podjął nie były dobre, jednak jedyne możliwe. Wierzymy, że zeznania naszych świadków i przedstawione przez nas dowody zdołały przekonać sąd o naszej racji. Dlatego wnoszę o uniewinnienie mojego klienta.

Kiedy skończyła i zajęła swoje miejsce, a wstał Drops, ledwie powstrzymałam prychnięcie na widok tych dobrotliwych iskierek migających w jego oczach, jakby naprawdę miał nadzieję, że ktoś da się na to nabrać.

- Tak jak powiedziała moja adwokat, proszę wysoki sąd o uniewinnienie. Wszystko, co robię, robię w trosce o nasze społeczeństwo. Tym razem nie było inaczej i mam nadzieję, że wysoki sąd, jak i członkowie Wizengamotu wezmą to pod uwagę.

Sędzina z nieczytelną miną skinęła głową i skinęła na moich prawników. Onyx wstał bez chwili wahania.

- Wysoki sądzie, członkowie Wizengamotu. To nie pierwszy raz, kiedy Albus Dumbledore zasiada na ławie oskarżonych. To nie pierwszy raz, kiedy tłumaczy się dobrem ogółu, choć jego działania wprowadzają tylko zamęt. Albus Dumbledore sfałszował wspomnienia Ronalda Weasleya, aby pozbyć się naszej klientki z Hogwartu. Albus Dumbledore sfałszował wspomnienia, aby być może rozwiązać prywatne konflikty. Co więcej, Albus Dumbledore manipulował i nastawiał uczniów Hogwartu przeciwko sobie, aby tylko zdobyć satysfakcjonujące go zeznania. Nie wspominajmy o wyciągnięciu na światło dzienne przeszłości naszej klientki, która w SAMOOBRONIE, w dodatku nie osobiście a przez pośrednictwo magii, skrzywdziła mugolskie dzieci. Wielu z nas doświadczyło strachu i tego, jak w takich sytuacjach działa nasza magia. Nasza klientka nie miała na to żadnego wpływu. I gdyby nie interwencja jej magii, mogłoby nie być jej tutaj wśród nas. Mogłaby nie pomóc wielu osobom, które na tej Sali wypowiadały się o niej pochlebnie, jako o dziewczynie, przybranej siostrze, przyjaciółce, nauczycielce czy prefekt domu, która dokłada wszelkich starań, aby pomóc bliskim. Nie byłoby z nami darczyńcy, wspomagającego finansowo wiele magicznych inwestycji oraz celów charytatywnych. Albus Dumbledore próbuje zniszczyć dobre imię naszej klientki podstępem, nie posiadając żadnych niepodważalnych dowodów. Próbuje wykluczyć z naszego społeczeństwa osobę, które bardzo wiele robi dla nas wszystkich, choćby zza sterty papierów, kiedy Albus Dumbledore nie robi nic, licząc, że pokonanie Grindelwalda sprzed dziesiątek lat, które nadal jest żywe w ludzkich pamięciach, zapewni mu poparcie i wymazanie każdych kolejnych win, jak udawało się mu to do tej pory. W świetle przedstawionych dowodów oraz zeznań świadków wnosimy o najsurowszy wymiar kary.

Kobieta skinęła głową i udzieliła mi głosu.

- Wysoki sądzie, szanowni członkowie.- zaczęłam, opierając opuszki palców o blat.- Nie będę przekonywała wymiaru sprawiedliwości o mojej winie, lub niewinności. Uważam, że wszystko zostało powiedziane w procesie. Nie będę też mówiła o czynach Albusa Dumbledore'a. Wierzę w sprawiedliwość oraz niezawisłość wymiaru sprawiedliwości i o to też proszę. O sprawiedliwy wyrok.

Kiedy usiadłam, na Sali rozgorzały szepty. Amelia Bones zarządziła przerwę, aby w spokoju można było przeprowadzić naradę, nikt jednak nie kwapił się do opuszczenia Sali. Zostało zarządzone, że tak długo, jak nie będziemy przeszkadzać, możemy zostać, aby nie karmić prasy bujdami przed usłyszeniem wyroku. Tylko zostało to powiedziane w bardziej elokwentny sposób.

Gdyby ktoś powiedział, że kompletnie ignorowałam Dumbledore'a, byłby w błędzie. Co prawda nie zaszczyciłam go spojrzeniem, prowadząc cichą rozmowę z prawnikami, jednak zawsze gdzieś go obserwowałam kątem oka.

Gdyby ktoś niewprawny w czytaniu ludzi na niego spojrzał, powiedziałby, że jest on spokojny, może lekką spięty oczekiwaniem na wyrok. Ja widziałam naprawdę dobrą grę aktorską, wypracowaną latami praktyki. Nikt jednak nawet najbardziej wprawna osoba w tej grze, jaką znałam, nie mógł ukryć pewnych oznak panującego nad nim nastroju.

W przypadku Dumbledore'a były to błyskające w oczach kurwiki wściekłości, zdenerwowania... może nawet niepewności i strachu przed wyrokiem? Na zmianę gromił wzrokiem mnie i Onyxa. Chyba nie spodobała się mu mowa mojego prawnika. No cóż, mężczyzna poruszył takie kwestie, które zazwyczaj działały na korzyść starca, a przez to, że zostały wytknięte, Wizengamot i sąd będą podchodzić raczej do nich sceptycznie. Zwłaszcza po tym, jak zażądałam sprawiedliwości.

W końcu, po blisko półtorej godziny, sędzina wstała ze swojego miejsca. Za nią uczynili to członkowie Wizengamotu, a dalej pozostałe osoby na Sali.

- Sąd oraz rada Wizengamotu po naradzie uznają Albus'a Persiwal'a Wulfryk'a Briana Dumbledore'a winnym zarzucanych mu czynów i nakłada na niego następujące kary: wypłata odszkodowania na rzecz Lady Gaunt za doznane krzywdy w wysokości pięciuset tysięcy galeonów, możliwe do spłaty w ratach; pobyt w Azkabanie na okres pięciu lat w zawieszeniu na siedem za wprowadzenie organów ścigania w błąd oraz fałszowane wspomnień. Ponadto, biorąc pod uwagę wszystkie inne wykroczenia oraz nadużycia statusu, sąd przyznaje mu nadzór w postaci Lorda Lucjusza Malfoy'a, Lorda Syriusza Blacka oraz wysokiej stanowiskiem pracownik ministerstwa Aurory Levi-Strauss. Nadzór ten ma kontrolować działania Albusa Dumbledore'a podejmowane w szkole, której jest on dyrektorem, oraz wszystkie te, mogące mieć na nią wpływ, co jest równoznaczne z ograniczeniem przywilejów Albus'a Dumbledore'a jak zwierzchnika placówki. Widząc szkodliwy wpływ, jaki wywiera oskarżony na podopiecznych, sąd również zabrania mu spotykania się z uczniami bez towarzystwa osób trzecich. Proszę usiąść, teraz nastąpi objaśnienie wyroku.- po tym oświadczeniu zapanował niewielki harmider, jednak kiedy sędzina usiadła, było już cicho, więc mogła kontynuować.- Wina pozwanego nie ma tutaj żadnych wątpliwości, dlatego też został on zobowiązany do wypłacenia odszkodowania powódce. Być może kwota jest nieadekwatna do doznanych krzywd, zwłaszcza krzywd moralnych oraz wizerunkowych, jednakże jest to kwota wysoka, na którą zgodziła się większość szanownych członków Wizengamotu. Fałszowanie dowodów rzeczowych w celu osiągnięcia własnych korzyści, a także wprowadzania organów ścigania w błąd jest poważnym przestępstwem i za to sąd wymierzył oskarżonemu karę pozbawienia wolności w zawieszeniu, biorąc pod uwagę jego profesję oraz wiek. To nie pierwszy raz, kiedy Albus Dumbledore jest oskarżony o różnorodne nadużycia czy wykroczenia, dlatego też został mu przyznany nadzór, mający zapobiec kolejnym takim incydentom. W dodatku, gdyby dowiedział się on o jakichś podejrzanych działaniach pozwanego, mogących zaszkodzić placówce Hogwart lub jego uczniom, i zebrał na nie wystarczające dowody może odsunąć Albus'a Dumbledore'a od wykonywania obowiązków dyrektora szkoły, a nawet wysłać wniosek do Rady Nadzorczej Hogwartu oraz Ministerstwa o zwolnienie Albus'a Dumbleodre'a w trybie natychmiastowym, co zostałoby rozpatrzone w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin od wpłynięcia wniosku jako sprawa najwyższej wagi. Podczas procesu członkowie Wizengamotu oraz sąd odnieśli wrażenie, że pozwany wywiera negatywny wpływ na podopiecznych: namawianie do kłamstwa i składania fałszywych zeznań, podsycanie uprzedzeń, niejako manipulowanie młodymi umysłami, oraz wiele innych. Z tego względu sąd zabrania oskarżonemu przebywania w towarzystwie uczniów bez towarzyszących temu osób trzecich, rozumiejąc przez to osoby o odpowiednim statusie do wnoszenia wniosków oskarżających, osób pełnoletnich, osób, chociaż w podstawowym stopniu znających się na obronie umysłu, aby możliwość wpłynięcia na ich pamięć, zeznania, nie była możliwa. Pańskie działania, panie Dumbledore, jakie wypłynęły podczas obecnego oraz poprzednich procesów z pana udziałem są niedopuszczalne! Sąd nie będzie teraz wymieniać wszystkich pana przewinień. Pan sam powinien być ich wystarczająco świadom, podobnie jak świadomi są ich członkowie Wizengamotu oraz sąd. Wyrok, jaki dziś zapada jest prawomocny i stanowi dla pana ostatnie ostrzeżenie. To tyle. Sprawę uważam za zakończoną!

Stuknęła młotkiem w podstawkę. Na Sali rozległ się ogłuszający ryk głosów, kiedy sędzina oraz członkowie Wizentamotu zaczęli opuszczać salę. Również miałam taki zamiar, kiedy przede mnie została podsunięta malutka karteczka. Kiedy przeczytałam jej treść, spojrzałam z rozbawieniem na Topaza. Naskrobał on tylko cztery słowa: „Trzeba to opić, nie?".

***

Idąc w stronę klubu z rozbawieniem patrzyłam na bliźniaków, którzy na cały głos śpiewali, jak dobrze będą się dzisiaj bawić. Zresztą nie tylko oni mieli dobry nastrój. Sama miałam ochotę zacząć tańczyć na środku ulicy. W sumie dopiero w połowie drogi zorientowałam się, że zaczęłam nucić do ich wrzasków.

Jak zawsze o tej godzinie pod klubem była już niezła kolejka. I jak zawsze ominęłam ją, przyciągając pełno nienawistnych spojrzeń. Nie dziwię się, też by mnie szlag trafił, jakby miała stać w kolejce a tu jakaś małolata by mi się wpierdoliła. Ach, jak dobrze być VIP-em!

- Cześć, chłopaki!- przywitałam się z będącymi na barierkach Dave'em i Madero.

- Jest i nasza zwyciężczyni!- wyszczerzył się Dave, przytulając mnie na powitanie.- Gratulacje, mała!

- Widzisz, jaki szef jest podły?- mruknął Madero również mnie przytulając.- Dowiedział się, że jest zaplanowany niezły balet, to wypierdolił nas na jakieś cholerne barierki!

- Jak ci coś nie pasuje, mój drogi, zawsze możesz wypakowywać towar w piwnicy.

Na głos szefa za jego plecami niższy z mężczyzn spiął się i spojrzał na mnie z wyrzutem, na co wzruszyłam ramionami. No co? Jakbym go widziała, to bym go ostrzegła! Nie moja wina, że wyrósł jak jakiś grzyb po deszczu!

- To ja jednak wolę barierki.- mruknął Madero, doskonale wiedząc, że w porównaniu z piwnicą, tutaj będzie miał jakiś zalążek imprezy.

- Poprawna odpowiedź, junior.- powiedział szef, po czym uśmiechnął się do mnie.- Jest i nasza mała Hexe!

Z szerokim uśmiechem przywitałam się z mężczyzną, całując go w policzek.

- Hej, szefie!

- Wchodźcie, wszyscy na was czekają, impreza trwa i brakuje tylko gości honorowych! Nawet Belle wpadła i nie uwierzysz, kto jeszcze zapowiedział swoją wizytę!

Uniosłam brew w geście pytania, kiedy szew wprowadził nas do tętniącego życiem i huczącego muzyką pomieszczenia, gdzie było pełno znajomych twarzy, widocznie świetnie się bawiących,

- Tommy!- wykrzyknął, starając się przekrzyczeć muzykę.

W pierwszej chwili nie skojarzyłam, o kogo mu chodzi więc zmarszczyłam brwi. Wtedy sobie jednak przypomniałam, że tutaj nie mówi się imieniami, a jeśli ktoś nie ma ksywki, wtedy jego imię zostaje przekształcone w jakiś sposób. Na przykład w ten sposób Bellatrix została Belle, choć i tak wyglądała, jak Maya Young.

Kiedy jednak doszło do mnie, kogo szef miał na myśli, myślałam, że padnę. Dobrze, że nic nie piłam, bo już bym była nie do odratowania. Tom. Ten Tom. Tom cholerny Voldemort wpada na imprezę do klubu. Świat się kończy, piekło zamarza, niebo płonie a kościół przeprowadza agresywną autoreklamę! Teraz tylko czekam aż z nieba zacznie lecieć nowoczesna muzyka a migające światła utworzą napis „APOKALIPSA"!

Chłopcy wydawali się nie mniej... zszokowani byłoby tu wielkim niedomówieniem. Byli równie (przepraszam za wyrażenie) kurewsko zszokowani co ja. Draco nawet zaczął kasłać jak opętany, walcząc o każdy kolejny oddech.

- Pieprzysz! Szefie, prima aprilis było w kwietniu, zresztą ja sama nazwa mówi!

- Z tym że to nie żart.- uśmiechnął się, podchodząc do baru i zamawiając dla nas kolejkę.- Stwierdził, to jest moje wolne tłumaczenie jego voldkowego języka, że musi osobiście ci pogratulować ujebania Dropsa.

Wyobraziłam sobie, jak musiało to brzmieć w oryginale. I ta nieprzetłumaczona wersja mogłaby brzmieć, jak coś, co powiedział Tom. A skoro on tu będzie...

- O czym tak myślisz?- spytał Blaise, wbijając mi palec w bok, na co się wzdrygnęłam.- Twój uśmiech jest niepokojący.

Na te słowa mój uśmiech jeszcze się poszerzył. Odebrałam od Andy'ego moją porcję nalewki, podczas gdy chłopacy dostali wódkę, a szef whisky. Skoro barman tu jest, znaczy, że dzisiaj impreza na dole. Zresztą z taką ilością osób, to nawet nie jest dziwne.

- Oh, tylko zastanawiam się, jak skutecznie wyciągnąć Tommy'ego na parkiet.

Patrzenie jak wszyscy, nawet Gabriell się krztuszą, było piękne. Może wredne, ale na pewno piękne. Z uśmiechem wypiłam swój alkohol, napawając się tym widokiem. No co? Musiałam sobie jakoś odbić ten cały stres!

- Ty zła... zła kobieto!- wykrztusił Blaise, kiedy mógł na dłużej złapać oddech.

Pokazałam mu tylko język i z szerokim uśmiechem zaciągnęłam na parkiet.

***

Kiedy Tom się pojawił byłam pijana? Tak. Ale byłam tylko trochę pijana! Tylko lekko szumiało mi w głowie. Mimo wszystko kiedy zobaczyłam Toma, miałam wrażenie, że nieźle mnie już trzepało. Siedziałam właśnie z chłopakami, Angie, Twisty, Syriuszem i Lucjuszem oraz Severusem ( na których widok tutaj o mało nie zeszłam na zawał), odpoczywając po dość sporej ilości tańców. Zmrużyłam oczy i na tyle, w jakim stopniu pozwalała muzyka, konspiracyjnym szeptem, a raczej krzykiem, spytałam.

- Czy on ma na sobie jeansy i koszulę, czy po prostu jestem najebana?

- Jeśli też to widzisz, to chyba oboje jesteśmy najebani.- mruknął Harry.- Bo też widzę go w jeansach i koszuli.

- No to jest nas trójka.- dodał Draco.

- To zielona koszula, nie?- spytał Fred, przekrzywiając głowę.

- Prędzej szmaragdowa.- naprostowała jego dziewczyna, w identyczny sposób przekręcają głowę.

- Severusie, Lucjuszu, wy jesteście najbardziej trzeźwi.- zauważyła Twisty.- On naprawdę ma na sobie jeansy, czy jestem równie najebana co małolaty?

Mężczyźnie nie odpowiedzieli, wpatrując się w szoku w mężczyznę, który właśnie nas zobaczył i ruszył w naszym kierunku. Kiedy był wystarczająco blisko, Lucjusz i Severus chyba chcieli wstać, ale zachwiali się i na nowo usiedli na kanapie. Może jednak nie byli najtrzeźwiejsi? Wydaje mi się, że Narcyza dokładała wcześniej wszelkich starań, aby upić męża i przyjaciela, zanim zniknęła gdzieś z Euphemią i Bellą.

- Lale...- zaczął Tom, jak zawsze chłodno, ale zaraz mu przerwałam.

- Czy to jeansy?- zadałam nurtujące wszystkich pytanie, uparcie wpatrując się w część garderoby mężczyzny, jakby chcąc od nich wydobyć odpowiedź.

Brunet zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony.

- Jesteś pijana?

- Odpowiedź zależy od tego, czy to są jeansy.- oznajmiłam, z uwagą czekając na odpowiedź skonsternowanego mężczyzny.

- Tak, to jeansy.- powiedział powoli, jakby zastanawiając się, czy powinien to mówić.

Odetchnęłam z ulgą.

- A więc nie jestem pijana. I nie oszalałam.- dodałam po chwili zastanowienia.- Jestem co najwyżej wstawiona.

Mężczyzna skinął głową, choć dalej wyglądał na niezbyt zadowolonego. Już miał coś powiedzieć, ale moje oczy musiały widocznie się zaświecić, kiedy uśmiechnęłam się szeroko słysząc zmianę piosenki, co widocznie zawahało Toma. Moi znajomi spojrzeli po sobie z niepokojem.

- Lale, to nie jest dobry...- zaczął George, ale ja już przeskakiwałam przez stolik.

- Nie przegapię tej piosenki!- oświadczyłam, chwytając widocznie niespodziewającego się tego Toma i ciągnąc zszokowanego bruneta na parkiet.

Merlinie, Salazarze oraz pozostali założyciele i wielcy czarodzieje, miejcie mnie w swojej opiece!

***

- Byłem pewny, że Tom cię zamorduje.- powiedział Blaise, kiedy na chwilę zaszyliśmy się na górze, gdzie był względny spokój w porównaniu do dolnego pomieszczenia klubu.- Albo chociaż, że zrobi ci awanturę i zniknie.

- No to jest nas dwójka.- uśmiechnęłam się, popijając sok.- Kto by pomyślał, że Tom umie tańczyć do czegokolwiek innego niż klasyka! Chociaż nie wydawał się zadowolony tym, że wyciągnęłam go na parkiet.

- Był bardziej zadowolony, niż jest teraz.- zaśmiał się Blaise, wskazując mi mężczyznę stojącego przy barze w otoczeniu wianuszka skąpo ubranych dziewczyn.- Kto by pomyślał, że Czarnego Pana przerośnie mugolski klub i skąpo ubrane dziewczyny!

- To go nie przerasta.- zaśmiałam się, dokańczając sok i sięgając po nalewkę. Byłam już nieźle pijana, zresztą jak każdy.- To wystawia na próbę jego cierpliwość, aby mógł dołączyć do Jezusa w gronie świętych.

- Kogo?- chłopak uniósł brew, patrząc na mnie w zastanowieniu.- Jesteś pijana, nie?

- Yup.- skinęłam niekontrolowanie głową.

Chłopak już chciał coś powiedzieć, kiedy ktoś na dole zaczął skandować moją ksywkę. Na początku cicho, później coraz głośniej i przez coraz większą ilość osób. W końcu krzyczał prawie cały klub. Chwilę jeszcze poczekałam, ale kiedy nie zamilkli, wstałam z kanapy. Lekko się zachwiałam, ale z drobną pomocą Blaise'a, który był w niewiele lepszym stanie, utrzymałam się na nogach.

- Trzeba dać ludowi, czego żąda!- zarządziłam i ruszyłam na dół.

Kiedy z chłopakiem zostaliśmy zauważeni przez pierwsze osoby na dole, zaczęły rozbrzmiewać pierwsze okrzyki i oklaski. Ludzie rozstępowali się, tworząc przepiękną ścieżkę do baru, gdzie szeroko uśmiechnięta stała Angie razem z Fredem i szefem. Miałam złe przeczucia, a mimo tego nie przestałam iść w ich kierunku.

Im bliżej byłam, tym więcej znajomych twarzy widziałam. Czy to znajomi ze szkoły, którzy pomagali lub nie w trakcie procesu, a którzy dowiedzieli się o imprezie. Najbliżsi, często pod eliksirem wielosokowym. Dorea i Axel, chłopaki, stali bywalcy klubu, nawet moje świeżaki.

- Nasza Hexe dzisiaj świętuje sukces!- wykrzyczał szef, a ja dopiero teraz zauważyłam, że muzyka została nieco przyciszona.- I to ogromny sukces! Z tej okazji, kochana, wskakuj na bar! Andy ma dla ciebie specjał babuni! Znasz zasady! Do dna za przystawieniem!

- Rozumiem, że Fred jest tutaj, aby mnie łatać, jak się spierdolę.- mruknęłam, po czym rozejrzałam się dookoła.- A gdzie schody?! W tym stanie nie wlecę na blat!

Od razu znalazło się kilka osób z grupy Gabriell'a, którzy poderwali mnie z podłogi i postawili na blacie baru, gdzie od razu chwyciłam się jedną ręką za rurę, aby nie zlecieć. Andy wcisnął mi w rękę pełną butelkę alkoholu. Po zapachu poznałam boską nalewkę z jagód i jeżyn. Uniosłam ją w górę, kiedy tłum zaczął skandować „Pij".

- Niech się dzieje wola ludu!- oświadczyłam jeszcze.- Na zdrowie!

***

Wspominałam kiedyś, że szef jest zły? Nie? To robię to teraz. Ten przeklęty człowiek kazał nam się stawić w robocie, kiedy tylko moje świeżaki były wystarczająco trzeźwe, aby wziąć udział w akcji i tego nie zjebać. Czyli mniej więcej w momencie, w którym najchętniej pozabijałabym wszystkich w domu, bo mimo że wzięłam eliksir na kaca, musiałam być tak najebana, że wszystko ze mnie nie zeszło. Wytrzeźwiałam jednak po tym na tyle, żeby wiedzieć, że znowu jadłam lub piłam coś, czego nie mogę. Znowu bolał mnie brzuch.

Jak tylko Alstremeria poinformowała mnie, że szef chce, abym stawiła się w klubie za godzinę, naprawdę miałam ochotę wyskoczyć przez okno albo w tempie ekspresowym wrócić na Karaiby. Ciekawe co u Rosalie i reszty? Mieli pisać, ale jakoś topornie im to idzie. Pokusę jednak przed ucieczką powstrzymała kolorowa papużka, przynosząca mi krótką notatkę: „Ani mi się waż! Jesteś tam potrzebna! Lucy". Ten to ma wyczucie! Ale żeby ot, tak napisać, to nie! Jednak skoro napisał taką notatkę, musi wiedzieć, że coś się stanie. A w takim wypadku faktycznie lepiej, żebym była na miejscu.

Tak więc niechętnie wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i po wypiciu czegoś przeciwbólowego przeniosłam się niedaleko klubu. Szybko znalazłam się w środku budynku i weszłam na górę. Angie już siedziała przed laptopem, razem z szefem.

- Kto pierwszy?- spytałam, dosiadając się do nich.

- Amore.- powiedział szef, kiedy różowowłosa mruczała przez słuchawkę instrukcje.- potem Toxic i na końcu Astra.

Zmarszczyłam brwi.

- Czemu młoda na końcu?- spytałam.- Bezpieczniej byłoby ją dać na początek.

Astra miała tylko trzynaście lat. Była niewiele starsza niż ja, kiedy zaczynałam robotę. I dlatego wiedziałam, że im dłużej się czeka, tym bardziej człowiek się denerwuje. A zdenerwowanie było w tej sytuacji bardzo niekorzystne.

- Tylko tak pasowało wetknięcie tego w plan celu.- oznajmił Włoch.- Wszystko przed drugą byłoby zbyt ryzykowne.

- Amore skończyła. Misja wykonana.- na chwilę zamilkła, wsłuchując się w głos w słuchawce.- Drew mówi, że Toxic już też po robocie. Ma problemy z wydostaniem się, bo jeden z ochroniarzy nagle postanowił zmienić swoją rutynę, ale da sobie rade.

- To dobrze.- skinęłam głową, kiedy dziewczyna przełączyła się na ostatniego z moich Świeżaków.- A Astrę można już przecież było wysłać dwie godziny temu.

- Zwariowałaś?!- zdziwił się szef, przywołując dokumenty i przeglądając je.- Widziałaś w ogóle plan jej akcji?!

- Oczywiście, że widziałam!- warknęłam, również przywołując papiery.- Nie wysłałabym swojego człowieka bez zapoznania się z jej robotą! Mogła iść już... ej... To nie są te same akta!

Mężczyzna zmarszczył brwi, porównując swoje i moje dokumenty. Te papiery były prawie kompletnie inne! Chwila analizy i razem z Gabriell'em spojrzeliśmy na siebie szeroko otwartymi w zrozumieniu oczami.

- Niech natychmiast się wycofa!- wydarliśmy się jednocześnie, po czym dodałam.- Ktoś ją wystawił!

- Za późno.- powiedziała spięta różowowłosa.

Poczułam zimny pot spływający po karku, kiedy zerknęłam na ekran komputera podzielony na kilka segmentów. Cel Astry już nie żył, kiedy dziewczyna go znalazła. Co więcej, magazyn, w którym się znajdowała, został otoczony przez policję. Młoda nie miała szans na ucieczkę. Nie miała nawet czasu znaleźć do niej drogi. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to znaleźć kryjówkę, co też szybko zrobiła. Całe szczęście, że była niska i drobna, bo dzięki temu udało jej się to dosyć szybko.

- Jak znajdę tego, co ją sprzedał...- warknęłam pod nosem.- Cholera, Gabriell, to już kolejny zdrajca w ciągu kilku lat!

- Zapamiętaj, że kiedy grupa staję się zbyt wielka, trzeba się liczyć z tym, że znajdzie się pośród niej zdrajca.- powiedział mężczyzna, jednak jego mina świadczyła o tym, że był równie wkurwiony co ja.- Cholera! Myślałem, że po tym, jak załatwiłaś Adama, kolejny zdrajca nie szybko się pokaże!

- To jest nas dwójka! Kurwa! Przecież ona sama się stamtąd nie wydostanie! Gdyby była czarownicą, mogłaby się teleportować, a tak to...!- warczałam pod nosem, po czym zerwałam się na równe nogi.- Idę tam!

- Hexe, to...!

- Morda!- zdenerwowana nawet nie zwróciłam uwagi, jak zwróciłam się do szefa.- Dbam o swoich ludzi i pilnuję ich! Wyciągnę ją stamtąd a później sama spierdolę!

Chwyciłam za pusty kieliszek po wódce szefa i szybko zamieniłam go w świstoklik. Przywołałam jeszcze maskę i ubierając ją, teleportowałam się najbliżej dziewczyny, jak tylko mogłam. Niestety niewystarczająco blisko, abym od razu mogła się z nią ulotnić.

Jej kryjówka właśnie została odkryta przez kilku policjantów i dziewczyna była w potrzasku. Nie mając żadnej innej opcji, wyszarpnęłam pistolet zza pasa i oddałam kilka strzałów, pozbywając się problemu, jednak ściągając sobie na głowę kolejnych funkcjonariuszy.

Widząc mnie, dziewczyna szybko opuściła kryjówkę na mój widoczny znak. Chciałam jak najszybciej się z nią ulotnić, jednak piekło, jakie się rozpętało przez ostrzał antyterrorystów poważnie mi to uniemożliwiało. Przeklęłam pod nosem, chowając się za jednym z filarów, blisko dwadzieścia metrów od młodszej dziewczyny. Za daleko.

Przeklęłam pod nosem, zdając sobie sprawę, że coraz więcej osób do nas strzela. Wyszarpnęłam z kieszeni świstoklik, rzuciłam na niego zaklęcie nietłukące i rzuciłam w kierunku dziewczyny. Kiedy tylko złapała kieliszek, zniknęła z tego przeklętego magazynu-pułapki. I całe szczęście, bo właśnie skończył mi się magazynek w pistolecie.

Rozejrzałam się, uważając, aby nie dosięgnęła mnie żadna kula. Przeciwników było o wiele za dużo, abym była sobie w stanie sama z nimi poradzić. W dodatku z niezadowoleniem zauważyłam, że mają gdzieś snajpera, bo czerwona kropka uparcie szukała celu, na którym mogłaby się zatrzymać. Teleportacja też nie wchodziła w grę. Jeślibym zniknęła, zaczęliby szukać młodej, bo tylko ona była tutaj widziana. Nikt z żywych nie zauważył Black Wolf. Byłam w czarnej dupie.

Nie mogąc zrobić nic innego, rzuciłam na siebie kilka zaklęć maskujących w wężomowie. Nie mogli pokazać mnie, jako mnie w telewizji. Byłabym wtedy skończona. Tak więc nieco zmieniłam rysy twarzy, moje włosy stały się jasnobrązowe, a oczy szare. Pomyślałam jeszcze o bliźnie na podbródku.

Kiedy wiedziałam, że funkcjonariusze są coraz bliżej, wyczarowałam sobie białą chorągiewkę i wysunęłam ją poza filar. Strzały rozlegały się jeszcze przez chwilę, po czym stopniowo zaczęły zanikać.

- Black Wolf! Wyjdź z rękami uniesionymi w górze! Nie próbuj żadnych sztuczek.

Zmarszczyłam brwi. Czemu założyli, że ja to ja? Przecież Astra nie miała żadnego wizerunku na masce! Kurwa! Ten drań musiał wystawić mnie! Wiedział, że polecę pomóc dziewczynie i dogadał się z glinami, że mnie im sprzeda! Kimkolwiek jest, już nie żyje!

Powoli podniosłam się z miejsca, unosząc ręce tak, aby było je widać zza filaru. Spokojnie wyszłam z kryjówki, stając przed rzędami policjantów i antyterrorystów. Nerwy by mi teraz nie pomogły. Jeśli będę grzeczna, nie pozbawią mnie przytomności. A kiedy zawiozą mnie na komisariat, będę miała prostą drogę do ucieczki. Może nawet zrobię im niezłe przedstawienie.

- Twoja wspólniczka niech też wyjdzie!- polecił jeden z funkcjonariuszy stojący z przodu i mówiący do mnie przez megafon.

- Ale ja nie mam wspólniczki!- odkrzyknęłam.- Możecie sami sprawdzić! Jestem tu sama!

Blondyn przy kości skinął głową na kilku antyterrorystów. Zaczęli oni powoli iść w moją stronę, ciągle do mnie celując. W pewnym momencie podzielili się na dwie grupy i jedna poszła za filary, a druga podeszła do mnie.

- Czysto!- krzyknęła grupa zza filarów.

Jedna z celujących do mnie osób spuściła mnie z muszki. Gwałtownym ruchem zerwał mi maskę. Zabolało.

- Black Wolf! Jesteś aresztowana pod zarzutem wielokrotnego morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Masz prawo zachować milczenie!

- Tak, wiem.- powiedziałam starając się brzmieć na znudzoną, kiedy zakłuwali mnie w kajdanki, równocześnie pobieżnie przeszukując umysł funkcjonariusza, aby dowiedzieć się co nieco.- Wszystko, co powiem, może zostać użyte przeciwko mnie. Ale wie pan, panie Stickers, z tą maską nie trzeba było tak gwałtownie. To zabolało.

Zamaskowany mężczyzna widocznie zmarszczył brwi. Nie skomentował mojej wypowiedzi jednak w żaden sposób. Lufą karabinu wskazał mi drogę.

- Idziemy!- syknął.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej, moje kochane Laleciątka!

Naczekaliście się na kolejny rozdział, wiem. Mam nadzieję, że się nie zawiedliście. Oraz mam nadzieję, że wybaczycie mi urwanie w takim momencie, chociaż to akurat mało prawdopodobne, więc chociaż nie myślcie o tym, jak mnie zabić za skończenie w takim momencie. Uwierzcie mi, że będą większe powody do mordowania mnie.

Kolejny rozdział za dwa tygodnie. Musicie przeżyć do tego czasu.

Trzymajcie się ciepło, moje kochane Laleciątka, nie chorujcie (bo przy obecnej pogodzie to całkiem możliwe), a jak już jesteście chorzy, to szybko zdrowiejcie!

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro