Rozdział 56
Rozdział zbetowany przez DysonansAndRusin, któremu bardzo za to dziękuję!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z zastanowieniem przygryzłam końcówkę pióra, siedząc na podłodze w bibliotece, opierając się o ścianę i co chwilę zerkając na lewitujące wokół mnie książki. Spojrzałam z zastanowieniem na trzymany przeze mnie pergamin, który był praktycznie pusty.
Jaki efekt spowodowałoby połączenie kamienia księżycowego z krwawnikiem i łuską bazyliszka? Użycie krwawnika chyba nie jest dobrym pomysłem, patrząc na to, że używany jest w wywarze zaciemniającym umysł, a ten powoduje porywczość i lekkomyślność. Z drugiej strony wyważyłoby to trochę działania kamienia księżycowego. Zostawię tę kwestię pod znakiem zapytania.
Może woda z rzeki Lete? Jeśli użyć jej odpowiednią ilość, powinna wymazać wspomnienia tylko z jakiegoś okresu, zwłaszcza jeśli połączyłoby się ją z odpowiednimi składnikami. Ale wymazanie nieprzyjemnych wspomnień nie pomoże w naprawieniu zniszczonej psychiki.
Może Nux Myristica? Chociaż wydaje mi się, że piołun byłby lepszą opcją. Albo... Cholera, nie mam pojęcia! Gdzie jest ten cholerny spis składników i ich działania?!
Kiedy mordowałam wzrokiem wszystkie książki naokoło oraz o mało nie połamałam pióra, drzwi do biblioteki otwarły się, wpuszczając pięć dobrze mi znanych sylwetek. Widząc, co aktualnie robię, zatrzymały się one w pół kroku.
- Znowu coś kombinujesz?- spytał Blaise z westchnięciem, wymijając kilka lewitujących książek, aby stanąć nade mną.
- Nie kombinuję.- mruknęłam.- Postanowiłam trochę pobawić się we Freda i stworzyć coś na szaleństwo po torturach Cruciatus'em. Już zbyt długo to odkładałam, a chciałabym do września to mieć.
Wszyscy chłopcy zamrugali zaskoczeni, chwytając po kilka książek, aby mogli mnie zobaczyć. Ich miny wyrażały bezkresne zdumienie. Popatrzyli po sobie i naraz Fred i George poderwali mnie za łokcie z ziemi, wręczając Blaise'owi.
- Chyba nie zapomniałaś, że masz jutro rozprawę, nie?- spytał George, unosząc brew.- Powinnaś raczej zająć się przygotowaniami do niej, a nie myśleniem nad jakimś eliksirem.
- A myślicie, że co to jest?- spytałam, opierając się o swojego chłopaka i pracując nad ostatnią pozostałą mi książką, wskazałam palcem w stronę jednego ze stolików, na którym leżał kilkucentymetrowy plik kartek.- Wszystko przeciwko Dropsowi opracowałam już wcześniej. A ten eliksir prawdopodobnie zyska nam sprzymierzeńca.
- Od początku!- zarządził Draco, mając nic nierozumiejącą minę i siadając na kanapie, na którą pociągnął również Harry'ego.
- Popieram.- mruknął Harry.- Rozumiem zależność między eliksirem a sprzymierzeńcem, ale nie mam pojęcia o kogo chodzi i dlaczego tak ci na tym zależy.
Faktycznie, chyba im o tym nie wspominałam. Nie chciałam im truć dupy. Fred ciągle czeka na wyniki z MAM, George niedawno zaczął pracę, Harry i Draco pojechali na zapowiedziane wakacje, a Blaise jak ognia unikał matki, która cały czas wypytywała go o nasz wyjazd i mój pierścionek, przez co chłopak miał jej lekko dość i unikał wszelkich miejsc, gdzie mogłaby go znaleźć. Jak dla mnie zachowanie Euphemi było raczej zabawne, ale nie przebywam z nią na co dzień, więc może mnie to nie irytuje tak, jak Blaise'a. No i jeszcze doszło do tego moje szkolenie świeżaków.
Przeczesując włosy dłonią, usiadłam Blaise'owi na kolanach, który zajął ostatni wolny fotel. W ostatnim czasie postanowiłam zredukować ilość mebli wypoczynkowych w bibliotece na rzecz dodatkowych kilku regałów, w efekcie czego została tu mała kanapa, na której z ledwością mieściły się trzy osoby, oraz dwa fotele.
- Kiedy odwiedzałam szefa w Mungu, spotkałam Neville'a. Okazało się, że jego rodzice oszaleli po długotrwałym narażeniu na działanie Crucio i magomedycy nie widzą dla nich szansy na wyzdrowienie.- powiedziałam bez ogródek.- Neville jest świetny z zielarstwa, sami o tym wiecie. W dodatku ma wiedzę z rzadko spotykanych ksiąg o roślinach. I jest w stanie zrobić dosłownie wszystko, żeby jego rodzice, chociaż go rozpoznawali. Jego słowa, nie moje. Co więcej, dokładnie wie, co oznacza „wszystko". Zobaczyć go... takiego... nawet ja się nie spodziewałam.
- Postanowiłaś więc stworzyć eliksir, który przywróci Longbottom'om zmysły.- zakończył za mnie Fred.- A nie zapomniałaś przypadkiem, że od leczenia jestem tutaj ja? Ewentualnie Blaise, jeśli potrzeba specjalistycznej wiedzy w zakresie eliksirów.
- Byliście zajęci.- wzruszyłam ramionami.- Ty dostaniem się na studia, a Blaise uciekaniem przed matką. Iik!
Podskoczyłam i pisnęłam niekontrolowanie, kiedy ciemnoskóry chłopak wbił mi palce w boki. Uśmiechał się złośliwie. Za to i za wprawianie mnie w niekontrolowane odruch, posłałam mu mordercze spojrzenie.
- A może tak nie było, co?- burknęłam, na co on przewrócił oczami.
-I zamiast rozprawą, ty postanowiłaś się przejmować eliksirem.- skwitował George, z rozbawieniem patrząc na naszą dwójkę.
- Przecież jestem przygotowana do rozprawy!- jęknęłam, opadając na Blaise'a i rozkładając się na nim wygodnie.- Ale co do reszty, tak. Postanowiłam, że skoro materiał do sądu jest ogarnięty, mogę spróbować ogarnąć eliksir. Ale idzie mi strasznie. O ile ważenie eliksirów lubię, tak tworzenie ich już mniej. Ostatnio byłam w stanie przetłumaczyć tylko fragmenty ksiąg, a to Severus musiał wszystko zbierać do kupy.
- Daj to.- westchnął Fred, zabierając mi pergamin oraz zmniejszając księgi, które wcześniej przeglądałam, po czym umieścił je w kieszeni bluzy.- W sumie tragedii nie ma. Rozumiem, co brałaś pod uwagę rozważając te składniki i niektóre z nich mogą być nawet mocno trafione. Daj mi jakiś tydzień i postaram się to ogarnąć.
- A Akadem...
- I tak już jestem po egzaminach.- wzruszył ramionami.- Mogę się tym zająć. W jakich językach są te książki?
- Głównie staroangielski, łacina i runy. Jedna czy dwie są w wężomowie. Jeśli będziesz tego potrzebował, mogę za chwilę przetłumaczyć fragmenty, które uznałam za ważne.
- Nie.- stwierdził chłopak.- Idziesz spać, bo już późno, a jutro musisz załatwić tego starego zgreda.
- Wszyscy musielibyśmy iść spać.- zauważył Harry, opierając głowę o ramię Draco.- W końcu wszyscy musimy pojawić się w Ministerstwie.
- Prawda.- poparł blondyn.- Zbieramy się, chłopaki. Blaise, dopilnuj, aby Lale trafiła do sypialni.
***
Ze stresu obudziłam się około czwartej nad ranem. Cała magiczna Anglia kierowała swoje oczy na kolejny, w ciągu kilku lat, pozew przeciwko Dumbledore'owi. Być może najważniejszy. Nikt nie przeżywał tego jednak pewnie bardziej niż ja. Jeśli wszystko dobrze bym rozegrała, mogę zniszczyć jego przeklętą maskę dobroci, pokazać jego manipulacyjne oblicze. A kiedy już magiczna Anglia przestanie go wspierać, kiedy w ich oczach, zniszczenie i pozbycie się go będą o wiele łatwiejsze. Co prawda nie do końca wierzyłam w aż tak różowy obrazek, ale pomarzyć zawsze można.
Kręcąc się w te i z powrotem na łóżku, starałam się ponownie zasnąć. Jednak kiedy to nic nie dało, z cichym westchnięciem wstałam, przebrałam się w dresy i ruszyłam do Sali treningowej. Musiałam pozbyć się nadmiaru myśli.
Kiedy dotarłam na miejsce w pierwszej kolejności, zresztą jak zawsze zrobiłam sobie krótką rozgrzewkę, potem na chybił trafił porozstawiałam kilka mebli, tworząc z nich kryjówki. W końcu uzbroiłam się i zaczarowałam manekiny tak, aby stały się inteligentnymi przeciwnikami, reagującymi na wszystkie bodźce jak ludzie. I w sekundę później się zaczęło.
Rzucałam zaklęcia, robiłam uniki, strzelałam, atakowałam wręcz. W pewnym momencie musiałam schować się za jeden z foteli. Może tym razem trochę przesadziłam z ilością przeciwników albo poziomem trudności? Nie chciałam w końcu się poranić zaraz przed rozprawą, a tylko wyciszyć.
Kiedy nad moją głową przeleciało Crucio, przeklęłam pod nosem, równocześnie wpadając na pewien pomysł. Według Dorei i Axel'a May, który do końca opanował swoje zdolności, mógł w całości stać się swoim żywiołem, jeśliby tylko dostatecznie się skupił. Wiedziałam, że do opanowania moich zdolności do końca, jeszcze trochę mi brakuje, ale można było spróbować.
Rzuciłam kilka zaklęć utrudniających zbliżenie się do mnie oraz tarcz, aby zyskać na czasie, po czym skupiłam się najbardziej jak umiałam. Widziałam, jak to robi moje kuzynostwo, kilka razy zachęcali mnie do spróbowania zrobienia tego, jednak bez efektów. Teraz jednak mogłoby mi się to udać.
Kiedy wiedziałam, że bardziej się już nie skupię oraz że nie mam już zbyt dużo czasu, otworzyłam oczy. Wydałam z siebie ni to warknięcie, ni to westchnienie, kiedy zobaczyłam, że jedyne, co udało mi się zamienić w powietrze, to czubki moich palców, mniej więcej do połowy paznokcia. A więc nic z tego.
Wychyliłam się zza fotela, opróżniłam do końca magazynek pistoletu. Ostatnie trzy kule powaliły dwa manekiny. Zostały cztery. Byłam jednak zbyt zmęczona, aby wyjść zza fotela, więc postanowiłam dwóch zdjąć Avadą i w tym samym momencie pozostałych dwóch poprzez odcięcie im dopływu powietrza. Pomyślenie o tym, żeby reagowali jak ludzie, było jednak dobrym pomysłem.
Kiedy nie widziałam żadnego stojącego manekina, szybko policzyłam te leżące na podłodze w całej sali. A więc w porządku. Głęboko oddychając, posiedziałam jeszcze dwie minutki, po czym z trudem wstając z podłogi, ruszyłam do wyjścia.
- Alstremerio.
- Tak, Panienko?- spytała skrzatka, pojawiając się u mojego boku.
- Przygotuj mi, proszę, kąpiel i zostaw w łazience eliksir likwidujący ból mięśni oraz leczący mniejsze zranienia. Potem możesz zlecić pozostałym skrzatom przygotowanie śniadania. Następnie obudź Lestrange'ów i poinformuj ciocię Bellę, że po śniadaniu liczę na jej pomoc z dzisiejszym makijażem. Na końcu włóż dokumenty dotyczące rozprawy do teczki i zostaw je w salonie na stoliku. Jeśli uznasz, że potrzebujesz przy czymś pomocy, poproś o nią jakiegokolwiek skrzata.
- Dobrze, Panienko.- skłoniła się i zniknęła z cichym pyknięciem.
Kiedy dotarłam do pokoju, kąpiel i eliksiry już na mnie czekały. W pierwszej kolejności wypiłam zawartość dwóch flakoników, po czym przepocone i niekiedy nieco zakrwawione ubrania wrzuciłam do kosza na pranie. Ciepła woda była tym, czego teraz potrzebowałam.
Po około piętnastu minutach moczenia się w wannie uznałam, że czas najwyższy się ruszyć i iść na śniadanie. Wiedząc, że i tak będę musiała przebrać się przed wyjściem, założyłam tylko bieliznę i szlafrok, po czym ruszyłam do jadalni, w międzyczasie susząc swoje włosy prostym zaklęciem.
- Dzień dobry.- przywitałam się, na co trójka dorosłych odpowiedziała z różnym zapałem.
Rudolf zdawał się nie przejmować całym dzisiejszym dniem. Ze spokojem siedział przy stole, zastanawiając się, co zjeść na śniadanie, kiedy skrzat nalewał mu kawy. Bella wydawała się zainteresowana rozprawą, o czym świadczyły okrutne błyski w jej oczach i podły uśmieszek. Rabastan za to ledwo mógł wysiedzieć na miejscu. Już wczoraj mówił, że chciałby zobaczyć minę Dropsa, kiedy ten usłyszy wyrok. Mężczyzna w ogóle z chęcią poszedłby ze mną na rozprawę tylko po to, aby móc popatrzeć na wkurzonego dyrektora.
Usiadłam na swoim miejscu, od razu nakładając sobie nieco sałatki owocowej i kawałek smażonego kurczaka. Bez słowa zabrałam się za jedzenie. Przyznam, że zaczynałam się coraz bardziej denerwować. Wzięłam głęboki oddech, chcąc się uspokoić. Trochę mi to pomogło, z czego niezmiernie się cieszyłam, bo nie chciałam brać niczego uspakajającego. Jeszcze by mnie otumaniło, a na to nie mogłam sobie pozwolić.
Dokończyłam mizerną porcję śniadania, dopiłam sok pomarańczowy i wstałam od stołu.
- Ciociu jak zjesz, chciałabym abyś pomogła mi z makijażem.
- Alstremeria już mnie o tym poinformowała.- powiedziała, popijając kawę i sięgając po tosta z dżemem.- Jakieś szczególne życzenia, czy mogę poszaleć?
- Dzisiaj bez szaleństw. Sąd nie jest na to miejscem.- powiedziałam.- Subtelne podkreślenie oczu, intensywny kolor na ustach. Wymyśl coś w tych granicach.
Bella skinęła głową, mrucząc, że ma kilka pomysłów i za jakieś dziesięć minut do mnie przyjdzie. A więc miałam dziesięć minut, żeby się ubrać. To było aż zbyt dużo czasu, zwłaszcza że strój miałam już naszykowany od kilku dni.
Wróciłam do sypialni od razu wyciągnęłam z szafy jedyny wyróżniający się na pierwszy rzut oka wieszak. Ściągnęłam z niego ubrania, po czym zrzuciłam z siebie szlafrok i założyłam specjalnie przyszykowany na dzisiaj strój, po czym przejrzałam się w lustrze.
Czarna suknia na ramiączkach o kwadratowym dekolcie układała się idealnie, przylegając górą, a od bioder do kostek luźno opadając. Była z gładkiego materiału, od którego subtelnie odbijało się światło, przez co czasami można było odnieść wrażenie, że jest ona czarno-srebrna. Po lewej stronie miała spory rozporek, jednak nie dość duży, aby było to rażące. Przez chwilę zastanawiałam się, czy wziąć do tego jeszcze szatę wierzchnią, wiedząc, że na dworze jest ciepło. Biorąc pod uwagę jednak fakt, że w ministerstwie może być chłodno, zmniejszyłam ją i przyczepiłam do srebrnego paska opiętego na talii tak, że była praktycznie niewidoczna. Zdecyduję na miejscu, czy ją założyć.
W następnej kolejności sięgnęłam do szkatułki z biżuterią, wyciągając z niej biżuterię otrzymaną kilka lat temu od Toma i dobrałam do tego naszyjnik ze szmaragdami na srebrnym łańcuszku, żeby wszystko kolorystycznie się zgadzało. Co prawda był to przepych, ale nie wyglądało to tandetnie, a jedynie bogato.
Kiedy prostowałam włosy do pokoju weszła Bella z dużą kosmetyczką, którą położyła na toaletce i usiadła na pufie, przyglądając się moim zmaganiom. Kiedy moje włosy były już proste, wzięłam dwa kosmyki z przodu i przy pomocy magii splotłam je w dwa warkoczyki, które złączyłam z tyłu głowy i spięłam spinką. Pozostałe włosy ładnie ułożyłam, aby część opadała na przód, a część na tył. Założyłam jeszcze, aby bransoletkę oraz pierścień rodowy, z naszyjnikiem i kolczykami czekając, aż ciotka mnie umaluje.
- Strasznie przypominasz swoją matkę, kiedy sądziła się z tym przeklętym starcem.- powiedziała kobieta, kiedy usiadłam, dając pole do popisu jej zdolnościom.- Masz ten sam wyraz twarzy i niebezpieczny błysk w oczach.
- Jak wyglądał proces, który moi rodzice wytoczyli Dumbledore'owi?- spytałam, zamykając oczy.
- Było wokół niego wiele szumu.- oznajmiła Bella.- Tak jak teraz. Tylko wtedy opinia publiczna była bardziej różnorodna. Dobrze wybrałaś moment, Lale. Teraz ludzie dalej pamiętają poprzednie pozwy przeciwko temu cholernemu manipulatorowi. Sophie i Louis sami musieli wywalczyć zmianę opinii o nim. Byli bardzo dobrze przygotowani na sądową walkę. I wygraliby, gdyby nie wyszło na jaw, że popierają Czarnego Pana. Resztę historii znasz.
Delikatnie skinęłam głową na „tak" nie mogąc zrobić nic więcej, bo kobieta właśnie malowała moje usta. Przez dość sporo czasu milczałyśmy. W sumie blisko pół godziny, ponieważ kiedy ciotka kończyła mnie malować, pojawiła się Alstremeria ogłaszając, że zostało mi półtorej godziny do rozprawy. A w ministerstwie musiałam być najpóźniej za pół godziny, jeśli chciałam porozmawiać jeszcze z moimi prawnikami.
- Już skończyłam.- oznajmiła Bella, kiedy skrzatka zniknęła i pozwoliła przejrzeć mi się w lustrze.
Tak jak chciałam, nie zaszalała za bardzo. Wykonturowała, aby moje brwi, oczy podkreśliła eyelinerem oraz wytuszowała rzęsy. To usta stanowiły ten punkt skupiający uwagę przy tym makijażu. Głęboki, karminowy kolor matowej szminki miał przyciągać wzrok, skupiać go na sobie, aby ludzie bardziej skupiali się na tym, co mówiłam.
- Dzięki, ciociu.- uśmiechnęłam się, przywołując do ręki sandałki na niewysokiej szpilce i zakładając je.
- Zniszcz tego przeklętego Dropsiarza.- poleciła w odpowiedzi, po czym zabrała kosmetyki i opuściła moją sypialnię.
Trochę się zdziwiłam na to zachowanie, ale nic nie powiedziałam. Merlin jeden wie, co siedzi tej kobiecie w głowie. Założyłam brakującą biżuterię i rzucają sobie ostatnie spojrzenie w lustrze, opuściłam sypialnię, od razu kierując się do salonu, gdzie spotkałam braci Lestrange.
Rudolf jak w większości sytuacji coś czytał, a Rabastan z wyczekiwaniem patrzył na drzwi. Chyba na mnie czekali, bo kiedy tylko weszłam wstali z kanap i podeszli do mnie. Obaj mieli powagę na twarzach, ale u młodszego z braci można jeszcze było dostrzec złośliwe ogniki w oczach.
- Masz odpowiednie spojrzenie do rozpoczęcia wojny.- oznajmił.
Słysząc to, uniosłam kącik ust.
- Ta wojna trwa już od dawna, Rabastan. Nie muszę jej rozpoczynać.- powiedziałam.
Chwyciłam za leżącą na stoliku teczkę i przejrzałam jej zawartość. Co prawda nie myślałam, aby Alstremeria mogła cokolwiek przeoczyć, ale zawsze lepiej sprawdzić. Było wszystko.
- Powodzenia.- powiedział Rudolf, kiedy skierowałam się do kominka.
- Wierzymy w ciebie, skarbie.- dorzucili z obrazu rodzice, a ja chyba po raz pierwszy widziałam ich poważnymi, a nawet zatroskanymi.
- Dam z siebie wszystko.- obiecałam, po czym odwróciłam się do wszystkich plecami i weszłam w zielone płomienie.- Hol Główny, Brytyjskie Ministerstwo Magii!
***
Kiedy tylko wyszłam z kominka, w pierwszej chwili oślepił mnie blask fleszy. Zmrużyłam oczy, dostrzegając między poszczególnymi błyskami stado dziennikarzy. Drugim, co dotarło do moich zmysłów był szum, a nawet ryk, zlewających się ze sobą pytań. Nie miałam zamiaru odpowiadać na żadne z nich.
Szybko znalazłam lukę w otaczającym mnie tłumie i bez słowa wyszłam tamtędy tak szybko, jak mogłam. I wtedy stwierdziłam, że wzięcie ze sobą szaty wierzchniej było dobrym pomysłem, bo kiedy nie otaczał mnie łańcuszek ciepłych ciał, było tutaj naprawdę chłodno. Nie zaprzestając podróży do wind, aby dziennikarze ponownie mnie nie zatrzymali, odpięłam szatę od paska i ruchem różdżki przywróciłam ją do normalnych rozdziałów, po czym założyłam.
Kiedy dotarłam do wind, akurat jedna z nich otwarła się i wysiadła z niej jakaś kobieta. Od razu weszłam do niej, wciskając odpowiedni guzik, kiedy zobaczyłam zbliżający się tłum, zaczarowałam wejście do windy tak, aby nie mogli go przekroczyć, ale żeby nic im się nie stało. Zwykła, niewidzialna ściana.
Gdy się od niej odbili, oznajmiłam.
- Wywiady zazwyczaj odbywają się po rozprawach, drodzy państwo. Z chęcią odpowiem na państwa pytania, ale dopiero po zakończeniu sprawy. Jeśli teraz poświęciłabym państwu czas, spóźniłabym się.
Drzwi zamknęły się, a ja zaczęłam jechać w dół. Po dotarciu na odpowiednie piętro skierowałam się od razu pod odpowiednią salę, gdzie również było już dość sporo osób, zaczynając od chłopców, którzy byli świadkami, moich prawników, Wesleyów, Dumbledore 'a i jego prawnika, a kończąc na prasie i zwykłych, szarych słuchaczach zainteresowanych sprawą. W końcu sprawa była otwarta dla słuchaczy.
Ustalałam właśnie z mężczyznami ostatnie szczegóły, których nie dogadaliśmy w klubie, kiedy podszedł do nas Dumbledore.
- Jeszcze może się pani wycofać, panno Gaunt.- poinformował.
- Poza szkołą proszę mnie nazywać „Lady Gaunt", dyrektorze Dumbledore.- poleciłam chłodno, odwracając się w jego stronę.- Nasze znikome kontakty nie upoważniają pana do pomijania kwestii grzecznościowych. I nie zamierzam się wycofywać. Boi się mnie pan, dyrektorze, że wspomina o poddaniu się?
- Nie boję się pani, Lady Gaunt.- mruknął równie zimno, jak ja wcześniej.- Uważam jednak, że to w pani interesie byłoby wycofanie się.
Zdusiłam w sobie chęć powiedzenia, że powinien się mnie bać, dostrzegając osobę, której nie spodziewałam się tutaj zobaczyć. Osobę, którą nie myślałam, że zobaczę jeszcze kiedykolwiek w swoim życiu. Moje oczy rozszerzyły się nieco w zrozumieniu.
- Nie chce pan grać tą kartą.- oznajmiłam pewnie.- Radziłabym panu to przemyśleć, ma pan na to ostatnią szansę, dyrektorze. Ja również mogę zagrać kartą sprzed wielu lat, tylko, kto wtedy wygra? Naprawdę chce pan, aby to skończyło się w ten sposób?
Mężczyzna zacisnął usta i odszedł bez słowa.
- Jesteś pewna, że powinnaś to mówić?- spytał Rubin.
- Nie może wykorzystać tego przeciwko mnie, jeśli nie chce, abym zniszczyła go jednym wspomnieniem.- stwierdziłam, patrząc na odchodzącego mężczyznę.- Zastanawia mnie jednak, czy będąc pod taką presją, posłucha mnie. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wszystko wymyka mu się z rąk. Może spróbować zagrać va banque.
- Ale ty nie zamierzasz tak grać.- zauważył Topaz.
- Dobry blef nie jest zły.- uniosłam kącik ust, odwracając się do mężczyzn.- Poza tym i tą jego kartę jestem w stanie odwrócić na swoją korzyść.
- Przypomnijcie mi, żebym nigdy nie próbował walczyć z naszą małą Hexe.- mruknął do pozostałych Onyx.
- Rozprawa z powództwa Lady Lale Sophie Gaunt przeciwko Albus'owi Persiwal'owi Wulfryk'owi Brianowi Dumbledore'owi rozpocznie się za kilka minut. Strony oraz zainteresowani proszeni są na salę rozpraw. Świadkowie proszeni są o czekanie na wezwanie.- oznajmiła auror w średnim wieku, wychodząc zza interesujących mnie drzwi.
Ściskając mocniej teczkę weszłam pewnie do sali, gdzie zajęłam miejsce przeznaczone dla strony oskarżenia. Rada Wizengamotu oraz sędzia już czekali. Patrzyłam jak miejsca przeznaczone dla oskarżonego oraz jego prawników zostają zajęte przez Dumbledore'a i jego prawnik, która najlepsze lata życia miała już chyba za sobą. Patrzyłam też, jak na salę wchodzi prasa wraz z widzami. Po zamknięciu drzwi, wolnych pozostało ledwie kilka miejsc dla świadków.
- Rozpoczynam rozprawę z powództwa Lady Gaunt przeciwko Albusowi Dumbledore'owi w sprawie zniesławienie, fałszowania wspomnień oraz szereg innych wykroczeń określonych w akcie oskarżenia, z którym obie strony są zaznajomione. Wyrok w sprawie zostanie wydany po wysłuchaniu obu stron postępowania oraz świadków. Członkowie rady Wizengamotu, jak i strony sporu mają prawo do zadawania pytań stronom postępowania oraz świadkom. Oddaję głos stronie oskarżonej.
Staruszka w granatowej szacie siedząca obok Dropsa podniosła się z miejsca, rozkładając przed sobą dość mierny plik papierów. Odchrząknęła, po czym zmierzyłam mnie nieprzyjaznym spojrzeniem i poświęciła całą swoją uwagę radzie i sędzinie.
- Wysoki sądzie, mój klient od lat sprawuje opiekę nad młodymi pokoleniami czarodziejów i wszystko, co robi, robi w trosce o ich dobro, zdrowie i bezpieczeństwo. Posadzenie go na ławie oskarżonych jest więc wielce krzywdzące i niesprawiedliwe, patrząc na jego zasługi względem magicznej społeczności. Z tego też względu wnosimy o oddalenie oskarżenia.
- Pani wybaczy, pani mecenas, ale to, o czym pani mówi, nie ma najmniejszego znaczenia dla sprawy.- powiedział Rubin, wstając ze swojego miejsca.- Działania pani klienta doprowadziły do zszarganie reputacji, dobrego imienia naszej klientki oraz stanowi poważne naruszenie prawa. Dlatego prosimy wysoki sąd o podtrzymanie oskarżenia.
- Oskarżenie podtrzymane.- oznajmiła Amelia Bones.- Wymienione przez obrońcę powody nie stanowią podstawy do oddalenia wniosku, o czym strona została poinformowana już w trakcie przygotowań do procesu. Panie Dumbledore, co ma pan do powiedzenia w sprawie?
Starzec podniósł się z miejsca. W przeciwieństwie do jego zwyczajnych, pstrokatych strojów, dzisiaj miał na sobie stonowane, burgundowe szaty. To było dziwne widzieć go w czymkolwiek innym niż materiały w trzmiele albo jakieś inne barwne stworzonka.
- Jak już powiedziała moja adwokat, wszystko, co robię, robię w trosce o młode pokolenie czarodziejów.- powiedział, a ja miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz.- Tak też było i w tej sprawie. Zdaję sobie sprawę, że droga, którą do tego obrałem nie była najlepsza, jednak Lady Gaunt stanowi zagrożenie, które trzeba natychmiast zlikwidować. W trakcie dzisiejszej rozprawy udowodnimy to, przez co wedle panującego prawa moje czyny zostaną usprawiedliwione.
Mówił to tak pewnie, że w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy gdzieś nie popełniłam błędu i nie dałam mu potrzebnych dowodów. Czy przypadkiem nie ma jakiegoś innego asa w rękawie? Szybko się jednak uspokoiłam. Nie mógł mieć niczego takiego. To było po prostu niemożliwe. A nawet jeśli faktycznie gdzieś się potknęłam... zawsze mogłam spróbować się z tego wyplątać. W końcu nie mogłam potknąć się tak poważnie, aby to mnie zniszczyło. Zapamiętałabym to.
- Co ma do powiedzenia strona oskarżająca?- spytała sędzina.
- To, co powiedział oskarżony to, kolokwialnie mówiąc, bzdury.- oznajmił Topaz.- Nasza klientka ma nieposzlakowaną opinię. Jest prymuską, prefekt swojego domu. Wielu uczniów za jej sprawą znacznie podniosło swoje wyniki w nauce. Co więcej, jest zaangażowana w pomoc ocalałym dzieciom ze swojego sierocińca, który przed kilkoma miesiącami uległ całkowitemu spaleniu podczas ataku Śmierciożerców. Nie stanowi żadnego zagrożenia dla naszego świata.
- Lady Gaunt?
Spokojnie podniosłam się z krzesła, nie zaszczycając strony oskarżonej najmniejszym spojrzeniem. Oparłam palce dłoni o teczkę, prostując plecy i spojrzałam na osoby, od których zależał wynik tej rozprawy.
- Nie sądzę, abym stanowiła jakiekolwiek zagrożenie dla naszej społeczności, jak próbuje przekonać wysoki sąd pan dyrektor.- zaczęłam spokojnie, mówiąc głośno i wyraźnie.- Wydaje mi się, że nastawienie dyrektora względem mojej osoby jest mocno związane nie tyle ze mną samą, co z całą moją rodziną i to przez jej pryzmat dostrzega we mnie nieprawdziwe zagrożenie. Nie pozwolę jednak, aby jakiekolwiek pryzmaty i uprzedzenia wpływały na moją reputację, którą samodzielnie buduję od dawna.
- Dziękuję stronom za przedstawienie swoich stanowisk. Proszę wezwać świadka...
***
- Dziękujemy, Lordzie Potter.- powiedziała Amelia Bones, zaglądając w papiery.- proszę o wezwanie ostatniego świadka, panią Audrey Horris.
Kiedy auror poszła wezwać świadka, ja wymieniłam przelotne spojrzenie z dyrektorem. Wydawał się by niezmiernie zadowolony z siebie, jednak ja nie byłam tym zbyt przejęta. Tak jak mówiłam, ta karta z rękawa nie mogła mi w żaden sposób zaszkodzić.
Na salę weszła naprawdę stara kobieta. Zmarszczki na jej twarzy można było porównać do układania się żabotu jej białej koszuli dobranej do granatowej garsonki. Siwy włosy miała związane w ciasny kok. Kiedy jej oczy ukryte za niezwykle grubymi okularami padły na mnie, mignęła w nich nienawiść i strach.
- Pani Audrey Maria Horris, lat 68, mugol?- spytała sędzina.
- Tak, wysoki sądzie.- przytaknęła staruszka stojąca w miejscu dla świadka.
- Czy któraś ze stron postępowania jest z panią spokrewniona?
- Nie, proszę wysokiego sądu.
- Rozumiem. Jest pani świadkiem obrony, a więc oddaję głos pani mecenas Strauss.
Adwokat Dropsa wstała ze swojego miejsca. Wyglądała na naprawdę wściekłą. No cóż, wszystko wskazywało na to, że tę rozprawę przegra. Ta kobieta była jej jedyną szansą na zwycięstwo. A przynajmniej ona tak uważała.
- Wszystko w porządku?- spytał Rubin, nachylając się nieco w moją stronę i patrząc uważnie na świadka.- Ta kobieta...
- W porządku.- mruknęłam, przeglądając już niewielki stos niewykorzystanych dokumentów.- Nie stanowi ona żadnego zagrożenia. Mam nadzieję, że z chłopakami zapoznaliście się z dokumentami z poprzednich pozwów na Dropsie?
Ten w odpowiedzi tylko skinął głową, bo obrona właśnie przeszła do zadawania pytań.
- Pani Horris, była pani opiekunką w sierocińcu Wool's, kiedy Lady Gaunt była mała, prawda?- spytała, a kiedy staruszka przytaknęła, kontynuowała.- Co mogłaby nam pani o niej powiedzieć?
- Lale May była okropnym dzieckiem.- stwierdziła kobieta, a ja chciałam prychnąć.- Ciągle sprawiała problemy, nie słuchała poleceń. Dziwne rzeczy, jakie działy się w jej otoczeniu przerażały inne dzieci, które z tego powodu jej unikały. Myślę, że czuła do nich nienawiść. Poza tym była typowym odludkiem, widocznie czującym się lepszym od innych.
Słysząc to wszystko, naprawdę miałam szczerą ochotę zaśmiać się tej kobiecie w twarz. Albo miała Alzheimera, albo naprawdę myślała, że nie będę się broniła przed fałszywymi informacjami i oskarżeniami.
- Czy przejawiała jakieś zachowania agresywne?- spytał Trzmiel.
- Tak.- przyznała niepewnie kobieta, a słysząc zapewnienia o bezpieczeństwie, kontynuowała.- Ona... zabiła kilka dzieci.
Na Sali po tym oświadczeniu zapanowała martwa cisza. Doskonale czułam wszystkie spojrzenia wlepione w moją kamiennie spokojną postawę. Kiedy obrona podziękowała świadkowi, sędzina poleciła mi ustosunkować się do oskarżeń byłej opiekunki. Spokojnie wstałam, nie zaszczycając obrony i świadka spojrzeniem.
- Zeznania pani Horris są mocno subiektywne, nigdy nie pałała do mnie sympatią przez zdarzające się w moim otoczeniu wybuchy dziecięcej magii. Bardzo możliwe, że przerażało to inne dzieci, jednak nie robiłam tego celowo i w miarę możliwości starałam się unikać sporów z pozostałymi wychowankami, choć nie zawsze to się udawało. Prawdą jest, że nienawidziłam niektórych dzieci, ale tylko niektórych. Tych, które się nade mną znęcały za cichym przyzwoleniem świadka!- na to oświadczenie po Sali poniosły się szumy.- Prawdą jest również to, że zginęło kilka dzieci. Nie zabiłam ich jednak umyślnie i świadek doskonale zdaje sobie tego sprawę. Moja magia zareagowała instynktownie, kiedy tamci wychowankowie o mało mnie nie zabili, kiedy miałam sześć lat. Była to samoobrona, a nie zabójstwo.
Szepty narastały z każdym moim zdaniem, zamieniając się w pomruki. Kiedy zamilkłam, sędzinie zajęło sporo czasu przywrócenie spokoju, głównie przez to, że sama była zajęta zażartą dyskusją z najbliżej siedzącymi osobami. Dało mi to chwilę czasu, aby posłać przelotne spojrzenie pani Horris i stronie oskarżonej. Żadne z nich nie wyglądało na zadowolonych. Prawdopodobnie myśleli, że dobiją mnie tą kartą. Poczułam się zlekceważona.
W końcu pani Bones uciszyła wszystkich.
- Czy świadek i oskarżenie mają dowody na poparcie swoich zeznań? To bardzo poważne zarzuty.
- Dowodami mogą być wspomnienia pani Horris oraz stare akta policyjne, które moi prawnicy mogą zdobyć w kilka godzin.
- A co z pani wspomnieniami, Lady Gaunt?- spytał ktoś z Wizengamotu.
- Oczywiście, również mogę je złożyć...- zaczęłam.
- Sprzeciw!- odezwał się Dumbledore.- Lady Gaunt jest wprawną oklumentką!
- ... jednak obrona może mieć wątpliwości co do ich autentyczności.- dokończyłam, posyłając starcowi litościwe spojrzenie.- Prosiłabym o nieprzerywanie mi, dyrektorze Dumbledore. To niegrzeczne. Ja panu nie przeszkadzałam.
- Rozumiem obie strony postępowania.- oznajmiła Amelia Bones.- Zarządzam przerwę w rozprawie w celu pozyskania odpowiednich dowodów. Wspomnienia od pani Horris oraz Lady Gaunt zostaną poprane przez specjalistów ministerstwa i poddane dogłębnej analizie. Oskarżenie zobowiązane jest również do zdobycia odpisów akt policyjnych ze wspomnianego zdarzenia i przedstawienie ich obronie oraz członkom Wizengamotu. Wznowienie rozprawy nastąpi pojutrze o godzinie dziesiątej.
Stuknęła młotkiem w podstawkę. To był sygnał, że można opuścić salę rozpraw.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro