Rozdział 44
Hej, ja tutaj tylko tak na moment!
Z racji 11 sierpnia chciałam złożyć najlepsze życzenia urodzinowe Yachiru111! Moja kochana, wiesz, że nie umiem składać życzeń, dlatego napiszę tylko: Wszystkiego Najlepszego! Jeśli chcesz, możesz uznać ten rozdział za dedykowany Tobie ;*
A teraz to, na co zapewne wszyscy czekali!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Następny tydzień można uznać za niezwykle... luźny. Niby wszystko było jak zawsze, ale chłopcy tyle razy odciążali mnie z różnych rzeczy, jak na przykład pomoc ślizgonom w nauce, czy dalsze zbieranie haków na Umbridge, że miałam zdecydowanie luźniejszy plan dnia.
Niejednokrotnie próbowałam jeszcze zapytać Fred'a, co miał na myśli mówiąc o mojej ślepocie, ale skubany milczał jak zaklęty. Podobnie jak jego brat. I pozostali chłopcy. Muszę przyznać, że niezwykle mnie to drażniło! Nawet Blaise milczał, posyłając mi tylko pobłażliwe uśmiechy i niejednokrotnie rozwalając moją fryzurę! O co im wszystkim chodziło?!
W ciągu tego tygodnia dostałam wstępny pozew, napisany przez adwokatów Lucjusza i muszę przyznać, że był idealny. Nie widziałam potrzeby wnoszenia jakichkolwiek poprawek. Wśród oskarżeń znalazło się nawet oskarżenie o świadome narażenie życia uczniów przez Wielkiego Inkwizytora. Zarówno prawnicy, jak i Annie świetnie wywiązali się ze swoich zadań. Odesłałam pozew do Lucjusza, z krótką informacją, żeby jak najszybciej dostarczył go do Ministerstwa.
Mimo że dla mnie ten tydzień wydawał się luźny, Hogwart wręcz oszalał. A wszystko za sprawą serii artykułów w Proroku, opisujących powrót Voldemorta oraz ataki śmierciożerców i nowej grupy sprzymierzonej z nimi, a także artykułu jednego z ludzi szefa o ocalałych dzieciach z sierocińca Wool's. To właśnie ten artykuł, wraz z oddzielnym artykułem o wydarzeniach w moim sierocińcu oraz z opisem masakry w Little Whinging robiły najwięcej szumu. Wielu patrzyło na Harry'ego z litością po utracie ostatniej (wolnej) rodziny, zupełnie zapominając o pozwie, jaki ten wystosował przeciwko nim kilka lat temu. Inni za to skupili się na moim sierocińcu, w większości zastanawiając się, jaki potwór mógł zabić tyle dzieci. Jedynie co bystrzejsze osoby dopatrywały się w tym zemsty, a po przeczytaniu artykułu człowieka Gabriella, również jakowego przesłania. Głównie przez pozostawiony przeze mnie napis, ale jednak.
Był niedzielny wieczór, kiedy wracałam korytarzami zamku z biblioteki. Nie było tam co prawda niczego ciekawego co mogłabym przeczytać, ale wysłuchanie delegatów od krukonów na neutralnym terenie nie było najgorszym pomysłem. Nie czuli się oni na terenie ślizgonów zbyt swobodnie, więc ustaliliśmy, że biblioteka powinna być odpowiednim miejsce. Wśród książek wydawali się pewniejsi.
Zbliżając się do zakrętu jednego z rzadziej uczęszczanych korytarzy, usłyszałam krzyki i poczułam falującą magię. Zmarszczyłam brwi, rozpoznając zarówno obie sygnatury, jak i głosy. Wyciągnęłam różdżkę i przyspieszyłam kroku.
- Diffindo!
Wyszłam zza zakrętu w idealnym momencie, aby rzucić tarczę przed opierającą się o ścianę, siedzącą na posadzce dziewczynę.
- Widzę, Weasley, że wraz z odzyskaniem odznaki, powróciła twoja głupota i wywyższanie się.- warknęłam, patrząc na rudzielca, który wycelował różdżkę we mnie.- Opuść ten patyk. Jest dla ciebie o tysiąc, jeśli nie milion lat za wcześnie, aby cokolwiek mi zrobić.
- Slytherin traci dwadzieścia punktów za twoje bezczelne odzywki, Gaunt.- powiedział z satysfakcją, a ja uniosłam brew w niedowierzaniu.
- Weasley, czy ktoś przywalił ci w ten durny łeb, żeś zgłupiał jeszcze bardziej?- prychnęłam, krzyżując ręce na piersi.- Prefekt nie może odebrać punktów innemu prefektowi.
Na twarzy rudzielca pojawił się ohydny uśmiech, na co jeszcze bardziej uniosłam brew.
- Wielki Inkwizytor stworzyła grupę, która ma jej pomóc zachować porządek w szkole. MY możemy odbierać punkty prefektom.
Słysząc to, wybuchłam śmiechem. I to wręcz prawie że szalonym. Chłopak patrzył na mnie dziwnie kiedy się śmiałam, nawet mi nie przerywał, a tylko patrzył się na mnie, jakbym oszalała. Uspokojenie się, zajęło mi dobrą chwilę, a i później, kiedy patrzyłam się na Weasley'a, w moich oczach błyszczało rozbawienie i mściwa satysfakcja. Podeszłam do chłopaka, wymijając bez problemu rzucone w moją stronę kilka klątw i wbijając mu różdżkę w klatkę piersiową, nachyliłam się nad jego uchem.
- Rządy twojej kochanej Inkwizytor skończą się już jutro, Weasley.- wyszeptałam przesłodzonym głosem.- Ciekawe, ile osób skorzysta z jej zniknięcia, aby się na tobie zemścić, co? Na pewno będzie ich bardzo dużo! A teraz zjeżdżaj, chyba, że chcesz wylądować na ostrym dyżurze w Mungu! Wiesz, że ze mną się nie zadziera. Liczę do pięciu, a ciebie ma tu nie być, albo złamania będą twoim najmniejszym problemem. Jeden... Dwa...
Chłopak w trymiga ulotnił się z korytarza. A to dziwne, bo nawet nie starałam się być straszna! Z Wiewiórą nie ma zabawy! Westchnęłam i podeszłam do trzymającej się za krwawiące ramię blondynki. Teraz nie krzyczała. Wydawała się nawet spokojna, patrząc na mnie tymi dziwnymi oczami. Jej różdżka leżała poza zasięgiem jej ręki, tak więc podałam jej ją, klękając obok.
- Nie jestem w tym tak dobra jak Pomfrey, ale mogę wyleczyć twoje ramię.- zaproponowałam, a ona skinęła głową i po odgarnięciu włosów, odsłoniła ramię.
Od razu zaczęłam leczyć zranienie, skupiając się na tym praktycznie całkowicie. Medycyna zdecydowanie nie była moją mocną stroną! Na szczęście wiedziałam, że z zaklęciem tnącym dam sobie spokojnie radę. Po chwili dziewczyna była wyleczona.
- Dziękuję.- powiedziała, a ja miałam wrażenie, że jest myślami zupełnie gdzie indziej. Zwłaszcza, po następnej kwestii.- Wiesz, nargle są smutne.
Zamrugałam zaskoczona. Nie miałam zielonego pojęcia, czym są nargle, ani czemu mają być smutne, podobnie jak nie wiedziałam co miały wspólnego z wypowiedziami dziewczyny kiedy jechaliśmy pociągiem i skąd miałaby wiedzieć co myślą lub czują. Nie mniej jednak, intrygowało mnie to.
- Dlaczego?- spytałam.
- Bo nie wykorzystujesz szansy danej przez bliskie ci osoby. Nie próbujesz przestać być ślepą.
Nie no, nawet ona?! Skąd...! Zresztą nie ważne! Szkoda tylko, że nawet Luna wie o czymś, o czym ja nie mam pojęcia, w dodatku nawet widocznie wiedząc o odciążaniu mnie przez chłopaków! I ona wie, o co im chodzi! Dzięki wam nargle! Szkoda, że do mnie się nie odzywacie! Teraz by mi się to bardzo przydało!
- Nie mam nawet pojęcia, na co jestem ślepa!- powiedziałam, a zabrzmiało to nieco ostrzej niż chciałam.- Jak więc mam pozbyć się tej ślepoty?!
Dziewczyna uśmiechnęła się, a mnie na ten widok przeszły niezrozumiałe dreszcze. Przecież to nie był zły uśmiech! Wręcz przeciwnie! Był szczery i ciepły. Powoli uniosła rękę, palcem wskazując na moją klatkę piersiową.
- Jesteś ślepa na swoje serce.
Po tych słowach, jeszcze raz się uśmiechnęła i nucąc pod nosem, zaczęła podskakiwać przez korytarz. Byłam tak zaskoczona, że nawet nie próbowałam jej zatrzymać.
***
Śniadanie było tego dnia najpiękniejszym momentem, jaki mogłam sobie wyobrazić. Zwłaszcza, kiedy do Wielkiej Sali wszedł Jonah w mundurze aurora, wraz z urzędniczką ministerstwa, w której rozpoznałam Lorei. Byli jak najbardziej poważni, kiedy kierowali się prosto do stołu nauczycielskiego. Różowa ropucha była tak zaskoczona ich wizytą, że prawie zadławiła się herbatką.
- Dolores Jane Ubridge, została Pani oskarżona o działanie na szkodę uczniów Hogwartu oraz łamanie magicznego prawa. W związku z tym, zostaje Pani zmuszona do opuszczenia Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie aż do rozwiązania sprawy. Takie jest postanowienie Rady Nadzorczej szkoły.
- Nie możecie!- wykrzyknęła swoim piskliwym głosikiem, czerwieniejąc na twarzy.- Jestem Wielkim Inkwizytorem Hogwartu! Starszym Podsekretarzem Ministra Magii! Nie wolno wam mnie usunąć ze szkoły!
- Żadna z tych pozycji nie daje pani prawa do przeciwstawiania się poleceniom Rady Nadzorczej.- zauważyła chłodno szatynka.- Jeśli nie zgodzi się pani opuścić zamku po dobroci, auror Davis ma nakaz panią aresztować.
- Areszt...!- wykrzyknęła jeszcze bardziej zdenerwowana.- Kto śmie mnie tak oczerniać?!
- Był to pozew zbiorowy.- oświadczyła urzędniczka.
W tym momencie wstałam, kładąc obie ręce na blacie stołu i spojrzałam prosto na Umbridge.
- Oskarżam Dolores Jane Umbridge o łamanie czarodziejskiego prawa, poprzez zmuszanie uczniów do używania krwawych piór.
Zaraz po mnie wstała z miejsca Padma Patil.
- Oskarżam Dolores Jane Umbridge o psychiczne znęcanie się nad uczniami.
- Oskarżam Dolores Jane Umbridge o zniesławienie oraz oczernianie.- powiedział jeden z gryfonów.
- Oskarżam Dolores Jane Umbridge o świadome narażenie mnie na utratę życia.- oświadczyła Annie, wstając ze swojego miejsca.
Oskarżeń było dużo, dużo więcej. Każdy z domów dokładał coś od siebie. Coś, co znalazło się w akcie oskarżenia. Z każdym kolejnym oświadczeniem, twarz tej żmii przybierała dziwny wyraz i kolor. Jakby jednocześnie próbowała zblednąć i się zaczerwienić. Była wściekła i wystraszona naraz. W końcu spora część Wielkiej Sali stała przy swoich stołach, patrząc się prosto na różową ropuchę.
- Jak pani widzi, profesor Umbridge.- powiedziałam, nie mogąc powstrzymać się od komentarza.- Ma pani całkiem sporo oskarżycieli.
- Wy niewdzięczne bachory! Wy... wy!
- Radziłbym uważać na słowa.- powiedział Jonah, podchodząc do kobiety.- Sprawozdanie z dzisiejszego dnia zostanie włączone do akt sprawy. A teraz prosimy z nami.
Kobieta niechętnie wyszła z wysłannikami ministerstwa wśród wielu nienawistnych spojrzeń i szeptów. Kiedy drzwi się za nią zatrzasnęły, praktycznie wszyscy, nie licząc jej Brygady Inkwizycyjnej, wyglądała na szczerze zadowolonych z takiego obrotu sprawy. Nawet nauczyciele uśmiechali się pod nosami, choć chowali to za jedzeniem i piciem. McGonagall zdawała się być jednak tak dumna i zadowolona, że później rozesłała do wszystkich oskarżających Umbridge po pudełku ciasteczek!
***
- Lale co z tobą?- spytał Axel, kiedy po raz któryś przyłapał mnie na braku zaangażowania w ćwiczenia.- Nie skupiasz się dzisiaj.
Westchnęłam, opadając na poduszki porozkładane po Komnacie Tajemnic, gdzie odbywały się moje zajęcia z chłopakiem. Przez chwilę bez słowa wpatrywałam się w sklepienie pomieszczenia, ledwo mogąc je dostrzec przy nikłym oświetleniu. W końcu położyłam ramię na czole, częściowo zasłaniając sobie widok.
- Wybacz. Po prostu myślę. To nic takiego.
- Jeśli aż tak wpływa to na twoje skupienie, to jest to jednak coś.- stwierdził chłopak, kucając obok mnie.- Poza tym, nie myśl, że nie zauważyłem, że jesteś zirytowana.
- Ciekawe, jakbym miała nie być!- warknęłam, podrywając się do siadu.- Wszystko mi się wpiernicza na głowę! Chociaż pozbyliśmy się Umbridge, roboty wcale nie ubywa! Tom stwierdził, że jak jestem taka mądra, mam podszkolić jego ludzi w walce, do tego dochodzi uczenie ślizgonów i innych osób, które zgodziły się być po mojej stronie. Gabriell również nie odpuszcza roboty, co rusz dając mi zlecenia! Nauczyciele oszaleli na punkcie SUMów i chyba za punkt honoru wzięli sobie wykończenie uczniów! Jasne, chłopcy starają mi się pomagać, przejmują ode mnie sporo zadań, ale ostatnio Fred stwierdził, że mam dać sobie na wstrzymanie i zacząć zachowywać się jak zwykła nastolatka, przestając być ślepą na to, co tyczy się mojej osoby, cokolwiek by to nie znaczyło! No i jeszcze Luna Lovegood stwierdziła, że nargle są smutne, bo jestem ślepa na swoje serce!
Im dłużej mówiłam, tym robiłam to szybciej i głośniej, czując wciąż narastającą irytację. Może i nie powinnam krzyczeć na kuzyna, ale jego słowa podziałały na mnie jak zapalnik. Ostatnio zrobiłam się strasznie drażliwa i dużo częściej miałam ochotę tak wybuchać. Nie było to podobne, do wcześniejszego uczucia złości, które choć w wielu przypadkach się pojawiało, to jednak potrafiłam je kontrolować. A to... To było dla mnie nowe.
- Nargle?- spytał unosząc brew.
- Nie mam, kurwa, pojęcia!- wykrzyknęłam.
Po raz kolejny rozłożyłam się na poduszkach i posłałam kilka zaklęć oraz czystych fal magii w sufit. Całe szczęście, że Salazar obłożył go mocnymi zaklęciami ochronnymi, bo podejrzewam, że te kilka kolorowych promyczków w innym wypadku zwaliłoby mi sklepienie prosto na głowę.
- Okej... I ty nic a nic się nie domyślasz, o co chodzi zarówno twoim przyjaciołom, jak i Lovegood?- niedowierzał.
- Gdybym się domyślała, nie byłabym tak zirytowana!- warknęłam, gromiąc go wzrokiem.- Ty coś wiesz!
Blondyn przewrócił oczami.
- No dla mnie jest oczywistym, o co im chodzi.- stwierdził, wstając i przeciągając się, aż mu kości strzyknęły.- I w sumie nie wierzę, że sama tego nie wiesz.
- Super!- warknęłam.- Teraz jeszcze ty?! No to, proszę, oświeć mnie, czego to ja nie wiem?!
Chłopak westchnął.
- Mam wrażenie, że to ty powinnaś być tutaj blondynką.- mruknął pod nosem, za co spiorunowałam go spojrzeniem.- Lale, pogadaj z Doreą. Ja nie nadaje się na takie rozmowy! Do ćwiczeń wrócimy, kiedy już wszystko sobie ułożysz. I tak, jeśli nie potrafisz się skupić, to nic z tego nie będzie.
W ten oto sposób zakończył dyskusję i po prostu wyszedł.
***
- Dorea!- krzyknęłam dostrzegając kuzynkę ma korytarzu.
- Lale?- zdziwiła się na mój widok.- Nie jesteś z Axel'em?
- Właśnie on mnie do ciebie przysłał.- powiedziałam, chwytając dziewczynę za rękę i zaciągając do nieużywanej klasy, którą szybko obłożyłam kilkoma zaklęciami prywatności.- O co wam wszystkim chodzi?
Dziewczyna zamrugała zaskoczona. Chyba nie wyraziłam się dosyć jasno. Właściwie, to na pewno tego nie zrobiłam. Wzięłam głęboki oddech, uspakajając się i zaczęłam na nowo, tym razem spokojniej i z większą samokontrolą.
- Ty, Axel, chłopcy i nawet Lovegood i jej nargle wiecie coś odnośnie mojej osoby, a ja nie wiem co! To mnie strasznie zastanawia i irytuje, przez co nie mogłam skupić się na ćwiczeniach i z tego całego zirytowania nakrzyczałam na twojego brata, a on kazał mi porozmawiać z tobą.
Dziewczyna patrzyła na mnie przez chwilę, opierając się o ławkę, a potem...roześmiała się! Miałam wrażenie, że na czole wyskoczyła mi pulsująca żyłka, kiedy blondynka musiała przytrzymywać się stołu, aby się nie rozłożyć na podłodze.
- Lale, moja droga, nie powiem ci, o co nam chodzi.- uśmiechnęła się do mnie po chwili.- To w twoim interesie leży, żebyś się tego dowiedziała. Jedyne, na co możesz liczyć z mojej strony, to to, żebyś się tym tak na okrągło nie przejmowała. Kiedyś zrozumiesz o co nam chodzi. I, kto wie, może nawet będziesz nam wdzięczna, że nie wkładaliśmy ci tego łopatą do głowy? Zrelaksuj się, odpocznij, spędź trochę czasu z przyjaciółmi, nie planuj. Zajmij się sobą a nie działaniami. Tom da sobie przez pewien czas radę, ślizgoni doszlifują swoje umiejętności, a ty może zrozumiesz, o co nam chodzi.
- Nie mam na co więcej liczyć, prawda?- spytałam ciężko, nie chcąc odchodzić z pustymi rękami. Niewiedza naprawdę nie wpływała na mnie dobrze.
- Nie!- wykrzyknęła blondynka i przytuliła mnie mocno.- Ale to najlepsze, co możesz uzyskać. Wierzę, że szybko dojdziesz do tego, czego nie wiesz. Dopiero wtedy będę mogła ci pomóc.
***
Trzeci tydzień listopada był jeszcze bardziej ponury od poprzednich dni. Zdarzał się już nawet deszcz ze śniegiem, zamieniający błonia we wszechogarniające pola błota. Nie lubiłam tego, zwłaszcza że wszystkie ćwiczenia musiałam odbywać w zamku a, umówmy się, bieganie w te i z powrotem po Komnacie Tajemnic czy lochach, jeśli ktoś mi towarzyszył, nie było zbyt zachęcające. I niezbyt dyskretne w tym drugim przypadku, który dużo częściej miał miejsce.
Oczywiście, nie posłuchałam Dorei i starałam się dojść do tego, o czym nie miałam pojęcia. Oczywiście bezskutecznie. W końcu idąc choć trochę za radą kuzynki postanowiłam ignorować swoją niewiedzę, aby nie warczeć na każdego po kolei.
Oficjalnie wzięłam też wolne. Tom o dziwo nie miał nic przeciwko, ale to chyba dlatego, że sam się dopiero zastanawiał nad kolejnym krokiem. Szef również mi na to pozwolił. Być może dlatego, że jeszcze nie zdążył dla mnie zebrać kolejnej roboty, ale mniejsza o to. Ślizgoni oraz kilka innych osób już jakiś czas temu zostali poinstruowani przez chłopców, że mają mi nie truć dupy.
Tak więc z braku możliwości robienia czegokolwiek, nudziłam się niemiłosiernie. Miałam już nawet dość latania, które w ostatnim czasie służyło mi do zapełnienia dziur w planie dnia! Nie miałam pojęcia, co mogłabym robić, a wiedząc, że w pokojach Slytherinu na pewno wezmę się za coś, co chłopcy uznaliby za planowanie i naukę i się na mnie śmiertelnie obrazili, przez długi czas pozostawałam poza nimi, snując się po korytarzach zamku.
Po kolejnej godzinie spędzonej na podziwianiu ułożenia kamieni w posadzce, stwierdziłam, że mam tego wszystkiego dość i po znalezieniu ustronnego miejsca wysłałam chłopakom krótką notatkę, że znikam i że nie będę robiła niczego, za co dostałabym od nich w łeb. Zaraz potem teleportowałam się do Londynu.
Pojawiłam się w najbliższym zaułku koło klubu, z którego od razu wyszłam i udałam się do wejścia, gdzie od razu zostałam przywitana przez ochroniarzy.
- Hexe! Dawno cię nie było. Dobrze cię widzieć!- wykrzyknął jeden z nich, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Was też! Kto jest?
- Angie i Twisty, Tequila, Loco, Andy...- zaczął wymieniać drugi.- Ogólnie większość naszych siedzi na górze. Jest jeszcze dość wcześnie. Dopiero dwudziesta.
- Racja.- mruknęłam, idąc w głąb lokalu.- Dzięki, chłopaki!
Szybko przeszłam na schody prowadzące na piętro a chwilę później byłam już w prywatnym pokoju rodziny. Pomachałam kilku osobom kierując się do baru, gdzie zaraz oparłam się o ladę i uśmiechnęłam wesoło do Andy'ego.
- Hej!
- Hej, młoda!- wyszczerzył się, chowając kilka szklanek pod bar.- Dobrze cię widzieć. Co dla ciebie? Tylko mi nie mów, że sok! Dzisiaj pijesz procenty!
Przewróciłam oczami.
- W takim razie coś na bazie owoców. Oczywiście, jeśli coś takiego masz, w co wątpię...
- Nie doceniasz mnie, Hexe.- powiedział, udając, że płacze, na co parsknęłam śmiechem.- Po tym, jak któryś raz odmówiłaś alkoholu i wzięłaś sok, zamówiłem w końcu coś dla ciebie. I nie jest to wino.
- Serio? W takim razie chętnie spróbuję.
- Leć do dziewczyn.- wskazał głową na Angie i Twisty, które siedziały na kanapach i spoglądały na dół klubu, widocznie coś komentując.- Zaraz przyniosę.
Skinęłam głową i po odepchnięciu się od lady szybko znalazłam się obok dziewczyn, kompletnie bez zaproszenia ładując się na kanapę obok młodszej z nich. Od razu dziewczyna mocno mnie przytuliła, chyba z zamiarem zmiażdżenia mi kości, ale tego nie byłam pewna.
- Hexe!- wykrzyknęła, uradowana.- Świetnie, że jesteś!
- Coś się stało?- spytałam unosząc brew i patrząc to na jedną, to na drugą dziewczynę.
- W sumie to nie.- stwierdziła Angie i rozejrzała się dookoła.- Gdzie masz chłopaków?
Wzruszyłam ramionami, opierając się o kanapę, kątem oka obserwując dół klubu. Mimo wczesnej godziny, było tam już sporo osób, choć prawdziwa impreza zacznie się może dopiero za dwie-trzy godziny.
- Zostawiłam w zamku. Ostatnio wszyscy się porobili jacyś dziwni i praktycznie wszystkiego mi zabronili. Tak więc wleciałam, żeby się zrelaksować, czymś zająć i się dobrze bawić.
- Dziwnie się zachowują?- zdziwiła się Twisty.- Chłopacy? Stało się coś poważnego?
- Właśnie nie wiem.
- Spróbuj i powiedz, co o tym myślisz!- powiedział Andy, stawiając obok mnie butelkę z niezidentyfikowaną zawartością oraz kieliszek z czerwonawym płynem.
Chwyciłam za kieliszek i powąchałam znajdujący się w nim alkohol. Pachniał całkiem przyjemnie. Ostrożnie upiłam trochę, nie chcąc w razie czego się zakrztusić. Otwarłam szeroko oczy, kiedy zidentyfikowałam smak płynu. Spojrzałam na mężczyznę z nieskrywanym zdziwieniem.
- To jest pyszne!- przyznałam.- Co to? I skąd?
Barman zaśmiał się dźwięcznie.
- To nalewka truskawkowa mojej babuni. Złota kobieta, a alkohole pędzi wyśmienite! Cieszę się, że ci smakuje.
- Andy, daj mi namiary na twoją babcię. Chyba złożę u niej zamówienie!- zaśmiałam się, po czym dopiłam zawartość kieliszka.
Mężczyzna odszedł w stronę baru, śmiejąc się pod nosem i zapowiadając, że ma dla mnie jeszcze kilka smaków, więc będę musiała wpadać częściej. Albo wypić wszystko dzisiaj.
- Chłopcy?- podsunęła Angie, widocznie chcąc wrócić do przerwanego tematu.
Westchnęłam, napełniając kieliszek i proponując nalewkę dziewczynom, jednak podziękowały, dalej sącząc piwa z sokiem.
- Mam wrażenie, że wszyscy ostatnio oszaleli. Albo ja to zrobiłam.- przyznałam, mając nadzieję, że może one pomogą mi zdobyć jakieś odpowiedzi.- Najpierw Fred kompletnie od czapy zaczął mnie pytać o przyszłość, całą naszą rozmowę kończąc słowami że powinnam zająć się sobą i może przestanę być ślepa na rzeczy ze mną związane. Potem Luna, dziewczyna z mojej szkoły stwierdziła, że nargle są smutne, bo nie rozumiem własnego serca. Nie, nie mam pojęcia, co to są nargle!- zastrzegłam, widząc, że dziewczyny chcą o coś zapytać.- W ogóle Luna uchodzi za osobą szaloną, ale mniejsza o to. Na samym końcu moje kuzynostwo stwierdziło, że wiedzą o co wszystkim chodzi, ale mi nie powiedzą! Co się, kurwa, dzieje z tym światem, jeśli inni wiedzą o tobie więcej niż ty sam?!
- No już, nie denerwuj się.- machnęła ręką Twisty, wskazując mi kieliszek, który zaraz opróżniłam, patrząc na delikatne uśmieszki dziewczyn.- Serio tak to wszystko wygląda?
Przytaknęłam, wzdychając ciężko i patrząc na parter.
- W dodatku chłopcy zabronili mi robić cokolwiek. I to dosłownie! Nie mogę się uczyć, pomagać innym w nauce, planować czy współpracować z Voldemortem lub wykonywać robót dla szefa, które zresztą i tak mi się skończyły!
- A ty ich tak po prostu słuchasz?- niedowierzała Angie, bawiąc się słomką w swoim kuflu.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie mam za dużego wyboru. Już wielokrotnie musieli się o mnie martwić w tym roku. Zwłaszcza Blaise. Z jednej strony to trochę denerwujące, bo nie jestem dzieckiem, potrafię o siebie zadbać, ale z drugiej to miłe, że tak się martwi i troszczy o mnie. Pozostali też, jasne, ale on najbardziej. Nie chciałabym się z nim pokłócić przez jakąś głupotę. Poza tym, dalej boję się o jego zdrowie i nie chcę, żeby musiał się na mnie denerwować.
- A inni mogą?- spytała z rozbawieniem Twisty, za co zgromiłam ją wzrokiem.
- Nie chcę tego, ale... chyba było by mi to łatwiej znieść.- przyznałam ciężko, przełykając kolejną porcję alkoholu.- Blaise był pierwszą osobą, która wyciągnęła do mnie rękę. Jasne, zaledwie spotkanie później pojawił się Draco, ale na początku nasze kontakty były średnie, a... mniejsza o to. Wydaje mi się, że to z Blaise'em byłam od zawsze najmocniej związana. Wiecie, we wrześniu zrobiłam coś głupiego. Normalnie bym się tym nie przejęła, ale jedno jego spojrzenie wzbudziło we mnie straszne wyrzuty sumienia. Było mi tak głupio... W ogóle, może zmienimy temat? Mam wrażenie, że atmosfera jest nieco ciężka.
Kompletnie straciłam ochotę na próby żalenia się im z dziwnego zachowania chłopaków. Nawet nie wiem, jakim cudem przeszłyśmy od tego, do tematu, który głównie skupił się na moich relacje z Blaise'em. Wątpiłam, żeby wpływ miał na to alkohol, bo nie wypiłam go za dużo, chyba że babcia Andy'ego posiadła tajemną sztukę przemycania większej zawartości procentów przy zachowania tego samego smaku nalewki. Jedyne, co wiedziałam, to to, że nie bardzo chcę kontynuować ten temat. Był dla mnie... niezręczny. Dziwnie się czułam, wspominając wszystko, co miało coś wspólnego z Blaise'em. I jak na złość nie mogłam znaleźć przyczyny tego odczucia!
Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, co mnie nieco zirytowało, bo znowu miałam wrażenie, że wszyscy wszystko wiedzą, tylko nie ja, ale zaraz się zrehabilitowały, zamawiając mi u Andy'ego miskę owoców i zmieniając temat na jakiś mniej związany z moją osobą, chociaż też niekoniecznie miły. Dzisiaj był chyba jakiś wieczór zwierzeń.
Okazało się, że Twisty niedawno ostro pożarła się z Syriuszem i opuściła jego dom dosłownie trzaskając drzwiami tak, że te wyleciały z zawiasów. Podobno portret jego matki wydarł się wtedy na niego, że jest idiotą. Brunetka nie zdradziła powodu ich kłótni, ale kiedy nam o tym mówiła, wyglądała na tak wściekłą, że chyba jakby zobaczyła prowodyra jej zdenerwowania, to rozerwałaby go na strzępy, jeśli ten by nie przeprosił i nie przyniósł butelki napoju wyskokowego.
Angie za to ponarzekała trochę na coraz mniejszą ilość fajnych kolesi w klubie, by płynnie przejść do stałych bywalców z którymi lubiła spędzać czas, aż w końcu skończyła na jakimś podstarzałym typie, który zaczął ją prześladować. Na szczęście, jak się okazało, różowowłosa obgadała już wszystko z szefem a jej stalker niedługo zniknie w „tajemniczych" i „niewyjaśnionych" okolicznościach.
Właściwie cały wieczór spędziłyśmy na gadaniu i piciu. Po blisko dwóch godzinach skończyła mi się nalewka, co Andy natychmiast naprawił, dając mi butelkę tym razem mirabelkowego specyfiku. Im dłużej siedziałam i piłam z dziewczynami, tym bardziej miałam problem z kontrolowaniem samej siebie. Dawno się tak nie upiłam. Nawet w moje urodziny. W końcu, co było tylko kwestią czasu, koło drugiej urwał mi się film.
***
Naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Głowa pękała mi niemiłosiernie, w ustach miałam pustynię. W dodatku światło uparcie świeciło w moje zamknięte oczy, przyprawiając mnie o kolejne fale bólu. No i jeszcze był fakt, że na pewno nie leżałam w swoim łóżku. Tak więc chcąc nie chcąc, uchyliłam oczy i usiadłam.
Bezsprzecznie byłam w jednym z dormitoriów Slytherinu. Kolory i wystrój pomieszczenia były zbyt ewidentne, aby to roztrząsać. Podobnie jak sprzęt muzyczny stojący na komodzie. Koło dwuosobowego łóżka na którym się znajdowałam po „mojej" stronie stała miska z dość nieprzyjemną zawartością, którą zaraz sprzątnęłam machnięciem ręki, dalej wzrokiem szukając właściciela tego pomieszczenia.
Nie czekałam długo. Z drzwi prowadzących do, zapewne, łazienki wyszedł Blaise, ubrany tylko w spodnie i wycierający włosy ręcznikiem. Kiedy zobaczył, że się obudziłam, wyciągnął z szafki obok łóżka fiolkę z eliksirem-cudem i siadając na posłaniu, podał mi ją. Od razu ją wypiłam i poczułam niewyobrażalną ulgę.
- Dzięki.- westchnęłam.- Co ja tu robię?
- Spałaś?- odpowiedział z rozbawieniem.- Po tym jak się wczoraj upiłaś i zapewne urwał ci się film, Twisty skontaktowała się ze mną koło trzeciej, mówiąc, że wpadłaś na jakże genialny pomysł teleportowania się po pijaku, a kiedy razem z Angie wybiły ci to z głowy, chciałaś wrócić przez Fiuu, co też wybitnie inteligentne nie było. Tak więc wysłały mi wiadomość i sprowadziłem cię z powrotem. A że nie chciało mi się ciebie wprowadzać po tych wszystkich schodach do ciebie, bo zapewne spierniczylibyśmy się na dół, przyprowadziłem cię do mnie.
Zrobiłam zapewne dziwną minę. Brawa dla tej pani! No jakim imbecylem trzeba być, żeby wpadać na takie pomysły?! Ja rozumiem, że byłam pijana, ale serio było ze mną aż tak źle? Po dwóch butelkach nalewki? Chociaż znając życie, potem pewnie piłam jakieś inne rzeczy. Angie i Andy na pewno o to zadbali. To by też wyjaśniało ten dziwny ból brzucha, który nie przeszedł po eliksirze. Musiałam spożyć coś sprzecznego z moją dietą. I zapewne było to wysoko procentowe.
- Dzięki. I wybacz za fatygę. Nie mam pojęcia, co mi odbiło.- przyznałam szczerze, starając się nie myśleć, jakie odpały miałam w nocy.
- Jak dla mnie nazywało się to alkohol, ale okej!- zaśmiał się chłopak wstając z łóżka i czochrając mi włosy.- Następnym razem jak postanowisz iść na imprezę, to daj mi znać! Też chętnie pójdę. I może nieco cię przypilnuję!
Parsknęłam śmiechem, a zaraz potem musiałam ściągać z głowy puchaty materiał oraz sukienkę.
- Poprosiłem Kiełka o jakieś ciuchy dla ciebie.- wyjaśnił, widząc moją zaskoczoną minę.- Leć się umyć, bo śmierdzisz gorzej jak gorzelnia! Bieliznę masz na szafce w łazience koło prysznica.
Wzruszyłam ramionami i zeszłam z łóżka, znikając w pomieszczeniu, które niedawno opuścił chłopak. W pierwszej kolejności odłożyłam ręcznik i sukienkę na pierwsze lepsze wolne miejsce, po czym skorzystałam z kibelka. Zaraz potem przeniosłam rzeczy bliżej prysznica i wzięłam resztę mojej garderoby. A raczej myślałam, że mojej garderoby do momentu, aż tego nie zobaczyłam.
- BLAISE!- wydarłam się, czując jak moje policzki różowieją, kiedy trzymałam przed oczami czarne, koronkowe stringi.- Chyba chcesz zginąć w najgorszych męczarniach!
- Nie, czemu?- spytał, zaglądając do łazienki i zaraz dostając trzymanym przeze mnie skrawkiem materiału w twarz.
- Jeszcze się pytasz?! Nie wiem, czyją bieliznę mi dałeś, ale lepiej niech wróci do właścicielki!
- Właśnie to robi.- stwierdzi z rozbawieniem, odrzucając mi coś, czego majtkami nazwać nie można.- Wczoraj dostałaś ten uroczy zestaw od rodzeństwa Twisty. Spóźniony urodzinowy, jak tłumaczyli. Tak więc te seksowne stringi są twoje.
Moja mina musiała być bezcenna, sądząc po wybuchu śmiechu chłopaka. Szybko jednak uchylił się przed nadlatującą kostką mydła, nie przestając się śmiać. Mnie za to coraz bardziej piekły policzki. Wredna menda!
- Już, już!- powiedział, uśmiechając się szeroko.- Nie rób cyrku, nikt ci pod kieckę zaglądać nie będzie.
- BLAISE! Kopiesz sobie własny grób!- warknęłam, posyłając w jego stronę zaklęcie żądlące jednak i je ominął.
- Już daję ci spokój.- parsknął śmiechem.- Ale kiedy wkurzasz się o takie pierdoły, jesteś urocza. Rumieńce ci pasują!
Szybko zniknął za drzwiami, zanim cokolwiek więcej zdążyło polecieć w jego stronę. Już zza drzwi krzyknął jeszcze tylko do mnie, że dałam Kiełkowi wolne, bo skrzat ma zapalenie płuc. Nie wiedziałam, czy robił sobie ze mnie żarty, czy mówił poważnie, niemniej jednak brzmiało to jak coś, co mogłabym zrobić. Dla mnie ważne było zdrowie i samopoczucie tych stworzonek. Nie chciałam, aby wykończyły się na służbie, bo ktoś nie zwrócił uwagi na ich kiepski stan zdrowia.
Wzdychając ciężko po raz kolejny spojrzałam na stringi. Mogłabym je transmutować w coś innego, ale był to prezent. Nie ważne, że kompletnie kłócący się z moim charakterem. Szanowałam prezenty, bo ludzie natrudzili się, żeby je znaleźć. Nawet jeśli były nieco złośliwe i zawstydzające, to w tym wypadku rodzeństwo Twisty natrudziło się, żeby to kupić i mi sprezentować.
W końcu stwierdziłam, że bielizna wygrała tą wojnę i zrzucając z siebie śmierdzące ciuchy, weszłam pod prysznic. Woda była ustawiona na odpowiednią temperaturę jeszcze po kąpieli chłopaka, więc od razu znalazłam się pod ciepłymi strumieniami. Z ciekawości zaczęłam przeglądać płyny i szampony. Nie było ich za dużo. Na szczęście Blaise nie szalał tak na punkcie własnego wyglądu jak Draco, który w swojej łazience mógłby otworzyć sklep. Dość szybko zdecydowałam się na płyn i szampon kokosowy, które bardzo kojarzyły mi się z Blaise'em. Właśnie te płyny były dla mnie najbardziej zachęcające.
Szybko się umyłam, jednak na myciu włosów spędziłam więcej czasu. Lubiłam myć głowę. Było to dla mnie bardzo odprężające. Niestety przeszkodziło mi w relaksacji pukanie do drzwi.
- Lale jak nie chcesz spóźnić się na śniadanie, to wychodź! Inaczej zjesz dopiero po procesie!
Zamrugałam zaskoczona. No tak, dzisiaj był proces Umbridge. Szybko dokończyłam mycie głowy i wyszłam spod prysznica. Wytarłam się i ubrałam. Zaczęłam żałować, że Blaise nie pomyślał o rajstopach do tej sukienki, ale miałam wystarczająco czasu, aby skoczyć po jakieś do siebie. Albo jego tam wysłać, co bardziej mi się spodobało i tak też zrobiłam.
Chłopak nie wydawał się zbytnio zadowolony tym pomysłem, ale mimo wszystko udał się po brakującą część garderoby oraz szczoteczkę do zębów, o czym przypomniałam sobie w ostatniej chwili. W tym czasie wysuszyłam swoje włosy i rozczesałam je, na chwilę transmutując grzebień w szczotkę a po skończonej czynności przywracając przedmiotowi naturalny kształt. Jako że nie użyłam odżywki do włosów, były bardziej kręcone niż na co dzień, ale nie przeszkadzało mi to.
Kiedy Blaise wrócił, od razu odebrałam od niego rzeczy, na nowo zatrzaskując się w łazience. Szybko założyłam rajstopy i buty na niewielkim obcasie, które przyniósł z własnej inicjatywy, stwierdzając, że będą pasowały do sukienki, jaką miałam na sobie. Nie pomylił się. Jeszcze aby umyłam zęby i przejrzałam się w lustrze, czy dobrze wyglądam.
Byłam gotowa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział za nami! Mam nadzieję, że się spodobał i że czekanie się opłaciło.
Jeśli chodzi o kolejny rozdział- nie jestem pewna, kiedy się pojawi. Będzie to albo za tydzień albo za dwa, zależy czy czas będzie po mojej stronie. Został mi ostatni tydzień praktyk do wyrobienia i po prostu może być tak, że nie będę w stanie dodać za tydzień kolejnego rozdziału. Tak więc jeśli za tydzień rozdział się nie pojawi, oznacza to, że będzie za dwa. A potem wracamy do zwyczajowego, cotygodniowego systemu! Mam nadzieję, że ta informacja was cieszy, bo mnie bardzo!
Trzymajcie się ciepło (ale nie gorąco)!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro