Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41

Dziewczyny świetnie się spisały, wyganiając młodsze roczniki do dormitoriów. Dorea i Axel widocznie postanowili zostać, bo właśnie leżeli rozwaleni na kanapie i czytali coś po francusku. Niestety moja znajomość tego języka, nadal tylko szczątkowa, nie pozwoliła mi przeczytać tytułów.

Wyciągnęłam różdżkę i machnęłam nią kilka razy, przemieniając meble w okrągły stół i krzesła. Zasiadłam na jednym z miejsc, pozostałe wskazałam reszcie uczniów oraz przywołałam skrzaty, które poprosiłam o jakieś napoje i przekąski. Kiełek od razu przyniósł mi miskę owoców i sok, podobnie jak mojemu kuzynostwu. A no tak. Oni też mieli specyficzną dietę.

- Więc, Lale?- spytał Campbell, popijając kawę.- Co się stało? Podejrzewam, że coś ważnego, skoro kazałaś wyprosić młodsze roczniki.

- Tak...- potwierdziłam, zamyślając się na chwilkę.- Podczas naszej nieobecności padła pewna propozycja... Ale za nim do niej dojdę, przydałoby się wyjaśnić sytuację. Nie bardzo jednak wiem, od czego zacząć.

- Może od początku?- zaproponował O'Hara.

Pokręciłam głową.

- Byśmy musieli zacząć od wydarzeń sprzed kilkunastu lat. To za długo.

- Może od zeszłego roku.- poradził Harry.- Powinno się wtedy wszystko wyjaśnić, bez poruszania niepotrzebnych kwestii, a jedynie o takowych wspominać.

- A więc zacznijmy od końca.- mruknęłam.- A koniec jest taki, że kiedy Harry został porwany, to wcale nie był porwany.

- Co?- spytał mało inteligentnie Crabbe.- Jak to?

- Wszystko było dokładnie zaplanowane już od września.- powiedział Draco.- Harry zgodził się przyjąć pewną propozycję, spotkać z pewną osobą. A cały ten cyrk z Czarą Ognia był ustawiony, aby nie wzbudzić podejrzeń jego zniknięciem.

- A czemu w ogóle zniknąłeś, Harry?- spytała Daphne.- Gdzie i z kim byłeś? I o co chodziło z Karkarowem?

- Było to częścią umowy, jaką zawarłem z pewnym człowiekiem, aby pomógł uniewinnić mojego ojca chrzestnego.- wyjaśnił chłopak.- Nie wiem dokładnie, gdzie się znalazłem, nie podano mi nazwy miejsca. Wiem tylko, że była to posiadłość należąca do tej osoby.

- Karkarow był przykrywką.- wtrącił George.- Na kogoś trzeba było zwalić winę, a on się do tego świetnie nadawał. Jako były śmierciożerca, zdrajca.

- Tamtego dnia pomagałem Voldemortowi w powrocie.- kontynuował szczerze Harry, a resztę zamurowało.- Byłem jego horkruksem, miałem w sobie część jego duszy, a tamtego dnia, jego nowe ciało było gotowe do przyjęcia jej fragmentów. Wszystkich, które stworzył i które na nowo złączył, aby odzyskać zdrowy rozsądek.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała niczym niezmącona cisza. Sporo osób wyglądało jak ryby wyjęte z wody, nie mogąc przetrawić zdobytych informacji. W końcu, zaciskając dłonie w pięści i patrząc na nas z niedowierzaniem, odezwał się jeden ze starszych uczniów.

- A więc chcecie nam wmówić, że pomogliście wrócić Czarnemu Panu, że on naprawdę powrócił? I jesteście jego poplecznikami?

- Tak, tak i nie.- powiedziałam, po przełknięciu soku.- Tak, pomagaliśmy mu wrócić. Tak, naprawdę powrócił i nie, nie jesteśmy jego poplecznikami. Po dość trudnych negocjacjach i kartach przetargowych, w końcu udało mi się zostać jego wspólniczką. Tom ma swoich śmierciożerców, a ja mam chłopców. Każde z nas ma ostatnie słowo względem swoich ludzi.

- Wspólniczką?- prawie wyszeptała Millicenta.- Żartujesz sobie z nas?! Jak Czarny Pan mógłby się zgodzić na coś takiego?!

Trzasnęła rękami w stół zrywając się na równe nogi. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Naprawdę w porównaniu do wielu osób wypadała bardzo słabo. Rzuciłam jej jedno nieczytelne spojrzenie i przełknęłam winogrono.

- Nie mówię, że zrobił to chętnie. Na szczęście moje plecy były wystarczająco mocne.

- Co takiego zrobiłaś?- spytał jeden z seniorów.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Chcecie skróconą czy pełniejszą wersję?

- Lale.- westchnął Blaise.- Serio musisz o to pytać? Najlepiej od razu wszystko wyjaśnijmy, żeby później było mniej pytań i niedomówień.

Spojrzałam na przyjaciela, który patrzył na mnie z delikatną przyganą. No tak, to była poważna sprawa. Nie powinnam tego utrudniać moim wątpliwym poczuciem humoru i rozbawieniem. Zaplotłam palce dłoni i je rozprostowałam, sprawiając, że moje kości strzyknęły, przez co kilka osób podskoczyło na miejscach.

- Co zrobiłam... Z Tomem, wam bardziej znanym jako Lord Voldemort lub Czarny Pan, łączy mnie nić pokrewieństwa. Gałęzie rodu, z którego pochodzimy rozdzieliły się kilkaset lat temu, ale nadal mamy wspólnego przodka, jakim jest Salazar. Nie myślcie jednak, że to to wpłynęło na moją pozycję. Nic bardziej mylnego. Jak wiecie, wychowywałam się w mugolskim sierocińcu i kiedy w końcu zawędrowałam na Pokątną, w mojej skrytce znalazłam księgę rodów. Właśnie wtedy dowiedziałam się, że mam dalekiego krewniaka. Był jednak oznaczony inaczej niż pozostali ludzie wypisani w księdze. Nie był ani żywy, ani martwy.

Przez pokój wspólny przetoczyły się szmery i szepty.

- Tom był w Hogwarcie już kilka lat temu.- powiedział Fred, sprawiając, że kilka osób sapnęło z zaskoczenia.- To było na pierwszym roku Lale, kiedy uczył nas Quirrell. Był on wtedy jedynie naroślą na ciele profesora; twarzą ukrytą pod turbanem. Zaledwie tyle po nim pozostało, kiedy poniósł klęskę w Dolinie Godryka, mierząc się z Magią Krwi Lily Potter. Normalnie by zginął, jednak jego dusza była już podzielona na wiele kawałków. Zamienił się w zjawę. Ledwo istniejący byt zmuszony do żerowania na cudzych ciałach, aby móc przetrwać.

- Wtedy szukał w Hogwarcie czegoś, co pomogłoby odzyskać mu ciało.- podjęłam na nowo temat.- To Quirrell wpuścił trolla do lochów. Podczas zamieszania, jakie wybuchło tamtego wieczora, dojrzałam coś, co wyglądało na usta, a kiedy nauczyciele wyszli, podążyłam za nim. Za drzwiami na trzecim piętrze Dumbledore ukrywał Kamień Filozoficzny i to on był celem Toma. Dotarłam za nimi właśnie pod te drzwi, kiedy to mnie wykryli i Tom wydał rozkaz zabicia mnie. Quirrell bez wahania rzucił Avadę.

Kilka osób poruszyło się niespokojnie, inne patrzyły na mnie szeroko otwartymi oczami, kolejne zaś zbladły w różnym stopniu. Było również kilka spojrzeń świadczących o tym, że zwariowałam. No tak, znów mówiłam lekkim tonem. Chyba będę musiała coś z tym zrobić, bo niezbyt chciało mi się co chwilę dementować plotki o tym, że mam nierówno pod sufitem. W sumie mogłam mieć, ale moi rozmówcy nie musieli o tym wiedzieć, prawda?

Czyżbym znowu gadała do siebie? Lale, ogarnij się! Nie pora odpływać w trakcie tak ważnej rozmowy! No już! Skup się, bo ludzie coś do ciebie mówią, a ty gadasz z własnymi myślami, idiotko!

- ...czemu żyjesz?- dosłyszałam końcówkę wypowiedzi Nott'a.

- Dzięki Salazarowi.- przyznałam.- Jakiś czas wcześniej, powiedział mi o tym, że mury Hogwartu chronią dziedziców założycieli, jeśli się je o to poprosi. Wtedy, kiedy zostałam wykryta, właśnie to zrobiłam. Avadę przyjął na siebie kamienny strażnik, który wyrósł znikąd. Ale odbiegamy od tematu. Właśnie w tamtym momencie poznałam Toma. Przeprowadziliśmy ze sobą zaledwie dwie rozmowy podczas których dowiedziałam się, że moi rodzice byli śmierciożercami, oraz dlaczego w ogóle poleciał zabić Harry'ego. Kiedy się tego do wiedziałam, stwierdziłam, że jest idiotą i zapomniałam o nim na blisko rok. I to w sumie na drugim roku zaczyna się wszystko, co doprowadziło do tego, że pomogliśmy Voldemortowi w powrocie.

- Za otwarciem Komnaty Tajemnic stał fragment duszy Voldemorta uwięziony w dzienniku, który wpadł w ręce siostry Fred'a i George'a.- przejął wyjaśnianie Blaise, przez co mogłam nawilżyć gardło i co nieco zjeść.- Opętał on ją i otworzył Komnatę, rozkazując zamkniętemu w niej bazyliszkowi atakować. Na szczęście Lale szybko odkryła, gdzie się znajduje Komnata i poleciła bazyliszkowi nie wykonywać żądań osoby opętanej. Dostaliśmy wtedy kilka poszlak co do tego kim jest posiadacz fragmentu duszy Toma i zaczęliśmy obserwować gryfonki pasujące do opisu. Po pewnym czasie dziennik wpadł w nasze ręce, a później również powiązaliśmy go z Ginny i walką Lucjusza z panem Weasley'em i wszystko stało się w miarę przejrzyste.

- W otwarcie Komnaty wrobiliśmy Lockhart'a.- zmienił chłopaka Draco.- Wszyscy wiedzieli, że to oszust, więc nie byłoby to niczym dziwnym, że chciał ożywić hogwarcką legendę i tak dalej. Mieliśmy wszystko pięknie zaplanowane, ale ten idiota po prostu musiał wymazać sobie pamięć! Ale mniejsza o to. Lale sprawowała pieczę nad dziennikiem i na trzecim roku, kiedy na scenie pojawił się Syriusz, użyła go jako karty przetargowej, aby wyciągnąć od Czarnego Pana potrzebne informacje. Wtedy dowiedzieliśmy się, kto tak naprawdę zdradził Potter'ów i co tak naprawdę się wydarzyło później.

- W telegraficznym skrócie: Black był niewinny o czym wiecie; pewnego wieczoru porwał Rona i jego przeklętego szczura, którym okazał się być Pettigrew, jego kumpel z lat szkolnych który trzymał się z nim, Potter'em i Lupin'em, który został Strażnikiem Tajemnicy Potterów i który zdradził ich Voldemortowi. Polecieliśmy za nimi, złapaliśmy szczura i chcieliśmy uniewinnić Black'a, ale przez pełnie i przemianę profesora Lupin'a straciliśmy czujność i kiedy Lale odciągała wilkołaka w Zakazany Las, ta menda nam uciekła.- wyjaśnił pokrótce Fred, a zaraz potem został zmieniony przez brata.

- Nasza mama zaprosiła Lale na wakacje, gdzie ta pożarła się z naszym bratem i przysięgała na krew. Musiało to coś uruchomić, bo chwilę później zostaliśmy wezwani do Hogwartu przez prywatnego skrzata Lale. Kiedy tu dotarliśmy, Salazar od tak przeniósł nas do Serca Zamku i po zgodzie pozostałych założycieli, przekazał Lale całkowitą władzę nad zamkiem.

- To dlatego możesz się tutaj teleportować!- wymsknęło się Daphne, na co skinęłam głową.

- Tak.- przyznałam.- W rzeczywistości mam większą władzę nad zamkiem od Dropsa, jednak nie mogę z niej jak na razie w pełni korzystać. Mogę co najwyżej odwalać takie akcje, które mogłyby uchodzić za żart, jak na przykład zmiana hasła, mundurków czy pułapki na korytarzach.

- A stajnie?- spytał Axel, prosząc skrzata o dolewkę soku.

- Niektórzy twierdzą, że Hogwart odpowiada na prośby uczniów.- uśmiechnęłam pod nosem.- Poza tym, nie tworzyłam ich od podstaw, a były one tylko ukryte i Dumbledore zapewne coś o nich gdzieś czytał. Przy odrobinie szczęścia faktycznie uznał to za widzi mi się zamku.

- Myślisz, że naprawdę jest taki naiwny?- spytała powątpiewająco jedna z seniorek.

Słysząc to, przewróciłam oczami.

- Znowu ta śpiewka, że to największy czarodziej i tak dalej? Dumbledore jest zbyt ślepy, żeby cokolwiek dostrzec. Od trzeciej klasy bez problemu wymykam się z zamku i przez dobry tydzień trzymałam Black'a w swoich komnatach. Na pierwszym roku przemyciłam cholernie niebezpiecznego, jadowitego węża, który w mgnieniu oka mógłby wybić pół Hogwartu. W drugiej klasie trzymałam czarnomagiczny przedmiot, jakim był Horkruks. W zeszłym roku uczył nas śmierciożerca pod przykrywką, porwałam Karkarow'a, dostałam w swoje ręce Moody'ego i pozbyłam się kilku osób, które miały zabić Draco. Oprócz tego, od samego początku pod samym nosem tego starca razem z chłopcami uczyłam się animagii, czarnej magii, legilimencji, oklumencji i innych rzeczy, za które mogłabym siedzieć w Azkabanie. Więc tak, myślę, że jest tak naiwny.

Większość osób patrzyło na mnie w niemym szoku. No tak, wyłożyłam dość sporo sekretów zupełnie ich na to nie przygotowując. Ale to lepiej, że wiedzą, z kim mają do czynienia. Mają myśleć i wyciągać wnioski. A bez informacji nie są w stanie tego zrobić. Choć nie byłam pewna, czy powinnam dawać im aż tyle informacji. Ale jak już wyjaśniać, to wszystko i niech wtedy podejmują decyzje.

- Odbiegliśmy od tematu- westchnął Blaise.- Podczas tych samych wakacji, Tom skontaktował się z Lale w sprawie swojego horkruksa. Chciał powrócić w pełni, ale nie wiedział, że Harry ma w sobie fragment jego duszy. To Harry wyszedł z inicjatywą, aby go o tym poinformować. W pierwszej kolejności chciał przysięgi, że nic mu się nie stanie, ale jako że stan Toma to uniemożliwiał, skończyło się na umowie.

- Według jej ustaleń dobrowolnie miałem udać się do Toma, który miał mi zapewnić bezpieczeństwo i spełnić jedną prośbę.- powiedział Harry.- Wybrałem wysłanie Pettigrew do Ministerstwa.

- Podczas Mistrzostw Świata w Quidditch'u spotkaliśmy Barty'ego Crouch'a Juniora, który jest poplecznikiem Voldemorta i przez kolejny rok podszywał się pod Moody'ego. Przejął on ode mnie horkruks, a kiedy zaczął się nowy rok szkolny, omówiliśmy plan wysłania Harry'ego do Toma. To właśnie on zaczarował Czarę Ognia, aby wyrzuciła dodatkowe nazwisko.- wyjaśniłam.- Pomijając zeszły rok, który już został wyjaśniony, przechodzimy do wakacji. Dostałam wtedy zlecenie, aby wyciągnąć kogoś z Azkabanu. Postanowiłam to wykorzystać i z pomocą mafii de Luca wyciągnęliśmy z więzienia dość sporo śmierciożerców, ale o tym wiecie z gazet. No i tak opowiedzieliśmy wszystko od początku! A miało być krótko i zwięźle!

- Nie jęcz.- westchnął Blaise.- W sumie to wszystko i tak było ważne dla tej sytuacji. Jest coś, czego nie powiedzieliśmy?

- Może ostatecznie tego, dlaczego Czarny Pan zgodził się na współpracę z Lale?- podsunął usłużnie O'Hara.

- A, no tak.- machnęłam ręką, tylko po to, żeby zaraz oprzeć brodę na dłoni.- Streściliśmy te lata, aby pokazać, ile czynników się na to złożyło. Według Toma, już od naszego pierwszego spotkania miałam sporą moc. Potem, wyświadczyliśmy mu przysługę z horkruksem i choć ją spłacił, to nie wątpię, że gdzieś o niej pamiętał. Wyciągnęliśmy jego ludzi, bardzo dużą siłę i uczyniliśmy z niej kartę przetargową. No i mam dostęp do zbiorów, do których beze mnie się nie dostanie. W dodatku mam powiązania z mafią de Luca, z której siłą Tom bardzo się liczy. Oczywiście nie należy zapominać, że chłopcy również są niezwykle potężni, a Tom pożąda silnych ludzi.

- Ale mimo wszystko...- zaczęła Millicenta.- Wystarczyło, żeby cię zabił! Stracił by tylko jakieś książki!

- Oh, straciłby o wiele więcej.- uśmiechnęłam się niebezpiecznie.- Odkąd wyciągnęliśmy jego ludzi przygotowywałam się do tych negocjacji. Jeśli bym zginęła, jego ludzie natychmiast zostaliby zamordowani. Nie uzyskałby wsparcia od mafii de Luca. Chłopcy nie stanęliby po jego stronie. I nie mów, że straciłby „jakieś książki". Straciłby dostęp do całej wiedzy założycieli Hogwartu, do której dzięki ich uprzejmości mam dostęp. Choć wie tylko o zbiorach Salazara, ale dzięki temu zostaje mi kilka kart w rękawie.

W pokoju zapanowała niczym niezmącona cisza. Wszyscy patrzyli się na nas w niemym niedowierzaniu. No, może poza moim kuzynostwem, które jakoś nie bardzo przejmowało się całą sytuacją. My również milczeliśmy przez dobrą chwilę, dając im możliwość poukładania sobie tego w głowach. Kiedy jednak cisza przedłużała się niemiłosiernie, postanowiłam na nowo się odezwać.

- Chciałabym, abyście do nas dołączyli. Nie oczekuję, że odpowiecie mi teraz. Dobrze się nad tym zastanówcie. Chcę ludzi myślących i dochodzących do własnych wniosków oraz przede wszystkim lojalnych. Zdrady nie popuszczę. Podobnie jak głupoty, o czym przekonało się już kilku śmierciożerców. Nie wyślę was od razu do walki, nie zmuszę do zabijania. Zapewnię wam odpowiednie szkolenia, nie tylko z zakresu czarodziejskich walk, ale i mugolskich sposobów. Daję wam wolną rękę w podjęciu decyzji. Nie musicie się niczego obawiać. Jeśli nie zdecydujecie się do mnie, do nas dołączyć, zrozumiem. Nie zmienię sposobu traktowania was, wszystko pozostanie jak do tej pory...

- Tak, tak! Wszyscy już zrozumieliśmy, Lale.- przerwała mi Daphne.- Ja nie muszę nawet się nad tym zastanawiać. Robiłam to od zeszłego roku, od zamachu na Draco. Wydajesz mi się odpowiednią osobą. Masz moją różdżkę.

- Moją również.- powiedział O'Hara.

- I moją.- dodał Campbell.

Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Dziękuję wam. Reszta niech poważnie się nad tym zastanowi, na odpowiedź mogę poczekać. A teraz jest już późno. Idźcie spać, jutro w końcu są zajęcia. Axel, Dorea, chcecie porozmawiać teraz, czy wolicie jutro?

- Może być teraz.- wzruszyła ramionami dziewczyna.- Nie robi nam to większej różnicy.

Skinęłam głową, po czym pożegnałam się z chłopcami i poprowadziłam kuzynostwo do moich pokoi. Usiadłam wygodnie na kanapie i poprosiłam Kiełka o nowe porcje owoców. Kiedy wszystko wylądowało na stoliku a blondyni przestali się rozglądać naokoło, odezwałam się.

- Dziękuję, że postanowiliście zgodzić się mnie uczyć.

- Nie przejmuj się tym.- machnął ręką chłopak.- Nam samym pomagała ciotka, która niestety odeszła w zeszłym roku. Jestem pewny, że ona lepiej by ci wszystko wyjaśniła, ale cóż... Postaramy się jak możemy.

Skinęłam głową z wdzięcznością.

- Zacznijmy może od tego, czy wiesz, czym jest twój żywioł?- przejęła Dorea.- Od tego zależy, które nas zajmie się praktyką, a które teorią.

Zamyśliłam się na chwilę, wpatrując się w trzaskający w kominku ogień.

- Wydaje mi się, że to powietrze.- powiedziałam powoli, odrywając wzrok od płomieni.- Jestem tego prawie absolutnie pewna. Podczas pierwszego wybuchu... Wyglądał on tak, jakby setki niewidzialnych ostrzy naderwały ubrania i raniły ludzi. Od tamtej pory, przy nieopanowaniu fal tych zdolności, ciągle pojawiają się podmuchy wiatru.

Nastolatkowie skinęli głowami.

- A więc niematerialna.- powiedziała prędzej do siebie, niż do mnie kuzynka.- To oznacza, że praktyką zajmie się Axel. On również posiada niematerialną naturę zdolności.

Spojrzałam na chłopaka, który uśmiechnął się szeroko i wyciągnął przed siebie rękę, do której jak zaczarowane zaczęły płynąć płomienie z kominka, oplatając ją gorącymi nićmi.

- Ogień.- wyjaśnił, choć teraz nie musiał tego robić.- Dorea ma materialną zdolność.

- Moim żywiołem jest woda.- wyjaśniła.- Łatwiej praktykę przekaże ci ktoś z podobną naturą, więc ja zajmę się teorią. I myślę, że zaczniemy już od jutra, pasuje?

***

Zapukałam do drzwi gabinetu Severusa, drugą ręką odgarniając włosy za ucho. Kiedy usłyszałam „Wejść!" wypowiedziane jakże miłym i przyjemnym dla ucha głosem Postrachu Hogwartu, który widocznie nie był w najlepszym humorze, miałam ochotę przewrócić oczami, kiedy chwytałam za klamkę. Nie chcąc jednak jeszcze bardziej denerwować Mistrza Eliksirów, którego właśnie zobaczyłam siedzącego za swoim biurkiem w towarzystwie dwójki gryfonów, zrezygnowałam z tego pomysłu. Przyczyna jego złego humoru została wyjaśniona, a ja nie chciałam go jeszcze pogarsza.

Z miłym zaskoczeniem zauważyłam, że mój fotel pozostał pusty, choć przestawiony trochę na bok i ustawiony pod kontem. Uśmiechając się delikatnie, po ładnym powiedzeniu „dzień dobry", rozwaliłam się na swoim meblu, jak tylko ja miałam to w zwyczaju. O dziwo, nawet nie dostałam gromiącego spojrzenia! Sev, co z tobą?

- Panno Gaunt.- zaczął mężczyzna, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem, za to ciągle uparcie wbijając czarne tunele w rudzielca, który kręcił się niemiłosiernie na krześle.- Postanowiłem, że zajmiesz się szlabanem pana Weasley'a. Jednak nie wydaje mi się, aby zostawienie cię z nim sam na sam było dobrym pomysłem, więc panna Granger będzie nadzorowała wasze spotkania.

- Profesorze Snape, to zabrzmiało tak, jakbym potrzebowała przyzwoitki.- nie mogłam się powstrzymać od komentarza, poprzedzonego parsknięciem śmiechem.

Mogłabym przysiąc, zresztą nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni, że kąciki ust Severusa drgnęły.

- Ona?!- wypluł z siebie oszołomiony Weasley.- Chyba pan nie myśli, że zgodzę...

- Pan tu nie ma nic do gadania, Weasley!- uciszył chłopaka opiekun Slytherinu.- Nie pan decyduje o tym, z kim będzie pan odbywał szlaban! Panno Gaunt, wierzę, że dobrze zajmiesz się wymierzeniem kary, panu Weasley'owi.

- Oczywiście.- mruknęłam, podpierając brodę na dłoni.- Weasley, chyba wiesz, że ze mną się nie zadziera, co? Radziłabym więc pojawiać ci się na naszych szlabanach. Co powiesz na dziewiętnastą w czwartki i siedemnastą w pozostałe dni tygodnia? Oh, wybacz, to nie podlega dyskusji. Przynajmniej z tobą. Granger, pasują ci te terminy?

- W środę mamy Historię Magii o siedemnastej.- powiedziała cicho dziewczyna, unikając spojrzenia Severusa, którego teraz można było porównać do wygłodniałego bazyliszka.

- A więc środa i czwartek o dziewiętnastej a reszta o siedemnastej. Teraz lepiej?

Dziewczyna skinęła tylko głową.

- Co będę musiał robić, Gaunt?- wysyczał przez zaciśnięte zęby rudzielec.

Na mojej twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek, kiedy tylko usłyszałam to pytanie.

- Wealsey, znane ci jest pojęcie stajni Augiasza?- spytałam, a Granger otwarła szeroko oczy.

***

Nie pamiętam aż tak intensywnego września. Cały swój czas dzieliłam między zajęcia szkolne, herbatki u Toma, pomoc ślizgonom w nauce, Quidditch, szpiegowanie Umbridge i uprzykrzanie jej życia, pilnowanie Weasley'a na szlabanach, a także dalszą naukę z chłopcami, nowe ćwiczenia z kuzynostwem, roboty dla szefa oraz zwyczajowe treningi. Tak po prawdzie, to wszystko ledwie ogarniałam.

Nauczyciele chyba oszaleli na punkcie SUM'ów i zadawali nam tony prac domowych, wciskali nam wiedzę do głów wręcz fanatycznie, nie widząc, że robią nam tym więcej szkody jak pożytku, ponieważ wciskana na siłę wiedza za nic nie chciała się przyjąć w wymęczonych umysłach uczniów, sprawiając, że byli oni coraz bardziej zestresowani i coraz gorzej przychodziła im nauka. Widząc moich kolegów, czułam niewyobrażalną ulgę, że razem z chłopcami opanowaliśmy już ten materiał i nie przechodziliśmy takich męczarni.

Od pierwszego zebrania również Tom był bardziej aktywny, zwołując wszystkich co najmniej raz w tygodniu, słuchając, jakie postępy zrobili w kwestii przydzielonych zadań. Nie zliczę, ile razy poleciały Cruciatusy, kiedy te były zbyt słabe lub Tomowi po prostu coś nie pasowało. Poza tym, zdałam sobie sprawę, że kilku ludzi Toma żywi do mnie urazę i nie życzy sobie mnie w świecie żywych. Co najmniej dwie próby otrucia podczas kolacji mówiły same za siebie. Będę musiała coś zrobić z Alecto, bo jawność jej działań, w dodatku potwierdzana mściwymi spojrzeniami jest godna pożałowania.

Pokój wspólny ślizgonów był stale zapełniony. Nie licząc uczniów przygotowujących się do SUM'ów i OWTM'ów, również pozostałe roczniki częściej tam przesiadywały, korzystając z każdej możliwej pomocy w nauce zaklęć z zakresu Obrony Przed Czarną Magią, czy jak w przypadku Daphne, Campbell'a, O'Hary i kilku kolejnych osób, które z każdymi kolejnymi tygodniami dawały mi swoje poparcie, ucząc się nie do końca legalnych czy bezpiecznych klątw, zaklęć czy innych rodzajów magii.

W końcu, po zeszłorocznej przerwie mogliśmy powrócić do Quidditch'a. Co prawda to nie tak, że przez cały rok nie latałam, robiłam to dosyć często, ale to nie to samo, co ćwiczenia z drużyną. Zawsze uwielbiałam latać, teraz wiedziałam, że jest to pośrednio spowodowane moim powiązaniem z powietrzem, ale dalej uważałam, że nawet i bez tego kochałabym tą grę. Ten pęd, adrenalinę, wolność... To było coś niesamowitego! W tym roku naszym kapitanem został O'Hara, który nawet na ostatnim roku nauki postanowił nie rezygnować z latania. Dość szybko zorganizował nam nabór do drużyny, który poszedł bardzo sprawnie a nasz aktualny skład przedstawiał się następująco: ja, Campbell i Daphne jako ścigający, O'Hara i Blaise jako pałkarze, Draco jako szukający a na obronie wylądowała siostra Daphne- Astoria.

Muszę przyznać, że zarówno moi współdomownicy jak i pozostali uczniowie, których o to prosiłam, sprawowali się świetnie w obserwowaniu Ubridge i wyłapywaniu jej pogwałceń prawa. W niecałe cztery tygodnie zebraliśmy na nią dość sporo, a nasza siatka szpiegująca się rozrosła o kilka kolejnych osób. Miała nawet własną hierarchię. Z każdego domu wyznaczone były dwie osoby, do których spływały informacje o tym, co ten babsztyl robił, a ja albo któryś z chłopców raz w tygodniu spotykaliśmy się z losowym przedstawicielem tych domów, odbierając te dane i starając się być poza podejrzeniami. Jak na razie chyba nam się udało.

Ja sama spędzałam każdą wolną chwilę na obserwowaniu tej żmii, również wyłapując parę rzeczy, oraz dostrzegając kilku wrogów, których kobieta sobie narobiła, zastanawiając się, czy nie wciągnąć ich w siatkę szpiegowczą, oferując możliwość zemszczenia się na tej suce. Oprócz tego dawałam jej znać, że nie jest zbyt mile widziana w Hogwarcie. Czasami aż nazbyt dosadnie, jak na przykład wtedy, kiedy używając magii zamku, kompletnie pozbawiłam jej gabinet ścian i podłogi, utrzymując meble magicznie w powietrzu. O mało się wtedy nie spierniczyła dość sporo niżej. Szkoda, że w odpowiednim momencie się wycofała. Od tamtego czasu jej gabinet stoi zamknięty na cztery spusty, bo nie miałam najmniejszego zamiaru przywracać go do normalności, a jej zachowanie względem uczniów jeszcze się pogorszyło, ale dzięki temu mieliśmy na nią jeszcze więcej wspomnień, które ostatecznie wpędzą ją do Azkabanu.

Chyba jednym z najlepszych momentów każdego dnia było pilnowanie Weasley'a na szlabanach. Patrzenie jak ten rudy wieprz przerzuca godzinami gnój, czasami „przez przypadek" wpadając w niego twarzą, było jak miód na moje serce. I nawet złorzeczenia pod moim adresem i prowokacje z jego strony nijak na mnie nie wpływały. Po każdej takiej akcji, wiadro lub cokolwiek innego jakimś magicznym cudem znajdowało się pod jego nogami, powodując kolejny spektakularny upadek w kupę gówna. To źle, że twierdzę, że do twarzy mu w wiekowych odchodach jakimś dziwnym cudem nie rozłożonych do naszych czasów? Byłam pewna, że Granger wiedziała, że te upadki nie są przypadkowe, ale chyba jej to nie przeszkadzało. Może wolała to, od interweniowania w magiczne pojedynki. Kolejnym z ulubionych momentów nadzorowania szlabanów było obserwowanie, jak Ronald mierzy się z pajęczynami i pająkami. Widok był po prostu piękny!

W sumie moja nauka z chłopcami spadła do nieustannych pojedynków magicznych i fizycznych, mających wprawiać nas w boju, ćwiczeniach nowych zaklęć, których uczyliśmy się z ksiąg założycieli, a także ciągłego polepszania oklumencji i legilimencji. To że coś wydawało się idealne nie znaczy, że nie można tego jeszcze polepszyć. A z tego, co udało mi się wyłapać z ksiąg Godryka i Salazara te dziedziny magii wcale nie mają tylko jednego poziomu. Jeśli z chłopcami nie uda nam się dojść do tego, co jeszcze skrywają oklumencja i legilimencja, zapytam o to założycieli. To na pewno coś potężnego, skoro znalazło się w ich rękopisach.

Zajęcia z kuzynostwem naprawdę wiele mi dały. Dorea świetnie wprowadzała mnie w teorię tego, kim jesteśmy i w czym różnimy się od innych, a trzeba przyznać, że oprócz diety było to jak na razie kilka kwestii. Axel jako nauczyciel praktyki również świetnie się spisywał, od razu wyjaśniając mi, że panowanie nad żywiołem jest pod kilkoma względami bardzo podobne do Magii Umysłu. Podpowiedział mi, jak mam ukierunkować płynącą we mnie magię i zgrać się ze swoim rdzeniem, aby jak najlepiej panować nad swoimi zdolnościami. Postępy zobaczyłam już po kilku pierwszych tygodniach, kiedy to sama potrafiłam już w niewielkim stopniu wywołać swoje zdolności, a także nie powodowałam żadnych przeciągów podczas odczuwania silnych emocji. Oboje stwierdzili, że prawdopodobnie po tym roku szkolnym ich obecność w Anglii nie będzie już potrzebna.

Szef wcale nie odpuszczał mi roboty ze względu na zbliżające się niedługo egzaminy i ogólny rozgardiasz jaki zapanował w moim życiu. Jak to on ładnie ujął? „Pozwoli mi to sprawdzić, ile jesteś w stanie z siebie dać" albo jakoś tak. Tak więc od razu zapowiedział mi robotę na kolejne dwa miesiące z hakiem, nie skupiając się na jakimś konkretnym typie zadań, a dając mi wszystko co możliwe: zabójstwa, kradzieże, przemyt broni, narkotyków czy szantaże. W dodatku oznajmił mi, że w wakacje dostanę grupę świeżaków, których będę musiała wyszkolić i którzy będą pod moim zwierzchnictwem. Angie z uśmiechem oświadczyła mi, że to oznacza awans a Andy i Bibi nawet spekulują, że szef chce, abym któregoś dnia zastąpiła Jurij'ego. Miałam co do tego mieszane uczucia.

Mimo napiętego grafiku, nie miałam najmniejszego zamiaru rezygnować z codziennych treningów, które już były nieodłączną częścią mojego życia. Co więcej, wciągałam do nich chłopców oraz kilka innych osób zadeklarowanych po mojej stronie. Wychodziłam z tego samego założenia, z którego wychodził Jurij, a właściwie, które od niego przejęłam: Jeśli chcesz przeżyć i coś osiągnąć, musisz być silny zarówno na ciele jak i na umyśle. To też, w połączeniu z maksymą Moody'ego: „stała czujność!" wpajałam ćwiczącym ze mną osobom. Treningi te może i były ciężkie, a ich część musiała odbywać się w ukryciu (raczej nie chciałam, aby ktokolwiek zobaczył, jak uczę ich walki wręcz oraz władania bronią palną), ale widziałam, że przynosiły efekty i nikt nawet się nie skarżył. Chyba też to widzieli.

Podczas pierwszych tygodni nauki tylko raz rozmawiałam z Annie. Poprosiła mnie o rozmowę jeszcze przed śniadaniem czekając na mnie w Sali Wejściowej. Kiedy weszłyśmy do jednego z korytarzy i zabezpieczyłam obszar, poprosiła mnie o nauczenie tego zaklęcia, którym wtedy zabezpieczyłam naszą rozmowę. Nie powiem, żeby mnie to nie zdziwiło. Byłam wręcz w szoku i zapytałam się, po co jej ono. Nie odpowiedziała konkretnie na to pytanie, wspominając tylko, że jest już prawie pewna, jakiej odpowiedzi mi udzieli, ale musi jeszcze porozmawiać z kilkoma osobami i wolałaby dobrze zabezpieczyć ich rozmowy. Zaproponowałam jej więc nauczenie prostszego zaklęcia o podobnym działaniu, które udało jej się rzucić już przy siódmym podejściu. Tak jak na początku myślałam, ta dziewczyna była potężna i zdolna. Z niecierpliwością czekałam, aż da mi swoją odpowiedź, nie ważne, jaka by ona nie była.

Nawet się nie obejrzałam, jak nadeszła połowa października. Tego ranka zostałam brutalnie wywalona z łóżka przez jednego z moich ukochanych braciszków. Blondyn wparował do mojej sypialnie bez pukania czy najmniejszego ostrzeżenia, złorzecząc i warcząc pod nosem. Drzwi otworzył tak gwałtownie, że uderzyły one w ścianę z głośnym impetem, wyrywając mnie ze snu i sprawiając, że spadłam z łóżka. Przezornie nie podnosiłam głowy, aby nie dostać rozbujanym meblem w łeb.

Moja sypialnia była jednym z nielicznych miejsc, gdzie pozwalałam sobie na praktycznie całkowitą utratę czujności. Była chroniona magią krwi, nikt niepożądany nie wiedział, że to miejsce istnieje (zawsze jak przychodził jakiś nauczyciel poza Severusem czy gość z innego domu, któremu nie ufałam, to ukrywałam przejście), no i przede wszystkim niewiele osób miało tutaj wstęp. Nie spodziewałam się więc, że zostanę tak gwałtownie i brutalnie obudzona, a w dodatku zmuszona do przytulania podłogi, aby nie znokautowało mnie własne łóżko.

- Draco, do cholery!- krzyknęłam, turlając się na bezpieczną odległość od rozbujanego posłania i siadając na podłodze.- Czyś ty oszalał?!

Chłopak zamilkł i spojrzał na mnie ze zdziwieniem, widocznie wybity z rytmu. Chyba przerwałam mu jakąś niezwykle rozbudowaną i barwną tyradę, sądząc po jego mnie. Miałam to gdzieś. Wstałam, zatrzymałam łóżko i wskoczyłam z powrotem pod kołdrę, klepiąc miejsce obok siebie. Blondyn od razu się położył obok, również wsuwając się pod nagrzaną kołderkę. Odetchnęłam głęboko i już spokojnie spytałam.

- Co się stało?

Chłopak przez chwilę milczał, patrząc na mnie z zakłopotaniem, potem zaczerwienił się lekko i uciekł gdzieś spojrzeniem. W pewnym stopniu przypominało mi to wydarzenia z zeszłego roku. Powstrzymałam trochę zirytowane westchnięcie.

- Więc?- ponagliłam.

- Bo ja... tak jakby... miałem koszmar...- wymruczał, ale zaraz potem dodał szybko.- Ale mający swoje źródło w rzeczywistości!

Tym razem musiałam powstrzymać zmęczone westchnięcie. Draco był uroczy, kochałam go, ale czasami miałam ochotę wystawić go za drzwi. Jak dziecko przychodzi do matki, tak on przyszedł do mnie, bo miał koszmar. Ale skoro twierdził, że miał on swoje źródło...

- Więc? Co cię martwi? Bo na razie to zabrzmiałeś jak pięciolatek, któremu przyśniła się brukselka.- nie mogłam się powstrzymać od złośliwej uwagi, przymykając oczy i przytulając poduchę.

Chłopak parsknął oburzony.

- No wiesz?!- wykrzyknął oburzony, wbijają mi palec w brzuch, na co się zgięłam.- Martwi mnie Chang.

- Chang?- powtórzyłam zdziwiona, otwierając jedno oko.- Przecież nie masz z nią żadnego do czynienia.

- Odkąd zaczął się ten rok szkolny, ciągle łazi za Harry'm! Idziemy korytarzami- ona. Kierujemy się na posiłki- ona! Chcemy wyjść na błonia- ONA! W dodatku Harry mi mówił, że raz prawie wpadł na nią, wychodząc z toalety ale wystarczająco szybko ją dostrzegł i schował się pod niewidką! Ona ma na jego punkcie obsesję!

- Faktycznie w tym roku coś za często ją widujemy.- stwierdziłam po chwili zastanowienia.- Ale czy ona nie jest z Diggory'm?

- No właśnie nie jest.- burknął, wtulając nos w poduszkę.- Z pewnych źródeł wiem, że zerwała z nim na początku sierpnia. Niedługo po tym, jak rozniosła się wieść, że Harry został Lordem.

- I myślisz, że spróbuje ci go odbić.- skinęłam głową, rozumiejąc o co chodzi, na co chłopak przytaknął.- Ale wiesz, że nie masz o co się martwić? Przecież Harry cię kocha.

- Wiem. Ufam mu.- powiedział pewnie, przymykając oczy.- Ale jej nie ufam za grosz. Nie mam pojęcia, co jej może strzelić do tego łba! Może go napoić eliksirem miłosnym, skonfundować, rzucić Imperio...

- Nie nakręcaj się, Draco.- przerwałam chłopakowi.- Eliksir nie zadziała, bo Harry jest już zakochany po uszy. Umie walczyć z Imperio i zaklęciem konfundującym. Poza tym wątpię, aby Chang posunęła się do niewybaczalnego. Wrzuć ją do tego samego worka co tą całą Weasley. Irytująca, może sprawiająca problemy, ale stosunkowo stanowi niewielkie zagrożenie.

Chłopak prychnął.

- Tak. A ta ruda suka nie zleciła na mnie zabójstwa.- sarknął.

- Oboje dobrze wiemy, że gdyby nie ktoś o większych wpływach, to tamta sytuacja nie miałaby miejsca.- westchnęłam, przytulając się do Draco.- Weasley sama w sobie nie stanowi większego zagrożenia niż rzucenie na ciebie upiorogacka na korytarzu. Chang jest na podobnym poziomie. A jeśli aż tak bardzo martwisz się o swojego chłopaka i o to, że ktoś może chcieć ci go sprzątnąć sprzed nosa, to podaruj mu pierścień przyrzeczenia. Kilka chętnych kandydatek na pewno odstraszysz, a reszta będzie podchodziła do Harry'ego z większą rezerwą.

- Myślisz, że się zgodzi?

Jęknęłam zirytowana i przekręciłam się, wbijając swoje spojrzenie w oczy chłopaka.

- Draco, podobną rozmowę prowadziliśmy w zeszłym roku, pamiętasz? Przypomnij sobie, co ci wtedy powiedziałam, a potem spójrz na to jeszcze raz przez pryzmat tego, że Harry cię kocha! Będziesz miał odpowiedź!

Chłopak już się nie odezwał, widocznie albo zdając sobie sprawę, że miałam rację, albo że nie ma co się ze mną kłócić, albo dalej tkwiąc w swoich obawach. Ewentualnie dwie z trzech opcji a ostatecznie wszystkie trzy na raz. Ale to już nie było dla mnie istotne. Nie sądziłam, aby cokolwiek mogło chłopców poróżnić do tego stopnia, aby się ze sobą rozstali. Za bardzo się kochali i przede wszystkim, ufali sobie bez granic.

Na nowo ułożyłam się wygodnie na posłaniu i zamknęłam oczy, licząc na to, że złapię jeszcze chociaż kilka minut snu.

- Jak już jesteśmy przy związkach- mruknęłam cicho.- to czy to moja wyobraźnia, czy może Blaise od początku tego roku szkolnego nie miał żadnej dziewczyny?

Poczułam jak Draco się spiął, słysząc to pytanie.

- Mówisz?- spytał, a ja wyczułam wiele wymuszenia w jego głosie.- Nie zauważyłem.

- Draco, nie muszę nawet patrzeć na ciebie, aby wiedzieć, że kłamiesz.

Blondyn po raz któryś tego dnia już milczał, odzywając się dopiero po chwili.

- Obiecałem mu, że ta sprawa zostanie między nami.- przyznał w końcu.

Skinęłam głową.

- A więc w porządku. Ale nie ma chyba kłopotów, co?

- Nie. O to możesz być spokojna. Po prostu radził się mnie w pewnej kwestii, usłyszała nas Dorea i również dorzuciła coś od siebie, a Blaise od tamtej pory się nad czymś poważnie zastanawia i czeka.

- Czeka?- powtórzyłam zdziwiona.- Na co?

Poczułam, jak całe łóżko mocniej się porusza, zapewne pod wpływem ruchów głowy chłopaka. Chyba kręcił głową na znak, że nie powie. Zresztą, po chwili również potwierdził to werbalnie.

- Tego ci nie powiem.

Pogodziłam się z taką koleją rzeczy. Akurat w sprawie chłopców nie musiałam wiedzieć wszystkiego. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogę kontrolować ich życia i nie chciałam tego robić. Nie na tym polegała przyjaźń. Poza tym, wierzyłam, że nie zrobią jakiegoś głupstwa, a jeśli jednak, to że będą mogli wyjść z szamba w które się przez to wpakowali. Nie ważne czy sami, czy z czyjąś pomocą.

Jęknęłam ze zrezygnowaniem, kiedy pojawił się Kiełek, oznajmiając, że już najwyższa pora wstać i szykować się do treningu. Burknęłam coś pod nosem, kiedy zwlekałam się z łóżka i ruszyłam w stronę garderoby, chcąc przejść przez nią do łazienki. Zatrzymałam się przy samych drzwiach i odwróciłam do blondyna, który też już powoli zbierał się do powrotu do siebie.

- Nie będę się wpierniczała na siłę, ale jeśli chcesz, mogę mieć Chang pod stałą obserwacją, jakby chciała zrobić coś głupiego i wam zaszkodzić.

- Dzięki.- uśmiechnął się Draco.- Ale myślę, że poradzimy sobie sami.

Kiwając głową, uśmiechnęłam się pod nosem i zniknęłam między wieszakami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No hej!

Jak tam samopoczucie? Moje całkiem niezłe, patrząc na fakt, że na chwilę obecną skończyłam sesję. Co prawda czeka mnie wrzesień z jednego przedmiotu, ale wyniki pozostałych całkiem mnie zadowalają!

A co tam u was? Pewnie spora część ma wakacje. Jakieś plany na nie macie? Wyjazd, praca sezonowa, a może postanowiliście spędzić je w domu na lenistwie?

Co do rozdziału, podobnie jak z poprzedniego (nie mylić z bonusem!) nie jestem z niego jakoś szczególnie zadowolona. Prawdopodobnie dlatego, że tyle się w nim dzieje, zwłaszcza na początku, ale niestety muszę przez to przebrnąć, aby móc dalej poprowadzić fabułę.

No cóż, życzę miłego weekendu tym co wakacji nie mają, wakacji tym, którzy je mają i ogólnie życzę wszystkim żeby pogoda dopisywała, ale żeby nie było skwaru, bo ja w ostatnich dniach praktycznie się smażę.

Trzymajcie się ciepło, najlepiej nad jakąś wodą albo basenem!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro