Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

Kiedy obudziłam się następnego ranka, po kilku rozciągających ćwiczeniach przebrałam się w mundurek i po nałożeniu na siebie kilku zaklęć maskujących teleportowałam się przed wczoraj stworzone stajnie. Od razu zatkałam nos i przymrużyłam oczy. Smród był straszny! Salazar nie żartował, że nie były sprzątane od wieków!

Od razu wróciłam do pokoju, łapiąc głęboki wdech. Trzeba było coś z tym zrobić, ale najpierw... Dotykając ściany, skupiłam się na magii zamku. Jakiś czas temu zauważyłam, że tak łatwiej było mi nad nią panować, niż kiedy nie miałam bezpośredniej styczności z Hogwartem. Różnica nie była wielka, ale jednak.

Zmagazynowałam dość sporo magii starych murów i przy jej pomocy nad drzwiami w Wielkiej Sali stworzyłam coś na wzór telewizora. Nie miałam pojęcia, na jakiej zasadzie działają mugolskie sprzęty, ale na szczęście magia potrafi wiele ułatwić, więc miałam nadzieję, że i to będzie działać „napędzane" magią. Przydałoby się, zwłaszcza, kiedy huncwoci chcieli składać wizyty hogwarckiej braci. Tworzenie obrazu na ekranie wydawało mi się o wiele łatwiejsze, niż tworzenie skomplikowanych i męczących iluzji.

Odgarniając kilka kosmyków za ucho, przeszłam do salonu, gdzie przywitałam się z Salazarem i zaraz ruszyłam w dalszą drogę do pokoju wspólnego. Było dość wcześnie, więc nie zdziwiło mnie, że nie ma za wiele osób. Rozłożyłam się na jednej z kanap i przywołałam jedną z ksiąg Salazara, zapisaną w wężomowie. Kiedy czytałam po raz któryś kilka interesujących mnie stron, godzina dość szybko się zmieniła, a pokój wspólny zaczął zapełniać się ludźmi. Kiedy kątem oka dostrzegłam kilka znajomych sylwetek, odesłałam książkę i do nich podbiegłam.

- Bu!- wykrzyknęłam, łapiąc Harry'ego za ramiona, na co się wzdrygnął.- Gdzie się tak całej trójce śpieszy, co? Już nawet na mnie nie poczekacie?

- Myśleliśmy, że już poszłaś.- przyznał Draco.

Prychnęłam, ale zaraz szybko się do nich uśmiechnęłam. Kiedy kierowaliśmy się w stronę wyższych poziomów zamku, od razu przypomniałam sobie o Severusie i wysłałam mu krótką notatkę. Wspomnienia wczorajszego spektaklu na nowo odżyły w moim umyśle i nie mogłam powstrzymać złośliwego rechotu, co sprawiło, że chłopcy spojrzeli na mnie jak na normalną inaczej.

- Lale, wszystko w porządku?- spytał niepewnie Blaise, przykładając dłoń do mojego czoła.

- W jak najlepszym.- parsknęłam, odtrącając jego dłoń i rzucając mu się na szyję.- Po prostu mam zajebisty humor! Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Ronalda i McGonagall!

Cała trójka aż przystanęła i patrzyła na mnie w szoku, kiedy uśmiechając się, przemierzałam korytarze lochów i tylko chyba siłą woli powstrzymywałam się przed podskakiwaniem jak jakaś pięciolatka.

- Jesteś pewna, że ktoś cię nie trafił zaklęciem konfundującym, albo coś takiego?- spytał niepewnie chłopak, rozpoczynając dalszą drogą.

Przewróciłam oczami, opierając rękę na biodrze.

- A czy dałabym w siebie trafić takim zaklęciem?

- Raczej nie.- mruknął Harry.

- No właśnie! Później pokaże wam wspomnienia, bo to jest zbyt piękne, żeby o tym mówić!

- Oszalała.- skwitował mnie Draco z ciężkim westchnięciem.

Trzepnęłam go w głowę, ale równocześnie się uspokoiłam, gdyż wchodziliśmy na teren nie będący pod ślizgońskim patronatem. Przeszliśmy przez Salę Wejściową i weszliśmy do Wielkiej Sali, gdzie brunet odłączył się od nas i przysiadł do bliźniaków, a my zajęliśmy tradycyjne miejsca przy stole Slytherinu.

Nakładając sobie trochę owoców i mięsa z zadowoleniem zauważyłam, że wielki ekran jest wbudowany w ścianę, tak jak to sobie wymyśliłam. Teraz pozostawało tylko pytanie, czy będzie działał. Ale z próbą musiałam poczekać, aż będzie więcej osób. Chociaż honorowy gość już siedział na swoim miejscu, zezując nieprzyjaźnie na telewizor, tak jak zresztą na wszystko, co się dzieje w Hogwarcie bez jego zgody.

Dziesięć minut później, kiedy stoły już były zatłoczone a opiekunowie domów mieli zacząć rozdawać plany zajęć, posłałam przez kamienie zamku magiczny impuls, który sprawił, że ekran zaświecił się na biało. Działa! Od razu zaczęłam tworzyć na nim obraz.

Postać w zielonej szacie z maską wilka na twarzy zastukała w ekran od drugiej strony, zwracając na siebie uwagę tych wszystkich, którzy wcześniej postanowili zignorować telewizor.

- Hej wszystkim! Mam nadzieję, że mnie jeszcze pamiętacie, a dla tych, co mnie nie znają, jestem Alfa, od niedawna posłaniec Hogwartu! Powiedzmy, że zamek ma dość niektórych rzeczy i od zeszłego roku stara się działać w miarę samodzielnie, co niestety nie zawsze mu wychodzi, ale...! Mniejsza o to! Ja i huncwoci, jak ich zapewne pamiętacie z zeszłego roku, dostaliśmy awans na wysłanników Hogwartu. A zamek pragnie wam oznajmić, że postanowił przywrócić do łask stajnie! Niestety strasznie tam śmierdzi, trzeba by było posprzątać, ale to nie jest nic nie do zrobienia! No, to ja lecę.- miałam już kończyć, kiedy przypomniałam sobie o jeszcze jednej rzeczy.- Ah, jeszcze jedno. Razem z Hogwartem darujemy wam stajnie, ale koni musicie sami sobie nałapać! Ciao!

Ekran zgasł, a ja z niewinnym wyrazem twarzy wpatrywałam się w swój kubek. Kiedy chłopcy spojrzeli na mnie ze zdziwienie, tylko ukradkiem puściłam im oko, popijając ziołowy wywar. Kątem oka z lubością obserwowałam wkurzonego dyrektora.

Nauczyciele po chwili zaczęli rozdawać plany lekcji.

- Profesorze Snape, przychyli się pan do mojej prośby?- spytałam, kiedy Postrach Hogwartu znalazł się tuż obok mnie.

- Chyba nawet nie powinno mnie dziwić, że o tym wiesz, panno Gaunt.- mruknął, wręczając mi świstek papieru.- Czy Weasley ucierpi na zdrowiu lub dozna na nim trwałego uszczerbku?

- Utrata dumy się liczy?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

Mogłabym przysiąc, że kąciki ust mężczyzny zadrgały.

- Zastanowię się nad tym.

I odszedł, rozdając plany kolejnym uczniom. Ja tymczasem rzuciłam szybkie Tempus i zauważając, że za chwilę będzie umówiona godzina, wstałam od stołu.

- A ty gdzie tak wcześnie?- zdziwił się Draco.

- Jestem umówiona z kuzynostwem. Chcecie iść ze mną?

Nie musiałam nawet pytać. Od razu wstali z miejsc. Draco jeszcze tylko mruknął coś o tym, że zgarnie Harry'ego i do nas dołączy i już go nie było. Pokręciłam z rozbawieniem głową i razem z Blaise'em opuściłam Wielką Salę.

Kiedy znaleźliśmy się w Sali Wejściowej, podeszłam do wejścia do jednego z korytarzy i oparłam się o ścianę, czekając na resztę. Draco z Harry'm i bliźniakami dołączyli do nas od razu. Jeden z rudzielców z rozpędu poderwał mnie do góry i zaczął okręcać wokół własnej osi.

- Czemu nic nie wiemy o tym umówionym spotkaniu, co?- spytał z udawanym wyrzutem, chociaż widać było, że był we wręcz szampańskim nastroju.

- Bo nie zdążyłam wam powiedzieć?- odpowiedziałam pytaniem, powstrzymując śmiech.

- Dobra odpowiedź.- mruknął George, stawiając mnie na ziemi.

- Kiedy w ogóle zdążyłaś się z nimi umówić?- spytał Fred.

Udałam że się zamyślam.

- Mniej więcej po tym, jak McGonagall epicko opieprzyła waszego brata i przed tym, jak Hogwart zdecydował się dać nam stajnie.

Chłopcy zamrugali zaskoczeni.

- McGonagall...- zaczął zdziwiony Harry.

- ...opieprzyła Ronusia?- dokończyli bliźniacy.

Przytaknęłam z szerokim uśmiechem, ponownie mając tą scenę przed oczami.

- I to w mistrzowskim stylu!- mruknęłam, przymykając oczy.- Jestem wręcz skłonna stwierdzić, że bał się jej w tamtym momencie bardziej niż Severusa.

- Czemu nas przy tym nie było?- jęknęli chórem bliźniacy.

- Lale obiecała, że nam to później pokaże.- poinformował ich rozbawiony Blaise.

W sumie na tym zakończyła się nasza dyskusja, bo na horyzoncie pojawiły się dwie osoby na które właśnie czekałam. Blondwłose bliźniaki o delikatnych rysach twarzy szły w naszą stronę uśmiechając się delikatnie. Chłopak ubrany był w szkolny mundurek o barwach Hufflepuff'u a dziewczyna miała na sobie strój w barwach Ravenclaw. Raz dwa do nas dotarli i po krótkim „cześć", zaczęli witać mnie całusami w policzki. Potem dziewczyna przerzuciła się na chłopców a jej brat ograniczył się do podania im ręki.

- Cieszę się, że w końcu możemy ze sobą porozmawiać, kuzynko.- uśmiechnęła się blondynka.- Mam nadzieję, że nie masz nam za złe tego wczorajszego przedstawienia?

Parsknęłam śmiechem, przypominając sobie minę dyrektora.

- Nie.- machnęłam ręką.- I również się cieszę, że mogę was poznać, Doreo, Axel'u. To moi przyjaciele: Fred i George Weasley'owie, Harry Potter, Draco Malfoy i Blaise Zabini.

- Wybaczcie to wybuchowe powitanie.- dziewczyna potarła kark z zakłopotaniem.- Trochę się zagalopowałam.

Chłopcom to jednak w żaden sposób nie przeszkadzało.

- Chętnie byśmy teraz dłużej z wami porozmawiali, ale zaraz mamy pierwsze zajęcia...- zaczął chłopak.

- Czym zaczynacie?- spytał Blaise.

- Eliksirami.

Gwizdnęłam cicho.

- Nie spóźnijcie się i nie drażnijcie profesora Snape'a.- poradził Harry

- Moglibyście pokazać mi swoje plany?- spytałam, kiedy nastolatkowie wymienili zdziwione spojrzenia.

Już po chwili utrzymywałam przed sobą kilka pergaminów z rozkładami zajęć, porównując je ze sobą.

- Spotkajmy się o siedemnastej w lochach.- zaproponowałam.

- Ale lochy wydają się dość rozległe.- zauważyła dziewczyna.- Jak się znajdziemy?

Wymieniłam z przyjaciółmi rozbawione spojrzenia.

- Nie macie się o co bać.- powiedziałam.- Znajdziemy was.

***

Miałam ochotę patrzeć na Umbrigde z co najmniej głupią miną. Czy ona właśnie próbowała nas zmusić, abyśmy odpowiedzieli jej chórkiem „dzień dobry" jak dzieci w mugolskiej podstawówce? I może jeszcze mamy akcentować kolejne sylaby? Całe szczęście po chwili, kiedy otrzymała oczekiwany efekt, przestała się na nas patrzeć jak wygłodniała, mięsożerna ropucha na stado pięciolatków.

Jak się okazało, było to tylko pozorne szczęście. Z coraz większym niedowierzaniem zaczęłam słuchać kolejnych słów kobiety. Nie miałam najmniejszego zamiaru notować tego, co mówiła, a kiedy patrzyłam na widniejące na tablicy punkty, myślałam, że to jakiś chory żart. I znowu to traktowanie nas jak małe dzieci.

Kiedy padło polecenie czytania, żaden ślizgon nawet nie tknął książki. I z tego co zauważyłam, nie tylko ślizgon. Wielu uczniów zajmowało się czymś zupełnie innym niż ta wątpliwej jakości lektura. Granger siedziała wyprostowana, z ręką uniesioną do góry i wbijała swój wzrok w nauczycielkę. To był chyba pierwszy raz, kiedy odmówiła wykonania polecenia profesora.

Kiedy w końcu Umbridge udzieliła jej głosu, dziewczyna poruszyła bardzo ważną kwestię. Odpowiedź ropuchy nie była jednak satysfakcjonująca.

- Z pewnością nie oczekuje pani bycia zaatakowaną podczas zajęć?- zakończyła swój monolog.

- Może nie podczas zajęć.- wtrąciłam, nie mogąc się powstrzymać.- Ale tereny pozaszkolne nie wydają się być zbyt bezpieczne.

- W mojej klasie uczniowie podnoszą rękę, kiedy chcą coś powiedzieć, panno...- zganiła mnie.

- Gaunt.- powiedziałam bez mrugnięcia okiem.- Lale Gaunt.

- A więc, panno Gaunt, poza szkołą czuwają nad waszym bezpieczeństwem aurorzy. Nie ma więc powodu aby naruszać ustalony przez Ministerstwo tok nauczania na rzecz czegoś, co wam się nie przyda. To jest chyba zrozumiałe?

Miałam ochotę parsknąć gorzkim śmiechem, zadrwić z kobiety i zdyskredytować ją. Chociaż chyba nawet nie musiałam tego robić. Z tego, co widziałam, każdy myślał o niej to samo „wredna jędza", „idiotka", „ropucha" i wiele innych, zapewne barwnych epitetów.

Nie mogłam się powstrzymać od uniesienia brwi w geście zdziwienia.

- Aurorzy? Proszę więc mi wyjaśnić, profesor Umbridge- podkreśliłam jadowicie.- gdzie byli aurorzy, kiedy kilka miesięcy temu, Harry Potter został porwany? Nic nie zrobili w celu odnalezienia go. Gdzie byli aurorzy, kiedy Śmierciożercy uciekli z Azkabanu? Gdzie byli aurorzy, kiedy znaleziono ciała dyrektora Durmstrangu Igora Karkarowa i byłego aurora... och, przepraszam... zdrajcy-śmierciożercy Alastora Moody'ego? Aurorzy nie zapobiegli żadnemu z tych zdarzeń i nie podjęli nawet żadnych kroków w celu rozwiązania ich. Wydają się być strasznie... nieudolni ale jeśli byli uczeni ministerialnym tokiem nauczania, to mnie to jakoś nie dziwi i jeśli tak więc wygląda chronienie naszego społeczeństwa, to chyba poważnie zacznę się zastanawiać nad założeniem plantacji bawełny gdzieś na Karaibach.

Kilka osób nie mogło się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Nic dziwnego, każdy, kto chociażby słyszał o mnie plotki wiedział, że prowadzenie plantacji nie jest w moim stylu. Nauczycielka za to, chyba poczuła się urażona i zlekceważona, o czym świadczyła purpurowa twarz.

- Szlaban, panno Gaunt!- warknęła, choć brzmiało to raczej jak oburzony pisk.

- Za co?- spytałam, w przeciwieństwie do niej, spokojnie.

- Za podważanie autorytetu nauczyciela i impertynencję!- wypluła z siebie.

Zamrugałam zaskoczona.

- Ale pani wie, profesor Umbridge, że według szkolnego regulaminu za to może mi pani co najwyżej odebrać punkty?

- Szlaban, panno Gaunt!- krzyknęła.- Dzisiaj, dwudziesta w moim gabinecie! I w tej chwili marsz do opiekuna domu!

Wzruszyłam ramionami, jednym ruchem różdżki pakując swoje rzeczy. Kiedy wstałam, spojrzałam jeszcze na kobietę z rozbawieniem.

- Dzisiaj o dwudziestej, profesor Umbridge?- spytałam z uśmiechem.- Czy pani właśnie umawia się ze mną na randkę? Niestety muszę odmówić...

- GAUNT!- ryknęła kobieta.- Slytherin traci pięćdziesiąt punktów, a teraz wynocha!

***

Spokojnie zapukałam do drzwi gabinetu Severusa i po usłyszeniu oschłego „proszę", weszłam do środka, od razu ładując się na swój fotel.

- Nie powinnaś być teraz na zajęciach?- spytał mężczyzna, tylko na chwilę podnosząc wzrok znad papierów.

Machnęłam niedbale ręką.

- Ach to nic takiego. Po prostu dostałam szlaban, odebrano mi pięćdziesiąt punktów i wysłano do ciebie.

Mężczyzna poderwał zaskoczony głowę. No tak, pierwszy raz się zdarzyło, żebym dostała wszystkie trzy kary na raz. Właściwie pierwszy raz dostałam jakąkolwiek z tych kar. Nie jestem pewna, czy nie miałam wcześniej odebranych punktów, ale jeśli tak było, to musiała być to nic nie znacząca ilość, skoro nie zwróciłam na to uwagi.

- Szlaban, punkty i przysłanie do mnie? Próbowałaś kogoś zabić, czy co?

Prychnęłam.

- Po pierwsze, gdybym próbowała, to bym zabiła i dobrze o tym wiesz. A po drugie wtedy od razu wylądowałabym u Dropsa.- przewróciłam oczami.- Nic z tych rzeczy. Po prostu Umbridge strasznie mnie wkurza.

Mężczyznę jakby nagle olśniło. Co mnie niezmiernie zdziwiło, przywołał skrzata i już po chwili byłam częstowana sokiem i owocami. Pokrótce opowiedziałam mężczyźnie, co się wydarzyło. Nie był zły czy coś. Chyba też nie przepadał za tą wiedźmą.

- Nie żeby mnie to dziwiło...- mruknął, ale zaraz przerwało mu pukanie do drzwi.- Proszę!

Do gabinetu weszli Draco z Blaise'em na czele kilku innych ślizgonów. Właściwie to na czele prawie całego rocznika. Chłopcy wydawali się być tak samo rozbawieni jak ja, pozostali natomiast wahali się między samozadowoleniem a strachem przed opiekunem domu. Zamrugałam zaskoczona, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co tu robią, tylko po to, by po chwili wybuchnąć niepochamowanym śmiechem. Severus za to westchnął ciężko.

- To jakiś żart?- spytał w końcu.

- Z tego co widzę, nie.- uśmiechnęłam się do niego.- Ale w sumie żart... dzięki, Severusie! Na pewno skorzystam z twojej propozycji! A wy? Co takiego zrobiliście, że wyrzuciła tak liczną grupę?

- W sumie to my stanowimy połowę wyrzuconych osób.- parsknął Blaise.- Gryfoni właśnie siedzą u McGonagall.

Po raz kolejny wybuchłam śmiechem. Już sobie wyobraziłam minę wicedyrektor, kiedy otworzy drzwi gabinetu!

- A co do czynów...- zaczął rozbawiony Draco.- Powiedzmy, że ćwiczyliśmy naszą elokwencję a i niektórzy gryfoni mają coś ciekawego do powiedzenia.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem i parsknęłam w sok, widząc zbolałą minę Severusa. No tak, dodatkowa robota.

***

- No hej!- przywitałam się, kiedy tylko dwójka blondynów wyszła zza zakrętu.- Chodźcie!

Skinęłam na nich ręką i poprowadziłam do pokoju wspólnego ślizgonów, gdzie już czekali na nas chłopcy. W międzyczasie dałam im po flakoniku z moją krwią, żeby mogli bez problemu wejść do moich kwater.

Niestety nie mogliśmy od razu przejść do moich pokojów. W pokoju wspólnym spotkała mnie niezbyt miła niespodzianka. Dość spora grupa pierwszo i drugorocznych pociągała nosami i przecierała oczy, siedząc na kanapach i będąc otoczonymi przez starszych ślizgonów. Trzecio i czwartoroczniacy również mieli nieciekawe miny, a uczniowie starszych lat próbowali jakoś udzielić im wsparcia.

- Lale!- Campbell'owi chyba ulżyło kiedy mnie zobaczył i od razu podszedł do mnie z pierwszoroczną, śpiącą ślizgonką na rękach, której policzki były poznaczone dość sporą ilością łez.

Aż mnie wmurowało na widok tego co, zobaczyłam.

- Co się dzieje?- spytałam od razu, podchodząc do całej grupy.

- Umbridge.- mruknął niezadowolony Blaise, podając kilku dzieciakom eliksiry uspokajające.

- Ta baba jest... po prostu brak mi słów!- warknęła Astoria, która razem z siostrą uspokajała jakiegoś chłopca.

Powiodłam po wszystkich wzrokiem.

- Od początku.- zarządziłam, przywołując kilka kolejnych eliksirów.- Axel, Dorea, wybaczcie, ale nasza rozmowa musi trochę poczekać.

- Nie ma sprawy.- wzruszyła ramionami dziewczyna, siadając na kanapie i wciągając na kolana jednego z bardziej rozhisteryzowanych chłopców.- Pomogę jak potrafię.

Z konsternacją obserwowałam, jak zmieniała się aura dziewczyny, kiedy zaczynała coś nucić. Melodia była spokojna i podnosząca na duchu, dodawała otuchy. Im dłużej dziewczyna nuciła, tym bardziej wszyscy się uspokajali, a jej aura rozszerzała się na cały pokój wspólny.

- Później to wyjaśnimy.- mruknął mi na ucho jej brat, widząc moją minę.

Skinęłam aby głową i ponownie zwróciłam się do ślizgonów.

- Więc? O co chodzi z tą kobietą?

- Sama widziałaś, jaka ona jest.- poinformował Theo Nott.- Z jakiegoś powodu pała nienawiścią do wszystkich uczniów Hogwartu.

- I używania przez nas magii.- dodał O'Hara, kiedy odesłał skrzata razem z kilkoma śpiącymi ze zmęczenia pierwszo i drugoroczniakami.- Odebrała mi dwadzieścia punktów, kiedy zaklęciem naprawiłem pióro.

- A jakie wygłosiła przy tym kazanie!- warknął George, również odsyłając dzieciaki do dormitoriów.- „Złamane pióro należy zastąpić nowym", „Nic mnie nie obchodzi, panie O'Hara, że nie posiada pan zapasowego pióra", „Należy podnieść rękę, jeśli chce się zabrać głos". Czy ona myśli, że mamy po pięć lat?!

- Opieprzyła mnie tylko dlatego, że zaleczyłam kolano dzieciaka, który wywalił się na korytarzu.- mruknęła niezadowolona szóstoklasistka, jeśli się nie myliłam, nazywała się Juliette Johnson.

- My to jeszcze pół biedy.- stwierdziła Pansy, z niezadowoleniem stukając palcami o ramię.- Sama widzisz, jakie dzieciaki są zastraszone. A to ktoś dostał szlaban za to, że naprawił okulary zaklęciem, a to znowu zapytał o coś, czego nie rozumiał, lub po prostu nieświadomie zirytował tą sukę!

- Obecnie z każdego roku ktoś ma u niej szlaban.- westchnął Harry.- I to nie tylko ze Slytherin'u. Dzisiaj my mamy się u niej zjawić, jutro szósto i siódmoklasiści, pojutrze roczniki trzy i cztery, a kolejnego dnia najmłodsi. I to z każdego domu.

Z niezadowoleniem skinęłam głową, przyjmując wszystkie informacje. Po chwili zastanowienia skinęłam na siódmoklasistę, tego samego, który przy wczorajszej uczcie udzielił mi kilku informacji i przywołałam go do siebie. Szybko odnalazłam w głowie jego nazwisko.

- Malcolm, masz może dla mnie jakieś ciekawe informacje?

- Już myślałem, że nie zapytasz.- uśmiechnął się nieco, choć widocznie nie było mu do śmiechu.- Uruchomiłem kilka kontaktów w Ministerstwie i raczej nie mam za dobrych wiadomości. Umbridge jest szpiegiem Knota. Ma mu donosić kto, co, gdzie i kiedy. Podobno odkąd Knot zaczął wymykać się z palców Dumbledore'a, zaczął się obawiać starca i w sumie można powiedzieć, że nabawił się paranoi. Wyczuwa zagrożenie w Hogwarcie i ubzdurał sobie jakąś rewolucję. Umbridge ma być jego oczami i uszami, ale też ma nas pozbawić możliwości walki.

- To by wyjaśniało ten zakaz używania różdżek.- mruknął niezadowolony Harry.

W ciszy zastanawiałam się nad słowami chłopaka. W sumie Knot wcale nie miał takiej paranoi, jak by się mogło wydawać, choć zagrożenia szukał nie tam, gdzie trzeba. Ale to akurat dobrze. Ale Umbridge... Ta kobieta jest problematyczna. Nawet nie chodzi o jej szpiegostwo, ale jeśli nadal będzie tak traktowała uczniów... Nie chciałabym wysyłać ślizgonów do psychologa! Mogłabym bez problemu ją usunąć, ale morderstwo w Hogwarcie zrodziłoby pełno strachu, podejrzeń, a co najważniejsze- śledztwo i stałą obserwację. A to byłoby mi bardzo nie na rękę.

Kiedy tylko o tym pomyślałam, poczułam jak pierścień na moim palcu robi się chłodniejszy. Ten to ma, kurwa, wyczucie! Po prostu świetnie. Miałam ochotę warknąć, ale ograniczyłam się tylko do ciężkiego westchnięcia i potarłam nasadę nosa.

- Obecnie w sprawie Umbridge nic nie możemy zrobić, ale postaram się coś wymyślić. Wystarczy jej jedno potknięcie, jeden pretekst... Miejcie oczy szeroko otwarte. Jeśli ciężko znosicie stres, nie dawajcie jej pretekstu, nie prowokujcie jej. Nie ma sensu, żebyście się przez nią denerwowali. Nie martwcie się o brak praktyki. Ćwiczcie w swoim zakresie, a jeśli będziecie mieli z czymś problem, zawsze możecie liczyć na naszą pomoc...

- Lale.- wtrącił Harry.- Wiem, że to Slytherin jest twoim domem i że to twoi współdomownicy są w tej sytuacji dla ciebie najważniejsi, ale to nie jest tylko problem ślizgonów. Cała szkoła się mierzy z tym samym i wszyscy potrzebowali by pomocy.

- Wiem.- westchnęłam.- Ale obecnie nie jestem w stanie wymyślić niczego lepszego. Co dalej... Dorea i Axel... wybaczcie, ale muszę przełożyć naszą rozmowę. Sprawy niecierpiące zwłoki. Możecie poczekać tutaj na mój powrót lub wrócić do siebie, gdzie bym później po was wpadła.

- Poczekamy.- zdecydowała dziewczyna.- Podczas waszej nieobecności mogę doglądać tych gorzej się czujących, myślę, że chociaż trochę tak pomogę.

Skinęłam jej z wdzięcznością głową.

- Dziękuję. I liczę, że później wyjaśnisz mi, jak to robisz. Myślę, że na razie to tyle. W razie by ktoś o mnie lub chłopaków pytał, nie było nas tutaj.

Kiedy ślizgoni przytaknęli, razem z chłopakami ruszyłam w stronę moich pokoi. Kiedy znaleźliśmy się w salonie, teleportowałam nas tam, skąd dochodził „sygnał" pierścienia. A więc wylądowaliśmy w ciemnej, nieprzyjemnej komnacie jakiegoś starego dworu, gdzieś pomiędzy rzędami postaci w czarnych szatach a tronem, na którym siedział Tom.

- Jesteście spóźnieni.- powiedział na powitanie.

Uniosłam brew, przywołując książkę Salazara, którą czytałam jeszcze dzisiaj rano.

- Myślę, że to ci się spodoba.- mruknęłam, rzucając mu książkę na kolana.- A gdzie mój tron, co?

- Sama go sobie zrób, skoro go chcesz.- prychnął, z zaciekawieniem kartkując książkę.

Wywróciłam oczami i od razu stworzyłam dwie potężne kanapy, na które zaciągnęłam chłopców oraz Syriusza i Remusa, których dostrzegłam w tłumie. Od razu wpakowałam się Blaise'owi na kolana. Albo przez to, albo ogólnie przez zapewnienie przyjaciołom miejsc siedzących, zostałam obdarzona przez Toma dziwnym spojrzeniem.

- No co? To moja sprawa, jak traktuje moich ludzi!- prychnęłam, po czym wskazałam na książkę.- To jest do zwrotu, Tom. Więc prosiłabym, żeby nie znalazły się na niej żadne dopiski. Możesz ją sobie skopiować jak chcesz.

Brunet uniósł brew, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Zamiast tego przeszedł do rozpoczęcia spotkania. Jednym uchem słuchałam jego przemówienia o powrocie i tak dalej. Kiedy zaś przeszedł do nowych celów, przywołałam kilka zwojów pergaminu, na których były głównie roboty od szefa, oraz kilka pustych, na których od czasu do czasu zapisywałam a to uwagi odnośnie planów Toma, których nadal słuchałam jednym uchem, a to odnośnie roboty lub Umbridge i Hogwartu.

- Lale, czy ty mnie w ogóle słuchasz?- spytał w pewnym momencie, a jego głos był lodowaty.

- Tak mniej więcej.- mruknęłam, przeglądając naraz kilka pergaminów.- I tak nie mówisz niczego, czego nie omawialiśmy u mnie. Jak chcesz, mogę ci podrzucić kilka miejsc w mugolskim świecie, na które moglibyśmy napaść.- przesunęłam jeden z pergaminów bardziej przed siebie i rzuciłam na niego okiem.- Z tego co teraz wyłapałam, chcesz dać znać mugolom, że żaden obszar ich świata nie jest bezpieczny, tak więc na początek proponowałabym ataki na jakąś bazę wojskową, może dom jakiegoś znaczącego polityka i/lub arystokraty, losowe miasto...

- Polecam Little Whinning.- mruknął Harry, popijając wyproszoną od skrzata herbatę.

- Miło.- stwierdziłam pod nosem.- W takim razie jeszcze dorzuciłabym swój sierociniec, którym chętnie bym się sama zajęła. Na początek to by chyba starczyło. No może jeszcze jakieś centrum handlowe, ale o tym musiałabym wiedzieć wcześniej, żeby ostrzec znajomych.

Tom przez chwilę milczał, po czym oddał głos swoim ludziom, widocznie dając im się wypowiedzieć na temat mojej propozycji. Wow, nie myślałam, że to się tak odbywa. Może Tom naprawdę ceni uwagi swoich śmierciożerców, jak mówili rodzice i pozostali?

- Panie, czy nie lepiej byłoby od razu zaatakować premiera albo rodzinę królewską?- spytał jakiś śmierciożerca.- Czy zamiast najpierw atakować jakiegoś podrzędnego polityka nie powinniśmy pozbawić ich najważniejszych osób?

- Ogólnie byłby to dobry plan.- skinęłam głową, odkładając papiery.- Ale gdybyśmy tak zrobili, kilka czynników utrudniłoby nam robotę. Przede wszystkim, chaos jaki by wybuchł, byłby niekontrolowany. A nam zależy na kontrolowaniu tego burdelu. Premiera nie możemy się pozbyć od tak. Głowy mugolskiego i magicznego świata są ze sobą w stałym kontakcie, więc w naszym interesie powinno być zachowanie przy życiu osoby obeznanej z sytuacją. Nie dość, że na jego miejsce nie wskoczyłby jakiś nic nie wiedzący i nierozumiejący idiota, który pewnie lekceważyłby całą sytuację, to mogłoby to wpłynąć na pogorszenie się kontaktów mugolskiego premiera z Knotem.

- A co nam po tym?- spytała jakaś kobieta.

- Chociażby to, że mugolski premier mógłby uznać, że Knot nie radzi sobie na stanowisku.- zauważył Draco.- Mógłby zacząć obwiniać go o śmierć swoich ludzi, nieudolność aurorów. A jeśli mugoli będzie ginęło coraz więcej, my pozostaniemy nieuchwytni, straci zaufanie do możliwości magicznego rządu.

- W akcie desperacji mógłby nawet zacząć szukać kontaktu do nas, żebyśmy zostawili mugoli w spokoju.- dodał George.- A jeśli już byłby tak zdesperowany, moglibyśmy go zmusić do wszystkiego, co byłoby w naszym interesie.

- Włącznie z ujawnieniem istnienia magicznego świata mugolom.- zakończył jego brat.- Po serii niewytłumaczalnych ataków i widoku latających zaklęć, czy innych tego typu rzeczy, mugole od razu uwierzą.

- Albo pomyślą, że facet jest szalony!- stwierdziła Carrow.

- Tak by zapewne było, gdybyśmy nie urządzali ataków, Carrow!- warknęła Balla, patrząc nieprzychylnie na kobietę.- Ale, tak jak mówią dzieciaki, po tylu różnych zdarzeniach, których nie będą w stanie wyjaśnić, mugole uczepią się jedynego, podanego na tacy wyjaśnienia. Nawet tak dla nich nierealnego jak magia.

- No a wybicie rodziny królewskiej?- spytał jeden z młodszych śmierciożerców.

- Dobra opcja, jeśli chcesz niekończącej się rewolucji.- prychnęłam, przeciągając się.- Rodzina królewska jest dla Brytyjczyków ważniejsza od niejednej rzeczy. Jeśli podniesiemy na nią rękę, opór szybko nie ustanie, być może będziemy zmuszeni wybijać coraz więcej mugoli.

- A to jakiś problem?- parsknęła Carrow.- W końcu...

- Carrow, jestem pewna, że doskonale wiesz, że nie należy mnie denerwować.- powiedziałam spokojnie, patrząc prosto na kobietę, która się wzdrygnęła.- Chcesz wiedzieć, jaki to problem? Proszę bardzo! Więcej walk to mniej mugoli. Mniej mugoli to mniej mugolaków. Mniej mugolaków to mniej magii. A mniej magii doprowadzi do wymarcia magii. Jeśli nie przeszkadza ci, że za kilka pokoleń nie będzie czarodziejów, to proszę bardzo, wyjdź i idź mordować mugoli. Jeśli jednak chcesz, żeby magia przetrwała, w tym momencie się zamkniesz, albo ja cię uciszę. I to na dobre.

- Mój Pan na to nie pozwoli, ty...!

Zaśmiałam się zimno, zginając się w pół. Mój głos odbił się echem od kamiennych ścian. Kiedy się prostowałam, odgarnęłam czarne loki z twarzy i błyszczące oczy utkwiłam prosto w kobiecie.

- Carrow, czy ty właśnie chowasz się za plecami Toma przed piętnastolatką? Ej, Tom! Czy to tym są twoi Śmierciożercy? Serio?

Mężczyzna patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie zadźgać, zaciskając usta w wąską linię. Przewróciłam oczami, unosząc ręce w pokojowym geście.

- No już, już. Nie zabijaj mnie wzrokiem, ok? Ale musisz przyznać, że doświadczona śmierciożerczyni stająca za twoimi plecami przed dzieciakiem, to jednak dość komiczna sytuacja.

Tom nic nie powiedział. A przynajmniej nie na ten temat, bo zaczął od razu planować akcje, łącznie z rajdami po magicznych miejscach. Hogsmead pojawiło się na pierwszym miejscu. Następnie mignęła mi gdzieś Pokątna, kilka pomniejszych na wpół czarodziejskich wiosek i oczywiście Ministerstwo Magii.

- A co robimy z Hogwartem?- spytał Rudolf.

- Hogwart...- zamyślił się Tom.

- Hogwart na razie odpada.- westchnęłam ciężko.- Nie dość, że Dumbledore cały czas tam siedzi, to jeszcze mamy pewne problemy wewnętrzne. Poza tym, żeby się tam dostać, potrzebowalibyście wsparcia, a nasza szóstka to jednak trochę za mało.

- Problemy? Masz na myśli Dolores Umbridge?- spytał Lucjusz.

Niechętnie przytaknęłam.

- Ta baba jest niemożliwa, ale poradzimy sobie z nią. Wszyscy ślizgoni już są zmobilizowani do obserwowania jej i szukania czegokolwiek, co wykorzystamy na jej niekorzyść.

- A czy ślizgoni nie mogliby pomóc nam dostać się do środka?- zaproponował Amycus.

Pokręciłam głową.

- Nie wyślę ich do roboty, przy której mogliby stanąć naprzeciwko Zakonu Feniksa, jeśli Drops by was odkrył. Nie mają doświadczenia w walce i odpowiednich zdolności. Poza tym, nie jestem pewna, w jakim stopniu mogę im ufać.

- Ślizgoni pójdą za swoją królową, Lale.- uśmiechnęła się do mnie Euphemia.- Jestem pewna, że każdy z nich odpowie na twoje wezwanie. Większość z nich wiele ci zawdzięcza...

- Właściwie wszyscy.- parsknął Blaise.- Nawet nie wiesz, mamo, jak Lale się dla nas wszystkich stara. Dzieciaki lgną do niej, że to aż niemożliwe! Pomaga wszystkim w prywatnych problemach i w nauce, a teraz nawet zaproponowała ślizgonom ćwiczenia praktyczne z OPCM'u!

- Skończyłeś?- spytałam, trącając chłopaka łokciem.- Nie jesteśmy tutaj, aby rozmawiać o moich kontaktach ze ślizgonami. Zresztą, za godzinę muszę być u tej Umbridge. I z tego co wiem nie tylko ja.

Chłopcy udawali, że mnie nie widzą. Patrzyli się wszędzie: na ściany, podłogę, sufit, śmierciożerców, Nagini a nawet na Toma, byleby tylko nie patrzeć na mnie. Z rozbawieniem pokręciłam głową i spojrzałam na krewniaka.

- Na kiedy to planujemy?

Mężczyzna zamyślił się i zanim zdążył odpowiedzieć, odezwał się Harry.

- Co powiecie na trzydziesty pierwszy października?

Wszyscy spojrzeli na chłopaka zaskoczeni. Nie dziwiłam się, pamiętając, że tego samego dnia zostali zabici jego rodzice. W sumie plan nie był zły, zwłaszcza, że niektórzy mogli to odczytać jako osobliwy odzew. Zresztą, ten dzień to nie tylko zabicie Potter'ów.

- Ta data...- zaczął Tom dziwnym tonem, zerkając na Harry'ego.

Gdybym wiedziała, że to niemożliwe, stwierdziłabym, że mężczyzna jest zakłopotany. Od razu jednak odrzuciłam tą opcję. No błagam was, Voldemort i zakłopotanie? Mimo wszystko nie wiedziałam, jak opisać to, w jaki sposób odbierałam zachowanie krewniaka.

- Tom, ta data, to nie tylko rocznica śmierci moich rodziców.- parsknął Harry, zupełnie nieprzejęty przeszłością.- Jakimś dziwnym cudem, wszystko dziwne co się dzieje w Hogwarcie, zaczyna się tego dnia.

- Ma rację.- powiedziałam z rozbawieniem.- Na naszym pierwszym roku troll w lochach i moje spotkanie z tobą, Tom. Na drugim ten cały cyrk z Komnatą Tajemnic. Na trzecim Syriusz i włam do Gryffindoru.

- No i czwarty rok i Czara Ognia.- zakończył Harry ze śmiechem.- Co z tego, że było to zaplanowane?

- Właśnie, Tom!- wykrzyknęli bliźniacy.- Bądź konsekwentny i podtrzymuj tradycję, którą niejako zapoczątkowałeś!

Mężczyzna zacisnął usta, gromiąc nieprzejętych bliźniaków wzrokiem. W końcu jednak zgodził się na tą datę, rozumiejąc, że to faktycznie byłoby dobre wyjście. Z odzewem jakiego chciał i niejakim przesłaniem. Potoczył wzrokiem po śmierciożercach.

- A tak na Hogsmead... Bella, zajmiesz się tym?

- Tak, Panie.- ciotka skinęła głową.

- Skompletuj sobie ludzi, nie więcej jednak jak dwudziestu. Lucjuszu, zajmiesz się Ministerstwem?

- Tak, Panie.- przytaknął mężczyzna.- Ilu ludzi mogę wziąć?

- Ilu potrzebujesz. Musicie przedrzeć się przez zabezpieczenia ministerstwa...

- Och, jeśli chodzi o to, to mogę pomóc.- machnęłam ręką, przywołując plik papierów i wysyłając je do Lucjusza.- Potrzebowałam tego, żeby wysłać ciało Moody'ego do Ministerstwa i przy odrobinie szczęścia jeszcze nie zmienili zabezpieczeń.

- Owszem.- przytaknął mężczyzna.- Knot niezbyt przejął się tym incydentem, głównie dlatego, że nie było go wtedy w Ministerstwie, ale urzędnicy ciągle chcą go przekonać do ulepszenia zabezpieczeń.

- Miejmy nadzieję, że nie dadzą rady.- mruknął Blaise.- Niech na coś ten idiota się w końcu przyda.

- Dobrze by było.- przytaknął Tom.- Dalej, Amycus'ie, Alecto, Rabastan, zajmiecie się wioskami. Rudolfie, myślę, że tobie mogę powierzyć zamach na mugolskiego urzędnika.

Wszyscy wymienieni przytakiwali spokojnie.

- Atak na Little Whinning... Fenrir, zajmiesz się tym?

Mój chrzestny od razu przytaknął.

- Jeśli nie miałbyś nic przeciwko,- wtrącił się nagle Harry, patrząc na wilkołaka.- poszedł bym z wami. Mam porachunki do wyrównania z kilkoma osobami.

- Harry...- zaczął Syriusz, ale szybko został uciszony przez delikatny uśmiech.

- Syriuszu, dalej uważam, że nie byłbym w stanie zabić, ale chcę zamknąć ten etap mojego życia na dobre. I muszę to zrobić własnymi rękami.

- Nie mam nic przeciwko, Harry.- powiedział Fenrir, poprawiając trzymaną na rękach Selenę.- Wierzę, że Lale odpowiednio zadbała o wasze zdolności bojowe.

- Myślę, że wystarczająco, jeśli nie natrafią na przeciwników o znacznej przewadze liczebnej i używających mugolskich broni.- stwierdziłam, zeskakując z podwyższenia i porywając od chrzestnego, dziewczynkę, która z wesołym okrzykiem przyjęła zmianę osoby, u której się znalazła.- No hej, skarbie! Myślę, że jeśli nie dacie zaskoczyć się aurorom, wszystko będzie w porządku. Jeszcze do Samhain poduczę chłopaków w walce, więc nie masz się o co martwić.

Wilkołak przytaknął, widocznie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Miałam też wrażenie, że rozumiał targające Harry'm emocje i po prostu chciał iść mu na rękę. Sam chłopak znów miał tą dziwną determinację w oczach. Ja sama rozumiałam, że zakończenie sprawy Privet Drive jest czymś, co sam chce zrobić. Tak jak ja chciałam zakończyć rozdział mojego sierocińca. Kim ja jestem, żeby odmawiać mu zemsty?

- To skoro Harry idzie, to ja też.- zdecydował od razu Draco.

- Jeśli Fenrir się zgodzi i twoi rodzice też, to rób co chcesz.- machnęłam ręką, siadając z chrześnicą obok Blaise'a i sadzając mu ją na kolanach, równocześnie rozwalając jej białe loczki.- Macie mi tylko wrócić w jednym kawałku!

Chłopcy od razu przytaknęli.

- Od razu się zgłaszam do ataku na mój sierociniec.- poinformowałam Toma, bawiąc się z Seleną w kosi kosi łapki.- I mogę iść sama.

- Chyba oszalałaś, myśląc, że się na to zgodzę.- warknął Tom.- Chociaż jeden z moich śmierciożerców ma iść z tobą!

- Nie wierzysz w moje zdolności, Tom?- spytałam, ogrywając Selenę i patrząc na mężczyznę.- Czy może chcesz mieć mnie pod nadzorem? Nie zależnie od powodu, wątpię, żeby ktokolwiek z twoich ludzi chciał ze mną iść, nie licząc tych, których już przydzieliłeś do konkretnego zadania. Jasne, jest jeszcze ciocia Euphi, Narcyza czy Illiyana lub Severus, ale pamiętaj, że masz jeszcze kilka posadek do rozdania.

Mężczyzna zacisnął dłoń w pięść.

- A więc ja z tobą pójdę.- wypalił.

- Okej.- zgodziłam się od razu, łaskocząc Selenę, która tak się wierciła, że kilka razy przyłożyła Blaise'owi z małej piąstki prosto w szczękę.- Ale trzymasz się z daleka. To moja robota. Moja zemsta.

Nie widziałam miny mężczyzny, zbyt zajęta unikaniem drobnych stópek odzianych w lakierki, których cios byłby dość bolesny. Podejrzewam jednak, że była zabawna, patrząc na rozbawienie błyszczące w oczach znajomych, którzy usilnie starali się je maskować, co wychodziło im z nawet całkiem dobrymi efektami.

Dalej wszystko potoczyło się dość szybko. Tom rozdał resztę roboty, kazał przygotować plany ataków i kazał czekać na kolejne wezwanie, na którym mieliśmy omówić każdy z ataków. W sumie na piętnaście minut przed szlabanem mogliśmy wrócić do Hogwartu, co też zrobiliśmy, od razu z niechęcią kierując się w stronę gabinetu tej żmii.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No hej!

Kolejny rozdział dodany! Zdajecie sobie sprawę, że to już jakieś dziesięć miesięcy, od kiedy opublikowałam prolog "Z krwi Salazara"? Ja nie mogę w to po prostu uwierzyć! Podobnie jak w to, jak dobrze przyjęliście to opowiadanie! Jestem naprawdę bardzo szczęśliwa z tego powodu i z całego serca dziękuję za wszystkie wyświetlenia, komentarze i gwiazdki!

Z tej okazji chciałabym coś dla was zrobić. Niestety nie mam żadnego pomysłu na bonus, więc zostawiam to w waszych rękach. Z góry mówię, że dodatkowy rozdział się nie pojawi, ale jeśli chcielibyście jakąś miniaturkę (jeśli tak, to sprecyzujcie jej tematykę), może kolejną serię pytań i odpowiedzi, albo coś w tym stylu, to czekam na propozycje! Na podstawie waszych komentarzy coś wybiorę i za tydzień ogłoszę co to. Liczę na waszą pomysłowość, jeśli wpadnie wam do głowy coś innego, niż opisałam wyżej, a o czym nie pomyślałam.

No! To chyba tyle.

Całuję i pozdrawiam, moi kochani!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro