Rozdział 38
Razem z chłopcami opuściłam pociąg i wsiadłam do pierwszego lepszego powozu. Powiedzieć, że byłam wkurzona, to mało powiedziane. Podczas tej podróży jeszcze kilkakrotnie wpadałam na Weasley'a i choć nie dokuczał już dzieciakom, albo pilnował się, żeby nie było mnie wtedy w pobliżu, to jego osoba i tak wystarczająco mnie denerwowała. Na szczęście nie musiałam już ani razu interweniować. Starsi bez problemu radzili sobie z problematycznym gryfonem.
W dodatku ta sytuacja z hasłami i wytycznymi dalej zajmowała moje myśli. Dyrektor widocznie próbował pogrążyć Slytherin, sprowadzić nas do sytuacji sprzed roku, kiedy to ślizgoni byli marginesem społecznym szkoły bez tej niewielkiej nici zaufania, jaką wypracowaliśmy sobie przez ostatnie dwanaście miesięcy. Czyżby aż tak przeszkadzało starcowi to, że Hogwart powoli się jednoczy, staje jednością? Jak widać, tak. Niedoczekanie jego! Nie ma co liczyć na to, że przestaniemy walczyć o swoje!
Kiedy tylko przekroczyliśmy bramy Hogwartu, zastanawiałam się, jak to rozegrać. Skoro otwarte działania nic nie dają, to trzeba działać z cienia. Od razu zmieniłam hasła do wszystkich pokojów wspólnych i podesłałam innym prefektom podpisane jako Hogwart. Na razie mogłam zrobić tylko tyle. Z resztą, prefekci i tak nie zamierzali stosować się do wszystkich wytycznych dyrektora.
Tak jak zawsze, ja, Draco i Blaise pożegnaliśmy się z Harry'm i bliźniakami w wejściu Wielkiej Sali i ruszyliśmy do swoich stołów. Kiedy zajęłam swoje miejsce rozejrzałam się po pomieszczeniu. Z zadowolonym uśmieszkiem zauważyłam, jak Snape i McGonagall łapią Ronalda w wejściu i suszą mu o coś głowę. Byłam prawie pewna, że po uczcie powitalnej, chłopak będzie musiał się stawić u opiekunki domu.
Co mnie niezmiernie zdziwiło, dyrektor wyglądał na niezadowolonego. Oczywiście to wszystko pod maską dobrotliwego staruszka, ale mimo wszystko! I to raczej nie chodziło o nasze małe spięcie z Prefektami Naczelnymi i zapewne otrzymaną informacją o zgłoszeniu go do Rady Nadzorczej.
Popatrzyłam po reszcie grona pedagogicznego. Mieli podobne miny, z wyjątkiem grubej kobiety w różowym stroju. Przez szeroki, sztuczny uśmiech widniejący na jej twarzy, uparcie kojarzyła mi się z ropuchą. Czy to miała być nasza nowa nauczycielka OPCMu?!
- Dolores Umbridge.- mruknął do mnie Draco.- Z Ministerstwa. Podobno bliska podwładna Knota. A to zapowiada kłopoty.
- Czy Knot nie był przypadkiem w kieszeni Trzmiela?- zdziwiłam się, zerkając kontem oka na kobietę.
- Przez ostatnie kilka miesięcy sporo się zmieniło, Gaunt.- mruknął jakiś siódmoklasista siedzący nieopodal.- Knot zaczął wymykać się z rąk Dumbledore'a. Z jednej strony jest nam to na rękę, ale z drugiej jest on beznadziejnym politykiem i może...
- ... przysporzyć sporo kłopotów.- dokończyłam kiwając głową.- Dzięki. Mógłbyś mnie informować o wszystkich istotniejszych politycznych wydarzeniach?
Chłopak skinął głową, a ja ponownie zwróciłam się do chłopców.
- Lucjusz albo Euphemia mieli jakieś wezwanie od Toma?
Oboje zaprzeczyli.
- Mama podejrzewa, że zwoła zebranie, kiedy jego ludzie dojdą do siebie, po tym, co im zafundowałaś.- mruknął Blaise, opierając brodę na dłoni.
Słysząc to, uniosłam brew.
- Żartujesz? Tom nie wygląda mi na osobę, która troszczy się o swoich ludzi.
Chłopak parsknął śmiechem.
- I zapewne taki nie jest. Raczej chodzi o to, żeby ludzie mu nie padli po pierwszym lepszym Crucio.
Przytaknęłam, rozumiejąc do czego odnosi się przyjaciel. Z wyczekiwaniem patrzyłam na drzwi, przez które po chwili weszła McGonagall prowadząc pierwszoroczniaków. Zmarszczyłam brwi, kiedy nie zobaczyłam wśród nich żadnych starszych uczniów. Z tego co pisała mi ciotka, to osoby które miały mi pomóc z moimi zdolnościami były starsze ode mnie i miały się pojawić w Hogwarcie pierwszego września, a tutaj ich nie ma!
Kiedy uczniowie zostali ustawieni w rzędy, a Tiara Przydziału leżała na stołku, jej szew rozdarł się jak co roku, śpiewając nową pieśń powitalną.
W dawnych czasach, gdy byłam nowa
Karty historii jeszcze były w bieli
Wśród założycieli szkoły padły słowa
że nic ich nigdy nie rozdzieli.
Wspólny cel im teraz świeci
Tęskni by z magii uczynić sztukę
najlepszą szkołę stworzyć dla dzieci,
przekazać innym swoją naukę.
Razem będziemy budować i uczyć
Czworo przyjaciół zdecydowało
że coś ich może kiedyś skłócić
Wierzyć im się nie chciało.
Bo gdzie znaleźć taką przyjaźń i wiarę
Jak Slytherin i Gryffindor?
Chyba że chodzi o tę drugą parę,
o Hufflepuff i Ravenclaw.
Więc jak wszystko mogło pójść tak źle?
Przyjaźnie upadły. Jak to się stało?
Ja byłam tam, więc mogę dziś rzec
smutną, żałosną historię tę całą.
Slytherin chciał uczyć tylko tych,
którzy w starych tradycjach pokładają wierzenie
Ravenclaw za uczniów mieć chciała swych,
tych, w których wiedzy jest pragnienie.
Gryffindor chwały i sławy łasy
odwagę wybrał jako cechę główną.
Hufflepuff rzekła: będę uczyć masy
i wszystkich będę traktować równo.
Wszystko to małą kłótnię wywołało
Gdy wyszły różnice na światło dzienne.
Lecz żadne z nich ustąpić nie chciało
Więc domy stworzyli oddzielne.
Każdy z nich wybrał kogo chciał
Na przykład Slytherin
Tylko tych oddanych tradycjom brał,
Przebiegłych, skorych do drwin.
Tych najmądrzejszych i najbystrzejszych
wzięła do siebie Ravenclaw,
Grupa najśmielszych i najodważniejszych
Poszła gdzie rządził Gryffindor.
Do Hufflepuff wszyscy inni zlecieli
A ona z sercem ich uczyła
I tak i domy i ich założycieli
Od nowa silna przyjaźń połączyła.
I tak w harmonii Hogwart działał
Przez kilka lat, szczęśliwy czas,
Lecz potem niezgodą każdy zapałał
wynikłą z błędów i ze strachów w nas.
I domy, co niczym filary cztery
szkołę tą niegdyś podtrzymywały
Przeciwko sobie obrócone teraz
I podzielone władzę przejąć chciały.
I tak przez chwilę już się wydawało
Że oto nastał zmierzch szkoły,
Po walkach i starciach, których niemało,
Zgliszcza zostaną tylko i popioły.
Aż w końcu taki poranek nastał
Gdy Slytherin odszedł udręczony
I chociaż walk większość wygasła
Każdy z nas poczuł się przygnębiony.
I odkąd powstał wyłom w trzonie
I z czterech zostało trzy
Już nigdy nie były zjednoczone
Domy jak kiedyś miały być.
A teraz Tiara jest tutaj z wami
I już za chwilę jednym gestem
Rozdzielę was pomiędzy domami
Bo w końcu po to tutaj jestem.
Ale w tym roku muszę się ośmielić,
Słuchajcie uważnie pieśni mej:
Pomimo iż muszę was podzielić
ktoś na nowo zjednoczyć was chce.
Mimo iż obrzęd jest co roku stały
I dzieląc na czworo muszę robić swoje
Wciąż sobie myślę, czy te podziały
Nie ściągną końca, którego się boję.
Och, znajcie ryzyko, znaki czytajcie
Historia sama niesie ostrzeżenie
W niebezpieczeństwie Hogwart jest, uważajcie
Z wewnątrz i zewnątrz nadchodzi starcie.
Ktoś nas próbuje przed nim zjednoczyć
Słuchajcie głosu zamku, który jest przez nich niesiony.
Każdy z was słyszał, każdy widział
Inaczej na nic trudy i mozoły.
Dzieci Hogwartu na nowo powstały
Wielki cel mają, z ukrycia wyjść zapragnęły
Droga do tego jest trudami zasłana.
Czy się opłaci i czy przetrwają
Czy ktoś ich drogę krwią zabarwioną powstrzyma
Nikt tego nigdy nie przewidział.
Dość już powiedziałam. Niech zacznie się przydział.
Razem z resztą uczniów klaskałam, choć pewnie w przeciwieństwie do pozostałych, ja rozmyślałam nad pieśnią Tiary. Niektórzy mogli uważać ją za szurnięty kapelusz, ale ja wiedziałam, że ma ona dar. Jej słowa, zwłaszcza te ostatnie, ewidentnie świadczyły o tym, że coś się dzieje. I Dumbledore też to bez wątpienia wyczuł.
McGonagall jednak bez zwłoki rozpoczęła przydział. Grupa nowych uczniów czekających na to, aż tiara określi ich nowe miejsce przynależności powoli malała, aż w końcu ostatnie osoby zasiadły przy stołach swoich nowych domów. Wtedy z miejsca powstał Dumbledore z tym swoim dobrotliwym uśmieszkiem.
- W tym roku- zaczął, rozkładając ręce i patrząc po uczniach.- mieliśmy mieć dwóch nowych uczniów, którzy przenieśli się z Beauxbatons i mieli zacząć tutaj swój szósty rok. Niestety jak widać nie udało im się...
Wypowiedź starca przerwał huk w Sali Wejściowej. Wszyscy od razu przenieśli swój wzrok na wielkie drzwi prowadzące do sąsiedniego pomieszczenia. Myślałam, że mi się wydawało, kiedy usłyszałam tętent kopyt na kamiennej posadzce, ale gdy drzwi gwałtownie się otwarły, o mało nie wylatując z zawiasów a do środka wpadł czarny koń z dwoma jeźdźcami na grzbiecie, zaczęłam się zastanawiać czy z moim wzrokiem wszystko jest w porządku.
Koń przegalopował przez całą salę i zatrzymał się dopiero przed stołem nauczycielskim, a para jaka na nim siedziała, natychmiast z niego zeskoczyła. Od razu było widać że to rodzeństwo, bliźnięta.
Chłopak był wysoki i wysportowany, miał sięgające łopatek złote włosy, spięte w koński ogon. Opalona karnacja od razu informowała, że sporo czasu spędzał na dworze. Był przystojny, choć jego twarz miała bardzo delikatne, prawie dziewczęce rysy. Zwłaszcza okalane długimi rzęsami turkusowe oczy mogły mylić. Nastolatek miał na sobie czarne, obcisłe spodnie, granatową koszulę rozpiętą pod szyją i czarną kamizelkę.
Stojąca obok niego dziewczyna miała te same oczy, podobne rysy twarzy, jednak o wiele delikatniejsze, a także słomiane, długie włosy, spięte w luźny warkocz i przerzucone przez ramię. Biała sukienka podkreślała jej idealną figurę. Opierając rękę na biodrze, patrzyła beznamiętnie na dyrektora.
- Przepraszamy za spóźnienie, ale zatrzymali nas na granicy. Nazywam się Dorea May, a to mój brat Axel. Jesteśmy z Beauxbatons.
Dyrektor był widocznie tym wszystkim zaskoczony, zwłaszcza widokiem konia, co też oznajmił głośnym odchrząknięciem.
- Zatrzymali?- powtórzył, patrząc na nich dziwnie.
- Tak.- przytaknął nieprzejęty chłopak rozglądając się po Wielkiej Sali.- Pomyślałby kto, że przewożenie młodej mantykory jest nielegalne!
Słysząc to, nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Przecież oni widocznie robili sobie z niego jaja! Chociaż... wjechali tu na koniu... mogą i mieć mantykorę. W sumie ja nie powinnam się chyba w tej kwestii wypowiadać. Bazyliszek i tajpan pustynny mówią same za siebie.
W pewnym momencie wzrok chłopaka natrafił na mnie. Uśmiechając się szeroko, szturchnął swoją siostrę i coś do niej szepnął. Ta, kiedy tylko na mnie spojrzała, również się uśmiechnęła, pomachała do mnie, co mnie nieco zaskoczyło, ale odwzajemniłam gest.
- Przywieźliście tutaj to niebezpieczne stworzenie?!- wykrzyknęła kobieta w różu.
Rodzeństwo uniosło brwi.
- Zwariowała pani?- spytał chłopak.- Oczywiście, że nie! Jeszcze by się coś biedactwu stało! Zostawiliśmy u kuzynki.
Kiedy to usłyszałam, zaniemówiłam. Ale że u mnie? Nie, żebym miała coś przeciwko, ale mogli chociaż o to zapytać! Ciekawe co na to skrzaty i Lestrange'owie... Zaraz... Bella, Rudolf i Rabastan nic im nie zrobili? To jest wręcz dziwne! No chyba, że tata zdążył wyjaśnić, kim są.
- Mniejsza o Misię!- stwierdziła dziewczyna, patrząc z wyczekiwaniem na dyrektora.- Gdzie są stajnie? Leoś powinien coś zjeść!
Mówiąc to, poklepała konia po boku, a ten parsknął i machnął łbem.
- Nie mamy stajni.- oświadczył Dumbledore z głupią miną.- Ale profesor Grubbly-Plank może się zająć tym koniem...
- Pan chyba żartuje!- wykrzyknęła dziewczyna.- Hogwart- podobno jedna z najlepszych szkół, a nie uczą jazdy konnej! W głowie się nie mieści! Leonidas, wio!
Klepnęła konia w zad, a on stanął na tylnych nogach rżąc dziko i wypadł z Wielkiej Sali. Wszyscy patrzyli się za nim przez chwilę w kompletnej ciszy, aż w końcu McGonagall odchrząknęła i zaprosiła przybyszów do odbycia przydziału. Jako pierwszy na stołku usiadł chłopak. Siedział tam może z trzy minuty, kiedy szew Tiary Przydziału się rozwarł i wykrzyknęła ona „Hufflepuff". Rozległy się oklaski, głównie ze strony stołu puchonów, gdzie chłopak się udał. Podobnie przebiegł przydział jego siostry, z tym, że stara czapka wykrzyknęła „Ravenclaw".
Dumbledore zaczął swoją coroczną śpiewkę na temat Zakazanego Lasu, oraz przedstawił nauczycieli. W pewnym momencie, to Umbridge zaczęła mówić. Na początku mnie to tylko trochę zdziwiło, bo nikt wcześniej nie zrobił czegoś takiego, ale szybko się zdenerwowałam. A wystarczyło do tego tylko kilka słów, zaczynających się od „Ministerstwa Magii". Pomijając już samą niechęć względem kobiety, która wydawał mi się być... problematyczna, zdenerwowało mnie również to, że bez ogródek oświadczyła, że Ministerstwo zacznie się mieszać w sprawy Hogwartu. Choć ujęła to nieco bardziej politycznie. Hogwart był wolny i ona niedługo sama się o tym przekona!
Podniosłam się razem z resztą, kiedy uczta dobiegła końca i razem z Draco podeszłam do grupy pierwszorocznych. Nie zamierzałam wydzierać się tak jak pozostali prefekci, którzy chyba zapomnieli, że istnieje coś takiego jak Sonorus, albo po prostu woleli nadwyrężać swoje gardła.
- Pierwszoroczniacy.- powiedziałam spokojnie i byłam pewna, że wszyscy i tak mnie dobrze usłyszeli.- Zapraszam za mną. Zaprowadzę was do naszego pokoju wspólnego.
Po tych słowach spokojnie opuściłam Wielką Salę z drepczącymi po piętach maluchami i Draco zamykającym tą grupę. Pozostali ślizgoni, albo już czekali w lochach, albo szli korytarzami lub dopiero opuszczali pomieszczenie z zaczarowanym sufitem. To nie było istotne. I tak spotkalibyśmy się w lochach, gdzie mieli poznać nowe hasło.
Kiedy byliśmy w lochach, zostałam przepuszczona przez grupkę starszych ślizgonów i stanęłam przed kamienną ścianą. Powiedziałam cicho hasło i przejście do pokoju wspólnego stanęło otworem. Zajęłam w spokoju jeden z foteli, wskazując pierwszakom kanapy i poczekałam aż wszystko się trochę uspokoi. Od czasu do czasu witałam się z kilkoma uczniami, a kiedy kamienna ściana znalazła się na swoim miejscu, wszystko od razu uspokoiło się do tego stopnia, że mogłam bez problemu zająć się pierwszakami.
- Cześć.- zaczęłam z delikatnym uśmiechem.- Nazywam się Lale Gaunt i jestem jedną z prefektów Slytherin'u. To jest Draco Malfoy.
Chłopak skinął głową pierwszakom, którzy odpowiedzieli tym samym.
- Jako prefekci mamy obowiązek przedstawić wam ogólne zasady panujące w szkole, jakich życzy sobie dyrektor.- prychnął.- Niektóre wydają nam się jednak strasznie głupie i nieodpowiednie, więc łącznie z prefektami innych domów uzgodniliśmy, że się o nich nie dowiecie.
- Zaczniemy może od najprostszych rzeczy. Śniadanie zaczyna się o 7.30, obiad o 13.30, kolacja o 18.00 a godzina policyjna zaczyna się o 20.00 i po tej godzinie nie możecie opuszczać pokoju wspólnego. Albo przynajmniej nie możecie dać się na tym złapać.
- Myślę, że ogólne zasady zachowania względem nauczycieli znacie.- zmienił mnie Draco.- Nie pyskujcie i nie podważajcie ich autorytetu. A jak już to robicie, to chociaż tak, żeby się nie domyślili.
Kiwnęłam głową.
- W sumie możecie robić wszystko, ale tak, żeby nie dać się na tym przyłapać. Kolejna sprawa: oczekuję, że będziecie traktować mugolaków jak równych sobie. Nie chcę słyszeć, że którykolwiek ze ślizgonów użył słowa „szlama" aby kogoś obrazić lub w jakikolwiek inny sposób obrażał pochodzenie mugolaków. Czy to zrozumiałe?
Kilka osób od razu skinęło głowami, niektóre z niepewnością po chwili zrobiły to samo, jednak kilka osób patrzyło na mnie, jakbym kazała przytulać im brodę Dumbledore'a. Czyli niezbyt przyjemnie.
- Nie.- powiedział pewien chłopczyk.- Jesteśmy arystokratami, czystokrwistymi! To oczywiste, że jesteśmy od nich lepsi! Czemu mamy więc traktować ich jak równych?! Poza tym, nie możesz nas do tego zmusić!
- Nie jesteś od nikogo lepszy.- mruknęłam, przeciągając się.- I masz rację, mówiąc, że nie mogę was do niczego zmusić, ale dzięki temu możemy przejść do wewnętrznej sytuacji Slytherinu. To ja tutaj rządzę, stoję na czele hierarchii. Jestem dziedziczką Salazara Slytherin'a. Jeśli nie chcecie stracić pozycji i dobrego imienia w oczach starszych współdomowników, dostosujecie się do panujących zasad i reguł. A jeżeli nie podoba wam się coś, co ustanawiam, możecie ze mną walczyć, aby przejąć moją pozycję. Ale stańcie się najpierw odpowiednio silni, aby mieć jakąkolwiek szansę. Resztę w tej kwestii wyjaśnią wam starsi koledzy. Chyba ostatnią sprawą, jaką chciałabym z wami poruszyć, jest to, że dwa razy w tygodniu pomagam ślizgonom w odrabianiu lekcji, tutaj w pokoju wspólnym, więc jeśli mielibyście z czymś problem, nie wahajcie się z nim do mnie przyjść.
- Jeśli zaś macie jakiś problem niedotyczący nauki, Lale ratuje swoją radą zawsze, także w inne dni tygodnia. Jeśli nie złapiecie jej w pokoju wspólnym, możecie poprosić mnie albo Blaise'a Zabini'ego, abyśmy ją sprowadzili. Do jej komnat ze ślizgonów tylko nasza dwójka ma wstęp, a są one chronione barierami krwi, więc sami się tam nie dostaniecie.- poinformował Draco.- Jak widzicie, są tutaj mugolskie sprzęty. Starsi uczniowie, lub ci mugolskiego pochodzenia wyjaśnią wam ich działanie, jeśli będziecie tego chcieli. Pozostaje jeszcze kwestia uczniów innych domów. Chcielibyśmy, żebyście się z nimi nie kłócili.
- A przynajmniej nie na tle przynależności.- naprostowałam.- Powstrzymajcie się od kłótni na tle: „nie lubię cię, bo jesteś w innym domu". Jeśli kogoś nie lubicie, bo coś wam zrobił, bo zachowuje się jak idiota, bo po prostu nie możecie się dogadać, to jest okej. Nikt nie lubi całego świata i to jest naturalne.
- I należałoby wspomnieć, że nie ważne, co się dzieje, ślizgoni zawsze stoją za sobą murem.- wtrącił Blaise, przewieszając się przez oparcie mojego fotela.- Jeśli ktoś nas atakuje, obraża, ślizgoni zawsze stoją po tej samej stronie. Naszej.
Razem z Draco przytaknęliśmy.
- Jakieś pytania?
Nikt chyba takowych nie miał. Draco jeszcze szybko wyjaśnił kwestię zaklęć nałożonych na pokój wspólny, aby któreś z dzieciaków nagle nie straciło pamięci albo coś takiego, po czym ruszyłam do swoich pokoi, a kiedy tylko zniknęłam innym uczniom z zasięgu wzroku, przeniosłam się do Serca Zamku, gdzie po przywitaniu się z założycielami, poprosiłam mury zamku o trójwymiarowy model Hogwartu, który szybko pojawił się nad ziemią, obracając się powoli. O tej opcji dowiedziałam się dopiero na krótko przed wakacjami i żałowałam, że założyciele wcześniej mi o niej nie powiedzieli. Była bardzo przydatna, bo mogłam dzięki niej widzieć wszystko, co działo się w Hogwarcie.
Wyciągnęłam różdżkę nad ruchomy model.
- Pokaż mi Ronalda Weasley'a.
Wyglądało to trochę tak, jakbym przenikała przez powiększające się z każdą chwilą mury zamku, które w końcu zatrzymały się na modelu 1:1, pozostawiając mnie na przezroczystym korytarzu, obok wściekłego, również przezroczystego rudzielca, który szybko szedł w kierunku gabinetu opiekunki domu. Nie musiałam za nim iść. Obraz sam zmieniał się naokoło mnie, tak jakbym oglądała film 3D.
Chłopak ciągle mamrotał coś pod nosem, a ja byłam pewna, że są to złorzeczenia pod moim adresem. Nie interesowało mnie jednak, co o mnie myśli, zwłaszcza, że zapewne ja myślałam to samo o nim.
Po kilku kolejnych pokonanych korytarzach, chłopak stanął przed gabinetem opiekunki domu. Zapukał i po usłyszeniu krótkiego i ostrego „Proszę!" wszedł do środka. W gabinecie siedziała McGonagall wraz ze Snape'em. Oboje patrzyli się chłodno na rudzielca, który bez zaproszenia zajął krzesło, co tylko sprawiło, że McGonagall bardziej ściągnęła brwi.
- Panie Weasley.- zaczęła, a ja nie mogłam się nadziwić, jak dziwnie brzmiała furia w głosie zazwyczaj opanowanej nauczycielki.- Dostaliśmy informację, że wykorzystuje pan swoją nowo zdobytą pozycję do straszenia i prześladowania młodszych uczniów. Co ma pan do powiedzenia na ten temat?
- Kłamstwo!- warknął od razu tamten, chyba zupełnie nie zdając sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się znalazł.
- Oh, doprawdy?- spytał Severus, unosząc brew.- Czyli nie nazwał pan drugorocznej ślizgoki od szmat, sług Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać oraz morderców? Oraz nie próbował jej pan uderzyć?
- Zasłużyła na to!- krzyknął od razu, a ja w sumie nie wiedziałam nawet, na co liczył, składając takie oświadczenie.
- Weasley!- warknęła nauczycielka, a przez jej ton nawet ja się wzdrygnęłam.- Czy ty siebie słyszysz?! Pierwszy raz... Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby ktoś składał skargę na prefekta! I to jeszcze z takimi zarzutami! Szlaban, Weasley! Na cały miesiąc do odrobienia u profesora Snape'a albo kogoś, kogo wyznaczy! Przez ciebie i twoje zachowanie, Gryffindor traci sto punktów, a twoja rola jako prefekta zostaje zawieszona! I jutro z samego rana wzywam twoich rodziców i porozmawiamy u dyrektora! A teraz oddaj odznakę i nie licz, że raczej kiedykolwiek ją zobaczysz!
- Ale pani ps...
- Bez dyskusji, Weasley!- krzyknęła kobieta, natychmiast uciszając Wiewiórę i wbijając go w krzesło.- Gdyby to ode mnie zależało, Weasley, zostałbyś co najmniej zawieszony! Niestety takie decyzje może podejmować tylko dyrektor! Do czego to doszło, żeby prefekt mojego domu atakował dwunastolatkę...! Żałuję, Weasley, że zgodziłam się na propozycję dyrektora, aby przyznać ci odznakę prefekta! Od początku miałam co do tego złe przeczucia, ale Albus stwierdził, że będziesz dobrym kandydatem! Ciekawe, co teraz powie! Do widzenia, Wealsey, i widzimy się jutro po zajęciach w gabinecie dyrektora!
Z zadowolonym uśmieszkiem przywróciłam normalne rozmiary modelowi i przez chwilę delektowałam się sceną, jaką zobaczyłam. Tak, wkurzonej McGonagall nie chciałabym zajść za skórę. Kobieta potrafiła być straszna! I jeszcze jeśli wszystko dobrze pójdzie, Weasley będzie jedynym prefektem w historii, który swoją rolę pełnił tylko jeden dzień! A właśnie! Będę musiała się uśmiechnąć do Severusa, aby to mi przypadło nadzorowanie jego szlabanu.
- Pokaż mi Doreę May.- mruknęłam, kiedy wspomnienia z gabinetu McGonagall zapisały się na stałe w moim umyśle.
Mury na nowo zaczęły się przybliżać, dzięki czemu po chwili widziałam dwójkę nastolatków siedzących na Wieży Astronomicznej. Byli ubrani tak jak na uczcie powitalnej. Chłopak leżał rozłożony na ziemi i wpatrywał się w niebo, a dziewczyny nie przejęta wysokością przechadzała się po barierce jak cyrkowiec, mając szeroko rozłożone ramiona i uśmiechając się pod nosem.
- Musielibyśmy jakoś jutro zagadać do Lale.- mruknęła w pewnym momencie blondynka, przeskakując dość sporą odległość i bez zachwiania lądując na ugiętych nogach.
- Ta...- mruknął chłopak.- Ciekawe czy wybaczy nam tą mantykorę...
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Masz na myśli to, czy wybaczy nam, że skłamaliśmy o zostawieniu jej u kuzynki, czy to, że przywieźliśmy ją do zamku?
Słysząc to, zamrugałam zaskoczona, ale też parsknęłam śmiechem. Czy kombinowanie i bycie na bakier z prawem mogło być rodzinne? Bo chyba było.
- Obie te rzeczy.- powiedział i po chwili ciszy zmienił temat.- Myślisz, że da radę?
- Wujek w to wierzy.- stwierdziła Dorea, robiąc salto i zeskakując z barierek po to, aby położyć się obok brata.- A i mi wydała się silna. Może da radę.
Machnęłam ręką a przede mną zaczęła się tworzyć krótka notatka, która po chwili zniknęła w płomieniach tylko po to, żebym zobaczyła jej przezroczystą wersję, pojawiającą się nad zaskoczonymi nastolatkami. Chłopak szybko chwycił za wiadomość i odczytał ją, po czym parsknął śmiechem.
- Co jest?- spytała jego siostra.
- „Prosiłabym o nieobgadywanie mnie za plecami. Spotkajmy się jutro po śniadaniu, może koło ósmej dziesięć w Sali Wejściowej. Lale. Ps.: Dopóki nikogo nie zje, mantykora może zostać".- przeczytał rozbawiony chłopak.
Dziewczyna zamrugała i również się roześmiała, a ja ze spokojem znów pomniejszyłam model. Usiadłam na podłodze i przyglądałam się przez chwilę jak zamek spokojnie obraca się wokół własnej osi, łącznie ze wszystkimi ukrytymi tunelami, lochami i częściami o których nawet nie miałam pojęcia.
- Coś cię trapi, dziecko?- spytała Rovena, kiedy przez dłuższy czas nic nie powiedziałam ani nie zrobiłam.
Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się pod nosem.
- Nie. Pop prostu zastanawiam się, czy powinnam dodać do zamku stajnie.
- Stajnie?- zdziwił się Godryk.- Ah, nawiązujesz do słów tych dzieciaków. Wydaje mi się to dobrym pomysłem.
- Hogwart kiedyś posiadał stajnie, skarbie.- powiedziała Helga, przez co przekręciłam głowę w jej stronę.- O tak! Uwielbialiśmy jeździć konno!
- To prawda.- przytaknął Salazar.- Stare stajnie jeszcze są, ale ukryte. Wymagają odnowy i z tego co się orientuję, nie były sprzątane od wieków, ale po wysprzątaniu powinno być wszystko w porządku.
Skinęłam głową, przenosząc wzrok z przodka z powrotem na ruchomy model.
- Wystarczy że przyłożysz różdżkę do modelu i myśląc o stajniach, przepuścisz przez nią magię Hogwartu.- powiedziała Rovena, na którą spojrzałam, kiwając głową w podzięce.
Tak jak powiedziała, tak zrobiłam i po chwili zobaczyłam jak przy jednym z murów pojawiają się powoli kolejne, tworząc dość spory obiekt, wystarczający, aby pomieścić co najmniej setkę koni.
- Dziękuję.- mruknęłam, patrząc po kolei po wszystkich z założycieli, przez co wykonałam obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni i zmarszczyłam brwi.- Chyba przewieszę was na jedną ścianę.
Założyciele roześmiali się na moją wypowiedź, ale też szybko wyjaśnili, że to niestety nie możliwe. Trochę mi to nie pasowało, bo czułam, że moja szyja nie lubi takiego traktowania, ale skoro nawet oni twierdzą, że to nie możliwe, to trzeba było zrezygnować. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do pokoju, gdzie po przebraniu się w piżamkę poszłam spać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No hej!
Dzisiejszy rozdział mam wrażenie, że był o wszystkim i o niczym, no ale cóż... Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. Czasami sądzę, że warto napisać taki przerywnik, aby ogólna akcja nie wydawała się za bardzo ściśnięta, jeśli wiecie, o co mi chodzi.
Ale przejdźmy może do ważniejszych spraw!
Odzew na moją prośbę był naprawdę spory i zdecydowana większość z was była za opcją czwartą, a więc rozdziałami co dwa tygodnie. Bardzo mnie to cieszy i udało mi się nawet stworzyć już harmonogram dodawania kolejnych rozdziałów podczas moich praktyk. A wygląda on mniej więcej tak:
14.07
28.07
11.08
Do 09.07 rozdziały będą pojawiały się normalnie, podobnie jak po zakończeniu przeze mnie praktyk, a więc po dniu 17.08. A więc poczynając od 18.08 rozdziały na nowo będą pojawiały się co tydzień. Mam nadzieję, że takie rozwiązanie was satysfakcjonuje.
W razie osobiście nie byłabym w stanie wrzucić rozdziału, zrobi to moja siostra, której bardzo dziękuję za tą propozycję pomocy.
To chyba wszystko, o czym chciałam was poinformować.
Trzymajcie się ciepło!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro