Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36


Szanowna Panno

Lale Sophie Gaunt

Zgodnie z prawem przysługującym ostatniemu członkowi rodu, wraz ze swoimi piętnastymi urodzinami zostaje Panna uznana głową rodu Gaunt. Otrzymuje pani status Lady, a wraz z nim zostaje Panna uznana za pełnoletnią czarownicę.

Od tego momentu przysługują pannie takie prawa jak...

Złożyłam list i położyłam go na stoliku. Z zadowolonym uśmiechem przyglądałam się rodowemu sygnetowi, który miałam na palcu. Srebrny pierścień z zielonym kamieniem w którym wyrzeźbiony był symbol Gaunt'ów- różdżka owinięta przez węża oraz sztylet znajdujący się w tle.

Syknęłam, kiedy moje włosy zostały za mocno pociągnięte. Niezadowolona spojrzałam kątem oka na Bellę. Uśmiechnęła się przepraszająco, jednak byłam pewna, że wcale nie jest jej przykro.

- Skończyłam.- oznajmiła z szerokim uśmiechem.

Powoli wstałam z krzesła i odwróciłam się w stronę towarzyszących mi kobiet. Każda z nich wyglądała przepięknie, ubrana w długą suknię, z misternymi fryzurami, starannym makijażem i toną drogocennej biżuterii.

Odwróciłam się w stronę lustra. Miałam na sobie kremową, rozkloszowaną suknię, z dołem pokrytym tiulem. Ciasno zawiązany gorset z dekoltem w kształcie serca w dużej mierze był pokryty srebrnymi zdobieniami, tworzącymi coś na wzór motywu solarnego- rozchodzących się od środka promieni. Podobnymi elementami zdobiony był dół sukni, jednak tutaj ułożone one były w bardziej misterne wzory. Pas, oddzielający gorset od dołu sukni również był wykonany ze srebra. Do tyłu gorsetu przyczepiona była cienka peleryna, która sięgała ziemi.

Włosy, którymi zajmowała się moja matka chrzestna zostały przerobione na gęste loki, których część została zapleciona w warkocze i spięte z tyłu przy pomocy spinki, którą dostałam w paczce od Toma- pamiątce po Melwyn Slytherin. Loki opadały mi aż do połowy pleców, a podpięcie sprawiało, że nic nie zasłaniało makijażu, nad którym pracowały Narcyza i Euphemia.

Brak niedoskonałości skóry sprawił, że nie musiałam używać żadnych korektorów czy podkładów. Zostałam jedynie delikatnie przypudrowana, abym się nie błyszczała. Oczy podkreślono czarnym eyeliner'em, oraz pociągnięto cieniami- srebrnym przy kąciku i czarnym przy zewnątrz. Zarys brwi został lekko poprawiony, a usta pociągnięte intensywną, czerwoną szminką.

Oprócz spinki do włosów miałam na sobie również kolczyki oraz bransoletkę Melwyn, a także naszyjnik ze szmaragdów i drobnych onyksów. Dodatkowo, oprócz sygnetu rodowego, miałam na palcu niewielki pierścionek z zielonym oczkiem- pierścień, który zastępował Mroczny Znak i był sposobem komunikacji z Voldemortem.

- Wyglądasz pięknie, skarbie.- powiedziała Illiyana, która była odpowiedzialna za moje paznokcie, teraz spiłowane na migdał i pokryte perłowym lakierem.- Naprawdę przepięknie.

- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.- Bez waszej pomocy na pewno bym tak nie wyglądał.

- Kochanie, masz na sobie suknię od pani Lang. Oczywiście, że byś wyglądała!- zaśmiała się Euphemia.

Również się zaśmiałam.

- Prawda! Odwaliła kawał dobrej roboty.

- Nic dziwnego. Jesteś jedną z jej ulubionych klientek.- zauważyła Narcyza.

Ktoś zapukał do drzwi i po krótkim „proszę" z mojej strony, do pokoju wszedł Lucjusz. Jako, że moi rodzice nie żyli, a moi chrzestni byli poszukiwani, to właśnie Malfoy'owie przejęli obowiązki moich rodziców. Na początku witali gości, potem, Narcyza pomagała mi w szykowaniu się, a teraz Lucjusz miał mnie wprowadzić jako pełnoletnią czarownicę na salony.

- Gotowa?- spytał.

Skinęłam głową. W spokoju patrzyłam, jak kobiety opuszczają pomieszczenie- Bella pod wpływem eliksiru wielosokowego. Kiedy wyszły, Lucjusz uśmiechnął się do mnie delikatnie.

- Z jednej strony cieszę się, że to nam pozwoliłaś zastąpić swoich rodziców. Z drugiej, żałuję, że to nie oni cię dzisiaj wprowadzą.

Słysząc to, uśmiechnęłam się smutno, ale z wdzięcznością.

- Ja też trochę żałuję, Lucjuszu. Ale nic nie możemy na to poradzić. I jestem wdzięczna, że tyle dla mnie zrobiliście.

Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego. Czyżby sądził, że nic dla mnie nie zrobili?

- Daliście mi wsparcie, Lucjuszu. Razem z Euphemią wprowadziliście mnie w ten świat, wyciągaliście z sierocińca na wakacje i święta. Poza tym, daliście mi jednego z najlepszych przyjaciół. To wszystko wiele dla mnie znaczy.

Lucjusz chyba nie cenił tego tak, jak ja. Mimo wszystko uśmiechnął się i podał mi ramię, które z chęcią przyjęłam. Opuściliśmy pokój i ruszyliśmy korytarzami posiadłości w stronę coraz głośniejszej, klasycznej muzyki. Już tutaj było ją słychać, a jednak mieliśmy jeszcze kawałek drogi. W końcu wyszliśmy na balkon, z którego rozciągał się widok na salę balową, obecnie zapełnioną przez kobiety w pięknych sukniach oraz mężczyzn w bogatych szatach, lub, jeśli byli to mugole, smokingach lub garniturach. Nagle muzyka przycichła, kiedy stanęliśmy przy szczycie schodów.

- Lord Lucjusz Malfoy oraz Lady Lale Gaunt, nowa głowa rodu Gaunt'ów.- zapowiedział nas jakiś mężczyzna.

Przy cichej muzyce zeszliśmy ze schodów, a gdy znaleźliśmy się na dole, Lucjusz poprowadził mnie na środek parkietu. Poczekaliśmy, aż orkiestra na nowo zacznie grać i blondyn poprowadził mnie w rytm walca. Tak, jak każdy szanujący się arystokrata, tańczył świetnie. W ogóle nie musiałam się skupiać na krokach, wystarczyło, że dałam się prowadzić.

Kiedy muzyka ucichła, skłoniliśmy się sobie i wśród oklasków, Lucjusz poprowadził mnie w kierunku jednej z grup ludzi. Z niezadowoleniem zauważyłam tam człowieka, który raz na jakiś czas pojawiał się na łamach Proroka- Ministra Magii, Korneliusza Knota. Nie pałałam sympatią do tego partacza. I jego melonika, który miał nawet tutaj.

- Panie Ministrze.- zaczął Lucjusz, a ja nie musiałam się nawet wysilać, aby stwierdzić, że z trudem maskuje niechęć i pogardę do tego człowieka.- Mam przyjemność przedstawić panu Lady Gaunt. Lale, to Minister Magii- Korneliusz Knot.

Dygnęłam przed mężczyzną i podałam mu dłoń. Z obrzydzeniem zauważyłam, że o mało jej nie oślinił. Za jakie grzech on tutaj był?! Wiem, że sama go zaprosiłam, bo tego ode mnie wymagała pozycja, ale przecież zawsze mogło mu coś wypaść, prawda?

- Bardzo mi miło panią poznać, panno Gaunt.- uśmiechnął się dziwnie.

Chyba tylko cudem utrzymałam sztuczny uśmiech na twarzy. Już kompletnie pomijając moją niechęć do mężczyzny, zasady dobrego wychowania wymagały, aby zwracać się do innych z tytułem, chyba, że jest się z tą osobą blisko, pozwoliła na pominięcie tego elementu lub jest się jej nauczycielem. Żadne z tych wyjątków nie przysługiwało Knotowi.

- Mi również miło osobiście pana poznać, panie Ministrze. Ostatni raz widzieliśmy się na Mistrzostwach Świata w Quidditch'u, prawda?

Tym zdaniem wprawiłam mężczyznę w zakłopotanie, ale dałam też sygnał, że poczułam się przez niego zignorowana i zlekceważona. A to nie było dobrym znakiem dla niego, kiedy tej wymianie zdań przysłuchiwało się tyle znaczących par uszu. Miał jeszcze z tej sytuacji drogę ucieczki, jednak wyglądało na to, że z niej nie skorzysta. Czarno widziałam jego dalsze rządy.

- O-oh, doprawdy?- spytał, kopiąc sobie własny grób polityczny.

- Tak, nie pamięta pan? Prawie siedzieliśmy obok siebie w loży Vip'owskiej. Właściwie rozdzielał nas tylko Minister Bułgarii.

- Ah, t-tak!- zaśmiał się nerwowo.- Proszę wybaczyć, nie poznałem panny. Zmieniła panna kolor włosów, prawda?

Miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz.

- Nie, to mój naturalny kolor włosów.- zaprzeczyłam spokojnie.

Mężczyzna zamilkł, nerwowo miętosząc swój melonik. Sam się jeszcze bardziej pogrążył. To było dla mnie wręcz jak prezent urodzinowy. O niczym nie marzyłam tak, jak o tym, żeby ten partacz zniknął z politycznego świata. Choć, jeśli na jego miejsce wskoczyłby ktoś bardziej kompetentny, mogłoby to być problematyczne dla planów Toma. Naprawdę dziwne uczucie.

Knot odchrząknął zdenerwowany.

- O-oczywiście, panno Gaunt. Proszę mi wybaczyć, ale... muszę z kimś pilnie porozmawiać.

Nie czekając na odpowiedź, ulotnił się w błyskawicznym tempie, a Lucjusz kontynuował przedstawianie mnie reszcie grupy, którą stanowili wysoko postawieni urzędnicy, albo arystokracja. Kilku z nich miało dla mnie nawet niewielkie podarunki, za które dziękowałam. Kiedy w końcu zamieniłam kilka zdań z każdym w grupie, rozeszli się oni na parkiet, podobnie jak Lucjusz, który obecnie wirował z Narcyzą w rytm spokojnej melodii.

- Lale!

Obróciłam się w stronę znajomego głosu. W moją stronę szła Angie w prostej, granatowej sukni, trzymana pod ramię przez Bastien'a, ubranego w czarne, klasyczne szaty. Za nimi szedł szef, uśmiechając się szeroko.

- Angie, Bibi.- przywitałam się z nimi, przytulając ich i całując w policzki.- Lordzie de Luca.

- Lale, proszę! Mów mi po imieniu.- uśmiechnął się, całując mnie w oba policzki.

- Dobrze.- odwzajemniłam uśmiech.- Cieszę się, że przyjęliście zaproszenia na bal.

- Mielibyśmy odmówić?- oburzyła się dziewczyna.- W życiu! W końcu to twoje urodziny! Poza tym, szef zafundował mi suknie!

Zaśmiałam się, słysząc to.

- Właśnie widzę. Wyglądasz w niej wspaniale.

- Przy tobie raczej biednie.- stwierdziła.- Oh, i nie myśl, że skoro zaprosiłaś nas na bal, to ominie cię impreza w klubie. Nic z tych rzeczy!

- Właśnie!- poparł ją Bibi.- Musisz jeszcze przeżyć imprezę w naszym stylu!

- Trzymam was za słowo.

- Mieliśmy dla ciebie kilka prezentów, Lale.- zmienił temat szef.- Ale skrzaty już je zebrały.

- Podejrzewam. Poprosiłam je o zbieranie prezentów, kiedy kilka osób zaczęło wręczać mi drobne upominki.

- Tak myślałem.- skinął głową mężczyzna.- Mogę prosić do tańca, Lale?

Gabriel skłonił się prawie teatralnie, wyciągając dłoń w moją stronę i puszczając mi oczko. Powstrzymując rozbawione parsknięcie, z uśmiechem podałam mu dłoń i pozwoliłam prowadzić się na parkiet. Akurat muzyka zmieniła się na bardziej żywą, więc energicznie wirowaliśmy wśród innych par.

Podczas tańca mignęło mi kilka innych, znajomych osób. Oczywiście Bibi, który tańczył z Angie, poza tym, zauważyłam Syriusza tańczącego z Twisty, Harry'ego i Draco, Illiyanna'ę z Fenrir'em pod eliksirem wielosokowym, a nawet Blaise'a, który obecnie tańczył z matką.

Przetańczyłam z szefem kilka utworów, po czym pozwoliłam odprowadzić się do szwedzkiego stołu. Zamieniłam z mężczyzną jeszcze kilka zdań, dzięki czemu dowiedziałam się, że będzie czekała mnie kolejna robota, po czym oddalił się, witając ze znajomymi osobami. Ja chwilę postałam w miejscu, jednak kiedy nikt nie podszedł, sama ruszyłam w stronę dość wyróżniającej się grupy osób. I to nie tylko przez kolor włosów.

Weasley'owie stawili się całą rodziną, co wprawiło mnie w mściwą satysfakcję, zwłaszcza na widok min Ronalda i Ginewry. Stroje najstarszych i najmłodszych Weasley'ów na tle moich pozostałych gości były dość skromne. Najstarsi synowie, jako, że sami na siebie zarabiali, mogli sobie pozwolić na droższe ubrania, a szaty bliźniaków sama zasponsorowałam, z zastrzeżeniem jednak, że kiedy zaczną pracować, oddadzą mi za nie pieniądze. Wiedziałam, że inaczej by się na to nie zgodzili.

Kiedy byłam już o kilka kroków, od nich, przywołałam kelnera z tacą pełną kieliszków szampana.

- Cieszę się, że zgodziliście się przyjąć moje zaproszenie, Molly, Arturze. Również bardzo mnie cieszy, że zrezygnowaliście na ten wieczór z pracy, Bill, Charlie, Percy.

- Nie moglibyśmy odmówić, Lady Gaunt.- powiedziała Molly, uśmiechając się delikatnie.

Dla wielu mogłoby to brzmieć jak grzecznościowa odpowiedź, ale Weasley'owie faktycznie nie mieli zbyt dużego wyboru. Nie byli jakimś znaczącym rodem, a ich status społeczny był mierny, więc odmowa zaproszeniu wypływającemu z rodu Gaunt, który i był znaczący i miał status, nawet jeśli był na wymarciu, mogłaby wpłynąć tylko negatywnie na postrzeganie ich przez tych ważniejszych ludzi. Tak przynajmniej mogli zyskać kilka punktów.

- Przecież byliśmy już po imieniu, Molly.- uśmiechnęłam się smutno.

Kobieta zmieszała się, ale skinęła głową z niepewnym uśmiechem, na który odpowiedziałam własnym- radosnym.

- Cieszę się, że znowu się spotkaliśmy, Lale.- uśmiechnął się Bill, całując mnie w dłoń.- Przywiozłem dla ciebie kilka nowych zwojów, ale skrzaty je zebrały.

- Dziękuję. Na pewno je przejrzę. Tymczasem może zechcecie napić się szampana? To Gout de Diamants- blend klasycznych szczepów Pinot Noir, Chardonnay oraz Pinot Maunier z winnic Grand Cru. Jestem pewna, że będzie wam smakował.

Zaraz po tych słowach sięgnęłam po kieliszek, a w ślad za mną poszli bliźniacy. Najstarsi Weasley'owie pobladli, zdając sobie sprawę z ceny tego alkoholu, a najmłodsi, widząc tą reakcję poczerwienieli, zdając sobie sprawę, że nigdy nie będzie ich na to stać. Kiedy na nich spojrzałam, bezbłędnie zdali sobie sprawę, że na ich dwójkę patrzę z góry. Kiedy jednak najstarsi Weasley'owie sięgnęli po kieliszki, również to zrobili.

- Zdrowie naszej kochanej solenizantki!- powiedział George, unosząc kieliszek.

- Dziękuję.- powiedziałam, razem z resztą podnosząc swój i upiłam z niego łyczek.- Co u was słychać? Bliźniacy jakoś się o was nie rozgadują.

- Nic dziwnego!- zaśmiał się Charlie.- Do niedawna nie działo się nic ciekawego. W sumie dopiero ostatnie kilka tygodni przyniosły jakieś zmiany!

- Naprawdę?- zaciekawiłam się.- Mam nadzieję, że dobre zmiany.

- Tak. Dostałem awans.

- Naprawdę? Gratuluję! Należał ci się!- posłałam mężczyźnie uśmiech.

Podrapał się zawstydzony po karku, ale nadal uśmiechał szeroko. Podziękował i ponownie upił z kieliszka.

- Jeszcze raz cieszę się, że przyszliście, a teraz, jeśli pozwolicie, mam jeszcze sporo gości do powitania. Liczę jednak na jakiś taniec podczas dzisiejszej nocy.

- Oczywiście!- uśmiechnął się Fred.- W końcu po to uczyłaś nas tańczyć.

Puściłam mu oczko.

- Proszę, częstujcie się wszystkim, na co macie ochotę. Możecie również prosić skrzaty i kelnerów o przyniesienie czegoś. A teraz wybaczcie.

Oddaliłam się od rodziny rudzielców i zaczęłam krążyć po Sali od czasu do czasu podchodząc do grupy gości i się z nimi witając, lub będąc zaczepianą przez osoby które to szukały mnie. Starałam się zapamiętywać nazwiska wszystkich gości, z którymi miałam do czynienia, nie chcąc kogokolwiek urazić. Mogłoby to się źle odbić na imieniu Gauntów. Na szczęście większość osób znałam z balów u Malfoy'ów.

Czemu dałam się przekonać do urządzenia tego cyrku? Rozumiem, że z punktu widzenia społeczeństwa to ważne, abym godnie zaprezentowała się innym arystokratom, ale przecież Harry przeżył bez tego wszystkiego i nikt mu nie odebrał tytułu, a chłopak nie musiał się męczyć zapamiętywaniem tylu nazwisk i w ogóle tym wszystkim. W sumie widziałam tylko jeden plus całej tej sytuacji. No, może dwa, ale dręczenie Ronalda i Ginewry nie było czymś nowym ani szczególnie przydatnym, więc zostawał jeden plus- znajomości. Dzięki dzisiejszemu wydarzeniu mogłam nawiązać kontakt z wieloma znaczącymi osobami, zyskać ich sympatię i przychylność. A to zawsze się przydawało.

- Lady Gaunt?

Odwróciłam się w stronę ciepłego, męskiego głosu. Należał on do wysokiego, opalonego blondyna o fioletowych oczach, dziwnie przypominającego mi mojego ojca. Ubrany był w wyraźnie drogie i szykowne białe szaty z liliowymi elementami, które wyglądały na nim nieziemsko, uwydatniając atuty jego postury, takie jak wysoki wzrost, czy szerokie barki.

Trzymał on pod rękę niską kobietę o brązowych włosach i oczach, ukrytych za prostokątnymi okularami. W sumie była niewiele wyższa ode mnie. Miała na sobie ciemnofioletową suknię na szerokich ramiączkach, oraz koronkowymi zdobieniami obejmującymi gorset i ręce, jakby tworzył drugą parę rękawów. W pasie przewiązana była srebrnym pasem, a ja nie wątpiłam, że był on wykonany z autentycznych, srebrnych nici. Była całkiem ładna, zwłaszcza jej oczy w kształcie migdału i pełne usta przyciągały wzrok, za to perkaty nos nadawał jej niewinnego uroku.

Dygnęłam przed parą.

- Tak, to ja. Z kim mam przyjemność?

- Jestem Lord Philip May, a to moja żona- Monique.

Zamrugałam zaskoczona, ale uśmiechnęłam się grzecznie do pary.

- Bardzo miło mi państwo poznać. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek z rodziny mojego ojca odpowie na zaproszenie. Nie mięliśmy ze sobą kontaktu przez tyle lat...

- To prawda.- przytaknęła kobieta, uśmiechając się smutno.- Od śmierci Lou... Nie spodziewaliśmy się, że mogłaś przeżyć, Lady. Bardzo cię za to przepraszamy.

- Nie mają państwo za co. O wiele więcej osób było o tym przekonane. Cieszy mnie jednak, że odzyskałam kontakt z rodziną i mam nadzieję, że go zachowamy.

- Ja również, Lady.- mężczyzna uśmiechnął się ciepło.- Lady Gaunt, twój ojciec był moim bratem i byłbym niezwykle wdzięczny, jeśli zechciałaby panna nazywać mnie swoim wujem.

Uśmiechnęłam się szeroko, słysząc tą propozycję.

- Z przyjemnością. W takim razie prosiłabym o nazywanie mnie po imieniu.

- To nie pozostaje mi nic innego, jak zaproponować ci nazywanie mnie ciotką, Lale.- zaśmiała się kobieta i przytuliła mnie.- Naprawdę się cieszę, że żyjesz. Masz oczy po swoim ojcu. To piękne oczy.

- Zdaje mi się, że nie tylko oczy odziedziczyłam po ojcu.- powiedziałam, zerkając na jego brata.

Ten skinął głową z poważną miną.

- Tak, czuję to. Niestety ja sam nie jestem w stanie ci pomóc, ale postaram się skontaktować z kimś, kto może.- obiecał.- Tymczasem, czy mogę prosić cię do tańca?

- Jeśli ciotka nie będzie miała nic przeciwko.- stwierdziłam ze śmiechem.

- Bawcie się dobrze!- Monique machnęła ręką.- Ja w tym czasie spróbuję tego pysznie wyglądającego jedzenia!

Kiedy kobieta się oddaliła, wuj poprowadził mnie na parkiet. Akurat zaczęła grać jakaś szybsza melodia. Wydawało się mu to jednak nie przeszkadzać. Spędziliśmy na parkiecie kilka miłych piosenek, a następnie dołączyliśmy do jego żony przy bufecie. Ciotka Monique co chwilę sięgała po coś do jedzenia. Ze zdziwieniem zauważyłam, ile ta kobieta mogła zjeść. Nie było tego po niej widać!

- Lale!

Zobaczyłam, jak zbliżają się do nas chłopcy wraz z Syriuszem i Twisty. Z uśmiechem przytuliłam każdą z nadchodzących osób.

- Cieszę się, że w końcu postanowiliście się ze mną zobaczyć.- powiedziałam zgryźliwie, ale uśmiechałam się szeroko.- Poznajcie proszę, to moje wujostwo: Lord Philip May oraz Lady Monique May. Wuju, ciotko, to moi serdeczni przyjaciele: Blaise Zabini, Draco Malfoy i Susan „Twisty" Livvy oraz Lordowie Harry Potter i Syriusz Black.

Wszyscy wymienili ze sobą grzecznościowe powitania.

- Och, z Philip'em znamy się od lat.- przyznał Syriusz.- Nie wiedziałem jednak, że się ożeniłeś. Niezmiernie miło mi poznać twoją małżonkę.

- Ty też mógłbyś się w końcu ustatkować, Syriuszu.- westchnął mężczyzna.- Naprawdę małżeństwo nie jest aż takie straszne.

- Syriusz woli być dużym dzieckiem.- zaśmiałam się.- Ale wydaje mi się, że jeśli Twisty będzie miała coś do powiedzenia, to to się za jakiś czas zmieni. Chociaż jej też raczej nieśpieszno do żeniaczki.

- Oczywiście!- prychnęła kobieta.- Jeszcze tyle życia przede mną! Mam je marnować z tym starym kundlem?

- Że co, przepraszam?!- zdziwił się Syriusz.- Tylko nie stary, okey? Poza tym, ostatnio jakoś nie narzekałaś.

Zaśmiałam się razem z ciotką, podczas gdy mój wuj kręcił z niedowierzającą miną mrucząc coś o dwóch kroplach wody a chłopcy próbowali udawać, że ich tutaj nie ma. Trochę nie bardzo im wyszło, za to byłam pewna, że mają całą salę pod obserwacją. Syriusz i Twisty chyba próbowali mordować się wzrokiem. Nie przerywając im, przywołałam kelnera.

- Może szampana?- zaproponowałam reszcie.

Wszyscy z wyjątkiem ciotki z chęcią przyjęli trunek, a słysząc propozycję, mordująca się wzrokiem para, przestała oddawać się tej jakże zajmującej czynności i również sięgnęła po alkohol. Wznieśliśmy toast i upiliśmy szampana.

- Och, to Gout de Diamants.- zauważył wuj.- Widzę, że nie oszczędzałaś na gościach.

- W końcu na tym to polega, prawda?- spytałam, przypatrując się bąbelkom w kieliszku.- Na pokazaniu się z jak najlepszej strony i zyskaniu jak największej ilości wpływowych znajomych.

- Niestety właśnie w takim świecie żyjemy.- westchnęła kobieta.- Bardzo się cieszę, że mogliśmy cię poznać, Lale, ale na nas już czas.

- Już?- spytałam zaskoczona i trochę... zawiedziona.- No cóż, cieszę się, że mogłam was poznać i mam nadzieję, że to nie było nasze jedyne spotkanie.

- My również, Lale.- ciocia uśmiechnęła się do mnie i przytuliła mnie.

Pożegnałam się z nimi i po kilku słowach zamienionych z przyjaciółmi, zaczęłam porywać ich do tańca.

***

Z westchnięciem wpatrywałam się w spiętrzone na biurku papiery, listy i prasę. Odkąd oficjalnie zostałam głową rodu miałam strasznie dużo roboty: przeglądanie i rozpatrywanie papierów inwestycyjnych oraz propozycji współpracy, listy od wpływowych osób lub urzędów, a także oferty matrymonialne. Tych ostatnich szczerze nienawidziłam i kiedy otworzyłam dziesiąty taki list, z miejsca go spopieliłam. Od tej pory skrzaty przeglądały wstępnie wszystkie przychodzące do mnie listy, aby zostały tylko te naprawdę ważne oraz od rodziny i przyjaciół.

Po kolejnej godzinie, która już na szczęście zakończyła moją pracę, odchyliłam się na krześle, oddychając z ulgą. Poprosiłam Fiołka o sok, a kiedy skrzat zniknął, chwyciłam za kilka milszych papierków i przeniosłam się na kanapę. Wygodnie się na niej rozłożyłam i przykryłam kocem, dokładnie w tym samym momencie, w którym wrócił skrzat. Podziękowałam mu i upijając łyk, sięgnęłam po pierwszy lepszy kawałek pergaminu, którym okazał się list od dyrektora Hodroda.

Szanowna Lady Gaunt

W imieniu banku Gringotta, chciałbym wyrazić pani naszą wdzięczność za przekazanie tak dużej sumy, jaką jest dwieście tysięcy galeonów na rozwój banku oraz tyle samo na premie pracownicze. Jako wyraz naszej wdzięczności, zostaje pani uznana za Złotą Klientkę naszego banku, a co za tym idzie, wszystkie kwoty oprocentowania usług z jakich korzysta pani w naszym banku zostają zmniejszone z siedmiu na cztery procent.

Chciałbym również panią poinformować, że londyńska filia banku Gringotta oficjalnie uznała dokumenty świadczące o pani pełnoletności, które wpłynęły do nas dwudziestego pierwszego sierpnia bieżącego roku, co sprawia, że od teraz są one wiążące, a pani ma prawo korzystać z wszystkich usług naszego banku wcześniej dla pani niedostępnych.

Liczę, że nasza dalsza współpraca będzie równie owocna.

Z wyrazami szacunku,

Hodrod Stary

Dyrektor banku Gringotta z siedzibą w Londynie

PS.: Zapewne ucieszy panią informacja, że lubiany przez panią goblin Gryfek dzięki pani wstawiennictwu uzyskał awans, z czego jest bardzo zadowolony.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Opłaciło się przesłanie tych pieniędzy na rzecz banku. Może i kwota była spora, ale nagroda, jaką za to otrzymałam, była równie wielka. Zmniejszenie opodatkowania usług u goblinów nie dość, że graniczyło z cudem, to w dodatku było jak wygranie na loterii. Podejrzewałam, że wydana kwota szybko mi się zwróci.

Również wiadomość, że bank uznaje moją pełnoletniość był niezwykle cenny. Nie zamierzałam co prawda brać kredytu, nie potrzebowałam tego. Jednak ten fakt w połączeniu ze statusem Złotego Klienta uprawniał mnie do korzystania z niezwykle rzadkich i niezwykłych, oraz wyjątkowych usług goblinów. Na całym świecie obecnie tylko kilkanaście osób mogło pochwalić się podobnymi przywilejami.

No proszę, Gryfek dostał awans! To dobrze, że się z niego cieszy. Należał mu się. Jak dla mnie był jednym z najlepszych goblinów w Gringottcie i to aż dziwne, że do tej pory nie dostał awansu. Na szczęście dyrektor Hodrod szybko to nadrobił.

Z uśmiechem sięgnęłam po kolejne papiery. Akurat trafiłam na gazetę sprzed kilku dni. Nie musiałam nawet patrzeć na zdjęcie ani tytuł, aby mój uśmiech jeszcze się poszerzył. Ten artykuł był taki piękny, że aż praktycznie znam go na pamięć!

PRZYKRE WYDARZENIA NA BALU URODZINOWYM LADY GAUNT! WEASLEY'OWIE ZDYSKREDYTOWANI W OCZACH SPOŁECZEŃSTWA!

Dwudziestego pierwszego sierpnia bieżącego roku, miało miejsce wydarzenie dość niezwykłe i rzadkie w ostatnich czasach. Piętnastoletnia Panna Lale Gaunt uzyskała tytuł Lady, co uczyniło ją głową rodu Gauntów- niezwykle znaczącej rodziny, która po ostatniej wojnie z Sami-Wiecie-Kim, została z tylko jedną nadal żyjącą przedstawicielką. Z tej okazji Lady Gaunt, hołdując starym tradycjom, zorganizowała bal, aby oficjalnie zostać wprowadzoną na salony jako dziedziczka rodu oraz przedstawić się magicznemu społeczeństwu.

Na bal zostało zaproszonych wiele osób bardzo znaczących nie tylko w kraju, ale i za granicą, oraz najbliżsi znajomi Lady Gaunt. Samo przyjęcie zostało zorganizowane z największą starannością i dbałością o szczegóły, zdecydowanie każdy, nawet najmniejszy element był dokładnie przemyślany. Zapowiadało się naprawdę przyjemne wydarzenie i takie było do pewnego momentu.

Blisko godziny pierwszej w nocy Ronald Weasley, piętnastoletni uczeń Hogwartu, który został zaproszony wraz z rodziną ze względu na bliską przyjaźń łączącą Lady Gaunt ze starszymi synami rodziny, przyczynił się do tego, że wieczór ten zostanie zapamiętany nie tylko z miłych rozmów, dobrego jedzenia i tańców. Pan Weasley nie podlegając nadzorowi rodziców, którzy w tym czasie byli przedstawiani przez Lady Gaunt wpływowym znajomym gospodyni, „skorzystał" z przywileju gościa, doprowadzając się do stanu mocnej nietrzeźwości. W takim też stanie zaczął naprzykrzać się jednej z dziedziczek fortuny- pannie Daphne Greengrass, która ignorowała lub starała się grzecznie odmawiać na nieudolne zaloty młodzieńca. W pewnym momencie Ronald Weasley wpadł w szał, kiedy panna Greengrass odmówiła mu tańca i zaczął rzucać zaklęcia we wszystkie strony.

W tym momencie należy zaznaczyć dwie rzeczy. Pierwszą jest fakt, że zaklęcia rzucane w stanie znacznego upojenia alkoholowego bardzo często są rzucone niepoprawnie, a to sprawia, że mogą mieć nieprzyjemne skutki ubocznie, czasami nawet nieodwracalne. Drugą rzeczą natomiast jest to, że Lady Gaunt poprosiła każdego z gości o pozostawienie różdżek w specjalnie przygotowanej szkatule przy wejściu, właśnie po to, aby uniknąć podobnej sytuacji.

Pan Weasley został szybko unieruchomiony przez jednego z braci, a Lady Gaunt wraz z przyjaciółmi, między innymi braćmi sprawcy zamieszania- Fredem i George'em Weasley'ami, Draco Malfoy'em, Blaise'em Zabinim czy Lordem Harrym Potter'em, którzy otrzymali swoje różdżek na polecenie gospodyni; zaczęli szybko opatrywać poszkodowanych w tym incydencie ludzi, stosując przy tym zaawansowane zaklęcia i nieznane eliksiry, które sprawiły, że wszyscy zostali szybko uleczeni.

Mogłoby się wydawać, że ta historia jest wystarczającym powodem do zniszczenia całej uroczystości, jednak na tym nie koniec. Kiedy Lady Gaunt odbierała od jednego ze skrzatów kolejne eliksiry, piętnastolatek wyrwał się z uścisku brata i zaszarżował na dziewczynę z pięściami. Jego atak został jednak zablokowany przez Lorda de Lucę. Niestety to, jak i ostrzegawcze tony rodziców nie powstrzymały Ronalda Weasley'a przed ubliżaniu Lady Gaunt od: „śmierciożerczych dziwek", „pustych suk", „kurew" i „morderców". Nie powstrzymał się również od obrażania rodziców solenizantki.

Słysząc to, Lady Gaunt nie mogła stać z założonymi rękami. Jak się okazuje, blisko rok temu, gospodyni wydarzenia uznała Ronalda Weasley'a za wroga i przysięgała na krew. Jak to określiła Lady Gaunt: „Chyba czas zacząć spełniać obietnicę". Powołując się na wszystkie udziały, jakie zarówno Lady Gaunt jak i jej ród posiadają w wielu firmach i przedsięwzięciach, Lale Gaunt zablokowała miejsca pracy w znacznej części magicznej społeczności, sprawiając, że nastolatkowi w przyszłości pozostanie niewielki wybór. I jak zapowiedziała, to dopiero początek.

Prowodyr całego zamieszania został wyproszony, oraz odprowadzony do kominka przez jednego z braci, złorzecząc na wszystkich zebranych oraz wyzywając ich od śmierciożerców. Lady Gaunt, kiedy tylko piętnastolatek zniknął, przeprosiła za niedopilnowanie bezpieczeństwa, przez co cała ta sytuacja miała miejsce.

O ile nieprzyjemne wydarzenia nie miały większego wpływu na jej status- zareagowała wystarczająco szybko i zaczęła zajmować się gośćmi oraz przeprosiła za niezależną od niej sytuację; tak na rodzinie Weasley'ów pozostawi to trwały ślad. Zachowanie najmłodszego syna rodziny pokazało bowiem, że nie umieją się oni zachować oraz nie pasują do elity naszego społeczeństwa. Osąd ten ominął jednak najstarszych synów tej rodziny, będących już pełnoletnimi czarodziejami i nie odpowiadającymi za niepełnoletnich krewniaków. Fakt ten Lady Gaunt przyjęła z ulgą, gdyż, jak przyznała, jest mocno związana ze starszymi synami Weasley'ów.

Eric Bowley

Czytaj więcej:

Dokładne sprawozdanie z zajścia na balu Lady Gaunt, str. 4

Niepożądane efekty zaklęć, str. 6

Rozmowa z Lady Gaunt, str. 6

Obecna sytuacja Weasley'ów, str. 7

Zaklęcia i eliksiry lecznicze używane przez pana Freda Weasley'a, str. 8

Zachichotałam pod nosem. Tak, to było takie piękne! Zdyskredytowana wiewióra! I to jeszcze w taki sposób. Szczęście się chyba do mnie wtedy uśmiechnęło! Miałam nadzieję tylko go podrażnić, a zamiast tego dostałam szansę na utrudnienie jego całego życia! I to tylko na jego własne życzenie! Ah, głupota ludzka czasami jest piękna!

Nadal uśmiechając się pod nosem, sięgnęłam po kolejny list. Ten był akurat z Hogwartu i dołączona do niego była odznaka prefekta, która obecnie leżała w mojej sypialni koło łóżka. Zastanawiałam się, czemu Severus polecił mnie na to stanowisko. Przecież narobiłam mu tyle problemów, ciągle sprawiałam, że miał ochotę mnie udusić. No cóż, jeśli sama się tego nie domyślę, będę miała cały rok szkolny na to, aby go o to zapytać.

Ostatnie list był od ciotki Monique.

Kochana Lale

Mam nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku. Nie umiem pisać długich listów i mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać, że będę się tak streszczać.

Razem z Philip'em skontaktowaliśmy się z osobami, które mogą ci pomóc w opanowaniu swoich zdolności. Zgodziły się to zrobić, tak więc oczekuj ich na początku września. Pojawią się w twojej szkole.

Całuję,

Ciotka Monique

PS.: Masz pozdrowienia od Philip'a. Niestety jest bardzo zajęty i nie ma wiele czasu nawet dla siebie, ale gorąco cię pozdrawia.

Z radością przyjęłam te informacje. Trochę ciężko mi to przyznać, ale odkąd po raz pierwszy użyłam tych zdolności, zdarzało mi się czasem niekontrolowanie zniszczyć jakiś wazon czy posłać skrzata na ścianę. Na szczęście nic im się nie stało. Cieszyłam się również, że nie zrobiłam krzywdy chłopcom ani gościom na przyjęciu. Nie miałam pojęcia jednak, jak długo potrwa taki stan rzeczy, więc nauczyciele byli jak najbardziej dobrym pomysłem. I potrzebnym.

Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, usiadłam na kanapie i udzieliłam pozwolenia na wejście. Do gabinetu wszedł Rabastan.

- Potrzebujesz pomocy z papierami?- spytał, siadając na fotelu obok, a właściwie to się na nim rozwalając.

- Nie.- mruknęłam, popijając sok.- Już z nimi skończyłam. Poza tym, przecież nienawidzisz papierkowej roboty.

Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Nudzę się.- stwierdził w końcu.- Nie mogę nigdzie wyjść, nikt tutaj nie przychodzi, Bella i Rudi zamknęli się w sypialni i jeśli nie chcę oślepnąć lepiej, żebym tam nie wchodził... No i ty siedzisz zamknięta tutaj.

Słysząc to, uniosłam brew.

- Rabastan, zdajesz sobie sprawę, że zachowujesz się jak porzucony szczeniak?

- Ej!- oburzył się mężczyzna, rzucając we mnie jakimś starym, zwiniętym w kulkę papierem.- No wiesz co?! Ja do ciebie z sercem na ręce a ty do mnie z nożem i solą!

- Nie nożem i solą, tylko zmęczeniem. Serio te wszystkie papiery mnie strasznie wykończyły. A jeszcze te zakupy i pakowanie na jutro... Mam po prostu dość!

- Nie myślałaś o tym, żeby zatrudnić do tej roboty jakichś ludzi?- spytał mężczyzna, chwytając za jakąś leżącą na stoliku książkę.

Na nowo położyłam się na kanapie, obejmując rękami poduszkę i przymykając oczy.

- Nie. Nawet jeśli bym kogoś zatrudniła, to i tak by się skończyło na tym, że sama bym później jeszcze raz wszystko przeglądała. Tak więc postanowiłam oszczędzać pieniądze i zostawić wszystko tak, jak jest.

Przez chwilę milczeliśmy. Cisza jednak była zbyt denerwująca, więc z ciężkim westchnięciem ściągnęłam z siebie koc i wstałam z kanapy. Przeciągnęłam się i słysząc szczykanie w karku, nieznacznie zmarszczyłam brwi.

- Rabastan, co powiesz na mały pojedynek?

Na tą propozycję, mężczyzna od razu się ożywił, wręcz zeskakując z fotela.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że dzisiaj rozdział tak późno, ale dopiero teraz udało mi się dorwać Internet.

Jak tam mija wam długi weekend? Ja o mało bym go nie miała, chociaż pogodę i tak mam średnią, ale prawie pięć dni wolnego zawsze na plusie ^^

Trzymajcie się ciepło!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro