Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Siedziałam w salonie, skacząc po kanałach nowego telewizora. Na całą posiadłość rozprowadziłam prąd zaraz po powrocie z Hogwartu. Od czasu do czasu przestawałam przełączać kanały, kiedy trafiałam na coś ciekawszego. Niestety szybko się nudziłam i wracałam do wcześniejszej czynności. Przynajmniej do momentu aż nie trafiłam na wiadomości.

- Z ostatniej chwili! Znaleziono ciało 36-letniego Adama S., który zaginął w okolicach listopada. Wszystko wskazuje na to, że przed śmiercią był torturowany, a bezpośrednio do zgonu doprowadził jad tajpana pustynnego. Jest to podpis aktywnego w ostatnim czasie mordercy- Black Wolf. Sprawca na razie pozostaje nieuchwytny. Wszystkich, którzy mogą mieć jakieś informacje w tej sprawie, prosimy o kontakt z policją.

Bez większych emocji przełączyłam kanał. Nic nowego. Nawet nie przywiązywałam większej uwagi na to, co mówili o mnie w telewizji. I tak nie wymyśliliby nic nowego. Wygodniej ułożyłam się na kanapie, włączając jakiś film polecony przez Bibi'ego. Musiałam przyznać, że był nawet ciekawy. Dobra fabuła i gra aktorska, staranna oprawa graficzna i muzyczna... całkiem przyjemnie się go oglądało.

Kiedy przed moim nosem pojawił się w płomieniach kawałek pergaminu, nie byłam tym wcale zaskoczona. Razem z chłopcami opracowaliśmy ten sposób komunikacji jakoś pod koniec maja i sprawdzał się bez zarzutów. W dodatku od razu można było określić, od kogo jest wiadomość. Jeśli ja wysyłałam coś do nich, płomienie były czarne. Wiadomości od Draco- błękitne, od Blaise'a zielone, od Fred'a i George'a żółte, a czerwone były od Harry'ego.

Od razu chwyciłam notatkę i odczytałam krótkie „Będziemy na obiad". A to mendy! Mieli być dopiero w przyszłym tygodniu! Już miałam przywołać skrzata, aby poinformować go o gościach, kiedy jak na wezwanie pojawiła się Alstremeria.

- Właśnie przyszła poczta.- powiedziała, podając mi gazetę.

- Dziękuję.- odparłam, odbierając rulonik.- Alstremerio, mogłabyś przekazać reszcie skrzatów, że będziemy mieć gości na obiedzie?

- Oczywiście, panienko.- skłoniła się.- Ilu?

- Piątkę, może szóstkę.- stwierdziłam, zastanawiając się, czy Syriusz też wpadnie.

Po tych słowach skrzatka zniknęła, a ja poszłam do biblioteki, gdzie spędziłam cały czas pozostały do obiadu, próbując rozgryźć stare zwoje, które poleciła mi matka. Zapewne to wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby nie były one zapisana po staroceltycku! Tak więc siedziałam przy stole otoczona tuzinem ksiąg oraz pergaminami i próbowałam tłumaczyć. Na pewno by szło mi to o wiele szybciej, gdyby nie ciągłe chichoty rozbawionych rodziców, którzy tu również mieli swój portret. Chyba będę musiała oblecieć całą posiadłość i zostawię tylko obraz w salonie.

Na chwilę przed posiłkiem, postanowiłam w końcu przeczytać prasę przyniesioną przez skrzatkę. Nie bez zadowolenie przeczytałam tytuł na pierwszej stronie.

Znaleziono ciała Igora Karkarowa i Alastora Moody'ego! Szokujące odkrycia!

Dzisiaj w godzinach wczesnoporannych aurorzy zaalarmowani pojawieniem się na niebie Mrocznego Znaku, symbolu Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, udali się do małej wioski w zachodniej Walii. Po dotarciu na miejsce, ich oczom ukazał się zatrważający widok. Ciało dyrektora Instytutu Magii Durmstrang, Igora Karkarowa, który zniknął pod koniec czerwca wisiało przybite do ścian jednego z budynków. Był on torturowany przed śmiercią a do zgonu doprowadził, jak się okazało po dogłębnych badaniach, jad tajpana pustynnego. Nad głową mężczyzny jego własną krwią było napisane: „Nie przebaczam zdrady".

Jak powszechnie wiadomo, Igor Karkarow był kiedyś Śmierciożercą, jednak uniknął Azkabanu zmieniając strony i wydając wielu swoich niegdysiejszych towarzyszy. Czy mamy tą sytuację rozumieć jako odzew od sił ciemności? Czy to zemsta? Jeśli tak, to dlaczego dopiero teraz? Czyżby mroczni czarodzieje czegoś się spodziewali? Niestety obecnie posiadamy zbyt mało informacji, aby odpowiedzieć na te pytania.

Do drugiego szokującego odkrycia doszło kilka godzin później. W holu Ministerstwa Magii nagle pojawiło się ciało byłego aurora, Alastora „Szalonookiego" Moody'ego. Samo zidentyfikowanie ciała zajęło biegłym kilka godzin,, przez rozległe obrażenia będące wynikiem klątw oraz, co zaskakujące, mugolskich sposobów tortur, a także... widniejącego na ręce mężczyzny Mrocznego Znaku! Czyżby mężczyzna, który spędził w Hogwarcie ostatnie dziesięć miesięcy ucząc nasze dzieci tak naprawdę był sługą Sami-Wiecie-Kogo? Wszystko na to wskazuje. Jaki był jego udział w szeregach Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Czyżby miał infiltrować Ministerstwo Magii i utrudniać wszelkie śledztwa związane z działalnością śmierciożerców? Żadna z tych opcji nie jest wykluczona.

Przy ciele znajdowała się krótka notatka: „Zemsta rozpoczęta. Jeden z głowy, czas na kolejnych. PS.: Macie chujowe zabezpieczenia". Bez wątpienia jest to wiadomość od mordercy, który planuje pozbawić życia jeszcze więcej osób w celach, jak to określa „zemsty".

Aurorów bardzo zdziwił fakt, że do zgonu mężczyzn doprowadziła ta sama substancja. Co jeszcze dziwniejsze, okazuje się ona być podpisem okrytego złą sławą w mugolskim świecie mordercy posługującego się pseudonimem Black Wolf, który zaczął swoją działalność rok temu i szybko stał się autorytetem w przestępczym półświatku, wykonując trudne i zapewne dobrze płatne zlecenia. Czyżby w rzeczywistości mugolski morderca był czarodziejem? W dodatku powiązanym z mrocznymi siłami? Postaramy się jak najszybciej znaleźć odpowiedź na te pytania.

Rita Skeeter

Bez większych emocji odłożyłam gazetę na stolik. W sumie nie było to dla mnie nic nowego, po prostu zaczynałam grać na większej scenie. Nawet nie roztrząsając artykułu, wstałam od stolika i udałam się do salonu aby poczekać na chłopców. W końcu za chwilę była pora obiadowa.

Jako pierwsi pojawili się bliźniacy, a zaraz za nimi pojawił się Blaise. Na Draco i Harry'ego również nie musiałam długo czekać. Tak właściwie, ledwie kończyłam witać się z jednymi chłopakami, już witałam się z kolejnymi. Od razu zaprowadziłam ich do jadalni, gdzie stół był już suto zastawiony. Skrzaty przeszły same siebie.

Zajęłam swoje zwyczajowe miejsce od razu nakładając sobie sałatki owocowej. Od pewnego czasu zupełnie nie smakowały mi warzywa i pieczywo, a i mięso, przynajmniej niektóre jego gatunki, przestało mi podchodzić. Nie wiedziałam, czym to jest spowodowane, ale nie zwracałam na to uwagi. Może wpływ na to miało dorastanie? Nie wpływało to jakoś znacząco na moje życie, więc i moja uwaga dla tej kwestii była ograniczona.

- Co was do mnie sprowadza?- spytałam, szczerze zainteresowana, kiedy wszyscy mieli już coś na talerzach.

- Nie cieszysz się z naszej wizyty, wężowa księżniczko?- Fred przyłożył dłoń do serca i wyglądał na zranionego, choć nikt nie dał się na to nabrać.

- Jakbyś zgadł.- przytaknęłam, ukrywając uśmiech kolejnym widelcem sałatki.- Dlatego kazałam skrzatom dodać arszenik do wszystkiego poza owocami. Nareszcie pozbędę się problemu. Smakował ostatni kotlet w twoim życiu?

- Wyborny, ale mogło w nim być jeszcze trochę cyjanku. Byłby lepszy.

- Przekażę, szefowi kuchni.- już nie potrafiłam ukryć rozbawionego uśmieszku. Zwróciłam się do reszty.- Więc?

- Mam dla ciebie wiadomość, Lale.- oznajmił Harry, popijając sok.- A właściwie dla nas wszystkich. Od Toma.

Kiwnęłam głową, od razu poważniejąc.

- Po obiedzie?- zaproponowałam.

- Po obiedzie.- zgodzili się chłopcy.

Przez blisko pół godziny rozmawialiśmy na mniej znaczące tematy, jak sposób na spędzenie wakacji, samopoczucie, czy ogólnie... wszystko. Kiedy skrzaty zbierały brudne naczynia i resztki jedzenia, przenieśliśmy się do biblioteki. Jakoś wolałam to miejsce od salonu. Może dlatego, że tutaj miałam czym zająć ręce i umysł? I nie było tak jasno. Czasami miałam takie napady bólu głowy i drażliwości na światło, jakbym była na ciężkim kacu. Może powinna poprosić kogoś z rodziny aby mnie przebadał? Albo udać się do Severusa? Chociaż... gdzie on właściwie mieszka?

- Siadajcie.- wskazałam na kanapy w kącie pomieszczenia a sama usiadłam na fotelu.- Jak się w ogóle czujesz, Harry?

- W porządku.- stwierdził brunet, głaszcząc ze smutnym uśmiechem Sirr, która przypałętała się do nas na korytarzu.- Chociaż trochę brakuje mi tego horkruksa. Byłem do niego... przyzwyczajony. Przez tyle lat był częścią mnie... Trochę również żałują, że nie mogę jej już rozumieć.

- Czasami ma jeszcze napady bólu głowy.- dodał Draco, obejmując chłopaka w talii.- Ale podobno to normalne. Organizm przyzwyczaja się do zmiany.

Kiwnęłam głową, przyjmując te informacje.

- Żadnych zawrotów głowy, utrat przytomności czy luk w pamięci?- chciałam się upewnić.- Albo czegoś z magią? Wyczuwam zmianę w twojej aurze.

Następstwa źle wyciągniętego horkruksa mogły być różne jak uświadomili mnie założyciele oraz stare księgi. Nie chciałam, aby Harry'emu cokolwiek było i martwiłam się o niego. Zielonooki uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Nie. Czasami tylko moja magia szaleje, ale to dlatego, że była tłumiona przez magię Toma i teraz może się w pełni rozwijać. Musi się uspokoić.

- To dobrze.- odetchnęłam z ulgą.- Więc? Jak spotkanie z Tomem?

- Na początku nie było za przyjemnie. Patrzenie na to, czym był, wyrastając z głowy Quirrell'a było dość... groteskowe. Wymieniliśmy ze sobą tylko grzecznościowe powitania i wyjaśnił mi, na czym będzie to wszystko wyglądać oraz dał możliwość wycofania się. Kiedy odmówiłem, od razu zabraliśmy się do roboty. Miał już przygotowane pozostałe horkruksy oraz nowe ciało. Przenosił po kolei fragmenty duszy do nowego ciała. Nie powiem jak, bo za długo by to trwało. Jeśli będziecie chcieli, sami będziecie mogli go zapytać. Na koniec został tylko fragment we mnie i, że tak to nazwę, „oryginalny" fragment w Quirrell'rze. Podczas wydobywania mojego fragmentu zemdlałem, więc nie bardzo wiem, co działo się później. Kiedy się obudziłem, leżałem w tym samym pomieszczeniu, ale na fotelu. Przede mną leżało dość... zdeformowane i... przerażające- mówiąc to, zbladł trochę.- ciało Quirrell'a. Chyba Tom nie poinformował go o następstwach tego... wszystkiego. Tom leżał kawałek dalej i właśnie podnosił się z podłogi. Muszę przyznać, że nie wyglądał za dobrze, więc zaproponował odpoczynek. Rano, kiedy każdy z nas był już o wiele bardziej wypoczęty, dopiero byliśmy w stanie przeprowadzić normalną rozmowę.

- Co ci powiedział?- zaciekawił się George.

- Rozmawialiśmy głównie o jego planach oraz planach Lale.

Słysząc to uniosłam brew w zdziwieniu.

- Moich? Ale ja nie mam żadnych.

- Tak ci się tylko wydaje.- parsknął Blaise.- Przecież już zmieniasz Slytherin. I chcesz się zemścić.

Zacisnęłam usta, uświadamiając sobie, że faktycznie tak było. Nie miałam jednak planów, które mogłyby zainteresować Toma. Żadnych politycznych celów czy działań. Nie uważałam, aby to była moja mocna strona. A tak długo, jak się w czymś nie czuje, tak długo się w to nie mieszam.

- Kontynuuj, Harry.- poprosiłam, nie komentując wypowiedzi Blaise'a.

- Tom nie wprowadzał mnie szczegółowo w swoje plany, wiadomo, jestem w końcu Chłopcem-Który-Przeżył, ale wyjaśnił mi, do czego będzie zmierzał. Tak w dużym skrócie, będzie chciał w pewnym zapanować nad mugolami. Nie wiem, czemu zrezygnował z wybicia ich, nie chciał mi tego powiedzieć, zamiast tego postanowił przejąć władzę nad mugolską Anglią, mieć nadzór na mugolami i jak to ujął... tępić problematyczne jednostki.

- To nie wydaje się ani głupie, ani złe.- przyznałam po chwili zastanowienia, zyskując zdziwione spojrzenia bliźniaków i Harry'ego.- Nie patrzcie tak na mnie. Zwłaszcza ty, Harry. Sam wiesz, jak ciężko żyje się czarodziejom w mugolskim świecie. Są inni. Wyzywani od Dziwaków.- słysząc to określenie, chłopak zbladł i wstrząsnęły nim dreszcze, jednak nie przestałam.- Są prześladowani. Często są bici i wykorzystywani. Uważani za mniej niż człowiek.

- Zrozumiałem.- wydał z siebie coś pomiędzy mruknięciem a warknięcie, a jego zielone oczy patrzyły na mnie twardo z jakąś dziwną i nieokreśloną siłą, pewnością i determinacją.- Nie musisz mi o tym mówić. Przerobiłem to w końcu na własnej skórze.

Kiwnęłam głową, patrząc mu prosto w hipnotyzujące oczy i kontynuowałam.

- Jeśli plany Toma doszłyby do skutku, takie historie, jak twoja czy moja nie miałyby miejsca. Mugole po prostu baliby się, tknąć magiczne dzieci.

- To na pewno dobra droga?- spytał niepewnie Fred.- Strach?

- Nie wiem czy dobra, ale na pewno...

- ...skuteczna.- zakończył za mnie Harry, dalej mając ten twardy wyraz twarzy. Chyba pierwszy raz widziałam go... takiego.- Już sam fakt, że istnieją osoby, które będą w stanie zabić ich dwoma krótkimi słowami sprawi, że mugole będą się bali nam cokolwiek zrobić. A ci, którzy jednak to zrobią...

- ...zapłacą wysoką cenę i staną się przestrogą.- zakończył cicho George, podążając tym samym tropem, co nasze myśli.- Jeśli kilka osób zginie, inne nie będą chciały podzielić tego samego losu i się dostosują. Nie będzie prześladowań.

- A w drugą stronę?- zauważył Blaise.- Czarodzieje nie będą prześladować mugoli? Chociażby z chęci zemsty?

- Oh, na pewno będą. Sama z chęcią byłabym pierwsza w kolejce. I jakoś nie żal mi w takim wypadku mugoli.

- A...!- zaczął Fred.

- Zapytałem o to samo Toma.- przerwał mu Harry.- Powiedział, że to nie będzie problemem. Chyba ma już wszystko rozplanowane. Oprócz tego, ma zamiar wręcz na nowo zbudować Ministerstwo. Ale to plany na dalszą przyszłość. Na razie chce odzyskać większość popleczników.

- Azkaban?- spytałam zaskoczona, uświadamiając sobie, gdzie może być większość jego nadal żywych sojuszników.

- Tak. Chociaż może mu to trochę zająć. Nadal jest słaby. Ma też zamiar zbierać nowych.- Mówiąc to, na chwilę się zatrzymał i dopiero, kiedy potoczył po nas wszystkich wzrokiem, kontynuował.- I chce, żebyśmy do niego dołączyli. Zwłaszcza ty, Lale.

- Odmawiam.- powiedziałam od razu, nawet się nad tym dłużej nie zastanawiając.- Wiem, że kiedyś mówiłam, że jeśli będzie miał konkretne, trafiające w mój gust plany i nie będzie szalony, to prawdopodobnie się do niego przyłącze, ale teraz mówię nie. Wierzę w twoje słowa Harry, zapewne nie uważasz, że odzyskał zdrowy rozsądek?

- Zależy jak definiujesz zdrowy rozsądek.- mruknął.- Sama czasami zdajesz się go zatracać. Nie mniej jednak wydawał się być racjonalny i świadomy swoich zamiarów, oraz nie sprawiał wrażenia tykającej bomby.

- Tak myślałam.

- Więc czemu...?- zdziwił się Fred, który jeszcze przed chwilą kwestionował sposoby mojego krewniaka na rządzenie Anglią, a teraz zdawał się zupełnie zaskoczony moją decyzją.

- Jeślibym do niego dołączyła, poszlibyście ze mną?- spytałam, patrząc każdemu prosto w oczy.

Blaise i Draco od razu pewnie skinęli głowami. Chwilę później, co mnie niezmiernie zdziwiło, zrobił to również Harry, dalej z tą nieprzeniknioną miną. Już dawno zarzuciłam analizowanie chłopaków. Uważałam to za nie fair w stosunku do nich. Co prawda dalej bez problemu zauważałam większość rzeczy, ale starałam się nie wchodzić głębiej w ich rozmyślania.

Fred George spojrzeli po sobie. Miałam wrażenie, że toczą ze sobą mentalną rozmowę. W końcu spojrzeli na mnie. Byli całkowicie poważnie.

- Jesteś naszą małą siostrzyczką i pójdziemy za tobą wszędzie...

- ...nawet, jeśli nie zgadzamy się z niektórymi twoimi poglądami. Poza tym, nie sądzimy...

- ...abyśmy byli w stanie kogoś zabić.

- Każdy jest do tego zdolny.- usłyszałam głos mojej matki i razem z chłopcami spojrzałam w stronę obrazu.- Wystarczy odpowiedni zapalnik.

Westchnęłam cicho, patrząc na niemrawe grymasy na twarzach rudzielców.

- Raczej ich nie pocieszasz, mamo. Ale nie jest to teraz ważne.- zwróciłam się ponownie do chłopaków.- Właśnie dlatego nie mam zamiaru dołączać do Toma. Wiązałoby się to z mało ładnym stempelkiem na ręce. Dla nas wszystkich. Miałam okazję przekonać się jak działa Mroczny Znak i nie skazałabym żadnego z was na to.

- Och, jeśli o to chodzi- tym razem w naszą rozmowę wciął się tata.- To Tom tylko tym mało zaufanym wypalał swój znak. Resztę wzywał za pomocą sygnetów.

- A moi rodzice?- spytała Draco w tym samym momencie, kiedy Blaise zapytał o swoją matkę.

- Pod koniec swojego życia- zaczęła ostrożnie mama, ważąc każde słowo.- Tom na nowo naznaczył wszystkich swoich zwolenników. Przestał ufać komukolwiek, a wszystko przez to, że mieliśmy kreta, który przekazywał jego plany. Nie odkrył, kto był kretem a niedługo później zniknął nim mógł nam usunąć swoje znaki.

- To wiele wyjaśnia.- przytaknął Blaise.- A...

- Panienko.- przed nami pojawiła się Alstremeria, przerywając wypowiedź chłopaka.- Pan Snape prosi o spotkanie.

Zamrugałam zaskoczona. Podobnie jak chłopcy. Nie spodziewałam się wizyty Mistrza Eliksirów ani teraz, ani nigdy. Nawet nie wiedziałam, skąd ma mój adres. Podejrzewałam, że dostał go od Malfoy'ów albo Euphi, nie byłam jednak tego pewna. Poza tym, czego mógł od mnie chcieć?

- Proszę, prz...

- Panienko.

- Tak, Orchideo?- spytałam, kolejnej, pojawiającej się skrzatki.

- Lord de Luca chciałby z tobą rozmawiać.

Potarłam z irytacją nasadę nosa. Co ich dzisiaj tak wszystkich zebrało na odwiedziny. Wzięłam głębszy oddech, nie pozwalając wzrosnąć negatywnym emocjom i już dużo spokojniej popatrzyłam na stworzenia.

- Proszę, przyprowadźcie ich. I przygotujcie herbatę.

Skrzatki skłoniły się ładnie i zniknęły z cichym pyknięciem. Orchidea pojawiła się dosłownie kilka sekund później z dzbankiem parującego napoju i filiżankami, oraz szklanką soku dla mnie.

- Dokończymy później, dobrze?- spytałam chłopców, rozlewając herbatę do naczyń.

- Jasne.- przytaknął Fred.

Kiedy w każdej filiżance była już herbata, do biblioteki weszła Alstremeria, wprowadzając niespotykanych gości. Szef , chociaż miał na twarzy delikatny i ciepły uśmiech, widocznie był tutaj w interesach o czym świadczyła powaga w jego oczach. Severus za to jak zwykle miał na twarzy swoją zimną, kamienną maskę, choć oczy ciskały gromy. Czyżbym go czymś zdenerwowała? Nie twierdzę, że to niemożliwe, ale ostatnio widziałam go w szkole... Oh. Chyba już wiedziałam, czemu tu był.

- Proszę, siadajcie.- wskazałam mężczyznom wolne miejsca.- Herbata już na was czeka. Miło was znów widzieć, ale... co was do mnie sprowadza? Severusie?

Mężczyzna zacisnął usta w wąską linię, patrząc twardo po wszystkich zebranych. A więc się nie myliłam. Jeżeliby nie chodziło o to, raczej nie zwracałby uwagi na to, kto słucha.

- Możesz mówić, Severusie.- zachęciłam.- Podejrzewam, że sprawa, w której przyszedłeś, nie jest obca dla żadnej z obecnych tu osób.

Czarne oczy mężczyzny spojrzały na mnie twardo, ze złością... ale i ze zmartwieniem. Z połaci szaty wyciągnął dzisiejsze wydanie proroka i rzucił go na stół. Nawet nie zwróciłam uwagi na gazetę, wiedząc, że dokładnie taki sam egzemplarz znajduje się na stole gdzieś między regałami. Spojrzałam na nauczyciela, starając się nie podnieść brwi, żeby jeszcze bardziej go nie zdenerwować. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu spytałam.

- Więc? O co chodzi?

- O co?!- warknął cicho.- Lale, do cholery, zabiłaś byłego aurora, dyrektora magicznej placówki i jakiegoś mugola! Szuka cię połowa magicznej Anglii! Poza tym, ty widziałaś, jak oni wyglądają?! Większość śmierciożerców nie byłaby zdolna do takiego zmasakrowania ciała, a ty masz dopiero czternaście lat! Nie masz wyrzutów sumienia?

- Nie.- stwierdziłam prosto, z niezwykłym spokojem.- A nawet sprawiło mi to satysfakcję, jeśli chcesz wiedzieć.

- Satysfakcję?!- krzyknął mężczyzna, a jego maska zaczęła się nieco kruszyć.

- Tak, satysfakcję. To takie coś, kiedy cieszysz się że coś dobrze zrobiłeś. Zacznijmy może od końca. Ten mugol, o którym mówisz, zdradził naszą rodzinę i doprowadził do śmierci pięciu ludzi, w tym, do śmierci człowieka, który wyciągnął mnie z sierocińca oraz swojej partnerki, która była z nim w ciąży. A to wszystko za milion funtów.

- Olena była...?- spytał zaskoczony Gabriell, a w jego oczach mignął mi smutek.

- Tak. Przytaknęłam. Nawet powiedziała o tym Adamowi, zanim zdecydował się nas zdradzić. Nie powstrzymało go to. Nie uważasz, Severusie, że człowiek, który zabija własne dziecko jest śmieciem?

Mężczyzna nie odpowiedział, widocznie podzielając moje zdanie.

- Nie mówię, że nie chciałam tego zrobić i że nie sprawiło mi to przyjemności. Nienawidzę zdrady, a zemsta jest czymś, co wręcz uważam za swoją powinność. Jeżeli poczujesz się z tym lepiej, to uważaj to za pomszczenie śmierci tych osób, które przez niego zginęły, choć nie ukrywam, że zrobiłam to raczej dla siebie. Idąc dalej. Karkarow. Na niego akurat miałam zlecenie.

- Zleceniodawca jest bardzo zadowolony.- wtrącił się szef, zupełnie ignorując posłane w jego stronę wściekłe spojrzenie Mistrza Eliksirów.- Chociaż nie spodziewał się, że użyjesz śmierciożerców jako wymówki. Chciałby o tym z tobą porozmawiać.

- Dobrze wiesz, że nie spotykam się za zleceniodawcami.- machnęłam ręką.- Sam to zresztą zalecałeś.

- To po to, żeby chronić twoją tożsamość.- wyjaśnił, choć nie musiał tego robić.- Muszę przyznać, że przeszłaś moje najśmielsze oczekiwania i w tym momencie jesteś jednym z najlepszych morderców w...

- Gabriell!- warknął wyprowadzony z równowagi Severus.- Ona ma do cholery, dopiero czternaście lat! Nawet nie wnikam, czemu wciągnąłeś ją w to bagno, ale teraz ją tylko zachęcasz do tego, żeby to kontynuowała!

- Nie musi mnie zachęcać.- wzruszyłam ramionami i dopiłam sok.- Lubię robić to, w czym jestem dobra, a patrząc na rosnącą ilość roboty dla Black Wolf, taka właśnie jestem.

- Czy ty siebie słyszysz, dziewczyno?!- krzyknął Snape, gromiąc mnie wzrokiem.- Chcesz mi więc powiedzieć, że LUBISZ zabijać?!

Zamyśliłam się, wbijając wzrok w czarne oczy mężczyzny.

- Czy lubię? Raczej nie można tego tak nazwać. Jeśli to robota, to nawet o tym nie myślę. Po prostu wykonuję zadanie i otrzymuję zapłatę. Nie znam moich celów ani zleceniodawców i nie obchodzi mnie, kim są. Za to w sytuacjach takich jak ta z Moody'm... na pewno sprawiła mi dużo satysfakcji. Patrząc w oczy człowieka, który prześladował mnie w koszmarach, który zamordował moją matkę i przez dziesięć lat myślał, że nic mu się nie stanie, a nagle został postawiony ze mną twarzą w twarz, kompletnie bezbronny... nieświadomy tego, kim jestem...

- Nieświadomy? Lale, zaczynam bać się o twoją psychikę! Przecież uczył cię przez cały rok!

Zamrugałam zaskoczona, a potem roześmiałam się. No tak, przecież Severus nie miał pojęcia o Barty'm! Zwinęłam się na fotelu, chichotając opętańczo i chyba jeszcze bardziej przekonując mężczyznę o złym stanie mojej psychiki. Ale czy ja kiedykolwiek byłam normalna? Zawsze przecież można było u mnie dostrzec jakieś odchylenia.

- Severusie, chyba nie jesteśmy tutaj, żeby analizować moją psychikę, mam rację? A co do uczenia... to nie pierwszy raz, kiedy wiem więcej od ciebie, prawda?

Mężczyzna patrzył na mnie twardo. Potem przeniósł wzrok na chłopaków, zwłaszcza na Harry'ego i bliźniaków. Jego spojrzenie nic nie łagodniało, jednak chłopcy widocznie byli na to przygotowani. Nawet Harry, który nie był z Mistrzem Eliksirów w najlepszych relacjach, nie poruszył się pod tym nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Wy to akceptujecie?

Cała trójka spojrzała po sobie.

- Niech nas pan nie zrozumie źle, profesorze.- powiedział Fred.- To nie tak...

- ... że nie mamy nic przeciwko zabijaniu.- zmienił brata George.- Jednak bardziej niż na samym fakcie...

- ... zależy nam na Lale. Nie mamy zamiaru jej rozliczać, ani...

- ... robić jej wyrzutów, bo wiemy...

- ...że i tak nie zmieniłaby swojego działania.

- Poza tym- wtrącił Harry.- Lale nigdy by nas nie zostawiła, nie ważne, co byśmy zrobili. Dlatego odwdzięczamy się tym samym. Już kompletnie pomijam fakt, że zrobiła dla mnie więcej niż ktokolwiek, kto nie stara pobrudzić sobie rąk.

- Wiemy- dodał Blaise- że Lale daleko do ideału. Wiedzieliśmy to od początku. Nie bylibyśmy fair w stosunku do niej, gdybyśmy odwrócili się przez kilka decyzji.

- Więc akceptujecie nawet morderstwa?!- warknął Mistrz Eliksirów, a w jego głosie można było usłyszeć nutki zaniepokojenia i niedowierzania.

- Kompletnie generalizując...tak.- wzruszył ramionami Draco, bardziej przyciągając do siebie bruneta.- W sumie, dzięki temu, kim jest, jestem jeszcze w świecie żywych.

Severus zamrugał zaskoczony.

- Co masz na myśli?

- To nie jest ważne.- uciął temat Harry.- Ważne jest to, że nie ważne, co by zrobiła, my się od niej nie odwrócimy.

- Nawet, jeśliby przyłączyła się do mordercy Lily?

Mężczyzna chyba nie spodziewał się rozbawienia w zielonych oczach. Ja zresztą też nie. Harry spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem i opierając się bardziej o Draco, przeniósł wzrok na profesora, nic jednak nie mówiąc. Jeszcze przez chwilę patrzył na profesora po czym zaczął odpowiadać.

- Cokolwiek by pan nie powiedział, profesorze, nie znałem swoich rodziców.- mruknął, przymykając oczy.- Lale znam. Lale, którą teraz stawia pan w złym świetle, pomogła mi bardziej i więcej razy niż osoby, które mógłby pan uważać za dobre. Wcale nie musiała tego robić. A ja, jedyne co mogę dla niej zrobić, aby się odwdzięczyć, to stać obok wtedy, kiedy będzie mnie potrzebowała.

- Nawet jeśli...

- Nawet jeśli oznaczałoby to przyłączenie się do Voldemorta.- zakończył twardo chłopak, patrząc zimno na Severusa, a ja nie mogłam uwierzyć, że to ten sam brunet, którego kilka lat temu namawiałam do pozwania krewniaków.- Wszystko się zmienia, profesorze. Podejrzewam, że chciałby pan, abym był taki, jak moja matka. Nie znałem jej i nie jestem, taki jak ona była. Za to mam własne przemyślenia, odczucia, plany. Gdyby nie Lale, dalej byłbym wystraszonym dzieckiem z komórki pod schodami. Prawdopodobnie marionetką w czyiś rękach. Zawdzięczam jej więcej, niż komukolwiek innemu. I jeśli żeby się odwdzięczyć, musiałbym przyłączyć się do mordercy osób, z którymi nie spędziłem zbyt wiele czasu, zrobiłbym to. Jednak z tego, co mi wiadomo, Lale nie chce przyłączyć się do Voldemorta.

Mężczyzna zamrugał zaskoczony i przeniósł na mnie swój wzrok. Wzruszyłam ramionami pod jego przeszywającym spojrzeniem.

- Karkarow i Moody skutecznie zniechęcili mnie do stempelka. Oberwałeś w niego kiedykolwiek jakimś zaklęciem, Severusie?

Mężczyzna zbladł, automatycznie chwytając się za lewe przedramię. Nawet nie protestował, że posiada Mroczny Znak. Jego reakcja była aż nazbyt oczywista.

- Nie zapominasz, skarbie, o tym, co powiedziałam?- spytała mama.- Tom naznacza tylko tych, którym nie ufa.

- Tak.- kiwnęłam niemrawo głową.- A od historii z kretem wszystkich. Sorry, raczej nie chciałabym, aby chłopcy znaleźli się pod działaniem tego gówna.

- Coś mi mówi, Lale,- zaczął Harry, patrząc na mnie sugestywnie.- że stempelki raczej nie wrócą do łask.

- O czym mówisz, panie Potter?!- warknął Severus, widocznie radząc sobie ze skutkami zaskoczenia.

- Tak jak mówiłam, Severusie, są sprawy o których wiem więcej od ciebie.- mruknęłam rozbawiona, przyjmując pozę Salazara na moim fotelu.- To wszystko? Z góry mówię, że nie zmienię swojego podejścia do wspomnianych przez ciebie kwestii.

Mężczyzna popatrzył na mnie chwilę, jakby chciał się wedrzeć do mojego umysłu, po czym przeniósł wzrok na chłopaków, a ostatecznie na moich rodziców. Westchnął ciężko, spoglądając ponownie w moje złote oczy.

- Jesteś strasznie do niego podobna, Lale.- mruknął, a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mówił o Tomie.- Tylko on nigdy tak nie dbał o swoich ludzi.

- I to nas różni.- wzruszyłam ramionami i przeniosłam spojrzenie na szefa.- Co cię do mnie sprowadza, szefie?

Gabriel odstawił filiżankę i podał mi dość grubą teczkę, którą natychmiast otwarłam.

- Robota.- stwierdził.- O dziwo, tym razem nie morderstwo.

Przyjrzałam się papierom z niedowierzaniem. Kilka razy przeczytałam tytuł, aby się upewnić, że dobrze widzę. Mało inteligentnie zamrugałam kilkukrotnie i spojrzałam z szokiem na Gabriell'a. odkładając zamkniętą teczkę, wstałam z fotela i zaczęłam przechadzać się między regałami, a kiedy znalazłam się w odpowiednim miejscu, zaczęłam wspinać się na drabinę.

- Nie łatwiej by było magią?- spytał George.

- Niektóre z woluminów źle na nią reagują.- stwierdziłam, ściągając jeden z tomów z półki i przesuwając się kawałek dalej.

Kiedy trzymałam kilka ksiąg, wróciłam na miejsce i zaczynając je przeglądać, zwróciłam się do szefa.

- To zlecenie jest autentyczne?

- Jak najbardziej. Sam kilkakrotnie sprawdzałem.

Zamyśliłam się. Naprawdę wiele kwestii zaprzątało teraz moją głowę i każdą musiałam w pewnym stopniu przemyśleć. Po chwili, kiedy już wszystko mi się trochę rozjaśniło, spojrzałam najpierw na chłopaków, potem na rodziców i znowu na przyjaciół. Przykładając palec wskazujący do ust i opierając brodę na kciuku, ostatni raz przemyślałam to, co zamierzałam zrobić.

- Jesteście pewni?- spytałam poważnie, nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy.

Nie spodziewałam się rozbawienia w ich oczach. Posłali sobie wszystko wiedzące spojrzenia i skinęli mi głową.

- Wiecie, że nie będzie odwrotu?

- Nie ma go od roku.- zauważył Fred z delikatnym uśmiechem.- Lale, nie żałuję swojego wyboru, jeśli o to ci chodzi. Wiem, że moje miejsce jest przy tobie.

Pozostali chłopacy widocznie podzielali jego zdanie.

- Biorę to zadanie.- zwróciłam się do szefa.- Ale potrzebowałabym trochę ludzi.

- Oh?- zaciekawił się szef.

- Powiedzmy, że chcę zrobić komuś niespodziankę i wymusić przysługę.

- Lale, czy to...- zaczął Blaise, wskazując na teczkę.

Zanim skończył zdanie, kiwnęłam głową.

- A ty chcesz...- Draco otwarł z niedowierzaniem oczy.

- Dokładnie.- przytaknęłam uśmiechając się niebezpiecznie.- Po pierwsze, nieźle go wkurzę, jeśli zrobię to za niego. Po drugie, będzie mi wisiał przysługę, co go jeszcze bardziej zdenerwuje. A po trzecie, jest tam kilka osób, które chętnie bym poznała.

Całą piątka skinęła głowami, rozumiejąc o kogo mi chodzi. Gabriell z ciekawością i rozbawieniem przyglądał się naszej konwersacji, za to Severus oprócz ciekawości, był mocno zirytowany i zaniepokojony. No tak, znowu nic nie wiedział. Zachichotałam cicho, uświadamiając sobie, że mężczyzna jest tak samo ciekawski jak gryfon. Chociaż może tak jak ja po prostu nie lubił nie wiedzieć? W sumie wychodziło na jedno. Spoważniałam i spojrzałam na mężczyzn.

- Potrzebowałabym około dwudziestu ludzi zdolnych do poradzenia sobie w tym miejscu i wprawionych w walce. Jesteś w stanie to zorganizować, szefie?

Włoch skinął głową.

- Oczywiście. Powiedz tylko na kiedy.

Spojrzałam na kilka książek leżących przede mną. Trochę mi zajmie przeczytanie ich.

- Przyszły weekend. Muszę wszystko zaplanować i przydałaby mi się w tym twoja pomoc. Masz większe doświadczenie.

- Przecież wiesz, gdzie mnie szukać, Lale.- zaśmiał się mężczyzna.- Zawsze chętnie służę pomocą.

- Severusie, potrzebowałabym też medyka. Boję się, że chłopcy nie będą sobie w stanie sami poradzić.

Brunet zgromił mnie spojrzeniem czarnych oczu. Miał surowy wyraz twarzy i byłam jakoś dziwnie przekonana o tym, co za chwilę usłyszę. Nie pomyliłam się.

- Co ty kombinujesz, Lale? Ludzie wprawieni w walce, medyk...

Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Nie obrazisz się, Severusie, jeśli na razie ci tego nie powiem? Uważam, że już wystarczającą się dzisiaj denerwowałeś. Zamiast tego... może chciałbyś wiedzieć, skąd miałam świeżą łuskę bazyliszka? Albo do kogo należała księga, którą ci pożyczyłam?

Mistrz Eliksirów przypatrywał mi się, marszcząc brwi. Prawie byłam w stanie zobaczyć jego wewnętrzną walkę. Zdawał sobie sprawę, że to, co chcę zrobić, jest nielegalne ale ta ciekawość, ta chęć wiedzy... Tak, to był takie kuszące! Ostatecznie tylko lekko skinął głową.

- Więc?- spytałam.- Które z pytań? Odpowiem tylko na jedno.

- Łuska.- warknął cicho.

- To chyba oczywiste, że miałam ją od bazyliszka.- uśmiechnęłam się, rozsiadając się w fotelu, szybko jednak dodałam, aby nie denerwować mężczyzny.- Żeby być dokładniejszą, od bazyliszka, który wesoło lata sobie od kilku lat po rurach Hogwartu.

- Co...?

- Nom. Ale jest całkowicie nie groźna odkąd zakończył się ten cały cyrk z Komnatą Tajemnic. I nie roztrząsaj tego tematu. Raczej nikt ci nie powie, jak to naprawdę było. Ktoś jeszcze coś chce? Przerwaliście mi bardzo ważną rozmowę z chłopakami.

- Daj spokój, Lale.- machnął ręką Harry.- Myślę, że wszystko już się wyjaśniło.

- Z mojej strony to wszystko.- stwierdził szef.

- Z mojej również.- burknął Severus, choć widać było, że miał na ten temat zgoła inne zdanie.

- Oh, Lale.- zaczął szef, kiedy razem z Mistrzem Eliksirów zbliżali się do drzwi.- Wpadnij czasami do klubu. Wszyscy narzekają, że Hexe o nich zapomniała.

- W sumie...- zastanowiłam się i spojrzałam na chłopaków.- Idziemy?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro