Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

- Lale, musimy porozmawiać- powiedział Snape, kiedy miałam już wejść do pokoju wspólnego.- W moim gabinecie.

Zaskoczona słowami mężczyzny, dopiero po chwili skinęłam głową. Spokojnie ruszyłam za nim korytarzami lochów, a kiedy znaleźliśmy się w jego kwaterach, zajęłam miejsce w swoim fotelu. Poczekałam, aż usiądzie naprzeciwko i zapytałam, o co chodzi.

- O eliksir, którego użył Harry. Przeanalizowałem przepis oraz porównałem go z wieloma księgami. Nawet tymi surowo zakazanymi przez Ministerstwo. Co prawda nie znalazłem go w żadnej z nich...

- Mówiłam już, że ta książka nie jest w obiegu.- uśmiechnęłam się pobłażliwie, opierając brodę na dłoni.- Co więcej, jestem przekonana, że posiadam ostatni, albo jeden z ostatnich zachowanych egzemplarzy.

- Właśnie o to chodzi. Jestem pewien, że gdyby ta księga była ogólnodostępna, to zarówno ona, jak i ten eliksir, zostałyby zakazane. W obecnych standardach to bardzo czarna magia.

- Ale księga nie jest ogólnodostępna, więc nie widzę problemu.- wzruszyłam ramionami, zupełnie nie przejmując się sprawą.

Mężczyzna westchnął ciężko.

- Lale, to ważna sprawa. Wiem, że twoi rodzice mieli w posiadaniu wiele wątpliwych ksiąg, a nawet pełno tych nielegalnych. Sam je nieraz od nich pożyczałem, ale tego eliksiru nie widziałem w żadnej z nich. I mam dziwne wrażenie, że nie jest on najczarniejszą rzeczą zawartą w tej księdze.

- Owszem.- przytaknęłam.- Już samo antidotum jest... gorsze.

- I jeszcze to zaklęcie, którego Harry użył podczas pierwszego zadania.- kontynuował mężczyzna, nie zwracając większej uwagi na moją wypowiedź.- Nawet nie mam pojęcia jakiego języka używał. To wszystko jest strasznie podejrzane, Lale. Za dobrze mu idzie, jak na najmłodszego uczestnika i to jeszcze zgłoszonego nie z własnej woli.

Uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem, co trochę zdenerwowało mężczyznę. Nie moja wina, że lubiłam się z nim drażnić. Rozsiadłam się wygodniej na fotelu i wbiłam w niego spojrzenie moich złotych oczu.

- O Harry'ego nie musisz się martwić, Severusie. A co do reszty... chyba nie oczekujesz ode mnie żadnej odpowiedzi?

Mężczyzna trzasnął dłonią w blat biurka.

- Lale, ktoś widocznie chce się pozbyć twojego przyjaciela! A ty tak po prostu to ignorujesz?!

Roześmiałam się. Po prostu roześmiałam się. Może nie powinnam, ale... Severus zawsze podchodził do Harry'ego z dystansem, żeby już nie używać słowa „nienawiść" które bardziej pasowałoby do początków ich znajomości. Zawsze był dla niego niezbyt miły, a teraz tak się o niego martwi. To było urocze! Nie wspominając już o fakcie, że zupełnie opatrznie, zresztą według zamiaru, zrozumiał sytuację. Ale to przynajmniej działało na naszą korzyść. Skoro on twierdzi, że ktoś próbuje pozbyć się Harry'ego, to było pewne, że nikt nie wpadnie na inny pomysł.

- Ja tego nie ignoruje, Severusie.- uśmiechnęłam się, odgarniając loki z twarzy.- I nikt nie chce się go pozbyć. Cieszę się jednak, że się o niego martwisz. Jestem pewna, że gdyby to usłyszał, zszedłby na zawał.

Zostałam zgromiona morderczym spojrzeniem mężczyzny, jednak nie przejęłam się tym. Już zdążyłam się przyzwyczaić. Poza tym, przez tą chwilę poczułam się tak jak przed tym, zanim Severus dowiedział się, kim jest Black Wolf. Teraz nie podchodził do mnie z takim dystansem, jak przez kilka ostatnich miesięcy.

- Nie chce się go pozbyć?!- powtórzył powoli mężczyzna, niebezpiecznie spokojnym głosem.- Jak więc wyjaśnisz zgłoszenie go do tych cholernych samobójczych zadań?!

Gwałtownie nachyliłam się nad biurkiem, sprawiając, że mężczyzna podskoczył zaskoczony. Nasze twarze były strasznie blisko siebie. Tak blisko, że czułam jego oddech na mojej skórze. Bez skrępowania wpatrywałam się w jego czarne oczy.

- Jak już mówiłam, chyba nie oczekujesz ode mnie odpowiedzi, Severusie? I nie zapominaj, że wiem o wszystkim, co się dzieje w zamku. Harry jest bezpieczny. Czuwa nad jego bezpieczeństwem sześć osób. W zadaniach pomagają dodatkowe cztery niezwykłe osobistości. Naprawdę, nie masz się o co bać. A jeśli chcesz wiedzieć, co się dzieje, spróbuj sam do tego dojść. W końcu czy nie mówiłeś kiedyś, że to zrobisz? A jak nie chcesz, zawsze możesz czekać do lipca. Chciałbyś coś jeszcze ode mnie? Jest już późno, a nie chcę, żeby chłopcy się o mnie martwili.

Z uroczym uśmiechem odsunęłam się trochę od mężczyzny, dając mu odetchnąć i odpowiedzieć.

- Poczekają.- stwierdził i kazał mi na nowo usiąść.- Skąd wzięliście świeżą łuskę bazyliszka?

- Świeżą?- udałam zdziwienie, choć wiedziałam, że mężczyzna nie da się nabrać.

- Tak, świeżą. Inni tego nie zauważyli, ale każdy Mistrz Eliksirów wie, że łuska bazyliszka nadaje się do użycia tylko w przeciągu dwudziestu minut od zebrania. Potem traci swoje właściwości.

- Nic ci nie umknie, prawda, Severusie?- spytałam, kręcąc głową z rozbawieniem.- Może kiedyś ci na to odpowiem, ale teraz... Pójdę już. I mam coś dla ciebie. Taki drobny prezent na osłodę humoru.

Bez słowa machnęłam różdżką, a w mojej ręce pojawiła się spora, ręcznie zapisana księga w granatowej oprawie. Jej pożółkłe strony nosiły na sobie znaczne ślady kolejnych wieków a jednak trzymała się nad wyraz dobrze. Z uroczym uśmiechem podałam ją mężczyźnie i skierowałam się do drzwi.

- Może ona naprowadzi cię na jakiś trop, chociaż w jednej kwestii.- uśmiechnęłam się, chwytając za klamkę.- I oczywiście jest do zwrotu. Nie bronię ci jej jednak skopiować.

Grzecznie się żegnając, opuściłam gabinet i ruszyłam w stronę pokoju wspólnego.

***

Już od kilku dni chodziłam poddenerwowana. Ktoś, byłam pewna, że Dumbledore, majstrował przy magii zamku, co niebezpiecznie odbijało się na moich odczuciach oraz humorze. Sprawiało też, że miałam złe przeczucia co do najbliższego okresu. Bez powodu się w końcu nie kombinuje przy takiej potędze. A skoro to był on... bo kto inny, jak nie dyrektor miałby dostęp do magii zamku... to mogło to tylko wróżyć kłopoty.

Siedziałam właśnie w pokoju wspólnym, pomagając grupie młodszych uczniów z lekcjami. Od jakiegoś czasu zaczęłam się w ten sposób udzielać pozostałym ślizgonom. W końcu nie mogłam obecnie zrobić dla nich zbyt wiele, a chciałam im jakoś ułatwić życie. Niektórzy nie mieli zbyt łatwo, odkąd ich rodziny dowiedziały się, że przestali negatywnie podchodzić do mugolaków. Kilku ledwo uniknęło wydziedziczenia. A żadne z ich rodziców nawet nie chciało słyszeć o prawdziwej woli Salazara. Dumni, zaślepieni aroganci.

Właśnie miałam zająć się wyjaśnianiem pewnych zagadnień z eliksirów jednej z trzecioklasistek, kiedy wejście do pokoju wspólnego otwarło się i wpadła przez nie Daphne razem z Campbell'em i O'Hara'ą. Cała trójka była blada. Kiedy tylko mnie zobaczyli, dziewczyna od razu, bez słowa chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła na korytarze.

- Co jest?!- zdziwiłam się, ale mając złe przeczucia, dałam się im ciągnąć.

- Problemy.- powiedział O'Hara, kiedy przyspieszyliśmy do biegu.- Chłopacy zostali zaatakowani.

Zmarszczyłam brwi.

- Powinni sobie poradzić z uczniami.- zauważyłam.

- Tylko, że to nie uczniowie!- warknął Campbell, kiedy biegliśmy po schodach na wyższe piętra.- Usłyszeliśmy hałasy na drugim piętrze i zajrzeliśmy co się dzieje. Wszędzie latały zaklęcia i ... coś dziwnego. Jak tylko Blaise nas zobaczył, kazał nam się zmywać i wyciszyć obszar.

- Od razu postanowiliśmy pobiec po ciebie.- dodał O'Hara.

Spojrzałam na niego pytająco.

- Salazar nie wstawiłby się za byle kim.- wyjaśnił.- Poza tym, mamy oczy. I wiemy, że potrafisz więcej niż pokazujesz.

Postanowiłam nie wnikać w to bardziej, bo właśnie dotarliśmy na drugie piętro. Z zaskoczeniem i ulgą dostrzegłam, że kierowaliśmy się w stronę łazienki Jęczącej Marty, skąd wyczuwałam magię chłopaków.

Bez ceregieli wyszarpnęłam różdżkę z kieszeni i rzuciłam kilka potężnych zaklęć prywatności na okolicę. Zaraz po tym, otwarłam drzwi, czekając z wejściem, aż upewniłam się, że nie dostanę żadnym zbłąkanym zaklęciem.

To, co zobaczyłam w środku, sprawiło, że krew się we mnie zagotowała. Chłopcy nie mieli chwili wytchnienia, na zmianę atakując i broniąc się przed grupą napastników, których wiek był dość zróżnicowany, ale każdy z nich miał na pewno więcej niż trzydzieści lat. Nie interesowało mnie to za bardzo. Bardziej przejął mnie stan chłopaków. Blaise utykał, jego lewe udo dość poważnie krwawiło. Harry miał rozciętą brew i kilka otarć na rękach, które były widoczne przez rozerwane rękawy koszuli. Bliźniacy nie wyglądali tragicznie, jednak byli już bardzo zmęczeni, zwłaszcza, że pilnowali Draco, który był chyba w najgorszym stanie. Jego prawa ręka wisiała bezwładnie i obficie krwawiła, wargę miał rozciętą i był przeraźliwie blady. Z zaniepokojeniem zauważyłam, że większość zaklęć, i co dziwniejsze pocisków, leciało właśnie w jego stronę.

Kiedy przed moim nosem przeleciało bardzo silne i paskudne zaklęcie czarnomagiczne, nie czekałam na nic więcej. Pewnym krokiem weszłam do środka, od razu wykluczając jednego napastnika z dalszej akcji. Zwróciłam też tym na siebie uwagę walczących, ale nie miało to już znaczenia.

- Incendo oculus*.- szepnęłam, celując w jednego z napastników i unikając przy okazji crucio.

Mężczyzna padł na ziemię z przeraźliwym krzykiem i tarzał się po niej w amoku, podczas gdy jego oczy były wypalane do cna przez nie dające się ugasić płomienie. Jego towarzysze spojrzeli na mnie w szoku, podobnie jak trójka ślizgonów, która podbiegła do rannych chłopców z wyraźną chęcią pomocy.

Zaklęcia nieznajomych od razu skupiły się na mnie, podobnie jak ostrzał, choć niektórzy próbowali jeszcze atakować Draco. O co tutaj chodzi?! Kiedy koło ucha śmignęła mi Avada, stwierdziłam, że zabawa się skończyła. Bez przerwy rzucałam zaklęcia, a jedno było mroczniejsze i bardziej zakazane od drugiego.

- Liberi morti-fer e inferus vorago**!- warknęłam, wskazując na jednego z napastników.

Z posadzki wystrzeliły kościste rączki, łapiąc mężczyznę za skraj szaty. Zaraz potem wyłoniły się trupie główki- częściowo czaszki, a częściowo blade twarze dzieci- uśmiechające się przeraźliwie. Wspinały się po szacie mężczyzny i z każdą chwilą było ich coraz więcej. Nie dawały się strząsnąć, a z każdą próbą trafienia ich jakimś zaklęciem chichotały upiornie i wpijały swoje palce mocniej w ciało ofiary. Kiedy pierwsze były już praktycznie przy twarzy mężczyzny, wszystkie upiorne dzieci wręcz zaczęły rozrywać ciało nieszczęśnika na kawałki.

Patrzyłam na to zaledwie kontem oka, resztę uwagi poświęcając pozostałej dwójce. Kobiecie i mężczyźnie, którzy patrzyli to na mnie, to na widowisko z przerażeniem. Nic dziwnego. Sięgnęłam aż po magię nekromancką. Byłam jednak tak wściekła, że nie miało to dla mnie znaczenia. Ośmielili się zaatakować chłopców, a tego nie miałam zamiaru puszczać płazem! Nikomu! Gdzieś za plecami usłyszałam pospieszne kroki i zamykanie drzwi od kabiny. Daphne chyba nie wytrzymała widoku rozszarpanego mężczyzny.

- Kto was przysłał?- spytałam grobowym tonem, patrząc prosto w oczy około pięćdziesięcioletniego czarodzieja.

Nie odpowiedział. Zamiast tego mocniej ścisnął różdżkę i rzucił we mnie jakimś zaklęciem, którego nie znałam. Byłam jednak pewna, że nie chciałam nim oberwać. Miałam już je zablokować, kiedy kobieta, której poświęciłam mniej uwagi, rozbroiła mnie. Na szczęście szkolenie Jurij'ego nie poszło na marne i zgrabnie uniknęłam zaklęcia, jednak wpakowałam się prosto pod klątwę tnącą, która dość mocno naruszyła mój bok. Syknęłam z bólu, łapiąc się za ranę i czując pod palcami ciepłą ciecz. Nie zatrzymałam się jednak. Zaszarżowałam na parę, unikając kolejnych zaklęć.

- Otwórz się!- zasyczałam na moment przed tym, jaki ich staranowałam.

Przejście w umywalce, którą mieli za plecami otwarło się, a dwójka czarodziejów wpadła do rury, nie mogąc wytrzymać siły mojego natarcia. Patrząc w ciemną dziurę, gdzie zniknęli, obiecałam sobie, że w najbliższym czasie kupię Jurij'emu duży znicz i piękne kwiaty. Gdyby nie jego upór na ćwiczeniach ze mną, prawdopodobnie byłoby ze mną kiepsko.

Westchnęłam ciężko i wyprostowałam się. Spojrzałam ze zmartwieniem na chłopaków.

- Trzymacie się jakoś?- spytałam, podchodząc do nich.

Pytanie kierowałam głównie do Draco, który już był leczony przez Fred'a. Pozostali zajmowali się swoimi drobniejszymi zranieniami. Odpowiedzieli mi zmęczonymi kiwnięciami, co przyjęłam z westchnięciem ulgi.

- To dobrze. Fred, dasz sobie radę?

- Jasne. A co z tobą?

- Mogę poczekać.- stwierdziłam.

Powoli zaczęłam przenosić pozostałych napastników do wlotu rury. Trzeba było tutaj bardzo dokładnie posprzątać. Gdyby ktoś zaczął węszyć, mogłoby się to źle skończyć. Rana trochę uniemożliwiała mi sprawne pozbycie się ciał, więc z wdzięcznością i niemałym zdziwieniem przyjęłam pomoc od Campbell'a i O'Hary. Daphne, która już wyszła z kabiny, pomagała chłopcom wyleczyć swoje rany. Nadal był blada i niepewnie zerkała na plamę krwi, ale nic nie mówiła.

Przywołałam Kiełka i poprosiłam go o kilka eliksirów leczących oraz wybielacz i szmatę. Praktycznie natychmiast dostałam owe rzeczy. Zażyłam eliksir leczący rany i uzupełniający krew, a resztę podałam chłopcom. Szczególnie Draco i Blaise'owi się przydadzą. Ja za to uklękłam na podłodze i przy pomocy wybielacza czyściłam kafelki z krwi.

- Panienko, dyrektor tu idzie.- poinformował mnie skrzat, kiedy z westchnięciem wrzuciłam szmatę do rury.

- Kurwa!- zaklęłam.

- Co teraz, Lale?- spytała spanikowana blondynka.

- Nic.- warknęłam, patrząc, czy nie zostały tutaj żadne ślady walki.- Chłopaki, trzymacie się?

- Wystarczająco.- powiedział Draco, który już swobodnie mógł ruszać ręką.

Blaise tylko kiwnął głową, podobnie jak reszta. Widząc to, podeszłam do rury i spojrzałam w dół. Nic poza ciemnością nie widziałam. Odwróciłam się do pozostałych.

- Normalnie bym stworzyła nam schody, ale boję się, że tamci będą próbowali wyjść. Harry, wejdziesz jako ostatni i zamkniesz przejście?

Brunet kiwnął głową i podobnie jak reszta podszedł do mnie.

- Panienko, dyrektor jest na korytarzu. Zaraz tu będzie!

- Uważajcie przy wylocie.- poradziłam szybko, stając na krawędzi rury.- I nie patrzcie w górę. Chyba, że chcecie zginąć.

Po tych słowach wskoczyłam do środka. Bardzo szybko zjeżdżałam w dół. Za sobą słyszałam cichy pisk Daphne oraz kilka odgłosów świadczących o tym, że inni już są w rurze. Po pewnym czasie wypadłam z rury i usłyszałam nieprzyjemne chrząśnięcie. A więc wylądowałam na jakimś szkielecie. Wstałam i otrzepałam się. W oddali widziałam światełko. A więc tamta dwójka jest cała i szuka wyjścia.

Machnęłam ręką w której pojawiła się świecąca kula. Oświetliło to trochę okolicę. Nie miało znaczenia, że tamci mogli nas zobaczyć. Byli już daleko i zapewne nie patrzyli za siebie. Pomogłam wstać blondynce, która właśnie wyjechała z rury i zatrzymała się zaraz obok jednego z mężczyzn, których tutaj zrzuciliśmy. Jak tylko to zobaczyła, wzdrygnęła się niekontrolowanie i przyłożyła dłoń do ust, powstrzymując wymioty.

Kiedy stanęła obok mnie, rozejrzałam się po okolicy. Nigdzie nie było mojej różdżki. A więc musiała ją mieć tamta dwójka.

- Gariad!- zasyczałam, a mój głos poniósł się echem.- Idzie w twoją stronę dwójka czarodziejów. Nie atakuj ich! Mają moją różdżkę i chciałabym ją odzyskać!

Nie czekałam długo na odpowiedź. Dźwięk musiał się tutaj naprawdę dobrze rozchodzić o czym świadczyło to, że odpowiedź bazyliszka, chociaż niezwykle chicha, dobiegała do mnie zewsząd.

- Jak sobie życzysz, Lale.

Razem z Daphne pomagałyśmy się podnosić pozostałym chłopakom i kiedy byliśmy już w komplecie, ruszyliśmy za dwójką czarodziejów.

- Gdzie my, u diabła, jesteśmy?- spytał szeptem O'Hara, kiedy po raz któryś stanął na pozostałości myszy czy czegoś podobnego.

- W drodze do Komnaty Tajemnic.- odpowiedziałam podobnie, powoli dostrzegając wejście do pomieszczenia z podobizną mojego przodka.

- Żartujesz?!- zdziwił się Anthony.- Przecież to tylko legenda!

- No właśnie nie tylko.- mruknęłam i uciszyłam resztę.

Wychyliłam głowę za przejście. Nigdzie nie widziałam dwójki czarodziejów a to było dość dziwne. Wycofałam się i po przywołaniu Kiełka, poprosiłam go o pistolet i kilka magazynków. Uzbrojona, ponownie wychyliłam głowę i uważnie się rozglądając wyszłam z ukrycia, każąc reszcie zostać na miejscu i być w gotowości.

Powoli szłam w stronę posągu, starając się być jak najciszej i nasłuchując jakichkolwiek dźwięków mogących pomóc mi namierzyć wrogów. Bardzo przydatne były przy tym umiejętności nabyte od Jurij'ego przez Black Wolf. Musiałam przyznać, że ci ludzie nie byli pierwszymi lepszymi czarodziejami. Zbyt dobrze się ukrywali. I jeszcze te pistolety...

- Gariad.- wysyczałam cicho.- Przed wejściem czekają moi przyjaciele. Nic im nie rób. W głównej komnacie oprócz mnie jest dwójka wrogów. Mogłabyś mi ich wystawić?

Nie dostałam odpowiedzi. Zamiast tego w oddali słyszałam jak wielkie ciało bazyliszka sunie po podłodze, z każdą chwilą będąc coraz bliżej i bliżej. Kiedy zobaczyłam znajome stworzenie, nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu, a ktoś inny cichego dźwięku przerażenia. I to mi wystarczyło.

Bez żadnego ostrzeżenia strzeliłam w miejsce, z którego słyszałam głos kobiety. Najpierw raz, a później drugi i trzeci. Zaklęcia maskujące, które na siebie rzuciła przestały działać, a jej martwe ciało padło na podłogę. Kałuża krwi szybko się powiększała. Podeszłam do niej i podniosłam swoją różdżkę, która leżała blisko kobiety. Otrząsnęłam ją z czerwonej cieczy i pewnie chwyciłam w lewą rękę. Po raz ostatni przyjrzałam się kobiecie. Z zaskoczeniem zauważyłam za jej uchem tatuaż przedstawiający sześcioramienną gwiazdę z numerem cztery. Takie tatuaże mieli płatni mordercy z konkurencyjnej rodziny.

- Tamten próbuje uciec.

- Harry!- krzyknęłam.

W wejściu natychmiast pojawili się chłopcy i zaczęli rzucać przeróżne zaklęcia. Ja robiłam to samo, stojąc tutaj. To była tylko kwestia czasu, aż mężczyzna oberwie jakąś klątwą. Kiedy tylko zaklęcia maskujące utraciły swój efekt, a mężczyzna zatoczył się pod wpływem jednej z klątw Draco, George natychmiast go unieruchomił a Blaise pozbawił różdżki.

Podeszłam do nich i bez skrupułów przestrzeliłam mężczyźnie kolano. Za jego uchem również był tatuaż. Tym razem z numerem jeden. Ukucnęłam przed nim i mocno szarpnęłam za jego szaty.

- Gadaj, kto was wynajął?! I ile zapłacił?!

Mężczyzna nie odpowiedział. Zamiast tego spojrzał na mnie hardo i splunął mi w twarz. Puściłam go, ocierając policzek. Ułamek sekundy później posłałam go na posadzkę silnym kopniakiem w szczękę.

- Lale!- chłopcy próbowali mnie uspokoić.

- Cicho!- warknęłam.- Ten sukinsyn jest mordercą na wynajem! Miał was zabić!

Mocno nadepnęłam na jego krwawiącą nogę. Miałam gdzieś jego krzyk, strach chłopaków czy dźwięk pękających kości. Ten mężczyzna i tak nie wyjdzie stąd żywy, a chłopcy muszą zrozumieć, że to, kim jestem, nie jest kolorowe i niektóre sprawy będę musiała załatwiać właśnie tak. Nawet jeśli ceną za to miałby być ich strach czy nie popieranie tego.

- Gadaj, szmaciarzu! Kto to, do cholery, był?!

- Popierdoliło cię?!- warknął mężczyzna, kiedy jeszcze bardziej wbiłam but w jego krwawiącą nogę.

- Nie bardziej niż ciebie! Wiesz, ciekawi mnie, czy twój szef będzie zadowolony, kiedy się dowie, że zaatakowałeś Black Wolf oraz osoby będące pod jej protektoratem. Czy nie wykonałam dla waszej grupy ostatnio kilku robótek pozbywając się kretów?

Mężczyzna zbladł i spojrzał mi prosto w oczy. Wykorzystałam to i bez skrupułów włamałam się do jego umysłu. Jego bariery były bardzo słabe więc bez problemu je zniszczyłam i znalazłam interesujące mnie informacje. Aż się we mnie zagotowało na widok nazwiska zleceniodawcy, a także celu i kwoty.

Wycofałam się z umysłu mężczyzny i pełnym furii głosem wysyczałam:

- Gariad, obiad.

Bazyliszek natychmiast znalazła się obok a jej wielka paszcza pochłonęła mężczyznę z głuchym mlaśnięciem. Nie zwróciłam na to uwagi. Zamiast tego westchnęłam ciężko i chwyciłam się za nasadę nosa. Wszystko zaczynało się komplikować i być coraz niebezpieczniejsze dla chłopaków.

- Lale?- Blaise położył jedną dłoń na moim ramieniu a drugą chwycił mój podbródek i zmusił, abym na niego spojrzała.- Wszystko w porządku?

- Tak.- westchnęłam.- Tylko... przez najbliższy czas musimy bardzo uważać. A w szczególności ja, Harry i Draco.

- Dlaczego?- zdziwił się blondyn, obejmując zielonookiego bruneta w pasie.

- Oni wszyscy- wskazałam na martwą kobietę.- są mordercami z pewnej mafii. Zostali wynajęci, żeby się ciebie pozbyć, Draco.

- Mnie?- zdziwił się chłopak.- A co ja komu zrobiłem?

- Kto był zleceniodawcą?- zapytali bliźniacy.

Spojrzałam na nich uważnie. Nie wiedziałam, czy mam im to mówić. Mogli źle zareagować. Jednak widząc ich pośpieszające i pewne spojrzenia, postanowiłam być szczera. Teraz i tak mogłam zrobić tylko tyle.

- Wasza siostra.

Fred i George jak tylko to usłyszeli, zrobili się strasznie bladzi i przerażeni. Patrzyli na mnie z niemym szokiem i nadzieją, że to jednak nie jest prawda. Niestety, była. Szybko się o tym zorientowali, kiedy spojrzeli w moje oczy. Nie miałam w zwyczaju żartować na takie tematy i dobrze o tym wiedzieli.

- Jak... przecież...

- Ginny nie mogła...

- Nie sądzę, aby sama to zaplanowała.- stwierdziłam odgarniając włosy z twarzy.- Zresztą, nie obraźcie się, ale nawet gdybyście sprzedali wasz dom, nie było by was stać na ich usługi. Myślę, że ktoś namówił waszą siostrę, aby zleciła morderstwo Draco i dał jej potrzebne na to pieniądze.

- Kto?- spytał zaniepokojony o swojego chłopaka Harry.

- Tego nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Jak możecie, przebadajcie wspomnienia waszej siostry. Może uda wam się czegoś dowiedzieć.

Rudzielce niemrawo skinęli głowami. Wiedziałam, że to, o co ich proszę może być dla nich trudne. Wstawianie się za mną i nabijanie z siostry to jedno, ale kiedy jest ona podejrzana o zlecenie zabójstwa i mają ją wybadać, to już kompletnie inna sprawa. Skoro się jednak zgodzili, wiedziałam, że mogę im to zostawić.

- Uważajcie na siebie.- powtórzyłam, patrząc na wszystkich uważnie.- Nigdzie nie chodźcie samotnie. Jeśli macie wrażenie, że ktoś was obserwuje, natychmiast znajdźcie jakieś miejsce, skąd Kiełek mógłby was przenieść do moich pokoi. To samo, jeśli ktoś próbuje się wam włamać do umysłów. Dumbledore kombinuje coś przy murach zamku i mam co do tego złe przeczucia. Od teraz, Harry, sypiasz w dormitorium Draco. W swoim dormitorium byłbyś zbyt odsłonięty, a tak, będę miała pewność, że nic ci się nie stanie. Wszystko jasne?

Chłopcy powoli skinęli głowami.

- Tak, ale...- zaczął Harry i z niemrawą miną wskazał na kobietę, która była właśnie pożerana przez Gariad.- czy to było konieczne? Nie można było ich obezwładnić albo zmienić im wspomnień?

- Można było.- przytaknęłam.- Jednak nie mogłabym ich nigdzie przetrzymywać w nieskończoność, a zmienione wspomnienia mogłyby tylko przysporzyć nam problemów, gdyby zleceniodawca znów się odezwał. A tak, wszystko jest załatwione. I to na amen. A wy?- zwróciłam się to pozostałych, przeraźliwie bladych i czasami zielonkawych ślizgonów, którzy wychylali głowy z wejścia.- Co tak tam stoicie? Chodźcie. Zaraz się stąd zbieramy.

Na dźwięk mojego głosu i tego, że zwracam się do nich, cała trójka podskoczyła i szybko znalazła się obok. Daphne trzęsła się ze strachu i co chwile zerkała na karmazynowe plamy na podłodze. Chłopcy znosili to wszystko trochę lepiej, ale i tak było widać, że są w szoku.

- Znacie oklumencję?- spytałam spokojnie.- Nie chciałabym, aby to, co się tutaj wydarzyło poszło gdzieś dalej.

Cała trójka pokręciła przecząco głowami, patrząc na mnie niepewnie, na co westchnęłam ciężko.

- Dajcie spokój, przecież nic wam nie zrobię. Nie chcecie mnie przecież wydać, prawda?

Gwałtownie pokręcili głowami na co parsknęłam śmiechem.

- Nie no, serio! Nie musicie się mnie bać.

- Może tak mówisz, ale...- zaczął Campbell.

- Wy to tak na spokojnie...?- spytała O'Hara chłopaków.

Ci spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami

- Nie do końca, ale...- zaczął Blaise.- Znaliśmy Lale zanim weszła na tą drogę i wiemy czemu taką a nie inną decyzję podjęła. Poza tym, nic się nie zmieniła. I kiedy mówi, że nie ma zamiaru was krzywdzić, to tak jest.

- Trzeba się po prostu nauczyć odróżniać Lale od Black Wolf.- dodał Harry, opierając się o Draco.- Lale zrobi wszystko, żeby chronić bliskich, a Black Wolf ma do tego zdolności.

- Mówicie, jakbym miała jakieś rozdwojenie jaźni.- westchnęłam z rozbawieniem.- Prawda jest taka, że robię co uważam za słuszne, aby bronić moich bliskich i nie waham się sięgnąć przy tym nawet do zakazanych sztuk. Zresztą widok śmierci nie powinien was dziwić. Wasi rodzice są śmierciożercami i gdyby Voldemort powrócił, też zapewne byście się nimi stali.

Nastolatkowie mruknęli coś niechętnie, w czym się doszukałam „pewnie masz rację". Machnęłam różdżką, oczyszczając nas w większości z krwi i po wyjaśnieniu trójce ślizgonów, co zamierzam zrobić, oraz ich zgodzie, zabrałam się za ustawianie murów w ich umysłach aby przypadkiem ktoś nie dotarł do wspomnień dzisiejszego dnia oraz ich pochodnych.

Kiedy skończyłam, podziękowałam Gariad za pomoc i kazałam nastolatkom się mnie chwycić. Kiedy to zrobili, teleportowałam nas do sypialni Draco, gdzie mogliśmy w końcu trochę odetchnąć z ulgą.

- Jak?- spytała słabo Daphne, opadając na fotel.- Przecież na terenie Hogwartu nie można się teleportować!

- Kto nie może, ten nie może.- mruknęłam, kierując się do wyjścia.

Zatrzymałam się zaraz przed drzwiami z ręką na klamce. Odwróciłam się do ślizgonów z wdzięcznym uśmiechem.

- Dziękuję, że po mnie przyszliście.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* zaklęcie mojego autorstwa wypalające oczy

** klątwa również mojego autorstwa o działaniu takim, jakie zostało przedstawione w rozdziale

No hej! Jak tam humorki, dopisują? Mam nadzieję, że bardziej niż mi. Czasami mam wrażenie, że cały świat się nagle wkurzył i postanowił dojebać mi tymi wszystkimi projektami, referatami i innymi gównami, ale cóż... Niestety nic z tym nie zrobię.

Mam nadzieję, że kolejny rozdział przypadnie wam do gustu!

I tak w ramach przypomnienia, bo chyba nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę: rozdziały pojawiają się raz w tygodniu w soboty. Tak, pisałam już to w odpowiedziach na pytania, ale nie każdy musiał je czytać a i w informacjach pod pierwszymi rozdziałami mógł pominąć. Tak więc rozdział jest w każdą sobotę. Jeśli chodzi o godziny, to różnie, czasami rano, czasami po południu, czasami późno wieczorem albo wręcz w nocy, ale zawsze w soboty.

Trzymajcie się ciepło i udanego weekendu!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro