Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Obudziłam się w jakimś dziwnym, marmurowym pomieszczeniu. I nie było ono dziwne przez sam wystrój, czy srebrne zdobienia, a dlatego, że na fotelach dookoła mnie siedzieli założyciele. Salazar był o wiele mniej poważny niż zazwyczaj, siedząc z szerokim uśmiechem, popijając wino i sycząc do jakiegoś węża, co najmniej dwa razy większego od Sirr.

- Salazarze, jeśli nie żyję, ty umrzesz ponownie.- powiedziałam, podnosząc się ciężko z kanapy.

- W porządku, Lale. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. To po prostu dalsza część rytuału.

- Rytuału, który ma na celu...?

- Nie powiedziałeś jej o tym?- spytała szczerze zdziwiona, ale i rozbawiona Helga.

Mężczyzna podrapał się po brodzie.

- Chyba zapomniałem...

Pokręciłam głową, widocznie załamana.

- Przez tyle lat, nie spodziewałabym się po tobie takiej sklerozy.- westchnęłam.- To o czym mój zapominalski przodek zapomniał mi powiedzieć? Tylko prosiłabym o w miarę szybkie wyjaśnienie. Muszę wrócić do Nory, zanim matka bliźniaków zacznie się o nas martwić.

- Oczywiście.- skinęła głową Rovena.- Salazar uznał, że jesteś odpowiednią osobą, do władania potęgą Hogwartu.

- Zamek jest jak żywa istota.- kontynuował Godryk.- Po naszej śmierci nikt nie sprawował nad nim realnej pieczy. Owszem, dyrektorzy w jakimś stopniu rządzili zamkiem, ale nigdy nie był im on tak posłuszny, jak nam.

- Wraz z władzą nad zamkiem, będziesz odpowiedzialna za przyszłość Hogwartu.- zakończyła Helga.

Spojrzałam na przodka z zaskoczeniem.

- Nie sądzę, abym była odpowiednią do tego zadania osobą.- stwierdziłam po dłuższej chwili.

- Wszyscy założyciele uznali, że jesteś.- uśmiechnął się delikatnie brunet.- Lale, czasami za bardzo siebie nie doceniasz.

Pokręciłam przecząco głową.

- To nie to, że się nie doceniam. Ja nie jestem dobrym człowiekiem. Dobrze o tym wiesz, Salazarze.- powiedziałam twardo, nie patrząc na żadnego z założycieli, zamiast tego utkwiłam swój wzrok w płomieniach.- Mam wiele krwi na rękach i jeszcze więcej w planach. Włączając w to zemstę na obecnym dyrektorze szkoły.

- Odebrał ci rodziców. Nic w tym dziwnego.- powiedział miękko mężczyzna, dosiadając się do mnie i obejmując mnie.- My również nie byliśmy święci.

- Chęć zemsty jest naturalna. Właśnie dlatego spytałam się ciebie o sprawiedliwość.- uśmiechnęła się Helga.- Najbardziej sprawiedliwym jest bowiem wyrok wydany przez ofiarę. Tylko ona zna prawdziwy ból, jakiego doświadczyła przez oprawcę. Sprawiedliwość w oczach społeczeństwa czy prawa nie ma tutaj znaczenia.

- Nie sądzisz, Lady Hufflepuff, że to błędne koło?- spytałam.- Ludzie się ranią, inni mszczą, a potem kolejni mszczą się na tych, którzy się zemścili.

- Owszem, to koło. Ale tak jak w przypadku zagadki Roveny, tak i tutaj, koło nie ma początku. To wszystko było, jest i będzie. Taka już ludzka natura.

Westchnęłam. Miałam wrażenie, że czego bym nie powiedziała, nie przegadałabym ich. Kolejny fakt o założycielach: byli strasznie uparci i potrafili znaleźć odpowiedź na wszystko. Spojrzałam na Salazara.

- Więc? Co teraz?

- Teraz, przekażemy ci nasze błogosławieństwo.- oznajmił mój przodek, całując mnie w dłoń.

Podobnie zrobił Godryk, a kobiety pocałowały mnie w czoło. Wraz z pocałunkiem od Helgi, całe pomieszczenie stało się jeszcze bielsze niż wcześniej. Wręcz raziło w oczy, które mimowolnie zamknęłam. Kiedy je otwarłam, ponownie znajdowałam się w ciemnej komnacie, oświetlonej płomieniami. Leżałam w miejscu, gdzie unosiłam się chwilę wcześniej, a obok mnie właśnie podnosili się chłopcy.

- W porządku?- spytałam.

- Tak.- mruknął Fred.- Dajcie ręce to was... wyleczę?

Chłopak, tak jak z resztą my wszyscy, spojrzał na swoje dłonie. Przebywając w dziwnym, białym pomieszczeniu, nawet nie zawracałam sobie tym głowy, ale teraz, zdałam sobie sprawę, że nasze dłonie nie krwawiły. Po ranach nie było praktycznie żadnego śladu, nie licząc cienkich, praktycznie niezauważalnych blizn, które wyglądały na bardzo stare.

- Salazarze?- spytałam.- Dlaczego chłopcy musieli brać w tym udział?

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Są tymi, którzy cię zaakceptowali. Dzięki temu otrzymałaś takie same uprawnienia do władania zamkiem, jak mieliśmy my. Bez akceptacji społeczności Hogwartu, nawet jeśli uzyskałabyś naszą zgodę, nie moglibyśmy przekazać ci władzy nad zamkiem. My, Hogwart i jego uczniowie musimy być zgodni.

- Możesz teraz swobodnie teleportować się na terenie zamku, czerpać z jego potęgi oraz rozkazywać murom, cokolwiek zapragniesz.- powiedziała Rovena, zmieniając temat.

- Włącznie ze zmianą haseł oraz przebudową?- moje oczy zabłysły złośliwie.

- Włącznie.- skinęła głową Helga.- Powinniśmy się bać tego spojrzenia?

- Obawiać? Nie. Ja tylko zamierzam uczynić życie w zamku o wiele zabawniejszym.

Nie zwróciłam większej uwagi na dziwne miny założycieli, coś jak pomieszanie niepokoju i rozbawienia. Musiałam z chłopcami omówić jeszcze jedną kwestię, a czas nie stał w miejscu. Na szczęście, jak poinformowała mnie Helga, nie minęło więcej, niż czterdzieści minut, odkąd pojawiliśmy się tutaj.

- Jest jeszcze coś.- zaczęła Rovena, kiedy chciałam przenieść się z chłopcami do moich pokoi.- Jesteście teraz związani silniejszą więzią, niż ta w Przysiędze Wieczystej. Nie możecie się zdradzić. Nie możecie stanąć po przeciwnych stronach. Możecie się ze sobą nie zgadzać, kłócić, ale nie będziecie zdolni do realnej walki przeciwko sobie. Będziecie razem, lub część was będzie neutralna, ale nigdy nie staniecie po przeciwnych stronach barykady. Wasze losy są związane teraz, w przyszłości, a nawet po śmierci.

Spojrzałam na chłopców. Tak jak ja, byli zaskoczeni, ale nie przejmowali się tym jakoś szczególnie. Jak to kiedyś określili, czuli, że ich miejsce jest przy mnie. A ja czuję, że moje jest przy nich. Teraz i na zawsze.

- Myślę,- stwierdziłam, zwracając się do założycielki.- że od dawna byliśmy tak złączeni. Poza tym, nie można było od tego zacząć?

Salazar podrapał się po brodzie. Ach tak, kolejna rzecz, o której zapomniał. I reszta widocznie też zapomniała. Chyba naprawdę udziela im się skleroza. Dobrze, że założycielka domu krukonów chociaż teraz sobie o tym przypomniała.

Pozwoliłam, aby chłopcy mnie chwycili, po czym przeniosłam ich do swoich komnat. Wygodnie rozsiadłam się na swoim fotelu i bez zbędnego wstępu opowiedziałam im o liście Voldemorta, oraz jego prośbie. Oczywiście, zamierzałam spełnić jego prośbę, w końcu mu to obiecałam, ale ważniejsza była inna kwestia. A mianowicie horkruks w Harry'm. Tom chciał powrócić w pełni, a nie uda mu się to, bez cząstki duszy zawartej w chłopaku.

- Powiedz mu.- stwierdził prosto brunet.- Poinformuj Toma o tym, że jestem nosicielem jego horkruksa.

- Harry!- zaczęłam, blada na twarzy. Bałam się o niego.- Nie wiem, czy to...

- Voldemort chce powrócić w pełni. Jeśli ceną za to, miałoby być moje bezpieczeństwo, myślę, że się zgodzi. Poza tym, możesz kazać mu przysiąc. Przysiąc, że osobiście z jego ręki lub z rozkazu czy prośby nie zginę oraz nie będę torturowany.

- Harry, ten człowiek odebrał ci rodzinę i próbował cię zabić.- przypomniałam niechętnie.

Zielonooki uśmiechnął się smutno.

- Wiem. Ale może dzięki temu poznałem ciebie. Poznałem Draco, Blaise'a i bliźniaków. Nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby wtedy nie pojawił się w Dolinie Godryka. Jednak jeśli miałbym wybierać między tym, co mam teraz a niewiadomą, i tak wybrałbym was. Owszem, brakuje mi rodziców, jednak Syriusz robi wszystko, abym czuł się szczęśliwy. Poza tym, nie pamiętam ich. Nie wiem również, czy nie zginęliby później. Nie mam za czym tęsknić.

- Harry...

Moje oczy zaszkliły się. Wręcz rzuciłam się na Harry'ego i wtuliłam się w jego szyję. Czasami zastanawiałam się, co takiego różniło nasze życia, że potrafił się zdobyć na tyle poświęcenia, żeby praktycznie wybaczyć Tomowi. Ja w życiu nie zrobiłabym tego samego względem Dumbledore'a.

- Jesteś tego pewny, Harry?- spytał Draco ze zmartwieniem.

- Bardziej niż pewny, Draco.- byłam pewna, że brunet się uśmiechnął.

- A więc napiszę do Toma.- zadecydowałam, odsuwając się trochę od chłopaka, wygodniej siadając na jego kolanach.- Pewnie i tak byś mnie na to namawiał.

- Dokładnie.- przytaknął.

Parsknęłam cicho i machnęłam ręką. W mojej dłoni pojawił się list od Toma. Nie zależało mi jednak na samej wiadomości, a na prezencie od mężczyzny. Rozdałam chłopcom po dwa bilety, zostawiając jeden komplet dla siebie. Voldemort chyba wszystko idealnie wyliczył.

- ŻARTUJESZ?!- wykrzyknął Blaise, widząc, co im dała.

- Czemu wszyscy myślą, że żartuję?- spytałam samą siebie.- Nie, nie żartuję. Tom chyba chciał mnie nimi przekupić, jakby zapomniał, że obiecałam mu decyzję o losie dziennika. Ale skoro już jestem w posiadaniu tych biletów, to czemu mielibyśmy z nich nie skorzystać? Oh, Harry! Syriusz oczywiście może jechać z nami, wątpię, aby puścił ciebie samego, ale z wiadomych przyczyn musi być Łapą.

- Będzie zachwycony!- uśmiechnął się brunet.- Zresztą ja też jestem!

- No to się cieszę.- również się uśmiechnęłam.- Dobra! Zbieramy się. Nie chcę, żeby Molly się denerwowała.

- Chwila!- powstrzymał nas brunet.- Mam małe pytanie do Salazara.

- Słucham, Harry.- odezwał się mężczyzna.

Chłopak podrapał się w tył głowy.

- Tak się zastanawiam... Byłem niedawno z Syriuszem w mugloskim kinie i tak sobie pomyślałem... Czy istniałaby jakaś możliwość, aby unowocześnić czarodziejskie społeczeństwo? Wiem, że cenisz sobie tradycje, ale takie rozwiązanie...

- Cenię sobie tradycję, Harry, nie zastój. Nie mam nic przeciwko zmianom, dopóki zachowana jest pamięć przodków. O jakim unowocześnieniu mówisz?

- Na pewno o prądzie.- uśmiechnęłam się.- Żarówki są o wiele wydajniejsze od świec.

Mężczyzna na portrecie przechylił głowę w niezrozumieniu. Chłopcy również mieli podobne miny. No tak. Nigdy nie słyszeli o elektryczności, telewizji czy innych takich rzeczach. A przynajmniej na pewno ich nie widzieli.

- Co to prąd i żarówki?- spytał mój przodek.

- Prąd to rodzaj energii. Dzięki niej działa wiele mugolskich urządzeń, na przykład telewizor w którym pokazywane są filmy- ruchome obrazy, opowiadające jakieś historie; czy telefony, które umożliwiają kontakt z osobą nawet po drugiej stronie świata i to od razu. Przy sowach na odpowiedź trzeba czekać czasami nawet kilka dni, a tutaj sprawa załatwiona by była w kilka minut. A żarówki, to odpowiednik świec- bez wosku, bez ognia. Dają światło.

Mój przodek milczał przez chwilę, uważnie się nad czymś zastanawiając. Jego twarz nie wyrażała niczego. Natomiast chłopcy wyglądali na oniemiałych. Nie przejmowałam się tym zbytnio. Miałam z takimi sprzętami do czynienia w klubie, oraz jako Black Wolf. Byłam przyzwyczajona i uważałam je za niezwykle przydatne. Chociaż własnej komórki nie posiadałam.

- Ale podobno mugolskie przedmioty się psują w obecności magii!- zauważył George.

- Właśnie! Hermiona miała ze sobą takie dziwne małe pudełko. Mówiła, że do kontaktu z rodzicami, ale nie działało!- dodał Fred.

Zmarszczyłam brwi. Przecież w Londynie normalnie korzystałam z tych sprzętów.

- O czym myślisz, Lale?- spytał Blaise.

Spojrzałam po moich rozmówcach z zamyśleniem.

- Może sprzęty przestają działać przy określonym stężeniu magii?- podsunęłam.- Harry i Syriusz bez problemu obejrzeli film w kinie. Ja bez problemu korzystałam z innych sprzętów w Londynie. Czarodzieje z rodziny również nie mają z tym problemów!

- Czyli, że elektronika potrafi wytrzymać magię, jednak jej odporność jest ograniczona.- zamyślił się zielonooki.

- Myślę,- zaczął Salazar, a wszystkie spojrzenia natychmiast zwróciły się na niego.- że pomysł Harry'ego jest całkiem dobry. Od moich czasów, praktycznie nic się nie zmieniło w czarodziejskim świecie. Pomijając zdjęcia, Express Hogwart i Błędnego Rycerza. Być może czarodzieje po prostu przestali dążyć do rozwoju. Myślisz, Harry, że byłbyś w stanie wymyślić jakiś sposób, może zaklęcie, aby wzmocnić mugolskie przedmioty i udostępnić nam... prąd?

Chłopak zasępił się.

- To wydaje się trudne...

- Ale ty jesteś zdolny i sobie poradzisz!- uśmiechnęłam się szeroko, całując go w policzek.- Wierzę, że ci się uda. Jak chcesz, podeślę ci kilka książek o tworzeniu zaklęć. Możesz liczyć na moją pomoc, ale że to był twój pomysł, sam musisz opracować sposób! To jak?

Chłopak westchnął ciężko, ale uśmiechnął się.

- Dam z siebie wszystko!

***

Drogi Łapo!

Z przyjemnością pojawimy się na urodzinach Harry'ego. Molly już wyraziła zgodę. Tak jak prosiłeś, będziemy czekać w Dziurawym Kotle.

Do szybkiego zobaczenia

Lale

Bez zastanowienia wsunęłam list do koperty. To była tylko odpowiedź, więc nie była zbyt wymagająca. Zwłaszcza, że mężczyzna nie przepadał za długimi i nudnymi listami. Poza tym, nie miałabym mu co napisać. Szybko zabrałam się za drugi list.

Hey Angie

Hey Bibi

Jutro będę w Londynie z bliźniakami Weasley. Będziemy kupować prezenty urodzinowe dla przyjaciela. Chcielibyście się wtedy spotkać? Szczerze, nie podejrzewałam, że będzie mi aż tak brakować waszych upierdliwych osób.

Odpiszcie tylko „tak" albo „nie". Raczej nie będzie mi się chciało czytać waszych wywodów.

Wasza jakże kochana i znienawidzona

Hexe

Z tym listem też nie było większych problemów. Składałam im po prostu luźną propozycję. Fajnie byłoby się spotkać, ale nic na siłę. Nigdy nie myślałam, że po pierwsze: przyjdzie mi prowadzić coś na wzór podwójnego życia, a po drugie: że oba będą mi tak bardzo bliskie. Choć muszę przyznać, że o wiele bardziej byłam przywiązana do chłopców i Hogwartu. Ale to pewnie dlatego, że znałam to życie dłużej. Być może niedługo i famiglia będzie mi tak droga.

W końcu postanowiłam wziąć się za trzeci, najtrudniejszy list.

Szanowny Tomie

Oczywiście, przekażę dziennik twojemu człowiekowi. Przecież to obiecałam. Ta próba przekupstwa była kompletnie niepotrzebna, ale nie licz na zwrot biletów. Ty tracisz pieniądze, ja zyskuję. Nie piszę jednak po to, aby się chwalić.

Muszę cię poinformować o pewnej kwestii, której zapewne nie jesteś świadom. Odnosi się to do wydarzeń z Doliny Godryka.

Chcesz powrócić w pełni, jednak nawet z wszystkimi horkruksami ci się to nie uda. A to dlatego, że jednego z nich nie jesteś świadom. Czyżbyś już wiedział, do czego zmierzam? Nawet jeśli, pozwól, że cię oświecę. Nieświadomie stworzyłeś sobie jeszcze jednego horkruksa, a jest nim Harry Potter.

Harry jest tego świadom i zgodził się z tobą spotkać, aby oddać ci twój fragment duszy. Nie ma jednak nic za darmo. Musisz mi przysiąc, że mój przyjaciel nie zostanie zabity ani torturowany przez ciebie, twoich śmierciożerców czy inne osoby, które mogłyby to zrobić z twojego rozkazu czy prośby, choć o to drugie cię nie posądzam. Ogólnie, ma być bezpieczny.

Oczywiście obietnica na piśmie mi nie wystarczy. Wyznacz miejsce i czas spotkania. Będę na pewno.

Z wyrazami szacunku

Lale Gaunt

Przeczytałam list kilka razy. Nie był idealny, ale nie miałam pojęcia, jak go zmienić. Jak się tak teraz zastanowić, to tylko z pisaniem do tego mężczyzny mam taki problem. Westchnęłam ciężko i przywołałam do siebie Kirana. Podałam mu wszystkie listy, a on od razu wyleciał przez okno.

Popatrzyłam przez chwilę, aż postać mojego kruka zniknęła między drzewami. Zaraz potem, odwróciłam się od okna i podeszłam do kufra. Wyjęłam z niego broń i kilka fiolek eliksirów, które poukrywałam w ubraniach. Narzuciłam na siebie czarny płaszcz, maskę nałożyłam na głowę i tworząc swoją iluzję śpiącą w łóżku, zwróciłam się do chłopców, kombinujących coś przy kociołku.

- Postaram się wrócić w miarę szybko, jednak jeśli ktoś by się o mnie pytał... Źle się czułam. Kobiece sprawy. To powinno wszystkim wystarczyć.

- Jasne.- mruknął Fred, dodając sproszkowany róg dwurożca do kociołka.- Miałaś okres i postanowiłaś go przespać.

- Leć, zanim mama postanowi po raz kolejny spytać, czy chcesz coś do jedzenia.- dodał George.- I uważaj na siebie.

Skinęłam głową, czego raczej nie zauważyli i wtapiając się w cień, przeniosłam się w pobliże mojego celu.

***

- O której zamierzacie wrócić?- spytała Molly po obiedzie, kiedy razem z bliźniakami zbierałam się do Londynu.

- Kiedy zrobimy zakupy, mamo!- jęknął Fred. Jego matka pytała o to już któryś raz.

- Nie wiemy, co spodobałoby się Harry'emu, więc pewnie nam to trochę zajmie.- dodał George, który również miał już dość pytań rodzicielki.- Obiecujemy wrócić przed kolacją! Może być?

Kobieta sapnęła i podparła ręce na biodrach, ale w końcu skinęła głową, podając nam pojemnik z proszkiem Fiuu. Wzięliśmy po garści i skierowaliśmy się do kominka. Już mieliśmy przenosić się do Dziurawego Kotła, kiedy Molly znów się odezwała.

- Lale, pilnuj ich.

- Ej! To my jesteśmy starsi!- wykrzyknęli razem chłopcy.

- Ale ona jest bardziej odpowiedzialna!- zbulwersowała się kobieta.

Razem z chłopakami spojrzeliśmy po sobie znacząco. Cała nasza trójka była po jednych pieniądzach. Ja to tylko lepiej maskowałam. Dla świętego spokoju obiecałam Molly co chciała, zanim bliźniacy znów zdążyli się odezwać i popchnęłam ich w kierunku kominka. Chwilę później byliśmy w Dziurawym Kotle.

Ledwo stanęłam na podłodze pubu, a ktoś gwałtownie się na mnie rzucił, o mało nie przewracając. Przed oczami mignęła mi tylko duża ilość koloru różowego. Zaraz potem moje uszy zostały zmasakrowane radosnym okrzykiem.

- Hexe!

- Miło cię widzieć, Angie.- powiedziałam, lekko przytulając dziewczynę.

Zaraz potem próbowałam wyrwać się z jej uścisku. A dokładniej z dekoltu, który trochę uniemożliwiał mi oddychanie. Nienawidziłam naszej różnicy wzrostu. Dopiero ręka na ramieniu dziewczyny wyrwała mnie z jej uścisku.

- Angie, udusisz ją.- zaśmiał się Bastien.- Hey, Hexe. Fred, George.

- Hey, Bibi.- uśmiechnęłam się do chłopaka i pozwoliłam się przytulić.

Chłopcy wymienili ze sobą uściski dłoni.

- Bastiena znacie.- zwróciłam się do rudzielców.- A to jest Angelika Brown, ale wszyscy mówią jej Angie. Angie, to Fred i George Weasley'owie.

Różowowłosa przywitała się z nimi całusami w policzek.

- A więc to są te demony, o których mówiła Hexe.- wyszczerzyła się, po czym dodała do mnie szeptem.- Przystojni są.

Potwierdziłam kiwnięciem głową. Miałam oczy i wiedziałam, że byli jednymi z przystojniejszych chłopaków w Hogwarcie. U mnie dostawali również dodatkowe punkty za charakter. Nie zmieniało to jednak faktu, że byli dla mnie jak bracia i nie pozwoliłabym Angie ich tknąć. Zwłaszcza, że była typem osoby, która nie lubiła związków a co najwyżej niezobowiązujące przygody na jedną noc, a ja nie chciałam, żeby chłopcy później cierpieli. No chyba, że taki układ by im nie przeszkadzał. Wtedy droga wolna.

- To co? Idziemy?- spytałam.

- Idziemy. Pokątna czy mugolski Londyn?- zapytał Bastien.

- Pokątna!- wykrzyknęła Angie.- Chcę ją zobaczyć!

- Najpierw Pokątna.- potwierdziłam.- Muszę wybrać pieniądze. Poza tym, muszę sobie zamówić kilka ubrań.

Mugolce zaświeciły się oczy.

- Tak!- wykrzyknęła, zwracając na nas uwagę kilku osób.- Ruszamy na shopping!

Z chęcią ją poparłam, nie zwracając uwagi na zbolałe spojrzenia chłopców. Ostrzegałam ich, że możemy zbyt szybko nie wrócić. Zignorowali to, uważając, że przesadzam. To teraz niech cierpią.

Całą grupą ruszyliśmy na zaplecze pubu a stamtąd na Pokątną. Angie przez cały czas świeciły się oczy. Starała się jednak wyglądać w miarę normalnie, żeby nie zwracać na nas uwagi. Udałoby jej się to, gdyby nie ten krzykliwy kolor włosów. Choć i tak pewnie większość myślała, że jest metamorfomagiem.

Od razu ruszyliśmy w kierunku Griongotta. Poradziłam dziewczynie nie pokazywać goblinom zębów w uśmiechu, bo było to dla nich bardzo obraźliwe. Nie było z tym jednak żadnego problemu. Angie tak zaskoczył widok goblina, że nie była w stanie zrobić nic poza lekkim uchyleniem ust.

Podeszłam do jednego ze stanowisk, przy którym zazwyczaj przesiadywał Gryfek. Był tam i tym razem.

- Dzień dobry, Gryfku.- przywitałam się z delikatnym uśmiechem.

- Dzień dobry, panno Gaunt.- również przywitał się z uśmiechem. Widocznie był w dobrym humorze.- Mogę prosić o klucz?

Podałam wymagany przedmiot, uprzednio wyciągając go z kieszeni spódnicy. Potem razem z Angie udałyśmy się za stworzeniem do wózka. Pozostali chłopcy już pojechali z innymi goblinami. Wsiadając, poradziłam dziewczynie mocno się trzymać. Spojrzała na mnie lekko przestraszona, a kiedy wagonik ruszył, mocno przywarła do ściany pojazdu.

- To było lepsze niż rollercoaster.- wysapała, kiedy wagonik zatrzymał się przed moją skrytką.- Choć muszę przyznać, że kilka razy o mało nie dostałam zawału.

- Bywa.- mruknęłam, kompletnie niezainteresowana jej wywodami.

- No wiesz?!- wykrzyknęła, trącając mnie łokciem.- Więcej współ...czucia? Matko! Hexe! To wszystko twoje?!

Właśnie weszłyśmy do mojej skrytki. Wzięłam jedną z wiszących koło wejścia sakiewek i zaczęłam się przechadzać po moim skarbcu, zatrzymując się koło regału.

- Tak.- przytaknęłam, zupełnie nie zwracając uwagi na dziewczynę.- To moja prywatna skrytka. Kiedy osiągnę pełnoletniość dostanę również dostęp do skrytki rodowej.

Wzięłam kilka ciekawszych tytułów i spakowałam do sakwy. Zaraz potem zaczęłam pakować galeony i funty, które zostały przez gobliny równo ułożone na jednym ze stolików. W pewnym momencie zmarszczyłam brwi i zwróciłam się do towarzyszącego nam stworzenia.

- Gryfku, czy istnieje możliwość, abym płaciła za pomocą podpisu i magicznej sygnatury? Noszenie przy sobie takiej ilości pieniędzy jest niewygodne. Poza tym, zawsze może mi ich zabraknąć.

- Chodzi panience o odpowiednik mugolskich kart kredytowych?- spytał, a ja kiwnęłam głową.- Oczywiście, mamy taką możliwość. Możemy panience wystawić magiczne czeki, zawierające panienki sygnaturę oraz powiązane z panienki kontem.

- Będą działać również w mugolskim świecie?

- Oczywiście. Współpracujemy z jednym mugolskim bankiem, który przy takich transakcjach wypłaca pieniądze, a my wymieniamy galeony na funty i im przelewamy.

Kiwnęłam głową na znak zrozumienia.

- W takim razie proszę o wystawienie tych czeków. Angie, coś cię zainteresowało?- spytałam przyjaciółki.

- Wszystko.- uśmiechnęła się, pamiętając, aby nie pokazywać zębów, a jej oczy dziwnie się błyszczały.- Dostanę?

- Nie.- odpowiedziałam od razu, rzucając w jej stronę złotą monetę.- Ale masz galeona na pamiątkę.

- Dzięki.- burknęła, ale schowała monetę do kieszeni.

Opuściliśmy skrytkę i wróciliśmy do głównej sali banku, gdzie Gryfek wydał mi plik czeków. Wplotłam w pergamin z umową swoją sygnaturę, która miała być potwierdzeniem tożsamości. Podziękowałam goblinowi i razem z przyjaciółmi skierowałam się w kierunku ulicy.

Byliśmy już na schodach, kiedy usłyszałam za nami wołanie. Odwróciłam się, aby zobaczyć, jak dogania nas Gryfek.

- Panno Gaunt...- zaczął, łapiąc głębokie oddechy.- Dyrektor chce panią widzieć.

Spojrzałam z przyjaciółmi po sobie.

- Coś się stało?- zdziwiłam się.

- Dyrektor wyjaśni pani wszystko osobiście. Proszę za mną.

Wzruszyłam ramionami. Poprosiłam przyjaciół, aby poczekali na mnie w lodziarni i poszłam za goblinem. Weszliśmy w jedne z mniejszych drzwi i ruszyliśmy marmurowymi korytarzami. Mijaliśmy ciemne drzwi, obrazy i inne ozdoby, od czasu do czasu skręcając w któryś zakręt. To miejsce przypominało labirynt. W końcu zatrzymaliśmy się przed nieco większymi od pozostałych, dwuskrzydłowymi drzwiami, obok których znajdowała się tabliczka „Dyrektor Hodrod".

Gryfek zapukał i zaraz potem usłyszeliśmy krótkie „Proszę". Goblin otworzył drzwi, wpuścił mnie do środka i zostając na korytarzu, zamknął je za mną. Mentalnie wzruszając ramionami, podeszłam do ciężkiego biurka za którym siedział, wyglądający na o wiele starszego od innych przedstawicieli swojego gatunku, goblin.

- Dzień dobry, dyrektorze Hodrod.- przywitałam się, złączając dłonie na podołku i skłaniając się, nie spuszczając jednak oczu z mojego rozmówcy.

- Dzień dobry, panno Gaunt. Proszę usiąść.

Podziękowałam skinieniem głowy i usiadłam na wskazanym, bordowym fotelu.

- W jakiej sprawie chciał się pan ze mną widzieć, dyrektorze Hodrod?

- W dość nietypowej, panno Gaunt.- mówiąc to, podsunął do mnie jakiś pergamin.- Ten wniosek wpłynął do nas kilkanaście minut temu. Muszę przyznać, że to pierwszy raz kiedy coś takiego miało miejsce.

Z ciekawością spojrzałam na powód tego całego zamieszania.

Na mocy praw dziedziczenia oraz magicznego uznania, my, założyciele szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie- Helga Hufflepuff, Rovena Ravenclaw, Godryk Gryffindor i Salazar Slytherin, domagamy się przyznania Lale Sophie Gaunt, córce rodu Gaunt oraz potomkini Salazara Slytherin'a dostępu do naszych skrytek, oraz dajemy jej dowolność w korzystaniu z ich zawartości.

Helga Hufflepuff

Rovena Ravenclaw

Godryk Gryffindor

Salazar Slytherin

Spojrzałam zaskoczona na goblina. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Nie uważałam, że to żart. Gobliny nie należały do żartownisiów, a już na pewno poważnie traktowały swoją pracę.

- Nie wiem, co powiedzieć.- odezwałam się w końcu.

- Ja również, panno Gaunt.- stwierdził z powagą Hodrod.- Pomijając już fakt samego wniosku, dziwi mnie, że nieżyjący od milenium czarodzieje, domagają się praw dla potomka jednego z nich. Nie wspominając już o zgadzających się sygnaturach. Jednak moim zadaniem nie jest rozumienie, a prowadzenie banku, więc skoro wszystko się zgadza, nie pozostaje mi nic innego jak przekazać pannie prawa do skrytek.

Goblin podsunął mi plik papierów, które po dokładnym przeczytaniu, podpisałam. Wolałam wiedzieć, na co się zgadzam. Nie chciałabym któregoś dnia obudzić się w wannie pełnej lodu, z pobieżnie zaszytą dziurą i kartką obok „Dzięki, że zgodziłaś się na wycięcie ci nerki". Trzeba uważać.

Kiedy oddałam Hodrod'owi dokumenty, również uważnie je sprawdził. W końcu machnął nad nimi ręką, a te zniknęły. Potem uśmiechnął się do mnie szeroko, nie ukazując zębów.

- Bardzo dziękuję, panno Gaunt. To wszystko, z mojej strony, ale pozwoli pani, że zadam jeszcze jedno pytanie?

- Proszę.- skinęłam głową.

- Czy jest panna zadowolona z naszego banku?

- Oczywiście.- uśmiechnęłam się delikatnie.- Ochrona jest na bardzo wysokim poziomie, także dostępność fili w innych krajach bardzo mnie cieszy. Oh! Również pomocność personelu jest wielkim plusem. Zwłaszcza jeden z pańskich pracowników, Gryfek, jest dla mnie bardzo pomocny. Przed chwilą, dzięki niemu zdecydowałam się na przyznanie magicznych czeków. Myślałam również nad wpłaceniem datku na rozwój banku, jednak do tego muszę zostać uznana za głowę rodu albo osiągnąć pełnoletniość.

- Bardzo mnie to cieszy, panno Gaunt.- stwierdził, złączając ze sobą długie palce.- Liczę, że nasza dalsza współpraca również będzie owocna.

- Mam podobne nadzieje.- skinęłam głową, wstając z fotela.- Jeśli to już wszystko, to pozwoli pan, dyrektorze Hodrod, że już pójdę. Przyjaciele na mnie czekają, a chciałabym jeszcze zajrzeć do skrytek założycieli.

- Oczywiście, panno Gaunt. Do widzenia.

- Do widzenia, dyrektorze Hodrod.

Skłoniłam się tak jak na powitanie i opuściłam gabinet. Gryfek wyprowadził mnie z plątaniny korytarzy, a potem zaprowadził mnie również do moich nowych skrytek, znajdujących się na samym dole Gringotta. Nie dziwiłam się, że się tam znalazły. Tyle złota, artefaktów i wartościowych ksiąg w jednym miejscu w życiu nie widziałam. Przy majątku założycieli, moja skrytka wyglądała strasznie biednie. Nie mogłam jednak poświęcić tyle ile chciałam, na zwiedzanie nowych nabytków. Wzięłam tylko co ciekawsze księgi, oraz spis dóbr od Gryfka i wręcz popędziłam do lodziarni.

- Nareszcie!- wykrzyknęli bliźniacy.

- Już myśleliśmy, że cię coś zjadło, Hexe!- zaśmiała się Angie.

- Było blisko.- potaknęłam, przypominając smoka.- Na szczęście gobliny panują nad smokiem.

Chłopcy zachłysnęli się lodami, a Angie roześmiała wesoło. Chyba wzięła to za żart. Chłopcy szybko jednak ją wyprowadzili z błędu, oznajmiając, że smoki wcale nie występują tylko w bajkach.

- Czego od ciebie chcieli?- zapytał Bastien, przywołując kelnerkę i płacąc za lody.

- To nie ważne.- machnęłam ręką.- Ale pewne osoby będą się ostro tłumaczyć.

Cała czwórka wzruszyła ramionami, stwierdzając, że nie muszą wiedzieć wszystkiego. Wyszliśmy z lodziarni i w pierwszej kolejności rozejrzeliśmy się po Pokątnej w poszukiwaniu prezentu dla Harry'ego. Zauważyłam kilka ciekawych rzeczy, ale wydawały mi się takie... zwykłe. Kilka ciekawych książek, sprzęt do quidditch'a, magiczne przedmioty. Nie sądziłam jednak, że przyda się to chłopakowi. Może poza sprzętem, jednak miałam wrażenie, że ktoś to dla niego już kupił.

Po przejściu kilku sklepów i kupieniu kilku rzeczy, głownie książek lub składników eliksirów, udaliśmy się na ulicę Różaną. Od razu skierowałam kroki do sklepu pani Lang. Musiałam zamówić kilka rzeczy.

- Panna Gaunt!- odezwała się uśmiechnięta kobieta.- Miło panią widzieć!

- Panią również.- uśmiechnęłam się.- Mam dzisiaj naprawdę duże zamówienie, liczę, że ma pani dla mnie trochę czasu?

Kobieta roześmiała się.

- Dla jednej z najlepszych klientek oczywiście! W czym mogę pomóc?

Zamyśliłam się na chwilę. Kiedy już miałam odpowiadać, do głowy wpadł mi pewien pomysł, który wywołał u mnie przebiegły uśmieszek i błyski samozadowolenia w oczach. Pewne osoby pewnie szlak trafi!

- Czy byłaby pani w stanie zaprojektować nowe mundurki szkolne dla uczniów Hogwartu?

Kobieta zamrugała zaskoczona, podobnie jak moi towarzysze. Odpowiedziała dopiero po chwili, mówiąc powoli.

- To żaden problem. Jednak nie słyszałam, aby Hogwart zmieniał mundurki.

- Hogwart nie wie o wielu zmianach.- uśmiechnęłam się tajemniczo, a bliźniacy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.- Mogę na panią liczyć?

- Oczywiście. Jakieś specjalne życzenia?

- Chyba nie. Nie myślałam nad tym. Ogólnie zależy mi na tym, aby uczniowie Hogwartu przestali chodzić w workach na ziemniaki.

Kobieta z zamyśleniem oparła brodę na dłoni. Po chwili podeszła do swojego biurka i zaczarowała przybory aby rysowały projekty z jej głowy.

- Projekty za chwilę będą gotowe. Coś jeszcze?

- Chciałabym zamówić jeden pełen komplet dla siebie i po jednym dla towarzyszących mi chłopców. Cicho!- odezwałam się do nich, zanim zdążyli się odezwać.- To prezenty! Nie przyjmę odmowy. Jeszcze kolejne trzy komplety, jednak wymiary dostarczę później. Oprócz tego chciałabym dla siebie trzy letnie sukienki, dwie dla mojej przyjaciółki, jedną suknię na Bal Bożonarodzeniowy, kilka szat codziennych i szatę wyjściową.

Kobieta uśmiechnęła się szeroko, w głowie licząc przykładowe ceny. Przywołując kilka pracownic, zaprosiła nas na stołki, aby zebrać miarę. Jakieś kilka minut później, osobiście zajęła się projektami. Nie minęło dużo czasu, podczas którego razem z Angie przymierzałyśmy sukienki z wystawy i doprowadzałyśmy chłopców o ból głowy oraz nóg, a pani Lang przywołała mnie, w pierwszej kolejności pokazując kilka przykładowych projektów mundurków.

- To mi się podoba.- wskazałam na jeden z projektów, na którym oprócz krawatów, również żakiety miały kolory domów.- Co o tym myślicie?

Moi towarzysze spojrzeli mi przez ramiona.

- Są piękne!- wykrzyknęła Angie.

- Wyglądają świetnie.- przytaknęli chłopcy.

- Są zupełnie inne od tego, co było do tej pory.- stwierdził George.

- Koniec z workami!- ucieszył się Fred.

- A więc ten projekt.- stwierdziła kobieta, po czym zaczęła mruczeć do siebie.- Koszule z jedwabiu. Spinki do mankietów ze srebra lub złota, w zależności od domu. W przypadku mniej zamożnych klientów z zamienników. Licząc na szybko, cena za pełen zestaw dziewczęcy to około 50 galeonów, w przypadku rajstop i 45 w przypadku nadkolanówek. Zestaw męski 45 galeonów. Oczywiście wliczyłam w to zniżki dla uczniów- 24%. W jakich kolorach mają być zestawy, panno Gaunt?

- Mój w kolorach Slytherinu, prosiłabym o zestaw z nadkolanówkami, Bastiena w barwach Ravenclaw, a bliźniaków z emblematami Gryffindor'u. Oprócz tego będzie jeszcze jeden w barwach Gryffindoru i dwa w kolorze Slytherin'u.

Kobieta szybko coś zapisała i potem podsunęła mi i Angie kolejne projekty. W końcu, kiedy wszystko było wybrane, zaczęła zliczać cenę.

- Mundurki 315 galeonów, sukienki panny Brown 53 i 68 galeonów, sukienki panny Gaunt 80, 85 i 110 galeonów, suknia na Bal u państwa Malfoy'ów 539 galeonów i 5 sykli, szaty codzienne po 90 galeonów każda i suknia zamiast szaty wyjściowej, 450 galeonów. To będzie 1970 galeonów i pięć sykli.

Kiwnęłam głową na znak zrozumienia. Wypisałam czek na 2500 galeonów i podałam kobiecie, mówiąc:

- Obiecuję, że w przyszłe wakacje będzie miała pani o wiele więcej klientów. Mam nadzieję, że zleceniodawca projektów pozostanie anonimowy?

- Jeśli sobie tego pani życzy, panno Gaunt. Mundurki będą gotowe w przeciągu tygodnia, podobnie jak sukienki i szaty codziennie. Co do pozostałych sukien, myślę, że dwa tygodnie oczekiwania to maksimum.

Grzecznie podziękowałam i żegnając się z kobietą, opuściliśmy jej zakład. Zaczęliśmy spacerować trochę po ulicy. W pewnym momencie, widząc szyld sklepu optycznego, olśniło mnie. Już wiedziałam, co kupię Harry'emu. Od razu skierowałam się w stronę sklepu, nawet nie zwracałam uwagi na resztę, wiedząc, że i tak idą za mną.

Weszłam spokojnie do sklepu i od razu skierowałam się w kierunku lady, za którą stał czarodziej w średnim wieku o słomianych włosach i piwnych oczach. Przywitał się skinieniem głowy i profesjonalnym tonem zapytał, w czym może pomóc.

- Chciałabym kupić soczewki dla przyjaciela. Do tej pory nosił on strasznie duże okulary, a ma naprawdę ładne oczy, więc szkoda je zakrywać. Nie znam jednak jego wady wzroku. Czy w tej sytuacji mógłby mi pan coś polecić?

- Oczywiście.- stwierdził, odwracając się w stronę przeróżnych pudełeczek.- Brak wiedzy na temat czyjejś wady wzroku jest zrozumiały. Na szczęście mamy specjalnie zaczarowane soczewki, które automatycznie przystosowują się do wady wzroku. Chce pani zwykłe soczewki, wzmacniające kolor oka, czy może kompletnie ten kolor zmieniające?

Nie myślałam, że pójdzie tak łatwo. Od razu wiedziałam, co wezmę. Szybko zapłaciłam za zakupy i z szerokim uśmiechem opuściłam sklep. Podeszłam do przyjaciół, którzy czekali na mnie przed zakładem i stwierdziłam, że możemy iść.

Pochodziliśmy jeszcze trochę po magicznych ulicach. Fred i George w tym czasie również znaleźli coś dla Potter'a. stwierdzając, że tu już więcej nic nie chcemy, ruszyliśmy na podbój mugolskich sklepów. Choć tak właściwie, to ja i Angie ruszyłyśmy na podbój galerii handlowej, a chłopcy byli przez nas ciągnięci z minami skazańców.

Minęło kilka godzin, podczas których razem z różowowłosą zdążyłyśmy obładować chłopców torbami i same miałyśmy ich całkiem sporo, nim zdecydowaliśmy się na powrót.

- Hexe! Angie! Bibi!- usłyszeliśmy, kiedy zbliżaliśmy się do wyjścia z centrum handlowego.

Odwróciłam się na pięcie, słysząc znajomy głos. W naszą stronę biegła roześmiana Twisty, za którą wlokła się bliźniaczo podobna do niej blondynka, oraz równie podobny chłopak.

- Twisty!- przywitałam kobietę, całując ją w policzek, podobnie jak Angie i Bibi.- Dawno się nie widziałyśmy.

- Ano dawno! To moje rodzeństwo- Sarah i Danny. A te ryże klony to...?

- To moi przyjaciele: Fred i George.- przedstawiłam chłopców, witając się z rodzeństwem kobiety.- Nie spodziewałam się, ciebie tu spotkać.

- Ani ja ciebie. Nie piszesz, od kilku dni nie wpadasz do klubu... tęsknię!- teatralni pociągnęła nosem.- Musisz mi to wynagrodzić!

- Chodzi ci o skrzynkę wódki?- przewróciłam oczami ze śmiechem.

Kobieta machnęła ręką.

- To sama mogę sobie skołować! Coś za pusto u ciebie... Pozwól mi zrobić sobie kolejny tatuaż! I może kilka kolczyków! I wpadnij dzisiaj do klubu!

Pokręciłam głową ze śmiechem. Ta kobieta była strasznie zakręcona. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Na pierwsze dwa warunki przystałam od razu. W sumie sama planowałam się z nią skontaktować w tej sprawie. Jednak z klubem było gorzej. Istniała mianowicie jedna przeszkoda- Molly.

Słysząc to, chłopcy tylko parsknęli niedowierzającym śmiechem. Przecież mogłam zniknąć, kiedy chcę i nikt by się nawet nie zorientował. Szybko dałam się przekonać, pod warunkiem, że bliźniaki idą ze mną. Umówiliśmy się na konkretną godzinę i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę.

Powoli zbliżała się pora kolacji, więc pożegnaliśmy się z Bibi'm i Angie pod Dziurawym Kotłem i razem z bliźniakami za pomocą proszku Fiuu, wróciliśmy do Nory.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No hej!

Oto i kolejny rozdział.

Nie wiem, czy to tylko moja wyobraźnia, ale mam wrażenie, że jakość moich ostatnich rozdziałów znacząco spadła. Jeśli to prawda, to mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Staram się jak mogę, ale zawsze znajduję coś, co mi się nie podoba. Niestety niektórych rzeczy po prostu nie idzie zmienić.

Mimo wszystko mam nadzieję, że komuś się ten rozdział spodobał.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro