Rozdział 19
Po raz kolejny ze zmęczenia przetarłam oczy i powróciłam wzrokiem do dokumentów.
Dobra należące do Lale Sophie Gaunt, przechowywane w banku Gringotta:
Zawartość prywatnej skrytki, nr 218:
- 4 mln galeonów
- 27 tys. sykli
- 5 tys. knutów
- zbiór ksiąg: ...
Westchnęłam ciężko, pomijając listę tytułów oraz autorów ksiąg. Pominęłam również nazwy każdego pierścionka, naszyjnika czy innej rzeczy znajdującej się w mojej skrytce. Nie zajrzałam również do zawartości skrytki rodowej, do której dostęp otrzymam po osiągnięciu pełnoletniości.
Przekopałam stertę papierów, w końcu znajdując strony, na których zapisano posiadłości, których byłam właścicielką. Ich też było sporo. Pomijając kilkanaście domów i mieszkań na całym świecie, okazało się, że jestem w posiadaniu dwóch niewielkich wysp: jednej na Karaibach, a drugiej gdzieś w okolicach Anglii. Poza tym, na samych wyspach brytyjskich miałam kilka posiadłości, a nawet kamienic, z których regularnie na moje konto wpływały pieniące z tytułu wynajmu.
Po co to komu? Ja rozumiem, że arystokracja, bogactwo i tak dalej, ale większości tych miejsc pewnie w ogóle nie odwiedzę. Pomijając fakt, że gdybym sprzedała choć część domów i dodaniu do tego wszystkiego zawartość skrytek rodowych, zapewne znalazłabym się w czołówce najbogatszych osób świata. Nie zamierzałam jednak narzekać. Zawsze lepiej mieć coś w zapasie, niż nie mieć nic.
- Panienko, jest już późno.- powiedział zmartwiony Kiełek, stając koło mojego biurka.
- Wiem, Kiełku. Za chwilę kończę.- stwierdziłam, przerzucając kolejne strony dokumentów.
- Może powinienem obudzić panienkę trochę później?
- Nie, Kiełku. Nic mi nie będzie.
Skrzat nie wyglądał na przekonanego, jednak skłonił się i zniknął, a ja ponownie skupiłam się na papierach. W końcu znalazłam odpowiednie miejsce. Średniej wielkości rezydencja, w której miałam zamiar zamieszkać, znajdowała się w hrabstwie Essex, nad brzegiem morza. Należące do niej tereny były rozległe i bardzo ładne. Również klimat był w miarę przyjemny. Już wiedziała, gdzie udam się w czerwcu.
Zapakowałam papiery z powrotem do teczki i umieściłam je na dnie kufra, po czym usiadłam na łóżku i po rozbujaniu go, poszłam spać.
***
Kiedy Kiełek obudził mnie następnego dnia, czułam się okropnie. Było mi zimno, miałam dreszcze i ciężko mi się oddychało. Do tego wszystkiego strasznie bolała mnie głowa. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Usiadłam powoli na łóżku i opatuliłam się ciepłym kocem przyniesionym przez skrzata.
- Czy powinienem iść po szkolną pielęgniarkę, panienko?
- Nie. Ale mógłbyś poprosić do mnie opiekuna domu?
Skrzat skłonił się nisko i zniknął. Westchnęłam cicho i z trudem przeszłam do salonu. Kazałam Salazarowi na chwilę opuścić ramy obrazu. Kiedy zostałam już całkowicie sama, zwinęłam się na fotelu najbliżej rozpalonego kominka. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Ze zmęczeniem podeszłam do nich i otworzyłam je.
Stając na wprost Mistrza Eliksirów, nadgryzłam sobie palec i nie zważając na jego zdziwione spojrzenie, oznaczyłam swoją krwią jego rękę.
- Zapraszam, Severusie.
Odsunęłam się od drzwi, wpuszczając mężczyznę do środka. Wskazałam mu kanapę, a sama zajęłam swój fotel, na nowo zakopując się w ciepłym kocu.
- Kiełku.- zawołałam cicho, a skrzat od razu pojawił się obok.- Przygotuj, proszę, dla mnie napar owocowy, a dla profesora Snape'a...?
- Poproszę herbatę.
- I przynieś, proszę, swoje przepyszne ciasto czekoladowe.
- Dobrze, panienko.
Skrzat zniknął z cichym pyknięciem, pozostawiając mnie samą z nauczycielem.
- Jesteś chora.- zauważył, kiedy mocniej owinęłam się kocem.
- Tak, ale to nic takiego.- stwierdziłam, wzruszając ramionami.
- Panienka ostatnio mało sypiała.- poinformował Kiełek, pojawiając się z tacą na której stały filiżanki oraz talerze z ciastem.- Większość swojego czasu spędzała na nauce i ćwiczeniach, często siedząc do późna. Później wstawała wcześniej od niejednego ucznia, nie mogąc odpuścić sobie porannego treningu. Przemęcza się.
- Jeśli to, co mówi twój skrzat, Lale, jest prawdą, powinnaś odpocząć.- stwierdził brunet, popijając napar.- Przygotuję dla ciebie kilka eliksirów i usprawiedliwię nieobecności, ale do końca tygodnia musisz zostać w pokoju i wypoczywać. Zresztą, chyba nie miałaś zamiar iść dzisiaj na lekcje, prawda?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Owszem. Dlatego poprosiłam Kiełka, żeby cię sprowadził.
- Właśnie. Czemu nie poszłaś do Pomfrey?
- Za daleko.- stwierdziłam.- A jej nie będę tu sprowadzała z wiadomych powodów.
Mężczyzna kiwnął głową, dokańczając ciasto. Kazał mi wracać do łóżka i obiecał, że niedługo dostarczy mi eliksiry oraz poinformuje o mojej chorobie nauczycieli i przyjaciół. Następnie, upewniając się, że na pewno poszłam się położyć, opuścił moje pokoje, nie pytając o nic z nimi związanego.
***
Szybko wróciłam do zdrowia. Właściwie już dzień po wizycie Severusa czułam się na tyle dobrze, że mogłabym bez problemu uczęszczać na lekcje. Mimo wszystko postanowiłam posłuchać Mistrza Eliksirów (i chłopców, którzy dali mi długi wykład na temat przemęczania się) i zostałam w pokoju do końca tygodnia. Wykorzystałam ten czas na rozmowy z Sirr, która ostatnimi czasy narzekała na brak zainteresowania z mojej strony, za co też musiałam ją bardzo przeprosić. Szukałam również sposobu na namierzenie Adama- osoby odpowiedzialnej za śmierć Jurij'ego. Jednak zgodnie z obietnicą, nie robiłam tego obsesyjnie, dając sobie czas na odpoczynek.
W ciągu tych kilku dni Harry'emu udało się wyczarować patronusa. Nie był on do końca ukształtowany, ale na tyle silny, że mógł odeprzeć na pewien czas dementory. Było to wielkie osiągnięcie, zwłaszcza, że w pełni ukształtowanego patronusa potrafiła wyczarować porównywalna ilość czarodziei, do tych, którzy mieli szansę zostać animagami. Niedługo, nawet jeśli nadal nie potrafiłby wyczarować cielesnego patronusa, miał nauczyć tego nas.
Po pewnym czasie również Syriusz Black przypomniał o sobie, włamując się do dormitorium Gryffindoru. Był w sypialni Harry'ego. Wszyscy sądzą, że to jego szukał ale pomylił łóżka i trafił na młodego Weasley'a. Nauczyciele ponownie byli spięci i zestresowani, strzegąc ciszy nocnej bardziej niż kiedykolwiek.
W ciągu kilku tygodni wszystko wróciło do względnej normy, choć wielu nadal ze strachem omijało wszystkie nieużywane korytarze czy ciemniejsze zaułki. Rozgrywki quidditch'a trwały nadal, odrywając nas od nudnej rutyny i dając zastrzyk rozrywki.
Harry jak obiecał, zaczął nas uczyć wyczarowania patronusa. Oczywiście, nie ćwiczyliśmy na prawdziwych dementorach. Kilka pierwszych prób ćwiczyliśmy bez przeciwnika, a potem na specjalnym wytworze Pokoju Życzeń. Nie był co prawda tak silny, jak prawdziwy dementory, prędzej mu było do bogina, na którym ćwiczył brunet, ale na razie było to wystarczające.
Jeśli chodzi o ćwiczenia, to już wszyscy potrafiliśmy do końca doprowadzić nasze przemiany animagiczne. Blaise zmieniał się w węża.
Zorganizowano kolejne wyjście do Hogsmead, które przebiegło względnie spokojnie. Nie to co pewna noc po nim. Choć o tym wiedziało niewiele osób. Harry widział na mapie huncwotów Peter'a Pettigrew. Szukał go po zamku, minął się z nim, ale nikogo nie widział. Został za to przyłapany przez Snape'a, a mapa została skonfiskowana przez Lupin'a.
To zdarzenie rozjaśniło nam trochę obecność Syriusza Black'a w okolicach Hogwartu. Skoro był tu Harry i Pettigrew, całkiem możliwym było, że mężczyzna chciał bronić swojego chrześniaka przed tym zdradzieckim szczurem i przy okazji dokonać zemsty. A skoro kręcił się w okolicach Gryffindor'u, to Pettigrew musiał być właśnie tam. Niestety szukanie szczura w starym zamku można było porównać do szukania igły w stogu siana.
Przez cały ten okres dostałam kilka kolejnych zleceń od szefa. Czasami były to morderstwa, czasami kradzieże, a innym razem przemyty. Zdarzyło się nawet, że na kilku robotach miałam przydzielonych partnerów, czy to w postaci komputerowego wsparcia, jakim była Angie, czy osób biorących czynny udział w misji, jak Bibi, Twisty czy kilka innych osób z grupy.
Tak jak myślałam, im dalej w to brnęłam, tym odebranie życia było łatwiejsze. Czasami nawet łapałam się na myśli, że w ogóle nie przejmuję się tym, czym robię. Wiedziałam, że sama podjęłam decyzję o wejściu na tą ścieżkę i nie miałam zamiaru z niej rezygnować, ale mimo wszystko stwierdzenie, że nic się nie czuje, odbierając życie innemu człowiekowi, sprawiało, że czułam się dziwnie. Zwłaszcza, że już kilka razy przyłapałam się na tym, że stałam się brutalniejsza względem moich celów. Trochę mnie to przerażało.
Rok szkolny powoli zbliżał się do końca a wraz z nim egzaminy, które przysparzały nauczycielom wiele stresu. Naprawdę zaczynałam sądzić, że przejmują się nimi dużo bardziej od uczniów.
Korzystając z jednego ze spokojniejszych dni, a właściwie już wieczorów, postanowiliśmy trochę wyłamać się ze szkolnego systemu i, łamiąc przy okazji co najmniej kilka zasad (zaostrzonych przez włamy Black'a), wygrzewaliśmy się w promieniach zachodzącego słońca, ukryci pod silnymi zaklęciami prywatności i ukrywającymi obecność. Muszę przyznać, że Salazar znał naprawdę przydatne zaklęcia.
Siedzieliśmy pod jednym z drzew, rozmawiając i grając w przeróżne gry. Podjadaliśmy też przepyszne ciasto Kiełka. Była to jedna z niewielu rzeczy, niebędąca mięsem lub owocami, które jadłam.
- Tak się zastanawiam, Lale.- zaczął w pewnym momencie Fred, przyglądając się szachownicy.- Nie myślałaś o tym, żeby znaleźć sobie jakąś przyjaciółkę? Ciągle tylko przesiadujesz z nami. Nie chciałabyś mieć kogoś, z kim będziesz mogła porozmawiać o wszystkim? Kto lepiej zrozumie niektóre sprawy?
- Wy rozumiecie mnie wystarczająco dobrze.- stwierdziłam, zbijając gońca chłopaka i szachując króla.- Wątpię, żebym była w stanie zaufać jakiejkolwiek dziewczynie w moim wieku. Za dużo złych wspomnień z sierocińca.
- Jeśli nie w naszym wieku, to może młodsza? Albo starsza?- zaproponował drugi z bliźniaków.
- Chcecie się mnie pozbyć?- uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc z rozbawieniem na chłopaków.
- Nie!- zaprzeczyli natychmiast.
- Im chyba chodzi o to, czy nie czujesz się wyobcowana, przebywając w towarzystwie samych chłopaków.- mruknął Harry, wygrywając rozgrywkę z Blaise'em.
Spojrzałam na rudzielców z uniesioną brwią. Pokiwali oni twierdząco na stwierdzenie zielonookiego. Serio im o to chodziło? Moje kochane głupki.
- Nie czuję się wyobcowana. Dobrze mi tak, jak jest.
Szybko zakończyliśmy rozgrywki i w pełni oddaliśmy się leniuchowaniu. Rozłożyłam się wygodnie na kolanach Draco i popijałam sok ananasowy. Od pewnego czasu w nawyk już mi weszło siadanie chłopcom na kolanach. Nie widziałam w tym nic złego, zwłaszcza, że nie przeszkadzało to żadnej ze stron.
Po pewnym czasie mieliśmy się już zbierać, kiedy odezwał się Blaise.
- Chłopaki, czy to nie jest wasz brat?
Fred i George spojrzeli zaskoczeni w kierunku wskazywanym przez ślizgona. Po błoniach faktycznie biegł najmłodszy z Weasley'ów. Tych rudych włosów nie dało się pomylić. Co chwilę rzucał się na ziemię, jakby chciał coś złapać.
- Tak, to on.- stwierdzili chórem.
- Co on robi?- zapytał Draco, unosząc wysoko brwi.
- Prawdopodobnie łapie Parszywka.- stwierdził starszy z braci, wzruszając ramionami.
- Pewnie znowu kot Hermiony próbował go zjeść.- dodał drugi.
Przez chwilę przyglądaliśmy się zmaganiom chłopaka. W pewnym momencie zauważyłam coś niepokojącego. Ten idiota zbliżał się do Wierzby Bijącej. Bezzwłocznie poinformowałam o tym jego braci, którzy zmarszczyli brwi. Mogli nie przepadać za swoim bratem, ale nadal za niego odpowiadali, jako ci starsi. Nie zdążyli jednak nic zrobić. Kiedy chłopak podniósł się po raz kolejny, mocno przyciskając coś do piersi, znikąd pojawił się wielki, czarny pies, który chwycił go za nogę i zaczął ciągnąć w stronę kapryśnego drzewa.
Bliźniacy spojrzeli po sobie szeroko otwartymi oczami i zerwali się na równe nogi. Nie dziwiłam się. W końcu durny czy nie, był to ich rodzony brat. Całą grupą ruszyliśmy pędem w stronę drzewa, w którego korzeniach właśnie znikała głowa chłopaka.
- Jak go wyciągniemy, osobiście spuszczę mu łomot.- warknął Fred.- Na cholerę gonił tego pieprzonego szczura?!
Kiedy to usłyszałam, ostatni element układanki znalazł się na swoim miejscu. Wszystko: Syriusz Black, Hogwart, Gryffindor, Pettigrew i szczur Weasley'ów tworzyły spójną całość. Pięknie! Po prostu świetnie!
- Ty się zajmiesz braciszkiem, a ja tymi cholernymi animagami!- warknęłam, wymijając gałęzie Wierzby Bijącej.
- Animagami?!- zdziwił się Draco, o włos unikając spotkania z grubym konarem.
W omijaniu gałęzi radziłam sobie o wiele lepiej niż chłopcy. Zapewne zawdzięczałam to treningom z Jurij'm oraz zajęciom z gimnastyki z Angie. Szybko przedostałam się do pnia, przez przypadek dotykając czegoś, co unieruchomiło całe drzewo. Nie oglądając się za siebie, wskoczyłam do tajnego przejścia, i szybko zrobiłam miejsce chłopcom.
- Tak, animagami.- mruknęłam, kiedy wszyscy znaleźli się w tunelu i zaczęliśmy biec przed siebie z różdżkami w pogotowiu.- Poskładajcie to sobie. Syriusz Black uciekł z Azkabanu i zaczął włamywać się do Hogwartu. Jego jedynym celem był Gryffindor, sypialnia Harry'ego i Ronalda. W tej sypialni był też szczur. A Peter Pettigrew potrafił zmieniać się w cholernego szczura!
- O kurwa!- wymsknęło się chłopcom.
- Dokładnie.- warknęłam.
Nienawidziłam takich sytuacji, w których byłam zmuszona przez siły wyższe brać udziału w jakichś wydarzeniach. Tak, jak w tym momencie. Wolałabym wrócić spokojnie do zamku i poczytać dobrą książkę, a nie ganiać za mordercą, który zdradził rodziców mojego przyjaciela, uciekinierem z więzienia, który był ojcem chrzestnym wcześniej wspomnianego chłopaka i bratem moich przyjaciół, którego nienawidziłam. I o ile pierwsze dwie osoby mogłabym przeżyć, bo chodziło o Harry'ego, to młody Weasley był tutaj całkowicie zbędny.
Tunel, w którym się znajdowaliśmy, był dość długi. Szybko odpuściłam bieg, chcąc zachować siły na potem. Nie miałam pojęcia, co się stanie. Jak zareaguje Black? Pettigrew i Weasley? Trzeba było być przygotowanym na wszystko.
W końcu wyszliśmy z tunelu. Byliśmy w jakiejś zakurzonej, zaniedbanej drewnianej chacie. Podłoga była zaplamiona, tapeta ze ścian odchodziła grubymi płatami. Meble były potrzaskane, a te, które były jeszcze w całości, wyglądały, jakby w każdej chwili miały zamienić się w proch. Okna były pozabijane deskami. Prawdopodobnie byliśmy we Wrzeszczącej Chacie.
Usłyszałam jakieś poruszenie na piętrze i właśnie tam się udaliśmy po ledwie trzymających się schodach. Podążałam za śladami pozostawionymi przez ciągnięte ciało, w końcu znajdując się w wejściu do jednej z sypialni. Ostrożnie rozglądałam się za Syriuszem Black'iem w ludzkiej, lub animagicznej postaci. Albo tak dobrze ukrywał swoją obecność, albo go tu nie było. Za to na łóżku z kolumienkami leżał nie kto inny, jak Ronald Weasley, którego noga była zakrwawiona i sterczała pod dziwnym kątem i który przyciskał coś mocno do piersi. Prawdopodobnie swojego szczura.
- Co tu robicie?!- wrzasnął, kiedy nas zobaczył.- Pewnie wy to zaplanowaliście, co?! Po takich śmierciożerczych gnidach, jak ty, Gaunt, można się wszystkiego spodziewać! I wy, Fred, George! Pomagacie tym mordercom?!
- Zamknij się, Weasley.- uciszyłam chłopaka.- Fred, zajmij się jego nogą. Pragnę cię poinformować, Weasley, że to przez ciebie Black przez cały rok włamywał się do szkoły, a właściwie przez twojego cholernego szczura!
- Ty... wiesz?- powiedział jakiś zachrypnięty głos.
Odwróciłam się gwałtownie w stronę głosu. Dokładnie w tym samym momencie drzwi zostały zatrzaśnięte z hukiem. Obok nich stał bez wątpienia Syriusz Black, choć wyglądał gorzej niż na zdjęciach w Proroku Codziennym. Miał splątane, sięgające prawie pasa czarne włosy, bladą cerę i przeraźliwie świecące w ciemnościach srebrne oczy, w których pobłyskiwały nutki szaleństwa. W dodatku był bardzo wychudzony.
Nim zdążyłam zareagować, jednym silnym zaklęciem rozbrajającym pozbawił nas różdżek. Nie przejęłam się tym jednak zbytnio. Wręcz przeciwnie. Na myśl, że ten cholerny rudzielec pocierpi sobie jeszcze trochę, sprawiała, że łatwiej było mi znieść jego obecność.
- Wiem.- odpowiedziałam krótko.
Mężczyzna zbliżył się do nas, kompletnie tracąc zainteresowanie moją osobą. Zamiast tego oczy miał utkwione prosto w Harry'm. Chłopak stał spokojnie w miejscu, przyglądając się zbiegowi z równym zainteresowaniem.
- Nie wiedziałem, że przyjdziesz.- zaczął, nie mogąc pozbyć się chrypy. Brzmiał, jakby dawno nie używał swojego głosu.- Tak bardzo chciałem cię zobaczyć, ale nie mogłem. Musiałem cię bronić. Przyszliście sami. Nie poinformowaliście nauczycieli. Odważni jesteście, nawet ślizgoni. To wiele ułatwi... Wiesz, Harry, prawda? Wiesz...
- Wiem, Syriuszu. Mogę tak do ciebie mówić?
Black uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje pożółkłe zęby. Jeśli mam być szczera, to dla mnie wyglądał teraz mniej przerażająco. Według niektórych, mógłby to być wyraz groteski na tej upiornej twarzy, jednak ja widziałam w tym momencie tylko nieopisane szczęście mężczyzny. Szczęście tak wielkie, że samemu człowiek chciał się uśmiechnąć.
Na dole rozległ się jakiś trzask.
- NA GÓRZE...! SYRIUSZ BLACK...!
- Cholera, zamknij się!- warknął Blaise, dopadając do wrzeszczącego Weasley'a i wepchnął mu w usta jakąś szmatę zgarniętą z podłogi.
Niestety było już za późno. Na korytarzu rozległy się kroki a drzwi po chwili otworzyły się ze strasznym trzaskiem. Do środka wpadł blady profesor Lupin, trzymając przed siebie wyciągniętą różdżkę. Obrzucił nas wszystkich zszokowanym spojrzeniem. Na koniec wpatrując się uważnie w Syriusza Black'a. Podszedł do niego powoli, nie spuszczając z niego wzroku.
- Gdzie on jest, Syriuszu?- spytał cicho, jednak w tym momencie było to idealnie słyszalne.
Black powoli i bez emocji wskazał na szarpiącego się na łóżku Weasley'a, przytrzymywanego przez swoich braci. Nauczyciel wyglądał, jakby nic nie rozumiał.
- Ale... jak...? Czy to on...? Czy wy...?
Animag powoli skinął głową, nie spuszczając oczu z profesora. Ten opuścił różdżkę i podchodząc do Black'a uściskał go jak brata. Ronald zaczął się mocniej rzucać po łóżku, próbując coś wywrzeszczeć, jednak szmata skutecznie mu to uniemożliwiała. Bliźniacy przycisnęli go mocniej do łóżka.
- Nie wydajecie się zaskoczeni.- stwierdził wilkołak.- No, może z wyjątkiem pana Weasley'a.
- Och, to dlatego, że doskonale rozumiemy sytuację.- stwierdziłam spokojnie.- Może nie wiem, jaka relacja łączy pana, profesorze, z panem Black'iem, ale wszyscy jak tu stoimy, wiemy, co stało się w święto Samhain dwanaście lat temu w Dolinie Godryka. Wiemy o Pettigrew i jego udziale w całej tej historii.
- Skąd...?- wychrypiał Black.
Nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Jesteś chyba jedyną trzynastoletnią czarownicą, która nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, panno Gaunt.- stwierdził Lupin.
Uśmiechnęłam się szeroko, ukrywając zmarszczenie brwi. Kurz samoistnie nie zmieniał swojego położenia. Błyskawicznie wyciągnęłam rękę i strzeliłam bezróżdżkową drętwotą między mężczyzn. Rozległ się huk upadającego na ziemię ciała a peleryna niewidka zsunęła się z ukrywającej się postaci. Na podłodze leżał profesor Snape.
- Będę go musiała później przeprosić.- westchnęłam.
Weasley, Black i profesor Lupin patrzyli na mnie z oszołomieniem. Zachichotałam na widok wyrazów ich twarzy.
- Chyba ma pan rację.- zwróciłam się do profesora.- Nigdy nie przestanę zaskakiwać. Mogę prosić o zwrot różdżki, panie Black? Nie mam względem pana złych zamiarów, poza tym, jak pan widział, równie dobrze radzę sobie bez niej.
Mężczyzna z pewną dozą niepewności spojrzał na Lupina. Ten tylko delikatnie skinął głową. Nie tylko ja dostałam swoją różdżkę z powrotem. Uśmiechnęłam się wdzięcznie, kierując swoje kroki do łóżka, na którym leżał Ronald. Sięgnęłam do jego kieszeni, wyciągając z niej szamoczącego się i piszczącego szczura.
- Ugryź mnie, Peter, a przysięgam, że Cruciatusy Voldemorta wydadzą ci się przepięknym marzeniem, zrozumiałeś?
Uśmiechnęłam się upiornie, co w obecnym półmroku musiało wyglądać naprawdę strasznie. szczur, którego pysk był niebezpiecznie blisko moich palców odsunął łeb, nie rezygnując jednak z próby ucieczki. Skierowałam na niego różdżkę i rzuciłam zaklęcie, zmuszające animaga do przyjęcia swojej ludzkiej postaci. Puściłam zwierzę na podłogę.
W miejscu, gdzie upadło wijące się i piszczące stworzenia, po chwili znajdował się skulony mężczyzna. Był niski, brudny i sflaczały. Musiał dużo schudnąć w ostatnim czasie. Jego bezbarwne włosy były przerzedzone, a na czubku głowy świeciła łysina. Nie wiem czemu, ale sam wygląd mężczyzna nazbyt kojarzył mi się ze szczurem.
- Cześć, Peter.- odezwał się beztrosko profesor Lupin, choć w jego oczach można było dostrzec wilka.- Kopę lat!
- S-Syriusz... R-Remus... Moi przyjaciele!
- Dziękuję za takiego przyjaciela.- prychnęłam razem z Harry'm.
- Wiesz, Peter, patrząc po minie pana Black'a, najchętniej by cię zamordował. Jednak odradzałabym to.
- Czekałem dwanaście lat...- wychrypiał mężczyzna.- Chce w końcu dokonać czynu, za który pozbawiono mnie wolności!
- A nie lepiej byłoby dostarczyć to coś- kopnęłam Pettigrew mocno w żebra i nie zwracając uwagi na zdębiałe spojrzenia, kontynuowałam.- do Ministerstwa, otrzymać uniewinnienie i zająć się Harry'm? Podejrzewam, że za zamordowanie tylu mugoli, ucieczkę i stempelek na lewym przedramieniu zostanie skazany na pocałunek dementora. Kto wie, może nawet w ramach rekompensaty pozwolili by panu osobiście wepchnąć go w łapy tego czegoś?
Black wyglądał na zszokowanego tak zimnym tonem u trzynastoletniej dziewczyny, podobnie jak Lupin. Żaden jednak nie mógł zaprzeczyć moim przypuszczeniom. Prawdopodobnie to by się tak skończyło i wszyscy byliby zadowoleni. Black miałby zemstę i uniewinnienie a Harry rodzinę. Jedynym, któremu mogłyby się nie podobać te plany był sam Pettigrew.
- Jestem niewinny...! Niewinny!- piszczał Pettigrew.- T-to on...! On zdradził!
Kuląc się, mężczyzna wskazywał na Syriusza środkowym palcem. Wskazującego nie miał. Znowu kopnęłam mężczyznę, żeby się zamknął. Tym razem zrobiłam to mocniej, uświadamiając sobie równocześnie, że zachowuje się podobnie jak na robotach od szefa. Nie dbałam jednak o to. Jak tylko patrzyłam na to szczurowate... coś... nie mogłam się opanować.
- Nie z tobą rozmawiam.- warknęłam.- Poza tym, wystarczy podwinąć twój lewy rękaw, żeby zobaczyć, kto jest tak naprawdę winny, sukinsynu!
- Panno Gaunt!- oburzył się Lupin.
- Proszę mnie nie pouczać, profesorze.- warknęłam zimno.- Przez tego skurwysyna Harry przez jedenaście lat mieszkał z... z...! Cholera, nawet słów mi zabrakło! Ci przeklęci mugole traktowali Harry'ego gorzej niż psa! I to wszystko za zgodą...!
- Lale.- przerwał mi Harry.- Uspokój się. Już mnie tam nie ma.
Wzięłam głębszy oddech. Faktycznie trochę mnie poniosło. Jednak kiedy myślę, że Harry przechodził przez to wszystko przez tego szczura...! Mam ochotę go zamordować. Rozumiałam Black'a, jednak teraz nie było najlepszym rozwiązaniem zabijanie jego jedynej furtki do uniewinnienia.
- Naprawdę mam ochotę cię zamordować gołymi rękami.- zawarczał Black, patrząc na byłego przyjaciela, jak na ścierwo.- Ale ta ślizgonka...
- Nazywam się Lale Gaunt.- wtrąciłam.
- Ale Lale ma racje.- kontynuował mężczyzna.- Teraz muszę myśleć o moim chrześniaku. Tobą zajmą się aurorzy.
- Tylko najpierw trzeba ich powiadomić.- mruknął Draco.
- Nie... nie! Harry...Harry jesteś taki podobny do ojca...- piszczał Pettigrew.- On by zrozumiał...
- JAK ŚMIESZ ZWRACAĆ SIĘ TAK DO HARRY'EGO?!- ryknął Syriusz.- JAK ŚMIESZ, WSPOMINAĆ PRZY NIM JAMES'A?!
Pettigrew dopadł do szaty chłopaka, skomląc i błagając.
- Mylisz się.- stwierdził chłodno Harry, wyszarpując szatę z uścisku mężczyzny i patrząc na niego z obrzydzeniem.- Może i nie zdążyłem poznać swoich rodziców, ale jestem pewny, że nie zrozumieliby zdradzenia swoich przyjaciół za pieniądze. I ja też tego nie rozumiem. Jesteś śmieciem, Pettigrew.
- PIENIĄDZE?! SPRZEDAŁEŚ LILY I JAMES'A ZA PIENIĄDZE?!
- Syriusz!- warknął Lupin, powstrzymując mężczyznę od rzucenia się na śmierciożercę, choć sam widocznie chciał go rozszarpać na strzępy.- Nie wiem, Harry, skąd masz te informację, liczę jednak, że nam to wytłumaczysz.
- Na pewno nie w tym miejscu i nie w tym towarzystwie.
Mężczyźni skinęli niechętnie głowami.
- Harry, zajmiesz się tym czymś?- wskazałam głową na zalewającego się łzami Pettigrew.- Ja muszę lekko zmienić wspomnienia zbędnej osoby.
Chłopak kiwnął głową od razu związując Pettigrew. Ja w tym czasie podeszłam do rudzielców i usiadłam na brzegu łóżka. Bez słowa skierowałam różdżkę na najmłodszego z nich. Bliźniacy nie protestowali. Wiedzieli, że go nie skrzywdzę, a jedynie zmienię wspomnienia. Gładko włamałam się do umysłu chłopaka i usunęłam jego wszystkie wspomnienia z Wrzeszczącej Chaty oraz zmieniłam te z łapania Parszywka. Według nich, chłopak za bardzo zbliżył się do Wierzby Bijącej i to ona złamała mu nogę oraz pozbawiła przytomności.
Kiedy chłopak leżał bezwładnie na łóżku a ja byłam pewna, że zrobiłam wszystko co mogłam przy zmienianiu wspomnień, wycofałam się z jego umysłu. Nie wstając z łóżka, zwróciłam się do Black'a.
- Mógłby pan sprawdzić moją pracę, panie Black? Pana ród jest w tym najlepszy, przydałaby mi się pana opinia.
Mężczyzna wydawał się zaskoczony moją prośbą. Mimo wszystko podszedł do łóżka, stwierdzając, że mam mu mówić po imieniu i włamał się do umysłu nieprzytomnego chłopaka. Kiedy się z niego wycofał, przyglądał mi się z niemą konsternacją.
- Gdybym nie wiedział, że ktoś majstrował przy wspomnieniach, nie zorientowałbym się. Kto cię uczył?
- Trochę pana kuzynka, Narcyza.- stwierdziłam spokojnie, wstając z łóżka.- Niestety robiła to tylko w wakacje i święta. Przez większość czasu moim nauczycielem był profesor Snape.
- Smarkerus został nauczycielem?- mężczyzna roześmiał się śmiechem dziwnie podobnym do szczekania psa.- Niestety niechętnie muszę przyznać, że odwalił kawał roboty. Ile lat cię uczył?
- Niecałe dwa. Fred zajmij się Ronaldem.- wskazałam na młodszego brata bliźniaków.- Draco, Blaise, zajmijcie się profesorem Snape'em. Pettigrew, jeśli spróbujesz uciec, mogę cię zabić na kilkanaście sposobów. Harry, myślę, że to najwyższy czas, żebyś porozmawiał z chrzestnym. George, pomożesz mi pilnować to coś?
Wszyscy chłopcy bez szemrania wykonali moje polecenia. Chyba byli nawet rozbawieni tym, jak szybko przejęłam dowodzenia i jak swobodnie się czułam w tej roli. Dorośli byli co najwyżej zaskoczeni. Bez problemu poderwałam Pettigrew do góry, szarpiąc za wyczarowane przez Harry'ego więzy. W takich sytuacjach wolałam postępować po mugolsku. Czułam, że bardziej wtedy panowałam nad sytuacją.
Opuściliśmy Wrzeszczącą Chatę tym samym tunelem, którym tu przyszliśmy. Na początku szłam ja z George'em, pilnując tego przeklętego szczura. Zaraz za nami lewitował Severus utrzymywany w powietrzu przez Blaise'a. Obok niego szedł Draco, którego różdżka oświetlała nam drogę. Dalej szli Fred i profesor Lupin, utrzymujący młodszego Weasley'a. Pochód zamykali Harry i Syriusz, którzy rozmawiali o czymś cicho.
Droga powrotna była tak samo długa jak ta, którą odbyliśmy wcześniej. W końcu jednak udało nam się wyjść z tunelu. Fred umieścił swojego brata na trawie niedaleko Wierzby Bijącej, jednak w wystarczającej odległości, żeby drzewo go nie dosięgnęło. Nie przejmując się chłopakiem, ruszyliśmy w stronę zamku.
Uszliśmy zaledwie kilka metrów, kiedy chmury zakrywające niebo przesunęły się, odsłaniając księżyc w pełni. W pierwszej chwili nie zwróciłam na to uwagi, jednak kiedy światło przykuło moją uwagę, przypomniałam sobie. Lupin był wilkołakiem. Odwróciłam się gwałtownie w stronę nauczyciela, który dygotał na całym ciele.
- Cholera!- krzyknęłam.
- Uciekajcie!- rozkazał Syriusz.- Szybko, biegiem!
- Cicho, Black!- warknęłam, podejmując natychmiastową decyzję i zbliżając się do przemieniającego się nauczyciela.- Pilnujcie Pettigrew! W razie czego użyjcie krwi z naszyjników! Nie opuszczajcie mojego dormitorium! Wszyscy! Wrócę rano!
To były moje ostatnie słowa, zanim zamieniłam się w wilka. Warknęłam na grupę, każąc im znikać. Potem nie zwracałam już na nich uwagi. Całą swoją uwagę skupiłam na wilkołaku. Przypomniałam sobie, co mówił Fenrir. Teraz czas wykorzystać to w praktyce. Patrzyłam wilkołaczej formie swojego nauczyciela prosto w złote oczy. Pamiętałam, aby zachować odpowiednią pozycję, aby wysyłać odpowiednie sygnały. Wilkołak zawarczał niezdecydowanie, kręcąc łbem, na co odpowiedziałam twardym warknięciem.
Musiałam go szybko uspokoić, zabrać do lasu. Chronić swoich, i to za wszelką cenę. Nie mogłam zawieść. Zaczęłam go okrążać, powarkując i szczekając. Stworzenie zaczęło robić niekontrolowane ruchy. Uciekało ode mnie wzrokiem, jednak nie pozwalałam na to na długo, chwilę później znajdując się zaraz przed jego oczyma. Spychałam go na skraj Zakazanego Lasu. W końcu, po kolejnym, twardym warknięciu, wilkołak uspokoił się, całkowicie oddając mi władzę i podporządkowując się.
Krótkim warknięciem, kazałam mu wejść między drzewa, co też uczynił zaraz za mną. Spojrzałam jeszcze aby na chwilę w kierunku, gdzie rozstałam się z resztą. Nikogo nie było. Ruchem pyska powiadomiłam Lupin'a, że wchodzimy głębiej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak... Nie ma to jak bezsenność. Ale przynajmniej rozdział jest o kilka godzin wcześniej, jeśli nie prawie o dobę, także ten... no!
Mam nadzieję, że chociaż wy nie macie problemów ze snem. Zaczynam się zastanawiać, czy nie mogę zasnąć przez to, że przez kilka ostatnich dni śniło mi się, że się uczę... To możliwe? Nie wiem... zresztą... nieważne!
Mam nadzieję, że chociaż wy sypiacie normalnie ^^
Co do rozdziału... za każde niedociągnięcia w fabule lub niezgodności (oczywiście, jeśli by się takowe pojawiły) przepraszam i proszę o wskazanie ich. Ostatnio ciągle mam wrażenie, że coś jest nie tak. Prawda jest taka, że zawsze mam kilka rozdziałów napisanych do przodu i kiedy je wrzucam, to zawsze muszę coś poprawić, czasami całkowicie zmieniając niektóre wydarzenia. Także jeśli zdarzyłoby się, że czegoś niedopilnowałam i się nie zgadza, napiszcie mi o tym. Na pewno to sprawdzę i (ewentualnie) zmienię. Chyba, że dana kwestia ma się wyjaśnić w przyszłości.
...
Znowu mam wrażenie, że gadam od rzeczy. Eh... zmęczenie źle na mnie działa. No cóż, może teraz uda mi się zasnąć.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro