Rozdział 18
To już chyba jakaś tradycja, że coś musi się wydarzyć w Noc Duchów. Dwa lata temu był troll i Voldemort (o czym wiem tylko ja), rok temu otwarcie Komnaty Tajemnic, a teraz włamanie do Hogwartu i napaść na Grubą Damę, strzegącą wejścia do dormitorium Gryffindoru. Podobno była to sprawka samego Syriusza Black'a. Całe płótno portretu zostało rozerwane na strzępy. Nauczyciele czym prędzej wszystkich pobudzili i kazali zebrać się w Wielkiej Sali.
Kiedy razem ze ślizgonami weszłam do Wielkiej Sali, byli tu już pozostali uczniowie. Stoły zniknęły a na ich miejscu pojawiły się setki śpiworów. Od razu podeszłam do Harry'ego i bliźniaków, oraz przyjaciela rudzielców-Lee Jordan'a, którzy już siedzieli w śpiworach. Zajęliśmy sąsiednie posłania i wysłuchaliśmy poleceń nauczycieli. Niedługo po tym zgasły światła.
Nie mogłam zasnąć, podobnie jak Harry i Blaise. Mimo wszystko leżeliśmy w ciszy, nie zwracając na siebie uwagi. Właściwie z punktu widzenia osób trzecich mogliśmy wyglądać tak samo, jak pozostali, śpiący uczniowie. Dzięki temu udało nam się również podsłuchać dość ciekawą rozmowę. Snape uważał, że Black'owi pomógł ktoś z wewnątrz.
***
Następne dni, były dość napięte i pojawiało się coraz więcej plotek, odnośnie tego, w jaki sposób zbieg z Azkabanu dostał się do szkoły. Im dłużej to trwało, tym bardziej absurdalne były pomysły uczniów. Staraliśmy się nie brać zbyt dużego udziału w tych historiach, jednak plotki, jakoby Black przyszedł po Potter'a, sprawiały, że chcąc, nie chcąc, byliśmy w centrum zainteresowania.
Pomimo ciągłego nadzoru ze strony nauczycieli, wszystko powoli wracało do normy. Byłam trochę zła na Flint'a, że zamienił się na kolejność meczy, ale ostatecznie wyszło mi to na dobre. Czego nie można powiedzieć o Harry'm. Po tym, jak dementorzy zaatakowali podczas meczu Quidditch'a, brunet wylądował w skrzydle szpitalnym. Na szczęście nie stało mu się nic poważnego, ale jego miotła rozpadła się w drobny mak. Ja sama nie za wiele pamiętam z tego wydarzenia. Również dość mocno odczułam obecność tych kreatur.
Święta zbliżały się wielkimi krokami i zapowiedziano kolejne wyjście do Hogsmead, co wpędziło Harry'ego w kolejne przygnębienie. McGonagall dalej nie dała się przekonać do wypuszczenia go do wioski. Na szczęście bliźniacy znaleźli na to sposób. Dali mu coś, dzięki czemu mogli robić tyle dowcipów. Kolejna rzecz związana z huncwotami. Ich mapa, pokazująca każdego w zamku i każde tajne wyjście.
Tak więc w grudniu udaliśmy się do wioski, wiedząc, że brunet niedługo do nas dołączy. Po dotarciu do Hogsmead, prawie od razu spotkaliśmy Harry'ego, który przybył niewiele później. Chłopak ukryty był pod peleryną niewidką, która kiedyś podobno należała do jego ojca. Całkiem przydatny przedmiot.
Pochodziliśmy trochę po wiosce, w pewnym momencie mając nieprzyjemne spotkanie z młodszym bratem bliźniaków. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie wyszli z tego zwycięsko, kompletnie mieszając Wiewiórę z błotem. Nikt nie będzie wyzywał moich przyjaciół od zdrajców i śmierciożerców.
Nie czułam się dobrze z faktem, że Harry cały czas musiał ukrywać się pod peleryną niewidką, ale niestety nie mogłam nic z tym zrobić. Na koniec usiedliśmy w Trzech Miotłach. Miejsce to słynęło z kremowego piwa Madame Rosmerty. Osobiście tylko raz spróbowałam tego napoju i choć na prawdę był świetny, musiałam przyznać, że to nie moje smaki.
Siedząc przy jednym ze stolików w zatłoczonym pomieszczeniu piliśmy różne napoje i rozmawialiśmy. Naszym głównym tematem była oczywiście szkoła oraz dodatkowe zajęcia w Pokoju Życzeń. Tak jak przewidywałam, Draco w końcu udało się przemienić. Jego animagiczną postacią był sokół.
Nawet nie zauważyłam, kiedy Harry zniknął. Dopiero, kiedy wrócił, oznajmiając, że wychodzi i brzmiąc jakoś dziwnie, zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu nie brał udziału w rozmowie. Spojrzałam po sobie z chłopakami i nie zamieniając ze sobą nawet słowa, wyszliśmy za ukrytym pod peleryną niewidką brunetem.
Podążaliśmy za pojawiającymi się na śniegu odciskami stóp, aż w pobliże Wrzeszczącej Chaty. Dopiero tam, kiedy porozsiadaliśmy się na kamieniach i rzuciliśmy kilka zaklęć prywatności, zobaczyliśmy twarz Harry'ego. Chłopak był blady, miał zaciśnięte usta i zagubiony wzrok. Cicho, co chwilę się jąkając, opowiedział nam, co podsłuchał.
- Coś mi tu śmierdzi.- stwierdził w końcu Blaise, patrząc na Harry'ego pocieszanego przez Draco.- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Black by zdradził Potter'ów.
- Według Narcyzy i Lucjusza nie był poplecznikiem Voldemorta. Nie rozumiem więc, czemu miałby ich mu wydawać.- dodałam, marszcząc brwi.
- Poza tym, według matki był osobą lojalną. Na pewno by nie zdradził.
Po tych słowach zapanowała między nami cisza. Ta historia była naprawdę mocno podejrzana. Potter'owie, Black, Dumbledore, Pettigrew, Hagrid... Voldemort... Dolina Godryka. Wiedzieli, że coś im grozi. Ukryli się. Fidelius... Potter'owie pod ochroną a Black ich Strażnikiem Tajemnicy. Zdrada i atak Voldemort'a. Natychmiastowa decyzja Dumbledore'a o odesłaniu Harry'ego do wujostwa, mimo że miał kto się nim zająć. Jego prawdziwy magiczny opiekun! Jego ojciec chrzestny!
Black był przeszkodą do opieki nad Harry'm. Tak długo jak był na wolności, Trzmiel nie miał prawa decydować o losie chłopaka! Trzeba było usunąć przeszkodę. Fidelius... kto go rzucił...?
Nie mogłam uwierzyć we wnioski, do jakich doszłam. Przecież to było tak chore, tak starannie zaplanowane, że wręcz straszne! A w centrum tego wszystkiego był Harry- osoba, która najmniej zawiniła, a płaciła za błędy i chciwość innych!
Trzęsącą się ręką zasłoniłam usta. Nie bałam się. Byłam wręcz przerażona i wściekła! Nie rozumiałam, dlaczego ktoś tak krzywdził mojego przyjaciela. Przecież on nikomu nic nie zrobił! Przez całe swoje życie to on był ofiarą! Powinien w końcu zaznać świętego spokoju!
Moje zachowanie zaniepokoiło chłopców. Kazałam im się uspokoić i cicho powiedziałam, do jakich doszłam wniosków. Nie miałam żadnych dowodów, to były tylko moje przypuszczenia. Ale wiedziałam, kto mógłby mi to wszystko rozjaśnić.
***
Po raz kolejny czytałam trzymany w rękach pergamin. Przebiegałam wzrokiem po swoim własnym piśmie, a obok mnie leżało wiele pogniecionych kawałków pergaminu- pozostałościach po poprzednich, nieudanych listach.
Witaj Tom
Jestem w posiadaniu czegoś, co bez wątpienia jest twoje. Dziennik z uwięzionym fragmentem twojej duszy, mówi ci to coś? To, co z nim zrobię, zależy od ciebie. Mogę ci go odesłać, zniszczyć, zachować... Jeśli udzielisz mi ważnych dla mnie informacji, pozwolę ci zadecydować o jego losie.
Skąd wiedziałeś, gdzie ukrywali się Potter'owie? Kto ich zdradził i dlaczego? Kto był ich Strażnikiem Tajemnicy? Co z tym wspólnego ma Syriusz Black?
Liczę, że nie będę musiała czekać długo na odpowiedź. Pamiętaj, że jestem nastolatką, a te są nieobliczalne. Zwłaszcza, kiedy znają pewne niebezpieczne stworzenia pełzające po rurach.
Dołączam pergamin do odpowiedzi nasączony w veritaserum, żebyś nie mógł mnie oszukać.
Lale Gaunt
PS.: Tknij mojego kruka, a sprawię, że szybko nie zapomnisz o mojej zemście.
Lepiej już nie mogłam tego napisać. I nie miałam zamiaru po raz kolejny zastanawiać się, jak taki list miałby wyglądać. Pewnie chłopcy nie byliby zadowoleni z faktu, że zrobiłam kartę przetargową z horkruksa Voldemorta, ale nie miałam najmniejszego zamiaru patrzeć na zmartwionego, zagubionego lub, nie daj Merlinie, czującego się oszukanym i zdradzonym Harry'ego.
Udało mi się nawet namówić Salazara, aby zdradził mi sposób na zniszczenie horkruksa. Jeżeli już groziłam, to musiały być to groźby z pokryciem. Mogłam się spodziewać, że jad bazyliszka będzie w stanie zniszczyć dziennik Toma.
Zapakowałam list i czysty arkusz pergaminu do koperty, zapieczętowałam ją i z pomocą Kiełka przedostałam się do sowiarni. Kirana praktycznie od razu wylądował na moim ramieniu. Przywiązałam mu list do wyciągniętej nóżki i poinstruowałam, kogo ma znaleźć. Nie wydawał się tym zbytnio zadowolony, co też oznajmił mocnym dziobnięciem mnie w ucho. Nie zwróciłam uwagi na kilka kropel krwi, które skapnęły na moje ramię. Należało mi się, wiedziałam o tym. Pogłaskałam czule stworzenie i kazałam mu lecieć.
Patrząc, jak znika na nocnym niebie, miałam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie.
***
Przez kilka kolejnych dni siedziałam jak na szpilkach, czekając na odpowiedź od Voldemort'a. Nie powiedziałam o niczym przyjaciołom, więc starałam się wyglądać w miarę normalnie. Zaniepokojone spojrzenia chłopców dały mi jednak znać, że nie bardzo mi wyszło. Albo po prostu wiedzą, kiedy udaję. Po trzech latach znajomości nie byłoby to niczym dziwnym.
Jedynym ciekawym wydarzeniem w tym okresie było przysłanie Harry'emu Błyskawicy od anonimowego nadawcy. Prezent wspaniały, zwłaszcza po tym, jak jego Nimbus roztrzaskał się o wierzbę bijącą. Szkoda tylko, że miotła została zarekwirowana przez nauczycieli, żeby mogli sprawdzić, czy nikt nic na nią nie rzucił.
Kolejnego dnia w dość ponurym nastroju zeszłam na śniadanie do Wielkiej Sali. Usiadłam obok Draco i Blaise'a, mrucząc ciche „dzień dobry" i nałożyłam sobie na talerz kawałek kurczaka zapiekanego w ziołach.
- W złym humorze?- spytał ciemnoskóry.
W odpowiedzi westchnęłam ciężko.
- Nie. Martwię się o Kirana i Harry'ego. Kruka od kilku dni nie widziałam, a Harry... Sami widzicie, jak ostatnio wygląda.
Chłopcy pokiwali ze zrozumieniem głową. Faktycznie brunet od czasu wyjścia do Hogsmead nie wyglądał najlepiej. Wiecznie był smutny i zamyślony. Było widać, że dręczy go ta sytuacja z Black'iem. Harry wyglądał, jakby ktoś pozbawił go szczęścia, jakby napadł na niego dementor i na stałe się do niego przyczepił.
- Chyba masz szczęście, Lale, bo jeden z powodów twojego zmartwienia właśnie wrócił.- Draco wskazał na coś za moją głową.
Obróciłam się z zastanowieniem. Kirana leciał wśród sów. Pozwoliłam mu wylądować na moim przedramieniu i odebrałam od niego list. Porywając moje śniadanie z talerza, Kirana od razu wzbił się w powietrze i odleciał do sowiarni. Szybko schowałam korespondencję do kieszeni i opuściłam Wielką Salę.
***
Panno Gaunt
Muszę przyznać, że nie spodziewałem się listu od ciebie. To było dla mnie ogromne zaskoczenie, kiedy twój kruk przedarł się przez osłony mojego domu, które swoją drogą są prawie tak samo potężne, jak te w Hogwarcie.
Nawet, gdybyś mi nie groziła, Panno Gaunt, to z chęcią udzieliłbym ci informacji, których tak pragniesz. Nie lubię mieć długów, a taki u Pani zaciągnąłem, choć może nie być Pani tego świadoma. Nawet sobie Pani nie wyobraża, jakim było dla mnie zaskoczeniem, dostanie reprymendy od jedenastoletniej dziewczyny. Niechętnie przyznaję, że zmusiło mnie to do przeanalizowania kilu spraw, a wnioski, do jakich doszedłem sprawiają, że raczej z chęcią rzuciłbym na ciebie jakąś klątwę, niż niechętnie przyznał ci rację.
Przejdźmy jednak do kwestii, która Panią interesuję. Po usłyszeniu części przepowiedni o dziecku mającemu mi zagrażać, oraz ukryciu się Potterów, doszedłem do wniosku, że przepowiednia mówi o najmłodszym z nich- Harry'm Potterze. Zrobiłbym wszystko, aby dowiedzieć się, gdzie przebywają. Byłem pewny, że Dumbledore dobrze ich ukrył i już zaczynałem myśleć, że nie zdołam ich odnaleźć, kiedy to szczęście zapukało do moich drzwi. Ich Strażnikiem Tajemnicy nie był Syriusz Black, jak mogłaś podejrzewać. Był nim inny „przyjaciel" Potterów- Peter Pettigrew. Sam do mnie przyszedł, żądając za informacje sporej ilości złota i bezpieczeństwa ze strony mojej i moich popleczników. oczywiście przystałem na to. Czym jest kilka tysięcy galeonów w zamian za pozbycie się problemu?
Sam udział Syriusza Black'a w tej historii jest taki, że jest on ojcem chrzestnym Harry'ego Potter'a i to jemu przypadała opieka nad chłopcem. Zgodził się jednak na decyzję starca, dotyczącą dziecka, myśląc, że tak będzie najlepiej dla młodego Potter'a. Sam, wiedząc o tym, kim był Strażnik Tajemnicy, gdyż to on go zaproponował, ruszył w pościg za Pettigrew i w końcu go znalazł. To, co podają w gazetach z tamtego okresu jest po części prawdą. Jednak tylko po części. Bojąc się o swoje życie, Pettigrew wmanipulował Black'a w całe wydarzenie. Zabił tych wszystkich mugoli i po odcięciu sobie palca, zmienił się w szczura i uciekł. Black natomiast został złapany przez aurorów, oskarżony o całe zajście i bez procesu wysłany do Azkabanu za zgodą Dumbledore'a.
Mam nadzieję, że wystarczająco odpowiedziałem na twoje pytania, Panno Gaunt. Słyszałem o ostatnich wydarzeniach, mających miejsce w zamku. Wielce prawdopodobne jest, że Black szuka zemsty. Uznaj to za drobny prezent z mojej strony, Panno Gaunt.
Co do mojego dziennika, panno Gaunt, prosiłbym, żeby był w bezpiecznym miejscu. Będę go potrzebował za jakiś czas, ale na razie niech pozostanie w Pani rękach. Liczę, że dotrzyma Pani swojej części umowy.
Tom Marvolo Riddle
Chłopcy w milczeniu przypatrywali się treści listu. Widziałam jak oczy Harry'ego rozszerzają się w szoku, czytając o niewinności chrzestnego. Na jego twarzy na nowo pojawiła się nadzieja i wiara. Dużo zawdzięczał Malfoy'om i bez wątpienia był im wdzięczny za pomoc oraz dach nad głową, ale wiem, że chciałby mieć swoją własną rodzinę. A Syriusz Black był furtką do tego wszystkiego.
Siedziałam na kanapie, czekając na ich wyrok. W końcu właśnie przyznałam się do kontaktu z Voldemortem, wchodzenia z nim w układ, którego ceną był horkruks oraz do wcześniejszego poznania mordercy rodziców jednego z nich. A to wszystko tylko po to, żeby zdobyć informacje o ojcu chrzestnym Harry'ego.
- Czy to...- Harry spojrzał na mnie oczami tak przepełnionymi emocjami, że nie potrafiłam odczytać żadnej z nich.- Czy on... Czy Syriusz Black...
- Wszystko jest na papierze.- stwierdziłam na pozór spokojnie, nie spuszczając wzroku z dłoni ułożonych na kolanach.- Tak jak widzicie, jest to pergamin nasączony w eliksirze prawdy. Nie ma możliwości, żeby widniały na nim kłamstwa.
- O Merlinie...! Lale...ja...DZIĘKUJĘ!
Chłopak rzucił mi się na szyję, a z jego oczu płynęły łzy. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Prędzej pomyślałabym, że zwyzywa mnie od durnych idiotek. Automatycznie objęłam chłopaka.
- Byłam raczej pewna, że mnie zwyzywasz i każesz się nie pokazywać na oczy, a nie będziesz dziękował.
- Żartujesz?! Mam żywą rodzinę! Za to, mógłbym ci wybaczyć wszystko, nawet rozpętanie piekła! Cholera, Lale! Ja ci się w życiu nie odwdzięczę za to, co dla mnie zrobiłaś!
- Ale ja nic takiego nie zrobiłam!- zdziwiłam się, patrząc z niezrozumieniem na uśmiechających się pod nosem chłopaków.- Chcę tylko, żebyście byli szczęśliwi.
- I właśnie dlatego, zawsze będziemy po twojej stronie.- zapewnił George, tarmosząc moje włosy.
- Dokładnie! Bo my również chcemy twojego szczęścia!- poparł brata Fred.
***
Wszystko się w miarę uspokoiło. Nie ruszaliśmy na razie sprawy Syriusza Black'a, nie wiedząc, co moglibyśmy zrobić w tej kwestii. Cieszyła nas poprawa humoru Harry'ego oraz częściowe rozświetlenie zdarzeń sprzed kilkunastu lat. Mnie również cieszyło nastawienie chłopców do mnie oraz moich decyzji. Może faktycznie za bardzo się wszystkim przejmuję?
Wróciliśmy do swoich codziennych zajęć. Uczyliśmy się razem w Pokoju Życzeń, Harry raz w tygodniu spotykał się z Lupin'em, próbując wyczarować patronusa a ja chodziłam do Severusa na lekcje legilimencji. Według przewidywań profesora jeszcze dwa-trzy miesiące i będę znała sztuki umysłu na poziomie mistrzowskim. Podobno mam naturalny talent do tej dziedziny magii, co go nie bardzo zdziwiło. Stwierdził, że mam to po ojcu. Mama, choć również dobra w oklumencji i legilimencji nie mogła się do niego umywać, a wszystko co z tym związane przychodziło jej z wysiłkiem.
Coraz bardziej zagłębiałam się w Czarnej Magii. Fascynowała mnie ta dziedzina i chciałam ją opanować. Wiedziałam, że moja aura nigdy nie była jasna. Nie miałam co prawda problemu z opanowaniem zaklęć uczonych w szkole i potrafiłam wykorzystać je na wiele sposobów, ale to właśnie zaklęcia szare i czarne sprawiały mi o wiele więcej przyjemności. Były jakby dla mnie stworzone.
Obecnie najwięcej czasu poświęcałam na opanowanie magii bezróżdżkowej oraz na numerologię. Runami posługiwałam się już intuicyjnie, tak jakby były dla mnie równie naturalne jak angielski. Tak jak podejrzewałam na początku roku, numerologia był dla mnie istnym horrorem. To było takie samo zło, jak matematyka, jeśli nie gorsze.
Po raz pierwszy spędzałam święta w Hogwarcie. I mimo, że zamek w czasie świąt był piękny, o wiele bardziej chciałabym być teraz poza nim, razem z Fenrir'em, Illiyaną i Seleną. Malfoy'owie byli za granicą, podobnie jak ciocia Euphemia. Fenrir i Illiyana bardzo by się ucieszyli, gdybym zdecydowała się spędzić z nimi święta, jednak w tym roku mieli wielu nowych członków watahy, w tym wilkołaki, które nie akceptowały swojego wilczego ja, więc było to zbyt duże ryzyko. Mogłabym poradzić sobie z jednym, dwoma wilkołakami, ale nie z kilkunastoma.
W końcu minęła przerwa świąteczna i wielu uczniów wróciło do szkoły po czasie spędzonym z rodziną, a życie w zamku wróciło do normalnej rutyny, która trwała przez następne tygodnie.
Od jakiegoś czasu było zbyt spokojnie, więc nie zdziwiłam się, kiedy owy spokój został przerwany. Wieści, jakie tego dnia przyniósł Kirana nie były dobre. Już kiedy zobaczyłam czarną kopertę z pieczęcią szefa, byłam pewna, że to, co przeczytam mi się nie spodoba. Zwłaszcza, że Bastien dostał taką samą kopertę.
Odstawiając szklankę z sokiem, przełamałam pieczęć i wyciągnęłam równie czarny co opakowanie papier ozdobny, na którym widniało pismo szefa. Srebrne litery sprawiały złowieszcze wrażenie.
Droga Lale
Z przykrością informuję Cię o śmierci kilku członków naszej rodziny: Amy Clerwether, Oleny Yrys, Brandon'a Philips'a, Eleny Russo oraz mojej prawej ręki a Twojego opiekuna- Jurij'ego Lebiediew'a.
Pogrzeb odbędzie się w tą sobotę o 12.00. Prosiłbym, abyś razem z Bastien'em pojawiła się o godzinie 11.00 w siedzibie naszej rodziny. Zrozumiem, jeśli nie będziesz w stanie opuścić w tym terminie szkoły.
Gabriell de Luca
Zasłoniłam usta dłonią. Nie mogłam uwierzyć, że Jurij nie żyje. Przecież ten człowiek był pancerny! Nie darzyłam go co prawda, jakimś szczególnym uczuciem, no, może to była przesada bo go lubiłam. W końcu to on się mną zajmował w te wakacje. Byłam mu wdzięczna i przede wszystkim, winna pojawienie się na jego pogrzebie. Tylko tyle mogłam teraz zrobić.
Trzęsącą się ręką, włożyłam list do torby i natychmiast wstałam od stołu. Poprawiając torbę na ramieniu i nie zwracając kompletnie uwagi na przyjaciół, podeszłam do stołu krukonów. Położyłam rękę na ramieniu francuza, który był niezwykle blady. Chłopak podskoczył na miejscu i spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Przyjdź dzisiaj razem z bliźniakami Weasley na siódme piętro. To ważne.
Nie czekając na odpowiedź, opuściłam Wielką Salę, udając się na lekcje. Zapowiadał się fatalny dzień.
***
Tak jak się spodziewałam, ten dzień naprawdę nie był najlepszy. Z ulgą powitałam koniec lekcji i coraz szybciej zbliżającą się godzinę siedemnastą. Od razu po zajęciach zaszyłam się w Pokoju Życzeń. W samotności czytałam kolejne książki o przeróżnej tematyce. Potrzebowałam teraz chwili spokoju. Chłopcy to uszanowali, obiecując przyjść dopiero na umówioną godzinę.
W końcu zegar wiszący nad kominkiem wybił godzinę siedemnastą. Westchnęłam, odkładając ostatnią przeczytaną książkę. Dopiłam uspokajający wywar ziołowy przygotowany przez Kiełka i odblokowałam drzwi, które natychmiast się otwarły, wpuszczając do środka szóstkę chłopaków.
- Jak się czujesz, siostrzyczko?- zapytał z przejęciem Blaise, siadając obok mnie.
- Już w porządku.- mruknęłam.- Nie macie się o co martwić. Róbcie swoje, a ty, Bibi, usiądź.
Bliźniacy i Blaise usiedli na matach, które pojawiły się chwilę temu z zamiarem ćwiczenia swoich zdolności animagicznych, natomiast Harry i Draco rzucali w siebie niewerbalnie zaklęcia. Bastien usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Pomyślałam o czymś do picia i od razu przed chłopakiem pojawiła się filiżanka z kawą, a przede mną sok bananowy.
- „Starożytne runy dla zaawansowanych- zastosowanie w rytuałach"?- spytał francuz, wskazując na ciężki tom, leżący na stoliku.
- Musiałam się na czymś skupić.- wyjaśniłam.- Ale teraz mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Czy masz sposób, żeby się wyrwać w sobotę ze szkoły?
Szatyn pokręcił głową.
- Specjalnie prosiłem szefa, żeby w czasie roku szkolnego nie dawał mi jakiejś roboty, chyba, że w ferie. Wyrwanie się z tego miejsca graniczy z cudem.
- Nie jest aż tak ciężko. Wystarczy znać kilka sekretów.- wzruszyłam ramionami.- O dziesiątej trzydzieści czekaj przy wejściu do lochów razem udamy się do klubu, ok?
Chłopak potwierdził kiwnięciem głową.
- Kolejna sprawa. Masz garnitur?
- Nie myślałem, że będzie mi potrzebny. Jedyne co, to mam stare spodnie od garnituru i jakąś szarą koszulę.
- A chociaż masz przy sobie galeony?- spytałam, odgarniając włosy z twarzy.
- Tak, jakieś trzysta. W razie czego, mogę napisać do Gringotta o więcej.
- Będziesz miał okazję wybrać je osobiście. Blaise, czy pani Lang będzie miała jeszcze dzisiaj otwarty sklep?
Chłopak był akurat pokryty łuskami, a jego ciało przeszło częściową metamorfozę. Mimo to, otwarł oczy i po chwili udało mu się skupić nieobecny wzrok na mojej osobie. Powtórzyłam pytanie, w końcu doczekując się na nie twierdzącej odpowiedzi. Potem mój braciszek wrócił do przerwanej czynności.
Kiedy tylko o nich pomyślałam, dwa płaszcze z głębokimi kapturami pojawiły się w moich rękach. Podałam jeden francuzowi, który patrzył na mnie jakoś tak dziwnie. Mimo wszystko założył płaszcz. Przywołałam Kiełka i poprosiłam go o przyniesienie pieniędzy Bibi'ego oraz przeteleportowanie nas na Pokątną.
- Nie patrz się tak na mnie, tylko chodź, Bibi.- rozkazałam, zaciągając kaptur na głowę.
Nie patrząc na chłopaka, ruszyłam ulicą, omijając większe kałuże. No cóż, pogoda nie była zbyt przyjemna. Deszcz znacząco ograniczał pole widzenia i było dość zimno. Nic więc dziwnego, że ulica była prawie pusta. W końcu udało mi się dotrzeć do zakładu krawieckiego pani Lang. Nie trwało długo, kiedy obok mnie stanął Bastien. Ściągając kaptur, weszłam do środka
- Panna Gaunt?- zdziwiła się właścicielka sklepu, widząc mnie.- To niespodziewane, że zagląda do mnie pani w czasie trwania roku szkolnego. W czym mogę pomóc?
- Razem z moim przyjacielem potrzebujemy ubrań na pogrzeb. Zmarły był mugolem i większość żałobników również nimi jest, więc chciałabym, aby były to ubrania odpowiadające mugolskiej modzie.
- Oczywiście. Zapraszam na stołki. Muszę zebrać miarę.
Spokojnie wykonałam polecenie. Trochę czasu minęło, od kiedy ostatni raz miałam pobieraną miarę i moje ciało zdążyło się już zmienić, nawet, jeśli była to różnica zaledwie kilku centymetrów.
- Czy myślała pani już nad jakimś konkretnym krojem?- zapytała szatynka, zasiadając do swojego biurka.
- Owszem. Niestety pogoda nas nie rozpieszcza, więc postawiłam na prostą sukienkę nad kolano. Górna część pokryta koronką, rękawy wykonane z samej koronki. Chciałabym, żeby sukienka odkrywała ramiona i miała w talii szeroki pas. Tego dnia będę miała na sobie skórzaną kurtkę i buty na delikatnym obcasie. Chciałabym, żeby wszystko do siebie pasowało.
- Proste, ale eleganckie.- pokiwała głową właścicielka zakładu.- A pan, panie...?
- Anders. Bastien Anders, madame.- przedstawił się chłopak.- Myślę, że klasyczny garnitur z czarną koszulą będzie wystarczający.
- Dobrze, oczywiście gwarantuję najlepszy materiał, oraz pokrywam koszty przesyłki.- przypomniała kobieta.- A więc to będzie 527 galeonów za suknię- koronka będzie wykonana z nici akromantul a pas ze smoczej skóry; oraz 290 galeonów za garnitur- model klasyczny, koszula wykonana z jedwabiu, srebrne spinki. Będą gotowe jutro, najpóźniej pojutrze rano.
Razem z Bastien'em podziękowaliśmy i zapłaciliśmy, po czym udaliśmy się do pierwszej lepszej ciemnej uliczki, skąd zabrał nas Kiełek, przenosząc z powrotem do Pokoju Życzeń. Od razu, po ściągnięciu kaptura zorientowałam się, że coś jest inaczej. W końcu nie na co dzień widzi się wiewiórkę, szturchającą papugę Arę, którym przyglądają się pozostali chłopcy.
Kiedy tylko wróciliśmy, zwierzęta przybrały swoje ludzkie postacie. Bliźniacy uśmiechali się w ten swój niepowtarzalny sposób. Widać, że byli dumni ze swojego osiągnięcia. Ja też byłam, więc czemu miałabym tego nie okazać.
- Gratuluje, moje demony.
- Dzięki, wężowa księżniczko!- odezwali się chórem.
- Od dawna uczycie się animagii?- zapytał z ciekawością Bibi.
- Większość z nas zaczęła w drugim semestrze na moim pierwszym roku. Harry zaczął jakieś pół roku później i najkrócej przechodził przemianę.- wyjaśniłam, wzruszając ramionami i wracając do mało przyjemnego tematu.- Kwiaty kupimy zaraz przed pogrzebem. Co prawda zmówię je wcześniej, ale tak częste znikanie mogłoby być podejrzane, zwłaszcza w twoim przypadku, Bibi.
- W moim?
- Ja zawsze mam zapewnione alibi.- uśmiechnęłam się szeroko, patrząc na ćwiczących chłopców.- Poza tym, odkąd pojawiłam się w zamku, zawsze gdzieś znikałam. W przeciwieństwie do mnie, twoje zniknięcie nie byłoby niezauważone.
- Racja.- przytaknął chłopak.
***
Tak jak się umówiliśmy, Bastien czekał na mnie o umówionej godzinie w wejściu do lochów. Garnitur ukrył pod szkolną szatą, podobnie jak ja moją sukienkę, żeby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Zamówione wieńce obłożyłam zaklęciem kameleona. Skinęłam na chłopaka i razem udaliśmy się do nieużywanego korytarza w głębi lochów. Zdjęłam zaklęcie z kwiatów, podałam jeden wieniec chłopakowi i z pomocą Kiełka przenieśliśmy się prosto do gabinetu szefa.
Mężczyzna nie był zaskoczony naszym przybyciem. Wcześniej już to z nim ustaliłam. Z krótkim podziękowaniem usiadłam na wskazanym fotelu i przyjęłam szklankę z naparem z suszonych owoców. Kwiaty odłożyłam na stolik.
- Cieszę się, że udało wam się przybyć, Lale, Bastien.
- Byłam to im winna, szefie. Zwłaszcza Jurij'emu.- powiedziałam cicho.- Jak do tego doszło?
Gabriell wyglądał na sporo starszego, niż był w rzeczywistości. Widać było, że śmierć Jurij'ego i pozostałych bardzo w niego uderzyła. Był trochę bledszy i mocno zaciskał opalone ręce na filiżance kawy. Cienie pod oczami dawały znać, że przez ostatnie dni niewiele sypiał.
- Jak do tego doszło?- powtórzył moje pytanie Bibi, kiedy ja nie doczekałam się odpowiedzi.
- Mieli ważną akcję.- zaczął powoli mężczyzna, podchodząc do okna i zapatrując się w coś za nim.- To była jedna z najważniejszych akcji tego roku, bardzo niebezpieczna. Dlatego też ich wybrałem. Najlepszych z najlepszych, jakich znałem. Mieli to załatwić po cichu. I wszystko poszłoby gładko, gdyby nasza wtyczka... gdyby nasz człowiek nie zdradził!
Kiedy to usłyszałam, mój wyraz twarzy momentalnie stwardniał. Zdrada była czymś, czego pod żadnym pozorem nie wybaczałam. Nie miało w tym momencie znaczenia, że człowiek, który zdradził, był dla mnie prawdopodobnie zupełnie obcy. Zdradził grupę, której byłam członkiem. Czyli pośrednio zdradził mnie.
- Jak się nazywa ten człowiek?- zapytałam lodowatym tonem.
- Lale...- zaczął szef, patrząc na mnie smutno.- Nic nie zdziałasz. Większość naszych go szuka, ale przepadł.
- Jak się nazywa?- powtórzyłam, patrząc prosto w oczy Włocha.- Jak wygląda? Kim jest? Odebrał nam Jurij'ego, szefie. Odebrał Amy, Olenę, Brandona i Elenę. Zdrada jest czymś, czego nie wybaczam. A już tym bardziej, kiedy ginie przez nią tyle nam bliskich osób. Dlatego zapytam po raz ostatni, szefie. Jak się on nazywa?
Mówiłam powoli, spokojnie, pozbawionym emocji głosem. Nie spuszczałam swojego wzroku z oczu mężczyzny. Mierzyliśmy się tak spojrzeniami przez dobrą chwilę. W końcu mężczyzna westchnął i podał mi z biurka teczkę z dokumentami. Machnięciem ręki zmniejszyłam ją i włożyłam do kieszeni kurtki. Będę jeszcze miała czas, żeby się z nią zapoznać.
- Czasami jesteś naprawdę przerażającym dzieckiem.- westchnął mężczyzna.
Zostawiłam to bez komentarza, przechodząc do innej kwestii.
- Jest coś jeszcze, o czym chciałeś z nami porozmawiać, szefie? Bez powodu nie wzywałbyś nas tak wcześnie.
Mężczyzna przytaknął, siadając swoim fotelu.
- Zabiorę was na miejsce pogrzebu. Właściwie wezwałem was tak wcześnie, głównie ze względu na ciebie, Lale. Nie poinformowaliśmy sierocińca ani Hogwartu o śmierci Jurij'ego. Nie wrócisz tam. Ale niestety będziesz musiała opuścić mieszkanie. Właściciele zaczną coś podejrzewać, jeśli przez jakiś czas nie będą widzieli Jurij'ego, a to...
- Mogłoby przysporzyć nam kłopoty. Rozumiem.- stwierdziłam.- Nie musisz się o nic martwić, szefie. Rodzice zostawili mi kilka domów. Poradzę sobie. W razie czego, mogę liczyć na pomoc przyjaciół, ich rodzin oraz Fenrir'a i Illiyana'y.
- Zawsze możesz liczyć również na naszą pomoc, Lale.
- Wiem i dziękuję za to. Czy to już wszystko?
- Tak, chodźcie. Musimy się zbierać.
Całą trójką wstaliśmy z miejsc. Razem z Bibi'm chwyciliśmy wyciągnięte ręce Gabriell'a a chwilę potem byliśmy już na cmentarzu, pośród innych członków grupy. Bez trudu dostrzegłam wśród nich Angie, której różowe włosy odznaczały się w tłumie. Miała zapuchnięte oczy i ledwo powstrzymywała się od płaczu. Była bardzo uczuciową dziewczyną, więc nie było to dla mnie niczym dziwnym.
Podeszłam do niej i położyłam rękę na ramieniu. Nie potrafiłam zdobyć się na więcej, jednak jej to wystarczyło. Uśmiechnęła się smutno i przyciągnęła mnie do siebie, mocno przytulając. Potrzebowała tego. Rozejrzałam się po pozostałych. Byli w podobnym stanie, choć niektórzy lepiej od innych maskowali swoje uczucia.
Ceremonia przebiegła szybko i płynnie. Żaden ze zmarłych członków grupy nie był osobą wierzącą, nie potrzeba więc było księdza ani innego duchownego. Kiedy pięć trumien zostało umieszczonych w ziemi i zakopanych, a wszyscy położyli już trzymane w rękach wieńce, opuściliśmy cmentarz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj to by było na tyle. Zakończenie równie dołujące, co mój nastrój, ale cóż...
Jeśli pojawiły się jakieś nieścisłości w fabule albo coś podobnego, to proszę o wskazanie tego. Ten rozdział przechodził już chyba z cztery zmiany zanim postanowiłam zostawić go w tym stanie, a i sprawdzany był przeze mnie w większej części o czwartej w nocy, zanim poszłam spać. Dopiero wtedy miałam chwilę czasu na oderwanie się od nauki i zrobienia czegoś w sprawie tej historii.
No cóż, mam nadzieję, że pomimo wątpliwej jakości (tak, uważam, że ten rozdział ma wątpliwą jakość, ale nie jestem w stanie już jakkolwiek go poprawić) rozdział przypadnie wam do gustu. Nie zwracajcie również większej uwagi na moje dzisiejsze rozpisanie się tutaj. Jestem jeszcze mocno zaspana i pewnie pi****ę trzy po trzy. Niestety później nie miałabym czasu, aby cokolwiek wrzucić. Eh...
No to co? Do następnego tygodnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro