Rozdział 16
Tak jak zapowiedział Draco, na ostatni tydzień wakacji zostałam zaproszona do, jak się okazało jednej z wielu nieruchomości Malfoy'ów, tym razem mieszczącej się w górach Ameryki Południowej.
Dom, tym razem naprawdę dom, a nie rezydencja, położony był bardzo blisko jeziora i to właśnie na ten zbiornik wychodziło większość okien w domu. Mój pokój nie był tak wielki, jak w zeszłorocznym domu, jednak nie mniej piękny. Ściany i podłoga utrzymane były w jasnych kolorach. Naprzeciwko wejścia stało podwójne łóżko z kremową pościelą i czarnymi poduszkami. Po lewej stronie pokaźnego mebla stało biurko z krzesłem, a nad nim wisiały półki zastawione książkami. Widocznie gospodarze zadbali, abym miała ciekawą lekturę, bo znajdujące się tutaj woluminy były mi zupełnie obce. Po lewej od wejścia stała pokaźna komoda, a obok niej szafa na wieszaki. Wszystkie meble wykonane były z dębu. Na lewej ścianie znajdowały się drzwi na balkon, łączący mój pokój z pokojem Harry'ego, obecnie zasłonięte kremowymi zasłonami.
Nie zdążyłam się nawet rozpakować, kiedy do środka wpadła trójka chłopców, z Draco na czele, który bez słowa wykopał Uszkę za drzwi i spojrzał na mnie urażonym spojrzeniem. Założył ręce na piersi i zaczął tupać nogą ze zniecierpliwieniem. Stojący za jego plecami Harry i Blaise, który spędzał część wakacji z Malfoy'ami, wyglądali na rozbawionych zachowaniem blondyna, ale równie mocno chcieli wyjaśnień.
Westchnęłam.
- Hej, chłopcy. Też się cieszę, że cię widzę, Draco. Tak, u mnie wszystko w porządku, dzięki, że pytasz.- mruknęłam, przewracając oczami, jednak nie przeciągając struny, dałam im znak, żeby usiedli na łóżku, sama tymczasem zajęłam krzesło przed biurkiem.- Więc, co chcecie wiedzieć?
- Czemu...?- zapytał niepewnie Harry, poruszając się nerwowo i zapobiegając tym samym wybuchowi blondyna.
- Dla praktyki.- odpowiedziałam.- Obiecali mi szkolenie, umiejętności i praktykę, które wykorzystam, kiedy znajdę tych, którzy zamordowali mi ojca i kiedy stanę się wystarczająco silna, aby mierzyć się z Dumbledore'em. Nic więcej, nic mniej.
- Czemu nam nie powiedziałaś?- zapytał Blaise, który w przeciwieństwie do pozostałej dwójki wydawał się spokojny.
- To była spontaniczna decyzja. W ogóle w całą tą sytuację wmieszałam się przypadkowo, ale mniejsza o to. Nie powiedziałam wam wcześniej, bo bałam się waszej reakcji. O ile ty i Draco moglibyście zrozumieć lub ignorować, tak zagadką była dla mnie reakcja, twoja Harry i bliźniaków. Oni pochodzą z jasnej rodziny o określonych poglądach, a ty, no cóż... wszyscy wiemy, co przeżyłeś z ręki Voldemorta. Nie chciałam was okłamywać, tylko przeciągnąć ten moment jak najdłużej. Chciałam mieć was jak najbliżej, tak długo, jak mogłam. Nie winiłabym was, gdybyście i tak się ode mnie odsunęli po poznaniu prawdy, ale, no...
Nie potrafiłam powiedzieć tego, co miałam na myśli. Nie chciałam ich tracić! Naprawdę! Ale nie zamierzałam zmieniać siebie i swoich decyzji, tylko po to, aby trzymać ich na siłę przy kimś, kim w głębi siebie nie byłam. Nie kłamałam, zrozumiałabym, gdyby się ode mnie odwrócili, ale złamałoby mi to serce.
Oni widocznie nie potrzebowali słów, których i tak nie potrafiłabym wypowiedzieć. Rozumieli. Nawet Harry, który powinien w tym momencie powiedzieć, wręcz wykrzyczeć mi w twarz, że nie chce mnie znać. A on, zamiast posłać we mnie jakąś naprawdę paskudną klątwę, uśmiechnął się ciepło, choć przychodziło mu to z trudem.
Oczy zapiekły mnie od wzbierających się w nich łez. Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na tak wspaniałych przyjaciół. Przecież byłam okropna! Może i mądra, oddana i zdolna zrobić dla najbliższych wszystko, ale wiedziałam, że mimo wszystko byłam okropna. Nie mówiłam im o tym, co mnie trapi, co się dzieje w moim życiu, nie prosiłam ich o radę. Byłam okropną przyjaciółką!
Cholera! Właśnie! Sirr!
Moje oczy rozszerzyły się, kiedy przypomniałam sobie o zamkniętej w kufrze wężycy. Nienawidziła być w nim zamknięta i pewnie sporo minie, zanim przebaczy mi tą nieuwagę.
Zerwałam się z miejsca, od razu chwytając za kufer i wypuszczając z niego przyjaciółkę.
- No nareszcie!- zasyczała z oburzeniem.- Już myślałam, że zost... Płakałaś?
Pokręciłam przecząco głową, przecierając zaczerwienione oczy.
- Nie. Po prostu... no...
- Wzruszyła się.- zasyczał Harry, głaszcząc wężycę po głowie.
Chłopak nie miał zbyt wielu okazji aby spotkać Sirr, ale widocznie podczas tego skromnego czasu, który ze sobą spędzili, bardzo się polubili. Sirr była zachwycona, mogąc rozmawiać z kimś innym niż ja, lub portret Salazara, z którym i tak miała sporadyczne kontakty.
- Lale, zawdzięczam ci to, że teraz jestem szczęśliwy.- kontynuował zielonooki, nie zwracając uwagi na patrzących na nas natarczywie chłopców.- Byłbym po prostu niesprawiedliwy, gdybym się od ciebie odwrócił tylko dlatego, że robisz coś dla własnej ulgi. I może nie popieram sposobu, w jaki do tego dążysz, ale nie będę tego drążył. To, w co się wpakowałaś jest niebezpieczne. Masz na siebie uważać.
Kiwnęłam głową, nie mogąc wydobyć żadnego słowa. Otarłam łzy ponownie cisnące mi się do oczu i uściskałam mocno chłopców. Nawet Draco, który dalej był naburmuszony, ale widać było, że mu przechodzi. Los chyba szykuje dla mnie coś nieprzyjemnego, skoro do tej pory spotkało mnie tyle dobrego w postaci chłopaków.
- Kocham was, wiecie?
- My ciebie też, siostrzyczko.- mruknął Blaise w moje włosy, a po chwili dodał.- Urosłaś.
Odsunęłam się od nich, pozwalając w końcu na złapanie głębszego oddechu.
- I tak jestem od was dużo niższa. Nawet Harry mnie przegonił!
- Gdzie indziej urosłaś.- zaśmiał się ciemnoskóry chłopak, patrząc znacząco w dół.
- Idiota.- prychnęłam, choć na moich ustach błąkał się uśmieszek. Byłam w zbyt dobrym humorze.
- To tak się dziękuje za komplement?!- oburzył się chłopak, ledwo ukrywając uśmiech.
- Widocznie, braciszku, widocznie. Co tak milczysz Draco?
Blondyn obrzucił mnie spojrzeniem spode łba.
- Kompletnie masz mnie gdzieś.- mruknął.- Miałaś mnie przeprosić.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Wcisnęłam się między chłopaków i znowu mocno przytuliłam blondyna. Głaszcząc go przy okazji po włosach.
- Przepraszam, Draconie Malfoy'u, za to, że przeze mnie przedwcześnie osiwiałeś.- oznajmiłam podniosłym tonem.
Z tą uwagę, chłopak wbił mi łokieć pod żebra, ale nie potrafił ukryć rozbawionego uśmieszku. Tak, przez znajomość ze mną, bliźniakami i Harry'm nauczył się śmiać z samego siebie i nie był już tym aroganckim chłopcem, którego poznałam w Expresie Hogwart. Mimo tak brutalnego potraktowania mojej osoby, roześmiałam się i jeszcze mocniej go przytuliłam.
- No już! Nie gniewaj się.
Chłopak spojrzał na mnie, akurat w momencie, kiedy zrobiłam minę zbitego szczeniaka. Westchnął ciężko.
- Nie gniewam. Ale za to kupujesz mi cały kosz zielonych jabłek.
- Jasne!- wyszczerzyłam się.
***
Wakacje szybko się skończyły. I to mało przyjemną informacją o ucieczce z Azkabanu Syriusza Black'a. Według opinii publicznej kuzyn Narcyzy zamordował trzynastu mugoli i czarodzieja oraz był poplecznikiem Voldemorta. Sama kobieta zaprzeczyła temu, twierdząc, że jej kuzyn był zafascynowany mugolami i według swoich rodziców był czarną owcą rodu Black'ów, za co też go wydziedziczyli. Sama blondynka nie wyrażała się w jakiś specyficzny sposób o mężczyźnie. Nie mówiła o nim źle, często nawet z szacunkiem wyrażając się o jego umiejętnościach, ale nie była też ciepło nastawiona do swojego krewniaka. Najtrafniejszym określeniem byłoby, że jest jej obojętny.
Podczas ostatnich dni wakacji, matka Draco sprawdziła moje umiejętności w dziedzinie obrony umysłu i stwierdziła, że Severus spisał się na medal. Nauczyła mnie również podstaw legilimencji. Nie miałyśmy jednak na tyle czasu, aby jakoś rozwinąć tę zdolność. Będę musiała porozmawiać z Mistrzem Eliksirów o naszych dodatkowych zajęciach.
Przez te siedem dni spędzonych w Andach, dostałam tylko jedno zlecenie od szefa- kradzież jakiegoś brylantu z okolicznego muzeum. Zlecił to akurat mi, bo byłam na miejscu. Dostałam za to ładną sumkę pieniędzy, którą wpłaciłam do tutejszego oddziału Gringotta. Całe szczęście, że gobliny znały angielski, bo wszystkie używane tutaj języki są dla mnie niezrozumiałe.
Razem z chłopcami zostałam odstawiona na dworzec King's Cross pierwszego września na dwadzieścia minut przed odjazdem pociągu, więc mieliśmy wystarczająco czasu. Pożegnaliśmy się z Lucjuszem, który chwilę potem zniknął między mugolami i przeszliśmy przez barierkę. Od razu zostaliśmy powitani przez dwa rude klony. Całą szóstką ruszyliśmy w stronę wagonów.
- Cześć, Bibi.- przywitałam się, widząc w tłumie znajomą twarz.
- Hej, Hexe.- odpowiedział francuz, wracając do rozmowy z przyjaciółmi.
Nie zwracając uwagi na zaskoczone spojrzenia przyjaciół, weszłam do pociągu i zaczęłam szukać wolnego przedziału. Mimo wczesnej godziny, większość miejsc była już pozajmowana. Ostatecznie zajęliśmy przedział, w którym spał jakiś mężczyzna. Jak wyczytałam z jego kufra, nazywał się Remus Lupin. Pewnie nowy nauczyciel obrony.
Było trochę ciasno, ale kiedy usiadłam Blaise'owi na kolanach, każdy miał wystarczająco miejsca. Bliźnacy od razu chcieli się dowiedzieć, co się u mnie działo przez wakacje, ale stwierdziłam, że porozmawiamy o tym w zamku, rzucając wszystko mówiące spojrzenie na profesora. Niby spał, ale wolałabym, gdyby nie obudził się w trakcie mojej historii. Zamiast tego, zapytałam, jak było w Egipcie.
Przez następne kilkadziesiąt minut słuchaliśmy o grobowcach, piramidach, mumiach i starożytnych egipskich czarodziejach. Chłopcy byli wręcz zachwyceni. Wspominali również kilka razy o jakiejś niespodziance, ale dodali, że musimy być cierpliwi. Posłali mi przy tym złośliwe spojrzenie. Czy to była ich zemsta?
Kiedy pociąg po pewnym czasie zaczął zwalniać, zmarszczyłam brwi. Było o wiele za wcześnie, żebyśmy dojeżdżali do Hogwartu. Chłopcy również to zauważyli. Harry wyjrzał na korytarz, żeby zobaczyć co się dzieje. Zobaczył tylko innych uczniów, którzy wpadli na ten sam pomysł. Kiedy pociąg się gwałtownie zatrzymał, nasze bagaże o mało nie pospadały z półek. Ptaki pozamykane w klatkach zaskrzeczały przeraźliwie.
Światła najpierw zamigotały, po czym zgasły na dobre. Z coraz gorszymi przeczuciami rzuciłam Lumos. Jeden z bliźniaków wyjrzał za okno, zauważając jakiś ruch. Niestety nie dojrzał niczego, co można było nazwać. Było za ciemno.
- Co się dzieje?- zaniepokoił się Draco.
- Nie wiem, ale nie podoba mi się to.- stwierdził Harry, był bardzo blady.
- Nie ruszajcie się z miejsc.- odezwał się ochrypły głos.
Profesor Lupin podniósł się z miejsca, trzymając w dłoni garść płomyków, która dodatkowo oświetlała przedział. Wyglądał na zmęczonego, jednak ten wyraz nie obejmował czujnych i bystrych, złotych oczu. Zbliżał się do drzwi, jednak te rozsunęły się, zanim ich dotknął.
Za drzwiami była strasznie wielka postać, opatulona w czarną szatę z kapturem, który całkowicie zakrywał jej twarz. Z połaci materiału wystawała tylko szara, oślizgła ręka, którą istota prawie natychmiast ukryła. Kiedy to coś wzięło świszczący oddech, temperatura w pomieszczeniu gwałtownie spadło.
Miałam wrażenie, że moja krew zamarzła mi w żyłach. Nie mogłam złapać oddechu. Mój wzrok powoli się rozmywał, jednak zanim na dobre odmówił współpracy dostrzegłam, że nie ja jedna tak reaguję.
Pierwszy raz w życiu byłam tak przerażona. Nawet nie wiedziałam, co się dzieje, a jednak strach był tak wielki, że miałam ochotę płakać. I wtedy, na początku jakby z oddali, usłyszałam nerwowe słowa, które stawały się głośniejsze z każdą chwilą. Doskonale znałam ten głos. Słyszałam go wiele razy w koszmarach. Słowa mojej matki zaczęły się przeplatać z moimi własnymi krzykami i błaganiami, których było bardzo wiele, podczas początkowych lat pobytu w sierocińcu.
- Harry! Lale! Co z wami?- głos dobiegał jakby z oddali i nie rozpoznałam od razu jego właściciela.
Powoli otworzyłam oczy. Nie miałam na to za bardzo siły. Pierwsze co zobaczyłam, to światło. Właściwie to było jedyne, co widziałam. Dopiero po chwili zaczęły pojawiać się sylwetki przyjaciół i nauczyciela. Byłam cała spocona i chyba jedyne, co uchroniło mnie przed spotkaniem z podłogą, to ramiona Blaise'a, ciasno oplatające moje ciało.
- Co się...?- zaczęłam cicho, jednak nie miałam siły skończyć.
- Nareszcie!- ciemnoskóry chłopak odetchnął z ulgą.- Ty i Harry zemdleliście. Dobrze się czujesz?
Potwierdziłam kiwnięciem głową i podniosłam się trochę na kolanach chłopaka. Od razu zostałam poczęstowana czekoladą od profesora Lupin'a. kątem oka zauważyłam, że Harry również został poczęstowany wyrobem. Grzecznie podziękowałam i wzięłam najmniejszy z możliwych kawałków. Wolałabym zjeść jakiś owoc, ale skoro to ma mi pomóc...
Mężczyzna wkrótce opuścił przedział, udając się na rozmowę z maszynistą. Wcześniej odpowiedział tylko na pytanie Harry'ego odnośnie tej przeklętej istoty. Dementory z Azkabanu. Podobno szukali Black'a. Nie wiem, co miałby on robić w Hogwarcie, ale cała ta sytuacja mocno mi się nie podobała.
- Jak się pozbyliście tego czegoś?- zapytał zielonooki po wyjściu mężczyzny.
- To ten nauczyciel.- przyznał George, wodząc zaniepokojonym wzrokiem od bruneta do mnie i z powrotem.- Podszedł do tego... dementora, mruknął coś pod nosem, a z jego różdżki wystrzeliło coś srebrnego, co odgoniło tą poczwarę.
- Wiecie, co to było za zaklęcie?- spytałam.
- Mówił za cicho.- mruknął Draco, w tym samym momencie, kiedy Fred pokręcił głową.
- Na pewno się dobrze czujecie?- zapytał jeden z rudzielców.
Razem z najmłodszym gryfonem potwierdziłam kiwnięciem głową. Ta czekolada naprawdę działała. Siedzieliśmy w ciszy. Osobiście nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, żeby poprawić humor przyjaciołom. Zresztą wątpiłam, że chcieliby tego od jednego z obiektów zmartwienia.
Po niedługim czasie pociąg ruszył, a do przedziału wrócił profesor Lupin, oznajmiając, że za niedługo dojedziemy do Hogsmead. Zapytał się jeszcze, jak się czujemy, a po uzyskaniu odpowiedzi, już o nic nie zapytał. Zresztą, żadne z nas już się nie odezwało do końca podróży.
W końcu wysiedliśmy na zabłocony peron magicznej wioski. Pogoda nie była zbyt zachęcająca. Ciągle padało i było strasznie zimno. Albo to przynajmniej było tylko moje odczucie po bliskim spotkaniu z dementorem. Wsiedliśmy do jednego z powozów i ruszyliśmy w stronę zamku.
Kiedy powóz w końcu się zatrzymał, a my stanęliśmy przed wejściem do zamku, powitał nas niezwykły widok. Snape i McGonagall stali przy wejściu, wyraźnie na kogoś czekając. Tym kimś okazaliśmy się w większej mierze my.
- Panno Gaunt, panie Potter, proszę z nami.- powiedziała opiekunka domu lwa.
Spojrzeliśmy z przyjaciółmi po sobie, ale nie mieliśmy zamiaru protestować. Co jak co, ale nie chciałam denerwować dwójki profesorów pierwszego dnia szkoły. Wyglądali już na wystarczająco zmartwionych. Przynajmniej kobieta, bo Mistrz Eliksirów nie dał nic po sobie poznać.
Razem z Harrym stanęliśmy obok naszych opiekunów. Nie ruszyliśmy się jednak z miejsca. Nauczyciele nic nie powiedzieli. Dopiero, kiedy kobieta zawołała do siebie Granger a dziewczyna szybko się pojawiła, ruszyliśmy w głąb zamku. Zostaliśmy zaprowadzeni do gabinetu profesorki.
Okazało się, że nasi opiekunowie zostali powiadomieni przez Lupina o naszym... wypadku z dementorem. Do gabinetu profesor McGonagall została nawet ściągnięta pielęgniarka, ale że razem z Harrym czuliśmy się w miarę dobrze, pozwoliła nam wrócić na ucztę, pod warunkiem, że zjemy trochę czekolady, co już i tak zrobiliśmy. Profesor Snape wyprowadził nas z pomieszczenia w którym została tylko nauczycielka transmutacji i gryfonka.
- Profesorze Snape, czy moglibyśmy w tym roku kontynuować nasze zajęcia?- zapytałam bez skrępowania, kiedy schodziliśmy po kolejnych schodach.
Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, że poruszam ten temat w czyjejś obecności, jednak uznając, że Harry wie o moich dodatkowych zajęciach, skinął głową.
- Czy zeszłoroczny termin nadal ci odpowiada?
Bez słowa skinęłam głową. Dochodziliśmy już do Wielkiej Sali. Rozstaliśmy się z profesorem przy drzwiach. Zostałam jeszcze poinformowana, że po uczcie mam przyjść do gabinetu mężczyzny. Razem z Harrym weszliśmy do Wielkiej Sali i po krótkim pożegnaniu, każdy udał się w swoją stronę.
***
Ze spokojem zapukałam w drzwi gabinetu mojego opiekuna. Prawie od razu usłyszałam krótkie i twarde „wejść". Gładko zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na swoim fotelu. Tak, to był mój fotel. Tylko czasami inni sadzali na nim swoje tyłki. Mistrz Eliksirów wyglądał na trochę zmęczonego dzisiejszym dniem, jednak twardo ukrywał to pod obojętną maską.
- Na pewno dobrze się czujesz, Lale?- zapytał na wstępie.
- Tak.- odpowiedziałam od razu.- Całe uczucie, które wywołał u mnie dementor już wyparowało.
Mężczyzna kiwnął niemrawo głową.
- To dobrze. Lale, wyjaśnisz mi, dlaczego twój kufer zmienił miejsce?
Zamrugałam z zaskoczenia.
- Obawiam się, że nie rozumiem, Severusie.
Mężczyzna chyba miał ochotę westchnąć ciężko, jednak powstrzymał się od tego odruchu. Zamiast tego potarł nasadę nosa. Naprawdę był zmęczony.
- Na trzecim roku każdy ślizgon otrzymuje swój własny pokój. Zastanawia mnie, dlaczego twój kufer przeniósł się do pokoju, który od wieków stał zamknięty i nawet skrzaty nie mogły się do niego dostać.
Ponownie zamrugałam, tym razem, zaczynając coś rozumieć. Miałam ochotę się uśmiechnąć, ale powstrzymałam się od tego odruchu, zadając kolejne pytanie.
- Do kogo należał ten pokój?
- Według legendy, do córki Slytherin'a.- prychnął mężczyzna.- Zresztą nie interesuje mnie to. Wyjaśnisz mi, Lale, dlaczego twój kufer jest w tym pokoju? Bo osobiście mam nadzieję że tam jest, zresztą na tabliczce widnieje twoje imię.
- Myślę, że to pytanie powinien pan zadać murom Hogwartu, nie mi.
Czy ta odpowiedź była bezczelna? Zapewne. Czy rozdrażniła nauczyciela? Na pewno. Czy nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu? Oczywiście. Czy Severus dał po sobie cokolwiek poznać? A skąd!
- Uwierz mi, Lale, dowiem się, co się dzieje.- zagroził.
Zaśmiałam się radośnie.
- Możesz próbować, Severusie. Myślę, że to trochę urozmaici twoje życie naczelnego postrachu Hogwartu. Jednak pragnę cię poinformować, że przez ostatnie dwa lata, to ja poznałam więcej sekretów tego zamku.
- Wiesz, że kopiesz sobie grób, Lale?- zapytał, zwężając niebezpiecznie oczy.
- Może nie od razu grób, ale na pewno igram z ogniem.- uśmiechnęłam się w stylu bliźniaków.- Ale bez tego nie byłoby zabawy. Chętnie popatrzę na twoje zmagania w poznawaniu moich sekretów. Coś jeszcze, Severusie?
Mężczyzna z widocznym zdenerwowaniem podsunął mi kawałek pergaminu z lokalizacją mojego pokoju. Podziękowałam ślicznie i ruszyłam w stronę drzwi. Zatrzymałam się i zapytałam, czy ktoś wie o tej sytuacji. Odpowiedź była prosta: co się zaczyna w Slytherin'ie, kończy się w Slytherin'ie. Z zadowolonym uśmiechem opuściłam gabinet, żegnając się uprzednio z profesorem.
Idąc korytarzem, zapoznałam się z instrukcją dotarcia do mojego pokoju. Nie było to trudne. W pokoju wspólnym podejść pod szklaną ścianę koło lewego kominka. Znaleźć odpowiednią cegiełkę w kamiennej ścianie i po prostu ją nacisnąć. Potem, kiedy pojawiłoby się przejście, iść schodami w górę. Po drodze mijałabym jakieś zamknięte drzwi, za którymi nie wiadomo, co się znajdowało, aż w końcu na szczycie schodów zobaczyłabym drzwi ze swoim nazwiskiem. Jedynym problemem w tej sytuacji byłoby znalezienie odpowiedniego kamienia, ale to zajęłoby mi może kilka minut.
Podobnie jak w zeszłym roku, położyłam rękę na kamiennej ścianie, prosząc ją o wpuszczenie mnie do środka. Chyba zrezygnuje z zapamiętywania haseł, bo ten sposób jest o wiele wygodniejszy. Pamięć mogę wtedy poświęcić na ważniejsze rzeczy.
- Co chciał od ciebie Snape?- usłyszałam, kiedy tylko dosiadłam się do chłopaków.
- Sprawy organizacyjne. Dał mi mapę do mojego pokoju.
- Po co?- zdziwił się Draco.
- Bo ktoś- posłałam znaczące spojrzenie portretowi przodka, który udawał, że go tu nie ma.- postanowił umieścić mnie w pokoju swojej córki.
Chłopcy z zaskoczeniem spojrzeli najpierw na mnie, potem na portret Salazara, który uparcie twierdził, że go tu nie ma. Na końcu spojrzeli po sobie i prawie wyrwali mi pergamin z instrukcję z ręki. Zostawiłam ich z informacjami, a sama podeszłam do ściany. Byłam zmęczona i chciałam iść spać.
Przez chwilę przyglądałam się kamieniom, zastanawiając się, który jest tym odpowiednim. Kiedy dostrzegłam małe zdobienie w kształcie węża na jednym z nich, wiedziałam, że to ten. Muszę w końcu zapytać Salazara, co on ma z tymi wężami. To już jest obsesja! Mimo wszystko wcisnęłam kamień.
Wejście rozsunęło się automatycznie, zwracając na mnie uwagę wszystkich osób zebranych w pokoju wspólnym. Nie odwracając się, weszłam do ciemnej wnęki. Klatka schodowa, w jakiej się znalazłam, nie była duża. Podobnie jak w pokoju wspólnym, tak i tutaj trzy ściany wykonane były z kamienia, a jedna wychodziła na wody jeziora. Oprócz pochodni, dających nikłe światło, były tutaj tylko szklane, kręte schody.
- Lale...
Odwróciłam się w stronę Blaise'a, który mnie wołał. Chłopcy, podobnie jak kilka innych osób, próbowali dostać się do środka, jednak nie mogli przejść przez wejście. Spojrzałam zaskoczona na portret Salazara. Ten dyskretnie wskazał na swoją rękę. A potem udając, że nagryza palec, delikatnie poruszył ręką, jakby chciał coś narysować.
Magia Krwi? Widać Slytherin zadbał o bezpieczeństwo swojej córki. Wzruszając ramionami, nagryzłam palec i bez słowa narysowałam przyjaciołom krwawe pręgi na czołach. Bariery od razu ich przepuściły. Chłopcy zdawali się zaskoczeni tym faktem.
- Nie zmazujcie. Nie wiem, co by się wtedy stało.- mruknęłam, a potem zwróciłam się do reszty domowników.- A wy co się tak gapicie?! Przedstawienie skończone!
Nacisnęłam przycisk znajdujący się na ścianie obok wejścia, a to automatycznie się zasunęło, odgradzając nas od ciekawskich spojrzeń ślizgonów. Westchnęłam, złorzecząc pod nosem na współdomowników i ruszyłam schodami w górę, dając chłopakom znać, że mają iść za mną.
Zatrzymałam się dopiero przed drzwiami z moim nazwiskiem. Bez problemu je otwarłam. Nie wiem, czemu Severus miał z tym problem, chyba, że znowu łączy się to z Magią Krwi. Wtedy miało to dużo sensu.
Nie spodziewałam się, że mój pokój będzie jakimś apartamentem! Zaraz po wejściu znalazłam się w przestronnym salonie, którego podłoga wykonana była z ciemnego drewna. Dwie ściany, prawa i naprzeciwko wejścia były przeszklone, natomiast pozostałe dwie pokryte były jasnozieloną tapetą ze srebrnymi wzorami. Na lewej ścianie, między dwiema parami drzwi znajdował się marmurowy kominek ze zdobieniami z ciemnego drewna. Przed nim stał cały zestaw wypoczynkowy. Kanapa i fotele miały obicia z ciemnozielonego materiału oraz czarno-srebrne poduszki. Na ścianie z wyjściem na korytarz było pełno półek zapełnionych książkami o wątpliwej legalności. Dla dekoracji w pomieszczeniu znajdowało się kilka roślin, nad kominkiem wisiał portret Salazara, a przeszklone ściany można było zasłonić butelkowozielonymi zasłonami.
Z niedowierzaniem patrzyłam na wnętrze. Nawet nie zaskoczyło mnie pojawienie się sędziwego skrzata, ubranego w coś, co można by nazwać garniturem. Już chyba nic nie mogło mnie zaskoczyć. Stworzenie skłoniło się nisko.
- Nazywam się Kiełek, panienko. Od tej pory jestem panienki osobistym skrzatem. Wypakowałem już panienki bagaż i nakarmiłem węża. Czy mogę coś jeszcze dla panienki zrobić?
- Dziękuję, Kiełku.- powiedziałam cicho, nadal nie do końca wierząc w to co widzę.- Dam sobie radę.
Skrzat skłonił się i zniknął z cichym pyknięciem. To mnie trochę otrzeźwiło. Spojrzałam na portret przodka z nieprzeniknioną miną.
- Więc, Salazarze? Czym sobie zasłużyłam na ten apartament?
- A czy musiałaś sobie czymś zasłużyć?- uśmiechnął się mężczyzna.- Po prostu stwierdziłem, że tutaj ci się bardziej spodoba, niż w zwykłym pokoju.
- Zapewne.- westchnęłam.- A ta Magia Krwi przy wejściu?
- To dla prywatności. Nikt nie dostanie się na klatkę schodową, a co dopiero do pozostałych pomieszczeń.
- A Snape?
- On, jako opiekun domu ma trochę większe przywileje.- wyjaśnił portret.- Ale nawet on nie może się dostać do pozostałych pomieszczeń, jeśli nie upoważnisz go do tego swoją krwią. Bez tego, przebywać tu możecie tylko ty i Kiełek. Nawet dyrektor nie ma tu wstępu. Nie ma on też zwierzchnictwa nad skrzatem.
- A więc za każdym razem, jeśli będziemy chcieli przyjść do Lale, będziemy mieć czerwone cętki na czołach?- spytał Draco, który chyba tylko siłą woli powstrzymywał się od zezowania na czoło (przecież Malfoy'om to nie przystoi!)
- Oczywiście, że nie! W jednym z pomieszczeń, które mijaliście na schodach jest pracownia do eliksirów, a w niej dziesięć flakoników na łańcuszkach. Wystarczy, że Lale wypełni je swoją krwią i wam da.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Miałam zamiar zrobić to później. Najpierw chciałam do końca obejrzeć swój apartament. Uznając rozmowę za skończoną, weszłam za pierwsze lepsze drzwi, które okazały się drzwiami do łazienki.
Moje pokoje musiały być wysunięte poza pozostały obszar domu Slytherin'a, ponieważ również tutaj ściana naprzeciwko wejścia była przeszklona. Całe pomieszczenie wyłożone były białymi i limonkowymi płytkami. Pod przeszkloną ścianą była wbudowana w podłogę ogromna wanna. Po lewej od wejścia znajdował się prysznic, a po drugiej stronie znajdowała się muszla klozetowa i umywalka. Między umywalką a wanną znajdowały się kolejne drzwi, przez które od razu przeszłam.
Garderoba, w której się znalazłam, pełna była wieszaków i półek, na których już były moje ubrania. Pod lewą, tak jak w poprzednim pomieszczeniu przeszkloną ścianą, ułożonych było kilka poduszek, które miały prawdopodobnie zastępować fotele. Obok nich stało duże lustro. Tutaj ściany były w kolorze karmelu, a podłoga była wykonana z mahoniu.
Koło lustra znajdowały się kolejne drzwi, które prowadziły do sypialni. I to pomieszczenie wręcz mnie oczarowało. Sypialnia musiała być trochę wysunięta poza salon, ponieważ lewa ściana, ta naprzeciwko drzwi od garderoby i część prawej były przeszklone, podobnie jak fragment sufitu zaraz nad łóżkiem, które znajdowało się w drugim końcu pokoju. Sam mebel wyglądał niezwykle zachęcająco. Było to podwieszane, okrągłe łoże z baldachimem, pełne poduszek w barwach domu. Zaraz koło drzwi, w których stałam, po prawej stało ciężkie, rzeźbione biurko. Od regału, stojącego pod prawą ścianą oddzielały je tylko drzwi do salonu. Natomiast po lewej leżało wiele poduszek. Podobnie jak w salonie było tu wiele roślin, a także ciemnozielone zasłony. Na ciemnej podłodze leżał puchaty, czarny dywan. Sirr już upatrzyła sobie miejsce na łóżku.
- Lale, co ci... WOW!- Draco w końcu przepchnął mnie przez drzwi.
Chłopcy byli chyba w takim samym, jak nie większym szoku. Ta sypialnia była po prostu spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Chociaż nie! to nie było dobre określenie, bo ta sypialnia nawet przerastała moje wyobrażenia.
Z odrętwienia wyrwało mnie przeciągłe gwizdnięcie Blaise'a.
- Salazar ma gest!
- Oszalał na stare lata.- poprawiłam chłopaka.
- Lale, on nie żyje.- Draco parsknął śmiechem.- Ale komnaty pierwsza klasa. Zazdroszczę.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się.- Jutro wam dam wisiorki.
***
Pierwszy dzień lekcji był dość niezwykły. Tego dni po raz pierwszy miałam do czynienia z niektórymi nowymi przedmiotami. Numerologia, Starożytne Runy i Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami. Pierwsze dwa przedmioty wzięłam ze względu na ich użyteczność. Osobiście nienawidziłam matematyki, a numerologia właśnie na niej bazowała. Wiedziałam, że będę musiała poświęcić na nią więcej czasu, ale nie zamierzałam sobie odpuścić. Zwłaszcza że znalazłam kilka ciekawych książek w zbiorach Salazara, a żeby je rozszyfrować, potrzebowałam właśnie pomocy mojego wroga. Tak, ten przedmiot, podobnie jak matematyka otrzymał niezaszczytne miano mojego wroga. Runy wydawały mi się nawet przyjemne.
Za to ONMS był całkiem ciekawym przedmiotem. Co prawda nie uważałam za rozsądne przyprowadzania na pierwszą lekcję tak niebezpiecznego stworzenia jakim był hipogryf, ale ostatecznie zajęcia były bardzo przyjemne. Harry nawet zaskarbił sobie przyjaźń zwierzęcia. Ja za to podchodziłam do Hardodzioba nieufnie i wolałam nie znaleźć się w bliższym zasięgu zwierzęcia. Może na następnych zajęciach...
Poza tym odbyłam rozmowę z bliźniakami. Byli mocno zaskoczeni nowymi faktami i trochę zajęło zanim przyswoili sobie te informacje, ale zrozumieli. Nawet stwierdzili, że spodziewali się czegoś podobnego. Może nie aż tak ekstremalnego, ale podobnego. Po raz kolejny, nie wiem, czemu ktoś przy mnie został. Według bliźniaków, po prostu by beze mnie nie wytrzymali.
Niespodzianką o której wspominali, były dzieła starożytnych czarodziei z Egiptu, przetłumaczone przez ich brata. Nie wiem, jakim cudem to zdobyli, ale po pobieżnym zaznajomieniu się z zapisanymi tam rytuałami i czarami, mogłam śmiało powiedzieć, że przywieźli prawdziwe skarby! Chociaż przez najbliższe lata wykraczające poza moje możliwości.
Kilka kolejnych dni pozwoliło mi wypracować rutynę, którą będę kontynuowała przez najbliższy rok. Niezbyt różniła się ona od zeszłorocznej. Miałam tylko mniej czasu dla siebie. Jedynymi odstępstwami od zwykłej, szarej codzienności były momenty, kiedy musiałabym wykonać jakąś robotę od szefa.
Musiałam przyznać, że z Bastien'em nie rozmawiałam zbyt często w szkole. Nasze kontakty ograniczały się do grzecznościowego powitania na korytarzu. Znacznie więcej rozmawialiśmy ze sobą w klubie. Nie spodziewałam się niczego innego. Znaliśmy się od zaledwie dwóch miesięcy i nie byliśmy sobie zbyt bliscy. Poza tym, każdy z nas miał swoich własnych znajomych.
Całkowitą zagadką były dla mnie tegoroczne zajęcia Obrony Przed Czarną Magią. Nie miałam jeszcze zajęć z profesorem Lupin'em, ale Fred i George bardzo go chwalili. Dopiero dzisiaj po obiedzie miałam mieć pierwsze w tym roku zajęcia z OPCMu.
Siedząc na śniadaniu, jak zawsze byłam świadkiem sowiej poczty. Nie zdziwiło mnie, kiedy zobaczyłam wśród sów swojego kruka. Kirana zatoczył koło nad stołem i wylądował na moim wyciągniętym ramieniu. Odebrałam od niego listy i nakarmiłam go szynką. Po odebraniu swojej nagrody, odleciał.
Pierwszy z listów był od szefa, choć nadawcą był Jurij. Wiedziałam o tym, bo koperta była większa od zwykłej i wypchana po brzegi. Od razu schowałam ją do torby z zamiarem późniejszego otworzenia. Najlepiej, kiedy będę sama.
Drugi list był od Fenrir'a. Nie spodziewając się niczego innego niż zazwyczaj, spokojnie otworzyłam list.
Droga Lale
Cieszę się, że jesteś w dobrym zdrowiu, oraz że twoje obawy się nie spełniły. Znalazłaś naprawdę wspaniałych przyjaciół.
Muszę powiedzieć, czy raczej napisać, że się o ciebie martwię. Coś niebezpiecznego jest w Hogwarcie.
Podobno dostałaś robotę. Czy po jej wykonaniu mogłabyś się ze mną spotkać u Gabriell'a? Proszę, napisz mi dogodny dla ciebie termin i godzinę, będę na pewno. To naprawdę ważne.
Trzymaj się ciepło
Wilk chrzestny
Zmarszczyłambrwi. Coś zaniepokoiło Fenrir'a? TEGO Fenrir'a, który stawał w szeregachVoldemorta i niestraszni mu byli aurorzy? To nie mogło być nic dobrego. Niezamierzałam jednak na razie denerwować przyjaciół. Musiałam się dowiedzieć, oco chodzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział ledwo zmieszczony w terminie, ale jest!
Ostatnio mam trochę mniej czasu na wszystko i niestety może to się odbić na jakości rozdziałów. Liczę na wyrozumiałość i mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział się spodobał ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro