Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Następny dzień zaczął się nad wyraz spokojnie i inaczej niż się spodziewałam. Wszyscy ślizgoni widocznie przeanalizowali wczorajsze zajście, przyjmując do wiadomości wszystko czego się dowiedzieli. Nie spodziewałam się, że zaakceptują to tak szybko, ale widocznie odezwanie się Salazara miało na to spory wpływ.

O ile wczoraj za dużo się nie zmieniło, tak dzisiaj od rana, jak tylko zeszłam do pokoju wspólnego, zostałam z szacunkiem przywitana przez mijanych domowników. Blaise i Draco śmiali się, że zostałam królową Slytherin'u. Normalnie bym się z tym sprzeczała, ale faktycznie wstawiennictwo i uznanie Salazara zrobiło ze mnie kogoś takiego, co potwierdziło tylko śniadanie, podczas którego zostały dla nas zostawione miejsca na środku stołu. Podczas posiłku Blaise wyjaśnił mi, że jest to wyraz uznania oraz akceptacji jako przywódcy. Niezbyt mi się to podobało, bo jeśli ktoś rozpracowałby wewnętrzną hierarchię Slytherinu, mógłby zacząć się zastanawiać nad takim obrotem spraw, a to nie zwiastowałoby niczego dobrego.

Oczywiście nie łudziłam się, że wszyscy ślizgoni będą mnie nosić na rękach. O ile większość respektowała wolę Salazara, tak niektórzy patrzyli na mnie z wyraźną niechęcią a nawet nienawiścią i urazą, choć mimo wszystko przystosowywali się do decyzji większości. No tak, ślizgoni mieli tylko siebie przeciwko całemu Hogwartowi. Nie mogli sobie pozwolić na rozłam.

- Zanim rozejdziecie się na lekcje, musimy załatwić bardzo ważną sprawę.- zaczął dyrektor pod koniec śniadania, wstając z miejsca.- Hasła do wszystkich dormitoriów oraz mojego gabinetu zostały zmienione. Z nieznanych gronu nauczycielskiemu powodów, nie możemy nic tym zrobić. Tylko ślizgonom udało się odgadnąć swoje hasło. Reszta uczniów musiała tę noc spędzić w Wielkiej Sali. Wzywam prowodyra tej sytuacji do ujawnienia się i obiecuję, że jeśli to zrobi, nie poniesie żadnych konsekwencji.

Od niechcenia machnęłam ręką pod stołem, przygryzając jabłko i starając się ni myśleć o bólu brzucha. Ciekawe, czy Severus da mi coś przeciwbólowego. Nad drzwiami prowadzącymi do Sali Wejściowej, tak jak wczoraj pojawił się napis, jednak tym razem głosił on: „Hasło do pokoju wspólnego gryfonów brzmi: „Siła zmian", do pokoju wspólnego krukonów- „Ważne zmiany", a do puchonów- „Wspólne zmiany". Jeśli zaś chodzi o hasło do pańskiego gabinetu, proszę samemu zgadnąć. Z wyrazami braku szacunku, Hogwart."

Widząc odpowiedź, starzec zacisnął szczęki, jednak nic nie powiedział. Napomknął tylko coś o tym, że mu przykro i że będzie musiał wysunąć konsekwencje. Jakbym miała się tym przejąć. W końcu nie miałam zamiaru wpaść przez jakieś durne hasła.

- Kolejna sprawa.- odezwał się znowu Dumbledore.- Wasze mundurki zostały zmienione bezprawnie. Niestety próby przywrócenia poprzednich strojów nie działają, a pani Lang odmawia wydania zleceniodawcy. Podejrzewamy że ta osoba, oraz ta odpowiedzialna za zmiany haseł to ta sama osoba.

Uniosłam lekko kącik ust, uśmiechając się bezczelnie i machnęłam delikatnie samym palcem, zmieniłam wcześniejszy napis na: „Serio? No kto by pomyślał! Brawa dla tego pana za spostrzegawczość i bystrość umysłu!" oraz strzałkę skierowaną prosto na dyrektora, który aż poczerwieniał ze złości, co tylko dało mi pretekst do kolejnej zmiany napisu na: „Złość piękności szkodzi. Ups! Za późno!"

Kilka osób wręcz nie potrafił powstrzymać się od śmiechu. Nie podzielałam ich wesołości przez męczące comiesięczne dolegliwości, ale mimo wszystko miałam ochotę wstać i ukłonić się teatralnie, ale powstrzymałam się od tego. Przecież nie wydam się już na samym początku. Zamiast tego wykonałam jeszcze kilka ruchów ręką, zakładając kilka zabawnych pułapek na korytarzach zamku. Równocześnie na ścianie pojawił się tekst: „Hogwart życzy powodzenie w poruszaniu się po zamku i dziękuje nowemu pokoleniu Huncwotów: Alfie, Szponowi, Kłowi, Skrzydłu, Ogonowi i Rogasiowi za pomoc!"

Dyrektor poczerwieniał jeszcze bardziej, zaciskając dłonie w pięści.

- Na lekcje!- warknął.- Potter, do mojego gabinetu!

O! W końcu mogę się wtrącić. Wstałam szybko, dodatkowo wchodząc na stół, żeby wybić się z tłumu. No co? Jestem małą istotką, a tutaj przynajmniej jestem widoczna. Przeszłam się kawałek po stole, aby przyciągnąć uwagę dyrektora i opierając rękę na biodrze, zaczęłam.

- Czyżby zapomniał pan, dyrektorze, o wyroku sądu, jaki został na pana nałożony w sprawie Harry'ego? A może nie zamierza pan go respektować? Jeśli tak, jestem pewna, że Ministerstwo nie będzie zadowolone z takich wieści. Pana skrytka zresztą również. Łamanie wyroków sądowych jest karalne, dyrektorze.

- Czy pani mi grozi, panno Gaunt?- spytał starzec, mrużąc oczy.

- Ja?- udałam zaskoczenie, przykładając dłoń do piersi.- Ależ skąd! To jest ostrzeżenie, dyrektorze. W końcu, nie chce pan chyba, żeby odbył się kolejny proces, prawda? Wolałam o tym panu przypomnieć.

Mężczyzna wyglądał, jakby zaraz miał we mnie strzelić jakimś zaklęciem, choć niewprawne oko dostrzegłoby tylko zdenerwowanie i złość. Tak naprawdę dyrektor ledwie trzymał ręce z dala od różdżki. Czyżbym poprawiła się w wyprowadzaniu ludzi z równowagi? Jeśli tak, to w połączeniu tego z ewidentną nienawiścią Dropsa do mojej rodziny, starzec musiał mieć niezłego wkurwa.

- Panie Potter.- zaczął Trzmiel, starając się uspokoić.- Życzy pan sobie obecności jakiejś osoby podczas naszej rozmowy?

- Tak.- odpowiedział spokojnie chłopak, wstając od stołu.- Chciałbym, żeby obecna tam była Lale oraz opiekunowie naszych domów.

Skinęłam przyjacielowi głową, zeskakując ze stołu, przy pomocy jakiegoś szóstoklasisty. Podziękowałam mu krótko za pomoc i podeszłam do przyjaciela. Kiedy inni uczniowie wychodzili na lekcje, ja sobie o czymś przypomniałam.

- Tak właściwie, to gdzie chce nas pan przesłuchać?- spytałam unosząc brew.- Skoro do pana gabinetu nikt nie zna hasła...

Trzmiel zacisnął wargi tak mocno, że stworzyły one cienką linię i zgromił mnie wzrokiem. Zaraz potem opuścił opustoszałą już Wielką Salę, a za nim podążali McGonagall i Severus. Wzruszyłam ramionami i razem z Harry'm również opuściliśmy pomieszczenie.

Dyrektor kierował się na wyższe piętra, prawdopodobnie z zamiarem „wypożyczenia" gabinetu nauczycielki transmutacji. Razem z Harry'm szliśmy na końcu, tego specyficznego pochodu. W tym momencie cieszyłam się, że zaczęłam chłopców uczyć oklumencji a wyniki bruneta w tej dziedzinie były całkiem zadowalające. Co prawda jego bariera nie była niezniszczalna, za krótko był wystawiony na ataki legilimenty, ale była wystarczająco mocna, abym zorientowała się, że ktoś próbuje się dostać do jego umysłu i go powstrzymać. Mogło się to naprawdę przydać w towarzystwie Dumbledore'a.

Po kilku minutach poruszania się po korytarzach w końcu dotarliśmy do celu. W pomieszczeniu było wiele regałów i dokumentów, jednak nic nie zaśmiecało biurka, za którym usiadł dyrektor, wywołując tym samym nieznaczne zmarszczenie brwi u kobiety. Nic dziwnego, w końcu to było jej miejsce.

Rozejrzałam się dookoła. Zostało tylko jedno miejsce. Od razu jednym ruchem różdżki transmutowałam kałamarz, pióro i czysty pergamin w kolejne trzy krzesła, zaskarbiając sobie tym samym zaskoczone spojrzenie dwójki członków grona pedagogicznego. Nie przejmując się tym, bez zaproszenia usiadłam na jednym z krzeseł przed biurkiem.

- Herbaty?- zaproponował Drops.

- Nie, dziękujemy.- odparłam od razu.

Starzec zgromił mnie wzrokiem.

- Panno Gaunt, jestem pewien, że pan Potter umie decydować za siebie.

- Owszem, umiem.- stwierdził chłodno chłopak.- I jestem tego samego zdania co Lale. Po co nas pan wezwał?

Mężczyzna ułożył dłonie na biurku, stykając je palcami w charakterystycznym geście. Spojrzał prosto na Harry'ego, znad swoich okularów połówek. Na szczęście zielonooki unikał kontaktu wzrokowego.

- Harry, obawiam się, że będę musiał cię zawiesić w prawach ucznia.

- Za co?- spytał, o dziwo spokojnie, gryfon, opierając głowę na dłoni i parodiując pozę Salazara.- O ile się nie mylę, żeby to zrobić, potrzebne jest jakieś wielkie przewinienie z mojej strony. W przeciwnym wypadku zostałyby mi odebrane punkty, albo wlepiony szlaban.

- Właśnie, Albusie!- zauważyła zaskoczona opiekuna Gryffindor'u.- Dlaczego chcesz zawiesić pana Potter'a?

- Pamiętasz, Minerwo, kim byli huncwoci?

- Oczywiście, że pamiętam! Ale to...

- Jestem pewien, że pan Potter jest członkiem, jeśli nie założycielem nowego pokolenia huncwotów i odpowiada za dziwne sytuacje, które miały miejsce od rozpoczęcia tego roku szkolnego.

Miałam ochotę prychnąć, a sądząc po minie bruneta, on również. Wyciąganie wniosków na podstawie samego pokrewieństwa. Dobre sobie!

- Ma pan na to jakieś dowody?- spytałam.- Przyłapał pan Harry'ego, lub Harry zrobił cokolwiek, co mogłoby wskazywać na to, że jest zamieszany w całą tą sytuację?

- Panno Gaunt, proszę się nie wtrąc...!- zaczął starzec.

- Skoro nie chce pan, aby Lale brała udział w rozmowie, to ja o to zapytam.- przerwał mu Harry.- Czy ma pan jakieś dowody popierające pana hipotezę? Jeśli już pan kogoś oskarża, to powinien mieć pan przynajmniej dowód.

Mężczyzna zmierzył Harry'ego nieczytelnym wzrokiem, a ja poczułam, jak magia faluje w pomieszczeniu, natychmiast zasłoniłam oczy Harry'ego. Miałam kilka minut. To więcej niż było mi potrzebne.

- Proszę się wycofać z umysłu Harry'ego.- warknęłam, zrywając się na równe nogi i trzaskając wolną dłonią w blat biurka.- To co pan robi, jest karalne, dyrektorze i jeśli natychmiast pan tego nie zrobi, nie będę się powstrzymywać od poinformowania o tym ministerstwa!

Dyrektor i McGonagall patrzyli na mnie w szoku. Starzec był tak zaskoczony tym, co zrobiłam, że na chwilę się rozproszył, a ja skorzystałam z tego, również włamując się do umysłu Harry'ego i wypychając stamtąd dyrektora tak mocno, że o mało krzesło na którym siedział nie przewróciło się od siły odrzutu. Natychmiast potem wycofałam się z umysłu przyjaciela i odsłoniłam mu oczy.

Harry był wściekły, a gromy lecące z jego pozbawionych okularów oczu do złudzenia przypominały promienie Avady. Powoli podniósł się z krzesła i wbił swoje spojrzenie w Dumbledore'a. Patrzył mu prosto w oczy bez strachu, że jeszcze raz spróbuje się włamać do jego umysłu. Starzec był zbyt zdziwiony by to zrobić.

- Albusie!- wykrzyczała profesor transmutacji, patrząc z niedowierzaniem i pewnym zawodem na dyrektora.

- Mogę wiedzieć- zaczął powoli Harry, a jego głos przesiąknięty był złością i innymi, ledwo wstrzymywanymi emocjami.- jakim prawem narusza pan moją prywatność?! I to techniką zakazaną?!

- Mój chłopcze.- zaczął oniemiały Trzmiel, starając się zachować spokój.- Musisz zrozumieć, że jako dyrektor tej szkoły, mam prawo wiedzieć, co się dzieje z moimi uczniami. A w świetle ostatnich wydarzeń, których prowodyrami są osoby nazywającymi się nowym pokoleniem huncwotów, twoje powiązania z tą grupą z uwagi na pochodzenie aż rzuca się w oczy.

- Muszę pana rozczarować, dyrektorze, ale huncwoci byli animagami i pan o tym doskonale wie. Profesor McGonagall, czy jest możliwe, abym w tym wieku był animagiem?

Kobieta podskoczyła na miejscu, słysząc swoje nazwisko. Nie dziwiłam jej się. Z pozoru zwykłe wezwanie na dywanik zamieniło się w coś takiego. McGonagall wodziła wzrokiem po Harry'm i dyrektorze. W końcu, dość niepewnie odpowiedziała.

- Nie jest to niemożliwe, panie Potter, jednak wymagałoby od pana co najmniej wielu miesięcy, jeśli nie lat ćwiczeń oraz oczywistego talentu w tej dziedzinie. Patrząc jednak na brak nauczyciela, który mógłby pana tego nauczyć, wydaje mi się, że nie ma możliwości, aby był pan animagiem, panie Potter. Za jakiś czas, być może, biorąc pod uwagę uniewinnienie Black'a, oczywiście jeśli chciałby pan poznać tą sztukę. Jednak teraz wydaje mi się to niemożliwe.

- Dziękuję, pani profesor.- Harry, skinął kobiecie głową.- Dobrze pan wie, dyrektorze, że huncwoci byli animagami i wie pan, kto do nich należał. Jeśli chce pan znaleźć nowych huncwotów, niech pan szuka po szkole animagów, a nie zawraca mi głowę tylko dlatego, że jestem synem i chrześniakiem poprzednich huncwotów!

Razem z Harry'm skierowaliśmy się do wyjścia. Już mieliśmy wychodzić, kiedy chłopak odwrócił się do pozostałej trójki.

- Niech pan nie myśli, że puszczę to panu płazem. Spotkamy się w sądzie.

Opuściliśmy pomieszczenie, trzaskając drzwiami, które chyba tylko przez jakiś cud nie wyleciały z zawiasów.

***

Przez następne kilka dni, wszystko toczyło się normalnym, szkolnym rytmem. Jak co roku miałam opracowany plan dnia. Po porannym treningu szłam na śniadanie, potem lekcje a po ich zakończeniu razem z chłopcami zaszywałam się w Pokoju Życzeń, choć muszę przyznać że w czwartej klasie zaczęłam spędzać więcej czasu w pokoju wspólnym Slytherin'u.

Przez te kilka dni, ślizgoni wręcz niewyobrażalnie zmienili swoje zachowanie. Widocznie wola Salazara znaczyła dla nich więcej niż własne ja. Starali się przestać patrzeć na wszystkich jak na robaki, nie wyzywali mugolaków od szlam, choć czasami przychodziło im to z trudem. Dzięki temu nie byli już jak aroganckie gnidy a zaczęli rozsiewać aurę prawdziwej arystokracji- pewnej siebie i potężnej. Co prawda nie wszyscy byli zdolni do takiej zmiany, niektórzy nie mogli znieść myśli o tym, że mogliby traktować innych jak równych sobie, jednak zdecydowana większość próbowała to zrobić.

Zmiana ślizgonów nie obeszła się bez echa wśród szkolnej braci. Każdy zauważył, że wychowankowie Slytherin'a znacząco zmienili swoje zachowanie, odnosili się z większym szacunkiem. Co prawda nie byli w stanie określić, kogo darzą największym szacunkiem, jednak byli świadomi, że to KTOŚ musiał ich tak zmienić. Nie patrzyli na nas przychylnie, pewnie obawiając się powodów naszej zmiany, jednak byłam dobrej myśli, że niedługo się do tego przyzwyczają.

Harry faktycznie złożył pozew przeciwko Dumbledore'owi, przez co starzec chodził jak struty, przy każdej możliwej okazji piorunując nas spojrzeniem. Wiadomość o tym incydencie bardzo szybko dotarła do mediów, które, dzięki sporemu udziałowi Rity Skeeter nie zostawiły na dyrektorze suchej nitki. Syriusz również wniósł skargę do Rady Nadzorczej Hogwartu, aby przyjrzała się z bliska poczynaniom Dropsa. Proces miał się odbyć niedługo.

Na dzisiejsze lekcje szłam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony nie chciałam spotykać Moody'ego. Za każdym razem, kiedy widziałam go na korytarzach miałam ochotę się na niego rzucić i go rozerwać na strzępy. Z drugiej, zastanawiała mnie jego aura. Poza tym, według bliźniaków uczył całkiem dobrze. Owszem, był specyficzny, ale umiał przekazać swoją wiedzę. Cieszyłam się, że Remusa zastąpił ktoś... dobry na to stanowisko... ale to wciąż był Moody! Człowiek, którego twarzy nigdy nie zapomnę! Podobnie jak twarzy Dumbledore'a!

Z dość niezadowoloną miną stanęłam pod klasą OPCMu. Jednak kiedy drzwi się otwarły, od razu zajęłam miejsce w drugiej ławce przed biurkiem nauczyciela razem z Blaise'em. Lepiej było mieć potencjalnego wroga przed sobą. Przed nami siedzieli Harry i Draco.

Moody, każąc nam schować książki podszedł do biurka i usiadł na krześle. Biorąc w ręce dziennik, zaczął sprawdzać obecność. Jego normalne oko śledziło listę, a magiczne rozglądało się po klasie, rozpoznając poszczególnych uczniów.

- Z listu od profesora Lupin'a dowiedziałem się, że przerobiliście wiele czarnoksięskich stworzeń, mam rację?- spytał i nie czekając na odpowiedź kontynuował.- Jednak jesteście w tyle jeśli chodzi o złowrogie zaklęcia. Mam rok na to, żeby pokazać wam, co jeden czarodziej może zrobić drugiemu.

- To pan profesor nie zostanie dłużej?- wypalił Weasley.

- Nie.- potwierdził Moody, a ja poczułam jakąś taką ulgę, że nie będę go musiała dłużej widywać, a po roku szkolnym mężczyzna może w ogóle zniknie? Tak na dobre i bez śladu dla innych?- Powiedziałem Dumbledore'owi, jeden rok i wracam na emeryturę. Nie traćmy jednak czasu. Złowrogie zaklęcia mają różną moc i postać. Ministerstwo oczekuje, że tylko nauczę was się przed nimi bronić bez pokazywania wam ich. Uważają, że jesteście za młodzi. Na szczęście Dumbledore ma lepsze mniemanie o waszych nerwach. Według mnie, im szybciej poznacie to, z czym przyjdzie wam walczyć, tym lepiej. Poza tym, jak macie się bronić przed czymś, czego nie widzieliście? Musicie być czujni i ostrożni, przygotowani. Musi panienka to odłożyć, kiedy ja mówię, panno Brown.

Wspomniana gryfonka podskoczyła na miejscu, oblewając się rumieńcem. Natychmiast schowała swój horoskop, który pokazywała pod stołem koleżance. Widocznie magiczne oko Moody'ego widziało przez większą ilość rzeczy, niż tylko przez głowę mężczyzny.

- Czy ktoś może mi powiedzieć, jakie czarnoksięskie zaklęcia są najsrożej karane przez ministerstwo?

Zaledwie garstka osób, w tym ja, podniosła ręce. Moody rozejrzał się po klasie swoim zwykłym okiem. Magiczne nadal obserwowało Brown. W końcu wskazał na mnie.

- Zaklęcia Niewybaczalne, profesorze.- powiedziałam, nie dając po sobie poznać, że żywię do nauczyciela jakiekolwiek negatywne uczucia.

Mężczyzna kiwnął głową.

- Dokładnie, panno Gaunt. Istnieją trzy zaklęcia niewybaczalne. Ktoś może mi podać chociaż jedno z nich? Weasley?

Spojrzałam kątem oka na rudzielca. Wydawał się trochę niepewny.

- Ee...- zaczął.- mój tata mówił o jednym... Imperius, czy jakoś tak...

- Twój ojciec na pewno je zna.- stwierdził Szalonooki.- Kiedyś sprawiło Ministerstwu sporo kłopotów.

Mężczyzna dźwignął się na nogi i otworzył szafkę biurka. Wyciągnął z niej duży, szklany słój, wypełniony czarnymi pająkami. Z satysfakcją zauważyłam jak Weasley się wzdryga z obrzydzenia i przerażenia. Jeden z pająków szybko znalazł się w ręce Moody'ego, który pokazał go całej klasie i wycelował w niego różdżkę.

- Imperio!

Pająk zawisł na jedwabistej nici i zaczął się na niej bujać. Po chwili wylądował na biurku i zaczął zataczać na nim koła tylko po to, by za chwilę stepować. Większość osób śmiała się rozbawiona. Mnie to nie bawiło. Patrzyłam z kamienną miną na poczynania pająka i mającego nad nim władzę profesora.

- Nie śmieszy cię to, panno Gaunt?- spytał nauczyciel, kiedy pająk zaczął tańczyć kankana.

- Nie.- odpowiedziałam prosto, nawet nie dodając formułki grzecznościowej.

Mężczyzna zrobił zaskoczoną minę, rozkazując pająkowi, aby zaczął kręcić się jak baletnica, wywołując tym samym kolejną falę śmiechu.

- Dlaczego? Prawie wszyscy się śmieją!

Spojrzałam na nauczyciela nieczytelnym wzrokiem.

- Ma pan nad nim całkowitą kontrolę. Załóżmy przez chwilę, że ten pająk to człowiek. Tańcz, skacz, ośmiesz się. Zabawne, prawda?- spytałam bez cienia wesołości tak, aby usłyszała mnie cała klasa.- Pójdźmy o krok dalej. Uderz. Dźgnij. Torturuj. Doprowadź do utraty zmysłów. Zabij. Zamorduj wszystkich swoich bliskich. Popełnij samobójstwo. Już nie jest tak wesoło, mam rację?

Po salwach śmiechu nie było ani śladu. Wszyscy wpatrywali się we mnie i w nauczyciela w szoku i ze strachem. Z całkowicie spokojną twarzą i rękami złożonymi na blacie ławki przyglądałam się Moody'emu, który zatrzymał wszelkie działania pająka.

- Ma panienka rację, panno Gaunt.- stwierdził i zwrócił się do klasy.- Tak jak zauważyła panna Gaunt, mam nad nim całkowitą kontrolę. Mogę mu rozkazać wszystko. Przed laty wiele czarownic i czarodziejów znalazło się pod kontrolą tego zaklęcia a ministerstwo miało nie lada problem, aby odróżnić osoby działające pod wpływem zaklęcia od tych, które działały z własnej woli. To zaklęcie można zwalczyć, ale wymaga to bardzo silnej woli i nie każdemu się uda. Najlepiej po prostu nie dać się trafić. STAŁA CZUJNOŚĆ!- huknął, sprawiając, że prawie wszyscy podskoczyli.

Szalonooki schował pająka do słoja i rozejrzał się po klasie.

- Kto zna jakieś inne nielegalne zaklęcia?

Tym razem rąk było o wiele mniej. Zaskoczeniem dla mnie było, że jedną z osób, które się zgłosiły, był Longbottom. Jedyną lekcją, na której chłopak się zgłaszał jak do tej pory, było zielarstwo. Chłopak też był zaskoczony swoim zachowaniem. Moody spojrzał na niego i udzielił mu głosu.

- Jest takie... Cruciatus.- powiedział chłopak cicho, ale wyraźnie.

Oboje oczu Moody'ego utkwiło w gryfonie.

- Longbottom, prawda?- spytał, a kiedy chłopak skinął głową, wyciągnął kolejnego pająka i kontynuował.- Zaklęcie Cruciatus. Żebyście dobrze zobaczyli działanie tego zaklęcia, pająk musi być większy. Engorgio.

Stworzenie błyskawicznie rozrosło się do rozmiarów większych od tarantuli. Miałam ochotę uśmiechnąć się pod nosem, kiedy Weasley uciekł ze swoim krzesłem najdalej jak mógł. Jednak i tak większą uwagę poświęcałam lekcji, niż rudzielcowi.

Moody ponownie wycelował w pająka, mówiąc „Crucio". Stworzenie zaczęło niekontrolowanie dygotać, krzyżując nogi na brzuchu i przewracając się na grzbiet. Nie wydawał żadnego dźwięku, ale wiedziałam, że gdyby posiadał głos, jego krzyki bądź jęki raniłyby uszy.

- Niech pan przestanie!- krzyknęła Granger patrząc z przerażeniem na Longbottom'a.

Chłopak był śmiertelnie blady. Miał szeroko otwarte z przerażenia oczy i lekko uchylone usta. Leżące na ławce dłonie zaciskał do tego stopnia, że jego knykcie pobielały i widać było na nich żyły.

Moody cofnął zaklęcie i mimo że pająk nie dygotał już tak strasznie, nadal się trząsł. Mężczyzna odłożył go do słoika, po uprzednim zmniejszeniu.

- Ból. Nie potrzebujecie żadnych narzędzi, żeby go zadać, jeśli potraficie rzucić Crucio. Tak... ono też kiedyś było popularne. Dobrze... a ostatnie? Panno Gaunt?

- Avada Kedavra.- powiedziałam, opuszczając rękę.- Zaklęcie uśmiercające.

- Tak.- stwierdził mężczyzna uśmiechając się lekko, przez co jego twarz stała się trochę przerażająca.- Ostatnie i najgorsze.

Wsadził rękę do słoja i wyciągnął kolejnego pająka, który, kiedy tylko znalazł się na blacie, zaczął uciekać. Niewiele mu to jednak pomogło przy morderczej sile zielonego promienia, który w wykonaniu Moody'ego przywołał u mnie niemiłe wspomnienia. Czułam się, jakbym ponownie znalazła się w tamtym lesie, mając zaledwie cztery lata.

Otrząsnęłam się z niemiłych myśli, ponownie skupiając się na nauczycielu. Były auror jakby nigdy nic, strzepnął martwe stworzenie na podłogę i zupełnie nieprzejęty jego losem, przemieścił się przed biurko, drepcząc nieżywe truchło.

- Niezbyt miłe i przyjemne.- westchnął.- Nie ma na to żadnego przeciwzaklęcia. Znam tylko jedną osobę, która je przeżyła. Siedzi w tej klasie. I to zaraz przede mną.

Harry starał się zachować kamienną twarz, co pod ostrzałem przenikliwych oczu profesora jak i spojrzeń innych uczniów, wychodziło mu całkiem nieźle. Patrzył w jeden punkt, starając się nie myśleć o zbędnych rzeczach.

Doskonale zdawał sobie sprawę, jak zginęli jego rodzice i jak o mało on sam nie zginął. Odkąd się tego dowiedział, nie pytał i nie wspominał. Nie miało to najmniejszego sensu, a tylko rozdrapywałoby stare rany.

Zobaczyłam jak Draco łapie pod blatem ławki rękę Harry'ego, chcąc dodać mu wsparcia i jak brunet odpręża się i uspokaja za pomocą tego gestu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak, Harry da sobie radę. Zwłaszcza, jak Draco będzie obok niego.

- Avada Kedavra jest zaklęciem wymagającym niezwykłej mocy i przede wszystkim chęci mordu. Podejrzewam, że gdybyście wszyscy razem spróbowali na mnie rzucić to zaklęcie to nie dostałbym nawet najmniejszego krwotoku z nosa. Ale zostawmy to... Zapytacie się pewnie, czemu wam je pokazałem, skoro nie ma na nie przeciwzaklęcia? Musicie wiedzieć, być przygotowani na najgorsze. STAŁA CZUJNOŚĆ!

Tym razem na wybuch mężczyzny zareagowała większa ilość osób, zapewne nie spodziewając się takiego krzyku po takim temacie. Miałam ochotę przewrócić oczami. Ten mężczyzna zachowywał się jak paranoik. Można było przewidzieć, że zrobi coś takiego.

- Tak jak powiedziała już panna Gaunt, są to zaklęcia niewybaczalna i za użycie któregokolwiek z nich grozi dożywocie w Azkabanie. Oto, przed czym nauczę was się bronić. Jednak, nawet jeśli to zrobię, musicie utrzymywać stałą, nieustającą czujność, aby były tego jakiekolwiek efekty. Zapiszcie to...

Reszta lekcji upłynęła na robieniu notatek o każdym z zaklęć. Nie notowałam. Nie miałam takiej potrzeby. Świetnie znałam specyfikę i charakter każdego z tych zaklęć. Co prawda jeszcze nie miałam okazji ich używać (wolałam nie rzucać niewybaczalnych bez różdżki a ta nadal miała na sobie namiar), ale byłam pewna, że gdybym spróbowała, byłabym do tego zdolna.

Zamiast pisania, przyglądałam się niepostrzeżenie Moody'emu i starałam dojść do tego, co znajomego było w tym mężczyźnie. Ta przytłumiona aura... do kogo mogła należeć? I czemu to mnie tak zastanawia?

Kiedy lekcja dobiegła końca, a ja i Harry zostaliśmy poproszeni o pozostanie, od razu się spięłam, tylko siłą woli nie przyjmując pozycji obronnej. Przy tym mężczyźnie bezsprzecznie stosowałam jego radę: stała czujność!

Kiedy klasa opustoszała, nauczyciel rzucił na pomieszczenie zaklęcia, w których sygnaturach rozpoznałam zaklęcie wyciszające oraz zaklęcie prywatności.

- Proszę mi się tak nie przyglądać, panno Gaunt. Nic tobie, ani panu Potter'owi nie grozi.- kiedy to mówił, jego głos brzmiał zupełnie inaczej niż przed chwilą.

- Ta wymowa...- zdziwiłam się, od razu uświadamiając sobie, kto wypowiadał moje nazwisko z takim akcentem.- Barty?

Z podejrzliwością zmarszczyłam brwi, przyglądając się mężczyźnie, który kiedy tylko jego wygląd zaczął się zmieniać, pociągnął spory łyk z piersiówki. Czyżby eliksir wielosokowy? Miałam nadzieję, że się nie myliłam.

- Tak, panno Gaunt. Mój Pan kazał przekazać wam informacje.

Kompletnie się rozluźniłam. Faktycznie, tłumiona aura należała do Crouch'a. Mężczyznę spotkałam tylko raz i dlatego od razu nie powiązałam go z aurą, która jednak była mi znajoma. Oparłam się o ławkę, stając koło Harry'ego, zaraz przed mężczyzną w postaci Moody'ego.

- Co kazał przekazać ci Tom?

Mężczyzna uniósł kącik ust.

- Nowe ciało mojego Pana będzie gotowe w czerwcu i wtedy też chciałby aby pan Potter do niego przybył.

- W czerwcu? Nie będzie łatwo się wyrwać spod obserwacji Dropsa. Zwłaszcza, że nie wiemy, ile potrwa wyciąganie horkruksa.- zauważył brunet.

- Mój Pan o tym pomyślał. Rzucę na Czarę Ognia, przedmiot, który będzie wybierał kandydatów do Turnieju Trójmagicznego, silne zaklęcie konfundujące, aby wyrzuciło pana nazwisko. Finał turnieju odbywa się właśnie w czerwcu. Puchar zostanie zaczarowany w świstoklik i przeniesie pana do Czarnego Pana. Oczywiście, jeśli się na go zgodzicie.

- Podczas poprzednich turniejów były ofiary śmiertelne!- warknęłam.

Harry położył mi rękę na ramieniu, uspokajając mnie.

- Lale, Voldemortowi zależy, abym do niego dotarł. Nie wątpię więc, że Barty przypilnuje mojego bezpieczeństwa.- kiedy Crouch skinął głową, kontynuował.- Poza tym, Lale, jak myślisz, czy przez ostatnie dwa lata nie nauczyłem się wystarczająco wielu rzeczy, by mieć jakąś szansę przeciwko innym uczestnikom?

Widząc szelmowski uśmiech nie mogłam zrobić nic innego jak skapitulować. Naprawdę nie chciałam narażać Harry'ego, był dla mnie zbyt ważny. Wiedziałam jednak, że gdyby chłopak zniknął z Hogwartu nie obeszłoby się to bez echa i podejrzliwości Dumbledore'a. A plan Toma był naprawdę dobry. Zawsze można było upozorować wszystko na porwanie. Poza tym, czy ja naprawdę miałam tutaj prawo głosu? Harry i tak zrobiłby to, co by chciał.

Westchnęłam ciężko.

- Wierzę, że sobie poradzisz. Zwłaszcza, jeśli jak do tej pory będziesz się do wszystkiego przykładał. Barty, czy podasz nam konkurencje?

- Oczywiście, panno Gaunt.

- A więc dobrze.- zgodziłam się, choć wiedziałam, że Harry nie potrzebuje mojej zgody, aby cokolwiek zrobić.- Przekaż Tomowi, że wszystko ma wyglądać jak intryga i porwanie.

***

- Miło cię widzie, Angie.

Przytuliłam różowowłosą dziewczynę wstając z ławki. Naciągnęłam bardziej kaptur na twarz i bez słowa teleportowałam się z przyjaciółką do Pokoju Życzeń. Mugolka zachwiała się mocno i zasłoniła usta dłonią, zginając się wpół, aby nie zwrócić niczego. Teleportacje musiała nie być dla niej niczym przyjemnym.

- Następnym razem mnie ostrzeż.- westchnęła, opadając na fotel i wyciągając laptopa, specjalnie kupionego na tą okazję, z torby.

- Wybacz.- powiedziałam przecierając oczy. Było już późno, a ja byłam zmęczona.- Nie myślałam, że tak gwałtownie zareagujesz na teleportację.

- Mniejsza o to.- machnęła ręką, włączając sprzęt.- Macie prąd?

Kiwnęłam głową.

- Razem z Harry'm ogarnęliśmy go jakiś tydzień temu. A co? Potrzebujesz podpiąć sprzęt?

Zaprzeczyła ruchem głowy, od razu podpinając coś pod laptopa i szybko stukając w klawiaturę. Nie próbowałam nawet spróbować zrozumieć, co robi. O ile potrafiłam się posługiwać elektroniką w podstawowym stopniu, tak wszelkiego rodzaju programowanie i hackerstwo było dla mnie kompletnie niezrozumiałe.

Podciągnęłam nogi na fotel i sięgnęłam po leżącą na stole księgę o dawno już zapomnianych zaklęciach, którą wyniosłam ze skrytki Roveny. Zabrałam się za czytanie całkiem ciekawych zaklęć, podczas gry Angie próbowała „wyczarować" nam Internet.

- Nie muszę się podpinać, ale ten laptop będzie robił za odbiornik i router w jednym. Żeby Internet działał, będzie musiał być cały czas na chodzie. A do tego potrzebne jest stałe podpięcie do prądu. Oh, i nie musisz się bać, że się sam wyłączy, albo coś. Wyłączyłam automatyczne aktualizacje systemu, więc wszystko powinno działać bez problemu.

Skinęłam głową na znak zrozumienia, chociaż nie wiem, czy to zobaczyła. Miałam zamiar umieścić sprzęt tam, gdzie źródło prądu- w komnacie z portretami założycieli, którzy z niecierpliwością czekali na wyniki naszych działań i byli szczerze zainteresowani efektami pracy Harry'ego i Angie.

Wcześniej już próbowałam stworzyć gniazdka elektryczne i muszę przyznać, że nie było to nic trudnego. Mury Hogwartu odwalają tutaj całą robotę. Właśnie dzięki temu od kilku dni mogę mieć w swoich kwaterach podłączoną ładowarkę do telefonu, prywatny laptop czy wieżę stereo. Na cały Hogwart miałam zamiar udostępnić gniazdka łącznie z Internetem. Czyli prawdopodobnie jutro.

Przez kilkadziesiąt minut siedziałyśmy w ciszy, każda zajęta swoją robotą. Kiedy skończyłam czytać dość cienką księgę, zajęłam się próbami wyczarowania patronusa. Czułam, że byłam coraz bliżej.

Po kilku nieudanych próbach wybrałam kolejne ze wspomnień, teraz chyba najszczęśliwsze ze wszystkich, które miałam. Uśmiechnięte twarze chłopców i ich słowa zmaterializowały się w mojej wyobraźni. Uśmiechnęłam się do siebie, przypominając sobie, co wtedy czułam i cicho wyszeptałam słowa zaklęcia, celując przed siebie różdżką. I stało się.

Zamiast zwykłej mgiełki lub tylko częściowo uformowanego kształtu, z mojej różdżki wytrysnął olbrzymi bazyliszek. Mógł mieć nawet rozmiary Gariad. Otoczył swoim cielskiem fotele i spojrzał na mnie swoimi perłowymi ślepiami, przechylając łeb i przyglądając mi się. Jakby zaczarowana przez te ślepia, wyciągnęłam rękę, o którą otarł swój łeb. To było dziwne uczucie. Trochę jakbym dotykała ducha, a jednak bardziej cieliste.

Uśmiechnęłam się pod nosem i odwołałam zaklęcie, praktycznie w tym samym momencie, w którym Angie wykrzyknęła coś entuzjastycznie.

- Skończyłam! Trwało to trochę dłużej niż myślałam, mieli całkiem dobre zabezpieczenia, ale mam! Udało się! Od tej pory Hogwart ma Internet.

- Jesteś wielka!- wykrzyknęłam ze zmęczonym uśmiechem, przeciągając się.- Nie wiem, jak ci dziękować!

Dziewczyna roześmiała się, czochrając mnie po włosach

- Nie musisz. Powiedzmy, że to rekompensata za tamte świetne sukienki. A teraz odstaw mnie do domu i leć podłączyć laptopa, bo nie za wiele zostało mu baterii.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej, hej, hej!

Jak się czujecie w pierwszą wiosenną sobotę? Mam nadzieję, że tak dobrze jak ja i że macie równie ładną pogodę! Muszę przyznać, że w tak dobrym nastroju nie byłam już od dawna. A wy? Pogoda, humor dopisują?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro