Rozdział 9
Hunter 28 lat/ Ana 17 lat
Powrót do Nowego Jorku po tylu latach nieobecności był dla mnie prawdziwą ulgą.
Wyjechałem do Londynu na studia i tęskniłem dosłownie za wszystkim.
Tęskniłem za moją siostrą – Sunny, oraz za naszą rodziną zastępczą – ciocią, wujkiem, Tylerem, no i oczywiście Aną. Ją kochałem najbardziej, ale była to reakcja wiązana. Kochałem ją nad wszytko na świecie ponieważ ona traktowała mnie tak samo. Sunny po tym kiedy trafiliśmy do Daviesów skupiła swoja całą uwagę na rodzicach zastępczych, a ja poszedłem w odstawkę i dobrze to rozumiałem. Zresztą miałem wrażenie że większość ludzi traktowało mnie jako chwilowe rozwiązanie. Z jakiegoś powodu byli mną zainteresowani, ale tylko kiedy czegoś chcieli, ale później zawsze znajdował się ktoś ważniejszy, lepszy, bardziej wartościowy i cenniejszy. Tylko nie dla niej. Tylko dla niej zawsze i niezmiennie byłem kimś najważniejszym. Czułem to całym sobą. Widziałem to w sposobie w jaki na mnie patrzyła, w tym jak chwytała mnie za rękę i uśmiechała się do mnie obejmując ramionami moją talię.
Była moim szczęściem.
Od zawsze byliśmy we dwoje.
Od zawsze robiliśmy razem wszystko lub nic, a odkąd się tu pojawiłem poczułem się potrzebny i kochany właśnie dzięki niej. Od momentu w którym przestała płakać tylko na moich rękach, po tym jak jej rodzice nie mogli uspokoić jej godzinami.
A później już nie chciała nikogo innego, jakby świat skurczył się tylko do mnie, a mi bardzo się to podobało. Dzięki niej czułem się waży, cenny i wartościowy. Dzięki niej poczułem się potrzebny i kochany bezwarunkową i najczystszą miłością. Dzięki niej nie byłem sam i nie czułem się samotny i przede wszystkim – nie czułem się zły i popsuty. Jeśli kocha cię coś tak pięknego i dobrego masz wrażenie że nie możesz być aż tak koszmarny jak wydawało ci się do tej pory. Z jakiegoś powodu zawsze wiedziała kiedy dopadają mnie mroczne myśli, kiedy strach puka do mojej świadomości i próbuje się do niej przedrzeć i zawsze wtedy zjawiała się aby mnie przytulić albo powiedzieć coś dzięki czemu czułem się ważny.
Kiedy wracałem ze szkoły czekała na mnie w oknie, kiedy rozwaliła kolano biegła do mnie, kiedy nie mogła usnąć to ja śpiewałem jej naszą piosenkę, która zawsze ją uspakajała.
A później wyjechałem i straciłem tak wiele cennych chwil. Miałem wrażenie jakbym wykorzystał ją do wydostania się z totalnego bagna, a później ją porzucił. Nie mogłem tego znieść.
Lata mijały a Ana dorosła, jednak nie stało się to na moich oczach tak jak chciałem, tylko gdzieś daleko, obok mnie. Miała już siedemnaście lat, a ja przyjeżdżałem do Nowego Jorku rzadko i na krótko – nie tak jak obiecywałem. Ale życie w Londynie było szybkie i pełne obowiązków, ciężko było znaleźć dłuższą chwilę na to aby wyjechać do rodziny.
Kiedy wpadałem na wakacje i święta Ana dosłownie nie opuszczała mnie na krok. Opowiadała co u niej, spała ze mną, na okrągło mnie przytulała i jak zwykle skupiała na mnie całą swoją uwagę, a ja byłem do tego tak bardzo przyzwyczajony, że chyba przestałem to doceniać.
Zrozumiałem to dopiero kiedy ją straciłem. Przyjechałem w wakacje na jedyne kilka dni, tuż po jej czternastych urodzinach.
Właśnie wtedy coś się zmieniło, ona się zmieniła. Zamknęła się w pokoju i nie chciała ze mną rozmawiać, kiedy usłyszała że nie zostanę na cały mój urlop, tylko jadę z przyjaciółmi i moją ówczesną dziewczyną na wakacje do Hiszpani, gdzie zamierzaliśmy wynająć dom i spędzić całe trzy tygodnie.
Od tamtej pory niemal zerwała ze mną kontakt i to bolało tak bardzo że niemal nie mogłem oddychać. Gdybym teraz wiedział, że złamię jej serce wybierając przyjaciół i wyjazd za granicę zamiast spędzenia czasu z nią w rodzinnym domu, nigdy bym tego nie zrobił, ale byłem zaraz po studiach, chciałem spędzić czas z Ashem i znajomymi z uczelni, chciałem się wyluzować i odpocząć i nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo ją to zaboli.
A potem było za późno, ponieważ ona oddaliła się ode mnie jeszcze bardziej. Czułem jakbym ją stracił i to było tak potwornie trudne. Gdy przyjeżdżałem wychodziła do koleżanek i nie wracała na noc, co nie było wyzwaniem ponieważ wpadałem jedynie na dzień lub dwa spiesząc się do pracy i pozostawionych w Londynie obowiązków. Skończyłem muzykę na Akademii Artystycznej i byłem gitarzystą, perkusistą i okazjonalnie skrzypkiem. Kochałem muzykę, żyłem nią odkąd ciocia Zara podarowała mi w moje jedenaste urodziny perkusję i okazało się że jest to coś co sprawia mi niewiarygodną satysfakcję i frajdę. Pamiętałem jak dziś dzień kiedy zastanawiała się co kupić mi na urodziny...
- Kochanie, to przecież jutro! – Wykrzyknęła pani Davies, kiedy powiedziałem jej że moje urodziny są dwudziestego siódmego kwietnia, jakby to było coś naprawdę ważnego.
Wzruszyłem ramionami, ale pokiwałem głową.
- Nie zwróciłam na to uwagi, gdy podpisywałam papiery... To ważny dzień, Hunt, będziesz kończył jedenaście lat. Musimy pomyśleć o czymś fajnym. No i o prezencie. Wiem, że to powinna być niespodzianka, ale chciałabym dać ci coś co sprawi ci prawdziwą radość, a póki co tak niewiele o tobie wiem... Co lubisz, co cię cieszy?
Popatrzyłem na nią jakby mówiła w nieznanym mi języku. Nic. Nic nie przychodziło mi do głowy.
- Nic nie trzeba – odpowiedziałem, ale ona wyglądała na zdeterminowaną.
- Lubisz jakieś gry, filmy lub bajki? – Pokręciłem głową – A może... jakiś sport, albo jest coś innego co chciałbyś robić... Rysowanie, albo układanie klocków, może piłka nożna, bejsbol, rugby, pływanie... – niemal parsknąłem śmiechem. Zdecydowanie nie – A może czytanie? – Kręciłem głową na każdy z jej pomysłów. Byłem nudny i bez względu na to jak bardzo było to rozczarowujące nie miałem żadnych zainteresowań. Oprócz chęci przetrwania i świętego spokoju. – A może... - pani Davies nie dawała za wygraną – Muzyka...? – Przestałem kręcić głową i zerknąłem na nią mrugając – Ha! Muzyka! To cię interesuje, tak? – Wzruszyłem ramionami, ale tak, muzyka mnie interesowała. Albo raczej dawała mi wytchnienie. Lubiłem jej słuchać, wystukiwać rytm, lubiłem tworzyć dźwięk, muzyka była czymś co czułem, moim jedynym przyjacielem. – A teraz powiedz mi kochanie, w jakim sensie muzyka? Jakiś zespół? Jakiś konkretny instrument?
Przechyliłem głowę zastanawiając się czym jest dla mnie muzyka. Usiadłem na brzegu kanapy i zacząłem wystukiwać na stole rytm. Moje palce robiły to często, więc uderzania o drewniany blat były głośne i rytmiczne. Wystukiwałem melodie którą miałem w głowie, jedną z wielu które kołatały w moich myślach. Kiedy skończyłem spojrzałem na panią Davies, która wpatrywała się we mnie z rozchylonymi ustami.
- Hunt, to było... Wow. Sam to wymyśliłeś?
To był tylko dźwięk i nie uważałem tego za coś czym można było się aż tak ekscytować, ale pokiwałem głową w odpowiedzi.
- Niesamowite... Jest coś na czym szczególnie chciałbyś grać?
- W jakim sensie?
- Instrument... Myślę że naprawdę powinieneś grać na instrumencie skarbie... Masz niespotykany talent.
Teraz to naprawdę przesadziła, ale doceniałem, że chciała być dla mnie miła.
- Nie, nie mam nic takiego – odpowiedziałem tylko, a pani Davies zmarszczyła brwi jakby się nad czymś zastanawiała.
- Perkusja – powiedziała
- Perkusja?
- Tak. Spróbujemy na początek perkusji, bo to co robiłeś skojarzyło mi się z tym co robią perkusiści. Jeśli ci się nie spodoba oczywiście nie będziesz musiał na niej grać, ale myślę że powinniśmy spróbować, co ty na to?
- Okej...
- Moim zdaniem perkusiści to najgorętsi muzycy na świecie. Chociaż niedoceniani. Wszystkie moje koleżanki wzdychały zawsze do gitarzystów i wokalistów, a mnie przechodziły ciarki kiedy patrzyłam na perkusistów i na to co wyprawiają tymi pałeczkami – pani Davies machnęła dłońmi, zapewne naśladując ruchy wspomnianych pałeczek.
Odgarnęła mi włosy z czoła i uśmiechnęła się ciepło. Jej dłoń przesunęła się z moich włosów na szczękę i na ramię. To na którym miałem blizny. Automatycznie pociągnąłem za krótki rękawek mojej koszulki wstydząc się tych brzydkich śladów, ale ona przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła.
- Perkusja - powtórzyła jakby to słowo było odpowiedzią na wszystkie pytania.
I było. Naprawdę było. Skupiłem całą swoją uwagę na Anie, na muzyce i dzięki temu nie oszalałem. Muzyka i Ana rozpraszały moje mroczne myśli i pomagały mi pozostać przy zdrowych zmysłach. Muzyka była pasją która nas łączyła, ale później poczułem jakbym porzucił Anę właśnie dla muzyki. Jakbym zapomniał o tym co jest najważniejsze i najcenniejsze. A dla mnie to była ona i chciałem wszystko naprawić.
Jednak kiedy wszedłem do domu pełen nadziei i determinacji aby odzyskać ją i jej przyjaźń, jej jak zwykle nie było...
Starałem się nie okazywać cioci i wujkowi rozczarowania, ale miałem wrażenie że było ona wymalowane ma mojej twarzy jako coś najbardziej oczywistego na świecie.
Sunny przywitała mnie jak zwykle bardzo wylewnie, ciocia i wujek również, ale ja mogłem myśleć tylko o tym że nie przyszła.
- Gdzie jest Ana? – spytałem podczas obiadu, kiedy już wszyscy z wyjątkiem niej usiedli przy stole i przystąpili do jedzenia. Gdzie ona była? Nie liczyłem że padnie mi w ramiona na powitanie, ale musiała mi się w końcu pokazać. To nie mogło trwać w nieskończoność...
- Będzie dopiero wieczorem, skarbie. Bardzo chciała być kiedy przyjedziesz, ale miała ważne spotkanie... - odparła dyplomatycznie ciocia, a ja pokiwałem głową.
Unikała mnie, ale ja byłem naprawdę cholernie zdeterminowany, aby ją odzyskać i zamierzałem czekać tak długo aż będzie trzeba, aby mi wybaczyła i wróciła do mojego życia.
Po obiedzie poszedłem na górę, wziąłem prysznic, rozpakowałem swoje rzeczy i położyłem się na łóżku, zasypiając ze zmęczenia w ciągu kilku chwil.
Obudziłem się późnym wieczorem uświadamiając sobie, że nie udało mi się jej dzisiaj zobaczyć. Zerknąłem na zegarek, była północ więc zdecydowanie nie wypadało abym dobijał się o tej porze do jej pokoju, budził ją i tak dalej, więc zwlokłem się z łóżka i poszedłem na dół, aby napić się wody.
Wszedłem do kuchni i zamarłem na widok czarnowłosej dziewczyny siedzącej na blacie kuchennym w krótkiej, dopasowanej sukience. Długie, gołe nogi oparła o wyspę kuchenną, znajdującą się naprzeciwko niej i odchyliła głowę lekko do tyłu, jakby była bardzo zmęczona. Mechanicznie przeczesałem włosy bo dziewczyna z pewnością była niecodziennie piękna, choć póki co widziałem tylko jej długą szyję, pełne, czerwone usta i delikatną linię szczęki. Wszystko w niej było doskonałe - obojczyki, półkola pełnych piersi wydostających się ze sporego dekoltu sukienki, smukłe nogi, kobiece krągłości bioder i ud - to wszystko sprawiało że każdy nerw w moim ciele obudził się do życia.
Boże, ależ była śliczna... Co ona tu robiła?
Właśnie wtedy podniosła głowę i spojrzała w moim kierunku. Skupiła na mnie spojrzenie wielkich oczu w najintensywniejszym kolorze zieleni, które w niezwykły sposób kontrastowały z jej czarnymi włosami, długimi, ciemnymi rzęsami i czerwienią jej ust. I dopiero w momencie w którym zobaczyłem te oczy uzmysłowiłem sobie kto przede mną siedzi.
Moja Ana.
***
Ana
Byłam pijana. Zdecydowanie, niezaprzeczalnie pijana. Znowu! Napisałam rodzicom, że będę później, ale nie że wrócę napruta w trzy dupy. Pozostało mieć jedynie nadzieję że będą spali, i nie zdążą się zorientować, a jutro rano wstanę rześka i pogodna jak skowronek, więc na bank się nie domyślą...
Weszłam do domu rozglądając się po ciemnym, pustym wnętrzu.
Uff, czysto, co za ulga. Już się bałam że zastanę tatę (niby oglądającego telewizję, a tak naprawdę czekającego z przygotowanym kazaniem), albo mamę patrzącą na mnie z wyrzutem. Zdjęłam buty na obcasie i weszłam do kuchni wzdychając głęboko. Bolała mnie głowa, miałam czkawkę i musiałam napić się wody. Opróżniłam dwie szklanki, po czym usiadłam na blacie, próbując zebrać siły w drodze do swojego pokoju.
Cała podskoczyłam gdy usłyszałam kroki. Pierwsza myśl - cholera na pewno ojciec tylko czekał aby uśpić moją czujność i zjawić się w najmniej oczekiwanym momencie... Podniosłam wzrok na wysokiego mężczyznę stojącego w drzwiach od kuchni i zamarłam.
Hunter.
Jego jasne włosy kręciły się lekko, dokładnie tak jak zapamiętałam, a szare oczy utkwione były we mnie. Był półnagi, wysoki, wciąż bardzo szczupły i na swój sposób delikatny mimo tych wszystkich mocno zarysowanych mięśni i żył odznaczających się na jego smukłym, męskim ciele. Hunter mimo wysokiego wzrostu nigdy nie był potężnym mężczyzną, miał w sobie coś subtelnego co zawsze tak strasznie mi się w nim podobało. Lewe ramię, to na którym miał blizny, pokrył kolorowymi tatuażami, a twarz nie była już tylko twarzą ślicznego chłopca ale też przystojnego mężczyzny. Ostra szczęka, pełne usta, niemal niewidoczny cień zarostu.
- Ana – powiedział z uśmiechem rozciągającym jego niemożliwe przystojną twarz.
Przełknęłam ślinę starając się uspokoić swoje walące serce. Wolałam spotkać ojca i matkę w jednym niż jego. Zamrugałam zeskakując z blatu, starając się na niego nie patrzeć. To za bardzo bolało, tym bardziej że wciąż kochałam go zdecydowanie zbyt mocno niż powinnam.
- Żabko, popatrz na mnie – podszedł blisko. Tak blisko, że poczułam jego zapach, cudowny i jedyny w swoim rodzaju. Hunter pachniał jak dom. Jak wszystko co dla mnie drogie. Jak cały mój świat.
Boże, ależ ja go kochałam...
Pokręciłam głową, czując jak do oczu napływają mi głupie łzy. Byłam pijana i nie chciałam mówić o tym co mnie bolało w takim stanie.
- Kochanie, nie płacz... Spójrz na mnie – poczułam jego duże, szorstkie dłonie na swojej twarzy i niemal bezwiednie spojrzałam mu w oczy. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku i poczułam jak ściera ją palcami. – Tęskniłem... - dodał.
Tęsknił? Prychnęłam i pokręciłam głową.
- Gdybyś tęsknił, to nie zniknąłbyś z mojego życia – powiedziałam surowym tonem.
- Żabko, nie zniknąłem. Wyjechałem, owszem, ale tak się dzieje kiedy ktoś dorasta, wchodzi w dorosłość i zaczyna żyć własnym życiem.
- Więc wolałeś żyć własnym życiem beze mnie, tak? – spytałam z wyrzutem.
- Nie, ale Ana... Oboje od zawsze byliśmy na zupełnie innych etapach naszego życia. Kiedy się urodziłaś ja byłem już nastolatkiem. Kiedy teraz ty dopiero powoli wchodzisz w dorosłość, ja jestem już niemal trzydziestoletnim facetem, który studia, młodość i szaleństwa ma już za sobą i chce się ustatkować blisko rodziny. To wszystko co ja już przeżyłem, jest dopiero przed tobą. Niebawem będziesz wyjeżdżała na studia i ja to rozumiem...
Ustatkować blisko rodziny?!
- Więc masz nadzieję, że wyjadę za chwilę na studia i znowu nie będziemy się widywać, tak? – spiorunowałam go wzorkiem.
- Nie, Ana. Ja po prostu rozumiem, że jesteś teraz na etapie życia w którym ja byłem kilkanaście lat temu. Rozumiem, że będzie ciągnęło cię do świata, że pewnie wyjedziesz, że być może nie będziesz miała dla mnie czasu, bo twoją głowę będzie zaprzątało mnóstwo spraw, i to jest w porządku. Mam nadzieję, że kiedy to się stanie zrozumiesz moje postępowanie i fakt, że byłem daleko, aby spełniać swoje marzenia i się rozwijać, i właśnie dlatego nasz kontakt był tak mocno ograniczony...
- Nie jestem tobą, Hunter – przerwałam mu, patrząc na niego z wyzwaniem – Nie jestem tobą i nie mierz mnie swoją miarą. Dla mnie od zawsze ty byłeś całym światem, spełnieniem marzeń. A nawet gdybym wyjechała, stawałabym na głowie, aby cię widywać. Nie olałabym naszej więzi z dnia na dzień, bo „dorosłam". Jeśli się kogoś kocha, ale tak naprawdę kocha, to robi się wszystko, aby być blisko tej osoby. I ja bym to dla nas zrobiła. Ponieważ nie jestem tobą – dźgnęłam palcem jego klatkę piersiową, a ona zamrugał. Zobaczyłam w jego oczach ból i poczułam satysfakcję.
- Piłaś – odchrząknął i zamrugał robiąc poważną minę zawiedzionego rodzica. Dupek.
Jasne, że piłam.
Piłam zbyt dużo i zbyt często. A to wszystko przez niego.
- Nie traktuj mnie protekcjonalnie. Nie jesteś moim ojcem, aby wygłaszać mi kazania. W tym momencie już nie wiem kim dla mnie jesteś, więc daj mi spokój – odparłam, chociaż w głębi duszy marzyłam o tym aby po prostu go przytulić. Aby iść z nim do jego pokoju, położyć się na jego klatce piersiowej, wdychać znajomy zapach jego delikatnych perfum i słuchać bicia jego serca, oraz kojącego dźwięku głosu. Chciałam, aby opowiadał mi ze szczegółami o swoim życiu w Londynie, o studiach, zespole i wszystkich tych szaleństwach o których wspomniał.
Jak często o mnie myślał, jak bardzo tęsknił, czym się zajmował, czy był w związku, czy teraz kogoś ma? Chciałam dowiedzieć się wszystkiego, ale moja zraniona duma i złamane serce nie godziło się na to, aby pozwolić sobie na tę słabość, dlatego zamiast to zrobić, ominęłam go podążając do swojego pokoju.
- Przepraszam – powiedział z mocą a ja zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam, aby spojrzeć w jego szare oczy – Przepraszam, że wyjechałem, przepraszam, że nie było mnie kiedy mnie potrzebowałaś. Wiem, że powinienem być... Wybrałem inne życie, z dala od domu, z dala od rodziny, od was... Z perspektywy czasu nie potrafię ci powiedzieć czy żałuję, bo byłem tam szczęśliwy, ale... Z pewnością żałuję, że nie było mnie przy tobie. Że tak wiele straciliśmy, że ominęło mnie tak dużo wspólnych chwil. Nie traćmy ich więcej, Ana... Proszę wybacz mi, bo cholera naprawdę tęskniłem. I chcę to zmienić, chcę być częścią twojego życia, chcę cię wspierać, chcę to naprawić. Pozwolisz mi? - spytał, a jego szeroka klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytmie ciężkich oddechów, jakby to wyznanie i ta rozmowa naprawdę wiele go kosztowała.
Zamrugałam przeganiając łzy wzruszenia i poczułam się zupełnie bez szans. Przy nim zawsze byłam bez szans. I właśnie tego po nim oczekiwałam. Oczekiwałam takiego wyznania. Chciałam usłyszeć że tęsknił, że chce naprawić naszą relację, że mu zależy. Westchnęłam głęboko podchodząc do niego szybkim krokiem. Wtuliłam się w jego pierś, zawinęłam ramiona wokół jego szczupłej talii, poczułam jak mnie obejmuje, jak wzdycha z ulgą, jak jego ciepło rozprzestrzenia się po moim ciele.
- Nie rób tak więcej – powiedziałam brzmiąc zupełnie jak dziecko, ale w tym momencie chciałam tylko to usłyszeć, chciałam wręcz wymusić na nim deklarację, że już nie wyjedzie. Że znowu mnie nie zostawi. Wiedziałam że to egoistyczne, ale kochałam go, a moje życie bez niego było puste i pozbawione barw.
- Od dzisiaj zaczniemy od nowa. I nigdzie się nie wybieram. Obiecuję.
Kolejne słowa które chciałam usłyszeć zabrzmiały w moich uszach sprawiając, że odzyskałam najlepszego przyjaciela. Odzyskałam moje wszystko. Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ uświadomiłam sobie, iż tak naprawdę już nic nie stoi mi na przeszkodzie abym zrobiła to, czego tak bardzo chciałam. Złapałam go więc za rękę ciągnąc do swojego pokoju, by zacząć nadrabiać nasz stracony czas.
- A teraz... – wyszeptałam, aby nikogo nie obudzić, po czym usłyszałam jego cichy, niski śmiech – ... Opowiesz mi wszystko...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro