Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


Kochani

Tak jak wspomniałam teraz będzie troszkę retrospekcji, z czego dwa pierwsze rozdziały będą bardzo zbliżone  do tych z Ashes - więc przepraszam osoby które czytały Asha za powtórkę, ale chciałabym aby Hurt można było czytać bez znajomości Asha i wiem że pewnie znajdą się Czytelnicy zainteresowani tylko tą historią, dlatego musiałam umieścić tutaj te dwa rozdziały ponieważ uznałam je za zbyt istotne w relacji głównych bohaterów tej książki 😊 

W zamian za to postaram się jeszcze dzisiaj wieczorem dorzucić kolejny rozdział!

Pozdrawiam

Hunter

11 lat

- Jak żyję nie widziałam nic równie ślicznego... Jak do cholery udało się wam stworzyć coś takiego, co? – spytała ciocia Penny trzymając na rękach małą dziewczynkę.

- Mogłabyś przestać mówić o moim dziecku „coś". To brzmi dziwnie – wujek wywrócił oczami po czym pochylił się nad noworodkiem i spojrzał na malucha z uwielbieniem. – Ale fakt, jest prześliczna...

Spojrzałem na dziecko i uśmiechnąłem się ciepło.

- Chcesz ją potrzymać? – spytał wujek, więc pokiwałem głową. Nie bałem się trzymać dzieci, więc wziąłem Anę na ręce i spojrzałem na buzię, którą wszyscy się tak zachwycali. Faktycznie jak na tak małe dziecko była zaskakująco śliczna. Usta odziedziczyła po swoim ojcu, więc były jeszcze pełniejsze niż u jej mamy. Oczka miała zamknięte ale długie rzęsy leżały na policzkach a czarne włoski sterczały na wszystkie strony.

- Ale jest słodka – zaśmiałem się, oddając ją jej tacie.

Ana urodziła się cały miesiąc za wcześnie, w dzień moich jedenastych urodzin, co było niespodziewane ale i miłe. Ciocia śmiała się, że dostałem w prezencie urodzinowym Anę, a ja uznałem to za całkiem zabawne i cieszyłem się z niej nawet bardziej z perkusji, mimo że perkusja była naprawdę świetna.

Ciocia Zara wróciła ze szpitala wcześniej, ale mała Ana została w nim na ponad cztery miesiące, na początku przez to że była wcześniakiem, ale niestety zaraz po urodzinach dostała infekcji. Cztery długie miesiące czekaliśmy tutaj na tą małą i martwiliśmy się, odliczając dni do momentu aż w końcu wyzdrowieje na dobre i pozwolą jej wyjść ze szpitala.

Ciocia i wujek chcieli mnie zabrać ze sobą kiedy spędzali długie godziny w szpitalu ze swoją córką po to, abym ją zobaczył i poznał, ale przeraźliwie bałem się szpitali, więc odmawiałem. Widziałem jej zdjęcia ale patrzenie na nią na żywo i trzymanie jej na rękach, a zdjęcia to jednak zupełnie co innego.

Cieszyłem się, że jest już w domu. Było mi smutno kiedy myślałem o niej i o tym że jest tam sama z dala od rodziców. Nie sądziłem że można być aż tak małym i nie pamiętałem już że Sunny przecież też taka była.

Ana ziewnęła wydając zabawny odgłos, więc parsknąłem śmiechem. Małe dzieci są takie śmieszne.

Wujek wstał z małą, ruszając na górę. – Zaniosę ją do Zary. – uśmiechnął się i po kilku chwilach zniknął. Ciocie zaczęły zawzięcie dyskutować bawiąc się przy okazji z Sunny, a ja poszedłem do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku i włączyłem muzykę na słuchawkach, wzdychając głęboko. Zamknąłem oczy zastanawiając się jakim cudem jeszcze pół roku temu byłem w Domu Dziecka, pewien że spędzę tam resztę mojego dzieciństwa i całe dorastanie, a moja siostra zostanie mi odebrana.

A rok temu żyłem w swoim osobistym piekle próbując związać koniec z końcem, chowając siniaki pod starymi, zniszczonymi ubraniami, kradnąc jedzenie i mleko dla mojej siostry ze sklepów. Zastanawiałem się co będę musiał zrobić, aby opłacić prąd gdy przyjdzie zimna, a Vinnie już nie będzie mógł mi pomóc i jak do cholery mam nie zamarznąć, oraz jak ochronić przed takim losem Sunny.

Westchnąłem głośno wciskając palce w swoje zamknięte oczy. Nie chciałem do tego wracać. Dzisiaj byłem kimś innym, bez względu na to że przecież zawsze będę też tamtym chłopcem. Miałem rodzinę, która mnie kochała i te kilka miesięcy z nimi było jak spełnienie marzeń. Miałem wszystko, Sunny miała wszystko. Państwo Davies byli nie tylko wspaniałymi rodzicami zastępczymi, ale przy okazji też bardzo zamożnymi ludźmi i niczego nam nie brakowało.

Zapisali mnie do prywatnej szkoły i było nawet znośnie, mimo że szkoła była czymś czego bałem się najbardziej. Jednak nie miałem tam ani jednego przyjaciela, wszyscy byli kulturalni i względnie sympatyczni, ale patrzyli na mnie z góry. Widzieli moje braki w edukacji i komentowali po cichu moje pochodzenie, lub blizny. Nawet gdy było gorąco chodziłem w długim rękawku, aby nie musieli ich oglądać ale jakimś cudem i tak wiedzieli, że one tam są. Jakbym miał wypisaną na twarzy swoją przeszłość.

Piosenka zabrzmiała w słuchawkach, a ja starałem się wyłączyć biorąc głębokie, uspakajające oddechy, i nim się obejrzałem odpłynąłem w sen w samym środku dnia.

***

Obudziłem się kiedy za oknami było już zupełnie ciemno. Godzina na moim telefonie wskazywała trzecią w nocy. Byłem zupełnie wyspany, więc wstałem przeciągając się i ściągnąłem słuchawki z uszu, a wtedy słyszałem głośny płacz.

Wyszedłem na korytarz i podszedłem do sypialni wujka i cioci.

- Nie wiem czemu ona cały czas płacze - powiedziała zmęczonym tonem ciocia, a Ana zaczęła wrzeszczeć jeszcze głośniej, więc wszedłem do pokoju. – Tyler nie krzyczał nawet w połowie tak głośno – dodała.

Byłem wyspany, a oni wyglądali na padniętych, więc przecież mogłem im pomóc...

- Ja mogę ją potrzymać – odparłem od razu na wejściu, a wtedy oboje skupili na mnie wzrok.

- Skarbie przepraszam cię... Pewnie nie możesz przez nią spać, ale próbowaliśmy już wszystkiego...

- Mogę ją wziąć? – Spytałem podchodząc bliżej.

- Ale... Nie kochanie, będziesz zmęczony jutro w szkole.

- Spałem dziesięć godzin. Usnąłem w ciągu dnia...

- Nie jadłeś kolacji?! - Ciocia przejęła się jakby to było coś naprawdę strasznego. Doceniałem jej nadopiekuńczość.

- Nie jestem głodny, ani zmęczony.

- Pozwalam mu, Zara – powiedział kategorycznym tonem wujek. Jego czarne włosy były niemożliwie potargane, a oczy zaczerwienione z niewyspania. – Niech się dzieje co chce – dodał podając mi Anę na ręce.

Przez chwilę zerknęła na mnie z konsternacją. Nic dziwnego, w końcu zobaczyła mnie po raz pierwszy, wcześniej smacznie spała.

- Cześć malutka, to chyba nasze pierwsze oficjalne spotkanie. Jestem Hunt – uśmiechnąłem się do niej, a ona popatrzyła na mnie tymi wielkimi, jasnozielonymi oczami. Czarne, długie rzęsy miała posklejane od łez.

Wow, ta mała była faktycznie prześliczna. I przy okazji strasznie głośna. Jej usteczka wykrzywiły się w grymasie i nowe łzy pojawiły się w jej oczach grożąc eksplozją wrzasku, więc nim zaczęła krzyczeć, aby ją powstrzymać zrobiłem pierwsze co przyszło mi do głowy.

- Talk to me softly
There's something in your eyes
Don't hang your head in sorrow
And please don't cry
I know how you feel inside I've
I've been there before
Somethin's changin' inside you
And don't you know – zaśpiewałem pierwszą zwrotkę, a mała wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem i miała bardzo zabawną minę, więc zaśmiałem się zanim przeszedłem do refrenu.

- Don't you cry tonight
I still love you, baby
Don't you cry tonight
Don't you cry tonight
There's a heaven above you, baby
And don't you cry tonight

Give me a whisper
And give me a sigh
Give me a kiss before you
Tell me goodbye
Don't you take it so hard now
And please don't take it so bad
I'll still be thinkin' of you
And the times we had, baby.

Baby, maybe someday
Don't you cry
Tonight* – skończyłem, a ona była zupełnie spokojna, patrzyła na mnie intensywnie, więc uśmiechnąłem się szeroko spoglądając na ciocie i wujka. Gapili się na nas z rozchylonymi ustami.

- Wow. Cholera... Chyba powinienem nauczyć się tej piosenki...

- Nawet się nie waż, Ben. Potem będzie się jej źle kojarzyć. Nie obraź się skarbie, ale śpiewasz fatalnie. Ale ty, Hunt... to było piękne. Masz piękny głos, naprawdę... - ciocia znowu się popłakała , ale chyba z reguły była nadwrażliwa, bo często jej się to przytrafiało. Albo to te hormony - Och przepraszam was... – odparła wycierając twarz z łez – ...to przez hormony. – No tak. Wiedziałem.

- Usypia – uśmiechnąłem się patrząc znowu na małą. – To chyba będzie nasza wspólna piosenka, co myślisz? – Mówiłem do niej szeptem, a jej oczka niemal się zamykały, ale uchylała je na chwilę patrząc na mnie, aby znów powoli zamknąć powieki. Po jakimś czasie zamknęła je na dobre, a ja odłożyłem ją do łóżeczka

- Mamy w domu prawdziwego zaklinacza niemowlaków - wujek poklepał mnie po plecach z wyraźną ulgą, a ja wyszedłem z ich sypialni i poszedłem do swojego pokoju. Kiedy kładłem się na łóżku uśmiechnąłem się szeroko uświadamiając sobie, że to było jeszcze fajniejsze niż granie na perkusji.

Chyba polubię śpiewanie. No i Anę.

*Guns N' Roses – Don't Cry

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro