Rozdział 36
Ana
Obudził mnie dźwięk otwieranych gwałtownie drzwi. Przetarłam zaspane oczy i odruchowo wyprostowałam się do pozycji siedzącej. Na szczęście również odruchowo przytrzymałam wokół piersi cienką kołdrę, ponieważ moim oczom ukazał się nie kto inny jak Tyler, a był on ostatnią osobą, która powinna oglądać mnie nago. Zaraz za nim wszedł do pokoju Hunter patrząc na mnie z żalem, a obecność mojego brata i to w takich okolicznościach była tak nieprawdopodobna, że niemal uszczypnęłam się w ramię, aby się obudzić.
Ty zaczął ciężko oddychać. Rozejrzał się po pokoju, w końcu skupił wzrok na mojej twarzy i ciele ukrytym pod cienką kołdrą. Odwrócił się w stronę Huntera. Ruszył na niego zamaszystym krokiem, chwycił za koszulkę, po czym rzucił nim o… Czekaj, zaraz, co?!
- Tyler! – wrzasnęłam, kiedy obaj wylądowali na podłodze. Hunt leżał pod moim bratem, a Ty okładał go pięściami, krew właściwie już po pierwszym uderzeniu rozprysła się po kremowobiałych ścianach, a ja wrzasnęłam jakby ktoś właśnie zaczął masakrować moją twarz. Wstałam z prędkością światła, ale oczywiście zaplątałam się w kołdrę i runęłam na podłogę z głośnym łomotem, a że byłam naga jak mnie Bóg stworzył, naprawdę nie chciałam wyskakiwać z łóżka z gołymi cyckami, ale bałam się że Ty dosłownie zatłucze Huntera na śmierć, więc niewiele myśląc wstałam i rzuciłam się na plecy brata, wrzeszcząc przez łzy, że ma natychmiast zostawić Hunta, bo w przeciwnym razie osobiście go zamorduję. Ty najwyraźniej nie przypuszczając że tak to się skończy wyprostował się gwałtownie, a ja znowu runęłam na podłogę przywalając łokciem w szafkę nocną i głową w ścianę. Na to wszystko do pokoju wpadła Sunny - najwyraźniej Ash jeszcze nie zdążył dokuśtykać na górę. Usiadłam wycierając krew z policzka… Chwilkę, ja krwawiłam? To była moja krew czy Huntera? To był tylko wyjątkowo realny i popieprzony sen, czy rzeczywistość?
- Coś ty jej zrobił!? – wrzasnął Hunter i tym razem to on uderzył Tylera, który jeszcze chwilę wcześniej gapił się na mnie w szoku. Tym razem to mój brat odbił się o ściany z rozkrwawionym nosem, a Hunt złapał go za ubranie i odciągnął dalej ode mnie, jakby nie miał pojęcia czego może się po nim spodziewać. W między czasie Sunny klęknęła na podłodze zarzucając mi na ramiona szlafrok i dotknęła mojej skroni, ścierając z niej strużkę krwi.
- Nie chciałem jej skrzywdzić, spadła i się uderzyła – wrzasnął Ty odpychając Huntera, który patrzył na niego z nienawiścią, a jego twarz była tak zakrwawiona że niemal bym je nie poznała
- Mam to gdzieś, ze mną możesz robić co chcesz, pewnie zasłużyłem, ale nie kurwa ona!
- Nie uderzyłbym jej! To wszystko przez ciebie! Jesteś jakimś jebanym degeneratem! Rzygać mi się chce, kiedy na ciebie patrzę!
- Przestań! – krzyknęłam, nieporadnie zawijając wokół siebie szlafrok i wstałam z podłogi. Zakręciło mi się w głowie, ale ustałam na nogach tylko po to aby podejść do brata i uderzyć go z otwartej dłoni w twarz. – Nie mów do niego w ten sposób – wysyczałam – I jeśli jeszcze raz go uderzysz, to nie ręczę za siebie…
- Ana, idź z Sunny, my musimy porozmawiać z Ty’em, a ty powinnaś opatrzeć…
- Nie mów mi co mam robić – odwróciłam się w stronę Hunta i spojrzałam na jego twarz. Zakryłam usta dłonią i poczułam, że znowu mam w oczach łzy. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na policzku rozmazując krew, która wypływała z łuku brwiowego, ust i nosa…
- Nie dotykaj go, Ana – warknął Ty, a ja poczułam że za chwilę wybuchnę.
- Myślisz, że jestem małym dzieckiem, Tyler? – krzyknęłam, znów odwracając się w stronę brata.
- Myślę, że oboje jesteście zdrowo popieprzeni. Ale o ile ciebie wciąż kocham, bo jesteś moją siostrą, tak on… Ja pierdolę. Zabiję go….
- Zamknij się! Co ty w ogóle mówisz?! Przecież to Hunt, twój…
- Kto?! No kto, Ana? – przerwał mi Ty - Mój brat? Moja rodzina? Więc kim on jest dla ciebie!?
- Miłością mojego życia? Kochałam się w nim odkąd pamiętam. On zawsze był dla mnie… Chłopcem z którym mieszkałam i w którym się podkochiwałam. Później mężczyzną którego pragnęłam i szczerze pokochałam. Nigdy nie traktowałam go tak jak ciebie i proszę abyś uszanował…
- Nie proś mnie, Ana! Może ty się w nim durzyłaś, ale on?! Przecież byłaś dzieckiem! Małą dziewczynką. Uczył cię jeździć na rowerze, do cholery!
- Właśnie! – krzyknąłem przez łzy – Właśnie tak! I nie chciał mnie w ten sposób. Nigdy mnie nie chciał! Przez ciebie, przez rodziców, przez te idiotyczne zasady, zupełnie bezsensowne. Odtrącał mnie tyle razy, że się załamałam. Złamał mi serce. A kiedy związał się niby na poważnie z tą … Penn, zaczęłam pić i ćpać. Zaczęłam się staczać, bo nie mogłam tego znieść… Upijałam się do nieprzytomności, było mi już wszystko jedno… W końcu pojechałam na jakieś zadupie z dwoma chłopakami, jarałam z nimi zioło, piłam wódkę, aż w końcu stwierdzili, że mnie zgwałcą… No bo niby czemu nie, prawda? Taka ze mnie kretynka, sama się prosiłam…
- Ana… - Ty popatrzył na mnie ze łzami w oczach, a ja pokazałam na niego palcem.
- Nie przerywaj mi, do cholery, bo dopiero się rozkręcam. Więc. Zdarli ze mnie ubranie, poszarpali mnie, ale jakimś cudem udało mi się uciec. Wiesz kto mnie znalazł wtedy w lesie? Nagą, poobijaną, zakrwawioną? Hunter. Zawsze on. Zawsze mnie znajdywał, zawsze wiedziałam, że tylko on… Że tylko on mnie znajdzie. Zabrał mnie do domu, oczywiście zawiedziony i załamany moim zachowaniem. Nieodpowiedzialna Ana. Jak tak można? Niegrzeczna dziewczynka. Tylko wiesz co? Ja już nie jestem dziewczynką. Jestem kobietą. Kobietą, która kocha. Do bólu, do szaleństwa… Kocham tak bardzo, że umieram kiedy nie ma go przy mnie, a myśl że jest z inną sprawia, że nie mogę oddychać. I to nie dlatego, że mogłabym zranić się fizycznie, nigdy bym tego nie zrobiła. Ani rodzicom, ani Hunterowi, ani tobie… Umieram tutaj… – pokazałam na swoje serce – I to się dzieje poza moją kontrolą. Tak więc uprosiłam go o pierwszy pocałunek. Zawsze byłam z nim szczera. Moja miłość to coś więcej, no ale przecież to złe. Bał się jednak, że jeśli znowu nie da mi zupełnie nic, to za tydzień czy miesiąc znów się upije, albo naćpam i znów ktoś będzie próbował mnie skrzywdzić, a może następnym razem nie skończy się tylko na siniakach i zadrapaniach, kto wie? Więc się zgodził. „Tylko Ana, błagam, nie rób już nic głupiego…” O, na takiej zasadzie. I wiesz co? Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Bo on też zrozumiał, że nie jestem już dzieckiem. Że nie jestem jego rodziną, przecież nigdy nie byłam. Wyjechał kiedy byłam zbyt mała, wrócił gdy dorosłam. Nie masz pojęcia ile wycierpiał, jak bardzo mnie od siebie odpychał, jak się zamartwiał, jak wiele znosił, żebyś go nie znienawidził – warknęłam, a Ty stał naprzeciwko mnie, zaciskał szczęki i milczał, ale w jego oczach widziałam tylko żal i ból. Nie było tam już wściekłości - To nie jest coś bez znaczenia. To nie jest chwilowe. To trwa i trwa, chociaż zbliżyliśmy się do siebie fizycznie zaledwie parę momentów temu. A Hunter to najuczciwszy, najbardziej honorowy, najdelikatniejszy i najcudowniejszy chłopak na tym świecie. Powinieneś się cieszyć, że to on. I jeśli jeszcze raz nazwiesz go w ten sposób, albo powiesz mu, że ja i on to coś złego, to cię znienawidzę. Ja ciebie. Nie ty jego. Nie pozwolę na to, bo nie masz o nas pojęcia. Nic o nas nie wiesz. Nie wiesz ile dla mnie zrobił. Nie wiesz ile oboje wycierpieliśmy. Więc nie waż się mówić o tym co jest właściwe.
Nastała cisza, Ty milczał, a Hunt położył dłoń na moim ramieniu.
- A-ana… Powinnaś… Krwawisz – powiedział, chociaż wyraźnie był w szoku, popatrzyłam w jego oczy i zobaczyłam, że ma w nich łzy, więc objęłam go mocno. I po prostu się przytulaliśmy. Przecież nigdy nie pozwoliłabym, aby został z tym sam.
- Kocham cię – wyszeptałam, a wtedy poczułam jak podbiega do nas Sunny
- A ja uważałam, że pasujecie do siebie idealnie – dodała, mówiąc przez łzy. – Tylko mój najukochańszy brat jest odpowiedni dla mojej najlepszej przyjaciółki, którą całe życie traktowałam jak siostrę… – objęła nas, więc popatrzyłam na nią z wdzięcznością.
- Popieram – powiedział z korytarza Ash, który najwyraźniej zdążył dokuśtykać na górę.
- Ja… - Ty pokręcił głową. – Nie wiedziałem. Myślałem, że… Nie mamy prawa. Że nie powinniśmy. Że nawet jeśli coś czujemy, to powinniśmy to… Stłumić, Zrezygnować. Bo to niewłaściwie… I… - popatrzył z żalem na mnie, na Huntera, później na Sunny. Skrzywił się jakby coś go bolało – Przepraszam – rzucił i wybiegł z pokoju, minął Asha i ruszył na dół. Podeszłam do okna i zobaczyłam jak odjeżdża spod domu i przymknęłam oczy.
- Przejdzie mu. Zaraz tu wróci, żaby się z wami pogodzić. Musi tylko to wszystko poukładać. Dobrze, że wie. Szkoda tylko, że Hunt musiał tak oberwać – Sunny dotknęła z troską twarzy brata – Przepraszam, że nie zrozumiałam… I wypaliłam tak o tym spaniu nago. Chciałam ci pomóc, ale zupełnie mnie odcięło, nie wiedziałam co mówić…
- W porządku. Faktycznie chyba lepiej, że to wyszło. Nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy przez cały jego pobyt udawać i wciąż wszystkich okłamywać… - odparł Hunt przecierając krew z ust.
- Ja się domyślałem – wtrącił się z wyraźną dumą Ash, więc Hunter i Sunny popatrzyli na niego z irytacją.
- I dlatego wypaliłeś o tym, że Ana śpi u Huntera co noc? – żachnęła się Sunny.
- No bo to przecież prawda… - odpowiedział z konsternacją, a Sunny wywróciła oczami.
- Okej, Sherloku.
- Szkoda, że jeszcze nie chodzę normalnie. Gdybym był sprawny nie pozwoliłbym, żeby cię tak urządził…
- Ash, ja nie miałem nic przeciwko temu. Dlatego się nie broniłem. Wolałem żeby wyżył się na mnie fizycznie i być może… Nie wiem, kiedyś mi wybaczył?
- Nie miał prawa wyżywać się na tobie w żaden sposób. I tu nie ma nic do wybaczenia. Niech teraz to lepiej on się stara, żebym to ja wybaczyła jemu – odparłam poirytowana, a Hunt uśmiechnął się do mnie i objął mnie mocno. Po chwili spojrzał mi w oczy i zaczął się cicho śmiać, Sunny również zachichotała, a na końcu nieco skonsternowanym parsknięciem dołączył do nich Ash.
- Boże, co za masakra – westchnął Hunter – I co za ulga. Poważnie… Kamień właśnie spadł mi z serca… to takie…
- Tak, prawda jest cholernie wyzwalająca – odparłam, a Hunt pokiwał głową.
- Masz rację... I dziękuję… Dziękuję, że tak to wszystko ujęłaś. Kiedy cię słuchałem, to właściwie…
- Właściwe sam sobie uświadomiłeś, że nie łączy nas nic złego? – znowu dokończyłam za niego, a on po raz kolejny pokiwał głową.
- Tak… Najwyraźniej.
- Najwyraźniej najwyższy czas – pocałowałam go w usta, a Sunny cmoknęła jego ramię i objęła w pasie.
- Naprawdę się cieszę, że jesteście razem. Ale wiecie co? Zaraz ta krew zacznie kapać na mój nowiutki dywan z jedwabiu, także może chodźmy do łazienki opatrzeć to wszystko, jak myślicie?
- Brzmi rozsądnie.
- I wiecie co?
- Hm?
- Jak tak na was patrzę, to myślę sobie, że najgorsze za wami. Z rodzicami na pewno pójdzie wam dużo lepiej.
- Na pewno – Westchnęłam wchodząc do łazienki. Zerknęłam z niedowierzaniem na niewielkie rozcięcie na moim czole. Nawet nie zarejestrowałam, że uderzyłam się aż tak mocno. Hunt również spojrzał w lustro, wycierając krew z rozciętych warg, ale mimo, że wyglądał jakby właśnie zszedł z ringu, uśmiechał się do siebie i chyba po raz pierwszy w życiu w końcu mógł powiedzieć, że może i przegrał bitwę ale za to wygrał wojnę.
I to wojnę z samym sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro