Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35

Hunter

Dni mijały i każdy z nich - każda wspólna noc, każde spojrzenie, wszystko co robiliśmy z Aną, utwierdzało mnie w przekonaniu, że moje życie bez niej byłoby puste i nieszczęśliwe. Wiedziałem, że postąpiłem słusznie stawiając na nas, na nasz związek i na naszą miłość, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że najgorsze przede mną.

Zderzenie z rzeczywistością mogło być naprawdę bolesne i bałem się go jak cholera.

Kochałem rodziców Any jak moim własnych i obawiałam się że ich reakcja może złamać mi serce, chociaż wolałem aby oni mi je złamali, niż miałbym zrobić to sam, rezygnując z miłości mojego życia.

W głowie układałem różne scenariusze przebiegu mojej rozmowy z ciocią i wujkiem, analizowałem każdą ewentualność, ale jak to bywa – życie uwielbia nas zaskakiwać, ponieważ pewnego sierpniowego dnia, kiedy powrót do Nowego Jorku zbliżał się wielkimi krokami, noce stawały się coraz krótsze, a poranki coraz chłodniejsze, przed drzwiami domu Asha zjawił się niespodziewany gość.

Ktoś, kto wspierał mnie i nazywał swoim bratem, mimo że nie moglibyśmy różnić się bardziej. Tyler – rodzony brat Any, był świetnym facetem, ale jednocześnie cholernie zaborczym i nadopiekuńczym bratem – zarówno wobec mnie, jak i wobec niej. A najbardziej wobec Sunny.

Do dzisiaj pamiętałem jak bił się z chłopakami ze szkoły bo któryś z nich ośmielił się nazwać mnie przybłędą, pamiętałem jak umawiał mnie na randki z dziewczynami, ponieważ w szkole był naprawdę popularny i miał chyba największe powodzenie wśród dziewcząt, ponad to wciskał mi podwójne kanapki do śniadaniówki bo byłem „zbyt chudy”, a tak naprawdę martwił się abym nie był głodny... Tak, Ty był więcej niż w porządku. Ale wiedziałem też, że wizja mnie i Any jako pary zapewne jawi się w jego głowie jako coś zupełnie niewyobrażalnego, i w chwili kiedy stanąłem z nim twarzą w twarz, uświadomiłem sobie, że rozmowa z Ty’em może okazać się jeszcze gorsza, niż ta którą miałem przeprowadzić z ciocią i wujkiem.

Stałem w rozciągniętej koszulce patrząc na jego przystojną twarz, zielone oczy tak podobne do oczu Any, piegi na niewielkim nosie, niemal czarne włosy, nieco dłuższe niż zwykle, pełne usta rozciągające się w tym jego charakterystycznym, bezczelnym uśmiechu i starałem się wyrzucić z głowy fakt, że właśnie wyszedłem z łóżka w którym przed chwilą uprawiałem seks z jego młodszą siostrzyczką.

- Braciszku… - potargał mnie po włosach i objął poklepując po plecach. – Co tak na mnie patrzysz? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha – szepnął mi do ucha, a ja uśmiechnąłem się sztucznie.

Na werandzie koło niego stał Vince, bawiąc się kluczami od swojego auta, za to obok mnie wyraźnie naburmuszony Ash mordował go wzrokiem, przeskakując poirytowanym spojrzeniem to na Vinniego, to na Ty’a.

- Niespodzianka! Cholera, ale ciężko się tu do was dostać. Słabo z zasięgiem i oznakowaniem… Witaj, Ash. Poznałem właśnie twojego… kuzyna? Jesteście rodziną? Wyglądacie trochę…

- Nie. Nie jesteśmy spokrewnieni – bąknął niezadowolony Ash, który najwyraźniej nie był zbyt zachwycony faktem, że z samego rana pod drzwiami jego domu stał Vince i Ty – dwóch facetów tak ważnych dla Sunny. Byłem w stanie przypuszczać, że był zazdrosny zarówno o jednego jak i o drugiego, chociaż oczywiście nic nie mogło pobić poziomu niechęci jaki żywił do Vinniego.

- Racja, jakichkolwiek więzów rodzinnych brak – odparł Vince uśmiechając się grzecznie, ale niemal równie sztucznie co ja. Zerknęliśmy na siebie wymownie w dość niezręcznej ciszy, którą po chwili przerwało głośne piszczenie Sun.

- Ty! Tak tęskniłam, jak cudownie że udało ci się przyjechać, tak długo cię nie widziałam… - Tyler objął ją czule, a ona podskakiwała jak radosny szczeniak uwieszając się na jego ramionach.

Zaraz za Sunny z domu wyszła Ruby i ulotniła się najszybciej jak się dało z Vincem, który najwyraźniej na nią czekał. Zdążyli umówić się z Sun na sobotni wieczór i zniknęli w aucie, a ja zostałem, chociaż najchętniej pobiegłbym za nimi, aby jakoś to wszystko przyswoić i poukładać. Zastanowić się jak rozmawiać teraz z Ty’em.

- No co tak stoimy? Chodzie do środka… Naprawdę się cieszę, że wpadłeś… A jest z tobą Fina?

- Właściwie to nie. Nie jesteśmy już razem.

- Szkoda – wtrąciłem się aby nie milczeć przez cały czas, a Ty pokiwał głową i wzruszył ramionami.

- Tak, ale jak się już na początku nie układa, to raczej lepiej się rozstać niż tracić czas… Naprawdę miło was widzieć – mówił wchodząc do domu – I spokojnie, stary -  dodał zwracając się do Asha - Przyjechałem tylko na parę dni aby zobaczyć się z siostrami i bratem. Mam do ciebie znacznie bliżej niż do Nowego Jorku, więc stwierdziłem, że to najlepszy pomysł, aby spędzić razem trochę czasu. Ale jeśli to jakiś problem mogę wynająć pokój w hotelu i spotkam się z rodzeństwem w knajpie wieczorem…

- Nie, w porządku – odpowiedział Ash, patrząc na Sunny w taki sposób, jakby próbował wyczytać z niej instrukcję dotyczącą bycia miłym. – Zostań, ciebie też dobrze widzieć…

Ty uśmiechnął się szeroko i objął Asha poklepując go po plecach.

- Jak się czujesz? Jak noga? Strasznie się wszyscy martwiliśmy. I oczywiście ciebie też chciałem zobaczyć… Rany, po tych wszystkich latach naprawdę mało się zmieniłeś. Wciąż wyglądasz cholernie dobrze, nawet w takim stanie, serio.

- Yhymm… Ty też – bąknął Ash.

- Właściwie… właściwie nie pamiętam czy porządnie cię przeprosiłem. Wtedy, gdy byliśmy młodzi. Byłem wredny, a ty mi przywaliłeś, pamiętasz?

- Pamiętam…

- Po wszystkim ojciec wyżył się na tobie, więc ukradłeś motocykl wujka i zniknąłeś na noc… Rany, wypatrywałem cię przez okno do czwartej nad ranem, aż usnąłem na parapecie. Ale to były czasy…

- Tak. Ale nie ma o czym mówić. To było tak dawno. Poza tym chyba już mnie przepraszałeś… - Ash odgarnął włosy od tyłu, najwyraźniej nieco zakłopotany, a ja cieszyłem się że rozmowa skupia się na nich, i zerknąłem na schody prowadzące na piętro. Ana zawsze lubiła dużo spać, i naprawdę ciężko było ją dobudzić, ale robiliśmy sporo hałasu, więc zastanawiałem się kiedy zejdzie na dół.

- Tak czy inaczej… Wredny był ze mnie gówniarz.

- Byłem znacznie gorszy. Przecież wiesz.

- To urocze, że jesteście dla siebie tacy mili, ale prawdę mówiąc obaj byliście naprawdę w porządku. Mówię szczerze. Więc koniec przepraszania, okej? Chodź Ty, napijesz się czegoś, pewnie jesteś zmęczony po podróży…

- Troszkę – Ty położył swoją niewielką torbę sportową na podłodze, odgarnął z oczu lekko potargane włosy i westchnął ciężko.

Ruszyłem do kuchni i stwierdziłem że muszę wziąć się w garść, bo przez to ciągłe milczenie zaczynałem zachowywać się po prostu dziwnie.

- A gdzie żaba? – zapytał popijając wodę mineralną.

- Na górze. Pewnie wciąż śpi…

- Cała Ana. Ten gówniarz hibernował do południa. A w nocy biegała po domu do północy. Strasznie mnie wkurzała ale teraz, nie wiem, chyba trochę mi tego brakuje – zaśmiał się ciepło, po czym popatrzył na Sunny z uśmiechem. Usiadła tuż koło niego przy stole i położyła dłoń na blacie, a Ty dotknął jej ręki przesuwając po niej kciukiem – A ty jak słonko? Kiedy wracasz do Nowego Jorku?

- Nie wiem, ale chyba nieprędko. Może nawet wcale. Właściwie zeszliśmy się z Ashem i najpewniej zostaniemy tutaj, w Montanie.

Ty przełknął głośno ślinę. Jego jabłko Adama podskoczyło raz, potem drugi i trzeci. Zacisnął szczęki i pokiwał głową wciągając powietrze przez nos. Puścił dłoń Sunny i wyprostował się na krześle zanurzając dłoń we włosach.

- Aha. Rozumiem – powiedział w końcu, po czym spojrzał na Asha wzrokiem mówiącym, że jeśli skrzywdzi jego małą siostrzyczkę będzie umierał w męczarniach. – Cóż… - powiedział po chwili – Ciekawe. Nie znosiliście się jako dzieci. Znaczy ty nie znosiłeś Sunny. – zwrócił się do Asha.

- Nie znosiłem całego świata – odparł martwo mój przyjaciel.

- Oprócz Hunta.

- Tak.

- Yhymmm…. Cóż. Mam nadzieję, ze będziesz dobry dla mojej Sunny. Zasługuje na wszystko co najlepsze.

- Nie musisz mi tego mówić – odparł Ash i znowu patrzyli na siebie w wyjątkowo morderczy sposób.

Okeeej. Jednak zgrzyty między nimi to coś nieuniknionego. Musiałem wkroczyć do akcji żeby się nie pozabijali.

- Ty. A co u ciebie? Przypomnisz mi czym zajmujesz się w San Francisco?

- Cóż. Cały czas pracuję w  tej samej firmie farmaceutycznej. Jestem kierownikiem działu promocji i reklamy. Ogólnie to ciekawa i dobrze płatna praca… Tylko mam dość chodzenia w garniturze… - zaśmiał się trochę sztucznie.

- Brzmi fajnie – uśmiechnęła się do niego Sunny, a on pokiwał głową i spuścił wzrok.

- Słuchajcie… Pójdę do siostry, okej? Stęskniłem się za nią. Obudzę ją i zrobię jej niespodziankę…

- Może lepiej ja ją obudzę?  - przerwałem mu, od razu kierując się w stronę schodów.

- Dlaczego? – zapytał Ty, marszcząc proste, ciemne brwi.

Cóż, bo śpi w moim pokoju, zupełnie naga i odsypia noc, ponieważ pieprzyliśmy się niemal do rana? A no i nasze ciuchy porozwalane po całej sypialni też są dość wymowne, także…

- Oj niech Ty zrobi jej niespodziankę, pozwól mu – zaśmiała się Sunny, a ja zgromiłem ją wzrokiem, więc rozchyliła usta jakby w głowie nagle zapaliła jej się lampka i odchrząknęła – Aaaa. Albo wiecie co? Może ja pójdę?

- Ale o co wam chodzi? – zaśmiał się ze zdziwieniem Ty – Dlaczego?

- Ostatnio Ana sypia nago – wypaliła Sunny, a ja schowałem twarz w dłoniach. – Więc lepiej żeby żaden z was tego nie widział…

- Sypia nago? – powtórzył Ty.

- No bo tu jest strasznie gorąco! – krzyknęła Sunny teatralnie wachlując się dłonią.

- Z tego co wiem Ana śpi u Hunta, zresztą jak zawsze. Więc nie sądzę, żeby była naga – odpowiedział wyraźnie skonsternowany Ash, a Ty popatrzył na mnie w naprawdę dziwny sposób.

Cóż, nawet nie mogłem się gniewać na Asha, w końcu jak zawsze niezmiennie od lat walił prosto z mostu i nie rozumiał aluzji, więc tu akurat wszystko pozostawało bez zmian. W przeciwieństwie do całej reszty. Rany, czy to mogło wyjść w gorszy sposób? Może jeszcze była szansa żeby to obgadać i wyjaśnić? Przełknąłem ślinę, popatrzyłem w oczy Ty’a, on patrzył w moje i zmrużył brwi z niedowierzaniem, po czym bardzo powoli pokręcił głową.

- W moim pokoju jest chłodniej – dodałem cicho, tylko się pogrążając.

- Więc dlatego śpi nago w twoim łóżku…?

- Nic takiego nie powiedziałem. – podniosłem do góry obie dłonie, a Ty ruszył w stronę schodów. Nie wiedziałem co miałbym zrobić, więc pobiegłem za nim, myśląc sobie, że po prostu pozwolę mu rozwalić sobie twarz i skopać się po jajach.

Ale czy to coś zmieni? Czy chłopak, który był dla mnie jak brat kiedykolwiek mi wybaczy? Czy kiedykolwiek spojrzy na mnie tak jak kiedyś?

Wpadł do pierwszego lepszego pokoju, który akurat należał do Sunny, a ja po prostu pokazałem mu na drzwi od mojej sypialni.  Znowu popatrzył na mnie z niedowierzaniem po czym po raz kolejny pokręcił głową.

- Powiedz mi, że wkręcam sobie jakieś pojebany rzeczy, Hunt.

- Nie wiem… Nie wiem co masz na myśli. Ani co mam ci powiedzieć – odparłem zgodnie z prawdą, a Ty parsknął cicho zagryzając dolną wargę i wszedł do mojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro