Rozdział 30
Ana
Kolejne dni minęły szybko i spokojnie. Hunter odsunął mnie od siebie pod względem fizycznym - nie dotykaliśmy się jak kochankowie, nie robiliśmy sobie dobrze ustami, nie doprowadzaliśmy się do orgazmu, jak tej jednej cudownej nocy, po której tak wiele się zmieniło, ale za to zbliżył się do mnie w sensie emocjonalnym.
Chodziliśmy na spacery, na których milczeliśmy lub rozmawialiśmy o nas. Wspominaliśmy, a ja starałam się bardzo delikatnie wyciągać prawdziwego Huntera z tej zbroi którą sobie stworzył. Powoli, bardzo pomalutku, odkrywał przede mną kolejne fakty. Czasami były to jedynie pojedyncze zdania, kilka słów, jedno wspomnienie, ale mi to wystarczało. Dzięki tym krótkim chwilom w których otwierał się przede mną widziałam tamtego chłopca.
Chłopca, który powiedział mi że mieszkał w przyczepie na przedmieściach, i kradł aby przeżyć. O tym jak się wstydził gdy łapała go policja, oraz o tym jak bardzo się bał kiedy nie miał kto po niego przyjść by zabrać z komisariatu. Opowiadał jak wiele dzieciaków z miejsca w którym mieszkał było w bardzo podobnej sytuacji do niego. O tym, że w tamtym rejonie, alkohol, zaniedbywanie dzieciaków i przemoc były na porządku dziennym i po pewnym czasie przestawało to kogokolwiek dziwić lub gorszyć – przynajmniej w miejscu w którym mieszkał. Nawet policja była znieczulona na los tych dzieci – w końcu to dzieciaki z patologii, wiadomo czego się można po nich spodziewać, uciekały z domu, kradły, wdawały się w bójki, potem same zaczynały pić, staczać się, i tak dalej… Przerażało mnie to tak bardzo, że nie umiałam opisać tego słowami, i jedyne czego chciałam to móc zrobić cokolwiek aby im pomóc, więc zamierzałam poprosić Hunta, aby zabrał mnie w tamto miejsce po powrocie do Nowego Jorku, bym mogła uzmysłowić sobie z czym musiał mierzyć się każdego dnia i zobaczyć co mogę zrobić aby realnie pomóc tym dzieciom.
Uważałam, że to byłoby świetne rozwiązanie – zaangażowanie Huntera w pomoc dzieciom, które tak wiele przeszły. Wierzyłam że dzięki temu mógłby odnaleźć w życiu nowy cel i spokój.
Opowiadał mi o Sunny, o tym jak bardzo ją kochał i jak bardzo chciał ją chronić. O tym że to gdy ojciec go bił nie zwracał uwagi na ból, tylko odczuwał ulgę że ona jest bezpieczna. Opowiadał o Vinnim i o tym że znał go już w czasach kiedy był jeszcze normalnym chłopcem – gdy żyła jego mama. Vince jako syn lekarza i zamożnej arystokratki miał dom w bogatej dzielnicy, i nawet kiedy Hunter mieszkał jeszcze w normalnych warunkach razem rodzicami, dzieliło ich od siebie kilka przystanków autobusem.
Ich mamy poznały się na studiach. Obie były malarkami i zaprzyjaźniły się zanim jeszcze założyły rodziny. Vinnie ponoć jako jedyny przejmował się do końca losem Hunta i Sunny, i bardzo ich wspierał, nawet kiedy inni zdawali się zapomnieć o ich istnieniu.
Hunt opowiadał mi też o swojej mamie – niby tylko parę słów, ale nie mogłam się nacieszyć że otworzył się przede mną na tyle, aby odważyć się powiedzieć mi tak wiele.
Miała na imię Hope i długie, złote włosy. Jej palce zawsze były brudne o farb, którymi pachniała, uwielbiała podróżować i bardzo dużo się śmiała. Ponoć była prześliczna i pogodna, a jego ojciec nie widział poza nią świata. Spytałam go czy byli szczęśliwą rodziną zanim ona odeszła i o dziwo powiedział mi, że tak.
Jego ojciec dużo pracował, na co dzień nie pił, ale ponoć zawsze miał słabość do alkoholu. Hunter pamiętał kilka chwil kiedy wracał pijany gdy żyła jeszcze jego mama, zawsze wtedy zachowywał się głośno i nieprzyjemnie, ale poza tymi epizodami, zdawał się być normalny.
Spytałam też jaki był Travis Mason, bardzo nieśmiało i cicho, w chwili kiedy opowiadał o tym jaka była jego mama: „ A jaki był on ?”. Hunt spojrzał na mnie i skrzywił się jakby coś go bolało.
- Był taki jak ja – odpowiedział, co bardzo mnie zdziwiło.
- Niemożliwe – odparłam.
- Kiedy patrzę w swoją twarz widzę jego, więc chyba jednak możliwe – wyszeptał, a wtedy zrozumiałam.
- W sensie fizycznym. Był podobny do ciebie z wyglądu – powiedziałam, a on jedynie przytaknął.
Mogłam sobie tylko wyobrazić jak ciężko było mu patrzeć w lustro, i widzieć ojca, który był potworem i zadał mu tak wiele bólu.
Hunter wizualnie był idealny. Idealne usta, oczy, wszystko. Doskonałe rysy, harmonijne proporcje, najczystsze piękno bez najmniejszej skazy. Jaka szkoda, że ta cała perfekcja kojarzyła mu się z takim cierpieniem.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, bo niby co odpowiada się w takich sytuacjach? Że to bez znaczenia? Że to nic nie znaczy? Przecież to nie była prawda, ponieważ mimo że jego charakter tak bardzo różnił się od tego co reprezentował sobą jego ojciec, to i tak miało to znaczenie. Miało ponieważ, musiało być cholernie trudne i bolesne. Travis Mason z pewnością był przystojnym facetem, ale diabeł ponoć też był niegdyś pięknym aniołem, nieprawdaż?
Tak więc zacisnęłam palce na jego dłoni i milczeliśmy.
Z reguły wiele mówiłam, czasami wręcz zbyt dużo, ale w takich chwilach uzmysławiałam sobie że milczenie jest czasami cenniejsze i bardziej wartościowe.
Milczenie i obecność. Ciche wsparcie, zrozumienie, czasami spojrzenie lub dotyk. Nie musiałam go co chwila zapewniać, że tak bardzo różni się od ojca, mimo iż w pewnym sensie go przypomina. Chciałam mu pozwolić przeżyć to na swój własny sposób, i pokazać że jestem obok, mimo wszytsko.
Noce spędzaliśmy na przytulaniu się oraz spaniu, i siłą rzeczy zastanawiałam się kiedy w końcu znowu pozwolimy sobie na więcej, ale nie zapowiadało się aby była na to szansa, przynajmniej w najbliższych dniach, ponieważ nazajutrz mieliśmy jechać na wycieczkę w góry razem z Ruby, więc mogłam wykluczyć bliskość jakiej bym sobie życzyła, nie mniej jednak liczyłam na to że po powrocie znów damy sobie tak wiele jak tamtej nocy o której nie mogłam przestać myśleć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro