Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Ana

Wyszłam kilka minut za Huterem, ponieważ stwierdziłam że nie mogę pobiec za  nim prawie naga, wystarczy że on wybiegł w samych bokserkach.

Ręce mi drżały i nie widziałam za wiele przez łzy które zalewały moje oczy, ale wytarłam je palcami i założyłam sukienkę z długim rękawem ponieważ noce były dość chłodne. Popatrzyłam na koc rozłożony na fotelu i wzięłam go ze sobą aby kazać mu się nim okryć, kiedy go znajdę… Cóż nie mógł pójść szczególnie daleko w samej bieliźnie, prawda?

Tak, na pewno nie poszedł zbyt daleko. Zamierzałam sprawdzić najpierw nad strumykiem, a potem… Nie wiedziałam. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia.

Ale i tak przecież nie mogłam go zostawić, nie po tym co usłyszałam.

Zbiegłam na dół i założyłam buty. Była trzecia w nocy więc starałam się nikogo nie obudzić, szczególnie dlatego, że nie mogłabym z nikim teraz rozmawiać. Czułam że jeśli spróbuję otworzyć usta i wypowiedzieć choćby słowo, to pewnie się poryczę. Wyszłam z domu wtłaczając w płuca rześkie powietrze i próbowałam się uspokoić.

Ruszyłam energicznym krokiem w stronę strumyka, a kiedy się nad nim znalazłam z niepokojem zauważyłam, że jego tam nie ma.

- Hunter? – zawołałam rozglądając się dookoła i wtedy go zobaczyłam.

Siedział pod drzewem, oparty o jego pień i spał. Jego ciało było prawie nagie nie licząc krótkich, czarnych bokserek. Włosy miał potargane, a głowę odrzuconą do tyłu. Podeszłam do niego i dotknęłam jego twarzy, był zmarznięty więc przykryłam go kocem. Popatrzyłam na lekko rozchylone usta i czułam jak się rozklejam.

Hunter często powtarzał mi że ciekawość to pierwszy stopień do piekła ale zawsze wracałam wtedy oczami traktując to powiedzenie jak wyświechtany bezsensowny frazes.

Ale jak się okazało - jak zwykle miał rację.

Z jednej strony wiedziałam, że Hunt z pewnością miał trudne dzieciństwo. Zakładałam, że jego ojciec był alkoholikiem i tak dalej, ale… Nie byłabym w  stanie wyobrazić sobie tego mi powiedział. Niby to było tylko kilka zdań, ot  parę posklejanych ze sobą słów, które złamały mi serce i raz na zawsze odmieniły moje życie.

Ponieważ od teraz to ja musiałam być opoką w naszym związku. Musiałam zrobić wszystko aby jakoś go z tego wyleczyć, jakoś to wszystko posklejać, jakoś… I naprawdę zamierzałam zrobić wszystko, aby mi się udało.

Byłam zła na moją mamę, za to że nie zajęła się tym znaczenie wcześniej.

Jak mogła nie wysłać go na terapię?

Pokręciłam głową, odgarnęłam jego splątane, jasne włosy z twarzy i przykryłam go szczelnie kocem, sama też się pod niego wsunęłam i zerknęłam w gwiazdy próbując wyciszyć walące serce.

To nie tak, że Hunter mnie nie przeraził. Owszem, przestraszyłam się. Nie tylko tego co mówił, ale też sposobu w jaki to mówił, ale przecież to nie zmieniało mojej miłości do niego.

To że przeszedł przez piekło nie mogłoby sprawić, że pokochałabym go inaczej. Pokochałabym go bez względu na wszystko, ale nie do końca mogłam zrozumieć tego co do mnie powiedział.

Tego, że zabił swojego ojca.

Nie umiałam sobie tego wyobrazić, i nie wiedziałam w jakich okolicznościach mogło do tego dojść. Przypadkiem?  W obronie własnej? Na skutek jakiegoś wypadku? W jaki sposób?

To że powiedział mi o samym fakcie wiele znaczyło, ale w tym momencie dręczyły mnie tak upiorne myśli że nie umiałam sobie z nimi poradzić, więc schowałam twarz w dłoniach starając się uspokoić.

Wiedziałam, że muszę mu pomóc, przede wszystkim powinnam dopilnować aby nigdy więcej nie pił. Alkohol mógł go zniszczyć, czułam to.

Jęknął cicho i skrzywił się więc objęłam go i pozwoliłam mu się do mnie przytulić po czym zanurzyłam nos w jego jasnych włosach czując jego znajomy zapach – mój ulubiony na świecie.

- Kocham cię – szepnęłam i zamknęłam oczy próbując zasnąć.

***  

Obudziłam się kiedy było już zupełnie jasno. Przetarłam zmęczone oczy i spojrzałam na Huntera, który wciąż spał. Miał rozchylone usta i potargane włosy. Wyglądał na takiego spokojnego, ale wiedziałam, że z pewnością obudzi się z bólem głowy i fatalnym samopoczuciem. Byłam niemal pewna że będzie po nim widać wczorajszą noc – to że się upił. Nie chciałabym abyśmy musieli tłumaczyć się z tego komukolwiek, więc wolałam wrócić jak najszybciej do domu.

Dotknęłam jego ramienia i potrząsnęłam nim delikatnie.

- Hunt… Obudź się, powinniśmy iść – powiedziałam ale nie reagował, dlatego pochyliłam się nad nim i wzięłam jego twarz w dłonie. Czułam od niego whisky. Położyłam palce na jego policzku i pogłaskałam go  czułością. – Hunter… - powtórzyłam i potrząsnęłam nim mocniej. Wykrzywił lekko usta, jego srebrne oczy zaczęły otwierać się powoli i nieprzytomnie. – Musimy iść, możesz wstać?

Jęknął cicho rozglądając się około i przełknął ślinę krzywiąc się z bólu.

- Spałem pod drzewem…? – spytał z konsternacją.

- Tak wyszło – uśmiechnęłam się do niego ciepło i przeczesałam palcami potargane włosy  - Zresztą, spałam z tobą i było całkiem wygodnie – dodałam ze śmiechem, aby jakoś spróbować przywrócić naszą normalność. Nie zamierzałam oczywiście udawać że nic się nie zmieniło, że nie widziałam tego co się z nim działo, że nie dowiedziałam się o tym co tak bardzo go bolało… Wiedziałam, że przed nami wiele do omówienia i przerobienia, ale najpierw musiałam spróbować go odzyskać i uspokoić.

Popatrzył mi w oczy z dezorientacją i dostrzegłam w jego spojrzeniu coś czego nie było tam wcześniej.

- Co ty tu jeszcze robisz, Ana? Dlaczego…

- Przyniosłam ci koc – przerwałam mu nieco drżącym głosem -  I chciałam zabrać cię do domu, ale spałeś więc pomyślałam że to  w sumie nienajgorszy pomysł. Wiesz jak lubię gwiazdy… Liczę, że na naszej wycieczce będziemy spać pod namiotem więc to taka rozgrzewka… Ale masz absolutny zakaz spożywania alkoholu – pokazałam na niego palcem a on wciąż patrzył na mnie z konsternacją. – Masz szlaban nawet na cukierki z likierem. Zresztą ja też…

- Ana… Ja wczoraj nie bredziłem – powiedział szeptem patrząc na mnie jakoś dziwnie. Jakby chciał abym zobaczyła w jego oczach cały ten mrok.

Ale ja się nie bałam.

- Wiem kochanie – dotknęłam jego policzka i poczułam że mam w oczach łzy – Wiem, i tak bardzo cię kocham – dodałam i przycisnęłam usta do jego warg, ponieważ wszystko czego chciałam to go pocałować, ale przerwał nasz pocałunek i spuścił głowę -  Hunt… Jesteś najlepszą osobą jaką znam…

- Przestań – syknął – Po prostu… Przestań.

- Okej… Okej – pokiwałam głową i nie wiedziałam co dodać. Co się mówi w takich sytuacjach? Co powinnam zrobić?

Czułam, że ten chłopak siedzący przede mną to nie ta sama osoba którą znałam od tak wielu lat, że  ten zagubiony, zraniony mężczyzna na którego patrzyłam to ktoś trochę inny. Że zawsze był inny

Nie był już tylko tym beztroskim, niedorzecznie przystojnym chłopcem z gitarą w którym durzyłam się przez całe życie. Nie był już tylko tym roześmianym, opiekuńczym dzieciakiem którego podziwiałam całą sobą.

Był kimś więcej.

Był kimś kogo chciałam poznać.

Kimś w kim zakochałabym się jeszcze bardziej.

Kimś dla kogo mogłabym zabić i umrzeć.

Niby wcześniej było podobniej, ale jednocześnie tak bardzo inaczej.

Czułam jakbyśmy oboje byli inni.

- Tak bardzo cię podziwiam, Hunter  - wyszeptałam zaczesując mu kosmyk jasnych włosów za ucho.

- Posiedziałem żebyś przestała, Ana…  - popatrzył na mnie ostrzegawczo.

- Żebym przestała co? – spytałam przechylając lekko głowę.

- Przestań udawać, że nic się nie stało…

- Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało, ale nie zamierzam też udawać że nie kocham cię przez to jeszcze bardziej – wzruszyłam ramionami czując że pewnie za moment się popłaczę, ale on też najwyraźniej postanowił zrzucić maskę, ponieważ popatrzył na mnie z nadzieją, jego oczy były smutne i przekrwione, a ja chciałam jedynie zabrać  od niego cały ten ból.

- Dlaczego? – spytał załamującym się głosem, więc wcisnęłam się na jego kolana i wzięłam jego twarz w dłonie

- Mam tysiące powodów. Miliony. Miliardy. I jeszcze jeden – zaśmiałam się trochę smutno a jego lekki uśmiech dał mi nadzieję - I zawsze będę cię kochała. Z każdym dniem i z każdym oddechem coraz bardziej i bardziej. I to się nigdy nie zmieni… A ty mnie kochasz?

- No jasne, żabko – powiedział załamującym się głosem a jego srebrne oczy wypełniły się łzami więc schował twarz w moje piersi, a ja przytuliłam go mocno.

- Razem damy sobie radę ze wszystkim, przysięgam. Tylko błagam nigdy więcej nie próbuj mnie odtrącić, okej?

Pokiwał głową w odpowiedzi więc poczułam jak kamień spada mi z serca. Przycisnęłam nos do jego włosów i odetchnęłam głęboko

- Nie jesteś przerażona…? – spytał cicho po kilku minutach.

- Jestem wściekła. Nie mogę znieść tego jak wiele wycierpiałeś. A gdyby ten skurwiel żył za pewne osobiście zabiłabym go za to co ci zrobił…

Okej, to było ekstremalnie nieprofesjonalne i pewnie każdy psycholog który usłyszałby to co powiedziałam dałby mi zakaz rozmawiania z pacjentami, ale poważnie, jeśli ktoś krzywdzi tych których kochasz…

Hunter nic nie odpowiedział tylko zatrząsnął się  moich ramionach wiec domyśliłam się za pewne płacze albo jest tego bliski, przez co poczułam się jak totalna idiotka, a moje serce prawie pękło. Skrzywiłam się przytulając go mocniej.

- Przepraszam… Przepraszam, jestem beznadziejna… Chcę tylko powiedzieć, że… To mnie boli… To ile przeszedłeś. I jestem przerażona, jestem tak strasznie zła i taka bezradna, ale… Jestem też tutaj, tuż przy tobie. I nie odejdę, a razem damy sobie z tym radę, przy mnie nie musisz niczego udawać… - powiedziałam, a potem nie mówiłam już nic.

Po kilku minutach odsunął się ode mnie i przetarł twarz dłońmi.

- Pójdziemy do domu? – spytałam na co jedynie przytaknął, więc wstałam z jego kolan i złapałam go za rękę

- Która godzina…?

- Nie mam pojęcia, wyszłam z domu bez telefonu.

- Mam nadzieję że jest cholernie wcześnie i nikt nie zobaczy mnie niemal nagiego i w takim stanie… Szczególnie Sunny. Nie chcę żeby widziała mnie takiego… I nie chcę żeby wiedziała że piłem. I nie chcę żeby się mnie bała…

- Kochanie co ty opowiadasz? Dlaczego miałby się ciebie bać?

- Nie chcę jej się kojarzyć z ojcem. Wystarczy, że wyglądam tak jak on, a kiedy poczuje ode mnie alkohol…

- Sunny na pewno jest ci wdzięczna Hunter, za wszystko co dla niej zrobiłeś i nadal robisz. I niegdy nie pomyślałaby w ten sposób…

Hunt pokiwał bez przekonania głową zarzucił koc na ramię i ruszyliśmy do domu mając nadzieję że na nikogo się nie natkniemy, ale rozmowy i śmiech dobiegające z wewnątrz raczej pozbawiły nas złudzeń.

Hunter ewidentnie się spiął i skrzywił, a ja nie myśląc za wiele – jak to miałam w zwyczaju, złapałam za krawędzie sukienki i zdjęłam ją przez głowę zostając w samej bieliźnie i chwyciłam mocniej jego rękę wkraczając do salonu w którym siedzieli Ash, Sunny i Ruby

Cała trójka zamilkła spoglądając na nas z konsternacją

- Hej… Myślałam, że jeszcze śpicie  - powiedziała Sunny uśmiechając się na nasz widok – A wy wracacie prawie nadzy z….?

- Znad jeziora. Chciałam się wykapać o świecie, a Hunt powiedział że nie puści mnie samej tak wcześnie.

- Ale nie jesteście mokrzy… - zauważył Ash.

- Bo opalaliśmy się jeszcze przez godzinkę. Ale było fajnie, może następnym razem pójdziecie z nami?

- Jasne, brzmi super  – ucieszyła się Sunny a ja pociągnęłam Huntera na schody i pobiegliśmy na górę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro