Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Hunter

- Dlaczego wiecznie za mną łazisz Ana…? – spytałem niepokojąco spokojnym tonem – Ubzdurałaś sobie że powinniśmy być razem kiedy byłaś małą, głupią dziewczynką, ale teraz gdy dorosłaś chyba powinnaś mieć więcej rozumu? – wysyczałem wstając z łóżka.

- Dlaczego znowu zachowujesz się w ten sposób? – odpowiedziała mi pytaniem, i po jej oczach widziałem jak ją to boli, ale byłem zbyt pijany aby analizować czy to co chcę zrobić jest słuszne.

Miało być przede wszystkim skuteczne.

Jakiś głosik w mojej głowie próbował przebić się do mnie powtarzając coś w stylu – A co jeśli ją stracisz?

Ale i tak nie umiałem tego powstrzymać.

- Bo taki właśnie jestem – odparłem wrednym tonem, zruszając ramionami – Oto ja, Hunter Mason o którego ciągle pytasz. Właściwe, ten którego ukrywałem przed tobą od tak wielu lat. Chcesz mnie poznać? – przechyliłem głowę i spojrzałem na nią mrużąc oczy, a ona lekko się wzdrygnęła jakby się przestraszyła, a ja przecież nie chciałem aby się bała, ale…

Ale powinna się bać.

Podszedłem do niej z krzywym uśmiechem

- Więc poznajmy się. Och założę się że chcesz się o mnie czegoś dowiedzieć, prawda? – spytałem i od razu sobie odpowiedziałem – Tak, oczywiście! Dobrze Ano, ale taka miła z ciebie dziewczyna, możesz tego nie zrozumieć, jestem dość… powiedzmy specyficzny. O, to nic nie szkodzi, i tak chcę wiedzieć, jestem taka ciekawska. No dobrze skoro naciskasz, niech ci będzie – prowadziłem ze sobą dialog naśladując nasze głosy i czułem że to przejmuje nade mną kontrolę. Nie chciałem już dłużej udawać. -  Więc może zacznijmy od tego skąd pochodzę. Mieszkam w przyczepie na obrzeżach Nowego Jorku i nigdy nie widziałam Manhattanu. Mój ojciec ma na imię Travis, kiedy mama żyła wszyscy mówili jacy jesteśmy do siebie podobni i nadal trochę mi niedobrze, gdy sobie o tym przypomnę. Obecnie jest ćpunem i alkoholikiem, który przepieprza wszystko na wódkę i dziwki, a ja kradnę jedzenie w okolicznych sklepach dla siebie i swojej siostry. Czasami ktoś się nade mną zlituje widząc moje zniszczone ciuchy i siniaki i daje mi je za darmo, inni dzwonią na psy, przez co muszę siedzieć w areszcie i jedyne o czym wtedy myślę to czy kiedy wrócę moja siostra będzie jeszcze żyła, czy może mój psychiczny ojciec, gdy nie będzie miał jak wyżyć się na mnie, przerzuci się na nią…  A ona tego nie przeżyje… No wiesz. Nigdy nic nie wiadomo. A nie czekaj, to mój ojciec nie żyje… A wiesz dlaczego? – pochyliłem się i popatrzyłem w jej załzawione oczy – Ponieważ go zabiłem – uśmiechnąłem się do niej szeroko – O tymi rękami – pokazałem na moje dłonie i zaśmiałem się cicho. – Taki ze mnie dobry chłopiec – zakończyłem czując, że już się nie uśmiecham, a Ana zakryła usta dłońmi i wydawała się przerażona.

I dobrze.

Powinna się bać.

Wyszedłem z pokoju – to już zaczynał być na rytuał, ale zapewne nawet to miało się między nami skończyć. Po tej nocy już nic nam nie zostanie.

Poszedłem nad strumyk, ale nie usiadłem przy nim, tylko przed wielkim drzewem nieopodal. Kręciło mi się w głowie i było mi coraz bardziej niedobrze więc zwymiotowałem – nawet nie wiedziałem czy od alkoholu, czy może raczej od tego co powiedziałem jeszcze kilka minut temu. Oparłem się o twardy pień drzewa i od tak po prostu, jakby moje życie właśnie się nie skończyło raz z odejściem osoby którą kochałem najbardziej na świecie – zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro