Rozdział 20
Hunter
Zbliżał się wieczór.
Teoretycznie powinienem już wrócić do domu ale mimo to wciąż siedziałem przy niewielkim strumyku i wsłuchiwałem się w szelest wody.
Przez szum strumieni obijających się o ostre kamienie, właściwie jej nie usłyszałem. Usiadła przy mnie uśmiechając się z rozrzewnieniem, taka piękna cicha i odległa. Czułem, że jest daleko mimo, że siedziała tuż przy mnie.
- Uwielbiam tej dźwięk – powiedziała wpatrując się w przepływającą między kamieniami wodę.
- Wiem – odparłem i zerknąłem na nią z uśmiechem. Popatrzyliśmy na siebie. Jej jasnozielone tęczówki kontrastowały z ciemną oprawą oczu i długimi czarnymi włosami. Patrzyła na mnie z czułością na którą sobie nie zasłużyłem, ale przyjąłem to spojrzenie z wdzięcznością i ulgą.
- Obiecaj, że się tu wykąpiemy – poruszyła brwiami w zabawny sposób, a ja zaśmiałem się cicho.
- To górski strumyk. Woda jest zimna…
- Zawsze możemy się jakoś rozgrzać, nie uważasz? – dodała żartobliwym tonem, ale mi i tak zrobiło się gorąco na dźwięk tych słów.
- Ana… Myślę, że tutaj powinniśmy zachowywać się neutralnie, aby…
- Nie kończ – przerwała mi – Poważnie, Hunter… Uważam, że za dużo myślisz wiesz? Za dużo analizujesz, wszystkim się zamartwiasz, spędzasz połowę życia na wyodrębnianiu za i przeciw i tak dalej. Oni cię kochają. Twoja siostra, Ash, Vince… Co nam mogą zrobić, hm? Oddaliby za ciebie życie, a ty się stresujesz że będą krzywo patrzeć na to co jest między nami? A nawet jeśli? Pieprzyć to. I tak z nas nie zrezygnują, a my nie zrezygnujemy z siebie. Nie lepiej żeby wiedzieli i oswoili się z tym, zanim wrócimy do Nowego Jorku? Nawet jeśli nie chcesz o tym gadać, to po prostu pozwól, aby to stało się samo. Przestań. Odpuść. Wyluzuj się – zakończyła kładąc się na ziemi, a jej czarne włosy rozsypały się na intensywnie zielonych źdźbłach trawy. Popatrzyłem na nią z góry podziwiając sposób w jaki kolor małych listków podkreślał barwę jej oczu.
- Chciałbym być taki jak ty – powiedziałem po chwili, a ona zaśmiała się z niedowierzaniem.
- Hunter… Wiem jaka jestem. Nie umiem być nawet w połowie tak dobra jak ty. Staje się lepsza tylko dzięki tobie. Z natury mam… Ciężki charakter, uwielbiam pakować się w kłopoty i przyciągam problemy, jestem lekkomyślna i nieodpowiedzialna, ale wiesz co? Przy tobie staję się lepszą wersją siebie. Wszystkim ulży, kiedy dowiedzą się, że jesteśmy razem…
- Ana… - przerwałem jej ponieważ chyba zaczynałem trochę panikować. Jasne że to co mówiła brzmiało jak bajka, ale ja nie wierzyłem w bajki, chociaż jako chłopiec który przeszedł przez piekło, aby później trafić na tak cudowny i kochający dom, powinno być we mnie więcej wiary, ale… Nie umaiłem w to wierzyć. Gdzieś w głębi wciąż byłem tamtym dzieciakiem, bitym i poniżanym który kradł aby przetrwać, chował siniaki i ślady po uderzaniach pasa, wciąż byłem tamtym dzieckiem które właściwie nie wie czym jest poczucie własnej wartości, i mimo że naprawdę starałem się z tym walczyć, podobnie jak rodzice Any, a odkąd trafiłem pod ich dach zaznałem już tylko miłości i ciepła… Wciąż byłem tamtym jedenastolatkiem. Nie chciałem jej tym obciążać, nie chciałem wierzyć w cuda, nie umiałem być lepszy. Prawda była taka że byłem tchórzem, i po prostu się bałem. Bałem się naprawdę wielu rzeczy i nie umiałem przestać – To co jest między nami… To nie miał być związek. Martwiłem się o ciebie, nadal się martwię, nie chcę żeby ktoś cię skrzywdził, ale nie mogę ci niczego obiecać. Nie wiem czy umiem być dla ciebie odpowiedni. Bliskość jest miła, ale związek to planowanie wspólnej przyszłości, a ja nie wiem czy umiałbym… Dać ci to czego oczekujesz…
Patrzyła na mnie w skupieni, a po chwili położyła dłoń na moim ramieniu.
- Rozumiem. Nie zrobię nic niestosownego, obiecuję. Nie musimy się spieszyć. Spokojnie. Masz czas wszystko przemyśleć i wszystko jest w porządku, tak? – powiedziała cicho - Nie stresuj się, okej? – dodała z uśmiechem, a ja poczułem jak kamień spada mi z serca. Podejrzewałem, że się zdenerwuje ale ona zaczęła mnie uspakajać, więc zastanawiałem się czy dałem po sobie poznać jak wiele mnie to kosztuje – Połóż się koło mnie i spójrz jak widać gwiazdy – pociągnęła za rękaw koszulki więc opadłem koło niej na trawę. Nawet nie zauważyłem kiedy zaszło słońce i zrobiło się zupełnie ciemno. Patrzyliśmy w ciszy na gwiazdy trzymając się za ręce a kiedy na siebie spojrzeliśmy zaśmialiśmy się cicho.
- Wracamy? – spytałem, a ona przytaknęła, więc ruszyliśmy do domu Asha - Jak mnie znalazłaś?
- Sunny powiedziała, że pewnie siedzisz nad strumykiem i powiedziała mi gdzie iść.
- Przed moją siostrą nic się nie ukryje – westchnąłem po czym wszedłem do domu. Ash i Sunny siedzieli w salonie na jednym fotelu, przytulali się i śmiali oglądając coś w telewizji, więc postanowiliśmy do nich dołączyć. Przysiadłem na kanapie, Ana opadła na moje kolana śmiejąc się głośno z czegoś co powiedziała moja siostra, zaplotła ramiona wokół mojej szyi i wtuliła się we mnie, a ja objąłem ją w talii. To było dla nas naturalne, zawsze dużo się dotykaliśmy i przytulaliśmy więc zamierzałem się tym cieszyć i posłuchać rady Any – nie zamartwiać się aż tak, odpuścić. Zachowywać się naturalnie.
Ana przerzuciła nogi przez moje uda, i przytulała moje ramie dyskutując zawzięcie z Sunny, my z Ashem próbowaliśmy oglądać serial, który włączyliśmy i zerkaliśmy na siebie wymownie, ponieważ zagłuszały prawie wszystkie dialogi, ale chyba jemu również szczególnie to nie przeszkadzało.
- Gdzie Ruby? – spytała po jakimś czasie Sunny.
- U siebie, chyba musi odpocząć po podroży, pewnie śpi ale napiszę do niej – odparła Ana, a po kilku minutach szepnęła konspiracyjne prosto w moje ucho.
- Hunt, który pokój jest Vinca?
- A po co ci ta informacja? – odpowiedziałem pytaniem, zerkając na nią z konsternacją.
- Dla Ruby – Ana poruszyła brwiami, a ja prawie się zapowietrzyłem.
- Co? Po co ona chce to wiedzieć? Jest późno… - Ana zerknęła na mnie wymownie - Nie… Żartujesz sobie?
- No co? Oboje są dorośli…
- I…? Vince… - parsknąłem śmiechem na tę niedorzeczność - On nie prześpi się z osiemnastolatką, zwariowałyście?
- Przypominam, że ja też mam osiemnaście lat – spiorunowała mnie wzorkiem, a ja mocno ściszyłem głos.
- Jak myślisz, ile mam wspólnego z Vincem? Może jesteśmy w podobnym wieku, ale on jest zupełnie inny. To poważny człowiek. Dojrzały mężczyzna, weź wybij jej to z głowy, bo tylko naje się wstydu…
- Daj spokój, Ruby jest śliczna. I w sumie to nie wiem po co jej ta informacja, bo nie powiedziała mi wprost, że chodzi właśnie o to ale … No cóż to nasuwa się samo.
- Mam nadzieję, że jednak nie. Nic do niej nie mam i wolałbym jej oszczędzić tego typu rozczarowań. W ogóle co jej strzeliło do głowy?
- Dobra już nie przeżywaj, tylko mów który to pokój.
- Ten na końcu korytarza, po lewej – westchnąłem z rezygnacją – Mam nadzieję że ma mdłości, albo migrenę i potrzebuje porady lekarskiej… - odparłem, a Ana zachichotała pisząc wiadomość z prędkością światła.
- A ja mam nadzieję, że on zaraz przyjdzie… Bo zamierza tu dzisiaj nocować?
- Podobno tak…
Ana w odpowiedzi jedynie znowu zachichotała i zaczęła szaleńczo klikać w telefon, a ja ponownie westchnąłem i przetarłem twarz dłonią.
Jakiś czas później do salonu wpadł Vince, usiadł na chwilę na jednym z foteli i zaczęliśmy rozmawiać o minionym dniu.
- Właściwie zapomniałam ci powiedzieć – wtrąciła się nagle Ana – Ale zamierzamy iść z Ruby na trzydniową wycieczkę po górach. Planujemy wyruszyć na dniach i spać w schroniskach…
- Trzydniową? W schroniskach? - spytałem czując jak zalewa mnie fala niepokoju na dźwięk tych słów.
- Yhymm – odparła nonszalancko Ana i uśmiechnęła się do mnie promiennie. – No ale we dwie będziemy bezpieczne, spokojne.
- We dwie? Jak to we dwie?
- Ja i Ruby. We dwie – powtórzyła jakbym był głuchy.
- Usłyszałem, ale niedowierzam własnym uszom. Tylko ty i Ruby, niedoświadczone w chodzeniu po górach, same na szlakach, plus te podejrzane schroniska w których za pewne roi się od zboczeńców – wymieniałem wzburzony - Absolutnie. Nie zgadzam się…
- Więc idź z nami – odpowiedziała, a ja wziąłem głęboki oddech.
- Wygląda na to że nie mam wyjścia. Ash, pójdę z nimi bo umrę ze stresu jeśli tu zostanę, a choćbym nie wiem co mówił, one pewnie i tak pójdą – popatrzyłem z rezygnacją na Anę, która szczerzyła się jakby tylko czekała aż to powiem – To zbyt niebezpieczne.
- Zgadzam się – powiedziała Sunny.
- Ja też - dodał Ash, a ja spojrzałem na Vinca.
- Vince, pójdziesz z nami?
- Nie, ja zostanę – odparł zerkając na zegarek.
- Okej… A jak ze szpitalem? – zagadnąłem ponieważ wiedziałem, że Vinnie czekał na informację w sprawie pracy.
- Przejęli mnie – odrzekł beznamiętnie.
- Stary, rewelacja! – ucieszyłem się, bo zawsze był to jakiś progres. Vince nie wiedział co ze sobą zrobić, a to że dostał prace w szpitalu mogło mu pomóc w podjęciu decyzji.
- Tak. W związku z tym jutro zajmę się wynajęciem mieszkania.
- Jesteś pewien, że chcesz tu zostać? – zapytała z uśmiechem Sunny
- Właściwe nie wiem. Ale póki co, czemu nie? – odpowiedział i wstał z fotela - Dobrej nocy, idę się położyć – zakomunikował i ruszył na górę, na co Ana znowu zaatakowała swój telefon zapewne informując o tym Ruby, a ja naprawdę wolałem nie wiedzieć jak się to skończy dlatego skupiłem się na serialu i na tym że Ana jest tak blisko.
Kiedy po godzinie poszliśmy spać i rozeszliśmy się do swoich pokoi, wziąłem prysznic i leżałem w łóżku patrząc w sufit, kiedy usłyszałem ciche pukanie.
Serce zabiło mi mocnej. Wstałem, podszedłem aby otworzyć, i zobaczyłem Anę w krótkim, czarnym jedwabnym szlafroku. Była piękna w sposób którego nie umiałem opisać, przykleiłem oczy do jej nagich ud i krągłych bioder, cofnąłem się o krok, ponieważ nie umiałem wypowiedzieć nawet słowa, poza tym nie chciałem tego popsuć, chciałem tylko patrzeć i podziwiać
Uśmiechnęła się bezczelnie i wyzywająco weszła do mojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi przekręcając kluczyk po czym odwróciła się w moją stronę i rozsupłała ściskający jej talię sznurek trzymający poły szlafroka, pokazując mi że jest pod nim zupełnie naga.
Jedwabny czarny materiał powoli odsłaniał jej pełne, sterczące piersi, i płaski brzuch, jej blada skóra kontrastowała z ciemnym kolorem aksamitu, przejechała smukłymi palcami po wgłębieniu pomiędzy jej piersiami, a ja płonąłem, dosłownie płonąłem. Mój umysł umiał skupić się tylko na tym co było przede mną, na tej przepięknej kobiecie z niewiarygodnym ciałem, którą tak bardzo kochałem. Przez myśl przeszło mi tylko że to ja powinienem uczyć się od niej, a nie ona ode mnie, i czy przypadkiem tak naprawdę nasze role nie są odwrotne od tego co sobie założyliśmy.
Zrobiła krok w moją stronę, a ja wiedziałem że nie ma szans abym miał siłę z tym walczyć
- Ana… - wyszeptałem mając ochotę upaść przed nią na kolana, ale ona położyła palec na moich wargach i uśmiechnęła się połową ust.
- Przyszłam przywitać się tak jak należy, ale to co się tu stanie będzie tylko nasze. Dlatego musimy być bardzo, bardzo cicho…
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro