Rozdział 17
Ana
Hunter wyjechał.
Znowu.
Miałam wrażanie, że urodziłam się po to aby na niego czekać, tęsknić za nim i go kochać.
Powiem krótko – może i wydaje się to romantyczne ale w rzeczywistości jest do dupy.
Żyłam tylko wspomnieniem wspólnej nocy, kiedy dotykaliśmy się, wzięliśmy prysznic, a potem usnęliśmy w swoich ramionach.
Chociaż być może zwykłe „dotykaliśmy” jest lekkim niedopowiedzeniem.
Za każdym razem kiedy sobie przypominałam co robiliśmy dostawałam uderzeń gorąca.
Nie mniej jednak obecnie spędzałam nudny wieczór przed telewizorem, jedząc lody i oglądając komedie romantyczne – wszystko aby starać się nie myśleć o tym jaka jestem bez niego samotna, kiedy usłyszałam swój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz ale kiedy zobaczyłam, że to Ash zmrużyłam brwi ze zdziwieniem.
Dzwoniłam do niego pytając jak się czuje, ale od tamtej pory minęło trochę czasu.
- Cześć Ash! – odebrałam połączenie, a po chwili usłyszałam jego niski, nieco gburowaty ton.
- Ana.
- Ash – zaśmiałam się ponieważ klasycznie witał mnie pochmurnym wypowiedzeniem mojego imienia, co uznawałam za całkiem słodkie i trochę zabawne.
- Tak. Cóż. Ostatnio myślałem o czasach kiedy byliśmy razem w Montanie – bąknął.
- Taaaak, no jasne! Cudowne wspomnienia. Pamiętasz jak ukradłeś motor wujka Dana i wjechałeś nim w stodołę? Ooo albo jak upiłeś się whisky swojego taty i rzygałeś przez okno! – dodałam z entuzjazmem, a potem westchnęłam z rozrzewnieniem. To były czasy.
- Tak. Cóż.
- Chociaż osobiście najbardziej utkwiło mi w pamięci jak siedziałam w pokoju Sunny, i bawiłyśmy się lalkami, a ty nagle wpadasz razem z drzwiami, za tobą ksiądz, wychowawca, katechetka i twoi rodzice, otwierasz okno i wyskakujesz przez nie, a to przecież było na piętrze – zaśmiałam się z uznaniem - Szok na twarzy księdza, bezcenny. Pamiętam że pobiegłeś w stronę lasu i nie wróciłeś przez dwa dni. O stary. Byłeś moim idolem.
- Tak. Cóż. Pomyślałem, że może przyjechałabyś i spędzilibyśmy czas jak dawniej? – powiedział poważnym tonem, a potem lekko się zawiesił. – Oczywiście bez takich ekscesów. Byłem skrajnie niedojrzały – dodał ponuro, ale ja byłam zbyt podekscytowana pierwszym zdaniem, aby jakkolwiek skomentować kolejne.
- Mówisz poważnie?! – niemal się zapowietrzyłam.
O mój Boże!
- Tak. Sunny jest ze mną od kilku tygodni, a to odludzie. Niepokoi mnie, że czuje się samotna. Ona jest taka… No wiesz. Towarzyska. Lubi ludzi. Tęskni za tobą. Przyjechał Hunter, ale on cały czas spędza ze mną. Pracujemy w garażu, a ona wtedy jest zupełnie sama…
- Ash… Nie wiem co powiedzieć! Oczywiście że przyjadę! Z przyjemnością, ba z rozkoszą! Matko, tak strasznie tęsknie za Montaną! – i za Hunterem, rzecz jasna, ale to postanowiłam zachować tę uwagę dla siebie – Kocham ten wasz klimat. Te góry, to rześkie powietrze. Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy twoje zaproszenie – dodałam dramatycznie.
- Tak. Cóż. To miło, że przyjęłaś to z takim entuzjazmem. Więc… Przyjedziesz, tak?
- Oczywiście! – wykrzyknęłam - Będę tak długo jak Hunter, aby Sunny nie czuła się samotna – dodałam uśmiechając się do siebie podstępnie. Jasne, że tęskniłam za Sun, była cudowną przyjaciółką i chciałam spędzić z nią czas. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – z jej bratem chciałam go spędzić jeszcze bardziej. Zachichotałam z ekscytacji i właśnie wtedy przypomniałam sobie o Ruby. Biedaczka mogła lada chwila zostać zwolniona z pracy i wywalona z tego swojego małego pokoiku na poddaszu. Stary Bob ledwo zipał, już jej nie płacił, więc praktycznie pracowała za darmo. Z pewnością planował zamknąć knajpkę i co się wtedy z nią stanie? Kto jej pomoże, kiedy wyjadę na drugi koniec kraju?
- Cieszę się.
- Ash… Strasznie mi głupio ci to proponować, ale czy… Mogłabym przyjechać z kimś? – dodałam nieśmiało. – Dorzucimy się do wszystkich rachunków, będziemy się zachowywać grzecznie…
- Chłopak czy dziewczyna? - przerwał mi w połowie zdania.
- Dziewczyna. Nie mogę jej zostawić samej, więc chyba bez niej… Nie będę mogła przyjechać. Ale to wspaniała osoba. Ciepła, troskliwa i spokojna. Uwielbia gotować. Będziemy robić zakupy i…
- Przyjedź z koleżanką. Nie ma problemu – znowu mi przerwał. – W takim razie czekam na was.
- Ash, cudownie! – aż się zatrząsałam z radości – Nawet nie wiesz jak się cieszę. Jutro postaram się ustalić, kiedy do was startujemy i będzie jak za starych, dobrych czasów!
- Tak. Cóż. Daj znać, kiedy mogę się was spodziewać. I do zobaczenia.
- Do zobaczenia!
Odłożyłam telefon i podskoczyłam na kanapie.
Hunter chciał nabrać dystansu, ale osobiście – wolałam, aby go nabierał ze mną.
Matko, tego się nie spodziewałam.
Ash najprawdopodobniej był niezdiagnozowanym autystą i naprawdę nie lubił towarzystwa.
Akceptował tylko Huntera, no i Sunny, dlatego nawet nie przyszło mi do głowy aby proponować odwiedzenie go w Montanie. A tymczasem on zaproponował mi to sam!
Teraz tylko musiałam zapakować Ruby do samochodu i jedziemy.
Nie mogłyśmy lecieć samolotem ze względu na to że Ruby przebywała w Stanach nielegalnie, ale ta trasa też mogła być świetnym przeżyciem. To tylko jakieś czterdzieści godzin. Co to dla mnie!
Musiałam tylko przekazać to Hunterowi w delikatny sposób. Chyba, że już wiedział… Co ja gadam, na pewno wiedział! Przecież Ash musiał to z nim konsultować!
O matko, a może nawet Hunt wpadł na ten cudowny pomysł?
Tylko ja, on, dzika przyroda, my oboje gdzieś na końcu świata - i moje wymarzone Perseidy w Yellowstone.
Może właśnie tam chciał się ze mną kochać pierwszy raz?!
Przecież wiedział, że mam fioła na punkcie astronomii.
Matko, ależ on jest romantyczny.
Mój kochany!
Właściwie nie spałam całą noc, byłam tak bardzo podekscytowana.
Obudziłam się z samego rana i wystrzeliłam z łóżka jak z procy. Wczoraj Hunt pisał mi, że położył się spać więc nie chciałam go budzić, ale skoro odpoczywał od dziewiątej to chyba mogłam założyć, że o ósmej był już na nogach?
Złapałam za telefon i zadzwoniłam do niego uśmiechając się tak szeroko, że powoli zaczynała boleć mnie twarz.
- Dzień dobry, żabko – przywitał mnie pogodnie
- Dzień dobry… Jak się spało?
- Dobrze, ale zaraz idziemy z Ashem do garażu. Klienci zostawili mu kilka aut do naprawy, większość osób zabrała swoje samochody kiedy dowiedziała się o jego wypadku, ponieważ im się spieszyło, ale część miała najwyraźniej więcej czasu. Pomyślałem, że mu pomogę. To fajne, podoba mi się. Nawet bardzo….
No tak. W końcu Ash był mechanikiem i miał swój własny warsztat. Ale miło, że Hunt mu pomaga.
- Cudownie, cieszę się że ciekawie spędzacie czas. Ale strasznie tęsknię.
- Ja też – wyszeptał do telefonu, jakby bał się że ktoś go usłyszy.
- I nie mogę uwierzyć, że za chwilę się widzimy… Postaram się wyjechać już dzisiaj, bo dosłownie wariuję bez ciebie.
- Wyjechać?
- No, do Montany – zaśmiałam się ciepło – Muszę tylko powiedzieć Ruby, szybkie pakowanie i ruszamy.
- Ale… O czym ty mówisz?
- No jak to o czym? Nie wiesz?
- Ale o czym?
- O tym, że przyjeżdżam. Będę za jakieś dwa, trzy dni. Myślałam, że to ustalone…
- Ale jak to ustalone? Z kim? – lekko się zapowietrzył, ponad to nie brzmiał na zadowolonego i przede wszystkim wtajemniczonego w naszą wczorajszą rozmowę z Ashem…
- Wiesz co, nie brzmisz na zachwyconego – odparłam urażonym tonem, bo naprawdę zrobiło mi się przykro, ale reakcja Huntera nic nie zmieniała, a nawet podwoiła mój niepokój spowodowany naszym rozstaniem. Koniecznie chciałam być blisko, aby w razie czego wybić mu z głowy wahanie. To nabieranie perspektywy i dystansu nagle stało się bardzo niewskazane – Tak czy inaczej dzisiaj albo jutro wyjeżdżamy na wakacje do Asha, żeby spędzić czas wspólnie z wami – dodałam hardym tonem, aby nawet nie przypuszczał, że może mi to wybić z głowy – Myślałam, że Ash i ty ustaliliście nasz przyjazd między sobą.
- Mówisz poważnie?
- Dawno nie byłam tak poważna.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? I to jeszcze z Ruby? – sapnął, a ja dosłownie oczami wyobraźni widziałam jego przejętą, pełną dezaprobaty minę.
Gdzie się podział mój namiętny kochanek, pieszczący mnie dłońmi i ustami, mówiący mi te wszystkie świństwa, pożerający moje usta i piersi, ten który kazał mi pokazać, jak robię sobie dobrze i doprowadził mnie do szaleństwa jakiś tysiąc razy w ciągu jednej nocy?
- A co w tym złego, że będę z przyjaciółką? Poza tym nie udawaj, że chodzi o Ruby… Nie chcesz się ze mną zobaczyć? Unikasz mnie?
- Nie, Ana. Nie o to chodzi. Ogólnie uważam, że to nie jest dobry pomysł. W ogóle skąd ci to przyszło do głowy? – dodał z trwogą, więc wywróciłam oczami z niedowierzaniem.
- To nie mi przyszło to do głowy! Liczyłam, że ty wykażesz się inicjatywą, ale najwyraźniej się przeliczyłam. Ustalałam wszystko z Ashem….
- Jasne, już widzę jak Ash się na to zgadza… - przerwał mi
- Możesz mi nie wierzyć, ale to prawda! Matko, ależ jesteś upierdliwy…
- Nie jestem upierdliwy, tylko praktyczny i staram się zachować racjonalnie. Staram się, rozumiesz? – dodał poddenerwowanym tonem, a ja prawie się zaśmiałam, ale w sumie bardziej chciało mi się płakać.
Czułam się jakby ktoś wymazał nasze ostatnie wspólne noce.
Znowu wróciliśmy do swoich ról – irytująca gówniara i racjonalny Hunter.
Ależ byłam naiwna myśląc, że chciał mnie w Montanie. Że planował zabrać mnie na Perseidy i kochać się ze mną w mroku nocy i blasku gwiazd.
- W ogóle rozmawiałaś z kimś na ten temat…? - spytał nieco spokojniejszym głosem, ale nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć ponieważ burknął w słuchawkę – Oddzwonię – i się rozłączył.
Nie. Do. Wiary.
Chyba nie mógł zareagować gorzej.
Jeśli znowu zaczął żałować to nie wytrzymam nerwowo!
Przez chwilę nawet zastanawiałam się czy pojechać, czy jednak unieść się honorem i zostać w Nowym Jorku, ale jeśli w grę wchodził Hunter byłam bez szans.
On, ja i Montana.
Taki był mój plan.
I czy mu się to podobało czy nie, zamierzałam go zrealizować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro