Rozdział 15
Ana
Nie widziałam Huntera od nocy podczas której pozwoliliśmy sobie na bliskość - być może dlatego, że było to zaledwie kilka dni temu, a ja musiałam w między czasie wyjechać na proseminarium związane z moimi studiami, Hunter natomiast miał bardzo aktywny okres w pracy, poprawki uczniów, egzaminy końcowe i tak dalej, więc teoretycznie to zupełnie zrozumiałe że nie mieliśmy się jak zobaczyć, ale i tak byłam potwornie zestresowana.
Co prawda napisał mi z kilka smsów, ale głównie z pytaniami odnośnie mojego samopoczucia – Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś?
Odpisywałam mu – Wszystko dobrze, tęsknię za tobą. Czuję się świetnie ale lepiej byłoby gdybyś był obok. Potrzebuję tylko trochę więcej czasu z tobą ; )
Tak, jasne że przeginałam, tym bardziej że on nie odpisywał nic romantycznego – ot suche wiadomości, zaniepokojonego przyjaciela, ale przeżywałam kryzys egzystencjalny - rano cieszyłam się jak wariatka, w południe stwierdzałam, że on na pewno zmieni zdanie i znowu mnie zostawi, później byłam już właściwie pewna że to koniec, KONIEC! Następnie znowu się uspakajałam wmawiając sobie, że w sumie przecież obiecał, więc będzie dobrze i tak w kółko.
Na dodatek nie miałam jak pogadać z kimkolwiek na jego temat, nawet z Ruby, ponieważ przysięgłam, że nikomu nic nie powiem więc tłumiłam to wszystko w sobie.
A dzisiaj, kiedy nasze sprawy się unormowały - ja wróciłam z Jersey, a on skończył pracę - rodzice przyjechali z wycieczki po Europie i odwiedzał nas mój brat - Tyler, ze swoją nową dziewczyną. No i oczywiście na kolacji miał być też Hunt, abyśmy wszyscy wspólnie obejrzeli zdjęcia z podróży i spotkali się po ich powrocie.
Siedziałam przy stole wykręcając swoje palce, w oczekiwaniu na moment w którym go zobaczę, aż w końcu się pojawił.
Wszedł nieśmiało do salonu, a moja mama jak zwykle rzuciła się na niego zasypując pocałunkami jego policzki.
- Kiedy ja cię widziałam, kochanie? Ależ tęskniłam! Mój Boże, czy ty przypadkiem nie jesteś jeszcze wyższy?
- Chyba przestałem rosnąć jakieś dziesięć lat temu, ciociu – zaśmiał się wręczając jej bukiet kwiatów.
- Nie wiem, kiedy mi tak urosłeś – przytuliła go mocniej – Dziękuję ci, są piękne. Benjamin jak to możliwe, że nasze dzieci tak szybko urosły?! – krzyknęła do mojego taty, który w między czasie podszedł do Hunta, potargał go czule po włosach i poklepał po plecach na przywitanie - Pamiętałam jak jeszcze wczoraj prowadziłam cię na pierwszy dzień nowej szkoły. Sunny robiła mi te śliczne laurki z napisem „Kociam Che” a Ana tłukła wszystkich kijem od szczotki – dodała ze łzami w oczach.
- Ciociu… - Hunter objął ją pocieszająco ramieniem, uśmiechając się ciepło kiedy pochlipywała – I tak jesteśmy tu wszyscy dla was i zawsze będziemy – dodał, a mama poklepała po umięśnionym brzuchu z wdzięcznością.
- Dziękuję skarbie. Ty zawsze wiesz co powiedzieć, żeby zrobiło mi się lepiej. Moje kochanie – cmoknęła go znowu w policzek i ruszyła na poszukiwanie wazonu.
Hunter wszedł głębiej i popatrzył na mnie jakoś dziwnie. Przełknął ślinę, a ja uśmiechnęłam się do niego z walącym sercem. Odwzajemnił uśmiech ale zbyt szybko odwrócił wzrok, bo właśnie do salonu wpadł Tyler.
- Cześć wszystkim! - krzyknął na powitanie, a razem z nim do pokoju weszła bardzo ładna blondynka, uśmiechając się szeroko.
- No w końcu! – zawołała mama – Bardzo mi miło jestem mamą Tylera – przywiała blondynkę, obejmując ją lekko.
- Fina – przedstawiła się dziewczyna, a w między czasie Tyler przytulił Huntera poklepując go po plecach
- Bracie, kopę lat – powiedział - To mój brat, Hunter – pokazał na Hunta, który uśmiechnął się trochę sztucznie – A to mój tata, Ben…
- Bardzo mi miło…- wtrącił się tata.
-… A tamta ślicznotka to moja żaba – zaśmiał się wyciągając do mnie ręce.
Podbiegłam do niego śmiejąc się z jego zabawnej miny, a wtedy pochylił się i uniósł mnie do góry. Odepchnęłam go od siebie, kiedy próbował mnie połaskotać i uśmiechnęłam się przyjaźnie do jego dziewczyny.
- Ana – podałam jej rękę, którą potrząsnęła lekko.
- Fina…
- Żabo… - odezwał się Tyler – Co się stało przez ten czas, kiedy mnie nie było? Stałaś się kobietą, czy coś?
- Czy coś, głupku - pokręciłam głową wzdychając z zażenowaniem i znowu zerknęłam na Huntera.
- Wypiękniałaś żabko. Ale nam wyrosła, co? – zwrócił się do Hunta znowu poklepując go po plecach, a on przytaknął przez cały czas nie rozstając się z uśmiechem, ale ja widziałam, że jest spięty.
- Siadajcie do stołu! – zawołała mama, więc usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać, chociaż ja i Hunter odzywaliśmy się najmniej. Mama i tata opowiadali o swojej wycieczce, o tym co widzieli, co zwiedzili, kogo poznali, Tyler nawijał jak najęty o swojej nowej pracy i życiu w Kalifornii, Fina również całkiem sporo opowiadała i uczestniczyła w rozmowie, a my z Huntem głównie przytakiwaliśmy, „uważnie” słuchaliśmy i zerkaliśmy na siebie.
- Hunter… Czy ty przypadkiem nie masz dziewczyny? Penny, tak? – spytał po jakimś czasie Ty, a ja westchnęłam, prychnęłam i warknęłam w jednym, na dodatek zdecydowanie zbyt głośno, więc wszyscy spojrzeli na mnie z lekką konsternacją.
- No co? – żachnęłam się widząc ich miny.
- Ana, co to za reakcja? Gdyby Penny tu była zrobiłoby się jej przykro – zwróciła mi uwagę mama.
- Tak się składa, że Penny tu nie ma i nie będzie. Nie jest już dziewczyną Huntera – powiedziałam z satysfakcją, a Ty uniósł brwi w zdziwieniu.
- Rozumiem, ale Hunter chyba mógł mi to powiedzieć sam. Nie musiałaś go wyręczać – odpowiedział mój brat i zaśmiał się cicho.
- Faktycznie, rozstaliśmy się – odchrząknął Hunt próbując rozładować atmosferę z nieco nerwowym uśmiechem.
- Przykro mi, skarbie, ale skoro się rozstaliście to znaczy że nie była dla ciebie odpowiednia. A już myślałam, że będę miała wnuczki - westchnęła zapewne w żartach, ale ja i tak prawie się zapowietrzyłam.
- Błagam! Hunt z tą naburmuszoną pindzią był tylko przez kilka tygodni, więc nawet wspominanie o dzieciach jest nie na miejscu. A poza tym Hunter może ci dać wnuki tylko wtedy, kiedy będzie miał dzieci ze mną – wypaliłam, a wszyscy spojrzeli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach – No co? To przecież prawda…
- Ana… - zatrwożyła się mama – No wiesz…? – zgromiła mnie wzrokiem.
- Ale o co ci chodzi? To same fakty – odpowiedziałam chociaż zrobiło mi się gorąco. Zerknęłam na Huntera, który patrzył na mnie z niedowierzaniem.
Matko chyba jednak przesadziłam…
- Ekhym… - odchrząknął wymownie Ty – Ana, a jak twoje studia? Dostałaś się na Columbie jak chciałaś?
- Tak jest – odpowiedziałam wdzięczna za zmianę tematu.
- Medycyna?
- Tak – odparłam.
- Wow! – krzyknęła Fina – Brawo, gratuluję, musiałaś mieć rewelacyjne wyniki.
- Starałam się.
- Hunt, słyszałem że jesteś nauczycielem… To nie do wiary, bracie. Nie mogę sobie ciebie wyobrazić w tej roli, ale w sumie to świetna opcja, tym bardziej że uczysz w szkole muzycznej, tak? - zagadnął Tyler.
- Dokładnie – przytaknął Hunt.
- No i jak ci się podoba? Jesteś zadowolony?
- Podoba mi się. Właśnie zaczynają mi się wakacje i… To zdecydowanie plus bycia nauczycielem – zaśmiał się.
- Domyślam się, stary. Że też sam na to nie wpadłem…
- Właściwie za chwilę wyjeżdżam do Asha. Jak pewnie słyszałeś miał wypadek i muszę go odwiedzić.
- Tak, fatycznie słyszałem… Cholera całe szczęście, że nic mu się nie stało…
- Sunny do niego pojechała – powiedziała ciocia – Taka śliczna z nich para, mam nadzieję że zejdą się ze sobą w tej Montanie.
- Sunny i Ash? – skrzywił się Tyler – Błagam… Oni do siebie nie pasują. Ponad to… Ona nie będzie z nim szczęśliwa, przez co ja będę musiał go zabić, a Hunter nawet mi nie pomoże, bo ten dupek to jego przyjaciel…
- Ej, zważaj na słowa Tyler – pokazała na niego ciocia.
- Ona i on to zły pomysł – wzruszył ramionami Ty wyraźnie poddenerwowany, ale potem spojrzał na Finę i wziął głęboki oddech – Martwię się o nią, ale to tylko moje zdanie. Dobrze że tam będziesz, Hunt. Przypiłujesz jej, żeby nie stało się nic złego…
- Tak, jasne. Spokojnie – odpowiedział Hunter popijając wodę ze szklanki.
- A ja im kibicuję – wtrąciła się ciocia – Ale oczywiście nikt im nie będzie niczego narzucał.
- Wszystkich tylko byś ze sobą swatała, mamo – wywrócił oczami Ty.
- Nikogo nie swatam. Nawet gdybym chciała to nie mam ku temu sposobności. Dzieci w dzisiejszych czasach są zbyt niezależne, a poza tym nie lubię się wtrącać w takie rzeczy. Wyrażam tylko swoje zdanie.
- Kiedy lecisz Hunt? – spytał tata zmieniając temat.
- Pojutrze z samego rana wylatujemy do Kalispell – odpowiedział, a mnie dosłownie wmurowało. Że co? Pojutrze?
- Na jak długo? – zapytałam patrząc na niego z bólem.
- Jeszcze nie wiem – odrzekł nie patrząc mi w oczy.
- Wylatujecie? Czyli lecisz z kimś? – zagadnął Tayler.
- Tak z moim przyjacielem, Vincem. Nie znacie go ale przed adopcją był mi bardzo bliski i ostatnio odnowiliśmy znajomość.
- Przed adopcją? – spytała Fina.
- Tak… Znaczy nie jestem adoptowany, ciocia i wujek to moja rodzina zastępcza – odpowiedział.
- Aaa to już rozumiem o co chodziło z tymi dziećmi – zaśmiała się patrząc na mnie ze zrozumieniem - Ty nic mi nie mówił… - zwróciła się do mojego brata z pretensjami.
- No bo jesteśmy razem dość krótko i jeszcze nie wchodziliśmy na takie tematy – żachnął się Ty.
- Ile miałeś lat jak tutaj trafiłeś, jeśli można spytać – dopytywała zaintrygowana Fina jakby to było takie ciekawe i niespotykane, że ktoś zabrał dziecko z Sierocińca.
- Jedenaście, ale Sunny miała cztery…
- Czekaj, czekaj… To Sunny też jest adoptowana? - Fina zerknęła na Tylera z urazą.
- A co to ma za znaczenie? – warknął mój brat i zaczynało robi się dziwnie, więc westchnęłam ze zmęczeniem masując sobie skronie.
- Słuchajcie – przerwała im ciocia – Może zostawmy ten temat. Hunter i Sunny to moje dzieci, kocham je całym sercem i oddałabym za nie życie – dotknęła ręki Huntera, a on uśmiechnął się do niej ciepło – Tylko to się liczy.
- Właśnie – bąknął Ty, a ja mogłam myśleć tylko o tym, że Hunter już pojutrze wyjeżdża. Pojutrze. I to nie wiadomo na jak długo.
Chyba zrobiło mi się niedobrze, chociaż starałam się niczego nie okazać – co było naprawdę trudne, ale na szczęście kolacja powoli dobiegała końca. Posiedzieliśmy jeszcze par chwil, a później Ty i Fina poszli do jego dawnego pokoju, aby odpocząć po podróży, natomiast ja z Huntem pomogliśmy posprzątać po kolacji.
- Skarbie, może zostaniesz dzisiaj na noc w domu? – spytała mama zwracając się do Huntera, kiedy ten wycierał ostatnie talerze.
- W sumie czemu nie… - odparł.
- Cieszę się. To idźcie już, a ja tu dokończę – powiedziała zabierając mu talerz i klepnęła mnie, abym odłożyła sztućce.
- Dzięki mamo – cmoknęłam ją w policzek i ruszyłam niepewnie na górę słysząc, że on idzie za mną - Wejdziesz do mnie…? – zapytałam, a on przytaknął i po chwili już staliśmy w moim pokoju – Słuchaj, przepraszam… Domyślam się, że jesteś zły o te wnuki… I tę naburmuszoną pindzię i…
- Nie jestem zły – przerwał mi, więc pokiwałam głową starając się zachować resztki kontroli.
- Wyjeżdżasz… Obiecałeś że spędzimy razem więcej czasu, że zrobimy to wszystko razem, ale… Wyjeżdżasz.
- Wiedziałaś, że muszę odwiedzić Asha po wypadku. Zależy mi na nim i chcę popracować nad naszą przyjaźnią… No i martwię się o niego… Wiesz, że ledwo wyszedł z tego żywy….
- Wiem… – odpowiedziałam ścierając łzy z policzka.
- Ana… - westchnął i podszedł do mnie. – Kochanie, nie płacz.
- Będę tęskniła. Liczyłam, że spędzimy razem czas.
- I spędzimy. Obiecuję… Wiesz, że mieliśmy sporo obowiązków ale jak tylko wrócę z Montany będę już cały czas z tobą…
- Ile tam będziesz?
- Nie wiem. To zależy na ile on będzie mnie potrzebował… - wytarł palcami moje załzawione policzki, a ja pomyślałam że to chyba jakaś nasza tradycja. Ja beczę, a on ściera moje łzy tylko po to abym wypłakała ich więcej.
- Ja też bardzo cię potrzebuję.
- Wiem kochanie. Ale to… W sumie to dobrze, że wyjeżdżam na jakiś czas. Przemyślisz sobie wszystko…
- Ja? – spytałam z niedowierzaniem – Ty chcesz to przemyśleć, bo znowu masz wątpliwości i żałujesz…
- Nie – odpowiedział stanowczo – Nie żałuję. Nie mogę o niczym innym myśleć. Nie mogłem się doczekać kiedy cię zobaczę i nie mogę się doczekać… - nie dokończył, tylko pochylił się i przysunął usta do moich, więc stanęłam na palcach i wbiłam się w jego wargi. Westchnęłam z ulgą i poczułam dreszcze, ale zanim zdążyłam pogłębić pocałunek on odsunął ode mnie swoje usta – Nie żałuję… - wyszeptał – I dzisiaj ci to pokażę, damy sobie jeszcze tą jedną noc zanim wyjadę, tak?
Przytaknęłam zaciskając palce na jego koszulce.
- Ale kiedy wrócisz…?
- Kiedy wrócę będę z tobą. I proszę…. Przez ten czas nie rób nic głupiego, poczekaj na mnie, dobrze?
- Oczywiście – odpowiedziałam.
- Przemyśl sobie wszystko, czy na pewno tego chcesz, przeanalizuj to. Przyjadę i porozmawiamy, będziemy mogli oboje spojrzeć na to z dystansu, ale z mojej strony nic się nie zmieni.
- A jeśli spotkasz tam jakąś kobietę?
- A ty spotkasz tu jakiegoś faceta dla którego zmienisz zdanie?
- Nigdy w życiu.
- Ja też. Jadę tam tylko dla Asha. Jak wspomniałem przyda nam się odrobina dystansu. To dla mnie wiele znaczy…
- Dla mnie też – powiedziałam.
- Będziemy mieli dużo czasu – dotknął z czułością mojego policzka.
- Ale dzisiaj nie mamy go już dużo – znowu stanęłam na placach i pocałowałam go w usta, a on uśmiechnął się lekko.
- Więc…?
- Więc nie marnujmy go więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro