Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Ana

- No i wolałabym aby to zostało między nami, okej?

- W porządku...

- Więc… Czego byś chciała? – spytał jakbyśmy rozmawiali na temat wycieczek okolicznościowych, a ja siedziałam jakby poraził mnie piorun. Pomyśleć że jeszcze przed chwilą kręciłam tyłkiem i szeptałam aby mnie wziął, a teraz czułam jakby mnie zamroziło z szoku i niedowierzania… Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że on się zgodzi i chyba musiało to do mnie dotrzeć – Ana? Może to nie jest jednak najlepszy pomysł…?

- Jest! – krzyknęłam nieco zbyt głośno i wbiłam się nieumiejętnie w jego usta. Byłam beznadziejna w całowaniu. Okropna. Śliniłam się jak basset i zupełnie nie wiedziałam co niby miałabym robić z językiem. Wyciągnąć go? Jak ludzie to robią? Hunter siedział dość sztywno i nawet nie poruszył wargami aby się nade mną zlitować, a ja cmokałam go dociskając nasze usta do siebie. Nawet nie rozchyliłam swoich, on również nie. Cieszyłam się jak wariatka, że mogę go dotykać w ten sposób, ale moje umiejętności były zerowe. No cóż, jeśli chciałam mu pokazać że jestem dojrzała i kobieca to zdecydowanie mi nie wyszło, ale co mi tam, póki miałam go tak blisko - chwilo trwaj!

Obawiałam się, ze powoli zaczyna robić się niezręcznie, on był sztywny jak struna, ja żenująco niedoświadczona i przez myśl przeszło mi, że on być może nigdy nie zapragnie mnie w ten sposób, a zmuszanie się jest przecież fatalnym pomysłem, ale właśnie wtedy poczułam jak jego ramiona zaplatają się wokół mnie, jak rozluźnia się lekko, a jego ust rozchylają. Wtuliłam się w niego mocniej i właściwie to zaczęło dziać się samo. Byłam prawie naga, ale moja koszulka nie wiedzieć kiedy wylądowała na podłodze, Hunter dotknął dłońmi moich piersi,  co było wręcz porażająco przyjemne, zaczął oddychać ciężko prosto w moje usta i nim się obejrzałam wpił się w nie z głośnym westchnieniem. Oplotłam wokół niego ramiona i zaczęłam łapczywie ssać jego wargi zatracając się w tym niewiarygodnym uczuciu. Już wiedziałam co robić z językiem - nagle stało się to zupełnie jasne – wtedy, kiedy poczułam jego smak. Zaczęłam się na nim poruszać, a moje dłonie szarpały się z jego ubraniem. Poradziłam sobie z jego koszulką i docisnęłam piersi do umięśnionego torsu, a potem zaczęłam rozpinać rozporek jego spodni…

- Ana… Nie będziemy się spieszyć – wyszeptał łapiąc mnie jedną dłonią za ręce.

Że co?

- No ale ja chcę cię tylko zobaczyć. Dotknąć, cokolwiek. To podstawa podstaw.

- Chyba mamy inne pojęcie podstaw… - powiedział ewidentnie próbując się wykręcić.

- Obiecałam ci coś. Zamierzam dotrzymać słowa, ale ty też coś mi obiecałeś – odparłam zdeterminowanym tonem.

- Doprawdy? Co takiego? – uśmiechnął się krzywo zaciskając palce na moich kostkach.

- Przecież wiesz co…

- Obiecałem, że nie będziemy się spieszyć – wzruszył ramionami, a ja wzięłam głęboki oddech.

- I że pokażesz mi wszystko co będę chciała zobaczyć – spojrzałam mu w oczy z pewnością i powagą. Jeśli istniała szansa na to by Hunter przestał dostrzegać we mnie dzieciaka tylko zauważył kobietę, musiałam się tak zachowywać. Koniec z chichotaniem i zawstydzeniem. Byłam dojrzała i dorosła. Podniosłam brodę do góry, patrząc w jego oczy. Przyglądałam się temu jakie są piękne i niezwykłe, jak niespotykanie jasny odcień szarości kontrastuje z długimi ciemnymi rzęsami, jak maleńkie srebrne drobinki mienią się w jego tęczówkach. To właśnie one od zawsze robiły na mnie największe wrażenie. Jego oczy. Jedyne w swoim rodzaju, tak jasne że niemal przezroczyste, a jednocześnie w tak intensywnym, niecodziennym kolorze.

Uwielbiałam w nim wszystko, ale to co ekscytowało mnie najmocniej to fakt, że Hunter chyba nie mógłby bardziej się ode mnie różnić – przede wszystkim fizycznie. Od zawsze podobało mi się to jak jego jasne, kręcone włosy kontrastowały z moimi czarnymi i prostymi, jak moje ciemnozielone oczy różnią się od jego bladoszarych, a jego opalona skóra odznacza się na mojej porcelanowej karnacji. Te różnice przypominały mi że mam prawo go kochać, mogę go pragnąć, ponieważ ja i on… Jesteśmy różni. Zupełnie, niezaprzeczalnie, na pierwszy rzut oka – odmienni jak noc i dzień, jak ogień i woda. I w innym świecie, w którym rodzice Huntera i Sunny nie odeszliby, bylibyśmy tylko dwojgiem młodych ludzi, którzy wpadliby na siebie w szkole lub w knajpie, a może na koncercie, albo w bibliotece… I mieliby prawo się kochać.

On był plusem, ja minusem, on był słońcem a ja księżycem. I od zawsze uwielbiałam w nas to, że mimo tych wszystkich różnic tak doskonale się uzupełniamy.

- Co chciałbyś zobaczyć, Ana? – spytał wyrywając mnie z zamyślenia. Wydawał się opanowany, ale jednocześnie widziałam jak mocno to przeżywa. Jego mięśnie były napite, spojrzenie wyrażało tysiąc emocji, jego oddech był przyspieszony, a głos drżał mu lekko, mimo że tak doskonale starł się to ukryć. Gdybym nie znała go tak dobrze zapewne myślałabym że jest w tym momencie oazą spokoju, a nie wulkanem przed wybuchem.

- Ciebie. W sensie całego ciebie. Przecież przed chwilą powiedziałeś mi że wprowadzisz mnie w ten świat…

- Tak powiedziałem – westchnął jakby tego żałował, biorąc głęboki oddech i wplótł długie palce we włosy. Wypuścił powietrze wyraźnie zestresowany i przesunął dłonie na swoje policzki i szczękę, którą zagryzał tak mocno, że za chwilę mógł zacząć zgrzytać zębami.

Nie chciałam aby się stresował, nie chciałam aby kosztowało go to tak wiele nerwów więc przytuliłam go delikatnie muskając ustami jego szczękę.

Przez chwilę miałam wrażenie że zamknął się w sobie jeszcze bardziej, ale kiedy zaczęłam zaciskać palce na jego ramionach jakbym chciała rozluźnić spięte mięśnie jednocześnie sunąc wargami po jego szczęce i szyi zauważyłam że to działa, ale przy okazji poczułam się podle ponieważ namówiłam go na to. Hunter najwyraźniej nie miał na mnie najmniejszej ochoty i do cholery miał prawo nie chcieć mnie w taki sposób.

A jeśli czuł do mnie coś podobnego do tego co ja czułam do Ty’a? Na samą myśl o tym zrobiło mi się dosłownie niedobrze.

Przecież właściwie nie pozostawiłam mu wyboru.

Wczoraj prawie dałam się zgwałcić dwóm naćpanym dupkom, pijąc z nimi tequilę i jarając zioło w pieprzonym lesie w środku nocy, potem znowu naruszyłam jego strefę komfortu sugerując, że jeśli on tego nie zrobi to pewnie ktoś mnie skrzywdzi albo wykorzysta…

Matko, co ze mnie za człowiek? Byłam złą osobą. Okropną.

- Kocham cię – wyszeptałam – I nie musimy tego robić, jeśli kosztuje cię to tak wiele. Jeśli nie chcesz… Odpuśćmy sobie. Masz prawo nie czuć tego co ja i… To jest w porządku. Przysięgam, że nie zrobię nic głupiego. Na razie odpuszczę sobie chłopaków i poczekam na odpowiednią, wartościową osobę – powiedziałam składając delikatny pocałunek na jego policzku. Chciało mi się płakać, nie potrafiłam uwierzyć że rezygnuje z szansy na to by go mieć, ale… Nie mogłam myśleć tylko o sobie.

Hunter odsunął mnie lekko od siebie. Przełknął ślinę i rozchylił usta zaciskając palce na moich biodrach.

- Nikt nie będzie odpowiedniejszy ode mnie – powiedział wprawiając mnie w osłupienie – Nikt nigdy nie będzie na ciebie zasługiwał, nikt nie będzie wystarczająco dobry, aby mieć prawo z tobą być. Ale ja… Ja jestem odpowiedni. Nikt inny, Ana.

Poczułam jak mnie podnosi i kładzie na materacu. Popatrzył na mnie a ja uświadomiłam sobie, że właśnie to chciałam usłyszeć. Chciałam usłyszeć, że on również mnie pragnie, że uważa to za odpowiednie, więc właśnie w tym momencie postanowiłam skończyć z byciem tamtą Aną. Chciałam się uwolnić i stać kimś, kim zawsze chciałam być. Namiętną kochanką, zmysłową kobietą, kimś kto ma prawo czuć coś więcej. Złapałam go za szyję i pociągnęłam w swoją stronę wbijając się w jego usta. Jednocześnie rozpięłam mu spodnie ponieważ chciałam go poczuć i zobaczyć.

Rozszerzyłam uda dociskając do siebie jego biodra. Jęknął głośno, gdy jego twardy penis przycisnął się do mojego miękkiego mokrego ciała, doznanie było tak obezwładniające że niemal krzyknęłam z przyjemności i natychmiast zapragnęłam więcej. Hunter zesztywniał, kiedy zaczęłam się o niego ocierać. Wbiłam palce w jego ramiona kręcąc biodrami z językiem głęboko w jego ustach chcąc byśmy stali się jednym. Aby już nie było mnie, nie było jego – tylko i wyłącznie my, jako jedność. Położył swoje duże dłonie na moich pośladkach ssąc mój język tak intensywnie jakby i on tego pragnął, spletliśmy się ze sobą tak ciasno że nie było szans aby wcisnąć cokolwiek pomiędzy nasze mokre, nagie ciała. Każdy milimetr Huntera, każdy fragment jego skóry, wszystko było moje. Ocieraliśmy się o siebie powoli ale mocno, przyciskałam go do siebie swoimi nogami kręcą tyłkiem, a on poruszał się rytmicznie, ocierając gorącym penisem o moje wejście i łechtaczkę. Byliśmy spoceni, drżeliśmy, ale chcieliśmy więcej – ja chciałam więcej. Ten pocałunek zupełnie namieszał mi w głowie i nie chciałam go nigdy przerywać. Jęknęłam w jego wargi kiedy zahaczył mocniej o moje wejście, ale po chwili odsunął lekko biodra, więc znowu wzmocniłam ucisk moich ud przyciągając go do siebie mocniej, abyśmy znów mogli rozpocząć ten zmysłowy, powolny i cholernie intensywny taniec naszych nagich, splecionych ze sobą ciał. Hunter zmienił lekko kont nachylenia swoich bioder przez co zaczął ocierać się o mnie w miejscu o istnieniu którego chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę, zanim on mnie dotknął i pokazał mi jak je odnaleźć. Krzyknęłam widząc mroczki przed oczami i odrzuciłam głowę do tyłu odrywając się od jego warg, a jego zachłanne usta natomiast przyssały się do mojej szyi, liżąc i pieszcząc moją skórę. Doszłam jęcząc naprawdę głośno w akompaniamencie jego głębokich westchnień i zaczęłam drżeć, ponieważ moje ciało nie było przyzwyczajone do takiej przyjemności, choć z rozkoszą przywitało swojego właściciela, na którego tak długo czekało.

Należałam do niego. Byłam jego od dnia w którym się urodziłam i nie wyobrażałam sobie, aby to mogło kiedykolwiek się zmienić.

Hunter lekko się ode mnie odsunął, a ja zobaczyłam na swoim podbrzuszu jego białą, ciepłą spermę i chyba znowu się podnieciłam. Cholera, chyba nawet na pewno. Kolejna porcja wilgoci wypłynęła ze mnie prosząc go o więcej i więcej. O to aby był  w środku, aby wziął mnie jeszcze raz, mocniej i głębiej…

- Ubrudziłem cię – odparł odklejając ode mnie swoje umięśnione ciało, a ja musiałam uzmysłowić sobie to co tu się w ogóle stało.

To wydarzyło się tak szybko, mimo że przecież czekałam na to w nieskończoność. Ale to był dopiero początek. Preludium do prawdziwej rozkoszy, którą sobie obiecaliśmy.

I bez względu na to co mówił… Udało mi się! Był mój! Naprawdę mój…

Pocałowałam go w odpowiedzi, a on jęknął przeciągle i zmysłowo w moje usta.

- Wolałabym abyś ubrudził mnie w środku, ale tak też mi się podoba. Chcę być cała naznaczona tobą. Wszędzie – odpowiedziałam ocierając się bezwstydnie moim brzuchem i cipką o jego kaloryfer, rozcierając między nami efekty naszego podniecenia i pożądania.

Tak, wiem że dla większości osób mogłoby się to wydawać obrzydliwe, ale dla mnie nic co było związane z Hunterem nie mogło takie być. W sumie bałam się że nawet on może się zniesmaczyć, ale jedynie głośno przełknął ślinę i skupił wzrok na moim wilgotnym, lepkim ciele.

Po chwili odchrząknął jakby lekko zakłopotany i usiadł na łóżku odbierając mi swoje ciepło i dotyk. Miałam ochotę zacząć protestować, ale nie powinnam. I tak jak na jeden raz przekroczyliśmy wystarczająco wiele jego granic.

Pewnie miał w planie tylko niewinne całowanie, a nie to całe ocieranie zakończone orgazmem, ale ja oczywiście zsunęłam mu spodnie i wykonałam taniec erotyczny  kręcąc tyłkiem jak jakaś tancerka go go. No cóż. To było tak jakby silniejsze ode mnie.

- Ana, przepraszam, ale… Obiecasz że to zostanie miedzy nami, tak?

Przełknęłam ślinę czując się jednocześnie najszczęśliwszą i najbardziej zagubioną osobą na świecie.

- Tak jak obiecywałam….

Hunter pokiwał głową i spojrzał na mnie, wziął moją dłoń i pocałował ją czule po czym uśmiechnął się delikatnie.

- Tak będzie lepiej. To dobre rozwiązanie… Ale jeśli poczujesz się przez to dziwnie proszę porozmawiaj o tym ze mną, okej? Coś wymyślimy, przestaniemy, albo…

- Albo? – spytałam patrząc mu w oczy.

- I tak zrobię wszystko, żebyś czuła się dobrze. Ale tak czy inaczej niech to będzie tylko nasze okej

- Jasne… Ale nauczysz mnie wszystkiego tak? Seksu też?

- Taki mam plan… Mam wrażenie, że masz wrodzony talent – uśmiechnął się do mnie, a później lekko skrzywił jakby to co powiedział uznał za niestosowne.

- To nie o to chodzi. Z tobą jestem bezpieczna – podkreśliłam, aby upewnić go w tym, że to co zrobiliśmy było słuszne.

- Tak, właśnie. Bezpieczna.

- Kochamy się – wypaliłam, a on otworzył oczy i popatrzył na mnie z czułością.

- Tak, ale… To… To nie taka miłość… - odpowiedział, więc poczułam ukłucie w sercu.

- Zmusiłam cię do tego? Czujesz się teraz źle? To było dla ciebie nieodpowiednie? – starałam się nie zdradzić głosem jak cholernie boję się jego odpowiedzi.

- Nie, Ana… - objął mnie zerkając mi w oczy – Nic co robię z tobą nie jest nieodpowiednie. Nie mów tak…

- Ja ciebie kocham. Zawsze chciałam, abyś to był ty. Co w tym złego?

Pokręcił głową, a później położył się na poduszce zagryzając wargę.

- Chcę żebyś była pewna. I bezpieczna. Pokaże ci jak to jest być z mężczyzną, jak powinien cię traktować, jak to powinno wyglądać. Dam ci przyjemność abyś nie szukała jej w dziwnych i nieodpowiednich miejscach. Obiecaj mi tylko, że na tym przestaniemy. Że rozumiesz o co w tym chodzi. Że to kolejny rodzaj bliskości którego spróbujemy, ale nie związek. Nie możemy być w związku, rozumiesz? – odparł, a ja nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Dlaczego? Dlaczego nie? - Twoi rodzice, twój brat… Oni traktują mnie jak rodzinę. Dali mi nowe życie, przygarnęli mnie. Nie zrozumieją tego… Jesteś ich mała córeczką, nie ważne ile masz lat. A ja jestem chłopcem który się tobą opiekował. Jestem dla nich jak syn, a ty jesteś ich córką – odpowiedział patrząc na mnie wymownie.

- Chyba nie musze mówić że nie jesteśmy spokrewnieni, bo i tak wszyscy to wiedzą, prawda? – spytałam starając się nie pokazać mu tego jak bardzo chce mi się płakać.

- Rodzina to nie są więzy krwi, Ana. Pieprzyć więzy krwi. Mój biologiczny ojciec był potworem. Ale to twojego tatę kocham jak ojca, rozumiesz? Tylera kocham jak brata, ciebie jak… - rozchylił usta i zamknął oczy kręcąc głową  – …Ciebie kocham jak wszystko, Ana. Nie chcę cię zranić, bo jesteś dla mnie wszystkim. Kimś więcej. Mogę ci to dać, bo pragnę cię do bólu, ale oni nie mogą wiedzieć. Rozumiesz? Znienawidzą mnie, a ja tego nie zniosę – mówił niemal w moje usta dotykając palcami mojego policzka, a ja pozwoliłam łzą popłynąć, ale pokiwałam z przekonaniem głową.

On zbyt wiele przeszedł. Był zbyt mocno zraniony, zbyt brutalnie odrzucony przez kogoś kto powinien go kochać. To wszystko popsuło – jego poczucie własnej wartości, wizję świata i to jak wiele jest wart w oczach tych, którzy go kochają. Nie rozumiał że nie musi być perfekcyjny, aby być kochany. Uważał że jeśli zrobi cokolwiek przekraczającego granicę, którą sam sobie wyznaczył – natychmiast zostanie odtrącony, odrzucony, znienawidzony.

To nie była prawda.

I zamierzałam mu to pokazać.

Ale powoli. Krok po kroku. Tak jak on.

- Będzie jak chcesz. Nie zrobię nic co mogłoby cię zranić. Nic nikomu nie powiem. Nikomu, przysięgam… – odpowiedziałam - Kocham cię… I wiem, że oni bez względu na wszystko i tak będą cię kochać. Ale mimo wszystko… To będzie tylko nasze – dodałam, a on uśmiechnął się czule i pocałował mnie w usta.

- Tylko nasze – powtórzył obejmując mnie ramionami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro