Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Ana

Nie widziałam Huntera od nocy podczas której pozwoliliśmy sobie na bliskość - być może dlatego, że było to zaledwie kilka dni temu, a ja musiałam w między czasie wyjechać na proseminarium związane z moimi studiami, Hunter natomiast miał bardzo aktywny okres w pracy, poprawki uczniów, egzaminy końcowe i tak dalej, więc teoretycznie to zupełnie zrozumiałe że nie mieliśmy się jak zobaczyć, ale i tak byłam potwornie zestresowana.

Co prawda napisał mi z kilka smsów, ale głównie z pytaniami odnośnie mojego samopoczucia – Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś?

Odpisywałam mu – Wszystko dobrze, tęsknię za tobą. Czuję się świetnie ale lepiej byłoby gdybyś był obok. Potrzebuję tylko trochę więcej czasu z tobą ; )

Tak, jasne że przeginałam, tym bardziej że on nie odpisywał nic romantycznego – ot suche wiadomości, zaniepokojonego przyjaciela, ale przeżywałam kryzys egzystencjalny  - rano cieszyłam się jak wariatka, w południe stwierdzałam, że on na pewno zmieni  zdanie i znowu mnie zostawi, później byłam już właściwie pewna że to koniec, KONIEC! Następnie znowu się uspakajałam wmawiając sobie, że w sumie przecież obiecał, więc będzie dobrze i tak w kółko.

Na dodatek nie miałam jak pogadać z kimkolwiek na jego temat, nawet z Ruby, ponieważ przysięgłam, że nikomu nic nie powiem więc tłumiłam to wszystko w sobie.

A dzisiaj, kiedy nasze sprawy się unormowały - ja wróciłam z Jersey, a on skończył pracę -  rodzice przyjechali z wycieczki po Europie i odwiedzał nas mój brat - Tyler, ze swoją nową dziewczyną. No i oczywiście  na kolacji miał być też Hunt, abyśmy wszyscy wspólnie obejrzeli zdjęcia z podróży i spotkali się po ich powrocie.

Siedziałam przy stole wykręcając swoje palce, w oczekiwaniu na moment w którym go zobaczę, aż w końcu się pojawił.

Wszedł nieśmiało do salonu, a moja mama jak zwykle rzuciła się na niego zasypując pocałunkami jego policzki.

- Kiedy ja cię widziałam, kochanie? Ależ tęskniłam! Mój Boże, czy ty przypadkiem nie jesteś jeszcze wyższy?

- Chyba przestałem rosnąć jakieś dziesięć lat temu, ciociu – zaśmiał się wręczając jej bukiet kwiatów.

- Nie wiem, kiedy mi tak urosłeś – przytuliła go mocniej – Dziękuję ci, są piękne. Benjamin jak to możliwe, że nasze dzieci tak szybko urosły?! – krzyknęła do mojego taty, który w między czasie podszedł do Hunta, potargał go czule po włosach i poklepał po plecach na przywitanie -  Pamiętałam jak jeszcze wczoraj prowadziłam cię na pierwszy dzień nowej szkoły. Sunny robiła mi te śliczne laurki z napisem „Kociam Che” a Ana tłukła wszystkich kijem od szczotki – dodała ze łzami w oczach.

- Ciociu… - Hunter objął ją pocieszająco ramieniem, uśmiechając się ciepło kiedy pochlipywała – I tak jesteśmy tu wszyscy dla was i zawsze będziemy – dodał, a mama poklepała po umięśnionym brzuchu z wdzięcznością.

- Dziękuję skarbie. Ty zawsze wiesz co powiedzieć, żeby zrobiło mi się lepiej. Moje kochanie – cmoknęła go znowu w policzek i ruszyła na poszukiwanie wazonu.

Hunter wszedł głębiej i popatrzył na mnie jakoś dziwnie. Przełknął ślinę, a ja uśmiechnęłam się do niego z walącym sercem. Odwzajemnił uśmiech ale zbyt szybko odwrócił wzrok, bo właśnie do salonu wpadł Tyler.

- Cześć wszystkim!  - krzyknął na powitanie, a razem z nim do pokoju weszła bardzo ładna blondynka, uśmiechając się szeroko.

- No w końcu! – zawołała mama – Bardzo mi miło jestem mamą Tylera – przywiała blondynkę, obejmując ją lekko.

- Fina – przedstawiła się dziewczyna, a w między czasie Tyler przytulił Huntera poklepując go po plecach

- Bracie, kopę lat – powiedział -  To mój brat, Hunter – pokazał na Hunta, który uśmiechnął się trochę sztucznie – A to mój tata, Ben…

- Bardzo mi miło…- wtrącił się tata.

-… A tamta ślicznotka to moja żaba – zaśmiał się wyciągając do mnie ręce.

Podbiegłam do niego śmiejąc się z jego zabawnej miny, a wtedy pochylił się i uniósł mnie do góry. Odepchnęłam go od siebie, kiedy próbował mnie połaskotać i uśmiechnęłam się przyjaźnie do jego dziewczyny.

- Ana – podałam jej rękę, którą potrząsnęła lekko.

- Fina…

- Żabo… - odezwał się Tyler – Co się stało przez ten czas, kiedy mnie nie było? Stałaś się kobietą, czy coś?

- Czy coś, głupku -  pokręciłam głową wzdychając z zażenowaniem i znowu zerknęłam na Huntera.

- Wypiękniałaś żabko. Ale nam wyrosła, co? – zwrócił się do Hunta znowu poklepując go po plecach, a on przytaknął przez cały czas nie rozstając się z uśmiechem, ale ja widziałam, że jest spięty.

- Siadajcie do stołu! – zawołała mama, więc usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać, chociaż ja i Hunter odzywaliśmy się najmniej. Mama i tata opowiadali o swojej wycieczce, o tym co widzieli, co zwiedzili, kogo poznali, Tyler nawijał jak najęty o swojej nowej pracy i życiu w Kalifornii, Fina również całkiem sporo opowiadała i uczestniczyła w rozmowie, a my z Huntem głównie przytakiwaliśmy, „uważnie” słuchaliśmy i zerkaliśmy na siebie.

- Hunter… Czy ty przypadkiem nie masz dziewczyny? Penny, tak? – spytał po jakimś czasie Ty, a ja westchnęłam, prychnęłam i warknęłam w jednym, na dodatek zdecydowanie zbyt głośno, więc wszyscy spojrzeli na mnie z lekką konsternacją.

- No co? – żachnęłam się widząc ich miny.

- Ana, co to za reakcja? Gdyby Penny tu była zrobiłoby się jej przykro – zwróciła mi uwagę mama.

- Tak się składa, że Penny tu nie ma i nie będzie. Nie jest już dziewczyną Huntera – powiedziałam z satysfakcją, a Ty uniósł brwi w zdziwieniu.

- Rozumiem, ale Hunter  chyba mógł mi to powiedzieć sam. Nie musiałaś go wyręczać – odpowiedział mój brat i zaśmiał się cicho.

- Faktycznie, rozstaliśmy się – odchrząknął Hunt próbując rozładować atmosferę z nieco nerwowym uśmiechem.

- Przykro mi, skarbie, ale skoro się rozstaliście to znaczy że nie była dla ciebie odpowiednia. A już myślałam, że będę miała wnuczki - westchnęła zapewne w żartach, ale ja i tak prawie się zapowietrzyłam.

- Błagam! Hunt z tą naburmuszoną pindzią był tylko przez kilka tygodni, więc nawet wspominanie o dzieciach jest nie na miejscu. A poza tym Hunter może ci dać wnuki tylko wtedy, kiedy będzie miał dzieci ze mną  – wypaliłam, a wszyscy spojrzeli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach – No co? To przecież prawda…

- Ana… - zatrwożyła się mama – No wiesz…? – zgromiła mnie wzrokiem.

- Ale o co ci chodzi? To same fakty – odpowiedziałam chociaż zrobiło mi się gorąco. Zerknęłam na Huntera, który patrzył na mnie z niedowierzaniem.

Matko chyba jednak przesadziłam…

- Ekhym… - odchrząknął wymownie Ty – Ana, a jak twoje studia? Dostałaś się na Columbie jak chciałaś?

- Tak jest – odpowiedziałam wdzięczna za zmianę tematu.

- Medycyna?

- Tak – odparłam.

- Wow! – krzyknęła Fina – Brawo, gratuluję, musiałaś mieć rewelacyjne wyniki.

- Starałam się.

- Hunt, słyszałem że jesteś nauczycielem… To nie do wiary, bracie. Nie mogę sobie ciebie wyobrazić w tej roli, ale w sumie to świetna opcja, tym bardziej że uczysz w szkole muzycznej, tak? - zagadnął Tyler.

- Dokładnie – przytaknął Hunt.

- No i jak ci się podoba? Jesteś zadowolony?

- Podoba mi się. Właśnie zaczynają mi się wakacje i… To zdecydowanie plus bycia nauczycielem – zaśmiał się.

- Domyślam się, stary. Że też sam na to nie wpadłem…

- Właściwie za chwilę wyjeżdżam do Asha. Jak pewnie słyszałeś miał wypadek i muszę go odwiedzić.

- Tak, fatycznie słyszałem… Cholera całe szczęście, że nic mu się nie stało…

- Sunny do niego pojechała – powiedziała ciocia – Taka śliczna z nich para, mam nadzieję że zejdą się ze sobą w tej Montanie.

- Sunny i Ash? – skrzywił się Tyler – Błagam… Oni do siebie nie pasują. Ponad to… Ona nie będzie  z nim szczęśliwa, przez co ja będę musiał go zabić, a Hunter nawet mi nie pomoże, bo ten dupek to jego przyjaciel…

- Ej, zważaj na słowa Tyler – pokazała na niego ciocia.

- Ona i on to zły pomysł – wzruszył ramionami Ty wyraźnie poddenerwowany, ale potem spojrzał na Finę i wziął głęboki oddech – Martwię się o nią, ale to tylko moje zdanie. Dobrze że tam będziesz, Hunt. Przypiłujesz jej, żeby nie stało się nic złego…

- Tak, jasne. Spokojnie – odpowiedział Hunter popijając wodę ze szklanki.

- A ja im kibicuję – wtrąciła się ciocia – Ale oczywiście nikt im nie będzie niczego narzucał.

- Wszystkich tylko byś ze sobą swatała, mamo – wywrócił oczami Ty.

- Nikogo nie swatam. Nawet gdybym chciała to nie mam ku temu sposobności. Dzieci w dzisiejszych czasach są zbyt niezależne, a poza tym nie lubię się wtrącać w takie rzeczy. Wyrażam tylko swoje zdanie.

- Kiedy lecisz Hunt? – spytał tata zmieniając temat.

- Pojutrze z samego rana wylatujemy do Kalispell – odpowiedział, a mnie dosłownie wmurowało. Że co? Pojutrze?

- Na jak długo? – zapytałam patrząc na niego z bólem.

- Jeszcze nie wiem – odrzekł nie patrząc mi w oczy.

- Wylatujecie? Czyli lecisz z kimś? – zagadnął Tayler.

- Tak z moim przyjacielem, Vincem. Nie znacie go ale przed adopcją był mi bardzo bliski i ostatnio odnowiliśmy znajomość.

- Przed adopcją? – spytała Fina.

- Tak… Znaczy nie jestem adoptowany, ciocia i wujek to moja rodzina zastępcza – odpowiedział.

- Aaa to już rozumiem o co chodziło z tymi dziećmi – zaśmiała się patrząc na mnie ze zrozumieniem - Ty nic mi nie mówił… - zwróciła się do mojego brata z pretensjami.

- No bo jesteśmy razem dość krótko i jeszcze nie wchodziliśmy na takie tematy – żachnął się Ty.

- Ile miałeś lat jak tutaj trafiłeś, jeśli można spytać – dopytywała zaintrygowana Fina jakby to było takie ciekawe i niespotykane, że ktoś zabrał dziecko z Sierocińca.

- Jedenaście, ale Sunny miała cztery…

- Czekaj, czekaj… To Sunny też jest adoptowana?  - Fina zerknęła na Tylera z urazą.

- A co to ma za znaczenie? – warknął mój brat i zaczynało robi się dziwnie, więc westchnęłam ze zmęczeniem masując sobie skronie.

- Słuchajcie – przerwała im ciocia – Może zostawmy ten temat. Hunter i Sunny to moje dzieci, kocham je całym sercem i oddałabym za nie życie – dotknęła ręki Huntera, a on uśmiechnął się do niej ciepło – Tylko to się liczy.

- Właśnie – bąknął Ty, a ja mogłam myśleć tylko o tym, że Hunter już pojutrze wyjeżdża. Pojutrze. I to nie wiadomo na jak długo.

Chyba zrobiło mi się niedobrze, chociaż starałam się niczego nie okazać – co było naprawdę trudne, ale na szczęście kolacja powoli dobiegała końca. Posiedzieliśmy jeszcze par chwil, a później Ty i Fina poszli do jego dawnego pokoju, aby odpocząć po podróży, natomiast ja z Huntem pomogliśmy posprzątać po kolacji.

- Skarbie, może zostaniesz dzisiaj na noc w domu? – spytała mama zwracając się do Huntera, kiedy ten wycierał ostatnie talerze.

- W sumie czemu nie… - odparł.

- Cieszę się. To idźcie już, a ja tu dokończę – powiedziała zabierając mu talerz i klepnęła mnie, abym odłożyła sztućce.

- Dzięki mamo – cmoknęłam ją w policzek i ruszyłam niepewnie na górę słysząc, że on idzie za mną -  Wejdziesz do mnie…? – zapytałam, a on przytaknął i po chwili już staliśmy w moim pokoju – Słuchaj, przepraszam… Domyślam się, że jesteś zły o te wnuki… I tę naburmuszoną pindzię i…

- Nie jestem zły – przerwał mi, więc pokiwałam głową starając się zachować resztki kontroli.

- Wyjeżdżasz… Obiecałeś że spędzimy razem więcej czasu, że zrobimy to wszystko razem, ale… Wyjeżdżasz.

- Wiedziałaś, że muszę odwiedzić Asha po wypadku. Zależy mi na nim i chcę popracować nad naszą przyjaźnią… No i martwię się o niego… Wiesz, że ledwo wyszedł z tego żywy….

- Wiem… – odpowiedziałam ścierając łzy z policzka.

- Ana… - westchnął i podszedł do mnie. – Kochanie, nie płacz.

- Będę tęskniła. Liczyłam, że spędzimy razem czas.

- I spędzimy. Obiecuję… Wiesz, że mieliśmy sporo obowiązków ale jak tylko wrócę z Montany będę już cały czas z tobą…

- Ile tam będziesz?

- Nie wiem. To zależy na ile on będzie mnie potrzebował…  - wytarł palcami moje załzawione policzki, a ja pomyślałam że to chyba jakaś nasza tradycja. Ja beczę, a on ściera moje łzy tylko po to abym wypłakała ich więcej.

- Ja też bardzo cię potrzebuję.

- Wiem kochanie. Ale to… W sumie to dobrze, że wyjeżdżam na jakiś czas. Przemyślisz sobie wszystko…

- Ja? – spytałam z niedowierzaniem – Ty chcesz to przemyśleć, bo znowu masz wątpliwości i żałujesz…

- Nie – odpowiedział stanowczo – Nie żałuję. Nie mogę o niczym innym myśleć. Nie mogłem się doczekać kiedy cię zobaczę i nie mogę się doczekać… - nie dokończył, tylko pochylił się i przysunął usta do moich, więc stanęłam na palcach i wbiłam się w jego wargi. Westchnęłam z ulgą i poczułam dreszcze, ale zanim zdążyłam pogłębić pocałunek on odsunął ode mnie swoje usta – Nie żałuję… - wyszeptał – I dzisiaj ci to pokażę, damy sobie jeszcze tą jedną noc zanim wyjadę, tak?

Przytaknęłam zaciskając palce na jego koszulce.

- Ale kiedy wrócisz…?

- Kiedy wrócę będę z tobą. I proszę…. Przez ten czas nie rób nic głupiego, poczekaj na mnie, dobrze?

- Oczywiście – odpowiedziałam.

- Przemyśl sobie wszystko, czy na pewno tego chcesz, przeanalizuj to. Przyjadę i porozmawiamy, będziemy mogli oboje spojrzeć na to z dystansu, ale z mojej strony nic się nie zmieni.

- A jeśli spotkasz tam jakąś kobietę?

- A ty spotkasz tu jakiegoś faceta dla którego zmienisz zdanie?

- Nigdy w życiu.

- Ja też. Jadę tam tylko dla Asha. Jak wspomniałem przyda nam się odrobina dystansu. To dla mnie wiele znaczy…

- Dla mnie też – powiedziałam.

- Będziemy mieli dużo czasu – dotknął z czułością mojego policzka.

- Ale dzisiaj nie mamy go już dużo – znowu stanęłam na placach i pocałowałam go w usta, a on uśmiechnął się lekko.

- Więc…?

- Więc nie marnujmy go więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro