Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

╰☆☆ 010 ☆☆╮

Po powrocie do nauki Neptun straciła poczucie czasu. Dni mijały jej tak samo. Odliczała do urodzin, uczyła się intensywniej niż zazwyczaj. Coraz rzadziej zdarzało jej się spotykać z bliźniakami. Te dni, które mogła spędzać tak beztrosko, w towarzystwie przyjaciół, przelatywały jej przez palce. Przełom przyszedł dopiero z początkiem lutego.

Tamtej środy Neptun wróciła z zajęć u Snape'a wyjątkowo usatysfakcjonowana. Profesor dopuścił ją do samodzielnego warzenia eliksiru, chociaż początkowo był bardzo nieufny. Kontrolował jej ruchy i zdawał się być niezadowolony z tego, jak dobrze sobie radzi (chociaż oczywiście nie pokazywał tego po sobie). Gdy wróciła do dormitorium, które zazwyczaj o tej porze było jeszcze puste, dostrzegła Dafne parzącą sobie herbatę. Neptun początkowo uśmiechnęła się, jednak szybko oprzytomniała, widząc trzęsące się dłonie przyjaciółki.

— Dafne, co się stało? — w kilku krokach znalazła się obok przyjaciółki. Rzuciła torbę na łóżko i spojrzała na przyjaciółkę. Jej rówieśniczka zacisnęła dłonie na filiżance i imbryczku. Nim zielonooka zdążyła jakkolwiek zareagować, jej przyjaciółka wybuchnęła głośnym płaczem. Szlochała, wtulając się w drobną koleżankę. Szatynka gładziła ją po głowie. Tuliła Dafne, jakby ta była małym dzieckiem. Dopiero, gdy dziewczyna mogła spokojnie wziąć oddech, odezwała się:

— No i jak? Powiesz mi, o co chodzi? — Neptun odgarnęła blond włosy z twarzy Greengrass.

— J-ja...D-Draco...Zerwaliśmy! — ponownie wybuchła płaczem, a szatynka powtórzyła cały proces. Nie spodziewała się takiego zachowania po przyjaciółce. Dafne nie miała w zwyczaju takiego rozpaczania. Chyba do tej pory nie była świadoma z tego, jak bardzo zależało jej na Draconie. Mimo reakcji niebieskookiej, Neptun odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się w duchu w związku z takim obrotem spraw. Nareszcie mogła mieć ją dla siebie na powrót.

Od tego czasu wszystko szło prościej. Złe samopoczucie Greengrass ustąpiło po mniej więcej tygodniu. Szatynka nie czuła się tak dobrze od dawna! Przestała odwiedzać sowiarnię, co oznaczało, że nie potrzebowała już wylewać tam swoich negatywnych emocji, gdyż po prostu przestała je odczuwać. Cały czas chodziła szczęśliwa i nic nie było w stanie zepsuć jej nastroju. Ponownie stała się tamtą Neptun, którą była w czasie wakacji.

Jej urodziny wypadały w poniedziałek. Dzień wcześniej szczegółowo opowiedziała przyjaciółce o swoim planie. Powiedziała w końcu o nauczycielu, który robił aluzje co do jej pochodzenia. Dafne oburzyła się początkowo, słysząc o słowach Snape'a. Całkowicie zabroniła Neptun, by ta poszła do biblioteki i zawracała sobie głowę takimi bzdurami. Ona jednak podjęła już decyzję. Musiała do tego dorosnąć i tak długo się wahała. Nie mogła teraz zrezygnować...

Po popołudniowej lekcji zaklęć dziewczynki poszły do swojego dormitorium. Obie nie rozumiały tego fenomenu chodzenia w szkolnych szatach do końca dnia. Dla Dafne była to okazja do pokazania się, dla Neptun natomiast kwestia czysto estetyczna (dodatkowo jej szaty były już za krótkie i w niektórych miejscach podniszczone). Bliźniacy podeszli do niej na przerwie obiadowej. Chcieli ją zaprosić wieczorem do kuchni i świętować urodziny, jednakże dziewczynka tłumaczyła się nauką. Fred i George próbowali ją namówić, by chociaż dzisiaj sobie darowała, jednak Ślizgonka była asertywna. To musiał być ten dzień.

Gdy trzecioklasistki szły w stronę biblioteki, Neptun odczuwała ucisk w żołądku. Spojrzała na Dafne. Jej paznokcie były pomalowane na karmazynowy kolor. Miała na sobie modną, jeansową spódniczkę oraz różową koszulę, której rękawy podwinęła, odsłaniając blade przedramiona. Stanęły przed wielkimi, dębowymi drzwiami. Szatynka niepewnie pchnęła klamkę. Uderzył w nią zapach pergaminu i tuszu. Prawie poczuła ten podmuch na swojej twarzy. Przywitały się grzecznie z panią Pince. a następnie skierowały się do działu kronik. Widać było, że dawno nie postała tutaj niczyja stopa. Na podłodze i półkach zebrała się warstwa kurzu. Spoglądały na masę grubych ksiąg. Daty wygrawerowane na ich grzbietach zlewały się w ich oczach w jedną całość.

— Więc...Od czego zaczniemy? — spytała Dafne, przerywając ciszę, która między nimi zapanowała. Neptun gniotła rękaw swojego swetra, wpatrując się tępo w czarne okładki, które nie zawierały nic więcej niż tylko rok szkolny.

— Nie mam pojęcia... — powiedziała tylko szatynka, nie mając odwagi, aby sięgnąć po jakąkolwiek z pozycji. W końcu Dafne wzięła do ręki jeden z tomów - rok 1968. Usiadły przy stoliku i zaczęły kartkować.

— O, patrz! To moja mama. Była taka urocza. — powiedziała Dafne, wskazując na smukłą pierwszoklasistkę o dwóch, ciasno splecionych warkoczach. Przypominała Astorię, jednak jej oczy nie miały błękitnej barwy - tak charakterystycznej dla sióstr Greengrass.

— Czy to ojciec Malfoya? — spytała Neptun, kiedy kilka stron dalej zobaczyła czternastoletniego Ślizgona o skwaszonej minie. Nie przypominał Dracona (a raczej to Draco nie przypominał Lucjusza).

— Tak, a tutaj... — Dafne przycisnęła palec do mężczyzny o krzaczastych, ciemnych brwiach, blond włosach i błękitnych oczach — To jest mój tata! — dziewczyna cieszyła się, kompletnie zapominając o przyczynie ich wizyty. Wertując dalej, znalazły jeszcze zdjęcie podpisane "Klub Ślimaka". Tam ojciec Dafne oraz Malfoya stali obok siebie. Neptun dopiero teraz zobaczyła, że jedyną cechą, jaka ich łączyłą były platynowe włosy.

W tamtej książce nie znalazła żadnej osoby o nazwisku "Callos". W kolejnych dwóch z resztą też nie. Dopiero "Rok szkolny 1971/1972" przyniósł jakiekolwiek informacje.

— Spójrz, to on! — prawie krzyknęła Dafne, sprowadzając na nie surowy wzrok innych uczniów. Neptun z nadzieją spojrzała na osobę, którą wskazywała, jednak nie był to jej ojciec. Palec jej przyjaciółki spoczywał na zdjęciu jedenastoletniego chłopca o przydługich, ciemnych włosach. Miał na sobie czerwono-złoty krawat, a na jego twarzy widniał łobuzerski uśmiech - prawie taki sam, jak te, które widywała na twarzach bliźniaków. Podpis wskazywał na to, że chłopiec nazywał się Syriusz Black — Nie wygląda jak morderca.

— Może dlatego, że na tym zdjęciu ma jedenaście lat? Rzadko kiedy można stwierdzić po dziecku, że w przyszłości stanie się najbardziej poszukiwanym zabójcą. — odpowiedziała jej szatynka. Patrząc obok, ujrzała chłopca w rozczochranych lokach i okrągłych okularach.

— To Harry? — spytała.

— Nie, nie ma blizny. To jego ojciec. — blondynka pokazała jej napis "James Potter".

— Och, spójrz na to! — powiedziała Neptun i prawie poderwała się z krzesła. Na kolejnym zdjęciu widniał chłopiec o smutnym spojrzeniu, rozczochranych, jasnobrązowych włosach oraz bliznach na twarzy. — To tata. — powiedziała, przygryzając nerwowo wargę. Bała się tego, co ujrzy dalej. Wolała teraz zamknąć tę książkę i odejść do pokoju, ale nie po to tyle się zbierała, aby teraz stchórzyć. Przekładała dalej strony, oddychając niespokojnie. Dafne, widząc to uścisnęła jej drugą dłoń. Neptun trochę się uspokoiła.

— Mówiłaś, że nie da się poznać po jedenastolatku, jaki będzie w przyszłości, ale patrz tutaj. — wskazała na młodego Snape'a. Faktycznie, miał wyniosłą minę i bez problemu można było nazwać go bez spoglądania na podpis. Ślizgonki zaśmiały się. Neptun odetchnęła i przejrzała innych pierwszoklasistów ze Slytherinu. Już chciała się uśmiechnąć, nie odkrywając żadnej osoby o nazwisku "Callos", kiedy zawiesiła oczy na chłopcu o ciemnych włosach i oczach przypominających węgliki.

— Theodor Callos... — szepnęła, a potem zatkała usta. Czyli to była prawda? Nie była córką Lupina? Jej głowę rozsadzały pytania. Co się stało z jej rodzicami? Czy oni żyją? Oddali ją, bo jej nie chcieli? Wcześniej już zadawała sobie te pytania, ale nie miała podstaw, aby uważać, że Remus nie jest jej ojcem. Teraz miała przed sobą dowód nie do podważenia.

— Może...to twój wujek? Mówiłaś przecież, że to nazwisko twojej matki, więc nie możesz jednoznacznie stwierdzić, czy to jest twój ojciec. — stwierdziła nieśmiało Dafne, a Neptun pomyślała, że w sumie może mieć rację. Ucieszyła się w duchu, że przyjaciółka jest teraz z nią. Nie wyobrażała sobie, co by było, gdyby sama musiała znosić cios, jaki w tym momencie dostała.

Neptun wstała nagle i wzięła książkę "Rok 1977/1978". Pominęła wszystkie klasy i przeszła do stałego elementu kronik ze starszych lat, a mianowicie zdjęcia ze świątecznego spotkania Klubu Ślimaka. Theodor stał tam obok mężczyzny, który miał na nazwisko Nott. Nie patrzył jednak na niego, gdyż wzrok utkwił w niższej od niego dziewczynie. Trzymali się za ręce i nie zwracali uwagi na osobę, która robiła zdjęcie. Początkowo czternastolatka stwierdziła, że to może być po prostu jego partnerka, jednak przyjrzała się twarzy dziewczyny. Wyglądała dokładnie tak samo jak Neptun. Miały te same chude ramiona i nogi, te same zielone oczy, te same długie, brązowe włosy. Trzecioklasistka upuściła książkę i wpatrywała się w punkt, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się zdjęcie. Dafne szybko przechwyciła tom i spojrzała na stronę, która tak wpłynęła na jej przyjaciółkę. Kiedy ujrzała kobietę podpisaną jako Ariadna Fitzgerald, otworzyła usta. Natychmiast przytuliła szatynkę, która rozpłakała się żałośnie. Łkała cicho w pierś blondynki. Jej obawy się spełniły. Miała w głowie tylko obraz Theodora i Ariadny. Ich twarze wryły się w pamięć dziewczyny. Czuła, że będą jej się śnić w nocy. Dzisiaj nie miała już siły, aby pójść do Remusa. Gdyby to zrobiła, prawdopodobnie załamałaby się całkowicie. Musiała to przetrawić. Dziewczyny sprzątnęły książki i wróciły do dormitorium. Przez całą drogę Dafne obejmowała przyjaciółkę ramieniem. To były najgorsze urodziny w jej życiu.

Tamtej nocy Neptun nie zmrużyła oka. Jej oddech nadal był niespokojny i z każdym wdechem męczyła się niemiłosiernie. Tak w zasadzie, to nie miała za złe Remusowi tego, że nic jej nie powiedział. Ba, była mu za to wdzięczna! Po swojej reakcji widziała, że nie była jeszcze gotowa, aby to przełknąć. Rano dziewczyna stwierdziła, że nie zjawi się tego dnia na lekcjach. Gdy Dafne zatroskana zostawiła ją w dormitorium i wyszła razem z innymi na poranne zajęcia obrony przed czarną magią, szatynka rozpłakała się ponownie. Z jej zielonych oczu płynęły potoki łez, które tworzyły sobie ścieżki na jej bladych policzkach. W końcu udało jej się przysnąć na dwie godziny.  Wyczerpana zakopała się w pościeli i rozłożyła na całej powierzchni łóżka. Brak drugiej osoby obok był dla niej kojący. 

Wstała około pierwszej po południu. Na palcach podeszła do lustra i spojrzała na swoje spuchnięte oczy. Wzięła z blatu szafki nocnej szczotkę, którą dostała od ojca i zaczęła rozczesywać skołtunione, brązowe kosmyki. Kiedy doprowadziła się do porządku, ubrała wygodne spodnie dresowe i bluzę. Wzięła z szuflady Dafne rumianek i zaparzyła sobie napój. Próbowała tym stłumić głód. Nie zjawiła się wczoraj na kolacji oraz dzisiaj rano na śniadaniu. Chciała również pominąć dzisiejszy obiad, ale burczenie w brzuchu skutecznie przypominało jej o potrzebie posiłku.

— Jejku, ale jesteś blada! — pisnęła blondynka, kiedy Neptun opadła obok niej w Wielkiej Sali. Dziewczyna nic nie powiedziała. Nabrała sobie frytek, które jadła powoli, nie chcąc pokazać, jak bardzo potrzebuje jedzenia — Pytał o ciebie. — Dafne wskazała głową na Lupina, który siedział przy stole z innymi nauczycielami, ale jej przyjaciółka nie odwróciła tam głowy. Czuła na sobie wzrok ojca. Wbiła paznokcie w wewnętrzną część dłoni, pozostawiając czerwone ślady w kształcie półksiężyców na jasnej skórze.

Neptun nie wróciła na lekcje. Nie obchodziło ją to, że nauczyciele mogli ją widzieć. Chciała nawet udać się do Skrzydła Szpitalnego po jakieś proszki na uspokojenie, jednak darowała sobie. W pustym pokoju odrobiła wszystkie prace domowe, które jej zadano, a potem odliczała do godziny czwartej po południu. Dafne po lekcjach chciała z nią porozmawiać, jednak szybko sobie darowała, widząc brak reakcji ze strony przyjaciółki. Nawet Pansy nie próbowała jej wyzywać. Szatynka myślała nad tym, co powie. W końcu jednak przestała układać przemowy i uznała, że powinna postawić na spontaniczność. Wtedy jej wypowiedź będzie najszczersza jak się da.

Gdy tylko na zegarku wybiła czwarta, Neptun wyszła z sypialni. Wszystkie twarze mijanych osób rozmazywały się w jej oczach. Widziała tylko to, co było przed nią. Czuła, że jej kroki są inne niż zazwyczaj - ciężkie i twarde. Zazwyczaj stąpała tak, jakby chciała oderwać się od ziemi. Często słyszała, że chodzi niczym wróżka albo sarenka. Teraz musiała wyglądać jak swoje kompletne przeciwieństwo. Przerażona ustała przed drzwiami gabinetu Lupina i po dłuższej chwili wpatrywania się w drewno, zapukała trzykrotnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro