Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

╰☆☆ 009 ☆☆╮

Czas przed przerwą świąteczną Neptun spędziła na wymyślaniu prezentów. Nie miała zbyt dużych możliwości, ale starała się, aby jakoś odwdzięczyć się bliskim za czas, który z nią spędzili. Na ostatnim wyjeździe do Hogsmeade odwiedziła kilka sklepów. Swojemu tacie kupiła opakowanie czekoladowych kociołków, a dla Dafne znalazła herbatę z dodatkiem bławatka. Najgorzej było jej wybrać prezent dla bliźniaków. Nie dość, że poznała ich stosunkowo niedawno, to jeszcze byli starszymi od niej chłopakami. Skąd ona miała wiedzieć, co będzie odpowiednie dla piętnastolatków o psotnej naturze? Oczywiście, mogłaby po prostu udać się do sklepu Zonka i kupić byle co, jednak ona taka nie była. Wkładała serduszko w swoje podarunki, a danie chłopakom czegokolwiek nie byłoby w jej stylu. Długo błąkała się po sklepach, myśląc nad idealnym prezentem dla jej przyjaciół. W końcu jednak znalazła upominek, który jednocześnie wydał jej się odpowiedni oraz pasował do jej budżetu. Może i był to staroświecki pomysł, może i nie pasował do bliźniaków, ale ona uważała, że krawat z niuchaczem był idealny. Ten mały zwierzak był jej zdaniem uroczy i śmieszny.

Na palcach jednej ręki można było policzyć Ślizgonów, którzy postanowili pozostać w szkole na święta. Gdy Neptun budziła się rano, miała cały pokój dla siebie. Wykorzystywała swobodę i spała do późna, bez słuchania codziennych, głośnych rozmów i krzątania się po sypialni. Podczas gdy jej koleżanki wstawały rano, aby ułożyć sobie fryzurę albo nałożyć delikatny makijaż, szatynka wolała wylegiwać się i rozpoczynać dzień później. Jej poranna toaleta polegała na upięciu niskiego kucyka i przebraniu się w mundurek, ewentualnie swoje wygodne ubranie, jeśli akurat był to dzień wolny. Czuła wtedy na sobie osądzający wzrok Pansy, który ignorowała. Przez te trzy lata nauczyła się już nie przejmować Parkinson.

Dwudziestego piątego grudnia Neptun obudziła się o swojej standardowej godzinie. Przeciągnęła się i leniwie podeszła do trzech paczek pozostawionych przy jej kufrze. Najpierw podniosła najmniejsze pudełko - czarne, w kształcie sześcianu, przewiązane pomarańczową wstążką. Oparła się o ramę łóżka i odpakowała prezent. Ujrzała biały, najzwyklejszy kubek oraz karteczkę z napisem "Wypróbuj go przy nas" napisanym pochyłym pismem. Domyśliła się, że prezent musiał być od bliźniaków. Tak w zasadzie, to nie spodziewała się, aby Fred i George coś jej podarowali. Mieli przecież innych, dłużej znanych przyjaciół, a ona była dla nich tylko przypadkowo poznaną Ślizgonką.

Oprócz swojego zaskakującego prezentu Neptun dostała również nową szczotkę do włosów od ojca oraz pudło słodyczy od Dafne. Ach, jej przyjaciółka chyba aż za dobrze wiedziała o jej słabości do łakoci...

Szatynka rozejrzała się po pokoju i westchnęła. Zawirowała na środku pokoju, wprawiając tym samym brzeg swojej koszuli nocnej w ruch. Czuła się wolna i spokojna. Mogła sobie pozwolić na co tylko chciała - mogła zmasakrować łóżka Pansy, Millicenty i Tracey, pochować im tam jakieś robaki lub inne okropieństwa. To jednak nie było w jej stylu. Szczerze, miałaby wielkie wyrzuty sumienia, gdyby zrobiła coś takiego. Może i teraz została przygarnięta przez bliźniaków Weasley, ale nadal nie przejęła ich nawyków i przekonań. Odrzuciła więc te przelotne myśli i ustała przed szafą. Wyjęła z niej ogrodniczki i szarą bluzę. Z przyzwyczajenia chciała podwinąć nogawki, jednak odkryła, że wcale tego nie potrzebuje. Jeszcze na początku roku szkolnego te spodnie były na nią za długie, a teraz? Pasowały idealnie. Neptun przejrzała się w lustrze. Zaczynała wyglądać...jak dziewczyna. Jej chłopięce biodra wydawały się być teraz zgrabniejsze. Nadal jednak była tak dziwacznie chuda i koścista. Miała tą swoją dziecięcą, elfią twarz, z której nie była zadowolona. Pragnęła być piękna tak jak Dafne, jednak coraz bardziej myślała, że nigdy nie wyrośnie z etapu brzydkiego kaczątka. W zasadzie, jej brzydota była tylko złudzeniem jej własnego wzroku. Może i nie wpisywała się w kanon, ale miała ciekawą urodę. To właśnie ten nimfęcy urok był w niej czarujący.

Dziewczyna swoje prezenty miała zamiar wręczyć samodzielnie (oprócz herbaty dla Dafne, którą oczywiście wysłała sową poprzedniego dnia - tak, żeby pakunek dotarł dzisiaj). Zabrała bombonierkę dla ojca i po raz pierwszy udała się do jego gabinetu. Zapukała nieśmiało do drzwi, jednak nikt jej nie odpowiedział. Powtórzyła gest - tym razem pewniej, jednak reakcja była taka sama. Otworzyła nieśmiało drzwi, które skrzypnęły niespokojnie. Wkroczyła do sporego pokoju wypełnionego klatkami. Zatrzymała się na chwilę przy zwodniku, siedzącym w zamkniętym akwarium. Smutna odkryła, że gabinet jest pusty. Spojrzała na kalendarz księżycowy, który mężczyzna zostawił na biurku. Dzisiaj miała być pełnia. Westchnęła zrezygnowana i odłożyła pakunek na blacie. Wzięła drugie, podłużne pudełko i pokierowała się w stronę Wieży Gryffindoru. W drugiej ręce miała kubek od bliźniaków. Podeszła do obrazu Grubej Damy...tylko, że nie znajdowała się tam kobieta. Właściwie, mogła się tego spodziewać po tym, jak ją zaatakowano podczas Nocy Duchów. Słyszała już o Sir Cadoganie i wiedziała jak go podejść. Chyba jednak miała w sobie trochę tego ślizgońskiego sprytu. Nim poprosiła rycerza o zawołanie bliźniaków, schlebiała mu. Mówiła, jaki to on nie był odważny, waleczny i sprawiedliwy. Że to on powinien sprawować tę rolę na co dzień. W końcu jednak przeplotła gdzieś w rozmowie prośbę o poproszenie jej przyjaciół.

Gdy bliźniacy wyszli, spojrzała na nich rozpogodzona.

— O, przyniosłaś kubek od nas. — zauważył Fred, wskazując na jej dłoń.

— Chodź, to nalejemy ci herbaty. — powiedział George.

Zdziwiła się ich prośbą. Miała z nimi wejść do Pokoju Wspólnego Gryffindoru? To było totalną zdradą jej domu. Gdyby tylko Pansy o tym wiedziała, Neptun nie miałaby życia w szkole. Teraz jednak jej przecież nie było, nie mogła o tym wiedzieć. Początkowo sceptycznie nastawiona, powędrowała za nimi. Zgromadzeni tam Gryfoni zdecydowanie przeważali liczebnością Ślizgonów, którzy postanowili zostać na ferie w szkole. Dziewczynka początkowo nie zwróciła na to uwagi. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądało zdecydowanie przytulniej niż ich Pokój Wspólny. Czerwone ściany podkreślały charakter Gryfonów, a wysiedziane fotele sprawiały wrażenie nieziemsko wygodnych. W kominku płonął ogień, który wesoło trzeszczał. Neptun podeszła do okna i spojrzała na rozciągający się widok. Zachwycona wpatrywała się na różowe niebo z kłębiącymi się na nim chmurami. Błonie były ukryte pod cienką warstwą śniegu, która z biegiem czasu coraz bardziej narastała. Zauroczona pejzażem prawie zapomniała, po co właściwie tutaj przyszła.

— Ach, tak...przyniosłam dla was prezent. — powiedziała i nieśmiało podała im skromne pudełko. Bliźniacy podziękowali i podnieśli wieczko. Z uśmiechami na piegowatych twarzach odkryli dwa, żółte krawaty z nadrukiem niuchaczy.

— Dziękujemy ci, Neptun. — zaśmiał się George, odkładając prezent na stolik.

— N-nie przymierzycie ich? — spytała nieśmiało, widząc brak chęci wypróbowania krawatu.

— Och, jeszcze czego! — powiedział teatralnie Fred — Zobaczysz nas w nich dopiero przy obiedzie. Nie chcemy ci tego zdradzać tak szybko, nie myśl sobie.

Tymczasem George zaparzył herbatę i podał ją Neptun. Trzynastolatka czuła, że tkwi w tym podstęp i to nie może być zwykły kubek, jednak była w stanie znieść ten żart, byle tylko przynieść bliźniakom przyjemność z patrzenia na jej minę. Uniosła naczynie do ust i ostrożnie upiła łyk napoju. Ciepła herbata rozlała się po jej języku, ale nic więcej się nie stało. Czuła jednak na sobie wyczekujący wzrok bliźniaków, którzy zniecierpliwieni wpatrywali się w nią, więc coś musiało być na rzeczy. Z zamyślenia wyrwał ją ból nosa. Coś zacisnęło na nim swoje zęby. Przerażona prawie wypuściła kubek z ręki. Ból ustał, a bliźniacy wręcz skręcali się ze śmiechu na kanapie. Neptun pomasowała miejsce, na którym przed chwilą zacisnął się kubek, jednak również roześmiała się głośno. Nie miała w zwyczaju obrażać się za takie dowcipy.

Przed ucztą została jeszcze w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Czuła się tutaj tak dobrze...jakby należała do tego domu od zawsze. Grała w gargulki z bliźniakami i nawet nie czuła na sobie wzroku innych. Widocznie nie była zbyt interesującym punktem w tym pomieszczeniu. Dopiero Hermiona Granger zauważyła ją w pokoju. Tak właściwie, to dziewczyny nigdy nie miały złych stosunków. Owszem, może i prowadziły głupią rywalizację, a po każdej ich wymianie zdań Neptun była skazana na wysłuchiwanie wieczornych kazań w dormitorium, ale tak właściwie traktowały się jak znajome. Zdarzało im się pracować razem na zaklęciach, ale z powodów charakteru Ślizgonki niezbyt wdawały się w personalne konwersacje. Tym razem jednak życzyły sobie wesołych świąt z uśmiechem na twarzy.

Przed trzecią po południu Neptun pokierowała się z powrotem do swojego dormitorium. Wiedziała, że nie wypada jej stawić się w takich ubraniach na uroczystym obiedzie. Może i Dumbledore nie miałby z tym żadnego problemu - był przecież zdrowo zakręcony. Czułaby jednak na sobie wzrok Snape'a, który zapewne byłby zawiedziony tym, jak reprezentuje jego dom. Musiała więc się przebrać w coś bardziej eleganckiego. Nie zastanawiała się długo nad swoim ubiorem. Wybrała liliową sukienkę z bufkami i kołnierzykiem - tą samą, którą założyła na swoją wizytę u Malfoyów. Odkryła, że koniec sukienki sięgał jej kilka centymetrów nad kolano. Coraz częściej dostrzegała, że jej ubrania jakby się kurczyły. Na szczęście wiele z nich było na nią wcześniej za dużych, więc nie martwiła się tym, że do końca roku nie będzie miała w co się ubrać. W najgorszym przypadku mogła przecież pożyczać ubrania od Dafne, która była od niej wyższa i nie rosła tak drastycznie szybko.

Pokierowała się w stronę Wielkiej Sali i chyba po raz pierwszy zwróciła uwagę na dekoracje. Zaczarowane zbroje wyśpiewywały kolędy, które parodiował Irytek. W samej Wielkiej Sali było dwanaście, pięknie przyozdobionych jodeł. Neptun chciała usiąść przy stole swojego domu, jednakże Dumbledore głośno stwierdził, żeby wszyscy zjedli razem. Szatynka zajęła miejsce, na którym czuła się najbardziej niekomfortowo na świecie. Siedziała bowiem między jakimś szóstoklasistą ze Slytherinu a Snapem. Mimo tego dobrze się bawiła.

— Bardzo eleganckie krawaty przyodzialiście, panowie Weasley. — udało jej się wychwycić fragment rozmowy Dumbledore'a z bliźniakami, którzy konwersowali z dyrektorem prawie cały czas. Fred i George automatycznie powędrowali wzrokiem w stronę koleżanki. Musiała przyznać, że faktycznie pasowały im te krawaty. Mimo iż bliźniacy mieli na sobie zwyczajne, białe koszule od mundurków szkolnych, ta część garderoby faktycznie dodawała charakteru ich stylizacji. Może to był ten kontrast między płomiennorudymi czuprynami a jaskrawożółtymi krawatami? Zajadała się swoim puddingiem, obserwując, jak inni uczniowie głośno ze sobą rozmawiają. Nagle zobaczyła, jak Fred podaje jej petardę-niespodziankę. Spojrzała na niego, ale on jedynie pokiwał głową. Niepewnie chwyciła koniec i otworzyła. W sali rozniósł się straszliwy huk, którego Neptun się przestraszyła, a otoczenie omiótł niebieskawy dym. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi...no, może jedynie Ślizgon siedzący między nimi. Z rolki wyleciał kapelusz ozdobiony pawimi piórami, który natychmiast włożył na siebie Fred, karteczka z żartem oraz opaska z kocimi uszkami i dzwoneczkami. Neptun nałożyła je nieśmiało i uśmiechnęła się delikatnie. Przez resztę wieczoru miała dobry humor.

Te ferie zimowe były jednym z najlepszych okresów w życiu dziewczyny. Mogła je wrzucić do tej samej kategorii co wakacje u Dafne. Egzystowała sobie beztrosko i spokojnie, nie mając żadnych zmartwień. Dwa tygodnie pełnej swobody. Dodatkowo udało jej się namówić Remusa po zakończeniu się pełni na wspólne wyjście na dwór. Początkowo spacerowali spokojnie na błoniach. Nagle Neptun nabrała trochę białego puchu i natarła nim twarz mężczyzny. To rozpoczęło wojnę. Oboje obrzucali się śniegiem, a zielonooka ponownie czuła się jak za lat ich mieszkania w Muszelce. Roześmiani upadli na śnieg, a ich głosy rozniosły się po przestrzeni. Po chwili podnieśli się i poszli dalej. Gdy dotarli do jeziora, trzynastolatka bez wahania wskoczyła na zamarzniętą taflę. Remus ze śmiechem oglądał, jak bezskutecznie próbowała chodzić w miarę stabilnie. W praktyce wyglądało to tak, że trzecioklasistka co chwilę upadała. Jego dobry humor przeszedł jednak, gdy usłyszał dźwięk łamiącego się lodu.

— Neptun! — zdążył krzyknąć, nim dziewczynka całkowicie zniknęła pod wodą. Nie zdążył zareagować. Ostrożnie wszedł na brzeg jeziora, jednak przed tym, jak dotarł do miejsca, w którym lód się załamał, ogromna macka wynurzyła się spod wody i odłożyła zmarznięte ciało trzynastolatki tuż przed jej ojcem. Lupin natychmiast okrył dziewczynkę swoim płaszczem i zabrał ją do skrzydła szpitalnego. Tak właściwie, nic takiego się nie wydarzyło - Neptun była jedynie przestraszona i zmarznięta, jednak jej życie nie było w żadnym stopniu zagrożone. Była nawet w stanie sama dotrzeć do zamku, jednak Remus nie pozwolił jej na to. Niósł szatynkę, która wtuliła się w niego. Z przerażeniem stwierdził, jak drobna była w porównaniu do rówieśników. Ważyła jedynie trzydzieści cztery kilo i mierzyła 148 centymetrów, a teraz wydawała się być jeszcze drobniejsza. Profesor zaniósł ją do skrzydła szpitalnego, gdzie Neptun spędziła następne dwa dni. Cały incydent skończył się właściwie jedynie małym przeziębieniem, ale tyle, ile oboje najedli się strachu było nie do opisania.

Mimo tego małego wypadku, dziewczynka wspominała święta 1993 jako najlepsze w swoim dotychczasowym życiu. Ze smutkiem więc wróciła do szarej rzeczywistości, gdy nadszedł styczeń. Zbliżało się jednak coś, czego nie chciała już odwlekać, a mianowicie wizyta w dziale z kronikami szkolnymi. Ustaliła sobie konkretną datę, kiedy chce to zrobić - dwudziestego drugiego lutego, czyli w jej urodziny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro