Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

╰☆☆ 005 ☆☆╮

Neptun czuła upokorzenie wymieszane z satysfakcją, gdy Snape ciągnął ją i Malfoya za szatę przez pół szkoły. Z jednej strony widziała, jak inni uczniowie się na nią patrzą, słyszała ich śmiechy. Z drugiej jednak była zadowolona ze swojej reakcji na uwagi Malfoya i sposobu, w jaki dała mu nauczkę. Może i była tą cichą, brzydką przyjaciółką Dafne, jednak jeśli chodziło o jej najbliższych, nie pozwalała na takie słowa. Draco, obrażając Lupina, obraził również ją. Trzynastolatkowie zostali wepchnięci do gabinetu Severusa, który zamknął za sobą drzwi. Puścił uczniów i ustał przed nimi z surową miną.

— Mógłbym się łaskawie dowiedzieć, czemu podopieczni mojego domu wszczynają bójkę na korytarzu? Po tobie, panie Malfoy, bym się tego spodziewał, ale panienka Callos? Nie myślcie, że ujdzie wam to na sucho. — odezwał się mężczyzna, a jego głos przeszywał podopiecznych do szpiku kości — Raczę usłyszeć odpowiedź? — dodał, gdy uczniowie milczeli.

— To wszystko jej wina! Rzuciła się na mnie! — Malfoy wskazał na nią palcem, ale Neptun dojrzała, że przyszło mu to z jakąś...trudnością?

— Racja, profesorze, to tylko i wyłącznie moja wina. — Neptun spuściła głowę — Draco obrażał ta...profesora Lupina. Nie spodobało mi się to, więc postanowiłam trochę nauczyć go szacunku. — wręcz absurdalnym było, jak wypowiadała takie słowa z zawstydzeniem w głosie. Snape uniósł brew. — Wiem, że nie powinnam była tak zareagować. Kulturalni czarodzieje tak nie robią. Ale to naprawdę mnie zabolało!

Opiekun ich domu się nie odzywał. Podał chwilowo-nie-blondynowi fiolkę z jakimś eliksirem, który miał niby cofnąć działanie zaklęcia. Draco wypił substancję duszkiem, ale jego włosy były jedynie trochę jaśniejsze. Snape przeniósł wzrok na Neptun i wpatrywał się w nią surowo, nie mówiąc nic. Ta cisza była przerażająca, gorsza niż słowa.

— Gratuluję rzucenia tak silnego zaklęcia. — powiedział bez uczuć, na co dziewczynka się uśmiechnęła w duchu. Transmutacja była jej ulubionym przedmiotem i drugą dziedziną, która szła jej tak dobrze (po magii leczniczej). Szkoda, że nie szło jej tak dobrze we wszystkich dziedzinach. Owszem, była uzdolniona (a raczej szybko się uczyła) i ambitna, ale nie mogła być najlepsza we wszystkim. Nie była przecież Hermioną Granger! Miała braki w zaklęciach obronnych, dlatego wolała nie brać udziału w pojedynkach ani niczym w tym typie. Do tej pory ledwo wyciągała również Powyżej Oczekiwań z obrony przed czarną magią. Nie lubiła tego przedmiotu, ale miała nadzieję, że zmieni się to podczas obecnego roku szkolnego. Najgorszym jednak była jednak dla niej astronomia. Ze sprawdzianów zazwyczaj dostawała Nędzny, rzadko kiedy Zadowalający. Ironiczne, prawda? Dziewczyna o imieniu Neptun jest już śmieszną rzeczą, a co dopiero nieradząca sobie z astronomią, która była inspiracją do nadania jej takiego imienia.

— Odejmuję Slytherinowi 10 punktów, panie Malfoy. — Snape skierował wzrok na chłopaka, którego włosy teraz przypominały wiosenną trawę — A panienka Callos dostaje miesięczny szlaban. W sobotę o 16 proszę się stawić w klasie eliksirów. — opiekun Slytherinu zwrócił się do szatynki. Ona jedynie pokiwała głową pokornie i jeszcze raz przeprosiła. Wyszła z klasy z Malfoyem, który teraz miał jedynie delikatnie zielony poblask na włosach. Przyspieszyła kroku, jednak Draco cały czas dotrzymywał jej kroku. Owinęła się szczelniej płaszczem i ignorowała chłopaka. O ile do tej pory była w stanie go tolerować, tak teraz nie potrafiła wybaczyć mu obrażania jej ojca. Remus był dla niej najważniejszą osobą i nie pozwoliłaby nikomu go wyzywać.

— Neptun, przepraszam cię... — wypalił nagle chłopak — Nie wiedziałem, że to twój ojciec. Wybacz mi. — Draco sam nie wiedział, czemu tak się zachowuje. Dziewczyna była przecież tylko nic nie znaczącą idiotką, a on się przed nią płaszczył jak jakiś skrzat domowy. Cholera, co mu odbiło w związku z tą dziewczyną? Nie miała majątku, była co najwyżej przeciętna, a jednak on czuł potrzebę, żeby poświęcała mu uwagę. Chciał słyszeć jej uroczy śmiech, zakładać za ucho długie, brązowe włosy i trzymać drobne, blade dłonie w swoich. O Merlinie...czy on się właśnie zakochał? Nie, to nie mogła być prawda! Pewnie tylko coś sobie ubzdurał.

— Mniejsza z tym. Trzymaj się z dala od mojej Dafne. Nie chcę, by później przez ciebie płakała, książe Slytherinu. — wysyczała do niego i ustała przed kamienną ścianą. Powiedziała hasło: "Krwawy Baron" i weszła do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Szybko uciekła do dormitorium dziewcząt i upadła na łóżko zmęczona dzisiejszym dniem. Nim zdążyła się obejrzeć została otoczona przez współlokatorki.

— A więc Lupin to twój ojciec! To wyjaśnia, czemu zawsze nosisz takie szmaty. Myślałaś, że będziesz to przed nami ukrywać cały czas? Poza tym, tego co zrobiłaś Draco ci nie wybaczę! Najpierw mu się podlizujesz, a potem coś takiego? Twoje podchody są żałosne... — zalał ją słowotok Pansy, który przerwała dopiero Dafne:

— Daj jej spokój, głupia flądro. Poza tym, to nie było podlizywanie się. Niektórzy mają w sobie resztki empatii.

Neptun z wdzięcznością spojrzała na blondynkę. Parkinson coś jeszcze do nich mówiła, ale dziewczyny wymknęły się z sypialni. Udały się na przechadzkę po lochach. Wędrowały prawie przytulone do siebie z powodu zimna. Greengrass pytała o karę, jaką im wymierzył Snape. Neptun odpowiadała jej spokojnie.

— I tak bardzo łagodnie was potraktował. Tylko dziesięć punktów i szlaban. Zaraz to odrobisz, jestem pewna. Z resztą, Hagrid wlepił ci 10 punktów za reakcję. Pewnie tego nie usłyszałaś, znając ciebie. Jak zwykle najważniejsze informacje muszę przechowywać ja. Co ty byś beze mnie zrobiła? Ciesz się, że nie zabronił ci pierwszego wyjazdu do Hogsmeade. Chociaż, pewnie zostałabym wtedy z tobą w zamku. Nie umiałabym być tam sama. A właśnie, kiedy pójdziemy oddać formularze? — Dafne mówiła dużo, jednakże Neptun lubiła jej słuchać.

— Nie wiem, za pewne w przyszłym tygodniu. Przejdziemy się do biblioteki? Może już coś wypożyczę... — powiedziała szatynka. Myślała, jak komicznie musiała wyglądać przy Dafne. Marne 142 centymetry wzrostu przy 157 centymetrach perfekcji. Gdy tylko wyszły z zimnych lochów, udały się na pierwsze piętro. Spędziły w bibliotece resztę popołudnia, z dala od wścibskich koleżanek.

W sobotę Neptun stawiła się pod klasą. Czekała aż na zegarze wybije równa czwarta po południu. Jakieś dwie minuty przed szesnastą, jakby znikąd, obok niej wyrosły dwie, wysokie sylwetki.

— No, witamy nową twarz. Pierwszy szlaban? — zapytał jeden z głosów. Szatynka zwróciła twarz ku osobie, do której ów głos należał. Ruda, przydługa czupryna, piegowata twarz, zadziorny uśmiech na twarzy, a obok dokładna kopia. To musieli być bliźniacy Weasley. Pamiętała ich z tych kilku wizyt w Norze, kiedy to jej ojciec załatwiał coś z Arturem. Nigdy chyba nie zamienili ze sobą słowa - zdecydowanie bardziej przepadała za Billem oraz Charliem, ewentualnie Ginny.

— Tak. — odpowiedziała jedynie. Nie potrafiła powiedzieć nic więcej. Zbyt wstydziła się obecności nieznanych osób.

— Ej, a ty przypadkiem nie jesteś córką Lupina? Jak ty tam miałaś... — teraz odezwał się drugi bliźniak. Czyli jednak, jakimś cudem, ją pamiętali.

— Venus? — spytał znów pierwszy.

— Neptun.

— Wiedziałem, że coś z kosmosem. — zaśmiał się chłopak. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał im Snape, który otworzył drzwi. Cała trójka weszła do klasy - Neptun przerażona, a bliźniacy z uśmiechem na twarzy. Neptun spojrzała na ławki, gdzie znajdowała się masa ubrudzonych kociołków. Dziewczyna wzdrygnęłą się na widok pozostałości niezidentyfikowanej, jaskrawopomarańczowej cieczy na jednym z miedzianych naczyń.

— To pierwszy tydzień szkoły, a wam już udało się zarobić szlaban. To nie lada osiągnięcie. Różdżki. — opiekun domu węża wyciągnął rękę w stronę uczniów. Podopieczni grzecznie złożyli narzędzia pracy w jego dłoni. Mężczyzna wskazał im ręką szmatki i środki czystości, a sam usiadł za biurkiem ze stosem pergaminów, które trzecioklasiści oddali mu w czwartek. Podczas, gdy nauczyciel sprawdzał wypracowania i spoglądał na nich co jakiś czas. Neptun szorowała zaciekle zaschnięte pozostałości po eliksirze, próbując doczyścić kociołek. Czuła, jak boli ją nadgarstek od pocierania naczynia. Bliźniacy ignorowali zakaz Snape'a o braku rozmów podczas pracy. Chłopak, który stał bliżej niej podejmował próby zagadania do niej, jednakże Ślizgonka cierpliwie wykonywała swoją pracę, męcząc się z zmyciem substancji. Ukradkiem patrzyła jednak na rudzielców, którzy gdy tylko nauczyciel spuścił wzrok, przedrzeźniali go. Na ten widok szatynka uśmiechała się pod nosem. Wróciła do swojej pracy, czując, że coraz sprawniej jej to idzie. Nadal jednak było sporo pracy przed nią. Z czasem rozluźniła się w obecności znajomych-nieznajomych i coraz chętniej uczestniczyła w ich niemych wygłupach. Bliźniacy nie działali równie entuzjastycznie. Jakby na złość nauczycielowi, pracowali niezwykle długo i żmudnie. Uczniowie skończyli swoją pracę - po wielu uwagach Snape'a i poprawkach - o godzinie wpół do ósmej. Kociołki aż się błyszczały w delikatnym, zielonkawym świetle. Neptun pomyślała, ile rzeczy mogła zrobić przez w tym czasie. Miała do napisania wypracowanie na temat sposobu pozyskiwania ślazu. Zamiast tego siedziała, czyszcząc ręcznie kociołki, na których można byłoby użyć po prostu "Chłoszczyść" lub "Tergeo". Mimo to uważała, że warto było zaryzykować szlabanem. Gdy tylko nauczyciel oddał im różdżki, trzynastolatka wyszła z klasy i natychmiast pokierowała się w stronę pokoju wspólnego.

— Ejejej, gdzie się wybierasz? — doścignęli ją bliźniacy.

— Chyba nie myślisz, że pozwolimy ci tak po prostu odejść? Skoro to twój pierwszy szlaban, trzeba to uczcić! — odezwał się drugi. Neptun była pod wrażeniem ich umiejętności zawierania nowych znajomości. W zasadzie, nie było to w tym przypadku aż takie trudne, gdyż znali się już wcześniej. Chociaż "znali" to trochę za dużo powiedziane...

— Nie jestem rozrabiaką.

— No weź, dziewczyno! Nie bądź sztywniarą. Nie chcemy tu mieć drugiej Hermiony! — odezwał się jeden z rudzielców. Nie miała odwagi się wykłócać.

— Nawet mi się nie przedstawiliście. Znaczy...wiem, jak macie na imię, ale nadal wolałabym, abyście mi się przedstawili. Pomogłoby mi to w rozróżnianiu was. — dziewczynka wykręcała palce ze stresu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio rozmawiała z kimś spoza swojego domu.

— No, to wysoko sobie postawiłaś poprzeczkę. — zaśmiał się bliźniak po jej prawej — Jestem Fred.

— A ja George, pchełko. — Neptun głośno wciągnęła powietrze, słysząc jego ostatnie słowo. Tylko ojciec ją do tej pory tak nazywał. Ach, no tak...Przecież bliźniacy to słyszeli. Ale to był tak mało istotny szczegół...Jakim cudem go zapamiętali?

— A więc...Gdzie mnie ciągniecie? — spytała, gdy bracia zawrócili ją i poprowadzili w drugą stronę lochów, niedaleko stojących tam beczek. Bliźniacy jedynie się uśmiechnęli tajemniczo, na co trzecioklasistka zmarszczyła brwi. Nie lubiła tej niepewności.

— Wiesz, Freddie? Snape postarał się z tym dzisiejszym szlabanem. Zazwyczaj nie daje nam takich ciekawych zajęć. — powiedział George, nie zwracając uwagi na dziewczynę idącą obok niego.

— Tak, ale i tak mój nadgarstek trochę ucierpiał. Chyba wyszliśmy trochę z wprawy, skoro daliśmy się złapać. To co? Jutro podrzucimy łajnobombę Filchowi? Jeszcze się z nim nie przywitaliśmy. — stwierdził Fred.

— Dobry pomysł, braciszku. — George specjalnie podkreślił ostatnie słowo — No, to jesteśmy na miejscu. — stanęli przed wielkim obrazem martwej natury.

— Venus, mogłabyś czynić honory? Połaskoczesz gruszkę? — spytał jej chłopak po prawej.

— C-co? — spojrzała na niego zdziwiona. On jedynie pokiwał głową. Neptun posłusznie wykonała jego polecenie, a owoc na obrazie zaczął się skręcać ze śmiechu, aż w końcu zamienił się w zieloną klamkę. W sumie, czemu ona się dziwiła? Przecież była w magicznej szkole, takie rozwiązania były w pełni zrozumiałe.

Nastolatkowie weszli do pomieszczenia. Od razu zostali otoczeni przez zgraję skrzatów domowych. Szatynka początkowo nie zwracała uwagi na stworzenia, gdyż przyglądała się pomieszczeniu. Kuchnia była gigantycznym pomieszczeniem. Znajdowało się w niej pięć długich stołów, takich samych jak te, które znajdowały się w Wielkiej Sali. W zasadzie, kuchnia znajdowała się właśnie dokładnie pod Wielką Salą. To tłumaczyło, dlaczego posiłki zawsze pojawiały się na stołach niczym z powietrza. Skrzaty układały je na stołach i transportowały do pomieszczenia wyżej. Ocknęła się dopiero, gdy mała postać pociągnęła ją za skraj szaty. Callos pierwszy raz miała okazję przyjrzeć się skrzatowi domowemu. Mimo jej prób, nie udało jej się złapać skrzata rodu Greengrass i go zobaczyć dokładniej. Istotka była stosunkowo młoda - miała gładką twarz, duże, wytrzeszczone oczy i nietoperze uszy. Neptun kucnęła przy niej.

— Witam panienkę. Mogłabym spytać, czego panienka sobie życzy? — istota była wyraźnie ucieszona, że może komuś usługiwać.

— Cześć, mała skrzatko. — zielonooka uśmiechnęła się do niej. Zdecydowanie lepiej jej wychodziła komunikacja z nie-ludźmi niż z zwykłymi osobami. — Mogłabym najpierw wiedzieć, jak się nazywasz?

Na te słowa stworzonko się rozpłakało. Krople płynące z jej oczu były równie wielkie, co jej gałki. Wycierała je w skrawek swojego ubrania. Neptun była zmieszana i nie wiedziała jak zareagować. Usłyszała za sobą śmiech bliźniaków.

— W-wybacz, ja nie chciałam cię urazić! — przepraszała przestraszona.

— Panienka nie uraziła Bryłki. Bryłka jest naprawdę wzruszona, że panienka jest taka miła dla Bryłki. — skrzatka głośno wydmuchała nos.

— Nic się nie stało, Bryłko. Mogłabyś nam przynieść trzy kubki gorącej czekolady i po kawałku szarlotki? — z opresji wybawił ją George. A może jednak to był Fred? Nie była pewna. Widziała jednak, jak istota natychmiast zaprzestaje płaczu i z uśmiechem na twarzy znika w tłumie innych skrzatów.

— To naprawdę dziwne stworzenia, Venus. — odpowiedział jej bodajże Fred — Chodź, usiądziemy gdzieś.

Ta trójka rozsiadła się przy stole niczym w jakiejś restauracji, czekając na ciasto i napój.

— A więc, co się stało, że Ślizgonka trafiła na szlaban do Snape'a? Przecież on tak ubóstwia swoich uczniów. — spytał George.

— Walnęłam w Malfoya zaklęciem zmieniającym kolor włosów. — odpowiedziała dziewczyna, spuszczając wzrok.

— No nie gadaj! — rozradował się Fred i złapał jej twarz w dłonie, ściskając policzki dziewczyny — Już cię uwielbiam, pchełko. Czym ci zawinił? — mówił przejęty niczym małe dziecko. Neptun wyrwała się z jego uścisku.

— Obrażał mojego ojca. Snape wlepił mu minus dziesięć punktów za obrażanie nauczyciela, ale chyba on też nie lubi taty, dlatego wlepił mi szlaban. — rozmasowała twarz, którą dłonie Freda zdecydowanie za mocno złapały.

— Tak, Malfoy to idiota. Ile to już razy słyszeliśmy od niego, że jesteśmy zdrajcami krwi? — George zadał retoryczne pytanie.

— Dobrze, że dałaś mu popalić. My daliśmy się złapać na zaczarowywania pisuarów w łazience chłopaków, żeby ochlapywały wodą każdego, kto będzie miał potrzebę skorzystania z nich. — odpowiedział Fred, wywołując tym samym śmiech u Ślizgonki.

Spędzili jakąś godzinę w kuchni, rozmawiając, zajadając ciasto i popijając gorącą czekoladę. Neptun z każdą chwilą coraz bardziej się ośmielała w towarzystwie Weasleyów. Zdobyła się nawet na odwagę, aby zacząć ich poprawiać, gdy mylili jej imię.

Po powrocie do dormitorium dziewczyna została od razu pochwycona przez przyjaciółkę, która zaczęła ją wypytywać o szczegóły szlabanu, jednak Callos stwierdziła, że jest zbyt zmęczona i zaszyła się pod swoją kołdrą. Dafne nie byłaby sobą, gdyby dała za wygraną. Wskoczyła na łóżko koleżanki i zaczęła ją dusić poduszką, śmiejąc się przy tym uroczo.

— Dobra, powiem ci. — Neptun również zaśmiała się, wyrywając spod rąk blondynki. Opowiedziała jej o czyszczeniu kociołków, o nauczycielu, który sprawdzał ich sprawdziany, o niezidentyfikowanej pomarańczowej substancji.

— Kłamiesz! Widzę, że kogoś spotkałaś! Nigdy się nie uśmiechasz w ten sposób! — powiedziała jej Greengrass ze śmiechem. Szatynka wywróciła oczy i opowiedziała dziewczynie o jej spotkaniu w kuchni.

— Ale super! Jestem pewna, że się w którymś zakochasz! Czuję to w kościach, a przecież wiesz, że ja mam do tego szósty zmysł!

— Dafne, przykro mi to mówić, ale ja nie lecę na każdego nowo poznanego chłopaka — Neptun zaśmiała się i pociągnęła przyjaciółkę tak, że obie leżały na łóżku szatynki, zwijając się ze śmiechu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro