╰☆☆ 001 ☆☆╮
Od tamtych wydarzeń minęło jedenaście lat. W tym czasie wydarzyło się naprawdę wiele. Remus wychowywał przybraną córkę i chociaż na początku tego nie chciał, pokochał małą Neptun całym sercem. Dużo musiał się nauczyć, w czym pomagała mu przyjaciółka - Lily. Dziewczynka była wychowywana przez Huncwotów do czasu upadku Voldemorta. Rodzice Neptun nie wrócili po córkę. Potterowie umarli, Syriusz trafił do więzienia jako morderca Petera Pettigrew. Lupin postanowił wyruszyć w długą podróż. Błąkał się po świecie z rosnącą jak na drożdżach Neptun. Chwytał się każdej roboty, żadnej jednak nie zdobył na stałe. Nie chciał, by ktokolwiek dostrzegł prawdę o jego wilkołaczej naturze. Na czas pełni pozostawiał córkę u swojego ojca do czasu, aż dziewczynka nie była w stanie zostawać sama w domu. Lyall zawsze chętnie witał syna, ten jednak nie chciał być dla niego obciążeniem i nie wrócił na dłużej. Możnaby się spodziewać, że Neptun będzie brakować matki, jednak ona nie zwracała na to wcale uwagi. Nigdy nie odczuwała potrzeby posiadania kobiecego wzorca. Było jej dobrze samej z ojcem. Szybko się usamodzielniła, aby jak najbardziej odciążać ojca. Nie byli zamożni, ale to również nie było problemem. Dziewczynka czuła się szczęśliwa. Czasami ojciec zabierał ją w odwiedziny do rodziny Weasleyów, gdzie bawiła się z dziećmi Molly i Artura. Szczególnie bliski był dla niej Bill, którego małe, dziecięce serduszko Neptun pokochało. Jakiż był jej zawód, gdy po jakże wylewnym wyznaniu swoich uczuć dostała najzwyczajniej w świecie "kosza". Mimo to, William nadal był dla Neptun wzorem do naśladowania.
Remus, wiedząc, że zbliżają się jedenaste urodziny jego córki, postanowił osiedlić się gdzieś na stałe. Z pomocą przyszła im rodzina Weasley, która pozwoliła im zamieszkać w domu zmarłej ciotki, nazywanym Muszelką. Neptun była zachwycona. Całe letnie dni spędzała nad morzem, z dala od rówieśników. Remus próbował zapisać ją do mugolskiej szkoły na jeden, ostatni rok szkolny, jednak Neptun nie chciała o tym słuchać. Umiała już więcej niż jej rówieśnicy. Od zawsze była spragniona wiedzy i chętnie sięgała po książki, a jej tata cierpliwie tłumaczył jej zagadnienia, których nie rozumiała. Nie miał wątpliwości co do tego, że jego córka poradzi sobie bez problemu z nauką w Hogwarcie.
Zielonooka dziewczynka zajadała się akurat owsianką, gdy nagle przez otwarte okno wleciała sowa. Zatoczyła kilka kółek nad stołem, ku uciesze Neptun, po czym usiadła tuż obok jej miski. Dopiero po chwili pieszczot szatynka zauważyła przywiązany do nóżki zwierzęcia list. Spojrzała niepewnie na ojca, który jedynie obserwował całą sytuację. Smukłymi dłońmi odwiązała kopertę, a gdy tylko ujęła ją w obie ręce, puszczyk odleciał. Młoda Callos nie spieszyła się z otwarciem przesyłki. Drobnymi palcami przejechała po pieczątce z logiem szkoły.
— Nie jesteś ciekawa, co to jest? — powiedział w końcu zniecierpliwiony Remus.
— Przecież wiem — podniosła na niego wzrok i wyszczerzyła zęby. Lupin zaśmiał się, po czym podszedł do córki i wspólnie z nią odpakował list. Przechwycił część korespondencji córki, a dokładniej część z zaopatrzeniem. Widząc, że Neptun uważnie odczytuje słowa zapisane przez McGonagall, skrzywił się. Jej wyprawka była sporym wydatkiem. Na szczęście przewidział, że koszta wyposażenia pierwszoroczniaka mogą go przerosnąć, więc już wcześniej zaczął odkładać pieniądze w tym celu. Nie chciał kupować córce używanych szat czy podręczników, chociaż zaoszczędziłby na tym jakąś sumę. Nie potrafiłby jednak patrzeć na to jako rodzic. Chciał dla Neptun jak najlepiej, a na pewno nie życzył sobie, by jego córka musiała się przejmować tym, jaka sytuacja panowała w ich domu (chociaż dziewczynka i tak była tego świadoma). Oddał jej zapisany pergamin i ucałował czoło zielonookiej.
Już następnego dnia wyruszyli na ulicę Pokątną w celu zrobienia zakupów. Szatynka była zaznajomiona z czarodziejskim światem, jednak mimo to wpadała w zachwyt przy byle okazji. Remus widząc długą kolejkę przed księgarnią "Esy i Floresy" wręczył jej sakiewkę z monetami. Drobna sylwetka błąkała się między witrynami aż wreszcie ujrzała wskazany przez ojca sklep. Przekroczyła próg i od razu uderzył ją zapach kobiecych, kwiatowych perfum. Stała przez chwilę w pustym atelier i już miała wychodzić, kiedy zza drzwi wyłoniła się przysadzista, elegancka kobieta.
— Och, wybacz, słoneczko, nie usłyszałam, że wchodzisz — wskazała na dzwoneczek zawieszony nad drzwiami — Ty za pewne po szaty? Podejdź bliżej — Neptun uśmiechnęła się nieśmiało. Kobieta wzbudziła jej zaufanie. Ani razu podczas przymiarki nie wspomniała o zużytych trampkach dziewczynki albo o jej za dużych ogrodniczkach. Mimo to jedenastolatka czuła się niekomfortowo, gdy Madame Malkin przyglądała się jej kościstym kolanom, których Neptun nie umiała ze sobą łączyć lub gdy przez materiał dotykała jej chłopięcych bioder. Na szczęście nie musiała długo się męczyć z tym uczuciem, gdyż kobieta szybko wręczyła jej najmniejszy rozmiar szat jakie miała. Nadal były one co prawda za duże, jednak dziewczynka odmówiła, gdy zaproponowano jej poprawki szat. Powiedziała, że najwyżej posłużą jej dłużej. Marne sto trzydzieści sześć centymetrów Neptun szło obładowane materiałami, jednak szybko część z nich została zabrana przez Remusa, który czekał przed warsztatem czarownicy.
— Gdzie masz moje podręczniki? — spytała zaskoczona jedenastolatka, widząc, że Lupin nie stoi obładowany książkami.
— Zdążyłem już teleportować się z nimi do domu. Podobnie z twoim kociołkiem, wagą i innymi rzeczami tego typu — wzruszył ramionami — Zostało nam tylko kupić...
— Różdżkę... — dokończyła za niego córka, a w jej oczach można było dostrzec wyraźne iskry.
Weszli do sklepu Garricka Ollivandera. Posiwiały mężczyzna przywitał ich za ladą. Bez zbędnych rozmów przystąpił do dobierania różdżki dla dziewczynki. Remus w tym czasie odłożył szaty na taboret stojący w rogu i oparł się o ścianę. Patrzył, jak dziewczynka bez skutku próbuje dobrać idealny dla siebie przedmiot. Dobierała wiele różdżek - dłuższe, krótsze, giętkie, sztywne. Nic jednak nie pasowało. Zrezygnowana spojrzała na ojca, kiedy nagle starzec wcisnął w jej dłoń kolejne pudełko.
— Głóg, dwanaście cali, elastyczna, rdzeń to włókno ze smoczego serca — od pierwszej chwili Neptun wiedziała, że to jej różdżka. Była jak gdyby zrobiona właśnie pod nią - sama układała się w jej dłoni, a każdy ruch wydawał się być prosty i przyjemny. Kiwnęła głową i zapłaciła siedem galeonów. Remus z córką wyszli ze sklepu i opuścili Pokątną.
Następne tygodnie minęły w zastraszająco szybkim tempie. Lupin był świadkiem wielkiej przemiany jedenastolatki - nie tyle fizycznej, a mentalnej. W ciągu jednego miesiąca stała się o wiele dojrzalsza niż na początku lipca. Jej wyraz twarzy również stał się mądrzejszy. Mimo to, nadal lubiła wygłupiać się z ojcem. Chodzili razem brzegiem morza, chlapiąc się wodą i śmiejąc się z samych siebie. Wieczorami wychodzili na patio i tam jedli kolacje. Neptun gołymi stopami biegała po piasku, trzymając swój słomkowy kapelusz, by ten przypadkiem nie spadł. Właśnie w czasie złotej godziny Remus wyjmował aparat i robił córce zdjęcia. Miał ich już całkiem sporo, nie tylko z lata. To nie tak, że dziewczynka była jakimś szczególnie urokliwym dzieckiem. Wręcz przeciwnie, jej twarz raczej można było określić mianem bardziej ciekawej niżeli pięknej. Miała jednak w sobie jakiś dziwny, nietypowy czar, który przyciągał - urok jej chłopięcej postury, wystającego podbródka, śpiących oczu i dwóch, długich warkoczy. Zdjęcia stanowiły dla niego pamiątkę. Miał zamiar w przyszłości przekazać album córce. Teraz jednak wolał zbierać fotografie.
Pierwszy września był zdecydowanie wyjątkowym dniem. Neptun obudziła się o czwartej nad ranem i od tamtej pory nie mogła zasnąć. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła było otwarcie okna. Usiadła na szerokim parapecie i przyglądała się wschodzącemu słońcu. Czuła, że to jest jej miejsce na ziemi. Kochała ten mały domek nad morzem i nie chciała go opuszczać. Wiedziała jednak, że zaczyna nowy rozdział swojego życia. Poza tym, nie wyjeżdżała na zawsze. Była jednocześnie przerażona i podekscytowana wyjazdem. Sprawdziła kilkukrotnie, czy aby na pewno wszystko spakowała. Wyciągała rzeczy z kufra i ponownie je porządkowała. Układała wszystkie pióra - kolorami, kształtami, rozmiarem. Godziny jej się dłużyły niemiłosiernie, jednak gdy już się znalazła na peronie, czas zdawał się mknąć pięć razy szybciej. Nie pamiętała jak i kiedy znalazła się na King's Cross. Jechała, siedząc na swoim kufrze, podczas gdy jej ojciec pchał wózek. Głowę miała pełną myśli. Zaśmiała się, gdy ojciec, widząc, że jego córka nie jest obecna duchem, zaczął jechać slalomem. Rozejrzała się wokół i zauważyła, jak wielu ludzi ich otacza. Rodzice żegnali się z wyjeżdżającymi dziećmi, a młodzi zaczynali już zajmować miejsca w wagonach. Czerwony ekspres robił wrażenie na Neptun, a w Remusie przywoływał wspomnienia z jego lat szkolnych. Mężczyzna przytulił swoje dziecko i ostatni raz w tym roku się z nią pożegnał. Pogłaskał ją po głowie i życzył powodzenia. Dziewczynka weszła do pociągu i stała w oknie, do czasu, aż nie ruszył, a ona straciła ojca z oczu. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że wszystkie przedziały są już zajęte, tylko ona stoi dalej na korytarzu. Wędrowała więc między grupami uczniów, którzy już zaczynali zawierać pierwsze znajomości. Widząc, że nie daje jej będzie znaleźć pusty kąt, weszła do pierwszego lepszego przedziału z pierwszoroczniakami, gdzie znajdowało się jakieś wolne miejsce. Szybko pożałowała tego wyboru.
— Przepraszam, mogłabym się dosiąść? — spytała, wpatrując się w blondyna o szczurzej twarzy.
— To zależy. Jak się nazywasz? — odezwał się chłopak wyniosłym tonem, lustrując ją wzrokiem.
— Ach tak, wybacz. Neptun Callos — podała mu rękę, a on odwzajemnił uścisk. Znał na pamięć listę rodów czystokrwistych, więc wiedział, że bez problemu może pozwolić dziewczynie z sobą siedzieć.
— Draco Malfoy — odpowiedział i pomógł dziewczynie wnieść kufer. Jedenastolatka usiadła przy oknie. Podczas, gdy jej rówieśnik snuł opowieści o swojej rodzinie, czystości krwi czy o Slytherinie. Neptun tylko udawała, że go słucha, patrząc się przy tym w okno. Nie przyznała się, że tak właściwie chce trafić do Gryffindoru. Po południu skorzystała z okazji, aby wymknąć się na chwilę z przedziału i ubrać szatę. Kierując się do toalety, wpadła na kogoś. Starsza od niej dziewczyna o lodowato niebieskich oczach spojrzała się na Neptun, która była ubrana w ciemnozieloną sukienkę z kołnierzykiem, sięgającą jej do łydek - rodem wyjętą z ery edwardiańskiej.
— Przesuń się, Aniu Shirley — powiedziała i złapała pierwszoklasistkę za ramię, po czym popchnęła na bok. Szatynka nie zrozumiała, kim jest osoba, którą rzekomo przypomina, jednak domyśliła się, że to nawiązanie do mugolskiej kultury. Zdała sobie sprawę, że przecież nie wszyscy uczniowie pochodzą z rodzin magicznych. Z tą myślą wróciła do przedziału, przebrana już w czarodziejską szatę. Resztę drogi spędziła na przyglądaniu się widokom za oknem i rozmyślaniu o kulturze mugoli. Gdy dotarli do Hogsmeade, Neptun przesiadła się do łódki i została oddzielona od swojego kolegi z pociągu. Trafiła do jednej razem z Susan Bones, Erniem MacMillanem oraz Hanną Abbott, jednak w czasie, gdy ta trójka dyskutowała, Callos siedziała cicho. Wiosłowała, przyglądając się budowli. Szkoła wręcz uderzała w nią swoim blaskiem. Jej kamienne mury aż zachęcały ją do dalszej nauki, a światła, widoczne przez okna, z daleka przypominały jej blask świetlików. Zaczęła się rozglądać po innych łódkach. Na jednej z nich dojrzała znajomą, rudą czuprynę. Raz nawet złapała kontakt wzrokowy z Ronem i mu pomachała, ten chyba jednak jej nie rozpoznał, na co wzruszyła ramionami. Gdy dotarli do Hogwartu i ustali w Wielkiej Sali, Neptun poczuła ulgę. Cały towarzyszący jej wcześniej strach odpłynął. Przyglądała się wiszącym nad ich głowami świeczkom oraz sklepieniu, na którym dostrzegała tysiące małych punkcików. Tamta noc była bezchmurna. Czekała na swoją kolej, przestępując z nogi na nogę. Gdy została wyczytana, w kilku susach znalazła się na górze schodów. Swoimi ruchami przypominała sarenkę. Dumnie usiadła na szczycie schodów i czekała na wyrok Tiary, którego była niemal pewna. Jakież było jej zdziwienie, gdy zamiast upragnionego "Gryffindor" usłyszała głośne "Slytherin". Momentalnie w jej oczach pojawiło się niedowierzanie i smutek. Spojrzała na stół Gryfonów z utęsknieniem i skierowała się w stronę Ślizgonów. Zlała się z tłumem zielonych szat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro