19 || Tam, gdzie prowadzi serce
Tęsknota — żaden człowiek nie lubi tego uczucia, ponieważ zdaje się ono rozrywać kawałek po kawałeczku serce, przyprawiając o wręcz fizyczny ból, niekiedy będący istną agonią.
Niemniej, ludzie potrzebują tęsknoty, mimo iż niezbyt zdają sobie z tego sprawę, bowiem to właśnie doznanie żalu za kimś sprawia, że bardziej docenia się każdą sekundę spędzoną z bliską osobą. Niektórym potrzeba wielu dni, a nawet tygodni, aby w ich wnętrzu zasiane zostało ziarnko nostalgii, gdy innym wystarczyła tylko parę chwil.
Lena przewracała się niespokojnie z boku na bok, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji do zaśnięcia. Po niewyobrażalnie długim czasie męczenia się zdecydowała się na ułożenie na plecach i dosyć tępe spoglądanie na jednolity sufit. Jednakże ów sufit nie należał do najciekawszych, toteż podświadomość Leny przejęła stery nad jej myślami. W końcu ile można bezmyślnie patrzeć na jednolity strop?
Choć jeszcze nie wyjechała, tęsknota już zagościła w jej sercu. Przypominała trochę nieznośnego dzieciaka, który podchodzi, kiedy próbuje się zasnąć, i robi wszystko, aby do upragnionego odejścia do świata snu nie doszło. Co jeszcze gorsze — tego dzieciaka nie można było wykurzyć z pokoju ani nawet próbować zignorować, bo był tak bardzo natrętny.
Lena czuła, jak coś ciężkiego leży jej na sercu, a na samą myśl o opuszczeniu rezydencji Trancy na jej twarzy malował się smutek, a w oczach niknął subtelny blask. Podobało jej się w tutaj.
Usiadła na łóżku i, nie mogąc już znieść przytłaczających jej duszy i serca myśli, postanowiła się czymś zająć. Na szczęście w szafce nocnej znalazła pudełko zapałek, o które pewnego wieczora poprosiła Claude’a, i jedną z nich zapaliła świeczkę.
Płomyk dał subtelny blask — na tyle duży, aby wszystkie nocne istoty uciekły od Leny, ale niewystarczająco, by coś poczytać lub pohaftować. Machnęła dłonią i palcami zdusiła nikłe światło. Stwierdziła, że więcej widziała bez niego, bo jej oczy lepiej reagowały na samą ciemność niż mrok, pośród którego błyska słaby płomyk świecy.
Kiedy oczy Leny na nowo przyzwyczaiły się do braku jakiegokolwiek światła, zarzuciła na plecy koc i wyszła (oczywiście boso, ażeby nie narobić hałasu) z pokoju. Przez wielkie okna do środka wpadał blask księżyca, umożliwiający jej jako takie chodzenie. Powolnym krokiem ruszyła w kierunku swojego umiłowanego kąta tej rezydencji — oranżerii.
Przystanęła na środku i spojrzała w górę. Ach, ten księżyc, podobnie jak wcześniej i teraz bezczelnie się jej przyglądał.
Lena podeszła do wistarii i delikatnie pogładziła jej kwiatki.
— Panienko…
Prawie wyzionęła ducha, kiedy niespodziewanie usłyszała czyjś głos. Powoli obróciła się w jego kierunku.
— Proszę — złapała się za serce — nie strasz mnie tak…
— Najmocniej przepraszam. — Claude skłonił się lekko. — Zobaczyłem, iż panienka opuściła swój pokój i…
— Rozumiem — przerwała mu i spuściła wzrok. Wbiła go w swoje bose stopy. — Po prostu nie mogłam zasnąć…
Claude milczał, patrząc się tylko na Lenę. W białej koszuli nocnej z długimi, bufiastymi rękawami oraz ozdobnie obszywanym dekoltem przypominała zjawę błądzącą po zamkowych korytarzach. Jak gdyby umarła przed wieloma laty i została zaklęta w ścianach rezydencji za nieznany nikomu, niewybaczalny czyn.
— Posiedzisz tu ze mną chwilkę? — zapytała, patrząc na niego.
— Jak sobie panienka życzy — odpowiedział beznamiętnie.
Lena usiadła na jednym z dwóch krzesełek, a Claude stanął naprzeciw niej.
Zgodnie milczeli i żadne z nich nie kwapiło się do zmiany tego stanu. Dziewczyna spoglądała raz na księżyc, raz na małe gwiazdy, a innym razem dogłębnie przyglądała się kwiatom rosnącym w oranżerii.
Claude’owi przeszła przez umysł pewna myśl. Nie trudno było domyślić się, iż panienka Hops nie śpi, gdyż myśli tylko o konieczności opuszczenia Aloisa. Jednakże mógłby wyciągnąć ją z tego stanu tylko poprzez kilka słów…
— Panienko — zwrócił się do niej, a ona popatrzyła się na niego pytająco zmęczonymi już oczyma. — Powinna iść panienka spać.
— Yhym — mruknęła na znak potwierdzenia.
Niedługo później Claude zamykał drzwi do pokoju Leny. Ta leniwie zamknęła oczy i pozwoliła oddać się w objęcia snu.
Alois miał racje.
Tamtego grudniowego dnia, którego prawie wypłakała swoje oczy, powiedział jej chyba najważniejszą prawdę poznana w ciągu jej całego, krótkiego życia.
Doprawdy, najgorszą z trucizn zatruwających serce jest samotność.
Nawet milczenie w czyimś towarzystwie może pomóc i sprowadzić na czyjąś duszę choć namiastkę upragnionego spokoju…
~*~
Leniwie otworzyła oczy. Hannah jeszcze nie przyszła, co zauważyła nie tylko po braku pokojówki w pokoju, a nieodsłoniętych, grubych zasłonach, przez które nie mógł przebić się nawet najmniejszy promień słońca. Z tego powodu nawet nie mogła oszacować godziny, gdyż w sypialni panował półmrok. Zerknęła na zegarek.
~*~
Alois siedział w jadalni i delektował się swoim śniadaniem. Przeżuwał bez pośpiechu, słuchając pospiesznego tuptania. Po paru chwilach z piętra zbiegła Lena prawie wywijając orła na schodach. A mówią, aby się nie spieszyć, bo się diabeł cieszy…
— Lenka — zawołał ją z lekkim rozbawieniem w głosie.
Stanęła przed nim bynajmniej cała w skowronkach.
— Czemu nie kazałeś mnie obudzić! — Wzniosła ręce i nagle je opuściła, oddając w ten sposób swoją złość. — Przecież mówiłam ci, że Jacob kazał mi wracać z samego rana!
Alois wstał od stołu i podszedł do niej.
— Założyłaś go — powiedział cicho i uśmiechnął się.
Lena kompletni zbita z tropu zarumieniła się gwałtownie.
— Nie zmieniaj tematu. — Odwróciła od niego wzrok, mimowolnie kładąc dłoń na mostku, gdzie pod sukienką spoczywał ametyst.
— Po prostu — wyciągnął rękę i założył luźny kosmyk włosów Leny za jej ucho — miała to być taka mała niespodzianka — odparł cichym i uwodzicielskim głosem.
Spojrzała w jego oczy, te piękne topazowe oczy, a w jej serc zdawało się gwałtownie rozpalić.
— Czyli…
— Czyli możesz tu zostać — dokończył za nią.
Niewiele myśląc, gwałtownie przytuliła się do niego. Alois, kompletnie zaskoczony z powodu jej reakcji, przez pierwsze dwie sekundy tylko stał z mimowolnie rozchylonymi wargami, ale po chwili objął ją ramieniem i zaczął gładzić po włosach. Słyszała spokojne bicie jego serca.
— Też się cieszę — zaśmiał się pod nosem.
Jak na zawołanie Lena cofnęła się o krok, tym samym wydostając się z jego objęcia.
— Zjedźmy coś. Głodna jestem — powiedziała speszona z rumieńcami na twarzy.
Siedząc przy stole, nadal dziwiła się sobie, dlaczego tak gwałtownie zareagowała. Alois tylko zerkał na nią co jakiś czas, przyprawiając o coraz to nowe fale zawstydzenia, jakiego nie doznawała nigdy wcześniej. Wbiła wzrok w talerz i milczała, nie mogąc zebrać się na wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro