Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16 || Kobieta spędzająca sen z powiek

— Co ty tu, do diabła, robisz? — zapytał Jacob i uniósł brwi ze zdziwienia.

— No jak to co? — odpowiedziała z subtelnym przekąsem. — Piję herbatę. Nie widać?

Ramiona Jacoba opadły w geście lekkiego zirytowania.

— I tak mnie witasz? — Wstała z sofy i podeszła do niego, kręcąc głową z dezaprobatą. — Nie ładnie. — Szturchnęła go palcem w tors.

— Laura, jest czwartek po dwudziestej trzeciej — westchnął rozdrażniony. — Zjawiasz się bez zapowiedzi, dom mi nachodzisz i jeszcze się dziwisz, czemu jestem zły — prychnął.

Zmęczenie nie działało na Jacoba uspokajająco, a wręcz przeciwnie — wszystko drażniło go jeszcze bardziej.

— Też cię kocham, kuzynie — rzuciła, ponownie usadawiając się na sofie.

— Miałaś przyjechać dopiero za dwa tygodnie. Coś się stało? — zapytał z delikatnym przejęciem w głosie i usiadł naprzeciw niej w fotelu.

— Victor ma coś tutaj do załatwienia. A ja, chcąc spotkać się z moim ukochanym kuzynostwem z Londynu — Jacob spojrzał na nią w ironiczno-błagalny sposób, wyrażający jego „entuzjazm” z powodu niezapowiedzianych odwiedzin — wpadłam na herbatę. — Uśmiechnęła się perliście.

Jacob westchnął ciężko.

— Później nie dało rady? — spytał ironicznie.

— Właśnie miałam być koło piątej, ale jakoś tak się przedłużyła nam podróż…

— Jakoś tak przedłużyła? — powtórzył z uniesioną jedną brwią.

— Już nie bądź taki zły. — Błaho machnęła na niego ręką. — Lenka śpi? — zapytała i ponownie chwyciła filiżankę, aby się napić.

— Leny nie ma.

Laura prawie opluła Jacoba.

— Jak to nie ma?!

— Było przyjechać za dwa tygodnie. — Uśmiechnął się głupio i wzruszył ramionami. — Tak to już jest, kochana kuzyneczko…

— Chwila, moment — wtrąciła mu się, machając przy tym energicznie dłońmi. — Naprawdę pytam i nie mam ochoty na żarty.

Jacob wziął nad wyraz powoli jeden, głęboki oddech, a po chwili westchnął. Laura pomyślała, że chyba zaraz ją coś trafi.

— No mów, a nie zaciągaj się tak tym powietrzem! — zażądała.

Spojrzał na nią leniwie.

— Lena dostała zaproszenie od niejakiego hrabiego Trancy — odparł i ziewnął.

— Kontynuuj, bo jestem niezbyt w temacie. — Lura popatrzyła się na niego wyczekująco, jednak nic nie odpowiedział. Westchnęła i dodała: — Kim jest? Czym się zajmuje? Czy bogaty? — zasypała go pytaniami.

Jacob chyba tylko ze zmęczenia nie złapał się za głowę. Cóż, tak była pani Laura, dumnie nosząca nazwisko Alleviate — wszystko musiała wiedzieć, ale w żadnym stopniu nie korzystała ze swojej wiedzy w „typowy sposób”, czyli plotkując. Laura bowiem miała pewien dar, który pozwalał jej na przewidywanie niektórych wydarzeń. Głównie tych matrymonialnych.

— A może by tak dokończyć tę rozmowę jutro? — Spojrzał na nią maślanymi oczami, które niejedne kobiece stopiłyby serce.

— Nie.

— Jestem strasznie zmęczony…

— A ja niedoinformowana — prychnęła.

Jacob przetarł twarz dłońmi i zaczął opowiadać. Rozpoczął od kamienicy, przez zaproszenie na święta, dochodząc do punktu kulminacyjnego którym — niczym zakończenie „Romea i Julii” — został zdradzony na samym początku tej rozmowy.

Lura ze skupieniem słuchała, co jakiś czas przytakując głową oraz zadając pytania.

— I co dalej? — zapytała, gdy skończył.

— A co ma być? — Oczy już mu się kleiły. Zerknął na zegarek: trzy po dwunastej. — I nie, nie patrz tak na mnie, bo się nie domyślę — uprzedził ją, przez co Laura wydęła wargi. — Haruję cały dzień i o tej godzinie już nie myślę.

— Nie myślałeś, że… — ściszyła głos, licząc, iż Jacob się domyśli, czego oczywiście nie zrobił. — No wiesz…

— Nie. Nie wiem — jęknął wstając z fotela. — Nie mam już siły. Blanche przygotowała ci już pokój. Idź spać. Jeśli chcesz, porozmawiamy jeszcze jutro rano.

— Jacob! — Zerwała się z sofy i chwyciła go za ramię, gdy ten odwrócił się w kierunku drzwi. — Już jutro zapewne mnie nie będzie, a nie chcę odkładać tej rozmowy na Bóg wie kiedy.

Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał Laurze w oczy.

— Sugerujesz, że…

— Wszystko może się wydarzyć wcześniej, niż sobie nawet wyobrażasz — wtrąciła się, dokańczając za Jacoba zdanie. — Nie żebym w ciebie wątpiła, kuzynie…

— Ale? — Uniósł jedną brew ku górze.

— Popatrz na siebie — westchnęła. — Stary koń, który nawet nie interesuje się czymś takim jak ożenek. Trwa w stanie wolnym i pewnie nawet nie ma żadnej potencjalnej kandydatki, bo po co. W końcu bycie kawalerem jest takie piękne. Och, ach, ta swoboda. — Przewróciła ironicznie oczami. — Tobie kobiety w głowie, ale nie na stałe — mówiła pewien.

Jacob odwrócił wzrok, lekko spuścił głowę i zacisnął wargi w wąską linię. Laura dostrzegła jego dziwne zachowanie, jednakże w żaden sposób tego nie skomentowała. Tak samo jak subtelnych rumieńców na jego policzkach przypominających ślady po pocałunkach Afrodyty.

— I chyba jestem najlepszą osobą do przedyskutowania tej sprawy puki jest jeszcze czas — dodała już spokojniej.

— Jaka skromna — mruknął ironicznie.

W odpowiedzi założyła ręce na piersi i prychnęła pod nosem.

Chwilę potrwali w milczeniu, aż Jacob, siadając na fotelu, rzekł:
— Jutro będę umierać. — Ziewnął. — Ale chyba ty mnie zabijesz, jeśli z tobą nie porozmawiam o tym teraz.

— Dokładnie. — Uśmiechnęła się promiennie i wróciła na swoje wcześniejsze miejsce.

— Tylko weź się pospiesz, bo inaczej tutaj zasnę.

— Pośpiech złym doradcą.

— A czy muszę na jakikolwiek temat podejmować decyzję z tej chwili? — Popatrzył się na nią pytająco. — No właśnie — odparł Jacob, gdy nie dostał żadnej odpowiedzi.

Laura westchnęła ciężko.

— On zbytnio się nią interesuje.

— Akurat do tego sam już doszedłem — wtrącił się jej.

— Im więcej razy będziesz mi przerywać, tym później skończymy.

Jacob spojrzał na zegarek: dwadzieścia po dwunastej. Machnął ręką na znak, ażeby kontynuowała. Wizja mniej niż sześciu godzin snu nie napawała go optymizmem.

— Tak jak powiedziałam wcześniej, ten Trancy zbytnio interesuje się naszą Leną. W dodatku obydwoje, z tego co mi powiedziałeś, są w podobnym wieku.

— On jest jeszcze dzieciakiem — powiedział Jacob i oparł brodę na ręce wspartej na podłokietniku fotela. — Gdzie takiemu małżeństwo w głowie? — Przewrócił oczami.

— Nie mierz wszystkich swoją miarą, baronie Hops. — Jego tytuł oraz nazwisko wypowiedziała z dużym patosem, a po chwili uśmiechnęła się łagodnie. — Może właśnie ten Trancy jest nawet bardziej rozgarnięty niż ty.

— Wypraszam sobie — oburzył się lekko. — Nie moją winą jest to, że stało się, co się stało.

— Tak, wiem — mruknęła i spuściła wzrok. — Wybacz. Nie to miałam na myśli — wytłumaczyła się z nutą wstydu i pokory w głosie. — Bardziej miałam na myśli fakt, iż już teraz zastanawia się nad wyborem przyszłej żony.

Nastała chwila dosyć niezręcznej ciszy.

— Dobrze, już nie będę cię męczyć — powiedziała Laura, wstając z sofy. Trochę było jej głupio za wcześniejsze słowa, a milczenie zdusiło w niej chęć do rozmowy. — Śpij dobrze. — Pocałowała go w czubek głowy.

Jacob zastanawiał się jeszcze, czy Laura jest w ciąży czy po prostu przytyła, nim udał się do swojej sypialni.

Pożyjemy, zobaczymy. — Z tą myślą zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro