[Echo] ROZDZIAŁ 5
Bożena wróciła do samochodu. Otworzyła stare Punto i weszła do środka, odsuwając fotel od kierownicy. Rozłożyła się, wbijając zmęczone spojrzenie w sufit auta. Palcami zaczęła stukać o oparcie od strony pasażera. Jednak jej chwilowy odpoczynek nie potrwał długo. Po kilku minutach słońce wyszło zza chmur, a ostre, gorące promienie padły prosto na twarz kobiety, przebijając się przez okno. Syknęła zajadle, zasłaniając się ręką. Kornelii gorąco nie przeszkadzało, była wobec niego obojętna, ale Bożena musiała czuć się jak kiełbaska na grillu.
— Ani chwili spokoju — syknęła zajadle.
Kornelia rozejrzała się. Na osiedlowym parkingu w zasadzie panowała cisza. Upał nie zachęcał do wyjścia na zewnątrz, poza tym godzina wskazywała, że spora część osób przebywała w tym czasie w pracy, w szkole czy na innych zajęciach.
Bożena podniosła się, ziewając szeroko. Rude włosy wyskoczyły z kucyka, kręcąc się słodko na końcówkach. Złapała za jedną i zaczęła się nią bawić, równocześnie drugą usiłując wyciągnąć z torby laptop. Po kilku nieudanych próbach, w końcu położyła sprzęt na kolanach i włączyła. Zanim urządzenie się uruchomiło w pełni, sprawdziła telefon — żadnych nowych wiadomości. Ziewnęła jeszcze szerzej niż wcześniej. Kobieta bezsprzecznie zasługiwała na parę godzin porządnego snu, ale zamiast odpoczywać, zajrzała do Internetu, wpisując trzy hasła: Kornelia, Lublin i morderstwo. Ukazało się prawie dwadzieścia pięć tysięcy wyników.
— Jak ja mam to wszystko przejrzeć? — spytała zrezygnowana.
Trop dotyczący morderstwa Kornelii wcale nie musiał prowadzić do rozwiązania sprawy zaginięcia Penelopy. Widziała, podobnie jak Bożena, powiązania między dwiema sprawami, ale powoli wątpiła w nie. Obie zdarzyły się podobnym czasie, ale ciała Penelopy nie odnaleziono. Nie dało się wykluczyć uczestnictwa Penelopy w zabójstwie Kornelii. Na tym etapie zakładała taką ewentualność, ale nie uznawała za pewnik.
Bożena przesunęła się. Ekran odbił światło, całkowicie zaciemniając Kornelii widok. Wyciągnęła szyję — nadal nic nie zauważyła. Pustym wzrokiem objęła samochód, po czym przeszła przez całe zawieszenie i Bożenę, zatrzymując się dopiero na samym środku. Pochyliła się, idealnie obejmując wzrokiem cały ekran laptopa. W pasku przeglądarki zdążyło się pojawić kilkanaście artykułów — część prasowych, niektóre wyglądały na amatorskie, a jeszcze kilka pochodziło ze stron niezajmujących się taką tematyką. Jedno było pewnie — śmierć dziewczyny poruszyła społeczeństwo. Co chwilę pojawiały się komentarze krytykujące działania policji i wyrażające współczucie dla rodzin. Wszystkie podobne do siebie, nic niewnoszące do sprawy. Jakiś użytkownik pozostawił wiadomość, że znał osobiście jedną z ofiar. Za przyczynę śmierci uznał narkotyki, a policję oskarżył, że na niczym się nie zna.
— Co za bzdury! — fuknęła Bożena, kręcąc rudym włosem wokół palca. — Ale... — Przymknęła oczy, przecierając je palcami ze zmęczenia.
— Ale nikt nie mówił o Penelopie — dokończyła po raz kolejny za kobietę.
Zminimalizowała przeglądarkę. Na pulpicie wyrosły trzy pliki o nazwach: „sprawa 1", „sprawa 2" i „sprawa 3". Bożena złapała twarz w dłonie i jęknęła żałośnie.
Z kieszeni torby wyjęła telefon. Wybrała pierwszy kontakt z listy i zadzwoniła, wciąż wyglądając za okno. Raz obejrzała się przez ramię, przechodząc głową przez brzuch Kornelii. Nie załaskotało, ale nieprzyjemne dreszcze przebiegły przez ciało dziewczyny, mimo że była duchem.
— Daniel, czy możesz znaleźć coś na temat sprawy morderstwa Kornelii Dalińskiej? — spytała. — I byłabym wdzięczna za informacje o Penelopie Rosińskiej — dodała dopiero po chwili, słuchając odpowiedzi wspomnianego Daniela. — Tak, tak, poszukaj coś, a ja pojadę do kawiarni. — Zaśmiała się. — No oczywiście, że do tej. Innych nie znam — zażartowała, postukując w kierownicę palcami. — To... Do zobaczenia w domu.
Rozłączyła się, lecz zaraz wykonała kolejny telefon pod nieznany numer. Odczekała kilkanaście sygnałów. Poczta głosowa włączyła się, a Bożena zazgrzytała ze złości zębami. Wzięła kilka głębokich wdechów, mrucząc pod nosem, że nie ma, o co się denerwować.
— Część, tu Bożena... — zamilkła, przewracając oczami — Radwanik, detektyw, masz u mnie dług — dodała pospiesznie. — Wiem, że prowadzisz sprawę zamordowanych dziewczyn. Interesuje mnie Penelopa, przyjaciółka jednej z zamordowanych. Możesz przesłać mi informacje faksem?
Wyłączyła sprzęt i zamknęła za sobą drzwi, odpalając silnik. Coś zarzęziło pod maską. Bożena zmarszczyła brwi, przyglądając się stacyjce z niecierpliwością. Wykonała jeszcze jedną próbę, a samochód zapalił jak nowy.
Kornelia zamarła.
— Ty chyba teraz nie odjedziesz? — spytała, ale odpowiedziało tylko milczenie.
Przełknęła głośno ślinę i skierowała wzrok na podłogę. Podniosła jedną stopę i postawiła ją na plastikowej wycieraczce — nie przeszła przez nią. Z drugą poszło łatwiej. Wyprostowała się, wystawiając głowę z nad maski. Nawet nie próbowała sobie wyobrażać, jak komicznie musiało to wyglądać. Działało — to najważniejsze. A chwilę później odjechała wraz z Bożeną.
***
Kawiarnia wyrosła przez oczami Kornelii wśród gęsto postawionych bloków. Niewielka, wyglądająca z oddali na skromną. Tylko dla stałych klientów ceniących ciszę i spokój — tak oceniła ją na pierwszy rzut oka. Bożena zatrzymała się na osiedlowym parkingu i podążyła do kawiarni, biorąc ze sobą laptop. Weszła do środka, a dzwoneczek zabrzmiał przyjemnie, ogłaszając przybycie nowego klienta. Barista uśmiechnął się, pogłębiając zmarszczki wokół oczu i na czole. Drżącą dłonią chwycił za kubek w kwiaty, czyszcząc go szmatką.
— Piękny dzień, prawda? — spytała, siadając w samym kącie pomieszczenia.
— Zgadza się, pani Bożenko. Aż przyjemnie się pracuje.
Poprawił spadające z nosa okulary, których czarne oprawki ciekawie komponowały się z ciemnymi włosami. Mimo że był człowiekiem w starszym wieku, to nadal włosy miał gęste i o jednolitym ciemnobrązowym kolorze. Kornelia nie dostrzegła choćby jednego siwego kosmyka.
Bożena wyjęła laptop, podłączyła do gniazda i zaczekała moment, aż urządzenie się uruchomi. Rozciągnęła się. Kilka kości zastrzykało. Wyprostowała się i spojrzała w ekran, otwierając pierwszy z plików. Barista postawił przed nią świeżo zrobioną kawę.
— Dziękuję.
— Dużo pracy czeka, pani Bożenko, więc dobra kawa na pewno umili pracę.
— Oj, tak — zgodziła się. — Niestety, ale musze kilka raportów napisać. Zawsze na wiosnę mam więcej zleceń. Nie wiem, czy ludzie wtedy częściej zdradzają czy co? — Wzruszyła ramionami.
Wzięła łyk gorącej kawy, zaraz się zachłystując nia. Otworzyła szeroko usta i złapała się za czoło.
— Przepraszam, zapomniałam, że pan też... Ojejku. Zmęczona jestem, nie pomyślałam. Mam nadzieję, że pan się nie obrazi.
— Oj, pani Bożenko. — Machnął ręką. — Dawne dzieje. Dzięki pani poznałem prawdę, więc proszę się nie przejmować. Przecież pani wie, że moja świętej pamięci żona odeszła dwa lata temu.
— Tak, tak, pamiętam, ale mimo wszystko... — naciskała.
— Proszę się zająć sprawą, a ja tu trochę posprzątam.
Kornelia rozejrzała się. Co tu niby miał sprzątać? Lokal wyglądał na wyczyszczony na absolutny błysk. Nawet najmniejszy skrawek kurzu nie osiadł się w kątach, a okna lśniły od odbijającego się przez nie słońca. Mimo to wziął do rąk szczotkę i zaczął zmiatać. Bożena uśmiechnęła się delikatnie i napiła kawy, przekręcając w dłoniach kubek. Pianka podziała się w ciągu chwili, przyczepiając się nad górną wargą w postaci białych wąsów. Zlizała ją, śmiejąc się cicho.
— Jednak pana kawa jest najlepsza na całym świecie! — oświadczyła głośno.
Zastrzykała placami i wzięła się do roboty. Kornelia przyjrzała się jej pracy — nudnemu raportowi, który musiała złożyć klientom po sprawie. Nie widziała w tym żadnego związku z zaginięciem Penelopy, ale może tak właśnie wyglądał typowy dzień Bożeny. Pozostało jej tylko czekać, aż skończy. A stało się tak dopiero po trzech, długich godzinach, kiedy barista przyniósł drugą kawę — tym razem z posypką czekoladową na piance i kawałkiem szarlotki z lodami truskawkowymi. W milczeniu postawił na stole, po czym odszedł, biorąc się za sprzątanie części za ladą.
Pokręciła głową. Marnował tylko czas na niepotrzebne prace, choć mógł zajmować się reklamowaniem kawiarni, wdrożyć produkt, który przyciągnąłby klientów czy nawet rozwiązać parę krzyżówek. Nie, wolał dbać, by jego lokal lśnił dla jedynego klienta znajdującego się właśnie w środku. Nie rozumiała takiego zachowania.
— Duszo — odezwał się głos zza lady. Nie należał do baristy. Był niski, lekko chropowaty jakby od zmęczenia. — Duszo — powtórzył wołanie.
Zbliżyła się, wychylając się ostrożnie z nad blatu. Para bladych ślepi powitała ją chłodnym, mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Stworzenie, które wyglądem przypominało trochę człowieka, zacharczało, wypluwając flegmę na podłogę — od razu wytarł ją barista. Wystawiło wysuszoną rękę przed siebie, palcem, na którym skóra trzymała się na kościach ostatkiem sił, wskazując na Kornelię.
— Odejdź — nakazał ostrym tonem, wyrywając sobie dwa siwe włosy.
Skulił się w nędzny kłębek, zamykając wąskie usta w cienką linijkę, wokół której zebrały się czarne brodawki. Stworzenie zacharczało, a Kornelia dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że to starzec, prawdziwy człowiek u kresu swoich sił... Dlaczego nie umiera?, spytała, odchodząc od mężczyzny.
— Słucham?! — krzyknęła Bożena, gwałtownie wstając. Krzesło poleciało do tyłu, uderzając oparciem w ścianę. — Właśnie napisali, że rodzice Kornelii, tej zamordowanej, pokłócili się i Agnieszka trafiła do szpitala z rozbitą głową. — Wskazała palcem na ekran.
Kornelia przeszła przez kobietę i przeczytała krótką notkę, którą zamieściła jakaś gazeta plotkarska. Godzina, miejsce i okoliczności... Niemal wszystko zgadzało się z wydarzeniami, które przeżyła przy pierwszym razie. Odsunęła się, przecierając usta. A więc to ona zmieniła drugi raz, odzywając się? Usłyszeli ją? Raczej nie, ale nadal wpłynęła na decyzję Rafała i Agnieszki, doprowadzając do jeszcze większej tragedii.
Przyłożyła rękę do piersi i przymknęła powieki, nasłuchując, czy serce zabiło jej mocniej. Nic się nie stało. Nadal wypełniała ją pustka. Myślała, że zapełni ją wiadomość o małżeństwie, ale wyrzuty sumienia nie pojawiły się. Jedynie obiecała sobie, że już nigdy więcej ich nie odwiedzi. Wystarczyła im śmierć córki.
Laptop nagle się wyłączył. Bożena odłączyła kabel z gniazda i spakowała sprzęt, międzyczasie wypijając kawę i przegryzając ciastko. Zakaszlała, dławiąc się lodami. Popiła je resztkami napoju, lecz zaraz wypluła całość na stół. Uderzyła się w pierś, a barista poklepał ją w plecy, podając chusteczkę. Wytarła nią twarz.
— Dziękuję — powiedziała niskim, gardłowym głosem.
— Proszę usiąść i się uspokoić — zaproponował.
Kobieta tak też zrobiła. Wzięła kilka głębokich wdechów, powoli się uspokajając.
— Dziadkowie Penelopy wyznaczyli nagrodę dla tego, kto posiada informację o ich wnuczce... — Charknęła. — Już czekam, aż rozejdzie się wieść, że to ja prowadzę sprawę. Nic, tylko czekałam, aż zwalą mi się na głowę media i ludzie, który pragnął w nich zaistnieć.
Cisnęła chustką o stół. Położyła na nim łokcie, a palce wplotła we włosy.
— Może nie stanie się nic złego — pocieszył ją mężczyzna.
Westchnęła.
— Stanie się. Tacy bogacze potrafią zatroszczyć się o uwagę. — Parsknęła śmiechem. — Dobrze, że nie podali mojego numeru. Jeszcze tylko o to bym się prosiła. Mój Boże... — Złożyła ręce w geście modlitwy. — Czy ja naprawdę zasłużyłam na to, co mnie ciągle spotyka? Mam wrażenie, że chodzi za mną jakiś pech...
Kornelia otworzyła usta, chcąc powiedzieć jej, że nie, ale w ostatnich chwili powstrzymała się. Machnęła na to ręką, niechcący przelatując przez ramię baristy. Mrowienie przeszło przez jej skórę. Nie raz, nie dwa doświadczyła podobnej sytuacji, ale nadal się do niej nie przyzwyczaiła.
— Dotyk musi być przyjemny — szepnęła, łapiąc się za własną dłoń — za wszystko, co jej pozostało.
Potrząsnęła głową i obejrzała przez ramię. Barista kończył właśnie przygotowywać kawę na wynos. Włożył do plastikowej reklamówki kawałek ciasta i spadkował kubek, zamykając go z wierzchu wieczkiem. Wszystko położył na ladzie.
— Proszę wziąć do domu i odpocząć — poradził.
Bożena podniosła się, klapiąc w uda. Poprawiła spadające z wąskich bioder spodnie i wyjęła z tylnej kieszeni portfel. Wyjęła banknot pięćdziesięciozłotowy i podała mężczyźnie. Otworzył kasę, lecz Bożena wzięła ze sobą siatkę i odeszła.
— A reszta? — spytał.
— Jeszcze nie raz tu wrócę na najlepszą kawę w całym Lublinie!
Pomachała mężczyźnie i wyszła lokalu. Kornelia podążyła za nią, powoli zdając sobie sprawę, że znowu będzie musiała jechać w samochodzie w tej komicznej pozycji, z wystającą głową z dachu. Zdusiła w sobie śmiech. Z przyjemnością dałaby zrobić sobie zdjęcie — nawet po to, by sprawdzić, jak wygląda.
A jako, że kolejny będzie krótki, ukaże się już w najbliższy PONIEDZIAŁEK! Dajcie znać, co sądzicie o tym ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro