55
Ja: nie wiem czy ten maraton to był dobry pomysł, ponieważ nie chcę niczego przeciagać i zbliżamy się końca tego ff
Allison westchnęła cicho, gdy Lydia dotknęła jej piersi. Wplątała palce we włosy dziewczyny, przyciągając ją do krótkiego, niechlujnego pocałunku.
- Musimy z tym skończyć - mruknęła Lydia, odkrywając się od przyjaciółki. Czuła wyrzuty sumienia. - Zabijamy naszych przyjaciół.
Argent wzruszyła ramionami, składając pocałunki na jej szyi. Położyła ręce na biodrach rudowłosej i położyła dłonie na jej policzkach.
- Nie, naprawdę musimy przestać. Zabiłyśmy naszych przyjaciół. Nie możemy tak robić.
Allison jęknęła głośno zniecierpliwiona i trochę wkurzona.
- Musimy to robić, inaczej ona nas zabije! - krzyknęła i wstała z jej ud.
- Wiem, ale jest jeszcze inne rozwiązanie. Możemy uciec tam, gdzie nas nie znajdzie.
Dziewczyna spojrzała na nią zirytowana.
- Teraz musimy zabić tylko Scotta i Isaaca. Wtedy przestaniemy.
- Nie - powiedziała zdecydowanie. Chłopaki byli z nią najbliżej i nie chciała, by zginęli.
- W takim razie zrobię to sama.
Lydia nie mogła jej na to pozwolić. Jak najszybciej wzięła nóż z szafki i wbiła go dziewczynie prosto w serce.
- Nie możemy.
Ja: Chyba dziś skończymy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro