5
Parę minut później, czarne auto zaparkowało przed lasem. Stiles stanął na zielonej trawie i strzelił szyją. Derek skrzywił się, słysząc to. Bardzo nie lubił, gdy ktoś w taki sposób niszczył sobie kości.
- Gdzie idziemy? - zapytał Stilinski, uśmiechając się szeroko. Podszedł do Dereka, który zamykał Camaro.
- Zaraz się dowiesz - powiedział, po czym zaśmiał się, widząc zniecierpliwienie chłopaka.
Stilinski złapał nieśmiało Hale'a za rękę i razem weszli na ścieżkę leśną.
Spacerem przeszli przez las, kończąc na obszernej polanie. Słońce świeciło tam bardzo jasno, dodając uroku niewielkim kwiatom i po części oświetlało drzewa, które otaczały łąkę.
Derek delikatnie popchnął Stilesa, prowadząc na środek polany, gdzie usiedli. Stilinski wyciągnął przed siebie nogi, rozsuwając niebieski sweter. Wciągnął powietrze do płuc, a potem wypuścił je powoli. Uwielbiał tak spędzać czas. Przyjemnie mu było wdychając czyste powietrze i rozkoszować się widokiem lasu.
Chłopak zmrużył oczy, opierając się na rękach. Odchylił głowę do tyłu, a po chwili ponownie strzelił szyją.
- Wiesz, nie chcę być nie miły, ale mógłbyś nie strzelać tą szyją, palcami, czy czymkolwiek tam lubisz? Trochę mnie to wkurza.
Stiles odwrócił głowę w stronę kolegi.
- To nie moja wina. Jak tego nie lubisz, to nie słuchaj - mruknął.
Derek zaśmiał się.
O.MÓJ.BOŻE. Jak on cudownie się śmieje, pomyślał Stilinski.
- Powiesz mi coś o sobie? - zapytał Stiles. - No wiesz, jak to jest być wilkołakiem od urodzenia? Od urodzenia wyliście do księżyca?
Mężczyzna przewrócił oczami.
- Nie tak od razu wyliśmy do księżyca. I w sumie, dla mnie to bez różnicy. Chociaż, czasami chciałbym być zwyczajny.
- Dlaczego?
- Jakbyś był wilkołakiem i czuł ludzkie emocje, będąc w towarzystwie mojej siostry i jej chłopaka, zrozumiałbyś.
Stiles wyglądał przez chwilę, jakby nie rozumiał o co Derekowi chodziło, a gdy się skapnął spłoną rumieńcem.
Hale uśmiechnął się szeroko, pokazując białe zęby. Przybliżył się do młodszego chłopaka, chwytając go za rękę.
- Jesteś człowiekiem - mruknął.
- Nie, jednorożcem - prychnął. - No jasne, że człowiekiem.
- Twoim alfą jest Scott, nie?
- No raczej.
Wilkołak ścisnął rękę Stilesa i zaplątał w nią swoje palce. Dłoń Stilesa była stosunkowo mała w porównaniu do dłoni Hale'a, która była ogromna.
Może to wszystko działo się za szybko, przecież prawie go nie znał, ale wolał zaryzykować.
Wilkołak pochylił głowę i przybliżył swoją twarz do zaskoczonego Stilinskiego. Chwilę odczekał, aby sprawdzić czy chłopak się nie odsunie i pocałował go delikatnie.
Na początku, chłopak nie wiedział co zrobić. Nie całował się po raz pierwszy, ale to było coś innego niż pocałunek z Danny'm. Mahealani robił wszystko niespodziewanie, brutalnie, co nie bardzo podobało się Stilesowi. Natomiast Hale się nigdzie nie spieszył, całował młodszego spokojnie i powoli.
Odsunęli się od siebie, gdy zabrakło im powietrza. Ech, beznadziejne powietrze. pomyślał Stiles.
Spojrzał prosto w oczy Dereka, uśmiechając się lekko.
- To... Powiesz mi coś o sobie? - zapytał.
- Co by tu dużo mówić. Jestem Derek, żyję już dwadzieścia lat, mam dwie siostry - starszą Laurę i młodszą Corę, którą chyba aż za dobrze znasz. Mieszkam z rodzicami, wujkiem Peterem, a zwierząt nie posiadamy. Grałem kiedyś w lacrossa, byłem nawet kapitanem. Teraz pracuję i sobie żyję. Twoja kolej.
- Jestem Stiles, mam szesnaście lat, mój tata jest szeryfem, natomiast mama nie żyje. Poznałeś już dwójkę moich najlepszych przyjaciół, których bardzo kocham, chociaż przed nimi nigdy bym się nie przyznał. Też gram w lacrossa, ale ostatnio miałem wypadek i trener powiedział, że będę grzał ławę przez, co najmniej, tydzień.
Hale westchnął.
- Właśnie, jak z twoją głową. Opatrunku nie masz.
- Już dobrze. Wiesz... Nie złość się na Corę. Ona nic mi nie zrobiła. To wina Edwarda.
- A...
- Ona chce dobrze - upiera się chłopak.
Derek prychnął cicho.
- Mów co chcesz, mam to w nosie. I tak zdaję sobie sprawę, co robi Cora. Nie mam pojęcia, za co cię tak nienawidzi, ale...
- Nie ważne. Dobrze się czuję.
Wyplątał ich dłonie z uścisku i położył się na trawie, bawiąc palcami.
Fakt, może był naiwny i głupi w ocenie siostry mężczyzny, ale starał się znaleźć w niej jak najwięcej dobra. W końcu nikt nie jest do końca zły, ani dobry, prawda?
Stiles, aby wkurzyć Hale'a, strzelił palcami.
- Stilinski, utnę ci zaraz te palce i szyję - mruknął Derek.
- Dereczku, nie denerwuj się tak, bo piana ci z pyska wyleci - zaśmiał się chłopak.
Wilkołak złapał młodszego za nadgarstki i przycisną do ziemi, siadając lekko okrakiem na Stilesie. Lekko, by nie przygnieść chłopaka. Błysną niebieskimi tęczówkami.
- Wyjaśnijmy sobie parę rzeczy. Po pierwsze, nie Dereczku, tylko Panie, jak coś. Po drugie, nie strzelaj palcami szyją, czy czymkolwiek tam lubisz, bo niszczysz sobie kości...
- Ten pan świetnie brzmi. Czy mam ci tak mówić, bo...
Hale skutecznie uciszył go pocałunkiem.
- Po trzecie, od dotykania jestem ja. Nie przejmujesz nad niczym kontroli, zwłaszcza przy pocałunku, ponieważ tego nie lubię.
- Dobrze, panie - zachichotał Stilinski, nie biorąc go na serio.
- Mówię śmiertelnie poważnie. Chociaż, z tą kontrolą żartowałem.
- Sie rozumie, szefie - zaśmiał się Stiles.
- Dobra, dalej. Po czwarte, jak chodzimy po mieście, mamy trzymać się za rączki. Wiesz, ta niewinność może w końcu obrócić się przeciwko tobie, jasne?
- Nawet bez tego punktu, łapałbym cię za rączkę. Kiedy byłem w związku z Dannym, nie robiliśmy nic podobnego. On wolał...
I tu, Derek ponownie uciszył go pocałunkiem.
- Nie gadaj tyle - warknął.
- Bo co mi zrobisz? - zapytał wojowniczo Stiles, unosząc brwi w górę.
Wilkołak schylił się i pocałował go w szyję.
- Najpierw, zawiozę cię do mojego domu, gdy będę sam. Później, zgaszę światło i przywiążę cię do łóżka, a dalej możesz sobie wyobrazić.
Stilinski zaśmiał się.
- Nie udałoby ci się.
- Chcesz się przekonać?
- Później - mruknął, czując pocałunki na szyi. Mężczyzna przyssał się do niego, robiąc mu malinki. - Derek?
- Tak?
- Możemy się oficjalnie nazwać parą, prawda?
Hale spojrzał mu prosto w oczy.
- Jak sobie życzysz, kaczorku.
*** *** ***
Stiles wszedł do domu. Ściągnął buty i wszedł do swojego pokoju. Szeryfa nie było w domu, więc mógł rozkoszować się spokojem w samotności. Po tak długim czasie znalazł sobie chłopaka. Warto było czekać. pomyślał, kładąc się na łóżku.
Otworzył laptopa i zaczął oglądać zaległe seriale.
Dosłownie trzy minuty później, zaczęła go boleć głowa. Na początku zignorował ból, jednak po chwili stał się on nieznośny, więc wziął tabletkę i wszedł pod prysznic, postanawiając sobie, że serialami zajmie się jutro.
Po prysznicu miał zamiar pójść spać, ale jak na złość, Scott postanowił go odwiedzić.
- Cześć, skrzacie - przywitał się, wcześniej pukając do drzwi pokoju Stilesa.
- Cześć, klusko - mruknął chłopak, przykrywając się kocem.
- Jestem nie w porę? - zapytał McCall.
- Nie, możesz zostać.
Przyjaciel usiadł na jego łóżku, a Stilinski położył się.
- Jak było na spotkaniu?
- Było świetnie - powiedział. - Derek jest świetny. Aż chce mi się ciebie i Isaaca całować po stopach i innych częściach ciała.
Scott zaśmiał się cicho.
- Serio, gdyby nie wy, pewnie nie spotkalibyśmy się.
Stiles zaczął dziękować mu, po chwili opowiadając McCallowi przebieg spotkania.
- Czyli jesteście już oficjalnie parą? Coś szybko wam to poszło.
- Tak. Nie zapominaj, że to dzięki tobie i twojemu chłopakowi.
Uśmiechnął się do niego, a Scott odwzajemnił ten gest.
Od kaczorka memorka: Jednak coś tam udało mi się wyskrobać. Podoba się? c:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro