Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Voldemort patrzy się na mnie z pogardą. Na jego twarz maluje się obrzydliwy  uśmiech zwycięstwa:

- Na co czekasz? - spytałem nie okazując, ani grama strachu - Zabij mnie.

- Harry, mój drogi chłopcze, tak długo czekałem na ten moment. Pozwól mi się nim delektować. Chce, żebyś był kruchy, niedługo będziesz błagał o śmierć. To będzie piękne widowisko.

- Nigdy nie zyskasz nade mną kontroli i o nic nigdy nie będę Cie błagał.

- Prawdziwy Gryfon... Niedługo przestaniesz być taki waleczny - powiedział z pewnością w głosie - Bellatrix gdybyś mogła zaprowadź naszego wybrańca do jego nowego domu.

~~~~~~~ 

Przez moje nagie ciało przebiega dreszcz. Siedzę w rogu małej celi, otulają mnie jedynie zimne ściany. Odcięli mi dostęp do światła, wody, jedzenia. Zabrali mi ubrania i moją różdżkę. Nie umiem określić ile dni już tu siedzę, wystarczająco długo, aby pić własny mocz. W innym wypadku już dawno umarł bym z odwodnienia. Snape nie pojawił się, ani razu. Nie pomoże mi, zdechnę tu, a on będzie to obserwował z bezpiecznej odległości. Zaufałem mu i to był największy błąd jaki popełniłem w życiu. Drzwi od celi uchyliły się oślepiając mnie jasnym światłem. Do środka wszedł mężczyzna o jasnych włosach i dość tęgiej sylwetce. Trzyma w dłoni talerz z jakąś niezidentyfikowaną masą. Jestem tak cholernie głodny, że nawet to coś wygląda smakowicie. Mężczyzna zauważył mój wzrok utkwiony w talerzu:

- Jesteś głodny? Chcesz coś zjeść chłopczyku? - spytał z ironicznym uśmiechem na twarzy. 

- Tak... prosze - odpowiedziałem resztkami sił.

- Nie ma nic za darmo. Nawet złoty chłopiec musi sobie zasłużyć. 

- Co masz na myśli? 

Mężczyzna zbliżył się do mnie odsuwając kilka zagubionych kosmyków włosów z mojego czoła. Poczułem silne mdłości gdy jego dłonie zeszły na wysokość mojej klatki piersiowej:

- Zostaw mnie - wysyczałem przez zęby.

- Podobasz mi się taki... niedostępny - powiedział rozpinając spodnie.

Mężczyzna przyparł mnie przodem do ściany, czuję jego odrażający oddech na swojej skórze:

- Nie... nie proszę! Nie rób tego, dogadamy się inaczej. 

- Myślisz, że odpuszczę sobie taką szychę. Taki młody, przystojny i... ciasny - wyszeptał  mi do ucha.

Zamykam oczy modląc się, żeby ten koszmar skończył się jak najszybciej. Pierwsze pchnięcie wywołuję u mnie falę bólu przeszywającą całe moje ciało :

- PRZESTAŃ BŁAGAM! - krzyczę gdy mężczyzna wbija się we mnie coraz brutalniej.

 Mój krzyk powoli zamienia się w szloch, a ja upadam bezwładnie na zimną podłogę. Kontem oka widzę, jak mężczyzna ubiera się z widocznym zadowoleniem na twarzy:

- Było całkiem miło, mam nadzieje na powtórkę - powiedział podając mi talerz.

Powąchałem jego zawartość, przekonując się, że zapłaciłem resztką godności za psie żarcie. Nic innego nie dostane, jeżeli nie chce umrzeć z głodu muszę to po prostu zjeść.

- Po prostu to zrób - motywuję się w duchu połykając jedzenie - nie umrzesz, nie dzisiaj. 

Przez następne dni sytuacja się powtarzała jasnowłosy mężczyzna przychodził do mnie, czasami nie był sam. Gdy zbytnio się stawiałem wstrzykiwał mi substancję uszkadzającą układ nerwowy.  A teraz leżę  we własnych wymiocinach, dławiąc się łzami. Drzwi otwierają się z piskiem, jednak do środka nie wchodzi osoba której się spodziewałem. U progu stoi cholerny Mistrz Eliksirów:

- Potter? - na twarzy nauczyciela maluje się niedowierzanie na widok nagiego i wygłodzonego ucznia leżącego w kałuży wymiocin. 

- Nie patrz na mnie, wyglądam żałośnie - wyszeptałem próbując powstrzymać łzy płynące po policzkach. 

- Wyciągnę Cie stąd. Tym razem wszystko się uda obiecuje...

- To przez Ciebie tu jestem - powiedziałem z żalem w głosie.

Twarz nauczyciela zbladła, gdy usłyszał te słowa. Zapewne wiedział, że to co mówię jest prawdą, ale odpychał od siebie te myśli. Snape wyciągnął z kieszeni czarnego płaszcza małą fiolkę o błękitnym kolorze:

- Ten eliksir spowoduje, że będziesz bliski śmierci...

- Tak jak teraz? - powiedziałem kuląc się w rogu celi.

- Będzie... gorzej - odpowiedział cicho - Czarny Pan nie pozwoli, żebyś umarł w ten sposób, to on musi Cie zabić.

- Jaki masz niby plan? 

- Wypijesz to, po jakieś godzinie poczujesz skutki działania eliksiru. Będzie z tobą na tyle źle, że powinni Cie teleportować do szpitala Św. Munga. Gdy będziesz bezpieczny podam Ci antydotum i zażądam od uzdrowicieli przeniesienia Cie do skrzydła szpitalnego w Hogwarcie.

- Myślisz, że to zadziała? - spytałem z niedowierzaniem - Nie ufam Ci...

- Wiem, ale sądzę, że to ma prawo się udać. Chyba, że masz lepszy plan Potter? 

- Nie mam... Podaj mi tą fiolkę.








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro