| POWAŻNA KŁÓTNIA II |
Kolejna dawka łez i kłótni! Kto na to czekalł??
Zapraszam do czytania, kochani♡︎
𝐉𝐞𝐚𝐧-𝐉𝐚𝐜𝐪𝐮𝐞𝐬 𝐋𝐞𝐫𝗼𝐲
Twój związek z łyżwiarzem bardzo dobrze się rozwija. Od kiedy Jean wyznał ci swoje uczucia, i okazało się, że ty również darzysz go miłością, zachowuje się jak zakochana nastolatka.
Nie mogłaś wyobrazić sobie lepszego i bardziej udanego związku, byłaś wdzięczna za to, że los zesłał na twoją drogę, w ten okropny, poniedziałkowy dzień właśnie Jeana. Od dłuższego czasu nękał cię powód, dlaczego czarnowłosy był owego dnia przybity, aż w końcu zebrałaś się, aby zapytać go o niego. Siedzieliście wtedy w mieszkaniu mężczyzny, wtuleni w siebie, owinięci w koc jak w burito, oglądając serial, który wpadł wam ostatnio w oko.
— Chodzi ci o ten dzień, w który tak przeraźliwie padało? — mruknął cicho. Poczułaś jego zachrypnięty od dłuższego siedzenia w ciszy głos oraz to, jak jego klatka piersiowa zadrżała. Uwielbiałaś, kiedy Jean mówił takim tonem. Odchrząknął i poprawił się. — cóż, tamtego dnia zerwała ze mną narzeczona.
Zaśmiał się cichutko, jednak wyczułaś, że coś jest nie tak. Uniosłaś się na rękach, podpierając jedną z nich głowę, drugą natomiast delikatnie wodziłaś wzdłuż brzucha i klatki mężczyzny. Wiedziałaś, że działa to na Jeana odprężająco. Spojrzałaś mu w oczy i dostrzegłaś jego nieobecny wzrok.
— Przepraszam, że zapytałam, kochanie. Musi być ci ciężko z tego powodu. Skoro się jej oświadczyłeś, musiała być dla ciebie bardzo ważna — nie wiedziałaś, dlaczego zaczęłaś szeptać. Czułaś, że jest to delikatny temat dla łyżwiarza. Chciałaś, aby twój chłopak poczuł się lepiej, ale nie mogłaś pozbyć się nieprzyjemnego kłucia w sercu. Byłaś zazdrosna.
— Hej, kocie, było mi ciężko, to prawda. Ale to już przeszłość, i wiem, że zerwanie zaręczyn przez Belle było najlepszym co mogło mi się przytrafić — Jean od razu wyjaśnił. Nie chciał, abyś źle zrozumiała i nie pomyślała, że nadal czuje coś do Isabelli. Zmarszczyłaś zmieszana brwi. Co fajnego jest w zerwaniu zaręczyn? Jean uniósł się delikatnie, chwycił twoją dłoń w swoją, unosząc ku swoim ustom, składając na niej słodki pocałunku. — dzięki temu poznałem najważniejsza kobietę w moim życiu. Kocham cię.
Od tamtego czasu nie poruszaliście już tematu jego byłej. Wszystko między wami zostało wyjaśnione i byłaś z tego bardzo zadowolona.
— Laluś dzisiaj też po ciebie przychodzi? — [I/P] szturchnął cię łokciem, na co syknęłaś i posłałaś mu ostrzegawcze spojrzenie. Prawie upuściłaś stosik talerzyków, które zanosiłaś do kuchni. Chłopak nic sobie z tego nie zrobił i kontynuował. — Oby miał samochód, bo nie puszcze cię w taką pogodę. Piździ jak cholera!
— Język głupku, jesteśmy w pracy.
— Dobra, dobra — machnął na ciebie ręką i wywrócił oczami. Jakby go to jeszcze interesowało. — Lepiej mi powiedz, kiedy tu będzie, przekaże cię od razu w jego ręce, bo znowu o nim zapomnisz. — zarechotał.
— Za dziesięć minut — odpowiedziałaś, ignorując drugą część zdania.
Od jakiegoś czasu czułaś coś dziwnego, jakby twój żołądek ściskał niewidzialny sznur. Nie podobało ci się to przeczucie. Potrząsnęłaś głową, wyrzucając te nieprzyjemne myśli. Nie widząc żadnych klientów, oznajmiłaś, że idziesz się już przebrać i nie czekając na odpowiedź, zniknęłaś na zapleczu.
Zakładałaś płaszcz, kiedy usłyszałaś głos swojego przyjaciela.
— Mała, laluś już jest! — chwyciłaś torebkę i popchnęłaś drzwi. — ej, wy nie mieliście iść na randkę?
— Idziemy na randkę, [I/P] — wywróciłaś oczami, myśląc, że chłopak znowu robi sobie sobie z was żarty. Zgarnęłaś z blatu komórkę.
— To dlaczego Jean przyprowadził jakąś laskę?
— Co?
— No patrz — wystawił palec wskazujący na parę stojącą pod parasolką, nie odrywając od nich wzroku.
Poszłaś za jego przykładem i rzeczywiście, zobaczyłaś swojego chłopaka, rozmawiającego z piękną szatynką. Zmarszczyłaś gniewnie brwi. Nie miałaś zielonego pojęcia kim jest owa dziewczyna, ale niesamowicie wyprowadziła cię z równowagi, kiedy położyła dłoń na włosach Jeana, i bez krępacji zaczesała je do tyłu.
— Pojebało ją? — warknął [I/P] i podniósł się ze zdenerwowaniem.
— Poczekaj — pociągnęłaś chłopaka za bluzę, zatrzymując w miejscu. Uniósł pytająco brwi. — sama się z tą francą rozmówię.
Podminowana, z wyczerpaną cierpliwością ruszyłaś w ich stronę. Dlaczego Jean nie odepchnął jej ręki? Tylko tobie pozwalał bawić się swoimi włosami.
Wypadłaś na zewnątrz, i skamieniałaś. Jak w zwolnionym tempie widziałaś jak kobieta wyciąga dłoń, kładzie ją na policzku twojego mężczyzny, i nachyla się, składając pocałunek na jego ustach.
Cała przesiąkłaś wodą, i było ci niewyobrażalnie zimno. Twoje ciało zaczęło drżeć, nie wiedziałaś jednak czy to na skutek zimna, czy emocji, które wywołało to co zobaczyłaś.
Czekałaś, aż Jean zareaguje, odsunie się czy zrobi cokolwiek, aby przerywać pocałunek.
On jednak nie zrobił nic.
Nie mogłaś oddychać. Nie byłaś w stanie zapanować nad swoim trzęsącym się ciałem a łzy zamazały cały widok. Nagle przestałaś czuć na sobie deszcz. Uniosłaś wzrok, spazmatyczne oddychając i zauważyłaś kurtkę, którą narzucił ci na głowę [I/P]. Minął cię, samemu wychodząc na ulewę. Wyglądał jak dzikie zwierzę, zgarbiony, wpatrzony z nienawiścią w sylwetkę mężczyzny. Oderwał od siebie Jeana i szatynkę, aby sekundę później z całej siły przywalić mężczyźnie w twarz. Kobieta pisnęła i zakryła usta w szoku.
— Jak kurwa śmiałeś zrobić coś takiego mojej [__]!? Jeszcze tutaj? — wrzasnął twój przyjaciel, unosząc oszołomionego łyżwiarza za kołnierz. — Na jej oczach?! Nie masz wstydu człowieku?!
— [I/P], proszę przestań — szepnęłaś. Chłopaka jednak zaślepiała dzika furia. Ostrzegał go. Ostrzegał, że nie powstrzyma się jeśli cię zrani. — Proszę, błagam cię!
Pociągnęłaś go za rękę. Spojrzał na ciebie i dostrzegając to w jakim jesteś stanie, podniósł się, przytulając cię, chowając przed wzrokiem Leroya, który dopiero co zaczął zdawać sobie sprawę co tutaj się wydarzyło. Wytrzeszczył oczy i wstał gwałtownie.
— Nie, nie [__] to nieporozumienie!
— Spiepszaj stąd zanim się rozmyślę! — ostrzegł go [I/P], mocniej cię obejmując. Czuł jak całe twoje ciało drży. — Następnym razem nawet Bozia mnie, kurwa nie powstrzyma i rozwale ci twarz, rozumiesz!
Oczy Jeana również zrobiły się czerwone, zaczął szybciej oddychać.
— [__] kochanie, proszę wysłuchaj mnie.
— Odejdź — twój głos był jednak niewyraźny i cichy, zagłuszany przez bluzę [I/P]. Jean niedosłyszał tego co powiedziałaś, i z nadzieją zrobił krok w waszą stronie. [I/P] odsunął się do tyłu, nabierając dystansu.
— Kochanie?
— Powiedziałam, żebyś stąd odszedł, Jean.
Tyle wystarczyło, abyś rozpłakała się jak małe dziecko.
𝐏𝐜𝐡𝐢𝐜𝐡𝐢𝐭 𝐂𝐡𝐮𝐥𝐚𝐧𝗼𝐧𝐭 [jak można kłócić się z takim słodziakiem?:c]
Pchichit to najsłodszy chłopak jakiego znasz. Godzi się na każdą twoją zachciankę, choć względnie dużo ich nie masz, kiedy potrzebujesz rozmowy, bez wachania przyjedzie do twojego domu, przy okazji przynosząc coś na ząb lub twoje ulubione Tajskie przekąski.
Ty również nie jesteś mu dłużna i dbasz o łyżwiarza jak tylko możesz. Pilnujesz, aby jadł zdrowo, ubierał odpowiednio do pogody, bo czego się po nim nie spodziewałaś, Pchichit kompletnie nie potrafi się ubrać, przez co często kończy z chorym gardłem i uporczywym katarem. Chulanont jest również twoim prywatnym coachem, który wspiera cię we wszystkim co robisz, jak i skrupulatnie buduje twoją zaniżoną pewność siebie!
Nie mogłaś zarzucić braku zaangażowania łyżwiarza w wasz związek. Naprawdę doceniałaś wszystko co Pchichit robił dla ciebie i waszego związku, ale zauważyłaś ostatnio, że coraz bardziej zaczynasz dostrzegać jego jedną cechę, która, choć mocno starałaś się ją zaakceptować, zaczęła dawać ci się we znaki. Tajlandczyk był dziecinny. I tutaj nie chodziło ci o to, że był wielką przylepą czy to, że uwielbia urocze rzeczy. Przeszkadzał ci jego brak powagi i wywiązywania się z obowiązków. Nie brał żadnych spraw na poważnie, przez co większością musiałaś zajmować się ty. To nie tak, że wymagałaś od Pchichita nie wiadomo czego. Jeśli nie musiałaś, starałaś się go o nic nie prosić i rozwiązywać swoje problemy samemu. Mimo to trochę powagi ze strony twojego chłopaka by się przydało. Czasami potrzebowałaś, aby Tajlandczyk coś dla ciebie zrobił lub załatwił i z nadzieją, że może uda się mu wywiązać z twojej prośby, zostawiałaś mu pewne sprawy.
Tak jak dzisiaj. Na twoich studiach wielkimi krokami zbliżały się terminy oddawania prac semestralnych, a co za tym idzie, i ty miałaś oddać swoją pracę. Jako, że studiowałaś dziennikarstwo, twoim zadaniem zaliczeniowym było przeprowadzenie wywiadu i zrobienia małego rekonesansu w środowisku, który wybrałaś. Pierwszym pomysłem, który przyszedł ci do głowy byli łyżwiarze figurowi, i spośród innych alternatyw, ten okazał się najlepszy. Sama jako łyżwiarka miałaś jako takie doświadczenie, a oprócz tego twój ojciec chrzestny zajmuje się zawodowo tym sportem i trenuje innych. Pełna energii i zaangażowania zaczęłaś pracować. Pchichit powoli zaczynał czuć się samotny przez brak uwagi z twojej strony. Kiedy ci o tym powiedział, wyjaśniłaś mu, że masz bardzo ważne zaliczenie na uczelni, dlatego nie dasz rady poświęcać mu tyle uwagi co wcześniej. Chulanont siedział chwilę naburmuszony, aby chwilę później jego twarz rozjaśnił uśmiech.
— W taki razie ci pomogę! — zadeklarował.
Po przemyśleniu wszystkich za i przeciw, doszłaś do wniosku, że może to nie będzie taki zły pomysł. Powiedziałaś mu, aby zadał swoim kolegom po fachu kilka pytań, które wypisałaś mu na kartce i zaznaczyłaś, że potrzebujesz odpowiedzi najpóźniej za tydzień. Pełen entuzjazmu Pchichit wybiegł z twojego pokoju i nie widziałaś go już kilka dni.
Tego dnia mijał wyznaczony dla twojego chłopaka czas, i postanowiłaś spotkać się z nim na lodowisku. Zdążyłaś skończyć już całą resztę swojego projektu i zostało tylko zredagować spisany wywiad z łyżwiarzami.
Nie spodziewałaś się jednak, że nie będzie dane ci tego zrobić.
— Jak to nie masz? — zapytałaś z niedowierzeniem łyżwiarza, który nie mógł spojrzeć ci w oczy. Szurał łyżwą po lodzie, robiąc kolejne dziury. — Pchichit! — naciskałaś.
Lekceważąca postawa łyżwiarza niesamowicie cię irytowała. Nie zawracał sobie głowy, aby chociaż na ciebie spojrzeć i ze skruchą porządnie przeprosić. Przynajmniej dla ciebie tak to wyglądało. Tak naprawdę tajlandczykowi było głupi, że cię zawiódł i nie miał żadnego wytłumaczenia.
— Nie wiem co mam ci powiedzieć [__]. Przepraszam?
Ton jakim wypowiedział te słowa ugodził cię bardziej niż sam ich sens. Bolał cię brak uwagi i odpowiedzialności ze strony chłopaka. Przecież byś go nie zjadła! Chciałaś tylko dobrego wytłumaczenia i szczerych przeprosin.
— Pchichit od tej pracy zależy moja ocena końcowa. To nie są przelewki! Jeśli nie potrafisz zrobić jednej rzeczy, o którą cię proszę to nie proponuj swojej pomocy. — wyjaśniłaś. Założyłaś ramiona pod biustem, starając się zapanować nad głosem. Było ci naprawdę przykro, że Pchichit nie potraktował ciebie i twojej ciężkiej pracy na poważnie.
— Tak wyszło [__], nie miałem kiedy się za to wziąć. Masz jeszcze czas to popytaj innych jak już tu jesteś.
Nie poznawałaś go. Zachowywał się jakby nic go nie obchodziło. Był chłodny i miałaś wrażenie jakby próbował cię spławić.
— Słucham? Pchichit czy ty mówisz poważnie? Muszę oddać zaliczenie za trzy dni! — krzyknęłaś, nie panującej już nad swoimi emocjami. Łzy roszczarowania i bezradności zebrały ci się w oczach i przecięły policzki dwiema liniami.
— Powiedziałem ci, że nic z tym już nie zrobię! Jakoś sobie poradzisz, mam teraz trening, więc nie przeszkadzaj mi w nim. — rzucił sucho, poprawiając wiązania w łyżwach.
Nic już na to nie odpowiedziałaś.
Dobiero po chwili dotarło do niego, to co powiedział. Sam zaskoczony swoim zachowaniem nie wiedział jak zareagować.
Chciał, abyś krzyczała, zwyzywała go od najgorszych, zrobiła cokolwiek, za co mógłby się zezłościć, choć na wszystko jak najbardziej zasłużył!
Mógł znieść wszystko, ale to co ujrzał, uderzyło go bardziej, niż cios w twarz.
Rozczarowanie, które ukazały twoje piękne oczy uświadomiło mu, jak wielkim był głupcem, nie zauważając, że swoją ignorancją każdego kolejnego dnia, ranił cię bardziej.
Kiedy bez słowa odwróciłaś się i wyszłaś, Pchichit wpatrywał się w twoje trzęsące się ramiona.
Wiedział, że przesadził.
— Jestem beznadziejny — szepnął, zamykając oczy, nie chcąc wypuścić zbierających się łez na zewnątrz. Zacisnął z frustracji pieści. — Kurwa!
𝐂𝐡𝐫𝐢𝐬𝐭𝗼𝐩𝐡𝐞 𝐆𝐢𝐚𝐜𝗼𝗺𝐞𝐭𝐭𝐢
Związek z Christophem rozwijał się bardzo dobrze. Spędzaliście ze sobą każdą wolną chwilę — zazwyczaj wylegując się w mieszkaniu, któregoś z was — na spokojnych rozmowach przy lampce wina. Wieczory w towarzystwie szwajcara, były najprzyjemniejszą pora dnia, której wyczekiwałaś od rana.
Christophe jest bardzo czułym mężczyzną. Dba, aby nie brakowało ci uwagi z jego strony oraz często daje drobne prezenty. Pamiętasz jak raz zadzwonił do twoich drzwi, cały owinięty czerwoną wstążką, z kokardą na czubku głowy, z uśmiechem oznajmiając, że Święty Mikołaj miał opóźnienie na składzie. Łyżwiarz ma naprawdę oryginalne poczucie humoru i uwielbiasz go słuchać.
Często przekomarzacie się ze sobą, sypiąc dwuznacznymi zdaniami, obserwując reakcje drugiego.
Czasami jednak flirciarska strona łyżwiarza cię niepokoiła. W nostalgiczne dni do głowy przychodziły ci różne głupie scenariusze, w których Giacometti dokucza innym kobietą w taki sami sposób jak tobie. Nie wątpiłaś w wierność mężczyzny, ale nie mogłaś wypędzić tych myśli z głowy. Bądź co bądź, Chris jest zabójczo przystojny, wysoki, do tego jego szarmancki charakter, z pewnością zachwycił nie jedną osobę. Jesteś bardzo zazdrosną dziewczyną i bronisz swojego jak lwica. Jeśli jesteście na jakimś wyjściu, czy to do baru, restauracji czy na najzwyczajniejszym spacerze, piorunujesz wzrokiem każdego, kto patrzy na twojego ukochanego dłużej niż trzy sekundy, nie ważne czy jest to kobieta czy mężczyzna.
A Chris uwielbia twoją zaborczą stronę. Twoje reakcje i zachowania są dla niego satysfakcjonujące i z ciekawością przygląda się twoim niemym próbą zabójstw nieznanych wam ludzi. Sam czasami zainicjuje niewinną prowokację, aby tylko popatrzyć na naburmuszoną ciebie.
Kochałaś w mężczyźnie wszystko, jednak jego imprezowa dusza ostatnimi czasy stawała się zbyt głośna. Mężczyzna co piątek zaczyna swój imprezowy weekend, który trwa tak już od kilku tygodni. Niepokoiły cię jego częste wypady do barów czy na dyskoteki. Pytałaś go nie raz czy coś się dzieje, czy chciałby o czymś porozmawiać, jednak ten zbywał cię mówiąc, że nic mu nie jest i niepotrzebnie się martwisz. Po prostu chce się bawić, a nie ma nic lepszego niż głośna muzyka, alkohol i tańce do białego rana.
Nie pochwalałaś takiego zachowania, ale niewiele mogłaś zrobić. Christophe jest dorosłym mężczyzną i potrafi sam o sobie zadbać. Jeśli czuje potrzebę wyjścia gdzieś, nie mogłaś mu zabronić, a tym bardziej robić wywodów, bo jeszcze nigdy nie zdażyło się, aby wrócił do domu bez kontaktu, czy dziwnie się zachowując. Aż do teraz.
Był środek nocy, kiedy obudził cię hałas dochodzący z korytarza. Zarzuciłaś zaniepokojona na ramiona szlafrok i poszłaś sprawdzić źródło uderzeń. Zapaliłaś światło i twoje tętno delikatnie podskoczyło, kiedy stanęłaś przed drzwiami mieszkania, w które ktoś bezprzerwy uderzał. Przełknęłaś ślinę i spojrzałaś przez judasza, kto dobija się o tej porze. Wciągnęłaś gwałtownie powietrze, kiedy twoim oczom ukazał się, Christophe, chwiejący, podbierający się o drzwi, aby nie stracić równowagi. Jego ubrania wyglądały jak totalny bałagan. Natychmiast otworzyłaś drzwi.
Mężczyzna wpadł do środka, prosto w twoje ramiona, które uchroniły go od spotkania z podłogą. Skrzywiłaś się wyczuwając woń alkoholu, wymieszanego z mocnymi perfumami łyżwiarza.
— Boże, jesteś kompletnie pijany.
Blondyn burknął coś niewyraźnie, lecz nic nie zrozumiałaś. Nogą zamknęłaś drzwi. Założyłaś ramię mężczyzny na swój kark, chwytając go drugą dłonią w pasie. Przywlekłaś go do swojej sypialni i rzuciłaś na łóżko. Wyprostowałaś się z ulgą, nie czując już ciężaru ledwo przytomnego mężczyzny. Długi jęk wydobył się ust szwajcara, leżącego twarzą w poduszce.
— Coś ty ze sobą zrobił, Chris — westchnęłaś, idąc do kuchni, aby przyszykować tabletki na ból głowy i szklankę wody. Nie mogłaś uwierzyć w to, jak twój chłopak się zachował. Pierwszy raz widziałaś go w takim stanie i nigdy więcej nie chciałaś go tak oglądać.
Położyłaś przyszykowane rzeczy na stoliku nocnym obok łóżka.
— Mmpf — mruknął niewyraźnie Christophe. Zerknęłaś na niego i westchnęłaś. Obróciłaś go na plecy, aby czasem nie udusił się przez sen. — Mariiii...
— Nie rozumiem co mówisz Chris — powiedziałaś powoli, aby dobrze cię zrozumiał. Zmarszczył brwi i znów próbował coś powiedzieć.
— Maariiaaa — wyjęczał, przechylając głowę tak, że twoim oczom ukazało się kilka sinych śladów na szyi łyżwiarza, okalanych rozmazaną czerwoną szminką. Zamarłaś, widząc to. Dopiero teraz przyjrzałaś się wyglądowi mężczyzny. Rozpięta do połowy biała koszula, krawat, który ostatkami trzymał się jeszcze na jego szyi i kamizelka, cała wymięta. Przełknęłaś gorzko gulę w gardle, łącząc ze sobą fakty. Łzy napłynęły ci do oczu i natychmiast podniosłaś się, wysuwając spod łóżka torbę, do której gwałtownie zaczęły wpadać przypadkowe ubrania z twojej szafy. Zapięłaś roztrzęsionymi rękami suwak i zgarniając z biurka kawałek papieru i ołówek napisałaś:
"Chciałabym, aby to co zrobiłeś wczoraj nie było prawdą. Boli mnie to w jaki sposób mnie potraktowałeś. Nocuje u siostry, jak wrócę nie chcę cię widzieć w moim mieszkaniu. Idź do swojej Marii. Nie chcę cię już więcej widzieć.
[__]"
Położyłaś wiadomość na stoliczek, kładąc na nią szklankę z wodą. Kilka słonych łez spadło na kartkę, a ty ostatni raz spojrzałaś na swojego już byłego chłopaka i wyszłaś z sypialni, wybierając numer swojej siostry. Odebrała po kilku sygnałach, zaspanym głosem.
— [__] czemu dzwonisz o tej godzinie?
— Mogę zostać dzisiaj u ciebie? — zapytałaś roztrzęsionym głosem.
— Oczywiście, co się stało? — od razu rozbudziła się słysząc twój ton głosu. Od razy wstała z łóżka, szukając kluczyków od samochodu. Zamierzała od razu do ciebie przyjechać.
— Christophe mnie zdradził — załkałaś, zatrzaskując za sobą drzwi, aby zsunąć się po nich, chowając zapłakaną twarz w kolanach pociągniętych pod brodę.
— Już jadę, nie ruszaj się z tamtąd.
𝐒𝐞𝐮𝐧𝐠-𝐠𝐢𝐥 𝐋𝐞𝐞
Nawiązanie romantycznej relacji z Seungiem było nie lada wyczynem, ale dzięki swojej zawziętości w końcu ci się to udało. Nie żałowałaś poświęconego czasu oraz energii, której swoją drogą miałaś nadmiar, i byłaś dumna, że udało ci się dotrzeć do chłopaka. Mimo szorstkiego charakteru łyżwiarza, czułaś w nim zmiany. Nie umknęło twojej uwadze, to, jak starał się mówić więcej, przełamywał do zbliżeń i czułości, nawet sam zaczął chwytać cię za rękę w miejscach publicznych! Widziałaś postępy w waszej relacji, która cały czas uczyła się nowych rzeczy.
Za to Seung sam nie wiedział kiedy zaczął czuć się w twojej obecności tak swobodnie. Nadal niesamowicie go irytowałaś, bez przerwy gadałaś i przylepiałaś się do niego na każdym kroku, aczkolwiek od jakiegoś czasu nie przeszkadzało mu to tak jak wcześniej, a nawet zaczęło się to podobać. Zauważył, że gdy nie ma cię obok, cisza, której kiedyś z utęsknieniem wyczekiwał, stawała się nieznośna, a nocą, gdy nie ma do kogo się przytulić, czuje zimno i nie potrafił spokojnie zasnąć.
Czasami bywają jednak takie dni, gdzie Seung wraca do dawnego siebie. Starasz się nie wchodzić mu wtedy w drogę, aby przeczekać ten czas. Tym razem było niestety gorzej. Irytował go najcichszy hałas, promienie słońca wpadające do salonu, a nawet nic nierobiący pies Jindo.
Od samego rana łyżwiarz odezwał się tylko kilka razy, bez przerwy oglądał programy w telewizji, nie zaszczycając cię ani jednym spojrzeniem. Postanowiłaś wyjść na chwilę, aby w spokoju móc odetchnąć. Weszłaś do kuchni z zamiarem zrobienia herbaty. Seung zawsze rozluźniał się przy swojej ulubionej zielonej herbacie, dlatego postawiłaś cały czajnik wody.
— Może chociaż podziękuje — mruknęłaś do siebie pod nosem, doskonale wiedząc, że nic takiego się nie wydarzy. Westchnęłaś i wsypałaś po łyżeczce zielonej herbaty do dwóch kubków.
Po chwili po pomieszczeniu rozszedł się piszczący dźwięk, oznajmiający, że woda się zagotowała. Chwyciłaś czajnik za uchwyt i spokojnie zalałaś herbatę. Zawahałaś się chwilę, zawieszając wzrok na cukierniczce, znajdującej się na wyciągnięcie ręki. Zamknęłaś z bólem oczy i załkałaś niesłyszalne. Seung stara się nauczyć cię pić napoje bez cukrów, wystarczało, że sam z siebie kupował ci gorącą czekoladę, która nadrabiała cały stracony cukier.
Wzięłaś gorące kubki do rąk i wyszłaś z kuchni. Nie spodziewałaś się jednak, że przebiegnie ci pod nogami pies. W ostatniej chwili obróciłaś się tak, aby wrzątek nie dosięgnął zwierzaka, przez co potknęłaś się i wypuściłaś kubki prosto na podłogę, dosięgając twoich bosych stóp. Kubki rozbiły się z hukiem, a ty krzyknęłaś z bólu, przyciągając nogi do siebie.
— [__] co ty robisz?! — krzyknął z pokoju obok Seung. Słyszałaś kroki, które z każdą chwilą się do ciebie zbliżały. Wstałaś powoli, wracając do kuchni, aby wziąć przypadkową ścierkę, zmoczyć ją zimną wodą i przyłożyć ją do piekących ran.
— Rozlałam przez przypadek herbatę, którą dla nas zrobiłam, wybacz — wyjaśniłaś szybko, widząc wchodzącego chłopaka. Jego brwi były ściągnięte w gniewnie, a usta wykrzywione w grymasie.
— Jesteś straszną sierotą [__]. Ty masz jakiś talent do niszczenia cudzych rzeczy co?
Popatrzyłaś zaskoczona na Seunga, który uklęknął, aby pozbierać rozbite naczynia.
— Nie zrobiłam tego specjalnie! Twój pies przebiegł mi pod nogami i nie chciałam, żeby się poparzył! Poza tym to tylko kubki — sapnęłaś, zasmucona trochę tym, że chłopak w ogóle nie przejął się stanem twoim coraz bardziej piekących i pulsujących stop. W oczach zebrały ci się łzy, a ty nie chcąc bardziej go denerwować, przygryzłaś dolną wargę.
— Dobrze, że chociaż mój pies jest cały! Wiesz jak cierpiałby cały poparzony? Patrz pod nogi jak coś robisz! Nie wierze jak można być takim głupim człowiekiem i to w twoim wieku! Zachowujesz się jak dziecko!
— Seung! — nie mogłaś uwierzyć w jego słowa. Doskonale wiedziałaś jaki cienki charakter ma Koreańczyk, ale jeszcze nigdy aż tak ci nie ubliżył. I to z powodu głupich szklanek!
Rzucił zbieranymi kawałkami z powrotem o ziemie. Wstał i obrócił się w twoją stronę zdenerwowany.
— Tu nie chodzi o nie! Naprawdę dziwię się, że wytrzymałem z tobą tak długo! Jesteś nieznośna, głośna i niezdarna. Nie potrafisz nawet chodzić — z każdym słowem mówił głośniej. Skuliłaś się delikatnie na te brutalne słowa. Łzy pociekły ci po policzkach. Nawet nie wiedziałaś dlaczego się kłócicie! Seung powinien teraz, być przy tobie, pomagać ci z ranami, a nie korzystać z okazji, aby się wyżywać na tobie.
— Seung nie mów tak — wychlipałaś.
— Czego mam nie mówić? Prawdy? Taka jesteś i powinnaś się z tym pogodzić! — wrzasnął.
Nie miałaś siły już tego słuchać. Starłaś spływające łzy z policzków i wyminęłaś łyżwiarza. Każdy krok sprawiał ci ogromny ból, ale nie przejęłaś się tym. Z zaciśniętymi zębami założyłaś buty i spojrzałaś na Azjatę, który stał w progu, przyglądał się jak nieporadnie zakładałaś buty. Miałaś wrażenie, że przez chwilę zobaczyłaś cień zmartwienia na jego twarzy, lecz szybko odpędziłaś te myśli. Kulejąc otworzyłaś drzwi i powiedziałaś drżącym głosem.
— Przepraszam za kłopot.
𝐄𝗺𝐢𝐥 𝐍𝐞𝐤𝗼𝐥𝐚 [drugi słodziak!!]
Byłaś szczęśliwa z łyżwiarzem, a wasze wspólne życie układało się wspaniale. Spędzacie ze sobą mnóstwo czasu na przenajróżniejszych aktywnościach. Obydwoje jesteście zapalonymi sportowcami, kochacie ruch i sporty ekstremalne. Weekendy wolicie spędzać aktywne, nawet na zwykłym spacerze, niż siedzeniu i nic nie robieniu w domu.
Od kiedy się zeszliście, Emil dostał jeszcze więcej energii. Wszędzie jest go pełno, ma tysiąc myśli na minute, a przez to, że zostałaś jego dziewczyną, nie musi powstrzymywać się z okazywaniem ci czułości. Jest naprawdę kochanym chłopakiem i pomimo tego, że spotkaliście się w dość nieprzyjemnych dla ciebie okolicznościach, to pierwszy raz byłaś wdzięczna swoim okropnym ciotką. Jeszcze nigdy nie dostawałaś tyle atencji, od jednej osoby i byłaś naprawdę szczęśliwa.
Oprócz swojej słodkiej strony, Emil nigdy by się do tego nie przyznał, ale jest strasznym zazdrośnikiem, a przez twoją otwartą i optymistyczną naturę, łatwo łapałaś kontakt z innymi. Nie mówiąc o tym, że te cechy najzwyczajniej w świecie podobają się innym mężczyzną. Dlatego uparł się, aby trzymać cię blisko siebie, gdy jesteście na mieście.
Czasami jednak przez jego zazdrość dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji, dokładnie jak ta teraz. Byliście w górach, postanowiliście pojechać tam na ferie i spędzić wspólnie czas bez kontaktu z innymi. Nie mogliście się doczekać jazdy, dlatego zaraz po zameldowaniu w schronisku i odstawieniu swoich rzeczy w pokoju, pełni energii opuściliście budynek, udając się na stok narciarski. Razem z Emilem uwielbialiście jeździć na snowboardzie, dlatego od razu popędziliście na wyciąg. Pech chciał, że zaraz za tobą jechał bardzo przystojny chłopak, któremu wpadłaś w oko. Zaczepił cię pytając jak długo jeździsz na desce, proponując, że może z tobą pojeździć. Kątem oka zauważył piorunującego go wzrokiem Emila i kpiąco się uśmiechnął. Gdy dotarliście na szczyt czułaś napięcie między nimi, i zanim zdążyłaś zareagować, chłopcy już skakali sobie do gardeł. Przezywali się jak małe dzieci, aż w końcu nieznany ci z imienia chłopak zaproponował wyścig.
— Emil nie zgadzam się! — chwyciłaś go za ramię i przyciągnęłaś do siebie. — Nie możesz po prostu odpuścić? To niebezpieczne!
Nekola byłby skłonny odpuścić, lecz tę szanse zaprzepaściły słowa nieznajomego.
— Nie masz jaj żeby to zrobić, co nie?
I tyle wystarczyło, aby Emil przyjął wyzwanie, co oczywiście nie skończyło się dobrze. Łyżwiarz w pewnym momencie tak się rozpędził, że nie zauważył innego narciarza, który w spokoju odpinał narty od butów. Blondyn w ostatniej chwili skręcił, wypadając tym za ogrodzenie.
— A nie mówiłam, że tak to się skończy? Ale nie, co ja mogę wiedzieć, z pewnością wyolbrzymiam! — parodiowałaś Emila, jedną ręką trzymając go w pasie, drugą wsuwając kartę do drzwi pokoju, aby je otworzyć.
Emil syknął. Był cały poobijany po bliskim spotkaniu z drzewem. Gdyby tego było mało, miał również rękę w gipsie. Usadziłaś go najdelikatniej jak mogłaś na łóżku, bo mimo złości, nie chciałaś, aby cierpiał bardziej.
— Jesteś z siebie dumny? — zaczęłaś spokojnie, powoli ściągając z Emila kombinezon.
— Będziesz się nade mną teraz znęcać? — fuknął pod nosem, nie nawiązując z tobą kontaktu wzrokowego. Było mu wstyd za swoje zachowanie, ale również denerwowała go twoja uszczypliwość. W końcu bronił swojej dziewczyny! — Zadowolona jesteś, że miałaś rację?
— Co ty wygadujesz, Emil! — przerwałaś swoją czynność i spojrzałaś zaskoczona w oczy chłopaka. — Myślisz, że cieszę się z tego, że jesteś ranny? Mogłeś się zabić, kretynie!
Emil wzdrygnął się. Nigdy nie widział cię tak zdenerwowanej.
— Nie krzycz na mnie! Za dwa miesiące mam ważne zawody, i nie mogę w tym stanie trenować! Też nie jestem szczęśliwy z tego co się stało!
— Skoro to takie ważne, powinieneś o siebie dbać! — trzepnęłaś go czapką po głowie i wstałaś. Byłaś naprawdę wściekła. Kiedy zobaczyłaś jak Emil wypada z trasy, serce ci stanęło. — W ogóle co to miał być za kretyński zakład? Jesteście dziećmi?!
— Możemy już przestać o tym gadać? Stało się co się stało, trudno! — uniósł się delikatnie, jednak przez nagły krzyk rozbolały go poobijane żebra. Wypuścił delikatnie powietrze i wgapiając się w obraz na ścianie dodał: — Z resztą gdybyś nie dawała się tak podrywać do niczego by nie doszło.
Zamrugałaś parę razy, przetwarzając to co powiedział. Twoja wina? Z której strony? Pokręciłaś głową rozczarowana. Miałaś nadzieje, że chłopak potraktuje tą sytuacje poważnie i przemyśli parę spraw. Jak widać, tylko się zawiodłaś. Chwyciłaś komórkę i portfel z komody przy wejściu do pokoju i wyszłaś, głośno trzaskając drzwiami. Musiałaś ochłonąć.
— [__]? — Emil wzdrygnął się przez huk, i zerknął na drzwi, za którymi zniknęłaś. Westchnął i zamknął oczy. — Brawo, znowu pokazałeś klasę.
jak tradycja nakazuje [ROZDZIAŁ NIESPRAWDZONY]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro