| PIERWSZY POCAŁUNEK II |
Miłego czytania, skarby!!
Jean-Jacques Leroy
Od kilku dni chodzą ci po głowie słowa twojego przyjaciela. Jak zwykle obsługiwaliście klientów w kawiarnii, kiedy to [I/P] zaczął zagadywać cię o Jeana. On jako pierwszy dowiedział się o waszym związku, choć nie był na początku zbyt zadowolony z tego powodu. Na starcie zapewnił cie, że jeśli łyżwiarz chociaż na ciebie nakrzyczy, ten porządnie się nim zajmie. Z czasem jednak, [I/P] zaprzyjaźnił się z Jeanem i stali się dla siebie niemal jak bracia. Co niestety źle wróżyło tobie. Twój współpracownik bez przerwy zaczepia cię i zawstydza, pytając o różne prywatne sprawy między tobą a twoim chłopakiem.
— W takim razie powiedz [__], całowaliście się już? — rzucił, udając, że wcale nie patrzy na reakcje przyjaciółki.
A ty nie spodziewając się usłyszeć czegoś takiego w pracy, prawie wypuściłaś dopiero co zrobioną kawę.
— [I/P]! Musisz mówić o tym nawet w pracy? — warknęłaś, wycierając kropelki kawy ze ścianki filiżanki.
— Dobra, ale odpowiedz. Całowaliście się?
Westchnęłaś zrezygnowana. Czasami miałaś już dość swojego przyjaciela, ale wiedziałaś, że w końcu mu się to znudzi. Oczywiście jak uzyska swoją odpowiedz. Zaprzeczyłaś ruchem głowy i wróciłaś do pracy. [I/P] przypatrywał ci się jeszcze chwilę, oparty łokciem o blat barku. Zmrużył oczy.
— A chciałabyś?
— Gościu, daj mi już święty spokój! Tak chciałabym, ale nie chce do niczego zmuszać Jeana. Koniec tematu i wracaj do pracy bo zaraz polecisz na dywanik do szefowej.
[I/P] już nic się nie odezwał, tylko zadowolony nucił piosenkę, która akurat leciała w głośnikach.
Przecierałaś kolejną brudną szklankę, aby po chwili agresywnie odłożyć ją na półkę. Automatycznie zabrałaś się za kolejną, w ogóle nie zwracając uwagi na otoczenie. Tak właściwie, twoja zmiana skończyła się kilka minut temu.
— Co za głupek — mruknęłaś, sięgając po następną szklankę, jednak nie znalazłaś już żadnej. Wszystkie stały pięknie poukładane po drugiej stronie.
Zerknęłaś na zegarek, i wytrzeszczyłaś oczy widząc, która jest godzina. Szybko ogarnęłaś zaplecze i przebrałaś się w swoje ubrania. Już miałaś wychodzić, kiedy usłyszałaś znajomy głos.
— Halo? [__] jesteś tutaj?
— Tak, Jean, poczekaj chwilę już idę!
Zaklnęłaś cicho pod nosem, chwytając torbę pod ramię i telefon w dłoń. Kompletnie zapomniałaś o randce, na którą zaprosił cię Jean. Zerknęłaś na wyświetlacz i zamiarłaś. Cztery nieodebrane połączenia i trzy wiadomości od twojego chłopaka.
Wyszłaś z pomieszczenia dla personelu i automatycznie uśmiechnęłaś się na widok swojego chłopaka, który trzymał bukiet twoich ulubionych kwiatów.
— Przepraszam skarbie, straciłam rachubę czasu — zaczęłaś, podchodząc do czarnowłosego, obejmując go. Zarzuciłaś mu dłonie na kark i uśmiechnęłaś z zadowoleniem.
Jean powiódł wzrokiem z twoich roziskrzonych oczu na twoje usta, wracając odrazu z powrotem.
Serce niemiłosiernie obijało mu się o płuca i żebra.
W pewnej chwili, gdy miałaś już się od niego odsunąć, ten nachylił się, wbijając w twoje usta. Zaskoczona nie poruszyłaś się ani o centymetr, jednak niemal natychmiast odwzajemniłaś ruchy Jeana. Mocniej go do siebie przeciągnęłaś, na co łyżwiarz łapczywiej poruszył wargami, ramionami dociskając cię do siebie.
Czułaś, jak Leroy się uśmiecha.
Nawet nie zdawałaś sobie sprawy jak stresował się tym pocałunkiem. Z niecierpliwością czekał aż [I/P] zda mu relacje z waszej rozmowy, na którą swoją drogą sam go namówił.
Pchichit Chulanont
Robiłaś już kolejne okrążenie na lodowisku, kiedy usłyszałaś pstryknięcie aparatu i uradowany chichot swojego chłopaka. Zatrzymałaś się i podjechałaś do rampy, o którą oparty stał Pchichit. Nachyliłaś się nad jego komórką i zobaczyłaś siebie, z gracją robiącą piruet.
Kiedy powiedziałaś swojemu chłopakowi o tym, że również jeździsz na łyżwach, i jeszcze w tamtym roku byłaś na zawodach, nie spodziewałaś się, że zacznie niemal cię błagać, abyś pokazała mu jak jeździsz.
A jak łatwo można się domyślić, nie potrafiłaś mu odmówić. Pchichit jest po prostu zbyt uroczy.
Tak właśnie skończyliście na lodowisku, ty jeżdżąca i robiąca furorę, oraz Tajlandczyk, robiący ci zdjęcia jak dumny ojciec swojemu dziecku. Byłaś już bardziej niż czerwona, a twoja miara zawstydzenia już dawno wybiła poza skalę. Schowałaś głowę w szaliku Pchichita.
— Już wystarczy — mruknęłaś — mógłbyś przestać robić takie zamieszanie? Wszyscy się na mnie lampią...
— Ależ kochanie! Ty tak cudownie jeździsz, to normalne, że ludzie się patrzą! — krzyknął oburzony Chulanont. Wyciągnął ponownie swój telefon i przytrzymał ci go przed twarzą. — spójrz ile masz już serduszek na instagramie! Posty z tobą mają więcej like'ów niż ze mną!
Zdobyłaś się tylko na ciche westchnienie, i poprawiłaś zsuwający ci się szalik. Nigdy nie potrafiłaś porządnie go założyć. Pchichit zauważył twoje zmagania i podjechał do ciebie. Schował komórkę i chwycił oba końce w dłonie.
— [_] jesteś taka urocza! — jęknął chłopak. Pociągnął za oba końce, zmuszając cię, abyś podjechała bliżej. — Ale musisz dbać o swoje zdrowie, kochanie! Jeszcze mi się przeziębisz i co ja zrobię?
Zawstydzona zapatrzyłaś się na swoje łyżwy, co Pchichit skrzętnie wykorzystał. Pociągnął cię jeszcze mocniej, na co nie byłaś przygotowana. Poleciałaś do przodu, wpadając prosto w jego ramiona. Uniosłaś głowę, zła. Nie lubiłaś gdy tak robił. Już chciałaś go opierniczyć, lecz nie dałaś rady nic powiedzieć.
Łyżwiarz przywarł do ciebie ustami i zaczął powoli ruszać żuchwą.
Po chwili wachania, oddałaś pocałunek, delikatnie muskając jego odpowiedniczki. Pchichit chciał coś powiedzieć, jednak zapomniał, że wciąż cię całuje. Zamiast słów, z jego ust wydobył się tylko niezrozumiały bełkot. Zaśmiałaś się. Nie mogłaś uwierzyć jak twój chłopak potrafi być głupiutki.
Pchichit oderwał się od ciebie i oparł głowę na twoim ramieniu. Zauważyłaś, że był cały zarumieniony.
— Pchichit wszystko okej?
— To niesprawiedliwe [__] — jęknął.
— Ale co takiego?
Zerknął na ciebie kątem oka.
— Nawet twoje usta są takie słodziutkie i urocze. Mam ochotę się na ciebie rzucić.
Zarumieniłaś się wściekle, i trzepnęłaś go w ramię.
— Boże Pchichit tutaj są dzieci, głupku! Opanuj się!
Zarzuciłaś szalik byle jak na szyje i pojechałaś dalej, z zamiarem ignorowania go do końca dnia. Mimowolnie na twoich ustach pojawił się szeroki, zadowolony uśmiech.
Christophe Giacometti
Zalewałaś wrzątkiem woreczek z herbatą, kiedy po mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi. Odłożyłaś niedelikatnie czajnik i poszłaś zobaczyć kogo niesie.
Miałaś podły humor i nie zamierzałaś tego ukrywać. Nie widziałaś się z Chrisem od prawie dwóch i pół tygodnia co, od kiedy zostaliście parą, było rzadkim zjawiskiem. Spotykaliście się najrzadziej co trzy dni. Na obydwojga tak długie rozstania nie działały zbyt dobrze. Christophe po kryjomu rozgląda się za mieszkaniem dla waszej dwójki, ale jak na razie była to tajemnica.
Z hukiem otworzyłaś drzwi. Uniosłaś pytająco brew, patrząc na stojącego przed tobą uśmiechniętego mężczyznę.
— Ktoś ty.
Ubrany w brązowy garnitur mężczyzna odchrząknął i poprawił krawat.
— Emm... Dzień dobry i przepraszam za najście, jednak gdybym mógł na chwilkę przeszkodzić — zaczął mężczyzna, sięgając po teczkę, którą trzymał w ręce.
— Nie może pan.
I trzasnęłaś drzwiami. Wywróciłaś oczami i ruszyłaś z powrotem do kuchni. Wyjęłaś woreczek i sięgając po cukierniczkę, wsypałaś trzy łyżeczki do kubka. Nie jadłaś dużo słodkiego, jednak herbatę musiałaś mieć słodką. Chciałaś w końcu wziąć upragnionego łyka napoju, co niestety się nie udało. Dźwięk dzwonka ponownie rozniósł się po mieszkaniu. Trzasnęłaś kubkiem o blat i poszłaś otworzyć drzwi.
— Przysięgam, jeszcze raz usłyszę ten pieprzony dzwonek, to go wyrzucę.
Otworzyłaś drzwi, a twoim oczom ponownie ukazał się ten sam mężczyzna. Myślałaś, że coś cię rozsadzi od środa.
— Proszę mi wybaczyć, aczkolwiek byłbym wdzięczny gdyby wysłuchała pani naszej oferty— zaczął mężczyzna, zanim zdążyłabyś mu przerwać.
Wypuściłaś powietrze z płuc.
— Proszę mi wybaczyć, aczkolwiek mam w dupie pana bezużyteczne oferty, i radzę panu spieprzać stąd, zanim wsadzę panu te ulotki tam gdzie światło nie dochodzi. Dowidzenia.
Trzasnęłaś drzwiami i wzięłaś kilka głębokich wdechów. Nie uszłaś nawet kilku kroków a dzwonek znowu się odezwał. Odwróciłaś się gwałtownie i szarpnęłaś klamkę.
— Mówiłaś już panu, że — zamarłaś. Nie stał przed tobą facet z wcześniej, a wysoki, blond włosy mężczyzna, który uśmiechał się szeroko do ciebie. — Chris?
— Czyżby moja kocica miała zły dzień? Nie stęskniłaś się za mną? — Christophe zaczepnie mrugnął do ciebie.
Zignorowałaś jego słowa i rzuciłaś mu się w ramiona, wbijając zachłannie w jego usta. Zaskoczony, lecz zadowolony łyżwiarz chwycił cię za uda i podrzucił do góry, abyś mogła objąć go nogami. Tak właśnie zrobiłaś.
Jasnowłosy nie czekał na zaproszenie. Nogą rozchylił drzwi i wszedł do środka, nie przerywając pocałunku. Nie mógł zaprzeczyć, że całowałaś obłędnie.
— Aż tak się za mną stęskniłaś? — zapytał, kiedy oderwaliście się od siebie, aby złapać oddech. Przytaknęłaś.
— Nawet nie wiesz jak bardzo.
Seung-gil Lee
Ty i Seung od dobrych kilku godzin leżeliście na łóżku, oglądaj maraton Star Warsów, które, jak się okazało, Seung uwielbia.
Zadowolona z takiego obrotu sprawy, nie mogłaś doczekać się wspólnego oglądania. Przygotowałaś dużo przekąsek, naznosiłaś z całego domu koce i poduszki, układając z nich istną fortecę na swoim łóżku. Byłaś mega podekscytowana tym wieczorem, bo oprócz twojej przyjaciółki, która tak jak ty ma bzika na punkcie tej serii, okazało się, że twój chłopak również! Już obmyślałaś pytania i wątki jakie z nim poruszysz.
Niestety jak zwykle, Seung nie chciał z tobą współpracować. Już na początku zgasił twój entuzjazm, mówiąc, że nie lubi kiedy ktoś bez przerwy komentuje film, przez co nie może się skupić na fabule. Początkowo jakoś dawałaś radę wytrzymać, jednak kiedy na ekranie pojawił się twój ulubiony bohater, zaczęłaś świergotać jak najęta.
Dostałaś solidny opiernicz od chłopaka, który, aby choć trochę cię ugłaskać, cmoknął cię w policzek. Łatwo można cię przekupić.
Mimo wszystko powoli zaczynałaś się nudzić.
— Seung, misiu, poróbmy coś fajnego — wyjęczałaś, potrząsając ramionami Koreańczyka.
— Skup się na filmie [__].
Fuknęłaś coś pod nosem obrażona i wróciłaś do wcześniejszej pozycji, zakładając ramiona na piersi. Nie wiedziałaś co się z tobą dzisiaj działo. Energia po prostu w tobie buzowała i musiałaś coś zrobić, bo miałaś wrażenie, że zaraz cię rozsadzi.
I nagle do głowy wpadł ci pomysł.
Obróciłaś się w stronę czarnowłosego i usiadłaś mu na biodrach. Pochyliłaś się nad nim z zaczepnym uśmiechem. Chciałaś się z nim trochę podroczyć, aby zwrócił na ciebie w końcu uwagę. Seung patrzył ci prosto w oczy, jakby wiedział, że zrobisz coś takiego.
Chciałaś się z nim trochę podroczyć, dlatego położyłaś dłonie na jego policzkach i przysunęłaś się do niego.
Mimo, że chłopak wiedział, że starasz się go sprowokować, nie mógł powstrzymać swojego wzroku, który wbił się w twoje uśmiechnięte usta.
Chrzanić to — pomyślał.
Musnął twoje wargi, a dłonie położył na twoich biodrach, dociskając cię do siebie.
Zawstydziłaś się, ale oddałaś nieporadnie pocałunek. To był pierwszy raz kiedy się całowałaś.
Gdy się od ciebie oderwał, sturlałaś się z niego i wtuliłaś, aby nie widział twoich rumieńców. Seung tylko uśmiechnął się z satysfakcja i powiedział:
— W końcu siedzisz cicho.
— Weź przestań i skup się na filmie — mruknęłaś, i resztę wieczoru spędziliście wtuleni w siebie, a wasze usta co jakiś czas same się odnajdywały, skradając sobie krótkie pocałunki.
Emil Nekola
Kiedy dostałaś zaproszenie od swojej mamy na imieniny, które organizuje, nie spodziewałaś się, że twój chłopak również został w nim uwzględniony.
Chociaż nie dziwiłaś się. Twoi rodzice dosłownie go uwielbiali i już planują wasz ślub. A dom już dawno wam wypatrzyli.
Tym raczej jednak miało poznać go więcej niż dwie osoby. Jesteście bardzo towarzyską rodziną, przez co wasze zjazdy rodzinne były pełne tańców, śmiechów i żartów, często nie cenzuralnych. A Emil kiedy usłyszał o zaproszeniu, naprawdę się ucieszył. Nie przejął się twoimi obawami, a jego optymizm od razu przeszedł na ciebie.
Łyżwiarz od razu odnalazł się w towarzystwie. Byliście w centrum uwagi przez cały wieczór. Emil rzucał żartami na prawo i lewo, dużo gadał i się śmiał. Był w swoim żywiole. Siedział obok ciebie, cały czas cię obejmując i składając co jakiś czas buziaki to na policzku lub czole.
Wszyscy zadawali wam mnóstwo pytań, na które chętnie odpowiadaliście.
— A jak się poznaliście skarbie? — zagadnęła cię siostra twojej mamy, która była twoją chrzestną.
Zerknęłaś najpierw na Emila, a potem na milczącą przez całą imprezę świętą trójce. Ciotki łypały na was co chwile wrednym spojrzeniem. A ty czułaś niewyobrażalną satysfakcję. Szturchnęłaś łyżwiarza, aby to on odpowiedział.
— No cóż, nie ma tutaj zbyt wiele do powiedzenia, proszę pani. Pierwszy raz ujrzałem [__] na weselu mojego przyjaciela i to właśnie tam dowiedziałem się, że anioły mogą stąpać po ziemi — Emil uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej. Posłał ci pełne miłości spojrzenie a ty zawstydzona, ale w pełni usatysfakcjonowana wtuliłaś się w chłopaka. Wszystkie kobitki z twoją mamą na czele, westchnęły rozczulone. — A kiedy odważyłem się do niej podejść, poprosiłem ją do tańca. Potem wszystko poszło już z górki, prawda skarbie?
— Zgadza się — zaśmiałaś się i cmoknęłaś Emila w policzek.
Reszta wieczoru minęła spokojniej, nie licząc tańców, w których twój chłopak był rozchwytywany, nawet przez twoją pięcioletnią siostrę.
Zostaliście do samego końca, pomagając jeszcze twojej mamie ogarnąć bałagan po gościach. Emil znowu zapunktował u przyszłej teściowej. Już dostał zgodę na nazywanie twojej rodzicieli „mamą".
Odprowadziłaś Emila do drzwi, twój tata miał go odwieść do domu.
— Mam nadzieje, że moja rodzinka cię nie przeraziła — zaśmiałaś się, przyglądając jak chłopak wiąże sznurówki od butów.
— No co ty, kochanie! Twoja rodzina jest rewelacyjna! Dawno się tak nie wybawiłem — od razu zaprzeczył. Na jego twarzy autentycznie zauważyłaś oburzenie.
Podeszłaś do niego i dopięłaś mu do końca kurtkę i poprawiłaś szalik.
— Cieszę się, że przyszedłeś — wyznałaś, przytuliłaś się do niego i spojrzałaś mu prosto w oczy. — kocham cię.
Emil domyślił się o co ci chodzi. Nachylił się nas tobą i musnął twoje wargi. Serce zabiło ci szybciej z podekscytowania.
Usłyszeliście długie trąbnięcie na dworze.
— Mój tata już czeka, Emil — powiedziałaś, odsuwając się od chłopaka.
— Ach, tak — wydukał, uśmiechając się głupkowato i naciągnął czapkę na uszy, całe czerwone z zawstydzenia.
Twoja mama ze łzami w oczach patrzyła na was a twoje młodsze rodzeństwo robiło wam zdjęcia z ukrycia, aby później je wywołać i okleić nimi cały dom.
Emil ostatni raz odwrócił się, wracając do ciebie i muskając ostatni raz twoje usta.
— Ja też cię kocham. Do jutra skarbie! — krzyknął, wybiegając zawstydzony z domu, niemal wywracając się kilka razy na oblodzonym podwórzu.
[PRACA NIE SPRAWDZONA]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro