| KIEDY SPOTYKACIE SIĘ PONOWNIE II |
Jean-Jacques Leroy
Dochodziła godzina pierwsza w południe a ty wciąż siedziałaś na zapleczu kawiarni. Przed chwilą zostałaś zmieniona w pracy, i mogłaś w końcu oddać swoje projekty egzaminatorowi. Pech chciał, że nie mogłaś nigdzie znaleźć szkiców. Byłaś pewna, że zostawiłaś je w swojej szafce na zapleczu, jednak ich tam nie było. Biegałaś po całym pomieszczeniu coraz bardziej się denerwując. Jak ich nie znajdziesz to będzie po tobie. Zarywałaś nocki, aby wszystkie stroje wyszły idealnie, więc byłaś zdeterminowana żeby je znaleźć.
Zaglądnęłaś dosłownie pod każdy możliwy mebel lub kąt. Wściekła usiadłaś po turecku na środku pokoju, gorączkowo myśląc gdzie je mogłaś położyć.
- Mała, jakiś przystojniak do ciebie - zza drzwi wychyliła się głowa twojego kolegi ze zmiany. Popatrzyłaś na niego morderczym wzrokiem, jednak ten nic sobie z tego nie zrobił. Wszedł do pomieszczenia i kucnął przed tobą. - Maluchu, co się stało?
- Muszę dzisiaj oddać moje projekty, a kompletnie zapomniałam gdzie je położyłam - jęknęłaś i podparłaś policzek dłonią. [I/P] popatrzył na ciebie jak na głupią i dostał napadu niepochamowanego śmiechu. Zdenerwowałaś się. Ty masz tutaj rozterki życiowe a on się z ciebie nabija?! - I z czego się tak cieszysz, co.
Kiedy się opanował, wyprostował się i z cwanym uśmieszkiem podał ci dłoń. Niechętnie przyjęłaś dłoń i podniosłaś się do pionu.
- Zostawiłaś je na ladzie. Zapomniałaś, że dzisiaj przeglądałaś je czy czegoś tam nie brakuje?
Klepnęłaś się z całej siły w czoło i zabierając swoją torbę, ruszyłaś szybko w stronę wyjścia. [I/P] łatwo dotrzymywał ci kroku, dzięki długim nogą stawiał o wiele większe kroki od ciebie. Wpadłaś do głównego pomieszczenia jak burza. Kiedy wychaczyłaś swoją teczkę, pobiegłaś do niej, nie zauważając niebieskookiego mężczyzny, który wpatrywał się w ciebie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- [I/P] która jest godzina?
- Piętnaście po pierwszej - odpowiedział głośno, już zajęty parzeniem kawy dla klienta. Wyprostowałaś się jak struna, i z niedowierzeniem ponownie sprawdziłaś godzinę. Zaklęłaś pod nosem i przewertowałaś swoje prace. Wszystkie były na miejscu.
Odwróciłaś się i już chciałaś wyjść z kawiarni, kiedy poczułaś jak odbijasz się od czegoś twardego. Podniosłaś wzrok i twoje oczy spotkały się z niebieskimi odpowiednikami mężczyzny, którego spotkałaś nie cały tydzień temu. Rozpoznałaś go od razu. Uśmiechnął się do ciebie niepewnie i podrapał kark.
- Hej, cześć, może... pamiętasz mnie? Byłem tutaj ostatnio... Na zewnątrz była niezła ulewa - Latał wzrokiem wszędzie tylko nie na ciebie i zaśmiał się nerwowo, ale chwilę później przerodziło się to w długie westchnienie. - A z resztą, pewnie nie wiesz o czym gadam. Musiałaś mieć wtedy dużo klientów...
- Trzech - czarnowłosy zdziwiony, że się do niego odezwałaś mruknął tylko heh? -Tego dnia kiedy przyszedłeś, miałam tylko trzech klientów. Ty byłeś ostatni JJ - uśmiechnęłaś się miło.
Jean coraz bardziej zaskoczony, zapomniał jak się mówi. Gapił się na ciebie nawet nie mrugając, co wprawiło cię w lekkie zakłopotanie. Tę niezręczną ciszę przerwał wam [I/P].
- Ej, maluchu, czy tobie się czasem nie śpieszyło?
W momencie drgnęłaś i spojrzawszy na swój telefon, zamarłaś. Zostało ci dwadzieścia minut do rozpoczęcia zajęć. Zapominając o wciąż stojącym przed tobą chłopaku, podbiegłaś do [I/P], odbierając od niego kubek z kawą, specjalnie dla ciebie zrobioną i cmoknęłaś go w podzięce w policzek. Nachyliłaś się jeszcze do niego i szepnęłaś;
- Daj mu mój numer. Jest uroczy - zaśmiałaś się i już biegiem ruszyłaś na swoją uczelnie.
Jean ostatni raz spojrzał na ciebie i chciał już wyjść z kawiarni, kiedy na jego ramieniu spoczęła duża dłoń. Obrócił się i napotkał uśmiechniętą twarz twojego przyjaciela. Wyciągnął w jego stronę świstek papieru, który JJ niepewnie przyjął.
- [__] kazała przekazać - zawisnął nad Jeanem, nad którym górował niemal o dwie głowy. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił.- Spróbuj ją tylko skrzywdzić, a już nigdy nie będziesz dał rady fikać na swoich nóżkach.
Leroy przęknął gulę i pokiwał głową. [I/P] uśmiechnął się, poklepał go po ramieniu i wrócił do swojej pracy jak gdyby nigdy nic.
Pchichit Chulanont
Przekroczyłaś próg lodowiska niepewnie, obawiając się ataku ze strony młodego Tajlandczyka. Słyszałaś od swojego wujka, że od waszego spotkania Pchichit non stop nawija tylko o tobie. Byłaś tym miło zaskoczona, aczkolwiek nadal obawiałaś się niespodziewanego ataku. Bądźmy szczerzy, chłopak był niezwykle żywiołowy a ty nie chciałaś nabawić się niepotrzebnych obrażeń. Podeszłaś niepewnym krokiem w stronę recepcji, jednak rozluźniałaś się widząc panią Atkins. Staruszka była naprawdę miła i nie krępowałaś się przy niej tak jak przy innych ludziach.
Położyłaś swoją torbę i siatkę z obiadem własnej roboty. Twój stryjek poprosił cię abyś zrobiła [ulubione danie], które naprawdę świetnie ci wychodzi.
- Witaj [__], co u ciebie? - zagadnęła kobieta. Ciepły uśmiech zagościł na jej twarzy, przez co zmarszczki wokół oczu jeszcze bardziej się uwydatniły. Odpowiedziałaś jej tym samym, aczkolwiek z nieco mniejszym uśmiechem.
- Dzień dobry, dobrze pani wygląda! Przyszłam odwiedzić wujka. Ostatnio cały czas za mną wydzwania, bo zachciało mu się mojego specjału - uniosłaś siatkę z obiadem ku górze, aby pani Atkins mogła je zobaczyć. Staruszka zaśmiała się i machnęła ręką.
- Ah ten Celestino! Jedyne co by robił to ciągle jadł. Jak nadal będzie tyle w siebie wpychał to będzie go więcej w boczkach! - pogroziła żartobliwe palcem, dając ci do zrozumienia, że nie chciała go obrazić. Zaśmiałaś się i żegnając się z kobietą, poszłaś w stronę hali, w której znajdował się twój wujek, wedle instrukcji pani Atkins.
Stojąc przed drzwiami wzięłaś ostatni głęboki wdech i pchnęłaś je. Wzdrygnęłaś się czując chłód wżerający się w twoją skórę. Nie ma co ukrywać, jesteś zmarzluchem. Swojego wujka spostrzegłaś niemal od razu. Stał przy bandzie, przypatrując się łyżwiarzowi, którym był Pchichit. Skocznym krokiem znalazłaś się obok ojca chrzestnego, zarzucając mu od tyłu rękę na kark.
- Wujaszek! - krzyknęłaś i zaśmiałaś się, kiedy zaskoczony Celestino wydał z siebie przerażony krzyk. Puściłaś go i kiedy tylko cię zauważył, uspokoił się a jego twarz przyozdobił uśmiech. Porwał cię w swoje ramiona niemal całkowicie blokując ci dopływ powietrza. Poklepałaś go po plecach dając mu sygnał aby cię puścił. Zrobił to niemal natychmiast, położył ręce na swoich biodrach i skupił swój wzrok na siatce, którą trzymałaś w dłoni. Już chciał coś powiedzieć, kiedy przerwał mu donośny krzyk.
- [__]!
Pchichit znalazł się już przy wyjściu z lodowiska i rozłożył swoje ramiona z zamiarem rzucenia się na przerażoną ciebie, jednak w ostatniej chwili Celestino chwycił go za kołnierz. Chulanont wyglądał w tym momencie jak niesforny kotek, któremu przerwano zabawę. Twoje serce wybijało szaleńczy rytm.
- Spokojnie Pchichit! Będziesz mógł zrobić z [__] co tylko zechcesz- zaczął mężczyzna a ty popatrzyłaś na niego z niedowierzeniem. - Ale najpierw chce dostać mój obiad.
Na hali zapanowała totalna cisza. Każdy patrzył się na siebie, aż w pewnym momencie ciszę przeciął głośny pisk, przypominający dźwięki godowe wielorybów, wydany przez podekscytowanego Tajlandczyka.
Christophe Giacometti
Dzwoneczek znajdujący się nad drzwiami kawiarenki zabrzęczał, zwiastując kolejnego klienta. Ruch z rana był niewielki, więc właśnie dlatego postanowiłaś odwiedzić kawiarnię na gorącą czekoladę i małe co nieco. Za kasą był twój przyjaciel, któremu kiwnęłaś głową na powitanie i podeszłaś do oszklonej część kawiarenki, gdzie znajdowały się wszystkie dostępne wypieki.
Nie byłaś osobą, która je jakoś specjalnie dużo, a poza tym miałaś dobry metabolizm. A ciasta, no cóż. Miałaś wielką słabość do słodyczy, a twoja kondycja była jednym wielkim pretekstem do kupowania wypieków.
Zdecydowawszy się na [ulubione ciasto] skierowałaś się do kasy. Zamówiłaś tradycyjną gorącą czekoladę i ciasto. Kiedy dostałaś swoją resztę, rozejrzałaś się po kawiarence, obserwując ludzi, którzy przyszli w spokoju popracować, przekąsić coś lub z całkiem innego powodu, którego prawdopodobnie nigdy się nie dowiesz. W pewnym momencie twoją uwagę przykuł pewien mężczyzna, który siedział jak najdalej od okien, w ciemnych okularach przeciwsłonecznych, katując widelcem swój kawałek torcika.
Odebrawszy swoje zamówienie, postanowiłaś przysiąść się do mężczyzny. Kiedy usłyszał szuranie odsuwanego krzesła, podniósł głowę, jednak prawie natychmiast ją opuścił. Zmarszczyłaś brwi i dźgnęłaś go widelcem w czubek głowy.
- Hej Christophe, masz takiego kaca, że mnie nie pamiętasz? - zapytałaś rozweselona. Byłaś dzisiaj w naprawdę dobrym humorze. Obudziłaś się bez kaca i ze świadomością, że wczorajszy wieczór nie był tak nudny i zmarnowany jak myślałaś, że będzie. Chris był osobą, z którą mogłaś pogadać niemal na wszystkie tematy i czułaś się naprawdę komfortowo w jego towarzystwie.
Słysząc twój głos poderwał głowę z powrotem, jednak skrzywił się czując ból głowy spowodowany tak nagłym ruchem.
- Oh, to ty [__] wyglądasz dzisiaj niezwykle urodzajnie - jego głos był cichy, aczkolwiek nadal pewny siebie i zaczepny, jak go zapamiętałaś.
Zaśmiałaś się i biorąc łyka napoju, zaczęłaś szukać w swojej torebce tabletek na ból głowy. Kiedy je znalazłaś, podałaś je Chrisowi razem z butelką wody, którą wzięłaś z domu. Jego oczy były pełne wdzięczności.
- [__]... jesteś aniołem, którego zesłały mi niebiosa - powiedział płaczliwym tonem.
- Nie gadaj tyle tylko łykaj, taki spokojny nie jesteś sobą.
Seung-gil Lee
Wpatrywałaś się w słońce odbijające się w niewielkim stawie pełnym karpi koi. Park o tej porze dnia był naprawdę piękny, a ty czekałaś na pewną nieznajomą ci osobę, słuchając muzyki. Kiedy wróciłaś do domu po zakupach, zorientowałaś się, że w kieszeni masz małą karteczkę, na której było napisane miejsce, godzina i data. To prawdopodobnie było niemądre zachowanie z twojej strony, idąc na spotkanie z osobą, której kompletnie nie znasz i nie wiesz jakie może mieć zamiary. Jak widać nie przejęłaś się tym i spokojnie czekałaś aż ktoś się zjawi.
Z przymkniętymi oczami nuciłaś piosenki z twojej playlisty, nie zwracając na nic uwagi. Nie wiedziałaś jak długo tam siedziałaś, dopóki nie zaczęło być ci zimno i dostałaś gęsiej skórki. Potarłaś ramiona aby się trochę rozgrzać. W pewnym momencie poczułaś na ramionach ciepły materiał, najprawdopodobniej od czyjejś bluzy. Otwarłaś oczy i z przerażeniem zauważyłaś pochylającego się nad tobą Koreańczyka. Wrzasnęłaś głośno i odchyliłaś się tak mocno, że spadłaś z oparcia ławki, tak, że nogi gibały ci w powietrzu. Czarnowłosy mężczyzna ponowie się nad tobą pochylił, i przyglądając ci się, zaczął zastanawiać się dlaczego podrzucił ci tą karteczkę. Ostatecznie podał ci dłoń, choć niechętnie, i pomógł ci wstać.
Kiedy tylko się uspokoiłaś, i usiadłaś z powrotem na swoje miejsce, przypomniałaś sobie tego gościa. To ten ze sklepu, który nie mógł się zdecydować nad bluzką. Uśmiechnęłaś się do niego i wyciągnęłaś dłoń.
- Jestem [__] [____], miło mi cię poznać! Bluzka pasowała? Trafiłam z rozmiarem? Mam nadzieję, że nie byłeś zły za to jak chamsko się zachowałam, aczkolwiek nie zrobiłam nic co by miało cię w jakikolwiek sposób urazić. Po za....
- Ciszej - zamilkłaś natychmiast, przypatrując mu się ze spokojem. Wypuściłaś powietrze i wbiłaś swój wzrok w taflę wody. Było to dla ciebie dziwne, że najpierw umawia się na spotkanie a potem zachowuje się tak... dziwnie.
Seung z nieznanych mu dotąd powodu, poczuł się trochę głupio za to jak się zachował. W końcu sam zainicjował spotkanie. Klnąc na siebie w myślach powiedział:
- Seung-gil Lee.
Twoją twarz momentalnie przyozdobił uśmiech i obróciwszy się z powrotem w jego stronę, zaczęłaś świergotać o czym popadnie. A Seung pomimo swojej miny, pierwszy raz w życiu nie był zirytowany rozmową z kobietą, do tego tak energiczną.
Emil Nekola
Zeszłaś na śniadanie jako jedna z ostatnich. Prawdę mówiąc wstałaś naprawdę wcześnie, ale jednak wolałaś jak najpóźniej spotkać swoje upierdliwe ciotki. Ostatni wieczór przetańczyłaś z Emilem i naprawdę niesamowicie ci się podobało. Chłopak naprawdę dobrze tańczył a ty miałaś do końca wesela spokój od swojej rodziny.
Umówiłaś się z Emilem, że zjecie razem śniadanie, i mieliście spotkać się przy wejściu od jadalni. Przyszłaś równo z umówionym czasem. Postanowiłaś chwilę na niego poczekać, w końcu co ci zostało? Wolałaś jak najpóźniej skonfrontować się ze staruszkami. Poza tym Emil miał niesamowicie sympatyczne usposobienie i jego uśmiech był naprawdę uroczy. Takie duże małe dziecko. Zaśmiałaś się cicho i zaczęłaś przeglądać instagrama. Od jakiegoś czasu zainteresowało cię łyżwiarstwo, a dokładniej zainteresowałaś się tym przez Pchichita, który pokazał ci jak to wygląda w teorii i praktyce oraz pokazał ci dużo występów Victora, który jest naprawdę niesamowity. Leciałaś ze zdjęciami z góry na dół, aż w pewnym momencie zauważyłaś pewne zdjęcie i omal oczy nie wyskoczył ci z orbit. Na zdjęciu z przed tygodnia u Sary Crispino i jej brata, znajdował się również Emil. Wyszczerzyłaś się na samą myśl, że chłopak jest łyżwiarzem. Szybko wstukałaś jego nazwisko na YouTube i kliknęłaś pierwszy lepszy filmik. Byłaś pod ogromnym wrażeniem jego umiejętności.
- Wow -tylko tyle wyrwało ci się z ust. Zaabsorbowana Emilem, nie zauważyłaś jak podeszły do ciebie dwie ciotki.
- Do czego się tak uśmiechasz? Nie mów, że chłopak do ciebie napisał? Ha! Wolne żarty- zarechotała i posłała ci pewne jadu spojrzenie.
- Niech lepiej powie dlaczego tak tutaj stoi - zagadnęła druga ciotka.
- Czekam na kogoś - odparłaś krótko. Nie chciałaś psuć sobie humoru z samego rana, i to przez te wredne babska. Chciałaś najnormalniej w świecie je zignorować, jednak te nie chciały dać za wygraną.
- Czekasz na kogoś? Niby na kogo, kto chciałby się z tobą spotkać? Oh! To pewnie ten przystojny młodzieniec z wczoraj! Nie masz na co liczyć, na pewno cię wystawił.
Zaśmiała się a pierwsza ciotka dołączyła do niej. Starałaś się ignorować wszystkie ich docinki, ale każdy ma jakieś granice. W twoich oczach zebrały się łzy, które uporczywie starałaś się odegnać mrugając. Co gorszę, coraz bardziej przekonywałaś się, że Emil rzeczywiście mógł cię wystawić. Objęłaś się ramionami i chciałaś odejść jednak coś ci na to nie pozwoliło.
- Nikt nikogo nie wystawił.
Obróciłaś głowę w stronę głosu, który należał do Emila. Uśmiechał się, jednak w jego oczach zauważyłaś jakiś dziwny chłód. Ciotki w momencie ucichły. Pociągnęłaś nosem, czym zwróciłaś na siebie uwagę chłopaka. Zignorował kobiety i kładąc ci rękę na barki, pociągnął cię w stronę stolików.
- Okropne babska,- warknął. Był naprawdę zdumiony ich zachowaniem. Mówiły takie przykre rzeczy osobie z własnej rodziny, a na dodatek byłaś naprawdę miła i wesoła, a do tego śliczna. Nigdy nie wystawiłby kogoś takiego jak ty. - Jak ty z nimi wytrzymujesz? Ja bym dawno sfiksował.
Pojedynczy śmiech wyrwał ci się z ust. Przetarłaś wierzchem dłoni łzy i spojrzałaś na Emila z wdzięcznym wzrokiem.
- Dziękuje.
Emilowi nagle zrobiło się sucho w ustach i z trudem przełknął gulę w gardle. Posłał i uspokajający uśmiech, nagle się potykając i upadając na podłogę. Twój śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu, a Emil zadowolony z tego, że udało mu się ciebie rozweselić, był w stanie powtórzyć to kolejny raz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro