|| KIEDY SIĘ GODZICIE/WRACACIE DO SIEBIE II ||
Kochani, na dole jest bardzo ważna informacja, dlatego proszę, abyście ją przeczytali, dobrze? Have fun!
Jean-Jacques Leroy
Kiedy wróciłaś do pracy, obawiałaś się, że Jean zacznie cię nachodzić. Ciężko było ci się pogodzić z tamtymi wydarzeniami, ale musiałaś to zaakceptować. Przestałaś się użalać nad sobą, spięłaś się i zajęłaś swoje myśli pracą. Mimo tego, że nie byłaś gotowa na spotkanie twarzą w twarz, łyżwiarz codziennie wysyłał ci wiadomości z zapytaniem o samopoczucie i spotkanie. Chciałaś wyjaśnić z nim tamten pocałunek, ale blokowały cię myśli, że co jeśli wrócili do siebie? I Jean chce zakończyć wasz związek? Kiedy go nie widziałaś, mogłaś odwlekać taką możliwość bardzo długo.
Dlatego kiedy zobaczyłaś zdyszanego bruneta wpadającego do kawiarni spanikowałaś i uciekłaś na zaplecze.
— Ducha zobaczyłaś, że się tak trzęsiesz?
[I/P] parsknął i zaciągnął się papierosem. Jak miał w zwyczaju, wychodził co jakiś czas na tyły, aby zapalić. Zaskoczył go trochę twój widok, bo wiedział, że nie znosisz smrodu tytoniu i byłaś pierwsza do zrobienia wywodu jak to świństwo jest szkodliwe.
Pokiwałaś tylko roztrzęsiona głową.
— Nie, nie jego...
Chłopak spiął się i zdeptał niedopałek. Widząc jak jego oczy pociemniały, a pięści zacisnęły, przestraszyłaś się. Nie chciałaś robić burdy w pracy, przy klientach. Doskoczyłaś do niego i przetrzymałaś za ramię.
— [I/P] uspokój się, nie rób nic głupiego.
Twoje słowa jednak do niego nie dotarły. Jak w amoku wyrwał się i wparował do kawiarni. Nie zostało ci nic innego jak za nim pobiec, lecz przed drzwiami na salę zawahałaś się. Jeśli tam wrócisz, będziesz zmuszona porozmawiać z Leroyem, czego skrupulatnie unikałaś od kilku tygodni. Już nie będzie odwrotu, a prawda mogła okazać się równie bolesna, co radosna. Z drugiej strony jeśli nie wejdziesz, twój przyjaciel rozszarpie łyżwiarza na kawałeczki.
— Ty gnoju!
Krzyk [I/P] sprowadził cię na ziemię. Wpadłaś do środka, od razu wyłapując wściekłego Jeana trzymanego za kołnierz przez wyższego z nich. Dopadłaś do nich, próbując rozdzielić ich od siebie. Sfrustrowana wcisnęłaś się pomiędzy nich, odpychając przyjaciela od czarnowłosego.
— Wystarczy! — wrzasnęłaś, gromiąc obydwóch wzrok. Na sali zapadła cisza, klienci z zainteresowaniem przyglądali się wam, a chłopcy jak na zawołanie wbili w ciebie wzrok. Wypuściłaś powietrze z płuc i przybrałaś na ustach delikatny uśmiech, zwracając się do siedzących przy stolikach ludzi. — Przepraszam za tą małą niedogodność. Proszę, wróćcie do swoich wcześniejszych zajęć, zapewniam, że nic już nie zakłóci waszego spokoju.
Chwyciłaś chłopaków za ramiona i nie zawracając sobie głowy delikatnością, wepchnęłaś ich na zaplecze. Równo z zamknięciem za sobą drzwi, straciłaś siły w nogach. Zjechałaś po ścianie, podciągając nogi i chowając w nich swoją twarz. Żaden z mężczyzn nie wiedział co powiedzieć. Było im głupio za to zamieszanie, lecz i tutaj łypali na siebie groźnie, jakby wyrzucając drugiemu, że to jego wina.
— Dlaczego wy zawsze musicie robić tyle problemów? — twój głos był ledwo słyszalny, jednak z łatwością można było wyłapać smutek i złość w nim zawarty.
— [__] — zaczął [I/P], lecz uciszyłaś go jednym ruchem ręki.
— Wystarczająco dużo już zrobiłeś [I/P]. Jestem ci wdzięczna za to jak mi pomogłeś, ale ta sprawa cię nie dotyczy, a tym bardziej nie daje prawa, żeby rzucać się na Jeana na środku kawiarni. Proszę, wróć tam i zajmij pracą, dobrze? Poradzę sobie.
Mężczyźnie nie pozostało nic innego jak posłuchać twojej próby. Przed wyjściem pogłaskał cię jeszcze po głowie, mrucząc, abyś krzyknęła jak będziesz miała problem.
Zapadła cisza. Kiedy zostaliście sami, ciężka atmosfera cię przygniotła. Patrzyłaś w ziemię, bojąc się unieść wzrok wyżej.
— [__], mogę do ciebie podejść..? — jeszcze nigdy nie słyszałaś, aby Jean powiedział cokolwiek z takim bólem i desperacją. Zerknęłaś na niego i kiedy wasze oczy się spotkały, wymiękłaś. Skinęłaś tylko głową, przyciągając nogi bliżej siebie, kiedy brunet uklęknął przed tobą, układając na twoich kolanach swoje ciepłe dłonie. — Wiem, że to co powiem nie jest czymś co chciałabyś usłyszeć, ale muszę być z tobą całkowicie szczery. Pozwolisz mi wyjaśnić do końca?
Jego wzrok świdrował cię na wylot. Serce stanęło ci na moment, zakładając najgorszy scenariusz.
— W porządku. — mężczyzna wziął głęboki wdech.
— Tamtego dnia, kiedy przyszedłem tutaj po ciebie, dostałem telefon od Belli z prośbą o spotkanie, może z godzinę przed naszą randką. Odmówiłem jej, ale uparcie nalegała mnie o choć pięć minut rozmowy. Zgodziłem się. — przełknął nerwowo ślinę, wiedząc, że przechodzi do najgorszej części. — Powiedziałem jej, że będę czekał na nią w samochodzie pod kawiarnią. Nasza rozmowa nie trwała nawet minuty, kiedy usłyszałem to po co przyszła. Zarzekała się, jak to ona za mną nie tęskni i nie może pogodzić się z naszym rozstaniem.
— Przecież to ona cię rzuciła — wtrąciłaś, lecz szybko zamilkłaś, widząc wzrok mężczyzny.
— No właśnie, dlatego nie chciałem dłużej słuchać jej bzdur. Wyszedłem z samochodu, a ona zaraz za mną. Błagała o drugą szanse, a kiedy nie wytrzymałem i wygarnąłem jej, że mam już kogoś kogo kocham, ona rzuciła się na mnie. — zamknął oczy, czując, że robi mu się gorąco ze stresu. Ścisnął mocniej twoje kolana. — Pocałowała mnie, a mnie zamurowało. Nie rozumiałem co się stało, a kiedy wróciła mi świadomość, leżałem w błocie z pulsującym policzkiem, a ty patrzyłaś na mnie jak na największego potwora...
— Mogłeś ją odepchnąć, zrobić cokolwiek — byłaś spokojniejsza niż sądziłaś. Po wysłuchaniu Jeana poczułaś ulgę, mając świadomość, że to nie była w większość jego wina. Co nie zmienia faktu, że nie powstrzymał pocałunku.
— To prawda i przepraszam cię za to. Kocham ciebie i tylko ciebie. Nigdy nie zostawiłbym cię dla Belli, musisz mi uwierzyć.
Nie odpowiedziałaś. Będąc tak blisko, mogłaś usłyszeć jak głośno bije serce łyżwiarza. Sapnęłaś i zmrużyłaś oczy. Postanowiłaś zaryzykować. Objęłaś go za szyje, wtulając się w uwielbiane przez ciebie ramiona.
— Masz ostatnią szanse, Jean. Nie zepsuj tego.
[dop.aut. Gdzie znowu wyszło długie w ch..]
Pchichit Chulanont
Kiedy przeczytałaś maila od swojego wykładowcy, myślałaś, że oczy wylecą ci z orbit. Jakim cudem zaliczył ci projekt skoro go nie oddałaś? Gapiłaś się głupio w monitor komputera, aż ochłonęłaś. Przeczytałaś jeszcze raz na spokojnie całą wiadomość i myślałaś, że serce zaraz wyskoczy ci z piersi. Profesor napisał, że jakiś energiczny młodzieniec podający się za twojego chłopaka w ostatniej chwili zjawił się, aby oddać prace, tłumacząc dlaczego nie mogłaś zjawić się osobiście.
Po fali euforii i podekscytowanych pisków, usiadłaś na środku pokoju po turecku, łapiąc oddech, którego ci zabrakło. Jeszcze nie wyzdrowiałaś w pełni, dlatego twój organizm był osłabiony.
Nie wiedziałaś co masz zrobić z tym fantem. Od razu wybaczyć Pchichitowi, w końcu jakimś cudem oddał skończoną prace, czy kontynuować ciche dni?
— Jezuu — jęknęłaś i położyłaś się na podłodze.
Zapewne leżałabyś tak jeszcze długo, gdyby nie dzwonek do drzwi i krzyki twojej mamy, wołającej cię. Zbiegłaś na dół, wychyliłaś się zza rogu i prawie wywrociłaś, kiedy zobaczyłaś czekającego na ciebie Tajlandczyka. Tupał nerwowo nogą i rozglądał po przedpokoju.
— Pchichit? Co ty tu robisz?
Chłopak w momencie się wyprostował, i przełknął nerwowo gule w gardle. Zrobiłaś pare kroków w jego stronę i kiedy był na wyciągnięcie ręki, wystawił przed siebie plik kartek.
— Proszę, twój projekt — powiedział ze skruszoną miną. Niepewnie odebrałaś go od niego. Zaniemówiłaś kiedy zobaczyłaś na pierwszej stronie wielkie czerwone A. — M-mógłbym wejść? Chciałbym z tobą poro—
Przerwałaś mu, z piskiem rzucając mu się na szyje. Łyżwiarz zgłupiał, nie wiedząc co się właśnie stało. Zamrugał i niepewnie objął cię w pasie.
— Ale się cieszę, Pchichit! Jeszcze nigdy nie dostałam u tego profesora A! — z roziskrzonymi oczami cmoknęłaś go w policzek. Dopiero po chwili dotarło do ciebie co zrobiłaś i chciałaś się odsunąć, jednak nie pozwoliły ci na to silne ramiona chłopaka, który ani myślał cię z nich wypuścić. — Pchichit?
Poczułaś jak całe jego ciało się trzęsie, a twarz zarumieniła.
— Przepraszam cię za to co zrobiłem. Jestem okropnym chłopakiem. Powinnaś móc na mnie polegać, a ja zachowałem się jak jakiś dzieciak! — nie potrafił spojrzeć ci w oczy. Wstydził się.
Uśmiechnęłaś się delikatnie i ułożyłaś dłonie na jego policzkach, zmuszając go, aby na ciebie spojrzał.
— To już się nie liczy. Ważne, że zrozumiałeś swój błąd, dobrze? — upewniłaś się, że chłopak wszystko zrozumiał i wciągnęłaś go do środka. Zanim udało wam się wejść do salonu, zostałaś zatrzymana przez Chulanonta. Uniosłaś pytająco brew. Czarnowłosy ze świecącymi oczami przyciągnął cię do siebie i głęboko pocałował. Kiedy się od ciebie oderwał, powiedział:
— Kocham cię [__].
Christophe Giacometti
Przez ostatnie dni skupiłaś się na sobie i swoich najbliższych. Krążyłaś między swoim mieszkaniem, a domem siostry. Zrobiłaś sobie wolne od studiów i obiecałaś siostrze, że zajmiesz się jej córeczką. Dzięki małej mogłaś uciec od zadręczania się twoim związkiem z Chrisem i dać myślą odetchnąć.
Kiedy wracałaś do swojego mieszkania, szerokim łukiem omijałaś liścik od mężczyzny, nie chcąc nawet na niebo patrzeć. Wciąż wachałaś się nad spotkaniem z łyżwiarzem. Chciałaś być silna i przeboleć to, lecz serce za każdym razem przyspieszało, przy każdym powiadomień w telefonie. Głęboko w sobie pragnęłaś znowu go zobaczyć, ale lęk przed stawieniem czoła tamtej sytuacji, skutecznie rujnował twój zapał.
W pewnym momencie twoja siostra wzięła sprawy w swoje ręce. Miała dość tego jak się męczysz i dusisz w sobie wszystkie emocje. Miała mieszane uczucia co do Christopha, ale wbiła ci do głowy, że nie pójdziesz na przód, jeśli nie zostawisz tego wszystkiego za sobą.
W ten sposób wylądowałaś w jednej ze spokojniejszych knajpek, czekając na Christopha, z którym się tutaj umówiłaś. Przygotowałaś się na mentalny zawód i ze spokojem popijałaś zamówioną herbatę.
— [__]?
Uniosłaś wzrok, dostrzegając przed sobą blondyna. Uśmiechał się do ciebie delikatnie, jakby z ulgą, że w końcu może cię zobaczyć. Chciałaś go odwzajemnić, kiedy dostrzegłaś stojącą za nim rudowłosą kobietę, która z rumieńcami na policzkach unikała twojego wzroku. Spięłaś się i wskazałaś ruchem głowy na siedzenia obok siebie.
— Siadaj Chris. I Maria, jeśli się nie mylę...
Kobieta skinęła szybko głową i usiadła na przeciwko ciebie. Łyżwiarz zawachał się, ostatecznie decydując się usiąść obok ciebie. Zapadła cisza, a ty spoglądałaś wyczekująco raz na jednego i raz na drugiego.
— No? Powiecie coś, czy będziemy tak siedzieć i milczeć?
Giacometti odchrząknął i odwrócił się do ciebie.
— Pewnie pamiętasz co stało się ostatnim razem jak u ciebie byłem — zaczął niezręcznie blondyn, nie wiedząc od której strony ugryźć temat. Nie chciał palnąć czegoś głupiego.
— Trudno coś takiego zapomnieć. W końcu nie codziennie twój chłopak przychodzi pijany i jęczy imię jakieś obcej dziewczyny — pociągnęła łyka herbaty.
Rudowłosa skuliła się jeszcze bardziej, a Chris pokiwał zgodnie głową.
— Tak, to prawda. Gadam głupoty. — wziął głęboki oddech. — Zacznę może od tego, że bardzo cię przepraszam za to w jakim stanie do ciebie przyszedłem. Musiałem wyglądać okropnie.
— To nie był i jest nawiększy problem. Wolałabym usłyszeć historie malinki na twojej szyi.
— Zaraz do tego dojdę. Szczerze, nie pamiętam, wiele z tego wieczoru, ale wiem, że cię nie zdradziłem.
Pewność w głosie mężczyzny nieco zbiła cię z tropu. Odłożyłaś filiżankę, i skupiłaś się na siedzącej dwójce.
— Skąd możesz to wiedzieć skoro nie pamiętasz? — twój głos był bardziej cichy niż wcześniej.
Christophe chwycił cię za dłoń i pomasował ją kciukiem.
— Z samego rana, po zobaczeniu gdzie jestem i przeczytaniu listu od ciebie, spanikowałem. Bałem się, że rzeczywiście mogłem cię zdradzić, dlatego zadzwoniłem do Marii, aby wyjaśnić z nią całą sytuację. — sugestywnym wzrokiem dał znak kobiecie, aby zaczęła mówić. Wyglądała jakby miała zapaść się pod ziemie.
Z bijącym sercem czekałaś na jej słowa.
— Christophe cię nie zdradził...
Ulga jaką poczułaś była nie do opisania. Miałaś ochotę się rozpłakać, jednak jedna rzecz nie dawała ci spokoju.
— W takim razie skąd ta malinka na jego szyi? I te pomięte ubrania, nie zapominając o tym, że mówił twoje imię przez sens.
Jeśli to możliwe, Maria poczerwieniała jeszcze bardziej.
— Bo Chris bardzo mi się spodobał i pomyślałam, że mogę mieć u niego jakieś szanse, lecz kiedy zaczęliśmy rozmawiać, od razu uprzedził, że ma ukochaną, dlatego nie mogę liczyć na nic więcej niż przyjemną rozmowę. — podrapała się po policzku. — Nie chciałam tak szybko odpuścić, dlatego czekałam aż Chris wypije na tyle dużo, aby nie odsunął mnie od siebie. Niestety nawet wtedy, kazał mi zostawić go w spokoju. Przysięgam, że nie doszło do niczego więcej niż do malinki.
Wydawało się, jakby Maria miała się zaraz rozpłakać. Z resztą nie dziwiłaś jej się. Narobiła sobie niezłego wstydu. Wypuściłaś powietrze z ust i uśmiechnęłaś się delikatnie.
— W porządku, co się stało to się nie odstanie. Najważniejsze, że Chris mnie nie zdradził, a ty masz nauczkę na przyszłość, aby nie startować do zajętych facetów, prawda? — obydwoje pokiwali żarliwie głowami. — W takim razie chyba możemy rozejść się w zgodzie.
Seung-gil Lee
Po dwóch nudnych i męczących tygodniach, w końcu miałaś mieć ostatnią wizytę w szpitalu. Lekarz powiedzał, że twoje stopy bardzo ładnie się zagoiły i już w pełni możesz wrócić do dawnego trybu życia.
Byłaś tak szczęśliwa, że pierwszą rzeczą jaką zrobiłaś po opuszczeniu gabinetu były odwiedziny u pani Kim. Odpychała cię trochę wizja możliwego natknięcia się na Seunga, na którego wciąż byłaś zła. Twoje uczucia potęgowało to, że nie próbował skontaktować się z tobą przez cały czas twojej rekonwalescencji.
— Ah, [__] kochanie! Jak dobrze cię widzieć, wchodź, upiekłam ciasteczka z czekoladą — kobieta wycierając dłonie w ścierkę, przepuściła cię w drzwiach.
— Z czekoladą?! — twoje oczy rozbłysł. Nogi samowolnie zaprowadziły cię do kuchni, z której roznosił się słodki zapach smakołyków. Zgarnęłaś jedno z nich, wpychając całe do ust. — Ciociu, wyszły ci przepfyszne!
Kobieta zaśmiała się i uszczypnęła cię w policzek.
— Nie jedz wszystkiego na raz bo się zadłowisz!
Pokiwałaś pokornie głową i nachyliłaś się nad jej ramieniem, przyglądając się jak pewnymi ruchami miesza składniki na kolejną porcje ciasteczek. Pani Kim w pewnym momencie syknęła pod nosem.
— Co się stało ciociu?
— Skończyły mi się jajka, a bez nich masa mi nie wyjdzie. — zmarszczyła brwi.
— Mogę pójść kupić. Siedziałam w domu przez dwa tygodnie, trochę ruchu dobrze mi zrobi — zaproponowałaś.
Kobiet szybko przystała na twoją propozycje i wręczając ci odpowiednią sumę pieniędzy, dziękowała ci za chęci. Droga do sklepu nie zajęła ci długo, tak samo powrót. Przeskakiwałaś po dwa stopnie, chcąc jak najszybciej znaleść się w mieszkaniu cioci. Niemal dostałaś zawału kiedy wyrosła przed tobą ściana. Ominęła ją szybko i kiedy na nią spojrzałaś, zorientowałaś się, że to nie ściana, a Seung-gil we własnej osobie. Patrzył na ciebie z zaskoczeniem, co wprawiało cię w dyskomfort.
— Cześć Seung, co u ciebie? U mnie świetnie, nie musisz pytać. Oh, już tak późno, muszę lecieć, pa! — zaśmiałaś się niezręcznie, spoglądając na nadgarstek, na którym nie miałaś zegarka i robiąc kilka kroków w tył, odwróciłaś się, chcąc jak najszybciej uciec.
— Zaczekaj! — nagłe szarpnięcie za nadgarstek zatrzymało cię w miejscu, a ty z niedowierzeniem zerknęłaś na łyżwiarza.
Pierwszy raz widziałaś tyle emocji na jego twarzy. Desperację, smutek, złość, ulgę. Nie wiedziałaś co się dzieje. Mimo to, kiedy przypomniałaś sobie jak potraktował cię ostatnim razem, zagotowało się w tobie. Wyrwałaś się i zakładając ramiona pod piersiami, zmarszczyłaś brwi.
— Czego chcesz?
— Ja... jak twoje nogi? Już wszystko z nimi w porządku?
— Oh? Nigdy nie miały się lepiej, dzięki za troskę. Miałam szczęście, że spotkałam ciocie Kim, która nie zostawiła mnie samej sobie na klatce schodowej — wyrzuciłaś z pretensjami. — ale to chyba nie powinno cię interesować.
— Przepraszam — mruknął pod nosem, przez co ledwo zrozumiałaś jego słowa. Zaskoczyło cię to, że sam z siebie cię przeprosił.
— Przepraszam? Tylko tyle? Potraktowałeś mnie gorzej niż śmiecia, Seung, wiesz jak ja się czułam? — stanęłaś przed nim, łapiąc kontakt wzrokowy. Lekkie rumieńce pojawiły na jego policzkach. — obcy ludzie martwili się o mnie bardziej niż mój własny chłopak.
Zamrugałaś odganiając łzy. Nie chciałaś się przed nim rozpłakać. Nie spodziewałaś się, że Seung chwyci cię za ramiona i przyciągnie do siebie, zamykając w uścisku. Chciałaś się wyrwać, lecz kiedy usłyszałaś jak szybko biło jego serce, uspokoiłaś się.
— Jestem idiotą i najgorszym chłopakiem na świecie, przeprasza cię [__]. Wiem, że nic nie usprawiedliwi mojego zachowania, ale miałem naprawdę ciężki dzień i nie mogłem sobie poradzić ze wszystkimi uczuciami. Przytłoczyły mnie.
Zaczynałaś mięknąć. Twoje wrażliwe serce dało o sobie znaki.
— Dobrze wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć w takich sprawach, ale boli mnie, to co zrobiłeś. Nawet nie zapytałeś jak się przez ten cały czas czułam.
— Jak to nie? — zdziwił się. — Pani Kim codziennie dawała mi znać co u ciebie i jak się trzymasz.
Położył ci dłonie na policzkach i pierwszy raz od bardzo dawna się uśmiechnął. Twoje policzki zalała czerwień.
— Nic mi nie powiedziała...
— Bo ją o to prosiłem. Wiedziałem, że od razy byś tutaj przyleciała, a miałaś siedzieć i się regenerować w domu. — nachylił się nad tobą. — Wybacz mi?
— Nienawidzę cię Seung-gil Lee — warknęła i wtuliłaś się w jego klatkę. Po chwili pociągnęłaś go do mieszkania na przeciwko. — Choć, ciocia zrobił pyszne ciasteczka z czekoladą! Nawet obiecała, że spakuje mi kilka do domu!
Emil Nekola
Nie było cię może trochę ponad pół godziny, a Emil juz wychodził z siebie. Pluł sobie w brodę za swoje słowa, które wypowiedział w twoją stronę. Przecież on nawet tak nie myślał!
A ty nie zdając sobie sprawy, że twój chłopak zaczął panikować przez brak kontaktu z tobą, spokojnym krokiem wracałaś do pokoju. Wstąpiłaś jeszcze do restauracji znajdującej się zaraz obok kawiarenki i zamówiłaś kolacje na wieczór.
Z delikatnym uśmiechem przyłożyłaś kartę do drzwi i po usłyszeniu piknięcia, popchnęłaś je.
— Już jesteeem Emil — przeciągnęłaś, zamykając drzwi.
— [__] — cichutkie chlipanie dotarło do twoich uszu i w szoku odwróciłaś się w stronę łóżka, na którym wciąż w tej samej pozycji siedział blondyn, z zaczerwienionymi oczami patrząc na ciebie, jakby nie mógł uwierzyć, że właśnie przed nim stoisz.
Od razu znalazłaś się przy nim, ocierając jego mokre policzki naciągniętym rękawami swetra. Bałaś się, że może coś go boli, lub lekarze nie zauważyli innego zranienia.
— Emil, kochanie co się stało? Coś cię boli? Nie możesz się ruszać? Czemu płaczesz? — zaczęłaś oglądać go z każdej strony.
Chlipanie przerodziło się w głośny płacz, a zdrowa ręka chłopaka objęła cię ciasno w pasie.
— Wybacz mi [zdrobnienie], nie chciałem tego powiedzieć! Ja wcale tak nie myśle, kocham cię, nie odchodź! — Emil przycisnął swoją twarz do twojego brzucha, a jego łzy zaczęły przeciekać przez sweterek.
Musiałaś zagryść wargę, aby się nie roześmiać. Wtopiłaś swoją dłoń w miękkie włosy Nekoli, delikatnie go głaszcząc. Zawsze go to uspokajało.
— Emil, przestań płakać, nigdzie się nie wybieram! Tak samo nie jestem zła za to co powiedziałeś, ale cieszę się, że przemyślałeś sobie wszystko.
Blondyn uniósł gwałtownie głowę, z uwielbieniem patrząc na twoją uśmiechniętą twarz.
— Nie zasługuje na ciebie, aniele...
Odlożyłaś kartę i portfel, który cały czas trzymalas w drugiej ręce na stoliczek obok i usiadłaś obok chłopaka, kładąc mu dłoń na udzie. Tym razem twój uśmiech nie był już taki przyjemny jak wcześniej. Emil wzdrygnął się i spiął, czując chłód i groźbę w twoim głosie.
— Aniołki to ty zobaczysz, jak następnym razem mnie nie posłuchasz i rzeczywiście sobie coś zrobisz.
— Już nie będę [__]... — uniosłaś brew, słysząc jak się zawachał. Od razu dodał — obiecuje.
Z satysfakcją cmoknęłaś swojego chłopaka w policzek i zerwałaś się z łóżka.
Dzwonek przy drzwiach zadzwonił, a twoja twarz od razu zalała fala ekscytacji.
— Ah! Nareszcie jedzenie!
Z satysfakcją cmoknęłaś swojego chłopaka w policzek i zerwałaś się z łóżka. Kolacje zjedliście przy przyjemnej rozmowie w łóżku, oczywiście po tym, gdy pomogłaś łyżwiarzowi zdjąć narciarskie ubrania. Emil kleił się do ciebie przez cały wieczór dziękuj w duchu za tak wyrozumiałą dziewczynę.
[dop.aut. Bo na ciebie nie można się długo gniewać skarbie]
UWAGA MOI DRODZY!
Chciałam wam oznajmić, że ta książka pomału się kończy. Jest to ostatni rozdział przeze mnie zaplanowany, dlatego mam do was dwie sprawy.
1) chciałabym napisać dla was ostatnie scenariusze, dlatego zostawcie w komentarzu was pomysł, wybiorę którąś z propozycji!
2) Inna książka: na moim profilu są również inne scenariusze, z Naruto i Haikyuu, dlatego kieruje do was pytanie. Które z nich chcielibyście, abym zaczęła pierwsze? Co prawda z Naruto jest już kilka rozdziałów, jednak chciałabym się skupić na jednych.
Dziękuje za całą aktywność, kocham was❤️;^;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro